The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Grudnia 21 2024 19:36:26   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Długa droga 8


Rozdział 8,
w którym mgła prowadzi do dziwnych zdarzeń


„We wszystkich wielkich dziełach chwali się wspaniałego, dzielnego bohatera. Nieustraszonego rycerza o złotym sercu, który ratuje piękne damy i powala dzikie bestie. Ale prawda jest taka, że ten bohater nie ma oczu dookoła głowy i zarobiłby sztych w plecy, szybciej niż jesteście w stanie powiedzieć <>. Żaden historyczny heros nie dokonał swoich wielkich czynów sam. Bohater jest niczym bez swojej drużyny. Dlatego może warto pamiętać, że śnieżnobiały rumak i legendarny miecz nie czynią was bliższych dokonania wielkich czynów. Jeśli faktycznie chcielibyście ich dokonać, lepiej zabrać ze sobą przyjaciół, tych samych co wyciągają cię z rynsztoka, kiedy wino jest zbyt mocne i bez wahania chwycą pałkę, jeśli w karczmie potrącisz kogoś o słabych nerwach. Przyjaciel, który pilnuje ci pleców, jest lepszy niż najbardziej lśniąca zbroja.”
Loren Sanvick, „Dziennik z podróży”

Saris w duchu odetchnął z ulgą, kiedy Torquen ruszył za złodziejem. To, że dał się złapać na przyglądaniu mu było głupie, a teraz nie miał siły na żadne słowne utarczki. I podejrzanie ciężko przychodziło mu powstrzymywanie się przed ponownym spojrzeniem w stronę ładnie wyrzeźbionej klatki piersiowej mężczyzny. Niby nie był nawet w jego typie, ale nie dało się zaprzeczyć, że miał niezwykle harmonijną, wręcz posągową sylwetkę, a złotawa opalenizna dodawała owym przyjemnym dla oka kształtom uroku.
Uporał się wreszcie ze sprzączkami skórzanej kurtki i wstał, żeby poszukać w bagażach suchej koszuli. Gdy się odwrócił jego wzrok napotkał kolejny, niepokojąco przyjemny widok.
Anuril także musiał zmienić mokre ubranie i właśnie ściągał górne okrycie przez głowę. Cóż, łucznik za to dokładnie wpisywał się w typ Dreikhennena. Miał jasną, gładką skórę, pozbawioną blizn czy jakichkolwiek niedoskonałości, jego sylwetka była szczupła i giętka, dokładnie taka jaką lubił. Delikatnie zarysowane mięśnie w połączeniu z typową dla elfów lekką strukturą kości dawały wrażenie gracji i zwinności, ale przy tym siły. Łucznik podchwycił jego wzrok.
Saris szybko odwrócił się w kierunku swoich bagaży i zaklął w myślach wyjątkowo szpetnie. Świetnie, pierwszy raz zdarzyło się że przebierają się przy sobie i dwa razy w ciągu kilku minut został przyłapany na gapieniu się. Cudownie. Powoli przestawał się dziwić, że ludzie reagowali na Harlandczyków tak, a nie inaczej.
Narzucił na siebie pierwszą z brzegu koszulę i zajął się sznurowaniami pod szyją. Mimo wysiłków jego oczy raz jeszcze uciekły w stronę smukłego elfa… i tym razem to on szybko uciekł spojrzeniem. Saris przełknął ślinę.
Normalnie nie przywiązywałby do tego większej wagi, z tym że nagle atmosfera między nimi dwoma stała się… bardziej napięta. To nie mogło być przecież napięcie seksualne, ale wymienili między sobą jeszcze kilka ukradkowych zerknięć, a kiedy ich wzrok znowu się spotkał, Luxuris uśmiechnął się do niego delikatnie.
Miał bardzo ładny uśmiech, kiedy po jego ustach nie błąkał się ten niezadowolony grymas, Anuril był wręcz uderzająco piękny.
Zrobiło się bardzo ciepło, ale Dreikhennen zwalił to na ognisko. Siedział naprzeciw elfa jak na szpilkach i teraz miał nadzieję, że Torquen wróci jak najszybciej. Jeśli rzuci jakiś typowy dla siebie komentarz, to wszelkie myśli związane z erotyzmem natychmiast ulecą z jego głowy.
Jak się jednak okazało, nie potrzebna do tego była nawet obecność Riffczyka – wystarczyło, że usłyszał jego imię. Imię wykrzyknięte w dość paniczny sposób, należy dodać.
Znowu spojrzeli na siebie z elfem, tym razem ze zdziwieniem. Nie zastanawiając się długo, Harlandczyk chwycił swój miecz i pobiegł w stronę, skąd dobiegał głos Shivu.
- Co się stało? – zapytał patrząc na zdezorientowanego i wyraźnie przestraszonego złodzieja.
- Torquen… wszedł do tego pomieszczenia i… tak jakby… zniknął.
- Jak to zniknął? – spojrzał ze złością na jąkającego się chłopaka.
- Nie wiem! Chyba podłoga się tak jakoś… rozsunęła. Tam musiała być jakaś zapadnia, było zbyt ciemno żebym dostrzegł mechanizm. Ja po prostu… znalazłem te drzwi, dotknąłem rzeźbienia i się otwarły, a Torquen tam wszedł i musiał uruchomić pułapkę, próbowałem go ostrzec, ale…
- Cholerny idiota – warknął Saris. – Czy on zawsze musi się w coś wpakować?! Głupi, nierozsądny, bezmózgi kretyn! Idę po niego – oznajmił.
- Zaczekaj, nie wiemy co to za pułapka! – zaoponował Lokijczyk. – Pozwól mi sprawdzić, możliwe, że on…
Dreikhennen go nie słuchał. Zacisnął tylko zęby i przekroczył próg.
Bo to przecież nie jest możliwe. Niemożliwe, żeby zginął. Na pewno żył, musiał żyć. To była tylko głupia zapadnia, najemnik spadł do jakiegoś lochu poniżej, to wszystko. A on po prostu pójdzie za nim, znajdzie go i wyciągnie jego upośledzone dupsko na powierzchnię.
Trzymając się tej myśli ruszył w głąb ciemnego pomieszczenia. Mocno zaciskając dłoń na rękojeści miecza ostrożnie stawiał kroki, spodziewając się, że lada moment ziemia pod nim się rozstąpi. Jednak nic takiego nie nastąpiło. Doszedł do przeciwległej ściany bez najmniejszych przeszkód. Odwracając się, niemal wpadł na podążającego krok w krok za nim Anurila.
- Co ty tu robisz? – burknął, nie wiedząc czy bardziej zirytowało go, że elf tak lekkomyślnie ruszył za nim, czy że poruszał się tak bezszelestnie, iż zdał sobie sprawę z jego obecności, dopiero gdy praktycznie na niego wszedł.
- Pomyślałem, że przyda ci się pomoc – oznajmił Luxuris obojętnie. – I trochę światła – dodał wyciągając z kieszeni pulsujący białym blaskiem niewielki kamień.
- Co to takiego?
- Ruil. Bardzo rzadki kamień, wydobywany tylko w okolicy miasta srebrnych elfów. Prezent od ojca.
- Hmf – odburknął wojownik tylko, ale z ulgą przyjął fakt, że nie będą błądzić w kompletnych ciemnościach. – Pułapka chyba uruchomia się przy nadepnięciu na szczególną płytkę, musimy znaleźć która to i…
Nie skończył zdania, bowiem przy kolejnym poruszeniu stopy pomieszczenie nagle zadrgało i po chwili ze ścian wyrosła kolejna, odcinając im drogę wyjścia. Przez chwilę w milczeniu stali w, znacznie teraz zmniejszonej, komnacie. Otaczały ich wyłącznie gładkie, kamienne ściany.
- No pięknie – mruknął Dreikhennen w końcu.
Elf zdawał się jednak niezrażony sytuacją, uniósł ruil odrobinę wyżej i rozejrzał się po pustym pokoju, jakby łudził się, że znajdzie tu jakiekolwiek wskazówki. Gdy nic takiego nie napotkał, z wciąż żelaznym opanowaniem, podszedł do rogu pomieszczenia i zaczął na próbę dotykać różnych cegieł, przesuwając się wzdłuż ściany. Saris przyglądał się tym zabiegom ze zmarszczonymi brwiami, lecz nim zdążył cokolwiek powiedzieć, palce łucznika natrafiły na coś i przy akompaniamencie cichego zgrzytu, kamienie przed nimi rozsunęły się jak drzwi, za nimi natomiast ciągnął się długi korytarz. Wojownik patrzył na to z otwartymi ze zdziwienia ustami.
- Chodź – pogonił go elf. – Nie znajdziemy Torquena stojąc w miejscu, a znając go lepiej się pospieszyć, zanim zdąży wpakować się w jeszcze większe tarapaty.

*

- Zostań tu – rozkazał Anuril, ruszając w ślad za Dreikhennenem.
- Jasne – odparł złodziej odruchowo. Sięgnął do torby przewieszonej przez ramię. Wydobył z niej niewielki flakonik, którego część zawartości wylał na znalezioną tam również szmatkę. Była lekko wilgotna, ale nie powinno to sprawiać problemów. Szybko owinął ją na znalezionym obok krótkim kiju i przytknął do niej tlące się jeszcze lekko polano. Buchnęły płomienie. Z tak zaimprowizowaną pochodnią, bez dalszych rozmyślań natychmiast wszedł do pomieszczenia w ślad za towarzyszami. Nim jednak zdążył do nich podejść, komnata zatrzęsła się niespodziewanie i tuż przed jego nosem nagle wyrosła kamienna ściana. Przez chwilę wpatrywał się w nią z dezorientacją.
Chciał cofnąć się z powrotem do drzwi, wykonując nieuważny krok w tył, jego stopa natrafiła na pustkę. Zamachał rozpaczliwie rękami próbując złapać równowagę, niestety bezskutecznie. Runął w dół.
Na szczęście odległość okazała się niezbyt duża. Wylądował w komnacie poniżej, pochodnia spadła kawałek dalej, rzucając krąg złotawego światła na brudną podłogę. Kamienną i bardzo twardą podłogę, o czym przekonał się złodziej upadając na nią z dwóch metrów. Chyba nic poważnego mu się nie stało, ale z pewnością zarobił kilka paskudnych siniaków, a wstając przekonał się, że rozbite kolano pulsuje tępym bólem. Dokuśtykał do źródła światła i w migotliwym blasku przyjrzał się pomieszczeniu. Przypominało trochę jakieś lochy, chociaż nigdzie nie dostrzegł ani krat, ani łańcuchów. Właściwie nie dostrzegł zupełnie nic, tylko nagie ściany, w niektórych miejscach pokryte dziwacznymi symbolami, a naprzeciw wejście do zaciemnionego tunelu. Zatrząsł się znów czując napływ tego tajemniczego zimna.
Po co ktoś miałby budować coś takiego?
- Torquen! – krzyknął na próbę, ale odpowiedziało mu tylko chłodne echo. Przełknął ślinę i spojrzał niepewnie w stronę pogrążonego w mroku korytarza. Mężczyzna musiał skierować się właśnie tam, nie było innego wyjścia. Skrytobójca sprawdził, czy broń znajduje się na miejscu. Żałował teraz, że nie wrócił się po kuszę, ale teraz już za późno.
- No dobra – mruknął do siebie starając się dodać sobie odwagi. – Drużyna razem stawia czoła niebezpieczeństwu, co?
Wolno ruszył w stronę tunelu. Utykał lekko na jedną nogę, ale ból nie przeszkadzał tak bardzo jak ten przeszywający chłód i niepokojąca obecność czegoś… dziwnego.
Droga do zbawienia wiedzie przez piekło.
Serce niemal mu stanęło gdy znów usłyszał w swojej głowie ten przerażający, chóralny głos. Nie cofnął się jednak i chociaż ze strachu drżały mu dłonie, wszedł w głąb korytarza.

*

Saris i Anuril przesuwali się ostrożnie w bladym świetle rzucanym przez ruil. Zdawało się, że szli już strasznie długo, ale natrafili jedynie na kilka dziwnych symboli na ścianach. Niektóre były wydrążone, inne zapisane kredą, a niektóre sprawiały wrażenie nabazgranych krwią. Nie przypominały jednak runów związanych z magią krwi, właściwie to nie przypominały niczego, z czym Saris kiedykolwiek miał do czynienia. Na dodatek od jakiegoś czasu robiło się nieznośnie gorąco. W zatęchłym powietrzu unosiło się coś odurzającego, od czego nie mógł zogniskować myśli. Kręciło mu się w głowie, a nogi drżały mu lekko. Ukradkiem spojrzał na towarzysza, wyglądał jakby czuł się podobnie. Zwykle blade policzki pokrywał delikatny rumieniec, a szafirowe oczy błyszczały jeszcze bardziej niż zwykle, jego uchylone usta szybko łapały oddech.
Był niesamowicie pociągający.
Cholera, skąd u niego takie myśli, w takiej sytuacji? Błąkali się po jakiś mrocznych katakumbach, w których bogowie wiedzą co się czai, a mózg złośliwie podsuwał mu wizję zgrabnego ciała łucznika, które miał okazję przed chwilą zobaczyć.
Anuril mu się podobał, w zasadzie śmiało mógł go nazwać swoim ideałem, a wojownik był niezwykle wybredny w tej kwestii. Tak naprawdę w całym życiu podobała mu się może garstka facetów, a od śmierci Araena prawie wcale o tym nie myślał. A teraz miał wrażenie, że tłumiona od trzech lat frustracja seksualna nagle zapragnęła o sobie przypomnieć z całą swoją siłą.
- Widzisz to?
Dreikhennen drgnął wyrwany z zamyślenia i zatrzymał się w ostatnim momencie prawie wpadając na elfa. Podążając za jego wzrokiem spojrzał na ziemię. Pod ich stopami wiła się gęsta, czerwona mgła.
- Co to takiego? – zapytał zachrypniętym głosem. Teraz, kiedy Luxuris stał tak blisko niego serce waliło mu jak młotem.
- Nie wiem, ale… – Anuril także brzmiał dziwnie słabo. – Musi być… w tym coś odurzającego… To może być… jakiś gaz… Ależ jest gorąco…
Wojownik poczuł, jak łucznik opiera się o niego dla zachowania lepszej równowagi i przez ciało przebiegł mu dreszcz rozkoszy, tak silny jakby rażono go prądem. Anuril pachniał cudownie, subtelnie i świeżo i Sarisowi zdawało się, że może przez ubranie wyczuć jego rozgrzaną skórę. W głowie miał kompletny mętlik. Nie do końca zdając sobie sprawę z tego co robi, musnął ustami gładką szyję, którą elf wyeksponował, odchylając głowę na jego ramię. Dreikhennen poczuł wyraźnie, jak jego towarzysz zadrżał czując pieszczotę, a po chwili obrócił się i wplatając palce we włosy wojownika, przyciągnął go do pocałunku.
Mężczyźnie nawet nie przeszło przez myśl, aby oponować. Namiętnie wpił się w delikatne wargi i nie bawiąc się w ceregiele wsunął między nie język. Anuril odpowiedział zaskakująco ochoczo, obejmując go mocno i podejmując grę. Dreikhennen przyparł go brutalnie do ściany i naparł na niego tak mocno, że gdyby pozostała w nim jakaś resztka poczytalności zastanawiałby się, czy przypadkiem nie połamał mu żeber. Tamten jednak wyraźnie nie miał nic przeciwko, sprawnie poruszając ciepłym językiem i z wielką zapalczywością odpowiadając na pieszczoty. Po chwili obu im brakowało powietrza, ale nawet to ich nie zraziło. Całowali się bezładnie, gryząc, wzdychając i chaotycznie łapiąc oddech, dłońmi badając ciało partnera i poruszając niecierpliwie biodrami. Saris miał wrażenie, że stanął w ogniu, tak szaleńczo podniecony nie był chyba nigdy w życiu, miał ochotę przelecieć Anurila tu i teraz, ale nie potrafił się zdobyć aby odsunąć się tak od niego choćby na tyle, żeby pozbawić go spodni.
A potem, zupełnie niespodziewanie, napięcie zaczęło opadać. Wciąż było przyjemnie, ale zaczęła powracać do nich świadomość, ich ruchy zwolniły, aż w końcu odsunęli się i spojrzeli na siebie ze zdziwieniem, szybko jednak odwrócili wzrok z zażenowaniem.
Co to do cholery było?!
- Mgła zniknęła – zauważył Luxuris, ale opanowanie nie wychodziło mu tak dobrze jak zwykle.
Wojownik nie zdążył odpowiedzieć. Cofając się wpadł na przeciwległą ścianę i niechcący trącił coś łokciem otwierając kolejne ukryte drzwi. Nie zdołał odzyskać równowagi i w efekcie przewrócił się za siebie. Przejście zamknęło się na powrót, nim elf zdołał w ogóle zorientować się co właśnie zaszło. Obmacał ścianę w poszukiwaniu jakiegoś mechanizmu, niestety bezskutecznie.
- W porządku?! – krzyknął.
- Tak… – Saris musiał odchrząknąć, bo w ustach czuł dziwną suchość. – Nic mi nie jest – dodał już niemal normalnym tonem.
- Gdzie jesteś?
- Za ścianą – odparł z przekąsem.
- Co widzisz?
- Nic! – warknął zirytowany. – Jest ciemno jak w dupie demona, jak mam coś widzieć?!
Anuril podniósł tlący się blado ruil, który opuścił przypadkiem podczas… podczas tego nieoczekiwanego incydentu. Faktycznie, bez niego raczej niewiele dałoby się tu dostrzec.
- Nie mogę się do ciebie przedostać – poinformował.
- Ja do ciebie też nie.
- Co robimy?
- Spróbuję iść tędy wzdłuż ściany, może znajdę inne wyjście.
„Albo nie znajdę” dodał w myślach. „Albo nikt z nas nie znajdzie i wszyscy zginiemy w ciemnościach w tym wzniesionym nie wiadomo po co labiryncie. Wszystko przez tego pieprzonego idiotę… co mi przyszło do głowy, żeby go ratować? Drużyna, psia mać.”
- Powodzenia – rzucił jeszcze łucznik i ruszył w swoją stronę.

*

Torquen z łomotem upadł na twardą posadzkę. Zaklął szpetnie i niezgrabnie podniósł się na nogi, czując protest obolałych kości. Rozejrzał się, chociaż światło było bardzo nikłe i zdał sobie sprawę, że pomieszczenie w którym się znalazł jest całkowicie puste. Po chwili klapa przez którą spadł zamknęła się nad nim i zatonął w kompletnych ciemnościach.
- Pięknie, kurwa – powiedział głośno, ale odpowiedziało mu tylko mroczne echo. Zastanawiał się, czy nie powinien poczekać tutaj aż towarzysze spróbują go wyciągnąć, ale z żalem zdał sobie sprawę, że wątpliwym jest, iż ktoś zaryzykuje podążeniem w jego ślady. Shivu go lubił, ale jako skrytobójca na pewno miał wysoko rozwinięty instynkt samozachowawczy, Anuril nie lubił nikogo więc pewnie nie zaryzykowałby nawet dla własnej matki, a Saris… no, Saris to był Saris. Na niego na pewno nie mógł liczyć.
Musiał raczej zaakceptować fakt, że był zdany na siebie. Miał nadzieję, że znajdowało się tu jakieś drugie wyjście.
I że Shivu nie mylił się w sprawie braku pająków.
Trzymając się tych myśli ruszył na oślep w poszukiwaniu ściany, a gdy jego dłonie natrafiły na chłodną powierzchnię, ostrożnie ruszył wzdłuż. Po jakimś czasie natrafił na tunel, więc nie zastanawiając się zbyt długo zagłębił się w niego. Tym razem szczerze liczył, że zobaczy światełko na końcu.
Zdawało mu się, że błądzi w mroku potwornie długo, ale o dziwo po jakimś czasie przestało mu to przeszkadzać.
Przecież nie z takich opałów wychodził! Nie był jakimś pierwszym lepszym najemnikiem, był jednym z najlepszych w swoim fachu, ba!, pewnie nawet najlepszym. Nie istniała taka przeszkoda jakiej by nie pokonał, nawet ciemność zaczęła z wolna ustępować. W normalnych warunkach dziwny, fioletowy blask może by go zaniepokoił, podobnie jak owijająca go mgiełka w tym samym kolorze, ale przecież wiedział, że nic nie może go skrzywdzić. To musiała być jakaś magia, a magii ulegali tylko ludzie słabej woli, a on taki nie był. Nie pokonają go jakieś tanie uroki. Z tą myślą parł dziarsko przed siebie, a poczucie własnej siły wzrastało w nim z każdym krokiem. Po jakimś czasie napotkał przed sobą drzwi, które oczywiście bez trudu przed nim ustąpiły. Jednak to co ujrzał za nimi sprawiło, że mimo wszystko cofnął się o krok.
Skąpany w fioletowym świetle, na środku okręgu z którego wychodziło pięć zakrzywionych promieni stał wysoki stwór. Miał niemal ludzką sylwetkę, ale zdecydowanie zbyt chudą, skórę szarą a zbyt długie ramiona zakończone trzema ostrymi szponami. Okrywała go postrzępiona peleryna, a przerażającą twarz o spłaszczonym nosie zdobił nienaturalnie szeroki uśmiech ukazujący rząd ostrych jak sztylety zębów. Oczy płonęły tym samym, fioletowym blaskiem, natomiast z czaszki wyrastało kilka krótkich rogów, otaczając mu głowę niczym upiorna korona.
Ale zaraz, dlaczego miał się obawiać? W końcu był wybornym szermierzem, miałby nie dać rady jakiemuś kościstemu potworowi?
Niedorzeczne!
Z tą myślą dobył miecza i z dzikim okrzykiem runął na bestię. Ta jednak nie próbowała nawet uniknąć ciosu, czekała nieruchomo, a gdy znalazł się już blisko, pochyliła się płynnie i wniknęła w niego jak zjawa.
Torquen opadł na kolana mając wrażenie, że ciało przeszyło mu tysiąc lodowatych igieł. Zawył z bólu i zacisnął powieki, czując mdłości i zawroty głowy. Kiedy w końcu nieprzyjemne sensacje ustały otworzył oczy i zdał sobie sprawę, że znów pogrążył się w całkowitych ciemnościach.
Przez chwilę zastanowił się czy nie zawrócić, ale nie był nawet pewien czy znajdzie odpowiednią drogę. Napotkał kilka rozstajów, ale jego umysł znajdował się w jakimś dziwnym uniesieniu, więc nie próbował nawet zapamiętać gdzie się kieruje. Teraz, gdy jego myśli wreszcie odzyskały względną jasność, dotarła do niego smutna świadomość, że z dużym prawdopodobieństwem zakończy tu swój żywot.

*

Shivu niemal trząsł się ze strachu, z ledwością stawiał kolejne kroki najchętniej rzuciłby się do ucieczki, z tymże nie wiedział gdzie. Od dłuższego czasu krążył po mrocznych korytarzach obserwując niepokojące znaki pokrywające ściany – niektóre chyba narysowane krwią. Najgorsze jednak było dziwaczne, niebieskie światło i mgła, jej sine pasma zdawały się kształtować w szpony, sięgające do niego chciwie, a kiedy indziej w upiornie wykrzywione twarze.
Czuł się wręcz otumaniony, nigdy wcześniej nie doświadczył tak potwornego lęku. Z trudem zwalczał chęć zwinięcia się w kłębek w jakimś kącie, aby z zaciśniętymi powiekami czekać na koniec. Zdawało mu się, że koszmarna wędrówka trwa wieki, ale w oddali słyszał znajomy głos – na granicy świadomości rozpoznał, że to Saris – wyraźnie zgubił się w ciemności i teraz klął na czym świat stoi.
Łotrzyk starał się zgromadzić całą siłę woli, aby do niego dotrzeć. W końcu jednak znalazł się w sporej komnacie i każda myśl o pomocy towarzyszowi natychmiast uleciały z jego głowy. Z gardła wyrwał mu się przepełniony trwogą szloch, od dłuższego czasu z trudem już tłumiony. Teraz jednak wszelka kontrola opuściła jego ciało gdyż na środku pomieszczenia, wśród upiornie niebieskiego światła, stał najbardziej przerażający stwór jakiego widział.
Wysoki i częściowo humanoidalny, o skórze pokrytej łuską. Miał długie szponiaste ramiona i nieproporcjonalnie wielkie, szafirowe ślepia przecięte pionową źrenicą jak u gada, spłaszczona twarz przywodziła na myśl węża. Mgła otaczała go niczym macki, a ze zniekształconej czaszki wyrastały po bokach dwa guzy imitujące rogi.
Shivu dusił się własnym płaczem, nie miał nawet sił aby krzyknąć. Nogi wrosły mu w podłogę, całe ciało miał jak sparaliżowane, mógł tylko stać i obserwować jak potwór się do niego zbliża, z bolesną niemal powolnością. Gdy znalazł się tuż przed nim, zdołał jedynie zacisnąć powieki, aby nie musieć z bliska patrzeć w te ogromne oczy, bo był pewien że ich spojrzenie z każdą chwilą popychało go bliżej szaleństwa.
Potem wypełnił go okropny chłód i zapierający dech w piersiach ból, a po chwili…
Wszystko ustało.
Zatoczył się do tyłu i wsparł wolną ręką o ścianę, aby nie upaść. W drugiej wciąż ściskał pochodnię, teraz będącą już jedynym źródłem światła. Przez jakiś czas zdezorientowany łapał gwałtownie powietrze rozglądając się po opustoszałej komnacie.
„Co to do cholery było?”, myślał rozpaczliwie, starając się jakoś ułożyć ostatnie wydarzenia w całość. „Nawdychałem się czegoś? Może to ta mgła, tak to musiało być to…”
Z rozmyślań wyrwało go niedalekie, aczkolwiek bardzo zdenerwowane, „kurwa”.
- Saris! – krzyknął rozpoznając głos. – Tutaj! – nie zastanawiając się dłużej pognał w stronę skąd dobiegał hałas. Tak jak mu się wydawało, mężczyzna nie znajdował się daleko.
- Miałeś zostać na zewnątrz – fuknął Dreikhennen marszcząc brwi groźnie, chociaż w jego oczach odmalowała się ulga.
- Nie chciałem was zostawiać – mruknął złodziej i choć jemu samemu to wyjaśnienie zdawało się dziwne, to twarz wojownika wygładziła się.
- Idiota – burknął, lecz już łagodniejszym tonem.
- Całe szczęście, że był tu idiota, który pomyślał żeby zabrać jakieś światło – chłopak nie mógł powstrzymać się od nuty ironii.
- Radziłem sobie dobrze – odparł Saris wyniośle.
- O, tak – łotrzyk uśmiechnął się krzywo. – Słyszałem.

*

Znów pojawiła się ta dziwna mgła, tym razem jednak złotawa, nie czerwona. Anuril starał się oddychać w rękaw kurtki, jako że ostatnio to dziwne zjawisko doprowadziło do… bardzo nieoczekiwanych efektów. Ale tym razem nic złego się nie działo, wręcz przeciwnie, gdy wolno przemierzał ponury korytarz natrafił na sporą komnatę. Komnatę po brzegi wypełnioną złotem i klejnotami. Bogactwa zdawały się samoistnie wytwarzać oślepiający blask, przez chwilę gapił się na to zjawisko z uchylonymi ustami.
A potem padł na kolana i zaczął zagarniać skarby do siebie jak szaleniec.
Cholera, należało mu się w końcu! Za to wszystko, co mu zrobili. Za całą ich pogardę, za to że przez te wszystkie lata znosił kpiące spojrzenia w milczeniu, teraz należała mu się nagroda. Obiecywał sobie, że kiedyś im pokaże, i teraz, z tym, będzie mógł… będzie mógł zrobić wszystko…
Znajdował się w stanie bliskim ekstazie. Pozwolił, aby brzęczące monety przesypały się w jego dłoni, czując jak serce wali mu w piersi ze szczęścia. Niemal nie zwrócił uwagi, gdy przed nim wyrósł wysoki stwór, paskudny i tłusty, o złotych rogach wygiętych w dół niczym u górskiej kozicy. Elf zareagował jedynie zgarniając bliżej do siebie drogocenne znaleziska.
- Zostaw – warknął, ale nie mógł się zdobyć, aby nałożyć strzałę na cięciwę. Musiałby wtedy wypuścić swoje nowe bogactwa z zaciśniętych pięści, a nie miał zamiaru tego robić. – Nie zbliżaj się, to moje! – krzyczał szaleńczo, zgarniając skarby do siebie i cofając się niezgrabnie w tył, gdy potwór sunął powoli w jego stronę. Wreszcie łucznik znalazł się w miejscu, skąd nie miał już jak uciec, więc zrobił jedyne, co wydało mu się sensowne – położył się nakrywając skarby własnym ciałem. Wtedy poczuł nagłe, obezwładniające uderzenie chłodu i zimna, jakby tysiąc lodowych ostrzy przebiło mu skórę. Zawył, krótko i żałośnie, po czym rozciągnął się po kamiennej posadzce jak długi. Zamiast nienaturalnego, złotego blasku pomieszczenie znów skąpało się w łagodnym świetle ruila.
Komnata była pusta.

*

- Uważaj – Shivu złapał Sarisa za rękaw i wskazał posadzkę, na której kłębił się wydzielający lekkie światło obłok. Tym razem jednak miał inny kolor, zgniło-żółty, mdlący. – To jakaś dziwna substancja, otumania i…
- Wiem – burknął wojownik i wyszarpnął się gwałtownie, śladami złodzieja zakrywając sobie twarz aby uniknąć wdychania narkotycznej mgły.
Całowanie się z Anurilem było dziwne, ale gdyby przypadkiem rzucił się na tego dzieciaka… nawet nie chciał o tym myśleć. Ale, na szczęście, teraz nie towarzyszyły mu takie uczucia jak ostatnio, nie było wszechogarniającego gorąca, ani przyjemnego dreszczu podniecenia. Czuł coś zupełnie innego, czego nie potrafił nazwać, dziwne napięcie, jakby niepokój i gniew jednocześnie.
Przyspieszył kroku, przypominając sobie, że gdzieś tu ciągle błądzą Anuril i Torquen, tylko we dwóch. Mogli się już odnaleźć nawzajem i też natrafić na tą dziwną mgłę…
Nie wiedzieć czemu, myśl że mogli właśnie leżeć gdzieś na podłodze, otumanieni i ogarnięci nienaturalnym pożądaniem całować się i zdzierać z siebie ubrania sprawiła, że poczuł ukłucie gniewu.
Szedł więc szybko, starając się wyrzucić z głowy podobne wizje. Mgła gęstniała coraz bardziej i teraz cały korytarz był już jasno oświetlony – u jego końca znajdowały się drzwi, a w nich…
- Araen – chciał krzyknąć, ale ze ściśniętego gardła wydobył się tylko zdławiony szept.
- Saris… mówiłem, żebyś tego nie wdychał – warknął Shivu. – Tam nic nie ma, musimy zawrócić – próbował pociągnąć towarzysza z dala od komnaty, nazbyt wyraźnie pamiętając co stało się, kiedy on wszedł do podobnej, ale mężczyzna odepchnął go z całej siły. Mimo szczupłej postury miał jej sporo, więc drobny złodziej uderzył w ścianę tak mocno, że na dłuższą chwilę go zamroczyło. Dreikhennen nie zwrócił na to najmniejszej uwagi.
Jego ukochany stał na wyciągnięcie ręki. Wyglądał tak, jak go zapamiętał – czarny mundur oficera Kruków idealnie dopasowany do smukłej sylwetki, czarne włosy ścięte równo z linią ramion, grzywka zebrana w tył i spięta w niewielki kucyk, aby nie zasłaniała widoczności. Jasna skóra ozdobiona ciemnymi, runicznymi tatuażami, ciągnącymi się ukośnie od skroni na podbródek po obu stronach twarzy. Drapieżne rysy, migdałowate oczy w kolorze nieba tuż przed świtem, wysokie kości policzkowe, wąskie usta. Spiczaste uszy zdradzające domieszkę elfiej krwi, lewe przekłute trzema srebrnymi kolczykami. Niewielka blizna nad prawą brwią. Lewy kącik wargi minimalnie uniesiony bardziej w górę. A gdyby się uśmiechnął, dostrzegłby że lewy kieł jest lekko ułamany, przez co wydawał się jakby ostrzejszy.
- Araen…
- Tęskniłem, meì‘umril – powiedział miękko i Saris niemal załkał słysząc jego śpiewny głos.
- Meì‘umril… – odparł cicho zmierzając do kochanka jak zahipnotyzowany. Wtem jednak zza pleców półelfa wychynął jakiś dziwny stwór. Wysoki i chudy, o paskudnych żółtych oczach i trójkątnej, nieludzkiej twarzy pozbawionej nosa. Wyciągnął cienkie, szponiaste ramiona oplatając nimi wiotką talię Araena. Ten jednak nie przestraszył się, wręcz przeciwnie, z lekkim uśmiechem oparł się plecami o potwora i sięgając w tył czule pogładził zapadnięte policzki.
- Co to jest? – wojownik aż przystanął zaskoczony.
- Och… – mężczyzna uśmiechnął się lekko z rozmarzeniem. – Nie myślałeś chyba, że czekałem na ciebie w samotności, meì‘umril… – wygiął się lekko z przyjemności, gdy długi język polizał go przeciągle po smukłej szyi.
- Nie! – krzyknął, czując jak opanowuje go gwałtowny gniew wyszarpnął miecz z pochwy. – Zostaw go!
- Saris, nie! Nie zbliżaj się do demona! – wrzasnął Shivu, ale tamten nie zwrócił na niego najmniejszej uwagi. Z szaleńczym okrzykiem runął na bestię, chcąc wyrwać z jej władczych objęć swego uśmiechniętego kochanka. Jednak gdy znalazł się na tyle blisko, aby zadać cios Araen rozpłynął się w powietrzu, a stwór, ukazując w uśmiechu ostre zęby nachylił się i wniknął w ciało Dreikhennena.
Zachwiał się pod wpływem rozrywającego bólu. Broń z brzękiem upadła na kamienną posadzkę. Z jego ust wyrwał się dźwięk przypominający skowyt zranionego wilka, gdy sięgnął rękami do skroni, jakby chciał wyrwać z umysłu kłębiące się w nim uczucia.
Fizyczne cierpienie minęło równie gwałtownie, jak się pojawiło, ale szybko za nim zatęsknił. Było znacznie lepsze od tego psychicznego.
Widok twarzy Araena, jego głos… Wciąż niezabliźnione rany rozgorzały nowym ogniem, znów zalał go rozrywający żal i mdlące poczucie winy, sprawiając, że od razu sięgnął do srebrnej gwiazdy zawieszonej na szyi. Kiedy jego dłoń natrafiła na pustkę miał ochotę wrzasnąć, rozpacz i gniew trawiły go od środka jak pożar doprowadzając niemal do szaleństwa. Przez chwilę miał ochotę po prostu rzucić się na własny miecz.
Shivu wpatrywał się w niego z przerażeniem. Wyraźnie Saris zobaczył tam coś znacznie gorszego niż on, bo już dłuższy czas nie podnosił się z kolan. Wreszcie złodziej odważył się podejść bliżej i ostrożnie dotknął jego ramienia. Wyczuł, że to drży lekko od z trudem wstrzymywanego szlochu.
- Już w porządku – mruknął trochę niezręcznie. – Demon już zniknął.
Wojownik uniósł się wolno. Głębokie cierpienie wymalowane na twarzy dodało mu kilka lat i sprawiło, że serce skrytobójcy ścisnęło się ze współczucia, chociaż nie darzył mężczyzny najcieplejszymi uczuciami.
- Przepraszam – szepnął tamten z wyraźnym trudem. – Że cię zaatakowałem. Nie byłem sobą.
- Kiedy jesteś „sobą” też nie do końca zasługujesz na order dla najlepszego przyjaciela. Powiedzmy, że niespodziewane znokautowanie wliczam w koszty przebywania w twoim towarzystwie – wyjaśnił lekko. Nie chciał okazywać współczucia, bo domyślał się że Dreikhennen nie jest osobą, która by coś takiego zaaprobowała. Zamiast tego udawał, że nie dostrzega błyszczących w kącikach oczu z trudem powstrzymywanych łez. – Chodź, powinniśmy znaleźć Anurila, a przede wszystkim Torquena. Pozwalając mu błąkać się tu samemu ryzykujemy, że w każdej chwili może nam się na głowy zawalić sufit.
- Tak – potwierdził Saris chrapliwie. – Czymkolwiek było to, co przed chwilą spotkaliśmy i tak nie może być bardziej niebezpieczne od tego idioty.

*

Mgła znów się pojawiła. Tym razem w Torquenie wzbudziło to poważny niepokój, ale ten po chwili ustąpił.
Było mu ciepło, a przyjemne dreszcze przechodziły jego ciało, ogarnęła go przyjemna senność, a jednocześnie ekscytacja. Tunel, skąpany teraz w czerwonym świetle, stawał się coraz bardziej nierealny, jak we śnie. Gdy jego oczom znów ukazała się komnata, łudząco podobna do tamtej poprzedniej w ostatnim odruchu świadomości chciał się wycofać, jednak istota którą dostrzegł w środku sprawiła, że szybko porzucił ten zamiar.
To była kobieta, na dodatek niezwykle piękna a na domiar wszystkiego, niemalże naga. Kilka złotych łańcuszków oplatała jej nad wyraz kształtne ciało, duże piersi, smukłą talię i przyjemną krągłość bioder, a niewielki skrawek jasnego materiału osłaniał jej łono, zaplątując się później między długie nogi. Na ten widok krew od razu spłynęła mu w dół, kumulując się przyjemnym ciepłem poniżej podbrzusza.
Podszedł do niej bezmyślnie, a kiedy w końcu udało mu się oderwać spojrzenie od różowych sutków mógł stwierdzić, że twarz istoty także jest niezwykle piękna. Miała wspaniałe oczy, w kolorze jasnej, chłodnej zieleni. Te oczy w zestawieniu z wszechogarniającą czerwienią z czymś mu się skojarzyły, ale nie potrafił sobie przypomnieć co takiego. Bezwiednie wyciągnął dłoń, aby dotknąć idealnie gładkiej skóry na ramieniu kobiety, jednak coś mu przerwało.
- Torquen!
Odwrócił się w kierunku wyjścia sali i nagle przypomniał sobie, skąd znał te oczy. Saris. I chociaż teraz jego włosy miały brązową barwę ze względu na schodzącą farbę, to najemnik wciąż pamiętał jak ta lodowata zieleń komponowała się z czerwonymi jak ogień, nierównymi kosmykami.
Ale zaraz, co cholerny Saris robił w jego fantazji erotycznej?
Chociaż z drugiej strony… Nagle wizja, że ten hardy wojownik miałby się nim zająć do spółki z półnagą pięknością wydał się nad wyraz kuszący. Uśmiechnął się głupio na tę myśl.
- Odsuń się od potwora! – krzyknął Dreikhennen biegnąc w jego stronę z obnażonym mieczem.
Jakiego potwora? Poprzedni stwór może i był potworem, ale potwory z pewnością nie miały takich cycków.
Z rozanieloną miną odwrócił się do swej przyszłej kochanki. Tym razem jednak zamiast urodziwej twarzy dostrzegł zniekształcony dziwacznie pysk bestii, w którym płonęły czerwone ślepia a po jej obu stronach zwijały się rogi przypominające rogi barana.
Nie zdążył się nawet cofnąć ze zdziwienia, bo istota uśmiechnęła się paskudnie ukazując ostre niczym szpilki zęby i nachyliła się, wnikając w niego płynnie.
Rozrywający ból i mdłości znów spadły na niego jak grom, sprawiając, że opadł bezwiednie na kolana. Przez chwilę starał złapać oddech, a Saris przypadł do niego i ujął jego twarz w dłonie sprawdzając, czy nic mu nie jest. Najemnik odpowiedział mu tępym spojrzeniem.
- Skoro to koniec moich erotycznych wizji, to dlaczego nadal tu jesteś? – zapytał kretyńsko, zanim zdał sobie sprawę, że nie jest to do końca coś co chciałby powiedzieć. Dreikhennen uniósł tylko brwi pytająco, ale nim zdążył się odezwać rozległ się głos Shivu.
- Hej, znalazłem Anurila, a on mówi, że widział schody. Nic mu nie jest? – zapytał jeszcze wskazując na wciąż klęczącego mężczyznę.
- Trudno stwierdzić, gada bez sensu jak zawsze – odparł wojownik ostrożnie.
- To świetnie, zabieraj go i zmywajmy się stąd, naprawdę nie chcę tu już niczego spotkać.
Harlandczyk pociągnął za sobą towarzysza i po chwili dołączyli do dwóch pozostałych kompanów. Przez jakiś czas w milczeniu przemierzali korytarz aż Torquen zaczął niepewnie:
- Te, um, erotyczne wizje… to nie do końca… znaczy, eee…
- Po prostu się zamknij – fuknął Saris. – Naprawdę nie chcę wiedzieć co się kołacze po tym twoim pustym łbie.
Riffczyk przystał na to chętnie, postanowił nie poruszać tego tematu, przynajmniej dopóki nie będzie miał pewności, że jego umysł pracuje już jak należy.
Nadspodziewanie szybko udało im się trafić do wyjścia, chociaż korytarze zdawały się żyć własnym życiem, co jakiś czas odsuwając przed nimi ukryte przejścia, które jednak doprowadziły ich bezpośrednio do celu. Wywoływało to niepokojące wrażenie, że to miejsce chce, żeby się z niego wydostali, ale w końcu było to znacznie lepsze, niż gdyby chciało ich zatrzymać.
Gdy dostrzegli drzwi w oddali rzucili się do nich niemal biegiem i nie tracąc zbyt wiele czasu oporządzili konie, bez słowa zgadzając się, że powinni jak najszybciej opuścić to miejsce.
Burza już ucichła, nad równiną wstawał szary, chłodny świt spowijając wysoką trawę w pasma szarej mgły. Pachniało wilgotną ziemią, a w powietrzu wciąż unosił się metaliczny posmak ozonu. Pierwsze promienie wschodzącego słońca igrały w ciężkich kroplach rosy.
Jechali w milczeniu, zmęczeni i wciąż oszołomieni ostatnimi przeżyciami.
- Drzwi – mruknął Shivu, jakby do siebie. Towarzysze spojrzeli nań pytająco, a on odpowiedział im ponurym wzrokiem spod czarnego kaptura. – Powinniśmy byli zamknąć tamte drzwi – dodał, po czym na powrót zwinął się w siodle.











Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

wietne! wietne! 100% [1 Gos]
Bardzo dobre Bardzo dobre 0% [adnych gosw]
Dobre Dobre 0% [adnych gosw]
Przecitne Przecitne 0% [adnych gosw]
Sabe Sabe 0% [adnych gosw]
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum