The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Grudnia 21 2024 19:35:10   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Ja i moje paranoje 9


9.
Były w moim poprzednim życiu takie chwile, kiedy na ułamek sekundy zapominałem jak się oddycha. Zwykle kiedy któreś z rodziców po raz kolejny, dość wylewnie, okazało mi swoją wrogość, lub kiedy ktoś w szkole zamierzył się na mnie chcąc zadać cios. Były też chwile, kiedy to Marcel zapierał mi dech w piersiach, i to wcale nie w ten pozytywny sposób. Teraz, patrząc na jego twarz, na której odmalowywały się kolejno zdumienie, radość, zaskoczenie i w końcu zrozumienie i gniew, po raz kolejny w swoim niezbyt długim żywocie zapomniałem jak się oddycha. Stałem naprzeciw niego, choć nie mam zielonego pojęcia w jaki sposób się tu znalazłem. Chyba się teleportowałem, bo jeszcze chwilę temu siedziałem z Miłoszem i chłopakami w pizzerii.
Co teraz? Co teraz?
- Hej! Kto to? - spytał Miłosz pojawiając się nagle u mego boku. Objął mnie za szyję z łajdackim uśmieszkiem, mierząc Marcela i Antka ciekawskim spojrzeniem.
- Więc to tak – westchnął Marcel. - Kiepskiej wymówki użyłeś, żeby się mnie pozbyć.
- Co? Ja?! Ja się ciebie pozbyłem? - Byłem wstrząśnięty jego słowami. Co on sobie właściwie wyobrażał, że zwali winę na mnie? Odepchnąłem Miłosza, który ewidentnie próbował stroić sobie żarty. - Ty chyba sobie żartujesz! - wypaliłem bez namysłu, nagle rozeźlony. - Trzy miechy siedziałem zamknięty w pokoju, na mocnych prochach i pod strażą. Tylko na terapię mnie wypuszczali, a i to na smyczy, zawsze ktoś mi towarzyszył. A kiedy byłem w szpitalu, TY, mój podobno najlepszy kumpel nawet jednego smsa nie raczyłeś wysłać. Za to kiedy już mnie stamtąd wypuścili i starzy zabrali mnie do domu, zastałem tam moje rzeczy w pudłach, te same, które od miesięcy walały się po twoim mieszkaniu. I to wszystkie! Chyba nieźle się namęczyłeś, żeby to wszystko znaleźć, co? Dzwoniłem, pisałem, a ty nic. I kto tu kogo się, kurwa, pozbył?! Może gdybyś chociaż raz odebrał ten zapchlony telefon i ze mną pogadał zamiast zachowywać się jak dupek, to inaczej by się to skończyło! - Prawie krzyczałem, czym zwróciłem na nas uwagę ludzi w pizzerii. Było mi to jednak obojętne i Marcelowi raczej też, bo zaraz odwdzięczył się i po swojemu wyskoczył do mnie w mordą.
- Dupek?! Dupkiem jest ten, kto tatusia wysyła, żeby zerwał z kumplem, zamiast samemu się pokazać, kołku! A numer zmieniłem, bo wcale nie chciałem z tobą gadać!
- Co ty pieprzysz?! Na serio myślisz, ze wysyłałbym mojego starego gdziekolwiek? A już na pewno nie do ciebie, palancie.
- Tak? To dlaczego twój stary przylazł i powiedział, ze prosiłeś go, żeby ze mną porozmawiał?
- Nie mam pojęcia i mnie to nie obchodzi. Mój stary to pijak i złodziej, całe życie mną pomiatał, aż w końcu stwierdziłem, że rzygać mi się chce od tego wszystkiego.
- Co ci się stało, Patryk? - spytał nagle Marcel przyglądając mi się uważnie, jakby widział mnie po raz pierwszy w życiu. - Jeszcze nigdy nie widziałem, żebyś się tak zachowywał, czy mówił. To w ogóle do ciebie nie pasuje – pokręcił głową. - Wolałem cię w poprzedniej wersji.
- O? wolałeś mnie jako ciotowate popychadło? Przykro mi, ale tamto zdechło w samotności zamknięte na cztery spusty w więzieniu rodziców, po tym jak najlepszy przyjaciel opuścił go w potrzebie. Nie czuję się winny – oznajmiłem pewny siebie, czym najprawdopodobniej przypieczętowałem swój los, gdyż Marcel zrobił swoją popisową zabójczą minę, po czym odwrócił się na pięcie i odszedł. Zrobił to tak nagle, że stojący cichutko z boku Antoś zdezorientowany spojrzał na mnie, po czym na odchodzącego brata. Chyba chciał jeszcze coś powiedzieć, ale ostatecznie zrezygnował i poszedł za Marcelem.
Może byłem głupi, bo zamiast pójść za nimi i wszystko wyjaśnić stałem jak ten kołek, gapiąc się na oddalającą się sylwetkę, ale jakoś nie byłem w stanie się ruszyć. Westchnąłem ciężko i odwróciłem się do trzech muszkieterów stojących za mną.
- I czego się szczerzycie? - spytałem grzecznie lustrując wzrokiem ich ucieszone miny.
- Co to było?! - domagał się odpowiedzi Bartuś wyszczerzony od ucha do ucha, który zapewne wyczuł pismo nosem. Nawet Jareczek, który połknął kijeczek miał na ustach rozbrajający uśmiech.
- Nic takiego – wzruszyłem ramionami. W swoim dawnym życiu pewnie bardziej bym się tym wszystkim przejął, jednak teraz byłem bardziej wyluzowany, pewny siebie i przygnębiony, żeby o tym myśleć. Nie mogłem jednak zignorować tych ich łobuzerskich uśmieszków i pytających spojrzeń. - Dobra, później, okej? Najpierw skończmy pizzę i idźmy się upić.
Odpowiedział mi chór głosów żywo zainteresowanych proponowanym przeze mnie planem działania. Kiedy Jarek i Bartek ochoczo wrócili do knajpki, Miłosz położył mi dłoń na ramieniu.
- Jest dobrze? - spytał.
- Jest super – odparłem, ale chyba miałem nietęgą minę, bo uśmiechnął się pocieszająco.
- Idziemy?
- Da! - odparłem znanym mi jeszcze z podstawówki rosyjskim zwrotem. - Da, sra, tralala – dodałem wesoło nie wiedzieć po co. Miłosz zmarszczył brwi.
- Nu szto? - wzruszyłem ramionami.
- Odbija ci – stwierdził.
- Tak! Odbiło mi, zbzikowałem, dostałem fioła. Ale powiem ci coś w sekrecie – powiedziałem, cytując ulubiony tekst z „Alicji w Krainie Czarów”. - Tylko wariaci są coś warci – zakończyłem prezentując mu szeroki wyszczerz, z którym wyglądałem zapewne jak idiota.
- Dobra, dobra, panie Carroll – uśmiechnął się pobłażliwie. - Wracamy do chłopaków, a potem nam wszystko wypłaczesz.
- Muszę się napić – stwierdziłem.
Skończyliśmy pizzę i ewakuowaliśmy się do najbliższego baru. Zanim jednak tam dotarliśmy zostałem już wstępnie przesłuchany. Pytania były raczej sztampowe, w stylu – co to, kto to, kto na górze? Po wypiciu większej ilości alkoholu język mi się rozwiązał i wyrzuciłem z siebie wszystkie żale, nie pomijając najważniejszych szczegółów, zanosząc się przy tym wyjątkowo niemęskim szlochem i siąkając w chusteczki i serwetki podsuwane mi przez chłopaków.
Potem przeszliśmy do kolejnej knajpy, gdzie humor mi się poprawił i skończyło się na tym, że wróciliśmy grubo po północy, choć nie mam pojęcia jak. Faktem było jednak, że obudziłem się w swoim łóżku z kacem gigantem. Wszyscy byli dla mnie wyjątkowo mili przez następne kilka dni, aż w końcu się wkurzyłem i kazałem im się... kochać. Pewnie potajemnie stroili sobie ze mnie żarty, ale zrobiło mi się lżej kiedy wyrzuciłem z siebie to wszystko. I o ile Bartolini i Jarek ograniczali się tylko do miłych gestów i ciepłych słów, to Miłosz napastował mnie, wciąż pytając dlaczego po prostu nie pójdę i wyjaśnię tego z Marcelem, a czasami wręcz napastował bym wreszcie coś zrobił. A ja się uparłem, jak ten osioł, czekając nie wiadomo na co. Chyba na jakiś znak z niebios, lub z bliższej okolicy.
Nie wiedziałem tylko, że znak pojawi się tak szybko...

Kilka dni po zdarzeniu przed pizzerią, w knajpie, w czasie przerwy nagle zauważyłem znajomą twarz. Chłopak wyglądał jak zakonnica na zjeździe dziwek, poczułem się więc zobowiązany, by wyratować go z opresji. Rozpychając się łokciami (tutaj tylko tak da się przejść), dotarłem do niego.
- Antek, co ty tu robisz?! - złapałem go za przedramię i pociągnąłem za sobą nie czekając na odpowiedź. Przepychając się między bywalcami, co niektórych racząc soczystymi przekleństwami, dotarliśmy do kuchni, gdzie ignorując mamroczącego Zbigniewa od razu naskoczyłem na chłopaka.
- Zwariowałeś? Wiesz co to za okolica? Kurwa, człowieku, tutaj lepiej się nie włóczyć samemu!
- Ten gość, który wtedy z tobą był powiedział gdzie cię szukać. Miałem powiedzieć Marcelowi, ale nie był zainteresowany. Ciągle udaje obrażonego, chociaż w nocy płacze w poduszkę.
- Marcel? Płacze?! - nie mogłem wyjść ze zdumienia. No chyba go słoneczko za bardzo pogrzało. Marcelino nie był płaksą, to do niego niepodobne.
- Tak, a w przerwach między szlochaniem, a wpadaniem w histerię wymyśla ci od najgorszych, życząc powolnej, bolesnej śmierci w męczarniach.
- No tak, to już bardziej do niego pasuje – stwierdziłem, czując ulgę, że mężczyzna mojego życia jednak się nie zmienił od czasu, kiedy widziałem go po raz ostatni.
- Przyszedłem, żeby cię poprosić, byś z nim porozmawiał – Antek postawił sprawę jasno, czego jak najbardziej spodziewałem się po kimś spokrewnionym z Marcelem.
- Przykro mi, ale jeśli tylko po to przyszedłeś, to możesz już wracać. Mogę cię odprowadzić kawałek, jeśli chcesz – zaproponowałem, a że nie protestował, zdjąłem fartuch i uprzedziłem Zbigniewa, że wychodzę. Kiedy znaleźliśmy się na ulicy zauważyłem, ze Antoni przygląda mi się z zainteresowaniem.
- Co? - spytałem niepewnie.
- Rzeczywiście Patyś gdzieś zniknął – odparł. - Wcześniej byłeś trochę bardziej... no wiesz, jakby nieśmiały, niezdecydowany. Zdominowany przez Marcela.
- Marcel zdominował mnie już w pierwszej chwili, kiedy mnie zobaczył – mruknąłem pod nosem.
- Tak, słyszałem o tym – zaśmiał się krótko. - Ale teraz wydajesz się być bardziej pewny siebie. Może nawet szczęśliwy.
- Szczęśliwy nie, ale zadowolony z siebie, owszem – sprostowałem.
- Z tego, że zostawiłeś przeszłość za sobą? - spytał.
- Tak.
- I że opuściłeś Marcela?
- Wcale tego nie zrobiłem.
- Więc jak to nazwiesz?
- Antek, sorry, że to powiem, ale jesteś cholernie stronniczy, wiesz? Znaczy, wiem, że Marcel to twój brat, ale człowieku, ja sam nie wiem co się właściwie stało, więc odpuść sobie.
- Chcesz wiedzieć?
- Chcę – zatrzymałem się. Antoś stanął naprzeciw mnie z poważną miną. I tu brakowało mi, jak cholera, głosu Chajzera mówiącego: oto moment prawdy! Omal nie parsknąłem śmiechem, kiedy sobie to wyobraziłem, stwierdziłem jednak, że mogłoby to dziwnie wyglądać, więc się powstrzymałem.
- Bo widzisz, Marcel miał bardzo ważny powód, by się nie odzywać tyle czasu.
-Okej. Jaki?
-Kiedy trafiłeś do szpitala, twoi rodzice przyszli do niego. Byli naprawdę zasmuceni, a twoja mama płakała i prosiła, żeby Marcel nie miał ci za złe, że nie chciałeś osobiście się z tym do niego zwracać. Wyobraź sobie jakie to musiało być przekonywujące, skoro Marcel im uwierzył!
- Tak, moi rodzice są świetnymi aktorami. Całe życie się tego uczyli, a ćwiczyli na mnie.
- Tak, więc twój ojciec powiedział, że nie chcesz się już z nim widzieć, a po tej historii z próbą samobójczą...
- To nie było samobójstwo! - przerwałem. Może w końcu sprostuję tę pomyłkę. - Po prostu za dużo wypiłem, a wcześniej wziąłem leki i tak wyszło! Nie miałem zamiaru się zabijać.
- Okej. Dobrze to słyszeć. I dobrze by było, gdyby Marcel też o tym usłyszał.
- Może kiedyś. Co dalej? - pospieszałem. Widziałem jego minę, kiedy olałem jego słowa i chyba nie był zadowolony, że tak luźno podchodzę do tej sprawy.
- Powiedzieli mu, że zostajesz w szpitalu i że lepiej będzie jeśli Marcel będzie się trzymał od ciebie z daleka.
- A on się na to zgodził? Na serio?!
- A co miał robić? Nie wiedział nawet gdzie jesteś tak naprawdę, jedyne co mógł zrobić to posłuchać i oddać twoje rzeczy.
- I poddać się bez walki – dodałem. - Jakie to wygodne – prychnąłem.
- A ty nie byłeś wygodny? Też nic nie zrobiłeś, żeby wyjaśnić to wszystko, prawda?
- Ja, mój drogi, byłem tak naszprycowany że nie wiedziałem gdzie góra a gdzie dół. Tyle w temacie, okej. Chcesz wierz, nie chcesz to nie. Do Marcela nie pójdę.
- Kurwa, chyba mnie szlag trafi! - wykrzyknął nagle Antoś wznosząc wzrok i ręce do nieba. Zdumiałem się niesamowicie. I odsunąłem trochę, tak na wszelki wypadek. Ledwo znałem gościa, nie miałem pojęcia na co go stać, kiedy się wścieknie.
- Wiecie co? Obaj jesteście cholernie uparci! W dodatku zachowujecie się jak dzieci. Kurde!
- Dobra, dobra, spoko Antoś, wyluzuj – uspokajałem podnosząc ręce w obronnym geście. Jeszcze mi się rykoszetem dostanie, czy cuś.
- Słuchaj! Pójdziesz do niego i pogadacie, tak?
- To było pytanie, czy polecenie?
- Idź, po prostu idź! Błagam, bo ja już nie zniosę telefonów w środku nocy, ani całego tego jęczenia, którego muszę słuchać!
- Aż tak z nim źle? - zdziwiłem się. Jakoś mi to nie pasowało do Marcela, ale przecież Antek nie kłamałby w takiej sprawie. Chyba.
- Tak. Dlatego proszę, pogadaj z nim chociaż.
- Dobra – westchnąłem. W głębi ducha wiedziałem, że mnie to nie minie. Nadszedł czas na konfrontację z przeszłością, tylko czy nasz bohater będzie w stanie wziąć się w garść i stanąć na wysokości zadania? No dobra, teraz z lekka przesadziłem...
- Naprawdę? - Antoś chwycił mnie za ramię tak mocno, że aż jęknąłem, wbijając we mnie pełne nadziei spojrzenie. Z tej odległości mogłem ponownie stwierdzić, iż chłopak jest bardzo podobny do Marcela. Miał takie samo harde spojrzenie.
- Tak, naprawdę, tylko już mnie puść – poprosiłem. Niech się dzieje wola nieba, trzeba to w końcu załatwić.
Idziemy od razu! - zadecydował Antoni.
- Nie teraz, słońce, jestem w pracy. Ale jutro pójdę, dobrze? - zaproponowałem, powoli wyciągając obolałe ramię z silnego uścisku.
- Trzymam za słowo! Ale jak nie przyjdziesz to ze skóry obedrę! - zagroził z taką samą zaciętością z jaką zrobiłby to jego brat.
- Obiecuję, z ręką na sercu, że jutro przyjdę i pogadam z Marcelem.
Antoś odetchnął z ulgą i w końcu mnie puścił. Ręka mi zdrętwiała.
Odprowadziłem go aż do końca „złej” ulicy, żeby biedaczka nikt po drodze nie napadł, po raz kolejny zapewniając, że porozmawiam z Marcelem nazajutrz. Upewniłem się, że nic mu nie grozi i dopiero wtedy wróciłem do knajpy. Zbigniew łypnął na mnie złym okiem, mamrocząc coś pod nosem. Zignorowałem go jednak i zająłem się swoją robotą.
Wróciłem do mieszkania Miłosza skonany i z mieszanymi uczuciami. Zanim rzuciłem się na łóżko zerknąłem na zegarek. Było wpół do drugiej po południu. Marcel był jeszcze w pracy, o ile w niej był. Mógł mieć przecież wolne, ale o tym nie wiedziałem, a uznałem za bezsensowne dzwonić do Antka i pytać go o to. Pomyślałem, że po prostu poczekam na osiemnastą, bo o tej godzinie zwykle kończył pracę i wtedy pójdę, choć szczerze powiedziawszy najchętniej wziąłbym prysznic i rzucił się na łóżko. Praca w knajpie nie była zbyt męcząca, raczej upierdliwa, za to poranna zmiana w piekarni dawała mi w kość. Całą noc byłem na nogach, po czym do południa obsługiwałem klientów, a w dzień odsypiałem. Jak długo można tak pracować?
Chciałem się przespać przed wyjściem, ale za nic nie mogłem zasnąć. Wciąż układałem sobie w głowie plan rozmowy jaką miałem przeprowadzić z Marcelem, choć wiedziałem, że i tak najpewniej wszystko szlag trafi. Chciałem go zapytać o tyle rzeczy, a drugie tyle mu powiedzieć, czy też wygarnąć.
Wkurzony wstałem i poczłapałem pod prysznic. Dosyć zastanawiania się, trzeba działać. Iść i załatwić sprawę raz i dobrze. Choć, najpierw może się ubiorę.











Komentarze
Leukonoe dnia czerwca 26 2013 01:25:58
Naprawdę ciekawie jest obserwować ta ewolucje Patryka. Coraz bardziej mi się podoba jako bohater smiley
ichigo15 dnia wrzenia 21 2013 15:14:06
podoba mi się opis tego co Patryk myśli i jego zmiana, kiedy można spodziewać się kolejnych rozdziałów? I ogólnie przyjemnie czyta się twoje teksty smiley
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum