Rozdział 8 – Prawdziwe oblicze strachu
– Zmieniłeś mnie – rzucił ni stąd ni zowąd Łukasz, przygryzając zębami końcówkę pędzla. Sebastian spojrzał na niego znad książki, która bynajmniej nie była podręcznikiem, i uniósł pytająco jedną brew.
– To wyrazy uznania, oskarżenie, czy też zwykła zachęta do głębokiej, filozoficznej debaty o życiowych zmianach? – zapytał konkretnie. Bo już doświadczenia wiedział, że takie stwierdzenia w ustach Łukasza mogły oznaczać dosłownie wszystko.
– Ani to ani to – odparł Łukasz. Wiercąc się, poprawił swoją pozycję na niewielkim murku oddzielającym deptak od plaży, który wcześniej uznał za idealne miejsce do malowania krajobrazu. Sebastian nie miał nic przeciwko, gdyż siedział na ciepłym piasku, plecami opierając się o kamienną podmurówkę i czytał powieść fantastyczną, którą mu pożyczyła koleżanka z uczelni. Majówkowy wyjazd na plażę do Kołobrzegu zdecydowanie przypadł mu do gustu, choć oficjalnie wybrali się tam tylko dlatego, że Łukasz potrzebował tchnienia Weny twórczej. Sebastian pozwalał więc swojemu chłopakowi poszukiwać natchnienia w morskich falach, kiedy sam byczył się na plaży i rozkoszował pierwszymi porządnymi promieniami Słońca tego roku.
– Po prostu kiedy maluję, pozwalam swoim myślom płynąć swobodnie – ciągnął dalej Łukasz po chwili namysłu i rozglądania się po piasku. – I przed chwilą przyszło mi do głowy, że gdyby z cztery lata temu ktoś mi powiedział, że będę w szczęśliwym związku z facetem i wyjadę wbrew woli rodziców do Poznania studiować malarstwo oraz że zamieszkam z wyżej wspomnianym osobnikiem w jednym mieszkaniu i jeszcze będzie mi się to podobać…
– Zabiłbyś gościa śmiechem? – podsunął jakże uczynnie Sebastian, unosząc nos ledwo co ponad książkę.
– Może nie śmiechem… to byłoby zbyt niedorzeczne, żeby mnie rozśmieszyć – uznał Łukasz, obracając pędzel między palcami. – Pewnie po prostu uznałbym, że koleś nie nadaje się na wróżkę… oraz że zdecydowanie powinien zmienić psychiatrę.
– Okej, dobra, rozumiem. Ostatnie lata naprawdę były nie do przewidzenia – odparł Sebastian. – Ale co, nie powiesz mi przecież, że to wszystko to moja wina?
Łukasz parsknął śmiechem i spojrzał na Sebastiana, jakby postradał ostatnią klepkę.
– A co, moja? – spytał ironicznie.
– No ja za ciebie nie spakowałem walizek i nie przywlokłem tyłka do Poznania! – oburzył się Sebastian, odkładając książkę na bok.
– Och, proszę cię. Od ciebie się wszystko zaczęło. Chyba nie sądzisz, że zrobiłbym to wszystko dla kogoś innego? – parsknął Łukasz, kręcąc głową.
– To wcale nie znaczy, że to moja wina – próbował dalej dyskutować Sebastian, ale Łukasz szybko to uciął:
– Twoja i kropka.
I wtedy Sebastian poczuł, że już lepiej nie ciągnąć tego dalej.
– Masz rację. Moja – przyznał wreszcie. – Ale z drugiej strony… Czy to źle? W sensie… czujesz, że cię zmieniłem na gorsze? Nie podoba ci się to? – zwątpił.
Łukasz spiorunował go zimnym spojrzeniem i pokręcił głową, jakby rozmawiał z idiotą.
– Czy ja mówiłem, że coś jest w tym wszystkim nie tak? Nie mówiłem. Ale nie powiem też, że teraz na sto procent moje całe życie jest takie, jakie ma być, bo to nieprawda. Sporo rzeczy się spieprzyło – przyznał chłopak w zamyśleniu. – Kiedyś między mną i moimi rodzicami całkiem nieźle się układało, a teraz sam wiesz jak jest. Z ojcem praktycznie nie gadam, a jak już przypadkiem odbierze telefon, to od razu woła moją mamę. Z nią też jest jeszcze nie do końca poukładane, ale z drugiej strony mam wrażenie, że jestem z nią o wiele bardziej szczery teraz, niż przed kilkoma laty.
– No i dogadujesz się z kuzynami – przypomniał mu Sebastian.
– Faktycznie, reakcja Przemka i Oskara była naprawdę miłym zaskoczeniem – przyznał Łukasz, drapiąc się po nosie. Nie zauważył, że przez to zostawił sobie niebieskawo-białą smugę na twarzy od farby. Sebastian za to od razu to dostrzegł, lecz uśmiechnął się tylko pod nosem i postanowił poczekać, aż Łukasz sam to odkryje wieczorem przed lustrem. – Ale za to Dominik kiedy się dowiedział to zadzwonił, nawrzeszczał do mnie jakiś głupot, zdziwił się mocno kiedy mu zacząłem na te bzdury odpowiadać normalnie, jak człowiek, i w sumie od tego czasu intensywnie zaprzecza mojemu istnieniu. Tak intensywnie, że powoli zaczyna mnie to bawić.
– Kiedyś bardziej się przejmowałeś tym, jak reagowali ludzie wokół – dodał Sebastian.
– Może trochę.
– Trochę? – zaśmiał się chłopak i by udowodnić swoją rację podniósł się z piasku, chwycił Łukasza za kark i pocałował go krótko. Ten, mimo lekkiego zdziwienia, zupełnie się nie opierał. – Widzisz? – rzucił lekko Sebastian z uśmiechem. – Kiedyś za żadne skarby nie pozwoliłbyś mi tego zrobić w miejscu publicznym.
– Pozwoliłbym ci.
– Może na drugim końcu świata i owszem. Ale ot tak sobie? Wcześniej ciągle rozglądałeś się wokół, by zobaczyć jak inni reagują.
Na plaży w ich pobliżu nie spacerowało zbyt wiele osób. Te, które zobaczyły ich pocałunek, spojrzały na nich ze zdziwieniem, niektórzy z zainteresowaniem, inni ze zniesmaczeniem, ale nikt nie zbliżył się, by otwarcie wyrazić swoją dezaprobatę.
– Teraz też się rozglądam – upierał się Łukasz. – Choć to prawda, bo obecnie chodzi mi tylko o to, czy przypadkiem w krzakach nie czai się banda dresów z kijami bejsbolowymi, dla których pięści to jedyne akceptowalne argumenty.
– Jesteś wiecznym pesymistą – wytknął mu Sebastian, wywracając oczami.
– I znowu się mylisz – zaprzeczył ponownie Łukasz, schodząc z murku i siadając obok swojego chłopaka na piasku. – Jestem realistą. A ty idealistą. Choć teoretycznie powinno być inaczej, skoro masz umysł ścisły a ja zmysł artystyczny… A jednak to ja cię muszę raz po raz sprowadzać na ziemię i przypominać ci, że mimo wszystko Polska wciąż nie jest najbezpieczniejszym krajem dla ludzi żyjących tak jak my. Więc może i nie mam nic przeciwko pocałunkom na plaży, to jednak… nie rób tego zbyt często, dobra? Bo nie chcę być – jak to ująłeś – pesymistą, ale kiedyś nam się może za to naprawdę poważnie oberwać.
– Nawet nie wiesz, jak mnie to wkurwia – warknął Sebastian, splatając ręce na klatce piersiowej i wbijając oczy w kamienie na piasku. – Niby nie robisz nic złego, ale zawsze znajdzie się jakiś ważniak, który spojrzy na ciebie jak na śmiecia i zacznie ci robić wykład, jak to nie potrafisz się dostosować do normalnie funkcjonującego społeczeństwa!
Łukasz zaśmiał się tylko, odchylając głowę i patrząc prosto w błękitne, zasnute pierzastymi chmurami niebo.
– Seba, Seba… choć jesteś mądry, inteligentny i cholernie zdolny, to jednak nawet ty świata nie zmienisz.
– Może i nie zmienię – przyznał chłopak. – Ale ponarzekać sobie chyba mogę, prawda? Niech ten kraj wie, że nie jestem z niego zadowolony – żachnął się.
– A czego oczekujesz? W jakim kraju chciałbyś żyć? – zapytał Łukasz. Wcześniej się jakoś poważniej nad tym nie zastanawiał, ale był pewien, że Sebastian ma coś na myśli.
– W takim, który choćby prawnie akceptowałby to, że istnieją takie związki, jak nasz – odparł bez namysłu chłopak.
– Słowem: związki partnerskie. O to ci chodzi? Przecież już o tym u nas rozmawiali – zauważył Łukasz.
– Ano rozmawiali. I co z tego wyszło? Nic, zero, null. Wielkie, okrągłe jajo. A teraz temat przycichł i pewnie wszystkie pięknie brzmiące ustawy szlag trafi – prychnął Sebastian sceptycznie.
– W ciągu kilku następnych lat pewnie ktoś znowu poruszy ten temat i może coś się uda ugrać – powiedział Łukasz z iskierką optymizmu w głosie.
– Pewnie? Może? Daj spokój – parsknął Sebastian burkliwie. – Jesteśmy młodzi, potrzebujemy takich rzeczy teraz! A tak to dorośniemy i zestarzejemy się w tym kraju, przyzwyczaimy się do życia ukradkiem i na pół gwizdka, staniemy się zgorzkniali, pogodzeni z polską rzeczywistością… – westchnął ponuro. – Kiedy oni wreszcie dadzą nam związki partnerskie, nam już będzie wszystko jedno – dodał proroczym tonem.
– I to mnie nazywasz pesymistą! – zaśmiał się Łukasz. Z jednej strony chciał się odgryźć Sebastianowi za wcześniej, ale też poczuł gwałtowną potrzebę zmiany tematu. Słuchanie przeczuć swojego chłopaka odnośnie ich przyszłości wcale nie sprawiało mu frajdy. Czy nie powinni przypadkiem snuć młodzieńczych wielkich, nierealistycznych planów? Nie powinni wierzyć w to, że wszystko im się uda? Oczami wyobraźni widzieć lepszego jutra?
Łukasz naprawdę uważał, że wizja Sebastiana była zbyt ponura, by okazała się prawdą. Mimo to coś gorzkiego przeskoczyło mu w żołądku. Nieznośna myśl, że obojętnie jak długo i wytrwale by się nie stawiał i nie opierał, to zawsze znajdą się kolejne przeszkody do pokonania.
Z drugiej strony: dopóki miał Sebastiana, dopóty mógł walczyć.
*
– To kiedy masz te egzaminy kwalifikacyjne? – zapytała Matylda, czyszcząc niespiesznie ekspres do kawy, który jak zwykle zaczynał mieć już swoje humorki i trzeba z nim było zrobić porządek.
Łukasz nie wdał się w zbyt zażyłe stosunki z ludźmi z pracy. Lubił ich i miło mu się z nimi współpracowało – rzadko kiedy występowały jakieś spięcia. Mimo to nie zawiązał tam żadnych wielkich przyjaźni.
Matylda zawsze zachowywała się przyjaźnie w stosunku do niego. Najpierw pomogła mu się oswoić z niektórymi maszynami, choć potem rzucała komentarze, jakby cała robota Łukasza była jej zasługą. Takie podejście u kogoś innego irytowałoby Łukasza niepomiernie, jednak Matylda zawsze gadała z nim jak z dobrym kumplem, więc chłopak nie czepiał się tych kilku słabostek.
Czasami jak mieli trochę mniej ludzi z rana, Matylda z Łukaszem rozmawiali luźno na wiele niepowiązanych ze sobą tematów. Na przykład o planach na przyszłość.
– Już niebawem – westchnął chłopak, marszcząc czoło na samą myśl.
– Przygotowujesz się jakoś do nich?
– Żartujesz? – parsknął. – Już parę miesięcy temu wyczytałem wszystko, co można było wyczytać i wypytałem o to każdego, kto mógł mi cokolwiek sensownego powiedzieć. Wiem, czego się mogę spodziewać, co jest zawsze, co jest często, a czego nie ma prawie nigdy. Ale ta wiedza wcale nie znaczy, że się mniej stresuję.
– Ale ćwiczysz, tak? Malujesz coś raz czasem? – dopytywała dalej.
Była plotkarą jak ich mało. Łukasz uważał ją za nieocenione źródło informacji o wszystkim i wszystkich, aczkolwiek pilnował przy niej swojego języka. Mógł być miły, ale wiedział, że lepiej tej pannie nie mówić zbyt wiele. Tak na wszelki wypadek.
– Czasem? Codziennie macham pędzlem, póki mi ręka nie będzie odpadać – odparł lekko Łukasz.
– I mimo to się stresujesz? – zdumiała się szczerze.
– Samo machanie pędzlem jeszcze z nikogo artysty nie czyni – mruknął ponuro Łukasz.
A wtem do rozmowy wtrącił się znienacka trzeci głos:
– No tak, bo ty poczujesz się artystą dopiero, gdy sam Michał Anioł wstanie z grobu i cię o tym zapewni.
Słysząc to, Łukasz wywrócił oczami.
– A ty tu czego?
– Za ile kończysz? – zapytał Sebastian, nie zważając na burkliwy ton swojego chłopaka.
– Za wieczność.
– Czyli dokładnie za dwadzieścia minut – odparła Matylda z uśmiechem. – Łukasz, czemu nie mówiłeś, że znów przyjdzie ten twój przystojny kolega? Umalowałabym się ładniej czy coś… – zaśmiała się, dając Łukaszowi kuksańca.
– Mówiłem ci już, że malowanie się nie ma sensu, bo mój kolega jest zajęty – odpowiedział Łukasz i złapał za ścierkę, żeby powycierać dopiero co zwolniony stolik. – Seba, posadź się w kącie i poczekaj, aż skończę, jasne? Żadnego przeszkadzania mi w robocie, bo utłukę jak psa – zagroził.
– Spoko, spoko, będę grzeczny – obiecał Sebastian i jak powiedział, tak zrobił.
Łukasz wrócił za ladę.
– Zajęty? Łee, wielka szkoda. Jego dziewczyna musi go mocno pilnować – zaśmiała się.
Chłopak westchnął ponownie, ale odpowiedział:
– Jego dziewczyna ma go na oku.
Żeby było weselej, zerknął w kierunku siedzącego w kącie Sebastiana i mrugnął. Ten co prawda nie wiedział o co chodzi, lecz odpowiedział uśmiechem.
– Dobra, jestem wolny. Co tu robisz? – zapytał Łukasz po kilkunastu minutach, pożegnawszy się z Matyldą i paroma innymi osobami. Sebastian był w trakcie odkrywania nowych możliwości swojego telefonu i instalował dziwaczne i mało przydatne aplikacje. Z radością poderwał głowę słysząc, że czas jego nudy dobiegł właśnie końca.
– Przyszedłem po ciebie, żebyś nie musiał tak późno wracać sam do domciu! – oznajmił z szerokim uśmiechem.
– To urocze – fuknął ironicznie Łukasz. – Ale co tydzień wracam sam o tej porze i jakoś cię to wcześniej aż tak nie martwiło. A więc o co naprawdę chodzi, krętaczu?
– Nikt już nie ufa moim czystym jak łza intencjom… – wymamrotał Sebastian pod nosem, ale wreszcie się przyznał: – No dobra, zapomniałem kluczy do mieszkania. Zadowolony?
Łukasz wywrócił oczami. Tego się właśnie spodziewał.
– To mogłeś od razu powiedzieć, a nie tu na mnie czekać – odparł. – Zdążyłbyś w tym czasie już mi zrobić kolację czy coś… – dodał po namyśle.
– No ale jak już tutaj przyszedłem, to stwierdziłem, że moglibyśmy sobie gdzieś wyskoczyć na miasto. Niedługo masz te egzaminy wstępne, musisz się trochę rozerwać – stwierdził.
– Świetnie. Tylko ciekawe za co? – mruknął. – Bo do mojej wypłaty jest jeszcze trochę czasu, a przed nami jeszcze spory kawałek miesiąca do przetrwania…
Tym razem to Sebastian wywrócił oczami.
– Nic, tylko jęczy i marudzi – mruknął do siebie. Chwycił Łukasza za nadgarstek i stanowczo pociągnął go za sobą. – To pójdziemy na spacer. Jest ładna pogoda i będzie miło i tanio! I nawet zdrowo!
– Ale ja jestem zmęczony… Chcę spać… – próbował jeszcze zaprotestować.
– Każdy czegoś chce, słonko – uciął Sebastian, nie puszczając jego ręki. – Idziemy się dotlenić. Jak masz z tym problem, zadzwoń na bezpłatną infolinię.
– Pieprzona dyktatura – warknął Łukasz pod nosem, ale i tak łaził wraz z Sebastianem po mieście jeszcze dobre czterdzieści minut, nim ten stwierdził, że najwyższy czas na kolację.
*
– Przybyłam! – Tryumfalny okrzyk rozniósł się po całym mieszkaniu, gdy tylko Łukasz otworzył drzwi.
– Matko Boska, co ty tu robisz?! – Gdy chłopak usłyszał dzwonek, spodziewał się zastać na progu którąś z sąsiadek, a nie Ewelinę we własnej rudej osobie.
– No mówię przecież: przybyłam! – powtórzyła. – To mogę wejść czy nie? – zapytała rezolutnie.
– Jasne – odparł Łukasz, odstępując krok na bok, by mogła przejść do pokoju. – Nie spodziewałem się ciebie. Czemu nie zadzwoniłaś wcześniej, że przyjdziesz?
– Bo jak się kogoś uprzedzi, to nie jest to już niespodzianka, nie? – Dziewczyna zrzuciła sprawnie baleriny i zaczęła się rozglądać po mieszkaniu. – A jakbym się spytała, powiedziałbyś pewnie że nie teraz, bo zbliżają ci się egzaminy. A ja dobrze wiem, że wcale nie jesteś zajęty bo się do nich przygotowujesz, tylko bo siedzisz i obgryzasz paznokcie. I dlatego właśnie przybyłam! – wyjaśniła.
Słysząc ich rozmowę, Sebastian wychylił się powoli z kuchni.
– Witam – powiedział spokojnie.
– O! Sebastian, jak mniemam? Już od dawna chciałam cię poznać! – przyznała z uśmiechem.
– Czyżbyś była dziewczyną, która chciała niegdyś poderwać mojego chłopaka? – zapytał Sebastian z nieodgadnioną miną.
– A ty chłopakiem, który sprawił, że taki fajny facet jak Łukasz jest gejem? – odcięła się prędko.
– Hm, słuszna uwaga – przyznał i kiwnął z uznaniem głową.
– Tylko mi się tu nie zacznijcie kłócić – zastrzegł Łukasz z niepokojem.
– Nie będziemy – zapewnił go spokojnie Sebastian. – Jest podobna do Kingi. Polubimy się – stwierdził enigmatycznie.
– Szybko poszło – przyznała Ewelina z namysłem.
Sebastian uśmiechnął się do niej.
– Czyli rozumiem, że chcesz go dzisiaj gdzieś porwać, mimo że za dwa dni ma egzaminy?
– Dokładnie tak – potwierdziła bez cienia skruchy. – Uznałam, że to genialny pomysł.
– Wyrażam sprzeciw – zaprotestował Łukasz.
– Wyrażam aprobatę – skontrował Sebastian i mrugnął do Eweliny. – Przegoń go po mieście, upij i zagadaj. Oddaj przed północą w jednym kawałku. Umowa stoi?
– No ba! Łukasz, lubię twojego faceta – uznała ze śmiechem.
– A ja was nienawidzę. Obojga – syknął Łukasz. – Knujecie, spiskujecie i kolaborujecie. Zdrajcy.
– Ale to z miłości – odparła dziewczyna. – Ubieraj się i spadamy!
– Rozumiem, że u ciebie wszystko w najlepszym porządku? – zapytała Ewelina, rozsiadając się w jednej z wielu poznańskich kawiarni.
– Generalnie nie mam na co narzekać – przyznał Łukasz, samemu się nieco dziwiąc z tego stwierdzenia. – Jeszcze trochę z ojcem mam nieustabilizowaną sytuację, no i nie wszyscy w rodzinie w ogóle wiedzą co się dzieje, ale babcia przyjęła to całkiem nieźle… głównie za sprawą pary gejowskiej, która pojawiła się w jej ulubionym serialu, więc już wiedziała trochę o co chodzi… a dziadek się jej za bardzo nie sprzeciwi, więc jak ona mówi, że nie ma problemu, to nie ma. A mama nawet ostatnio stwierdziła, że trzyma kciuki, żeby mi się udało dostać na ASP. Tak więc w sumie teraz wszystko zależy od tego, jak mi tam pójdzie…
– O to się akurat wcale nie martwię.
– Ale ja się martwię. Za to już za kilka dni będzie po wszystkim, a potem niech się dzieje co zechce…
– Po prostu nie panikuj.
– Wiem, wiem. Jesteś chyba piątą osobą, która mi to powtarza – mruknął Łukasz smętnie. – A co tam u ciebie? – postanowił zmienić temat, bo szczerze miał już dość mówienia o swoim życiu.
– No… – zaczęła ostrożnie dziewczyna. – Trochę się działo ostatnimi czasy.
– O? – zainteresował się od razu Łukasz. Tak się zajął swoimi problemami, a potem ich brakiem, że już od dawna nie wypytywał Eweliny jak jej się wiedzie.
– Jakby to ująć… – zawahała się na moment, żeby zaraz potem zrzucić istną bombę: – Mam chłopaka.
Jej buzia ponownie się rozpromieniła, jakby sama myśl o nim sprawiała jej radość.
Łukasz momentalnie zapomniał o martwieniu się swoim egzaminem i zlustrował twarz przyjaciółki. No tak, teraz to widział jasno i wyraźnie. Dlaczego wcześniej nie spostrzegł jej błyszczących z zadowolenia oczu i rozjaśnionej aparycji?
– Opowiadaj o nim! – zarządził z uśmiechem.
Niesamowite, jak to wszystko wkoło niego nagle zaczęło się układać.
Łukasz spędził ten wieczór słuchając ładnej i uroczej miłosnej historii, która przydarzyła się Ewelinie. Odpowiadało mu to tak bardzo, że zupełnie nie zauważył upływu czasu i nim się obejrzał, dochodziła godzina dwudziesta trzecia.
Śmiał się z jej anegdotek, parował jej riposty i plotkował na różne dziwaczne tematy, czego nie robił już od wieków. Cały ten czas przypomniał mu za co tak uwielbiał towarzystwo Eweliny. Nadawali na dokładnie tych samych falach, rozumieli się wpół słowa, kończyli nawzajem swoje myśli i polecali sobie różne wciągające książki oraz dobrze rozwinięte fabularnie filmy.
– Nie masz pojęcia jak bardzo tego potrzebowałem – przyznał Łukasz, gdy ich wesoły wieczór dobiegał już końca.
– Mam – parsknęła śmiechem Ewelina, szturchając go w żebra niczym młodszego braciszka. – Dlatego właśnie tu wpadłam. Ale ty też musisz wreszcie przywlec swój tyłek do Szczecina – dodała tonem nie uznającym słowa sprzeciwu.
– Jak będę mieć ten uczelniany burdel z głowy, poważnie to rozważę – obiecał. Już od jakiegoś czasu myślał o wstąpieniu na parę dni do swojego rodzinnego miasta, jednak póki co nie mógł się zebrać, a im było bliżej do egzaminów, tym mniej sobie tym pomysłem zaprzątał głowę. Ale wiedział, że już niebawem będzie po wszystkim, więc może odwiedziny u rodziców nie byłyby takim złym planem.
Pożyjemy, zobaczymy.
*
Słoneczna, czerwcowa pogoda doskonale odzwierciedlała uczucia Łukasza. Lekki, ciepły wiatr rozwiewał mu włosy, a świeże powietrze niemalże samo pchało się do jego płuc.
Jeszcze czuł resztki stresu, które dopiero opuszczały powoli jego ciało; jego mięśnie stopniowo ulegały rozluźnieniu, a wielki głaz w żołądku i gula w gardle zaczynały zanikać.
Przed wyjściem uczelni już czekał na niego Sebastian. Zerkał niecierpliwie na zegarek i rozglądał się wokół siebie, aż wreszcie dostrzegł swojego chłopaka.
– Mów jak poszło – polecił, nim Łukasz zdążył otworzyć usta.
Chłopak uśmiechnął się promiennie i splótł ze sobą palce swoich dłoni, by je rozprostować.
– Nie mam bladego pojęcia, ale niczym mnie specjalnie nie zaskoczyli. Nie chcieli ode mnie niczego, czego w ten czy inny sposób bym sobie wcześniej nie przećwiczył, więc… nie wiem jak będzie, ale chyba nie aż tak źle – ocenił Łukasz, starając się oddychać głęboko i spokojnie.
Nie zdawał sobie sprawy, że to będzie dla niego aż taki stres. Dopiero teraz, gdy już było po wszystkim, zaczynał dostrzegać, że naprawdę przez cały egzamin był napięty jak struna. Oby tylko się to nie odbiło na jego pracach.
– A więc idziemy to opić! – ucieszył się Sebastian entuzjastycznie.
– Nie ma takiej opcji! – zgasił go momentalnie Łukasz głosem nieznoszącym sprzeciwu. – Już dwa razy w ciągu tego tygodnia chciałeś mnie upić! Pohamuj się trochę. Możemy iść co najwyżej na lody – zadecydował ugodowo.
Sebastian w pierwszej chwili nie wyglądał na zbyt uradowanego tą myślą, lecz zaraz potem doszedł do wniosku, że lepszy rydz niż nic. Czerwcowy gorąc wszakże mógł poskromić nie tylko zimnym piwem. Lody też się nadadzą.
– Na mój koszt – zaoferował wreszcie.
Łukasz uniósł podejrzliwie jedną brew.
– Ale zdajesz sobie sprawę, że ta oferta nie ma sensu, skoro w gruncie rzeczy i tak mamy wspólną kasę? – zauważył.
Oczywiście mieli oddzielne konta w bankach, ale już jakiś czas temu zaniknął im w rozmowach podział na „moje” i „twoje” fundusze. Czasem Łukasz robił zakupy, czasem Sebastian, a czasem chodzili do sklepu razem i praktycznie bardziej zwracali uwagę na to ile mają w sumie na kontach, niż kto ile ma osobno.
Sebastian wywrócił teatralnie oczami.
– Okej, detektywie. Mama przelała mi dziś trochę forsy i powiedziała, że mam cię gdzieś zabrać w ramach przeprosin, że jej tu teraz nie ma – wyjaśnił wreszcie. – Ale sam wiesz, że klient tak nagle się do niej odezwał i musiała pędzić na lotnisko i lecieć cholera-wie-gdzie.
– Do Anglii, ignorancie – sprostował go Łukasz karcącym tonem. – Mógłbyś się trochę interesować tym, gdzie Dorota w danym momencie przebywa, zwłaszcza jeśli jest to w innej części kontynentu.
– Grunt, że ogarniam kiedy wraca.
– Brawo, jednak nie jesteś wyrodnym synem – zaśmiał się Łukasz. W ramach bardzo poważnej i dojrzałej riposty, Sebastian pokazał mu język.
– Ale nie, na serio chciałaby cię sama o wszystko wypytać – dodał po chwili.
– Daj spokój, przecież nie mam jej za złe, że nie mogła przyjść – odparł Łukasz spokojnie i szczerze. Dorota miała ważne spotkanie i on to doskonale rozumiał. Wystarczyło, że Sebastian był na miejscu.
– Kiedy będą wyniki? – Sebastian przypomniał sobie jeszcze o tej ważnej kwestii.
– Gdzieś chyba za tydzień czy coś koło tego – odparł Łukasz.
– No to nie ma po co tu tak stać. Idziemy na te lody czy nie?
– Prowadź, mistrzu – zaśmiał się Łukasz i ruszył ramię w ramię z Sebastianem do lodziarni, w której zawsze trafiali na coś smacznego. Żar lał się z nieba, więc sama myśl o orzeźwieniu sprawiała mu przyjemność.
– No dobrze, skoro już egzaminy mamy za sobą… albo ty masz za sobą… – Sebastian zamyślił się na moment, aż w końcu zdecydował: – Nie, ja też się tym przejmowałem, więc „mamy” to za sobą… To chyba powinniśmy teraz pomyśleć o jakiś planach na wakacje, co?
– Zawartość mojego portfela podpowiada mi, że z wypadem na Teneryfę w tym roku może być odrobinkę ciężko – odparł ironicznie Łukasz.
– Oj no, nie musisz mnie od razu razić jadem. Ja wiem, że bez szaleństw, ale coś tam moglibyśmy wykombinować. Dajmy na to wziąć namiot i skoczyć na kilka dni nad morze czy coś takiego – zaproponował z nadzieją.
Łukasz zamieszał łyżeczką w swoich śmietankowo-pistacjowych lodach i przez moment myślał nad słowami Sebastiana. Później jednak pokręcił głową.
– Nie, słuchaj, nie teraz.
Widząc, że Sebastian zrobił minę niczym zbity szczeniaczek, chłopak szybko wyjaśnił:
– Chodzi mi o planowanie wakacji. Najpierw chcę poznać wyniki. Bo tak to sobie wymyślimy coś fajnego i już się nastawimy i w ogóle, a potem się okaże że jednak się nie dostałem i wszystko szlag trafi, bo będę musiał kombinować co dalej z sobą zrobić i na pewno nie będę miał ochoty nigdzie się bawić ani plażować.
– Przecież się dostaniesz – zapewnił go Sebastian. – Słońce, nie strachaj.
– Jest ze trzydzieści stopni, a ty mówisz do mnie „słońce”? Chcesz oberwać? – żachnął się Łukasz, zręcznie zmieniając temat konwersacji.
– Ależ skąd. Słuszna uwaga. Czy masz jeszcze jakieś obiekcje co do mojego słownictwa, Wasza Lodowatość?
– Tak. W dzieciństwie przeginałeś z bajkami na dobranoc – skomentował.
– Nie miałem kuzynów, z którymi mógłbym łazić po wsi po nocach, więc jakoś musiałem się sobą zajmować – odciął się Sebastian płynnie. – A teraz wróćmy do wakacji, bo nie popuszczę tego tak łatwo.
– Za tydzień możemy wrócić do tej rozmowy – zapewnił go Łukasz.
– Ale wakacje musimy sobie zaplanować niezależnie od tego czy się dostaniesz, czy nie. Bo chyba nie sądzisz, że jeśli się nie dostaniesz – co mało prawdopodobne – to pozwolę ci siedzieć i przez dwa miesiące się wpędzać w depresję, co?
Łukasz już się zorientował, że Sebastian wpadł w swój tryb uparciucha. Jeśli nie był do czegoś przekonany, Łukasz mógł mu to w miarę szybko wyperswadować. Za to jak już mu się jakiś pomysł wbił do głowy, to żadna siła nie mogła zmienić jego zdania. Cecha ta była momentami przydatna, ale czasem również piekielnie irytująca.
Wywrócił więc oczami i odparł wreszcie:
– Okej, kilka dni pod namiotami nad morzem. Na to się mogę zgodzić.
Sebastian wciąż patrzył na niego wyczekująco.
– I? – zapytał, jakby domagając się kontynuacji.
– Jakie „i”? – parsknął Łukasz. – Człowieku, nie mamy kasy. Czy się dostanę, czy nie, w czasie wakacji pewnie wciąż będę pracować. Nawet rozważam, czy nie zostać tam też w czasie roku akademickiego, może tylko w mniejszym wymiarze godzin, jeśli by się udało. W końcu forsa nam z nieba nie spadnie.
– Ale no! – jęknął Sebastian żałośliwie. – Wakacje to wakacje. Trzeba coś robić. Możemy znaleźć coś taniego i w ogóle, ale… więcej energii Łukasz! Ożyj wreszcie! Już po egzaminach, stres minął, możesz zająć myśli czym innym… i na przykład wykombinować ze mną kilka fajnych wakacyjnych zajęć. Na przykład moglibyśmy zapoznać się lepiej z okolicą i zaplanować parę wycieczek rowerowych. Co ty na to? Żadnych wielkich funduszy do tego nam nie trzeba, wystarczy pogoda i chęci – wyjaśnił z lekkim podekscytowaniem.
Łukasz pokręcił głową, widząc nadmiar energii u swojego chłopaka, ale wzruszył ramionami ugodowo.
– Jeśli właśnie tego rodzaju aktywność wakacyjną masz na myśli, to nie mam nic przeciwko. W sumie ruszenie tyłka z domu i wskoczenie na rower nie wydaje się być takim złym pomysłem… – uznał po rozważeniu słów Sebastiana.
Ten od razu się ożywił.
– Wiedziałem, że się jakoś dogadamy w tej sprawie! – ucieszył się. – Moglibyśmy skoczyć nad jakieś jezioro. Albo nad rzekę. Albo gdziekolwiek… Będę musiał posiedzieć i poszperać trochę, żeby w ogóle ogarnąć co tutaj w okolicy jest fajnego. Bo tak to człowiek siedzi niby w tym mieście, ale kursuje zawsze tymi samymi trasami, do sklepu, na uczelnię, do pracy, do domu i tak właściwie nawet nie wie gdzie tu można sobie pojechać i się zrelaksować – dodał filozoficznie.
– To było głębokie – zakpił Łukasz.
– Świnia! – prychnął Sebastian. – Podcinasz mi skrzydła – dodał oskarżycielsko, dźgając Łukasza wskazującym palcem w żebra.
– Nie, ja tylko sprowadzam cię na ziemię, bo jestem trzeźwo myślącym młodym człowiekiem, który nie łazi z głową w chmurach – odparł, pokazując mu język.
– Ha! – parsknął Sebastian. – Tak sobie wmawiaj! Jesteś artystą i masz bardziej oderwane od rzeczywistości myśli ode mnie, tylko to ukrywasz. Jesteś takim… artystą-tajniakiem.
– Artysta-tajniak? – zaśmiał się Łukasz. – Oj Sebastian! Powiedziałbym, żebyś już więcej nie pił, ale doskonale wiem, że jesteś trzeźwy, co wcale mnie nie pociesza, bo jeśli wymyślasz takie rzeczy bez pomocy procentów to chyba nie ma już dla ciebie ratunku.
– Dla mnie nie było ratunku już wtedy, kiedy się poznaliśmy, ale jakoś cię do nigdy do mnie nie zraziło – wytknął mu Sebastian, szczerząc zęby.
– Dobra, mistrzu. Skoro już wciągnęliśmy dwie gigantyczne porcje lodów, które nam zamroziły organy wewnętrzne, zaplanowaliśmy planowanie wakacji, a także po raz kolejny doszliśmy do wniosku, że jesteś porytym człowiekiem… i ja zresztą też, skoro z tobą wytrzymuję, to proponuję zapłacić i się udać do domu, bo niektórzy z nas mają jeszcze popołudniową zmianę w pracy… nie tak jak pewne obiboki, które będą siedzieć i oglądać „Trudne sprawy” w telewizji.
– Uczyć się! – zaprotestował szybko Sebastian.
– Tak sobie wmawiaj.
– … a poza tym wolę „W-11” – dodał ciszej pod nosem, w torbie szukając portfela.
– Przeczytałbyś jakąś książkę czasami – mruknął Łukasz.
– Pf, większość naszego społeczeństwa nie czyta książek – odciął się. – Przynajmniej w tym jednym aspekcie mógłbym się nie wyróżniać z tłumu.
– Akurat tutaj każdy powinien chcieć się wyróżniać, bo statystyki są wielce poniżające dla naszego narodu.
– Głupsi ludzie są bardziej zadowoleni z życia. Rozważam świadome wybranie głupoty i egzystowanie w błogiej nieświadomości burdelu, który się wokół nas dzieje. A jeszcze jakbym miał się zagłębiać w politykę, to już w ogóle szlag by mnie pewnie trafił, gdybym sobie uzmysłowił co się naprawdę dzieje na tym świecie. – Sebastian wyłożył swój tok rozumowania, wygrzebując z portfela drobniaki.
– Nie jest to zbyt propagowany sposób myślenia, ale z drugiej strony nie mogę zaprzeczyć odrobinie logiki w tym wszystkim – mruknął Łukasz. – Nie zostawiasz żadnego napiwku? – zdziwił się, widząc jak Sebastian skrupulatnie odlicza miedziaki.
– Ph, a widziałeś jak ten kelner się na nas gapił? – prychnął. – Ani mi się śni. Zresztą sam dopiero co mi powiedziałeś, jak tu u nas krucho z kasą. Jesteśmy biednymi studentami. Zamierzam być bardzo wrednym i skąpym człowiekiem, ot co – dodał, jakby w chwili wypowiadania tych słów podejmował decyzję.
Łukasz pokręcił głową, ale się z nim nie kłócił. Bądź co bądź, ten kelner naprawdę zerkał na nich jakby mu matkę skarpetką zabili.
– Dobra, to płać i się zbieramy – zarządził.
Kiedy Sebastian załatwił sprawy finansowe, Łukasz już na niego czekał przy wyjściu, więc nie wracali do stolika, lecz od razu wyszli na chodnik.
– A tak na serio to jak zamierzasz spędzić dzisiejsze popołudnie? – zagadnął Łukasz niewinnym tonem.
– Niech zgadnę, masz dla mnie jakąś robotę – odparł Sebastian z uśmiechem świadczącym to tym, że niewinna minka już dawno przestała na niego działać.
– No bo jak masz się nudzić, to już lepiej jak się zajmiesz czymś produktywnym – uznał Łukasz.
– A co konkretnego masz na myśli?
– Trzeba zrobić jakieś drobne zakupy, pieczywo i tak dalej. Może też jakąś wędlinę jutro na śniadanie. No a gdybyś potem wciąż się nudził, mógłbyś zacząć gotować rosół na jutro na obiad.
Sebastian skrzywił się, jakby właśnie zjadł cytrynę.
– Myślałem, że już udowodniłem, że nie nadaję się do kuchni – jęknął, chwytając się ostatniej deski ratunku.
– Oj nie rób z siebie kaleki – uciął Łukasz. – Już tyle razy widziałeś jak robię rosół, że jestem całkowicie pewien, że poradzisz sobie z tym jakże skomplikowanym zadaniem.
– A jak spieprzę? – zaniepokoił się już nie na żarty Sebastian.
– To nie będziemy mieć jutro obiadu – skwitował Łukasz. – Ale wiesz… żadnej presji – dodał z przekornym uśmiechem.
– Ty… zła istoto – burknął Sebastian, lekko uderzając Łukasza pięścią w ramię. – Wykorzystywaczu jeden!
– Wykorzystywacz? Ja pracuję! – oburzył się.
– Jasne, jasne – zbył go Sebastian. – Dasz mi trochę kasy na te zakupy? Bo chyba w portfelu nie za wiele mi zostało… – Chłopak sięgnął ręką do swojej torby. – Cholera jasna! Zostawiłem torbę w lodziarni! – krzyknął, orientując się, że nie ma niczego przewieszonego przez ramię. – Niech to szlag.
– Szybko się skapnąłeś – parsknął śmiechem Łukasz.
– Nie żartuj, mam w niej telefon i dokumenty i wszystko – spanikował Sebastian, nerwowo przeczesując dłońmi włosy. – Ktoś już mógł ją stamtąd ukraść!
– Hej, uspokój się. – Łukasz próbował załagodzić nagłe nerwy Sebastiana, lecz na niewiele się to zdało.
– Poczekaj tu! – rzucił Sebastian, odbiegając szybko kilka kroków od Łukasza. – Pobiegnę po nią, może jeszcze tam będzie! – dodał, obracając się przez ramię.
Nie odeszli daleko. Pokonanie dystansu do lodziarni i z powrotem nie powinno zająć mu więcej niż dwie-trzy minuty, jeśli tylko się spręży.
Kątem oka zobaczył, że światło na przejściu dla pieszych właśnie zmieniło się na zielone, więc wbiegł na jezdnię, myślami będąc przy zawartości swojej torby. Nie miał w niej zbyt dużo pieniędzy, ale telefon i mp4 były już coś warte. Poza tym wyrobienie wszystkich dokumentów tożsamości od zera zajęłoby całą wieczność, a samotna torba w Polsce z pewnością była kuszącym łupem.
Zza pleców usłyszał krzyk Łukasza, choć nie zrozumiał słów. Obrócił się przez ramię, by na niego spojrzeć i zrobił to akurat na czas, by dostrzec jedno świecące przednie światło samochodu osobowego, który jechał wprost na niego.
Jest zbyt blisko. Nie zatrzyma się.
Nim Sebastian skończył tę myśl, impet uderzenia odebrał mu oddech i ściął go z nóg. Jego świat obrócił się kilka razy do góry nogami. Chłopak nie miał pojęcia co się z nim dzieje.
Łukasz dostrzegł pojazd zbliżający się do Sebastiana o ułamek sekundy za późno. Wrzasnął na całe gardło „Uważaj!”, lecz nie przyniosło to żadnego skutku.
Sebastian znalazł się dokładnie na torze jazdy kierowcy. Łukasz patrzył jak zostaje rzucony na maskę pojazdu, po czym bezwładnie ześlizguje się po niej prosto na jezdnię.
Upuściwszy wszystko, co miał w rękach, chłopak rzucił się przed siebie i w okamgnieniu doskoczył do Sebastiana. Ten leżał wpół na brzuchu, a wpół na boku i nie ruszał się. W pierwszej chwili Łukasza ogarnął przejmujący strach, że nie oddycha, lecz gdy klęknął przy nim, zobaczył unoszącą się klatkę piersiową, a nawet usłyszał niewyraźne:
– Ała… aah… co si… co ja… – wszystko ciche, mówione na wydechach, słabe i na granicy słyszalności.
– Sebastian! Sebastian, spokojnie. Sebastian, nie ruszaj się, zaraz przyjedzie pomoc – mówił Łukasz, wciąż powtarzając imię swojego chłopaka, starając się przyciągnąć jego uwagę. – Nie zamykaj oczu! Słuchaj mnie! – krzyknął panicznie, lecz bez efektu.
Z ust Sebastiana nie wydobyło się już ani jedno słowo. Chłopak stracił przytomność.
Wokół nich zebrało się już kilku gapiów. Łukasz rozejrzał się, spoglądając na nich bezradnie.
– Dzwońcie po pomoc! – załkał, czując łzy spływające mu na policzki. Chwycił Sebastiana za dłoń. Nie miał pojęcia co innego mógłby zrobić. – NIECH KTOŚ WEZWIE KARETKĘ! – wrzasnął. – SZYBKO!