The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Grudnia 21 2024 19:08:32   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Tylko się nie bój 15


Musiała przyznać, że Grimmjow zrobił wszystko, żeby ci goście go znienawidzili i pierwsze co chcieli zrobić, to zemścić się na nim, zostawiając ją w spokoju. Oczywiście na dłuższą metę nie miało to żadnego znaczenia, bo i tak się do niej dobiorą i tak, ale przynajmniej miała czas na oswojenie się z tą myślę. Przez ten czas czwórka gości – tych samych, którzy zaatakowali ich przy przystanku – na zmianę wyżywali się na niebieskowłosym. Mruczeli przy tym coś o rewanżu, pewnie chodziło o tą drugą czwórkę, którą Grimmjow i ona połamali i pocięli. To był pierwszy raz, kiedy widziała kumpla w akcji i był to piękny i zarazem przerażający widok. Był jak dzika bestia spuszczona z łańcucha. Tia podejrzewała, że gdyby nie wsparcie dla atakujących, które się niespodziewanie pojawiło, nie siedzieliby tutaj.
- No kurwa dajesz cipo – warknął Grimmjow, splunął śliną i krwią na mężczyznę, który właśnie chciał go uderzyć.
Uśmiechnął się szeroko, pokazując jeszcze pełen zestaw zębów, chociaż już nie tak śnieżnobiałych. Krew leciała z rozciętej, napuchniętej wargi. W okolicy lewego oka zaczynał już powoli pojawiać się siniak – to jeszcze z bójki na przystanku, teraz bili go przede wszystkim po nerkach.
Dostał cios prosto w brzuch na tyle mocny, że stęknął i zgiął w pół – a przynajmniej spróbował, bo więzy mu na to nie pozwalały. Zaraz jednak uśmiechnął się ponownie. Spojrzał na oprówców z wyzwaniem. Cóż, jedyne co zostało w tej chwili do uratowania to duma.
Kolejny gościu właśnie się na niego zamierzał, kiedy drzwi do pokoju otworzyły się i do środka weszła czarnowłosa kobieta, albo mężczyzna- ciężko było stwierdzić – ale chyba jednak mężczyzna, bo miał na sobie garnitur i krawat, chociaż twarz i maniera mówiły zupełnie coś innego.
- Ty suko – syknął Grimmjow, jak tylko zobaczył, kto wszedł. Szarpnął się w więzach. - Jednak trzeba było cię zajebać, jak miałem okazję. Luppi – syknął jak przekleństwo i splunął mężczyźnie pod nogi.
Ten tylko uśmiechnął się uroczo i rozłożył ramiona w przyjecielskim geście.
- No, no, no Grimmjow – powiedział śpiewnym tonem. - Jaki ten świat jest malutki, nie uważasz? Jak miło jest spotkać się po latach w takich miłych okolicznościach i w tak miłym towarzystwie – dodał, patrząc w stronę Tii. Przekrzywił lekko głowę i podszedł do kobiety. - Nie spotkaliśmy się już przypadkiem, piękna? - zapytał, chwytając jej twarz w dłoń i przyglądając jej się czule.
Wyrwała się zaraz z jego uchwytu.
- Nie sądzę. Nie mam znajomych wśród obojniaków – mruknęła.
Luppi zaśmiał się tylko.
- Jeszcze dzisiaj się przekonasz, że niczego mi nie brakuje – szepnął i liznął ją wzdłuż szczęki i po uchu.
Szarpnęła się, krzywiąc się z obrzydzeniem. Przez chwilę myślała nawet, że zwymiotuje.
- Ani mi się waż ja tknąć ty pedale! - krzyknął Grimmjow.
Mężczyzna puścił ją i zrobił krok do tyłu. Założył dłonie za siebie i zaczął bujać się na piętach.
- Ty akurat nie będziesz miał wiele do powiedzenia w tym temacie – powiedział niezwykle z siebie zadowolony. - Sądzę, że to uśmiech losu, że akurat trafiło na mnie, że akurat na moim terenie urządziłeś sobie to małe polowanie – mówił, chodząc sobie w tą i z powrotem, niemalże tanecznym krokiem. - Wreszcie będziemy mogli ustalić, kto powinien być królem. – Uśmiechnął się szeroko. - Chłopcy obróćcie mi go – kiwnął dłonią i czterech mężczyzn podeszło do niebieskowłosego.
Próbował się wyrywać, kiedy odwiązali go od krzesła, ale wciąż miał skrępowane ręce i nogi, więc było ciężko. Poza tym mieli przewagę liczebną.
- I Herkules dupa, kiedy ludzi kupa, co nie? – zaśmiał się Luppi, wybornie się bawiąc, widząc próby chłopaka.
Przygwoździli go do ziemi za ramiona i nogi.
- Dobra, ściągnijcie mu spodnie – polecił, samemu rozpinając pasek.
Po raz pierwszy tego wieczoru w kobaltowych oczach zagościła panika.
- Nie! - krzyknął. - Ty popierdolony zjebie!
Zaczął się wyrywać z nową siłą, ale dostał dwa ciosy po głowie i go zamroczyło, przygnietli mu twarz do betonu. Czuł tylko, jak ktoś dobiera mu się do paska. Do kurwy nędzy, myślał panicznie, to nie może być prawda.
- Zawsze wiedziałem, że jesteś pieprzonym pedałem- próbował warknąć, ale wyszło co najwyżej niewyraźne mamrotanie.
Ktoś usiadł mu na udach.
- Może i tak – szepnął mu Luppi do ucha i zaraz je przygryzł. Grimmjow pomyślał, że zaraz zwymiotuje. - Ale to ty będziesz tutaj pieprzony.
Miał ochotę krzyczeć. Wszystko by zniósł – bicie, tortury, śmierć nawet – ale kurwa nie to! Szarpnął się, ale to był daremny trud. Nawet on nie da rady pięciu. Czuł, jak serce bije mu w panicznym rytmie.
- Kurwa, kurwa, kurwa, kurwa – mamrotał w beton przez zaciśnięte zęby.
Szarpnięto mu spodnie w dół. Teraz jedyne, co mógł zrobić, to zacisnąć pośladki z całych sił i modlić się; do Boga, w którego nie wierzył; że ten pedał się nie przeciśnie. Poczuł dłoń na swoim tyłku i zaraz zadrżał z obrzydzenia. Będę rzygał, będę rzygał, myślał. Ciepły oddech ogrzal mu ucho.
- Żartowałem – szepnął mu Luppi i zaraz zaczął się śmiać. Poklepał go po tyłku jak kobyłę. - Przyznaj prawie się posikałeś ze strachu, co? Na twoje szczęście wolę się przytulić do miękkiego kobiecego łona. Co zreszta zaraz zrobię – uśmiechnął się w stronę Tii, która przez cały czas była zbyt oszołomiona, by nawet krzyknąć. - No, czas zabrać się do prawdziwej pracy – powiedział, zacierając dłonie.
Nie zszedł z Grimmjowa. Sięgnął do kieszeni marynarki i wyciągnął nóż motylkowy.
- Ładna rzecz – pochwalił i skłonił głowę z uznaniem w stronę dziewczyny. To był jej nóż, zabrany przez goryli, gdy w końcu udało im się ją obezwładnić.
Podciągnął koszulę niebieskowłosemu, odsłaniając szóstkę na jego plecach. Pogładził ją niemalże czule czubkiem noża.
- Król może być tylko jeden, Grimmjow.
Wbił ostrze delikatnie, sam czubek i zaczął przesuwać wokół tatuażu, otwierając ciemnoczerwoną ranę, z której poleciała krew. Grimmjow zacisnął tylko zęby. To nie było takie straszne – balało, oczywiście, że bolało – ale do bólu był przyzwyczajony, ból rozumiał, ból nie miażdzył jego dumy, chyba, że zacząłby krzyczeć, ale nie miał zamiaru dać temu skurwysynowi takiej przyjemności.
Ostrze zatoczyło niemalże koło i zostało zabrane. Odetchnął głębiej, rozluźnił zaciskane pięści... Powstrzymał krzyk w ostatniej chwili. Stracił wzrok od oślepiająco białego bólu. Chciał krzyczeć, chciał wrzeszczeć, gdy ostrze niespiesznie odcinało mu skórę od ciała. Nie mógł oddychać, nie chciał oddychać. Już nawet nie klnął w myślach, w ogóle nie myślał. Był tylko czysty ból.
Bół i ciemność.
- Stracił przytomność szefie – poinformował jeden z goryli, sprawdzając jeszcze na wszelki wypadek.
Luppi westchnął smutno i wyciągnął zakrwawioną dłoń w stronę jednego ze swoich ludzi. Zaraz wylądowała w niej husteczka. Wstał, wycierając sobie dłonie i nóż.
- Trudno, zajmiemy się nim później. Zróbcie coś, żeby nie umarł i ubierzcie mu te spodnie. Psuje mi widok – przy tych słowach zwrócił się w stronę Tii. - Możecie wyjść. Z tym poradzę już sobie sam.
Po chwili została sama razem z tym chorym hermafrodytą i nieprzytomnym Grimmjowem, wciąż leżącym na ziemi; do rany przyłożyli mu jedynie jakiś zwitek szmat. Wyprostowała się i spojrzała chłodno na mężczyznę. Niech tylko ją odwiąże od tego krzesła, a już sobie jakoś poradzi, nie da mu skończyć.
Podszedł nonszalanckim krokiem, bawiąc się jej nożem, przyglądal się uważnie, ale w końcu uśmiechnął aprobująco.
- Odrobinę się zabawimy, zanim twój kolega odzyska przytomność – zamruczał jej do ucha i chciał pocałować, ale uderzyła go głową w nos.
Odsunął się z jękiem, trzymając się na twarz. Niestety nie leciała krew, więc nie udało jej niczego złamać. Szkoda.
- A chciałem być miły i czuły – warknął. - Ale skoro jesteś taka harda to nawet lepiej. Harde zawsze na końcu najgłośniej krzyczą. - Zaśmiał się niezwykle ubawiony.
Wsunął nóż pod jej bluzkę i przeciągnął od dołu do góry, ukazując biały, sportowy stanik. Zacmokał z dezaprobatą.
- A miałem nadzieję na jakiś taki ładny, koronkowy na przykład. Powinnaś sobie taki sprawić.
Wsunął nóż pod stanik, przecinając tym samym skórę na mostku, ciepła krew popłynęła jej po brzuchu. Stanik podzielił los bluzki, odkrywając piersi.
- No, no, no – tym razem pokiwał głową. - A tak myślałem, że skądś cię znam – pogładził nożem jej tatuaż gotyckiej trójki na piersi. - W blond włosach wyglądasz lepiej – szepnął, pochylając się do niej i zlizując krew z jej brzucha.
Wtedy na korytarzu ktoś krzyknął, nie zrozumiała słów, zaraz potem rozległ sie strzał, ktoś wrzasnął z bólu. Luppi natychmiast się wyprostował i spojrzał w stronę drzwi, za którymi nagle zrobiło się głośno. Jakaś szamotanina, ktoś został rzucony o drzwi.
- Co tam sie dzieje?! - wrzasnął, ale nikt mu nie odpowiedział.
Nagle zrobiło się cicho.
- Kurwa miałeś go pilnować! - krzyczał jakiś mężczyzna niskim, szorstkim głosem.
- Pilnowałem – odpowiedział mu inny, również męski, ale nieco wyższy. - To nie moja wina, że sam się zgubił!
- Mówiłem, żeby go nie zabierać?! Mówiłem?! - krzyczał ten pierwszy.
Luppi odrzucił nóż, wyciągnął pistolet i przesunął się za Tię, obserwował uważnie drzwi. Znowu cisza.
- Rzućcie broń, bo go zabije! - wrzasnął jakiś spanikowany mężczyzna, inny niż poprzednio.
- Widzisz, znalazł się! - to był ten drugi, wyższy.
- Och zamknij się wąskodupcu – ten pierwszy, niski.
- Chłopcze! - pojawił się trzeci, również męski, melodyjny. - Czy jesteś prawiczkiem?
- Co?! - odezwał się chórek, w którym wyłowiła jeszcze jeden głos, ten jakby znajomy.
- Co to w ogóle za pytanie? - niski.
- Nie pytam się ciebie mój drogi, tylko zakładnika. Czy jesteś prawiczkiem?
- Co to ma wspólnego z tą sytuacją? - wyższy. - I co to w ogóle na teraz za znaczenie?
- Ma – odpowiedział melodyjny. - Czy jesteś prawiczkiem? Odpowiadaj, od tego zależy twoje życie!
- Rzućcie broń – ten spanikowany.
- Odpowiadaj! Trzy, dwa, jeden...
- Nie jestem do kurwy nędzy! - Tia otworzyła szeroko oczy, przecież to był Shuuhei
- Nie ignorujcie mnie! - ten spanikowany.
Strzał, kolejny wrzask bólu.
- Miałeś go pilnować! - ten niski.
- Oj tam oj tam – ten wyższy. - Odrobina adrenaliny jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Chyba, że jesteś tak stary, jak ty. Wtedy możesz zejść na serce.
- Ha ha ha bardzo śmieszne. Co to w ogóle było? - ten niski.
- Nie oglądałeś Hellsinga? - ten melodyjny. - To takie anime
- Nie oglądam chińskich bajek – ten niski.
- To nie są chińskie bajki – odpowiedziały mu dwa głosy, chyba ten wyższy i melodyjny. - To anime!
Nagle drzwi do pokoju otworzyły się hukiem, jej oprawca wycelował w nie pistolet, ale do pokoju wpadł tylko jeden z goryli. Padł strzał, a Luppi wylądował na ziemi, wyjąc z bólu i trzymając się za ramię, a przy Tii znalazł się chudy blondyn.
- Leż, gdzie leżysz, albo kolejna kulkę dostaniesz między oczy – ostrzegł blondyn rannego. - Dzieciaku, chodź tutaj – zowałał w stronę korytarza. - I weź od starego bandaże. Wszystko w porządku? - zapytał się, zwracając się do Tii i uśmiechając się łagodnie. W rękach trzymał pistolet, wycelowany w Luppiego.
Pokiwała głową, jeszcze nie do końca wiedząc, co się właśnie wydarzyło i kim byli ci ludzie. I co robił z nimi Shuuhei. Goryl, który wcześniej wpadł do pokoju, leżał na ziemi z rękoma spiętymi kajdankami z czarnych zipów.
- Spokojnie, przybyła kawaleria. Zaraz cię odwiążę – powiedział i zdjął marynarkę, przykrył ją. - Poczekaj jeszcze chwilę, musimy zrobić porządek.
Do pokoju wszedł nieco blady Shuuhei, rozejrzał się szybko i zaraz podbiegł do leżącego Grimmjowa. Klęknął, odrzucił na bok szmaty.
- Bogowie – szepnął cicho, przerażony widokiem.
Otrząsnął się zaraz. Szybko sprawdził, czy niebieskowłosy jeszcze żyję. Żył... jeszcze. Ściągnął bluzę i potem koszulkę, złożył ją i przycisnął do rany na plecach chłopaka.
- Potrzebuję pomocy – zwrócił się w stronę blondyna.
Ten zerknął jeszcze na hermafrodytę, ale nie wydawał się już zagrożeniem, więc podszedł do Hisagiego i pomógł podnieść Grimmjowa do pozycji siedzącej, żeby dało się jakoś zawiązać bandaże. Jednak siedział wciąż zwrócony twarzą w stronę Tii i Luppiego, pistolet w pogotowiu.
- Swoją drogą stary – zawołał blondyn w stronę korytarza. - Dlaczego nie raczyłeś nas poinformować, że odbijamy członków Espady?
Tia spojrzała na mężczyznę niepewnie. Owszem Grimmjow powiedział jej, że to Shuuhei znalazł informacje o nich i że był jeszcze mężczyzna, były żołnierz, który o nich wiedział, ale tamten chyba miał być siwowłosy i dobrze zbudowany. Czyli informacja poszła dalej w świat.
- Członków? - doszło pytanie zadane tym niskim głosem. - Nie gadaj, że dziewczyna też? - zapytał z niedowierzeniem.
- Ano też.
- Co oni się rozmnażają przez pączkowanie, czy co?
- A który Fraccion? - zapytał ten trzeci, melodyjny głos.
Kimkolwiek byli ci ludzie, wiedzieli o nich więcej, niż przeciętny żołnierz Gotei 13. Musieli być z jakiś sił specjalnych. Blondyn uśmiechnął się w jej stronę przepraszająco.
- Wybacz, to instynkt – wyjaśnił. - Trzeci – zawołał w stronę korytarza.
- Ha! Jaki ten świat mały – odpowiedział znowu ten melodyjny.
W międzyczasie Shuuhei, niezwykle milczący, skończył bandażowanie i ubrał z powrotem swoją bluzę.
- Trzeba go zawieźć jak najszybciej do szpitala. To prowizorka jest – powiedział cicho.
Blondyn kiwnął głową. Odłożył Grimmjowa na ziemię i podszedł do Tii.
- Mam nadzieję, że nie rzucisz się na mnie, tylko dlatego, że wiem, że jesteś z Espady? - zapytał się, wyciągając scyzoryk.
- Umiem odróżnić sojuszników od wrogów – powiedziała spokojnie.
Kiwnął głową i rozciął jej więzy. Syknęła z bólu, gdy krew znowu zaczęła dopływać jej do dłoni. Ubrała normalnie ofiarowaną marynarkę i roztarła nagarstki. Mężczyzna podszedł jeszcze do Luppiego i nie za bardzo przejmując się jego jękami bólu, wykręcił mu dłonie do tyłu i spiął takimi samymi kajdankami, jakie miał na sobie goryl. Wrócił do Tii i pomógł jej wstać.
- Stary, trzeba wziąć pana wróżkę – krzyknął.
Ktoś mruknął na korytarzu i po chwili w drzwiach pojawił się mężczyzna, który pasowałby do opisu tego byłego żołnierza. Stanął w drzwiach i zawahał się, patrząc intensywnie na nieprzytomnego Grimmjowa z zaciśniętymi zębami.
- Trzeba go zawieźć do szpitala – powiedział cicho i spokojnie, ale nieco chłodno Shuuhei.
Mężczyzna spojrzał na chłopaka, warknął coś niezrozumiałego, schował pistolet i podszedł do chłopaków. Przeciął więzy Grimmjowa i przerzucił go sobie "na strażaka". Wstał ze stęknięciem, mruknął coś pod nosem i ruszył w stronę drzwi. Hisagi tuż za jego plecami. Tia pchnięta delikatnie przez blondyna również ruszyła.
- Dziękujemy za gościnę – rzucił na odchodne, to leżącego na ziemi Luppiego i wyszedł, nawet drzwi za sobą zamknął.
Na korytarzu reszta goryli; siedzieli grzecznie pod ścianą z ramionami spiętymi za plecami; była pilnowana przez kolejnego mężczyznę – szczupłego z długimi blond włosami związanymi w luźną kitkę, pewnie właściciela tego melodyjnego głosu.
- Ruszamy – polecił siwowłosy. - Kawał chłopa z niego – mruknął, poprawiając sobie Grimmjowa na plecach.
Wydostali się z budynku bez większych problemów. Widocznie ludzie Luppiego czuli na tyle pewnie, że nie zostawili nikogo na warcie, albo jej wybawcy rozprawili się z nimi wcześniej.
- Pojedziemy z twoim kumplem do szpitala – mówił ten krótkowłosy blondyn. - Chciałbym, żebyś pojechała z nami, żeby w razie czego wyjaśnić mu zaistniałą sytuację, gdyby zechciał się obudzić w samochodzie.
Kiwnęła tylko głową i okryła się szczelniej marynarką.
- Na pewno wszystko w porządku? - podpytał się jeszcze.
- Tak, dziękuje za troskę. - Wolała być miła na wszelki wypadek. Pewnie gdyby nie Grimmjow, to by spróbowała uciec, ale przecież nie zostawi kumpla w rękach osób, które nie tak dawno siedzieli po drugiej stronie frontu. Na razie wydawało, że naprawdę mają zamiar im pomóc, ale kto wie.
Doszli do sportowego samochodu, ten krótkowłosy; czuła się trochę niepewnie, nie wiedząc nawet jakie mają imiona; zaprosił ją gestem na tylnie siedzenie. Po chwili na jej udach znalazła się głową Grimmjowa, który jęknął cicho. Chyba odzyskiwał powoli przytomność.
- To gdzie tutaj jest najbliższy szpital, Shuuhei? - zapytał ten siwowłosy. - Shuuhei? - zapytał z niepokojem, gdy chłopak nie odpowiedział.
Spojrzała przez okno, akurat by zobaczyć, jak brunet traci wszystkie kolory, a oczy wywracają się do tyłu. Upadłby, gdyby nie ten siwowłosy. Złapał go i przytrzymał.
- Chyba adrenalina poszła w pizdu – zaśmiał się ten krótkowłosy blondyn.
- Ja was zaprowadzę – zawołała z samochodu.
- Okej. To jedziemy. Zadzwoń do Soi Feng, żeby później chryji nie było – powidział ten sam blondyn i wsiadł na miejsce kierowcy. Na miejsce pasażera wsiadł ten długowłosy.
Ruszyli. W radiu poleciała jazzowa muzyka. Wyjaśniła, jak dojechać do szpitala. Przez chwilę siedziała cicho, mimowolnie gładząc błękitne kudły. W takich chwilach, mimo że to ona była młodsza od Grimmjowa, czuła się jak starsza siostra.
Podniosła wzrok i spojrzała na odbicie kierowcy w lusterku.
- Jak nas znaleźliście w ogóle? - spytała spokojnie.
- To musisz spytać Hisagiego. My jesteśmy tylko wsparciem.
Kiwnęła głową.
- Kim wy do cholery jesteście? – padło pytanie zadane zachrypniętym głosem.
Spojrzała na w pełni rozbudzonego Grimmjowa. Położyła mu dłoń na ramieniu i przytrzymała, bo chłopak chciał już się podnosić.
- Nie jest to istotne – powiedział kierowca.
- Myślę, że nie jest to w tej chwili twoje największe zmartwienie – dodał drugi.
- Wszystko w porządku, jedziemy do szpitala cię zszyć – powiedziała Tia spokojnie. - Wszystko ci później wyjaśnię – dodała ciszej.
Dobrze, że Grimmjow był wcześniej nieprzytomny, a teraz taki słaby. Inaczej byłoby o wiele więcej problemów, gdyby miał coś do powiedzenia. Nie dałby sobie pomóc, zwłaszcza wrogom, bo dla Grimmjowa ci ludzie nadal byliby wrogami, których trzeba zabić. Odetchnęła głębiej.
Wojna, siedzi nam wszystkim głęboko w bebechach i albo nauczysz się z tym żyć, odpuścisz, pozwolisz odejść duchom, jak ona sama zrobiła, ciesząc się z tego, że przeżyła, że przeżyło te kilka bliskich jej osób. Albo będziesz próbował z tym walczyć i w każdej walce przeżywając wszystko od nowa. Hodując w sobie gniew, nienawiść i zniszczenie. Jak robi to Grimmjow. Chociaż teraz jest juz lepiej. Podejrzewała, że to zasługa Ichigo. Jakimś sposobem chłopak, mimo że też temperamentny, jest w stanie uspokoić niebieskowłosego. W sumie w pewnych kwestiach byli do siebie podobni. Ciekawe, czy Grimmjow byłby taki, jak Ichigo, gdyby miał więcej szczęścia i urodził się w innym miejscu, albo czasie. Ale teraz już za późno na normalną młodość dla nich wszystkich. Ta cholerna wojna.
A oni chcą tam wrócić.










Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum