The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 26 2024 11:12:24   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Barowe opowieści 7


- Karol! – krzyknąłem i rzuciłem się do ogromnego małżeńskiego łoża na którym leżał jak nieżywy Karol. Był zakneblowany i przywiązany za ręce i nogi do łóżka. Na dodatek goły i nieprzytomny. – Guli, przynieś jakaś wodę! - krzyknąłem do Guliwera starając się oswobodzić Karola, co trochę opornie mi szło biorą pod uwagę, że ze zdenerwowania ręce trzęsły mi się niczym w febrze. Tak bardzo mi się trzęsły, że musiał mi Guliwer pomóc. Odsunął mnie na bok i wyciągnął z kieszeni scyzoryk, jeszcze większy od tego, który wczoraj sprezentował nam Wojtek.
- No co? – mruknął widząc moje zdziwione spojrzenie. – Musiałem się jakoś przygotować, nie?
Sprawnie uwolnił Karola z więzów.
- Karol – zacząłem go delikatnie klepać po twarzy, modląc się w duchu żeby nie było za późno. – Karol, ocknij się.
Po chwili usłyszałem jęk, a usta Karola poruszyły się ledwo ledwo i chwilę potem usłyszałem pełen bólu szept:
- Proszę, nie rób mi krzywdy…
- Karol to ja, Cyrus! Ocknij się! Już jesteś bezpieczny!
Karol powoli otworzył oczy. wpatrywał się we mnie przez dłuższy czas, jakby nie wierzył w to co widzi.
- Cyrus? – zapytał z wysiłkiem.
- Tak, ja – Aż mi się łzy w oczach pojawiły gdy zobaczyłem, że chłopak w końcu reaguje. – Już wszystko w porządku, już jesteś bezpieczny.
Słysząc to Karol rozpłakał się. Przytuliłem go do piersi, czekając aż się uspokoi.
- Pić – wyszeptał, kiedy już mu zabrakło łez.
Podałem mu wodę przyniesioną przez Guliwera, potem jeszcze jedną szklankę i jedną, aż w końcu miał dosyć.
- Powiedz mi co się stało, kto ci to zrobił? – spytałem kiedy już leżał i odpoczywał.
Wtedy Karol rozpłakał się znowu i wszystko nam opowiedział: jak jego chłopak na początku był dla niego delikatny i czuły, jak kupował mu prezenty i kwiaty, jak zapraszał do restauracji i jak potem nagle zaczął się robić coraz bardziej zazdrosny i zazdrosny. Do tego stopnia, że kontrolował Karola na każdym kroku. Biedak musiał się spowiadać z każdej minuty spędzonej z dala od tego skurwysyna, nawet dzwonić do niego co godzinę. A gdy tamtemu coś nie pasował, albo uważał, że Karol kręci, bil go. Ale cwaniak robił to tak umiejętnie, że nie zostawiał żadnych śladów na twarzy, tylko tam gdzie zwykle nosi się ubranie. Doszło nawet do tego, że zaczął gwałcić Karola. Na koniec jego chora zazdrość sprawiła, ze w każdym widział potencjalne zagrożenie dla swojej własności i postanowił zatrzymać Karola uniemożliwiając mu widywanie się z innymi, a to oznaczało tylko jedno: związanie. Kiedy zapytałem Karola dlaczego nie odszedł od niego kiedy jeszcze miał na to czas, powiedział, że tak bardzo pragnął by ktoś go kochał, że odsuwał od siebie wszystkie te sygnały mówiące, że dzieje się coraz gorzej, wmawiając sobie, że tamten się zmieni dla niego. Niestety nie zmienił się, a kiedy to w końcu dotarło do Karola i z bólem serca postanowił zakończyć tą znajomość, tamten uwięził go w jego własnym mieszkaniu, jednocześnie przenosząc się tu samemu. Od tej pory życie Karola zmieniło się w piekło i chociaż były to zaledwie cztery dni, on miał wrażenie jakby to była cała wieczność. Jego chłopak przychodził do niego i gwałcił go dzień w dzień, czasami nawet kilka razy dziennie, aż do utraty przytomności, nie dając mu przy tym w ogóle jedzenia ani picia.
Jak to usłyszałem, aż krew we mnie zawrzała. Całe szczęście, że nie było tego skurwysyna nigdzie pod ręką, bo bym go chyba zajebał.
- Zabieram cię do szpitala - mruknąłem i wyciągnąłem komórkę by wezwać taksówkę. – Guli, zostajesz tu – mruknąłem do Guliwera. – Jak ten skurwysyn wróci, obij mu mordę. I nie żałuj sobie. Tylko uważaj i nie zabij go. Nie chcę ci potem nosić paczek do pierdla.
Widziałem, że Guliwer też był zbulwersowany tym co zobaczył i usłyszał i nawet gdybym tego nie powiedział i tak by został i poczekał na tamtego. Zawinąłem Karola w jakiś znaleziony koc, wziąłem go na ręce i wyszedłem. Czekając w szpitalu aż skończą go badać, zadzwoniłem do baru i powiedziałem, że Karol jest bezpieczny, chociaż w szpitalu. Na wszelkie pytania odnośnie konkretów milczałem jak grób. Nie byłem pewny czy Karol chce żeby wszyscy o tym wiedzieli. Jeśli będzie chciał, to sam im o tym powie, jeśli nie, ja będę milczał jak grób, a Guli nawet jeśli, to i tak zrobi co mu każę, tego byłem pewny. Nie minęła godzina, jak na szpitalnym korytarzu pojawiła się Kaśka. Już się przestraszyłem, że pojawią się tu cała bandą, ale okazało się, że oddelegowali tylko Kaśkę żeby wyciągnęła od lekarzy więcej szczegółów, skoro ja nie chcę nic mówić. Na szczęście lekarz też nie chciał je powiedzieć. Obraziła się za to na niego. Jedyne co się dowiedzieliśmy, to to, że jego życiu nic nie zagraża, chociaż musi przez jakiś czas zostać w szpitalu. Kiedy Kaśka poleciała się z nim zobaczyć, ja odciągnąłem na bok lekarza i zapytałem:
- Będzie pan wzywał policję?
- Niestety muszę. W przypadkach gwałtu…
- Rozumiem. Czy mógłby pan jednak zrobić to dopiero jak koleżanka pójdzie? Sądzę, że on nie chciałby żeby ktoś się dowiedział o tym co go spotkało.
- Tyle jeszcze mogę zrobić – odparł lekarz ze zrozumieniem. – Ale proszę pamiętać, że on nie uniknie rozmowy o tym. Prędzej czy później będzie musiał z kimś porozmawiać, jeśli nie z psychologiem, to z kimś bliskim, kto mu pomoże się z tym uporać.
- Ma mnie.
- Rozumiem. W takim razie proszę przy nim być, bo naprawdę będzie tego potrzebował – dodał lekarz, po czym odszedł do innych pacjentów, a ja poszedłem do Karola.
Kiedy wszedłem na salę, spał, a Kaśka siedziała obok trzymając go za rękę. Po raz pierwszy widziałem jak ona ryczy, zawsze udawała twardą, była nawet gotowa bić się z chłopakami, gdy cos jej nie pasowało. A teraz…
- Powiedz mi, kto to mu zrobił i dlaczego?
- Nie wiem – skłamałem. - Może Karol, jak już dojdzie do siebie, będzie chciał opowiedzieć. Chociaż wątpię, żeby po takim pobiciu chciał o tym mówić. – Kolejne kłamstwo. Na szczęście Monika uwierzyła, że został tylko pobity, bo nie zadawała więcej pytań, tylko siedziała i głaskała go po ręce. – Może jednak wracaj już do pracy, co? Ja tu przy nim zostanę.
W pierwszej chwili zaczęła protestować, twierdząc, że jestem bez serca i każę jej wracać do roboty, kiedy tu leży jej przyjaciel, ale skapitulowała gdy powiedziałem, że to jej siedzenie tutaj wcale nie pomoże Karolowi szybciej dojść do zdrowia. Musiałem ją chyba ze cztery razy zapewniać, że zadzwonię jak coś się zmieni, dopiero wtedy wyszła. Usiadłem na krzesełku i popatrzyłem na Karola. Na jego twarzy zaczęły się pojawiać kolorki. Chyba w końcu ten skurwysyn przestał się kryć i zaczął biedaka bić po twarzy. Pogłaskałem Karola po ręce i wyszedłem z sali. Zadzwoniłem do Guliwera, niestety tamten jeszcze nie wrócił. A więc pozostawało nam czekać. Poszedłem do szpitalnego kiosku, kupiłem wszystkie w miarę interesujące gazety oraz dwa harlequiny (że też jeszcze sprzedają takie coś), do tego jakieś kanapki i wróciłem do Karola. Przyciągnąłem z korytarza jakiś rozwalający się fotel i usiadłem czekając aż Karol się obudzi. Dopiero w tym momencie, kiedy wiedziałem, ze Karol jest już bezpieczny, włączyło mi się myślenie i przyszło mi do głowy, ze jak Karol opowie do policji o wszystkim, to tamci szybko znajdą tego skurwiela, a ten z kolei opowie im o nas i będziemy mieli przesrane. Ale nie mogłem pozwolić, żeby uszło mu to na sucho, więc zadzwoniłem do Guliwera, żeby poinstruować go, żeby nie załatwiał tego skurwiela w mieszkaniu Karola, tylko zatachał do jakiejś ciemnej alejki, że niby napadli go jacyś bandyci. Okazało się, że Guliwer jest mądrzejszy niż sądziłem. Od razu pomyślał o tym, co mnie dopiero teraz przyszło do głowy i wyszedł z mieszkania, czekając na pacjenta na klatce schodowej, żeby móc go sobie obejrzeć, bo w mieszkaniu Karola nie było ani jednego zdjęcia tamtego. Uspokojony jego zapewnieniami, że nie zrobi nic głupiego, wróciłem do czuwania przy śpiącym Karolu. Ocknął się dopiero pod wieczór, w międzyczasie przychodziły pielęgniarki sprawdzać jego stan i zmieniać kroplówki.
- Gdzie ja jestem? – wyszeptał.
- W szpitalu – odparłem, łapiąc go za dłoń.
Karol chyba odruchowo wyrwał mi rękę i jęknął przerażony. Chyba myślał, ze to ten sukinsyn, jego chłopak. Pochyliłem się nad nim i powiedziałem:
- Nie bój się, to ja, Cyrus.
Otworzył powoli oczy, a gdy mnie zobaczył, rozpłakał się.
- Już dobrze, już jesteś bezpieczny.
- Cyrus… - wyszeptał, jakby nie mógł uwierzyć w to, co widzi. – Pamiętam… uratowałeś mnie…
- Zgadza się, uratowałem cię. Już jesteś bezpieczny.
- Nie. Ty go nie znasz… On wróci… - rozpłakał się.
- Nie wróci, tego możesz być pewny. Już ja się o to postaram. – Oj tak, postaram się, choćbym miał zabić skurwysyna własnymi rękami.
Zmęczony płaczem i bólem Karol zasnął, a ja postanowiłem zadzwonić do Guliwera.
- I jak, Guli?
- Spoko szefie, już sobie obczaiłem gościa, teraz go śledzę. Żebyś ty, szefie widział jego minę jak zobaczył puste mieszkanie – Guli aż zachichotał z radości. – Naprawdę bezcenne. Chyba się nieźle spietrał, bo leci gdzieś jakby go stado wściekłych kotów goniło. Jak tylko złapię dogodny moment to sobie z nim porozmawiam.
- Mam nadzieję, że cię nie zauważył? Bo inaczej nam spieprzy i za Chiny Ludowe nie zrobimy tego co trzeba.
- Spoko, szefie, chowam się jak tylko mogę. Wiesz, za drzewem, za samochodem…
W tym momencie śmiać mi się zachciało. Guliwer chowający się za drzewem, to tak jakby cebula chciała się ukryć za szczypiorkiem.
- Okej, tylko pamiętaj, nie przesadź, nie chcę…
- Pamiętam, szefie, pamiętam, nie przesadzić, bo mi szef nie będzie nosił paczek do pierdla.
- Dokładnie.
Zakończyłem rozmowę, wierząc, że Guli jednak nie straci zdrowego rozsądku gdy dojdzie do konfrontacji z tym draniem. Wróciłem do Karola, cały czas spał. Cholernie chciało mi się jeść, ale bałem się wyjść na miasto, bo może w tym czasie Karol by się obudził i zobaczywszy że mnie nie ma, przeraziłby się, a tego chciałem uniknąć. Biedak już i tak wystarczająco wycierpiał. Przekupiłem pielęgniarki żeby pozwoliły mi zostać z nim przez noc. Jedna z nich nawet zgodziła się lecieć do sklepu, kupić mi coś do jedzenia. Nie ma to jak urok osobisty.
Słusznie zrobiłem, że zostałem, Karol budził się parę razy w nocy, za każdym razem przerażony, że tamten wróci i go zabije. Za każdym razem uspokajałem go i przytulałem, na ile mi tylko pozwalały jego obrażenia, dopóki nie zasnął. I tak przez cała noc.
W międzyczasie dostałem jeszcze SMSa od Guliwera. Nic nie napisał, za to porobił parę zdjęć. Chyba nie muszę mówić co na nich było.
Następnego dnia, z samego rana, przyszło do nas dwóch policjantów. Chcieli mnie wyprosić za drzwi, ale Karol uparł się i zostałem, przez cały czas trzymając go za rękę. Odpowiadał na pytania łamiącym się głosem, a gdy przyszło do opisania gwałtu, ścisnął mnie mocniej za rękę. Odwzajemniłem uścisk, dając mu do zrozumienia, że nie jest sam. Myślałem, ze Karol będzie miał opory przed opowiedzeniem wszystkiego, ale on mnie zaskoczył, opowiadał, tylko, że zupełnie cos innego. Jego oficjalna wersja była taka, ze wracał wieczorem do domu i ktoś go napadł w parku, a ja przez zupełny przypadek znalazłem go i przywiozłem do szpitala. Nie widział napastników, ani co mu zrobili, pamięta tylko, że stracił przytomność po tym jak go uderzyli w głowę. Policjanci musieli mu chyba uwierzyć, bo przerzucili się z pytaniami na mnie. Chcąc nie chcąc, tez musiałem kłamać, przez cały czas modląc się, zęby mi tez uwierzyli. Na szczęście uwierzyli, powiedzieli jeszcze tylko, że będą informować o postępie w śledztwie i wyszli.
- Czyś ty zgłupiał?! – wskoczyłem na Karola, kiedy tylko byłem pewny, że gliniarze już nie usłyszą. – Czemu nie powiedziałeś im prawdy?
- To nie ma sensu, nic mu nie zrobią, ma zbyt dużo znajomości. Chwalił się tym kiedyś. Jego wypuszczą, a on wróci i mnie zabije.
Wtedy pokazałem mu zdjęcia od Guliwera. I widziałem jak z każdym kolejnym jego oczy robią się coraz większe.
- Coś ty najlepszego narobił? – wyszeptał na koniec ze łzami w oczach. – Teraz dorwie także i ciebie.
- Nie dorwie, już ja się o to postaram.
Nie byłem pewien czy to czasem nie są obietnice bez pokrycia i czy sukinsyn jednak nie zgłosi na policję pobicia, ale nie mogłem nic innego powiedzieć, musiałem jakoś uspokoić Karola. Dla pewności, jak tylko zasnął, zadzwoniłem do Guliwera.
- Spoko, szefie, zdzieliłem go w łeb od tyłu, nie miał prawa mnie zauważyć. A zresztą, jakby nawet coś, to było zbyt ciemno w tej bramie do której go zaciągnąłem. Niezłą mielonkę mu zrobiłem z dupy i klejnotów, nie? – zapytał z dumą w głosie.
- Niezłą, tylko czym? Nie mów, że sam żeś go…
- No co ty, szefie - odparł z oburzeniem. – Takiego to bym nawet kijkiem nie dotknął, bo by mi jeszcze coś z niego przelazło. Brama do której go zaciągnąłem musi być jakąś miejscówką pijaczków, bo pełno tu pustych butelek i puszek po piwie. Wziąłem jedną z nich i…
- Dobra, dobra, nie musisz mi opisywać tego ze szczegółami. Wystarczy tylko żeby już więcej nikogo nie skrzywdził, a zwłaszcza naszego Karola.
- O to możesz być spokojny szefie. Tak mu zmasakrowałem fiuta, ze do końca życia będzie szczał jak baba, a nawet jak go jakimś cudem uratują w szpitalu, to i tak już nie będzie miał z niego większego pożytku.
- Zawiozłeś go do szpitala? – zdumiałem się.
- No przecież mówiłeś, szefie, że nie chcesz odwiedzać mnie w kiciu, to zadzwoniłem na pogotowie.
- Mam nadzieję, że nie byłeś na tyle głupi żeby zrobić to z własnej komórki?
- No co ty, szefie. Aż taki głupi to ja nie jestem. Trochę to trwało, ale znalazłem jakiś działający automat Przy okazji przejrzałem sobie jego dokumenty, więc jakby coś znowu fikał, to będę wiedział gdzie go znaleźć.
Chyba jednak niepotrzebnie wątpiłem w inteligencję Guliwera. Jeszcze tylko przykazałem mu wracać do domu i do roboty i zachowywać się tak, jakby o niczym nie wiedział.
Jak było do przewidzenia, tamten zgłosił napaść na policji, ale nie wykryto sprawcy, tak samo jak i tego który pobił Karola, co zresztą było do przewidzenia, skoro on nie istniał. Ulżyło mi jedno i drugie. Naprawdę nie chciałem iść do więzienia, mimo całej sympatii do Karola. Ani posyłać tam Guliwera.
Karol został w szpitalu jeszcze kilka dni, potem dwa tygodnie w domu. Chyba wciąż nie wierzył, że tamten już mu nic nie zrobi, bo w ogóle nie wychodził, ani nie wpuszczał nikogo z wyjątkiem mnie i Guliwera. Żeby go uspokoić, zafundowaliśmy mu wymianę zamków, a konkretniej, kupiliśmy mu drzwi antywłamaniowe. Wszyscy w barze się złożyli, oczywiście musieliśmy im opowiedzieć co się stało, ale tylko ogólnie, że chłopak się nad nim znęcał aż biedaczek trafił do szpitala i nabawił ciężkiej nerwicy, przez co nie przyjdzie przez jakiś czas do pracy, chcąc odpocząć i dojść do siebie. Jak można było przewidzieć wszyscy strasznie się przejęli, bez sprzeciwów zrzucili się na drzwi antywłamaniowe i ogromny kosz owoców, żeby witaminy pomogły mu szybciej wrócić do zdrowia.
Po dwóch tygodniach wrócił do pracy, uśmiechając się do wszystkich tak samo jak wcześniej i tylko ja i Guliwer wiedzieliśmy ile go te uśmiechy kosztują. Na początku przez cały czas go uważnie obserwowaliśmy, gotowi biec na ratunek. Na szczęście wszystko wyglądało w porządku.
Pierwszego dnia, po powrocie do pracy, kiedy już mieliśmy zamykać lokal, Karol podszedł do mnie i zapytał:
- Czy mógłbyś mnie odprowadzić do domu? Boję się wracać sam. – Chyba jednak jeszcze nie do końca się pozbierał.
- Wybacz, ale nie mogę, ale Guliwer chętnie cię odprowadzi. – Dodałem szybko widząc jego przerażoną minę. – Prawda, Guli?
- Oczywiście, szefie, to żaden problem dla mnie.
Tak po prawdzie to był dla niego spory problem, bo mieszkał po drugiej stronie miasta, ale jak już wcześniej wspominałem, Guli zawsze robił to, o co go poprosiłem, a poza tym był bardzo sympatycznym gościem, który chętnie pomagał innym. No i lubił Karola.
Od tamtego czasu, kiedy tylko mógł to odprowadzał dzieciaka, nawet jak kończył pierwszą zmianę, czyli w środku dnia. A gdy Guliwer nie mógł, ja go zastępowałem. I wszystko wróciło do normy. Prawie.
Po jakimś czasie zauważyłem, że Guliwer zaczyna się jakoś dziwnie zachowywać. Znaczy zamyślał się coraz częściej, coraz częściej trzeba mu było niektóre rzeczy powtarzać dwa razy. Już zacząłem się martwić, że jeszcze nie skończyły się problemy z Karolem, a już zwalają mi się na głowę kolejne, tym razem z Guliwerem. Wszystko wyjaśniło się któregoś dnia. Wtedy akurat dziwnym trafem i on i Karol mieli wolne. Guliwer przyszedł do lokalu wieczorem i usiadł przy barze. W sumie rzadko kiedy pił, więc zdziwiłem się ogromnie widząc jakie ilości alkoholu w siebie wlewa. To był niepokojący sygnał. Marek twierdził, ze biedak dostał kosza i teraz topi smutki w alkoholu. Aż go wyśmiałem za ten niedorzeczny pomysł. Guliwer i kosz? Ja go nawet nie potrafiłem wyobrazić sobie z jakąkolwiek dziewczyną, a co dopiero jak dostaje od takiej kosza. Jak się okazało Marek był dość blisko prawdy.
Kiedy już zamykaliśmy lokal, okazało się, ze Guliwer tak się schlał, że aż zasnął przy barze. Próby obudzenia go przyniosły taki efekt, że tylko zwalił się na ziemię. Całe szczęście, że najbliższy stolik był daleko od niego, bo chyba by zostały z niego same drzazgi. Za to ja o mało nie straciłem życia. Stałem najbliżej i kiedy on leciał, ja odruchowo próbowałem go złapać. Skończyło się na tym że przygniótł mnie do ziemi.
- Ściągnijcie go ze mnie, bo nie mogę oddychać! – wrzasnąłem póki jeszcze mi świadomość nie spierdoliła w dziki las.
Trzech ochroniarzy męczyło się pół godziny zanim przewrócili go na bok, a ja mogłem w końcu odetchnąć pełną piersią, a jak pamiętacie, nasi ochroniarze to nie były chuchra, tylko umięśnione karczycha.
Próbowaliśmy dobudzić Guliwera różnymi sposobami, łącznie z wylewaniem kubła wody na łeb. Dosłownie, nie w przenośni. Nic to nie dało, Guli dalej chrapał.
- Kurwa, co z nim zrobimy? – zapytałem – Nie możemy go tu tak zostawić. Po pierwsze może się przeziębić, a po drugie cholera wie kiedy się obudzi, a nie możemy pozwolić żeby zobaczyli go klienci. Zamknięcie lokalu dopóki on nie dojdzie do siebie też nie wchodzi w grę. Wlał w siebie tyle wódy, że chyba dwa dni będzie trzeźwiał.
- Co mu w ogóle odpierdoliło, że tak się schlał? –zainteresował się JoJo.
- A cholera go wie, nie chciał powiedzieć.
Po dość burzliwej naradzie stwierdziliśmy, że nie ma rady, musimy go jakoś przetransportować do kanciapy pana Wojtka. Mordowaliśmy się z nim dobre trzy godziny. Na szczęście ktoś wpadł na pomysł by zastosować metodę starożytnych, czyli podkładać pod pijaka puste butelki po alkoholu, które by pełniły rolę kółek. Ktoś tu się chyba naoglądał za dużo Discovery, jednak to był jedyny pomysł jaki mieliśmy, wiec co nam szkodziło go wypróbować? Jak się okazało, te prymitywne kółka sporo nam ułatwiły pracę. Całe szczęście, że po drodze nie było żadnych, nawet najmniejszych, schodów, bo byśmy nie dali rady. Niestety wwindowanie go na kanapę przekraczało już nasze możliwości, więc zostawiliśmy go na podłodze w kanciapie pana Wojtka, podkładając mu jedynie pod głowę poduszkę i przykrywając kocem. Zostawiliśmy tez zapaloną lampkę na biurku i krótki liścik na wysokości jego oczu, czyli praktycznie na podłodze, na wypadek, gdyby jakimś cudem się obudził w środku nocy, chociaż to było raczej mało prawdopodobne.
Kiedy go przykrywałem kocem, złapał mnie mocno i wyszeptał:
- Karol, kocham cię.
Z wrażenia aż usiadłem. To takie buty… Guli się zakochał w naszym Karolu! No tego to ja się nie spodziewałem. Byłem tak zszokowany tym odkryciem, że zupełnie mechanicznie uwolniłem się z objęć Guliwera i pojechałem do domu. Jeszcze długo nie mogłem zasnąć, takie wrażenie zrobiło na mnie to, co odkryłem.
Guliwer obudził się następnego dnia, strasząc przy okazji pana Wojtka, który twierdził, że o mało nie zszedł na zawał jak zobaczył tego wielkoluda na podłodze. Oczywiście dostało się Guliwerowi za to chlanie, a ponieważ wyglądał jak tysiąc nieszczęść i miał potężnego kaca, został wygoniony do domu, a ja miałem dopilnować żeby tam dotarł i nie włóczył się już po żadnych innych barach. Też mnie cholera podkusiło żeby w mój wolny dzień przychodzić do baru. Muszę przestać się tak wszystkimi przejmować, bo najgorzej na tym wszystkim wychodzę. Tak, martwiłem się o tego głupiego łysolca, bo mimo, że czasami mnie wkurzał, to jednak go lubiłem, jak zresztą wszystkich z naszej ekipy. Więc chcąc nie chcąc, stałem się jego niańką. Nie wiedziałem jak on zachowuje się gdy jest pijany, wiec bałem się, że w ogóle nie będzie chciał mnie słuchać. Na szczęście moje obawy okazały się bezpodstawne. Wystarczyło, że na niego groźnie spojrzałem i stawał się potulny niczym baranek, tylko z utęsknieniem zerkając na wszystkie mijane po drodze bary i sklepy monopolowe.
Zaprowadziłem go do domu i zaparzyłem mocnej gorzkiej herbaty.
- Gadaj – mruknąłem, kiedy już siedzieliśmy przy stole w kuchni.
- Ale co? – spojrzał na mnie zdziwiony.
- Co ci leży na wątrobie.
- Ale nic…
- Nie wkurwiaj mnie, Mały, dobrze widzę, że coś cię męczy. Bez powodu byś tyle nie chlał.
Guli tylko westchnął i zagapił się w swój kubek z herbatą. Cierpliwie czekałem mając nadzieję, że w końcu powie co jest grane. Jak zwykle znowu sprawdziło się powiedzenie, ze nadzieja matką głupich. Postanowiłem więc przejąć inicjatywę i walnąłem prosto z mostu:
- Chodzi o Karola? Nie odwzajemnia twojego uczucia?
W tym momencie Guli aż się poderwał rozlewając herbatę.
- Uważaj, co robisz – mruknąłem i zacząłem ścierać ciecz.
- Skąd o tym wiesz, szefie? Powiedział ci? – Złapał mnie tak mocno za ramiona, ż aż pociemniało mi w oczach.
- Puść mnie, to boli – wystękałem. Wtedy po raz pierwszy mnie nie posłuchał, ale to tylko chyba dlatego, że zbyt był zaaferowany tym co usłyszał.
Musiałem wrzasnąć żeby mnie w końcu puścił.
- Wybacz, szefie – zaraz zaczął się kajać i przepraszać mnie. Jak mi po tych jego łapskach nie zostaną siniaki, to cud będzie. Znowu będę musiał łazić w koszuli z długim rękawem. W środku lata. Cholera. – Ale skąd wiesz, szefie? Powiedział ci?
W tym momencie Guli wyglądał tak nieszczęśliwie, patrzył na mnie tak smutnym wzrokiem, ze aż zapragnąłem go przytulić i pogłaskać po tym jego łysym łbie. Na szczęście jakoś opanowałem się.
- Sam się wygadałeś, wczoraj, jak się schlałeś.
- Cholera – aż się zaczerwienił – inni już się pewnie ze mnie nabijają.
- Nie wiedzą o tym, tylko ja to słyszałem.
Widziałem, że mu ulżyło.
- To jak to w końcu jest? Odrzucił cię i dlatego się wczoraj tak schlałeś? – Pokręcił przecząco głową, aż się zdziwiłem. - Więc co takiego?
- On o niczym nie wie.
- Więc dlaczego tak wczoraj się schlałeś skoro cię nie odrzucił?
- Bo nie wiem jak mam mu o tym powiedzieć – wymamrotał po chwili, spuszczając ten swój łysy łeb, niczym dziecko, które kaja się przed rodzicem.
- Zwyczajnie, podchodzisz do niego i mu mówisz, że go kochasz.
- A jeśli mnie wyśmieje? – zapytał z rozpaczą w głosie. - Nie zniósł bym tego – jęknął i schował twarz w dłoniach.
- Wolisz więc się męczyć i wzdychać do niego z daleka?
Pokiwał twierdząco głową, nie odrywając rąk od twarzy. W tym momencie aż mnie zaświerzbiło by go zdzielić w ten jego głupi łeb, ale powstrzymałem się, już i tak był wystarczająco zdołowany. Zamiast tego zmusiłem go do położenia się i przespania kaca. Kiedy od niego wychodziłem, postanowiłem zabawić się w Kupidyna. Pojechałem do Karola i bez ogródek zapytałem czy znalazł już sobie kogoś nowego. Zaprzeczył zdecydowanie, ale jego rozbiegany wzrok powiedział mi wyraźnie, że chłopak coś kręci. Trochę mi to zajęło, ale w końcu wyciągnąłem z niego, że jest ktoś o kim myśli, ale nie wie czy tamten go zaakceptuje, więc na razie nic nie robi. Cholera, Guliwer ma konkurencję i jeśli czegoś szybko nie zrobię, to tamten sprzątnie mu Karola sprzed nosa. Nie będę wam opisywał wszystkich wybiegów jakie musiałem zastosować, powiem tylko, że nieźle się napociłem i trochę kasy straciłem na te wszystkie kolacje, kwiaty i nawet dwudniową wycieczkę do Zakopanego, ale w końcu się opłaciło. Któregoś dnia Guliwer na oczach wszystkich, zarówno ekipy, jak i klientów, wyciskał mnie i wycałował, przez cały czas dziękując i mamrocząc coś o dozgonnym długu wdzięczności. I nie obchodziło go, że zaczęli się ze mnie nabijać i zamęczać pytaniami o co mu chodziło. Wprawdzie po jakimś czasie dali sobie z tym spokój, ale trochę to trwało, a opowiastki, jakoby Guli coś do mnie czuł, krążyły jeszcze długo po barze. Na szczęście Guli nic sobie z nich nie robił, zbyt był zajęty rozpieszczaniem Karola. Po jakimś czasie wyszło na jaw, że są parą, ale minęło tyle czasu, że nikt nie skojarzył tego z moja osobą, ani tamtymi nieszczęsnymi uściskami. Od tego dnia Karol i Guli byli chyba najszęśliwszą parą, która połączyła się w tym barze, a było ich trochę.
To chyba koniec tej opowieści. Chociaż zapomniałem o jednym. Jakiś czas po tym, kiedy już sobie wyznali z Guliwerem uczucia, Karol zdradził mi, że to Guli był tym, który zaprzątał jego głowę. Przez cały ten czas, kiedy go odprowadzał do domu, był taki miły i troskliwy, że Karol nawet nie zauważył jak się w nim zakochał, ale nie był pewny jak Guli na to zareaguje, bo przecież mówił, że jest hetero, więc Karol milczał. I gdyby nie czysty przypadek, te dwa głupki nigdy by się nie zeszły, a tak każdego niemal dnia mogłem patrzeć jak ich uczucie rozkwita.











Komentarze
Leukonoe dnia maja 26 2013 19:17:11
Owwwwww pomimo dość traumatycznego początku całość jest taka słodka i miłość Guliwera, urocze po prostu urocze ^^
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

wietne! wietne! 0% [adnych gosw]
Bardzo dobre Bardzo dobre 100% [1 Gos]
Dobre Dobre 0% [adnych gosw]
Przecitne Przecitne 0% [adnych gosw]
Sabe Sabe 0% [adnych gosw]
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum