Rozdział czwarty - Przemek, który nie lubi zmian.
Ewelina była zdecydowanie człowiekiem czynu. Łukasz, przynajmniej od kiedy zamieszkał z Sebastianem, również wolał robić coś konkretnego niż siedzieć na kanapie przed telewizorem, ponieważ odkrył, że dłuższa bezczynność doprowadziłaby go do szału. Wcześniej zawsze miał szkołę, później studia. Nawet w wakacje jeździł na wieś do babci i dziadka, a ci zawsze znaleźli mu jakąś robotę. Mieszkając w Poznaniu Łukasz po raz pierwszy miał całe dnie, które musiał sam sobie zagospodarować, co wcale nie było takie trudne, jak tylko przebrnęło się przez ten etap, w którym człowiek wolał w ogóle nie wstawać z łóżka.
Okazało się, że nic nie robiąc przez około dwa dni Łukasz był o wiele bardziej rozdrażniony i zmęczony, niż gdyby urabiał się po łokcie. Z tego też względu wyrobił sobie nawyk, że wstaje równo z Sebastianem. Kiedy ten się szykował do wyjścia na uczelnię, Łukasz robił śniadanie dla nich obu, żeby mogli jeszcze skorzystać z tej okazji i zjeść je razem. To zdecydowanie poprawiało nastrój na resztę dnia.
Ów mały rytuał musiał ulec zmianie, kiedy Łukasz poszedł do pracy (okazało się, że mimo braku doświadczenia najlepiej nadawał się na to stanowisko ze wszystkich kandydatów, których zresztą wcale nie zebrało się tak wielu, jak wcześniej podejrzewał; poza tym miał wrażenie, że jego pozytywny nastrój spodobał się kierowniczce; Ewelina mu kiedyś powiedziała, że jak ma dobry humor, jego energia promieniuje na wszystkich w koło – może było w tym ziarno prawdy).
Już po tygodniu latania między stolikami, spisywania zamówień na małych karteczkach i po opanowaniu robienia różnych odmian kawy (choć nie przyszedł do tej pracy kompletnie zielony pod tym względem – Agnieszce i Ewelinie należały się stokrotne dzięki za ciąganie go po różnych wybujałych kawiarniach i herbaciarniach) Łukasz stwierdził, że ten nowy rytm dnia bardzo przypadł mu do gustu. Wciąż jeszcze nie był przyzwyczajony do spędzania całego dnia na nogach, jednak czuł, że niebawem nie będzie to już takie męczące.
W kącie pokoju rozłożył już swoje sztalugi, a Sebastian zwolnił kilka pobliskich półek na wszystkie jego plastyczno-artystyczne przybory, żeby miał je ciągle pod ręką. Na początku Łukasz codziennie na nowo rozkładał swój malarski dobytek i składał go po skończeniu rysowania, jednak Sebastian w końcu uznał, że nie ma najmniejszego problemu, żeby sztaluga stała rozłożona przez cały czas, skoro Łukasz tak często z niej korzysta. W ten sposób Łukasz zyskał swój artystyczny zakamarek w pokoju, co nieustannie wprawiało go w pewną dumę. Niby nie była to cała pracownia, ale… każdy kiedyś zaczynał od jakiegoś kąta, prawda?
Powoli i niespiesznie Łukasz wyrabiał sobie pewien rytm dnia na zmianę malując, pracując, gotując i robiąc zakupy (ewentualnie wyrzucając Sebastiana z mieszkania z dokładną listą w ręku). Miał wrażenie, że z każdym dniem zaczyna odzyskiwać siły, które systematycznie tracił przez zeszłe pół roku. Nareszcie czuł, że odnajduje grunt pod stopami.
Miał pracę. Miał gdzie mieszkać. Miał Sebastiana. Miał również odpowiednią ilość problemów i zmartwień na głowie (takich jak: przyjazd Przemka i urwany kontakt z resztą rodziny), dokładnie taką, żeby móc uchodzić za przeciętnego obywatela. Łukasz wiedział jednak, że nigdy w życiu nie ma sytuacji, żeby wszystko było perfekcyjnie i cud-miód, toteż mimo wszystko cieszył się ze swego obecnego położenia.
Wiedział, w jakim chce iść kierunku i w tym momencie to wydawało mu się najcenniejsze (nie licząc tego, że miał również osobę, która zamierzała podążać razem z nim). Nie miał do siebie żalu o nic. Czuł, że wreszcie podjął odpowiednią decyzję i ta świadomość naprawdę odciążyła jego umysł. Z jego barków spadł ogromny ciężar i nareszcie potrafił oddychać swobodnie.
Chłopak doskonale zdawał sobie sprawę, ile zawdzięczał Sebastianowi. Lecz nie zapominał też, że równie wiele zasług przypada Ewelinie, dlatego też jego kontakt z nią nie malał ani na chwilę. Nawet, jeśli w danym momencie oboje mieli ręce pełne roboty.
Spotkanie z Eweliną twarzą w twarz musiało poczekać, ponieważ dziewczyna miała grafik zapełniony po brzegi, zresztą Łukasz wcale nie naciskał tak długo, jak rozmawiał z nią przez Skype’a. Aczkolwiek zarówno on jak i Ewelina nie mieli czasu na wielogodzinne dyskusje, siedząc z nosem przyklejonym do monitora, dlatego też laptop stał otwarty, Skype włączony, a każde z nich robiło swoje. Łukasz przeważnie dopieszczał swoje rysunki, a Ewelina albo gotowała, albo się uczyła.
– To co z tym Przemkiem? – zapytała na kilka dni przed przyjazdem kuzyna Łukasza do Poznania.
– A fo ma byś? – odparł Łukasz, sepleniąc przez dwa ołówki, które trzymał między zębami.
– Na za dwa dni przyjeżdża, nie?
– No wiem o tym.
– I co, zero stresu? – zdziwiła się Ewelina.
– Zero – mruknął chłopak, zmieniając ołówek, którym rysował. Przy okazji potarł policzek ręką, przez co na twarzy pojawiła się mu szarobura grafitowa struga ciągnąca się ukosem od nosa aż po szczękę.
– Kłamiesz – stwierdziła wreszcie dziewczyna.
Łukasz wyjął kolejny ołówek z ust i odłożył go na półkę obok.
– Kłamię – potwierdził spokojnie.
– To teraz poproszę trochę prawdy – przyciskała go dalej. Łukasz nie widział jej w okienku Skype’a, więc pewnie testowała ten przepis na ciasto, o którym wcześniej mu wspominała, nosząc na uszach bezprzewodowe słuchawki.
– Prawda jest taka – westchnął wreszcie chłopak – że nie chcę o tym rozmawiać. Sebastian skacze wokół mnie, jakbym w każdej chwili miał się rozpaść na kawałki albo wybuchnąć płaczem i stara się być tak delikatny w doborze słów, że aż jest to śmieszne. Już mam tego dość. Poradzę sobie z Przemkiem! Nie będzie gorzej, jak z moim ojcem – żachnął się Łukasz i odłożył ołówek tak energicznie, że ten spadł z półki razem z kilkoma innymi. – Niech to szlag – warknął chłopak pod nosem i zaczął je zbierać z podłogi.
– Czyli jednak jesteś zdenerwowany – odczytała Ewelina.
– Ale nie z powodu przyjazdu Przemka! To Sebastian mnie wkurza, traktując mnie jak małą dziewczynkę!
– No tak Łukasz, bo ty przecież jesteś już dużą dziewczynką, prawda?
– Babo, nie przeciągaj struny! – zagroził jej ołówkiem, zerkając w ekran.
Ewelina najwidoczniej również zerknęła, ponieważ odparła:
– Buziaczek, słonko i ja muszę kończyć, bo widzę, że masz towarzystwo. Witaj, żono Łukasza i zarazem żegnaj, żono Łukasza! – rzuciła jeszcze, po czym mrugnęła i wyłączyła komunikator.
Łukasz od razu zerknął w bok i jego oczom ukazał się Sebastian, już bez kurtki i butów, co oznaczało, że wszedł do mieszkania już dobrą chwilę temu.
– Długo tu stoisz i podsłuchujesz? – zapytał podejrzliwie Łukasz.
– No wystarczająco długo, żeby usłyszeć o tym, jak to rzekomo traktuję cię jak małą dziewczynkę – odparł spokojnie Sebastian, nadal opierając się lekko o ścianę z rękami skrzyżowanymi na klatce piersiowej.
– Nie wiesz, że to nieładnie podsłuchiwać czyjeś rozmowy? – Łukasz wytarł dłonie w wilgotną, jednorazową chusteczkę, która od razu zrobiła się ciemna od węgla, i krok po kroku zbliżył się do Sebastiana.
– Nie wiesz, że to nieładnie obgadywać kogoś za jego plecami? – odciął się, odpychając się do ściany i również podchodząc do swojego chłopaka. Kiedy był wystarczająco blisko, jedną z dłoni położył Łukaszowi na ramieniu, a drugą na biodrze. Łukasz w odpowiedzi prześlizgnął rękoma po jego torsie, aby w rezultacie usytuować je na plecach Sebastiana.
– Jesteś głodny? – zapytał, ściszając głos do szeptu, wypowiadając te słowa wprost do ucha partnera.
Sebastian palcami przewędrował z biodra Łukasza na jego pośladek, po czym ścisnął go lekko, acz znacząco.
– Bardzo – odparł, a ciepłe powietrze z jego ust musnęło płatek uszny Łukasza.
Szatyn uśmiechnął się zawadiacko.
– Dlaczego mam dziwne wrażenie, że nie mówimy o tym samym? – rzucił lekko, umyślnie drażniąc się z Sebastianem.
– Jestem za to przekonany, że myślimy o tym samym. – Na potwierdzenie swoich słów Sebastian zbliżył się jeszcze bardziej do Łukasza. Ich usta dzielił najwyżej centymetr, a oddechy zmieszały się w jeden. Mimo to, żaden nie wykonał następnego ruchu, tylko tkwili w tej pozycji, obejmując się nawzajem i mierząc przekornymi spojrzeniami.
– Jak było na uczelni? – zagadnął Łukasz od niechcenia, swobodnie, jak gdyby wcale nie czuł palców Sebastiana w miejscu poniżej swoich pleców.
– Cudownie. Dzięki, że pytasz. Jak było w pracy? – odparł Sebastian tym samym tonem.
– Wielki, gruby klient wpadł na mnie w przejściu i wylałem na siebie kawę. Musiałem iść do najbliższego sklepu kupić sobie jakąś tanią koszulkę. A poza tym, wspaniale jak zwykle – wyrzucił z siebie Łukasz na jednym oddechu.
– Nie poparzyłeś się?
– To była mrożona kawa.
– Kto pije mrożoną kawę w taki ziąb?
Łukasz uśmiechnął się i wzruszył ramionami.
– Są ludzie i ludziska, prawda?
– I okna, i drzwi, i klamki – dokończył Sebastian.
– Dokładnie.
Atmosfera była napięta do granic.
Łukasz nadal nie wyglądał, jakby miał zamiar cokolwiek zrobić, więc Sebastian westchnął, przerywając tę małą potyczkę na wytrzymałość.
– Pocałuj mnie wreszcie – poprosił.
Twarz Łukasza rozświetliła się, a przyczyną tego był delikatny uśmiech, który wpłynął mu na usta.
– Nie jestem przekonany – drażnił się dalej. – Na pewno nie chcesz tego obiadu?
Sebastian prychnął.
– Najpierw chcę czegoś innego. – Jego druga dłoń również zacisnęła się na pośladku Łukasza.
– Wkradasz się do mieszkania jak jakiś złodziej, podsłuchujesz moją prywatną rozmowę i jeszcze masz czelność domagać się ode mnie czegoś takiego? – Łukasz udał wzburzenie.
Sebastian nie mógł pojąć, jakim cudem jego chłopak wciąż potrafi być tak opanowany. On sam już czuł, że jego dżinsy stają się przyciasne w kroku, a jego dłonie… och, tych wręcz nie umiał utrzymać w jednym miejscu. Z pośladków Łukasza przesuwał je na plecy i z powrotem.
– Po-ca-łuj-mnie – wyrzucił z siebie ponownie, tym razem bardziej stanowczo i natarczywie. Przez cały ten czas patrzył prosto w piwne oczy Łukasza.
– A dlaczego ty wciąż nie pocałowałeś mnie? – spytał Łukasz, wciąż z tym lekkim półuśmiechem, który doprowadzał już Sebastiana do białej gorączki.
Ten zmrużył oczy i westchnął głęboko, chcąc odzyskać resztę kontroli nad własnym ciałem. Wreszcie odparł zwyczajnie:
– Jestem twój.
Te słowa przeważyły szalę napięcia.
– A niech cię – wyszeptał Łukasz i choć ostatni raz uprawiali seks nie dalej jak dzień wcześniej, wpił się w usta Sebastiana tak namiętnie, jakby czekał na to od lat.
*
Mimo upływu czasu, jego oddech wciąż się nie unormował. Ponadto zdecydowanie potrzebował prysznica. Zupełnie mu to jednak nie przeszkadzało, ponieważ Sebastian wcale nie wyglądał lepiej.
– No i teraz to mogę zjeść ten obiad – odparł szatyn, siadając na krawędzi łóżka z leniwym uśmiechem.
– Teraz to ten obiad jest już na pewno zimny – zauważył Łukasz, podnosząc się na łokciu i obejmując nagi tors Sebastiana.
– Dzięki Bogu za mikrofalówkę! – Sebastian rozejrzał się wokół łóżka. – Gdzie moje spodnie?
Łukasz prychnął, przeciągając się jednocześnie.
– Skąd mam to wiedzieć? Nie noszę twoich spodni.
– Sam mi je ściągnąłeś – przypomniał Sebastian.
– Trzeba było pilnować swoich rzeczy, słonko. – Łukasz uśmiechnął się przekornie.
– Och wybacz mi, że akurat w tamtej chwili byłem zajęty czymś innym – odciął się Sebastian.
– Jęczeniem pode mną?
– Między innymi. A teraz gdzie… O, tu są! – Sebastian nachylił się nad Łukaszem i sięgnął jeansy leżące po drugiej stronie łóżka.
– To podaj też moje – mruknął chłopak.
Po seksie Łukasz miał przeważnie o wiele lepszy humor niż przed, toteż ponowne wkładanie ubrań odbywało się często w wyjątkowo roześmianej atmosferze, zwłaszcza gdy wraz z Sebastianem uświadamiali sobie, gdzie tym razem wylądowały ich ciuchy. Bo jedno trzeba im było przyznać – rozbierając się wzajemnie, mieli rozmach. Raz przez dwa dni rozglądali się za skarpetką Łukasza, która (jak się później okazało) wylądowała pod łóżkiem. Inna ciekawa sytuacja zaistniała, kiedy Łukasz odrzucał koszulę Sebastiana za siebie, a ta skończyła na szafie. Nieźle się ubawili potem ją stamtąd ściągając.
Tym razem już w pełni ubrany Łukasz usiadł na biodrach prawie-w-pełni ubranego Sebastiana, zapinając mu od dołu guziki.
– To było miłe – stwierdził wreszcie Sebastian, przyglądając się bacznie swojemu chłopakowi spod grzywki.
– No ja myślę – odparł Łukasz. Milczał przez moment, wahając się, jakby walczył sam ze sobą, czy dodać coś jeszcze. Wreszcie rzucił: – Jakby z seksem też się nie układało, to już w ogóle byśmy mieli przejebane. – W jego zamierzeniu z pewnością miało to brzmieć jak żart, lecz Sebastian wyczuł delikatną nutę goryczy.
– Łukasz – powiedział cicho, po czym odgarnął włosy swojego chłopaka za ucho, delikatnie głaszcząc przy tym jego policzek.
Łukasz przymknął oczy, poddając się temu dotykowi, a nawet przyłożył twarz bliżej dłoni Sebastiana.
– Może… – westchnął cicho – może się jednak boję tego przyjazdu Przemka – wyznał niepewnie.
Sebastian kciukiem podniósł jego podbródek, by skrzyżować ich spojrzenia. Łukasza – zrezygnowane i pełne wahania, i swoje – zatroskane, lecz uspakajające. Chwilę później przerwał ten kontakt wzrokowy, zamiast tego przyciągając Łukasza do ciepłego objęcia. Ten od razu wtulił się ufnie w ramiona Sebastiana, jakby stanowiły one tarczę dla wszystkich bolesnych słów, które może usłyszeć od kuzyna. Lub od każdego innego człowieka, którego kiedykolwiek spotka na swojej drodze życia.
– Jestem tu dla ciebie, pamiętaj – powiedział Sebastian łagodnie, lecz pewnie.
Łukasz wiedział, że nie kłamie.
*
Przemek zupełnie nie wiedział, czego ma się spodziewać po rozmowie z Łukaszem. Przed wyjazdem obiecał mamie, wedle jej życzenia, że postara się przemówić kuzynowi do rozsądku, aczkolwiek to sformułowanie brzmiało niewłaściwie nawet w jego głowie. Gdzieś z tyłu świadomości tliło się w nim podejrzenie, że to nie on będzie wstrząsał Łukaszem, lecz Łukasz nim. Nadal jednak nie doszedł, skąd wzięło się w nim takie przeczucie, bo obojętnie jak długo grzebał w swojej głowie, nie umiał odnaleźć tam niczego, co wskazałoby jakikolwiek trop odnośnie Sprawy Łukasza.
Tak, z wielkiej litery. To musiało być coś naprawdę nieprzeciętnego, skoro raczej niepozorny i niewychylający się z tłumu kuzyn Przemka był w stanie rozpętać o to gigantyczną kłótnię z rodzicami, kończącą się jego wyprowadzką do innego miasta. Przemek sam nie wiedział, czy był bardziej zmartwiony czy zaciekawiony.
Obawiał się oczywiście, że Łukasz się wplątał w coś nieprzyjemnego. Doskonale zdawał sobie sprawę, że ludzie mogą zaskakiwać i nie zawsze jest to coś dobrego. Szczerze niepokoił się o to, co skłoniło Łukasza do takiej, a nie innej decyzji. Gdyby jeszcze chodziło o Oskara, pomyślałby, że to po prostu kolejny przejaw buntu. Ale Łukasz? Nie, Łukasz zawsze był rozsądny, spokojny i starał się robić to, co najlepsze. Szanował uczucia innych osób, był w stanie wczuć się w sytuację swoich rodziców i innych bliskich. Nie postąpiłby według zasady „na złość babci odmrożę sobie uszy”, co wbrew logice niepokoiło Przemka jeszcze bardziej. Bo oznaczało to, że Łukasz przemyślał swoją decyzję i łatwo od niej nie odstąpi. A skoro jego matka i ojciec zachowują się tak, a nie inaczej, to Przemek zaczynał podejrzewać, że w rodzinie szykują się gruntowne zmiany.
Niezbyt cieszyła go ta myśl. Nie przepadał za zmianami. Były ryzykowne. Mogły przynieść ze sobą coś dobrego, ale też nikt nie dawał gwarancji, że wszystkiego nie pogorszą.
Ale na to, pomyślał,
ja sam raczej nie mam wielkiego wpływu.
Czas pokazał, że się poważnie mylił.
*
Sebastian miał wyjść na dworzec po Przemka razem z nim, ale się nie pokazał na czas. Kiedy Łukasz otrzymał SMS’a z informacją, że Sebastian musi zostać na jeszcze jednych zajęciach w wyniku zmian planu, miał ochotę obedrzeć swojego chłopaka ze skóry. Nie, żeby to była jego wina – Łukasz po prostu miał ochotę kogoś obedrzeć ze skóry i już. Ten dzień był dla niego wystarczająco stresujący i bez informacji, że z konieczności losu będzie musiał stawić czoła Przemkowi sam.
W przypływie furii mógł rzucić kubkiem w ścianę. Kubek, rzecz jasna, nie wyszedł z tego spotkania w jednym kawałku. Ochłonąwszy, Łukasz cieszył się tylko z tego, że nie trzasnął nim o ścianę z kartono-gipsu, bo i na niej pozostałby wtedy wyraźny ślad jego nerwów.
Następną jego myślą była ta, że może to i lepiej, że będzie mógł z Przemkiem najpierw porozmawiać sam na sam. Mógł dzięki temu spróbować załatwić tę sprawę jakoś łagodniej, niż witając Przemka na dworcu słowami „Hej! Miło mi cię widzieć. A to jest mój chłopak, Sebastian.” Aczkolwiek w Łukaszu budowało się przekonanie, że obojętnie ile coming outów by w życiu nie zrobił, nadal nie będzie wiedział, jak do tego podejść prawidłowo. I czy w ogóle był prawidłowy i nieprawidłowy sposób na mówienie rodzinie o swojej bynajmniej-nie-hetero orientacji seksualnej? Szczerze w to wątpił.
Był piątek i dochodziła godzina piętnasta. Łukasz wyszedł z pracy, jak zwykle ciesząc się, że akurat w ostatni dzień tygodnia trafiła mu się poranna zmiana i nie musiał latać między stolikami do wieczora. Tym razem jednak reszta jego popołudnia i tak nie zapowiadała się zbyt kolorowo, dlatego opuścił kawiarnię z miną, jaką człowiek mógłby przybrać idąc na własny pogrzeb.
Przemek miał być na dworcu za dwadzieścia szesnasta. Sebastian kończył wykłady dopiero o siedemnastej i zanim dotrze do mieszkania minie na pewno kolejne pół godziny. Łukasz miał więc wystarczająco dużo czasu, żeby porozmawiać na spokojnie ze swoim kuzynem.
Ta myśl jednak wcale nie wprawiała go w specjalnie radosny nastrój…
*
Przemek wyszedł z pociągu, niosąc plecak na jednym ramieniu, i rozejrzał się po peronie. Przez minutę czy dwie zupełnie nic nie widział prócz tłumu postaci ciągnącej ze sobą sterty walizek lub toreb. Chwilę później jednak peron się przerzedził, więc chłopak jeszcze raz przeskanował wzrokiem najbliższą okolicę w poszukiwaniu kuzyna, który obiecał po niego wyjść. Wreszcie dostrzegł znajomą, brunatną czuprynę i w kilku szybkich krokach podszedł do kuzyna, który jeszcze go nie zauważył.
– Łukasz!
Ten odwrócił się i posłał nowoprzybyłemu szeroki uśmiech, który jednak w mniemaniu Przemka wydał się nieco słaby i nie sięgający oczu.
– O, hej, nareszcie jesteś – przywitał go.
– Nareszcie? Pociąg wcale się nie spóźnił! …znaczy: tak bardzo się nie spóźnił – poprawił się Przemek, zerkając na wielki, wiszący na peronie zegar.
– Po PKP i tak nie spodziewałem się niczego innego – odparł Łukasz, wzruszając ramionami. Przemek miał ze sobą tylko nieduży plecak, więc nie musieli się z niczym targać i szybko opuścili głośny i chaotyczny dworzec.
Świeże i chłodne powietrze od razu uderzyło w ich policzki. Łukasz spojrzał na kuzyna, starając się nie dać po sobie poznać, że jest napięty jak struna.
– To co, idziemy od razu do mnie, nie? – zaproponował. – Ta pogoda nie bardzo sprzyja podziwianiu miasta – dodał i jak na zawołanie powiał gwałtowniejszy wiatr, zrzucając mu kaptur z głowy.
– Do ciebie czy do was? – Przemek zmierzył Łukasz spojrzeniem mówiącym jasno i wyraźnie, że czas na wykręty się już skończył. W końcu nie po to przyjeżdżał do Poznania, żeby Łukasz dalej mu mydlił oczy.
– Do nas – westchnął Łukasz, prowadząc kuzyna w stronę najbliższego przystanku tramwajowego.
– Ale poznam ją, prawda?
Każdy kolejny żeński zaimek sprawiał, że żołądek Łukasza wywracał się na drugą stronę, upewniając go tylko jak bardzo Przemek nie spodziewa się tego, co on zamierza mu powiedzieć.
– Jasne, że poznasz – odparł, jak zwykle sprawnie manewrując językiem polskim, by uniknąć przedwczesnych podejrzeń. Jeśli Przemek miał odstawić wielką, głośną scenę, to Łukasz wolał, żeby nie stało się to na ulicy w środku miasta. – W końcu zostajesz u nas na noc, nie?
– Jeśli tylko nie macie nic przeciwko temu. Wolałbym nie wracać dzisiaj do Szczecina po nocy.
Przemek wiedział – no, może bardziej czuł niż wiedział – że jego kuzyn coś kręci. Niemniej jednak nie naciskał, a przynajmniej nie od razu. Dopiero gdy będą mogli poprowadzić rozmowę spokojnie i na cztery oczy Przemek zamierzał wreszcie wyciągnąć od Łukasza wszystkie powody jego kłótni z rodzicami. Oraz odpowiedź na pytanie, co on do diabła zamierza zrobić ze swoim życiem.
– Nie ma sprawy. Możesz zostać nawet do niedzieli, jeśli tylko… – Łukasz przerwał, jakby w połowie zdania rozmyślił się z jego zakończenia. Przemek jednak słuchał go uważnie i zdziwiła go ta nagła cisza.
– Jeśli tylko?
Łukasz westchnął i pokręcił głową prawie niezauważalnie. Wreszcie podniósł spojrzenie na Przemka.
– Jeśli tylko będziesz chciał.
– Jasne – odparł lekko i uśmiechnął się, nie widząc problemu. Łukasz odpowiedział mu podobnym, choć bardziej przygaszonym uśmiechem, a wtedy tramwaj zatrzymał się na kolejnym przystanku.
– To nasz – oznajmił Łukasz i zaczął przepychać się między innymi pasażerami. Przemek zamrugał z lekką dozą zdumienia, ale po chwili otrząsnął się i poszedł za kuzynem.
Miał dziwne wrażenie, że pod koniec rozmowy coś mu umknęło. Jakieś drugie dno słów Łukasza, którego w tym momencie nie umiał się domyślić.
Łukasz otworzył drzwi i wpuścił Przemka do środka. Jeden domownik już na nich czekał w niewielkim przedpokoju i był to Mruczek.
– Macie kota – oznajmił Przemek nieco zaskoczony i zrzuciwszy buty, kurtkę i całą resztę zimowego majdanu pochylił się nad Mruczkiem z wyciągniętą dłonią.
Mruczek spojrzał na rękę Przemka, po czym ją ostentacyjnie olał, odwracając się ogonem i niespiesznie maszerując w głąb mieszkania.
– No tak, koty… – westchnął Przemek, zabierając dłoń. Zwrócił się do Łukasza: – Rozumiem, że jest twojej dziewczyny, tak? W sumie mógłbyś mi wreszcie zdradzić jej imię. Głupio mi tak ciągle powtarzać „twoja dziewczyna” to, „twoja dziewczyna” tamto – dodał, rozglądając się powoli po mieszkaniu.
– W sumie od kiedy mieszkamy razem to kot raczej jest wspólny – odparł Łukasz, z premedytacją pomijając drugą część wypowiedzi kuzyna.
– Ale co, ot tak się do ciebie przyzwyczaił? Większość kotów raczej niechętnie podchodzi do obcych – zauważył Przemek, aczkolwiek dostrzegł unik Łukasza odnośnie dziewczyny. Kolejny unik, warto dodać.
– Napijesz się czegoś? Herbaty? Kawy? – wtrącił chłopak, zmierzając do niewielkiej kuchni.
– Kawy – odparł Przemek, wchodząc za nim do pomieszczenia.
Łukasz zaczął się krzątać, nalewając wodę do czajnika i szykując kubki. Przemek zauważył, że jego kuzyn naprawdę czuł się i zachowywał jak u siebie w domu, co dla niego było zdumiewające, jako że on sam był w tym mieszkaniu dopiero po raz pierwszy. Wiedział co prawda, że Łukasz mieszkał tam już od paru tygodni, jednak…
No nic. Po prostu dostrzegał, że jego kuzyn bardzo swobodnie się tam czuł. To wszystko. Nie ma co dzielić włosa na czworo, mimo że gdzieś w duszy bolało jak diabli, że Łukasz tak bardzo się od niego odsunął.
– A jeśli chodzi o kota – podjął nagle Łukasz, przerywając ciszę w kuchni – to wiesz, nie byłem dla niego obcym. Przez ostatnie lata zdążył się do mnie przyzwyczaić – wyjaśnił, wiedząc doskonale, że rozmowa zaczyna schodzić na ten tor, który prowadził do wyjaśnienia jego relacji z Sebastianem.
– Czekaj moment. – Przemek spojrzał na niego ze szczerym zdumieniem. – Ostatnie lata? To jak długo ty się z nią spotykasz? I dlaczego to przed nami ukrywałeś? No kurczę, Dominik nam na bieżąco relacjonował swoje sercowe przygody i wszystko było w porządku. Oskar zresztą również. I o co się tak pokłóciłeś z rodzicami? O tę całą przeprowadzkę do Poznania?
– Chwila, spokojnie – pohamował go Łukasz. – Nie wszystko naraz. Idź do pokoju, tam pogadamy. Zaraz przyniosę kawę.
Woda w czajniku już prawie wrzała. Przemek mruknął z niezadowoleniem:
– Nie rozumiem, dlaczego mi po prostu nie odpowiesz. Niepotrzebnie to wszystko przeciągasz.
Łukasz przetarł sobie palcami kąciki oczu, wydychając powoli powietrze. Zabębnił nerwowo palcami w blat.
– Wiem – odparł wreszcie. – Naprawdę wiem. Ja tylko… – przerwał, nie wiedząc, co powiedzieć. W końcu pokręcił głową, zerkając ponownie na Przemka. – Po prostu idź do pokoju. Zaraz przyjdę.
Przemek zrozumiał, że należy się wycofać i tak też zrobił, dając Łukaszowi jeszcze chwilę na zebranie myśli. Ta krótka rozmowa wcale nie stłumiła jego niepokoju, lecz wręcz przeciwnie. Co się tutaj wyprawiało?
Łukasz oparł się rękoma o blat, patrząc tępo w ścianę. Najgorszą rzeczą w coming outach było to, że człowiek nigdy nie wie, czy to już odpowiednia pora, żeby wyjawić prawdę, czy lepiej poczekać jeszcze pięć minut. W rozmowie raz po raz pojawiają się momenty, w których można by rzucić prosto z mostu co i jak, lecz mija jeden po drugim i człowiek ciągnie tę konwersację dalej. Skacze na boki po pobliskich tematach, wciąż nie mając odwagi, by wybrać odpowiednią chwilę. Najciężej jest zdecydować „tak, teraz otwieram usta i mówię prawdę”.
Łukasz już parę razy to zrobił. Da radę i raz jeszcze.
Przemek na moment został sam w pokoju i chwilę zastanawiał się nad pewnym pytaniem, aż wreszcie po prostu je zadał:
– Mogę się trochę rozejrzeć po mieszkaniu? Zobaczyć, jak się tutaj urządziliście? – rzucił w stronę kuchni i akurat wtedy Łukasz pojawił się w drzwiach z dwoma kubkami w rękach.
– No jasne – odparł, stawiając oba na stole. – To małe mieszkanie, ale chętnie ci pokażę gdzie co jest.
Przemek pomyślał, że to znowu odsunie rozmowę o kilka chwil, ale sam zaczął. Zresztą naprawdę chciał się lepiej przyjrzeć temu miejscu. Ciekawiło go, jak żyje w chwili obecnej jego kuzyn.
– Przedpokój i kuchnię już widziałeś – zaczął Łukasz. – Tu jest, jak się zapewne domyślasz, pokój dzienny i to chyba największe pomieszczenie w tym mieszkaniu.
Pierwszą rzeczą, jaka się rzuciła Przemkowi w oczy już od progu, była czystość. Nie był pewien, czy mieszkanie to przeszłoby „test białej rękawiczki”, niemniej jednak wszystko miało swoje miejsce i wyglądało naprawdę schludnie. Inna sprawa, że może Łukasz po prostu postanowił posprzątać na jego przyjazd, ale mimo wszystko Przemek doceniał ten porządek.
Na szafce obok telewizora dostrzegł dość pokaźną kolekcję płyt CD oraz DVD. Kątem oka przeleciał po tytułach, niektóre znając, innych nie, ale za to kilka z nich wybitnie przyciągnęło jego uwagę.
– Mroczny Rycerz? Wydaje mi się, że mówiłeś, że cię to za bardzo nie interesuje? Nie mów, że twoja dziewczyna to ogląda – parsknął Przemek, przeglądając płyty już z większym zainteresowaniem. – Chociaż z drugiej strony wiem, że dziewczyna Oskara ciągnęła go do kina na Terminatora, więc w sumie nic mnie już nie dziwi… – wymamrotał do siebie.
– Jak zostałem zmuszony do obejrzenia, to nawet mi się spodobało – przyznał Łukasz. – Ale nie ja kupiłem.
Przemek oderwał się od przeglądania płyt i wskazał na jasne drzwi obok.
– Sypialnia? – zgadywał.
– Łazienka – sprostował Łukasz, naciskając klamkę i pokazując kuzynowi wnętrze niewielkiego pomieszczenia. Mieściła się tam umywalka, toaleta, lustro, kilka półek i szafek oraz wanna z prysznicem i pralka. Niby nic nadzwyczajnego, jednak zatrzymało Przemka wzrok na dłużej. Coś mu nie pasowało i w pierwszej chwili nie umiał wyjaśnić co. Później jednak przestudiował łazienkę dokładniej i odpowiedź spłynęła mu do umysłu.
Po pierwsze na wannie stało dziwnie mało kosmetyków. Przemek widział mieszkanie swojej (byłej już niestety) dziewczyny i doskonale pamiętał, że ilość różnych specyfików pielęgnujących urodę przyprawiała o ból głowy. Tutaj nie było nawet połowy tego, mimo że mieszkały tu dwie osoby.
– Coś nie tak? – spytał Łukasz, bacznie obserwując reakcje Przemka.
– Nie, nic, tylko… – Przemek urwał, szukając w myślach końcówki zdania, lecz tak naprawdę większą część świadomości przeznaczał na dalsze rozglądanie się po łazience.
Potem zobaczył dwa dezodoranty stojące na półce. Oba męskie. Przemek bez problemu rozpoznał je z daleka, w końcu sam używał podobnych. Potem jego wzrok padł na dwa różne szampony do włosów, również oba męskie. Wtedy już nie wytrzymał i musiał zapytać:
– Łukasz, ty mówiłeś, że mieszkasz z dziewczyną, prawda? – upewnił się, zerkając na kuzyna. Był pewien, że Łukasz wyśmieje go, gdy zrozumie, co mu przyszło do głowy. Niemniej jednak musiał to usłyszeć jasno i wyraźnie, ponieważ te sekrety Łukasza zaczynały mu się już chyba rzucać na umysł.
Łukasz jednak był daleki od śmiechu. Zamiast zaprzeczyć, tylko wzruszył ramionami i nie przerywając kontaktu wzrokowego z Przemkiem, odparł:
– Nie mówiłem. Założyłeś, że mieszkam ze swoją dziewczyną, a ja cię po prostu nie poprawiłem.
Umysł Przemka nagle zaczął pracować na zwiększonych obrotach i ciągle podsuwał mu jeden i ten sam wniosek, ale chłopak uparcie go ignorował.
– Ale przecież… – zawahał się. – Nie mieszkasz tu sam – stwierdził, bo to jedno było oczywiste.
– Nie. Jasne, że nie – odparł Łukasz, spokojnie wychodząc z łazienki i kierując się do pokoju, gdzie na stole wciąż czekała na nich kawa. Przemek pospieszył za nim, w międzyczasie pytając:
– To dlaczego od razu mi nie powiedziałeś, że mieszkasz z jakimś kumplem? Po co ta cała szopka? – Mógł przy tym pytaniu nieco podnieść głos. Przez przypadek. Zupełnie, absolutnie przez przypadek.
Łukasz odwrócił się gwałtownie, stając nagle twarzą do kuzyna. W jego oczach płonęła determinacja, jakiej Przemek jeszcze u niego nie widział.
– Bo nie mieszkam z „jakimś tam” kumplem! I ty to już doskonale wiesz! Przecież widzę, że już załapałeś, o co chodzi!
– Jestem pewien, że nie myślimy o tym samym – odparł ostrożnie Przemek.
Łukasz podszedł do stołu i chwycił swój kubek, biorąc łyka swojej kawy z mlekiem, po czym usiadł na kanapie. Każdy z tych ruchów wykonał szybko, mocno i trochę gwałtownie. Cudem nie wylał kawy.
Przemek niepewnie sam podszedł do fotela naprzeciwko Łukasza i usiadł na nim, czekając, aż Łukasz powie to, co ewidentnie miał na końcu języka.
Chłopak wreszcie ostawił kubek z kawą i zwrócił się do Przemka, żywo gestykulując lewą ręką.
– Jeśli starasz się ze wszystkich sił wyrzucić z głowy myśl o tym, że twój kuzyn może być gejem, to odpuść sobie już w tej chwili. Odpowiedź brzmi: tak, jestem. I tak, mieszkam tu ze swoim chłopakiem, a skoro już sobie to wyjaśniliśmy, to myślę, że sam jesteś w stanie dojść do przyczyny mojej kłótni z rodzicami. – Gdyby to było możliwe, Łukasz wydusiłby to z siebie na jednym oddechu. Potrzebował dwóch, ale i tak wyrzucał z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego. Zawsze tak się działo, gdy był w nerwach.
Przemek w pierwszej chwili nie zareagował. Zupełnie. Po prostu siedział jak słup soli i w każdej innej chwili Łukasz pomachałby mu ręką przed oczami i zaczął się z niego nabijać. Tym razem jednak w otaczającej ich atmosferze nie było ani krzty wesołości.
Po chwili, która trwała tyle ile wieczność razy nieskończoność, Przemek spojrzał w oczy Łukaszowi.
– Żartujesz, tak? – zapytał niepewnie, aczkolwiek nawet się nie uśmiechnął, przez co Łukasz wiedział, że Przemek sam nie wierzy w swoje słowa.
– Chyba żadnemu z nas jest teraz nie do śmiechu – odpowiedział wolno, pilnując, żeby jego głos nie brzmiał zbyt desperacko.
Przemek spojrzał na niego jakoś inaczej. Łukasz nie umiał dobrze opisać jego wzroku. Wiedział tylko, że nie był on przyjemny. Chłodny i zdystansowany. Nagle cała poza Przemka taka mu się wydała. Nie licząc tego wszystkiego, jego spojrzenie zostało zdominowane przez dezorientację. Przemek po prostu nie wiedział, jak ma się zachować i co powiedzieć.
– Ale jak? Dlaczego? Przecież miałeś dziewczynę – wydusił z siebie wreszcie.
Łukasz zaśmiał się, ale brzmiało to tak, jakby zapomniał wykrzesać z siebie wesołość.
– O nie, zapewniam cię, że nigdy nie miałem dziewczyny. Słuchaj, ja od dwóch i pół roku jestem z Sebastianem – wyjaśnił najspokojniej jak umiał. Postanowił pominąć półroczną przerwę w związku, w końcu co za dużo na jeden raz, to niezdrowo.
Przemek aż otworzył szerzej oczy ze zdumienia.
– Z Sebastianem? TYM Sebastianem, którego kojarzę? – zapytał z niedowierzaniem.
– Tak, spędziliśmy z nim kiedyś Sylwestra – potwierdził Łukasz.
– Wy już wtedy…?
– Czy byliśmy razem? Tak, od jakiegoś czasu.
Przemek ponownie zamilkł i zamknął na moment oczy, próbując odnaleźć w tym natłoku informacji jakiś sens. Łukasz oparł się plecami o sofę, przygotowując się na falę pytań, której oczekiwał. Zawsze następowała. Był pewien, że w głowie Przemka kłębi się mnóstwo pytań i rozważa właśnie, które z nich zadać pierwsze.
Jakże się pomylił.
Przemek zamiast tego odstawił swój kubek z kawą na stół i wstał.
– Przepraszam cię Łukasz, ale ja tak nie mogę – powiedział, nie patrząc kuzynowi w oczy. – Muszę to sobie przemyśleć. Muszę… – zawahał się na ułamek sekundy. – Muszę stąd wyjść.
Łukasz patrzył z uchylonymi ze zdumienia ustami jak Przemek szybko idzie do przedpokoju i zaczyna się ubierać w pośpiechu. Nim się ocknął i poleciał za nim, jego kuzyn miał już na sobie buty i właśnie kończył ubierać kurtkę.
– Przemek, czekaj! – zawołał za nim. Sam usłyszał panikę we własnym głosie. Jeśli jego kuzyn opuści to mieszkanie, z pewnością z własnej woli sam już do niego nie wróci.
Przemek sięgnął po swoją czapkę leżącą na pobliskiej szafce, ale Łukasz chwycił go za nadgarstek.
– Przestań, przecież...
Przemek bez słowa odtrącił rękę Łukasza i zgarnął swoją czapkę. Z podłogi podniósł również plecak, z którym przyjechał do Poznania i otworzył drzwi wejściowe, nawet nie patrząc na bliskiego załamania Łukasza.
– Po prostu daj mi spokój – rzucił, zamykając za sobą drzwi.
Zbiegł z klatki schodowej przeskakując po dwa stopnie na raz. Nie miał pojęcia, co robi, ale był pewien, że nie wytrzymałby w jednym pomieszczeniu z Łukaszem ani chwili dłużej. Ta wiadomość spadła na jego barki niczym głaz, którego nie był w stanie udźwignąć.
Nie wiedział, jak ma rozmawiać ze swoim kuzynem.
Na parterze przez szklane drzwi zobaczył na zewnątrz jakiegoś ciemnowłosego chłopaka, który grzebał sobie po kieszeniach zapewne w poszukiwaniu klucza. Przemek otworzył drzwi wejściowe, opuszczając budynek, czym zwrócił na siebie uwagę owego chłopaka. Wymienili spojrzenia. Przemek momentalnie rozpoznał w nim Sebastiana i był pewien, że on także się domyślił, z kim ma do czynienia.
W milczeniu przytrzymał jeszcze moment drzwi, żeby się samoistnie nie zamknęły, a kiedy Sebastian chwycił za klamkę, Przemek wyminął go i poszedł dalej. Jeszcze przez chwilę czuł na sobie jego spojrzenie, lecz to uczucie szybko minęło. Wtedy dopiero odważył się zerknąć przez ramię.
Sebastian jednak zniknął już na klatce schodowej.
*
Łukasz podniósł głowę, tak szybko słysząc kroki na klatce schodowej po raz drugi. Otworzył drzwi, żeby wybadać sytuację, lecz nie zastał za nimi tego, kogo w tej chwili najbardziej chciał zobaczyć.
Aczkolwiek nie można zaprzeczyć, że widok Sebastiana również go ucieszył.
Słowa powitania nie były potrzebne.
– Minąłem się z Przemkiem w drzwiach – oznajmił Sebastian w zastępstwie.
Łukasz zacisnął usta i objął dłońmi swój brzuch, jak gdyby nagle go rozbolał. Jego partner wiedział jednak, że prawdopodobnie chodziło o stres wynikający z sytuacji, z którą Łukasz się przed chwilą zmierzył.
Sebastian nie musiał pytać, by domyślić się jak poszło. Mina Przemka z grubsza udzieliła mu wszystkich potrzebnych odpowiedzi.
– Jak widzisz, szansa na rodzinny happy-kurwa-end wyleciała stąd tak szybko, jakby ktoś rozpylił gaz musztardowy – warknął ponuro Łukasz, mocniej ściskając kubek z kawą, który jakimś cudem wciąż tkwił w jego ręce.
Sebastian od razu dostrzegł ten ruch i szybko chwycił chłopaka za dłoń, poluźniając jego palce na małym uchwycie.
– Daj to – powiedział łagodnie. – Nie chcemy chyba, żeby nasz kolejny kubek roztrzaskał się na ścianie, prawda?
Łukasz wreszcie puścił naczynie. Sebastian prędko odstawił je na najbliższą szafkę, po czym zręcznie manewrując zdjął z siebie buty, kurtkę, szalik i czapkę jednocześnie, tylko po to, żeby przytulić wreszcie do siebie Łukasza, który desperacko tego potrzebował.
– Zawsze mogło być gorzej – zaryzykował Sebastian, głaszcząc chłopaka po plecach. W odpowiedzi Łukasz odsunął się od niego na moment i gdyby spojrzenia mogły zabijać…
– Nawet nie próbuj iść w tę stronę – ofuknął go Łukasz, acz na powrót przylgnął do Sebastiana, tym razem wtulając twarz w zgięcie jego szyi.
Sebastian zdecydował się wreszcie sięgnąć po chwyt ostateczny w uspokajaniu Łukasza i pogłaskał go po głowie. Kilka razy przeczesał palcami jego włosy i dopiero, gdy jego chłopak odetchnął nieco głębiej, Sebastian zaproponował:
– Chodźmy do pokoju. Nie będziemy tu stać przez wieczność.
Łukasz dał się objąć w pasie i poprowadzić w stronę sofy, na której równie posłusznie usiadł z cichym pacnięciem.
Sebastian westchnął i bez ceregieli chwycił trzema palcami podbródek Łukasza i skierował jego twarz wprost na siebie.
– Trochę cię już znam – oznajmił spokojnie. – Wiem, co ci chodzi po głowie. I od razu mówię, przestań.
Łukasz spojrzał na niego bez zrozumienia. Może i Sebastian wiedział, co myśli, ale najwidoczniej on sam jeszcze do tego nie doszedł.
– Zaraz zaczniesz się zadręczać, że mogłeś to załatwić jakoś inaczej i że to przez twoje słowa Przemek zareagował tak, jak zareagował. No więc już teraz ci mówię, że to bzdura – wyjaśnił Sebastian.
Łukasz przyznał mu w duchu rację, że coś takiego przyszło mu do głowy zaraz po tym, jak jego kuzyn wyleciał za drzwi jak strzała.
– Przecież cię tu nie było. Nie wiesz, jak przebiegała rozmowa – wytknął wreszcie lukę w rozumowaniu swojego chłopaka.
– Nie muszę słyszeć każdego słowa, żeby poznać schemat – odparł Sebastian, ponownie sięgając palcami włosów Łukasza i przeczesując je delikatnie, a przy okazji kompletnie targając. Ale Łukaszowi to najwyraźniej nie przeszkadzało, bo tylko oparł głowę na ramieniu swojego chłopaka i objął go niczym wielkiego pluszowego misia. Przynajmniej Sebastian tak właśnie się poczuł, lecz nie sprzeciwiał się. Może nawet zrobiło mu się trochę przyjemniej na sercu. Wreszcie był dla Łukasza oparciem.
Sebastian nigdy do końca sobie nie wybaczył, że tak łatwo pozwolił Łukaszowi odejść ostatnim razem i że po prostu się od niego odciął, kiedy ten go najbardziej potrzebował (nawet jeśli wtedy Łukasz sam nie zdawał sobie z tego sprawy).
W tamtej chwili Sebastian uświadomił sobie, że bycie łukaszowym pluszowym misiem napawało go uczuciem dumy.
Wtem zdziwił go zachrypły głos jego chłopaka:
– Jeśli nic nie mogłem zrobić, by wpłynąć na Przemka… to znaczy, że jestem bezsilny.
– Chodziło mi tylko o to, że nie mogłeś zmienić sposobu, w jaki zareaguje na te wieści. – Sebastian szybko pospieszył z wyjaśnieniem. – Następnym razem, gdy się spotkacie, już na pewno będzie inaczej. Przemek będzie wiedział, na czym stoi. Niczym go już nie zaskoczysz. Będziecie mogli spokojnie porozmawiać.
Łukasz charknął lub kaszlnął w sposób, który sugerował, że chłopak próbował się zaśmiać, lecz mu nie wyszło.
– Następnym razem? Ciekawe kiedy to będzie? – prychnął gorzko. – Chyba w Boże Narodzenie, a to też tylko jeśli będę miał szczęście…
Sebastian cmoknął go w policzek, wstając z sofy.
– Może szybciej niż myślisz – pocieszył go. – Przynieść ci piwo? – zapytał, by wreszcie skierować myśli Łukasza na coś innego. – Zaopatrzyłem lodówkę po brzegi.
– Serio? To daj mi od razu dwa – odparł Łukasz z rezygnacją.
*
Przemka wybór napojów okazał się być bardzo podobny. Siedząc przy mniej oświetlonej, zapomnianej stronie baru, na wysokim, lecz piekielnie niewygodnym krześle, chłopak obracał w palcach smukłą szklankę z piwem. Już drugą tego wieczoru. Pierwszą wypił w kilku głębszych łykach i zrobił to tak szybko, że nawet nie warto o niej wspominać.
Miał ochotę na coś o wiele mocniejszego, lecz resztka rozsądku kazała mu się pohamować i poprzestać na starym, dobrym Tyskim. Jeśli ono nie pomoże, to Przemek był przekonany, że każdy inny trunek alkoholowy mógłby zadziałać tylko gorzej.
W pewnej chwili chłopak młodzieniec zorientował się, że nerwowo stuka podeszwą prawego buta o podłogę. W połączeniu z energiczny bębnieniem paznokciami o szklankę piwa, Przemek był pewien, że nie prezentuje sobą oazy spokoju. Nie było to zaskoczeniem, jako że w umyśle również miał istną burzę.
Prawdopodobnie dochodziła powoli godzina dwudziesta pierwsza. Przemkowi co prawda nie chciało się sięgnąć do kieszeni, by sprawdzić na komórce, jednak podejrzewał, że zbytnio się nie mylił. Wypadł z mieszkania Łukasza koło siedemnastej. Wsiadł w pierwszy lepszy tramwaj jadący w kierunku centrum, po czym szwędał się po nim, dopóki się wystarczająco nie zmęczył. Wtedy jeszcze krew pulsowała w jego żyłach, jak gdyby wypił za dużo napojów energetyzujących – Przemek pomyślał więc, że spacer nie będzie głupim pomysłem. To szczegół, że ów spacer okazał się być rozdrażnionym maszerowaniem wte i wewte, z uliczki w uliczkę i z zakrętu w zakręt. Był tak pochłonięty we własnych myślach, że gdyby ktoś go spytał o to, gdzie chodził, nie byłby w stanie mu odpowiedzieć nawet w przybliżeniu.
W pewnym momencie minął jakiś bar, po czym się cofnął i postanowił do niego zajrzeć na minutkę. Owa minutka trwała już ponad godzinę.
Przemek nigdy nie był dobry w sprawach uczuciowych – choć podejrzewał, że nie jest ani lepszy ani gorszy pod tym względem od każdego innego przeciętnego faceta – ale też nigdy nie odczuwał takiej konieczności. Dlatego też próżno by go było pytać, co właściwie czuł. Nie wiedział.
Najpierw był tym wszystkim zbyt zszokowany, by poczuć cokolwiek. Później nagromadziła się w nim złość, lecz nie umiał dokładnie stwierdzić na co. W pierwszej chwili był po prostu wściekły na Łukasza za te wszystkie sekrety, no bo naprawdę, kto normalny jest w stanie tak długo kłamać swojej rodzinie prosto w oczy? Dla Przemka to było niewyobrażalne i krzywdzące. W końcu jakby wiedzieli wcześniej, może udałoby się przekonać Łukasza, żeby spróbował… czegoś innego.
Bo jak to tak można… z mężczyzną? To już w ogóle się mu nie mieściło w głowie. Mężczyźni byli kumplami. Z mężczyznami można się napić piwa. Z mężczyznami można pogadać, pośmiać się i zrobić po pijaku kilka durnych rzeczy. Ale do diaska! Przecież facet z facetem nie może stworzyć związku!
Oczywiście Przemek słyszał, jakoby heteroseksualnego mężczyznę od biseksualnego różniła tylko któraś z kolei puszka piwa, ale wiedział też, że on sam nigdy nie zbliżyłby się do innego chłopaka (przynajmniej nie w
tym celu), obojętnie jak bardzo wstawiony by nie był. Po prostu nie istniała dla niego taka ilość alkoholu i dałby sobie rękę odciąć, że jego kumple powiedzieliby to samo. Pewnych rzeczy się nie robi i już.
Przemek był jednak świadomy, że w tej sytuacji nie chodziło o niego. Nikogo nie interesowało czy mógłby z facetem czy nie, ani też czy potrafi taki związek (jakkolwiek dziwacznie to brzmiało nawet w jego głowie) zrozumieć. Bo sprawa dotyczyła Łukasza, a to przecież wszystko zmieniało, bo Łukasz nie był jakimś tam anonimowym gejem, tylko jego kuzynem. Znali się od dziecka, bawili w jednej cholernej piaskownicy i okładali się nawzajem po głowach plastikowymi łopatkami. Przemek nauczył Łukasza jeździć na rowerze; sam mu nawet pomagał odkręcać boczne kółka od małego BMX’a (a potem przemywał mu kolano wodą utlenioną, kiedy Łukasz się po raz pierwszy na tym dwukołowym rowerze wywalił). I jakby tego było mało, Przemkowi przed oczami nagle stanęło wspomnienie, kiedy babcia pogoniła ich z kuchni brudną szmatą za podjadanie słodyczy przed obiadem. Łukasz miał wtedy góra dziesięć lat, a każda starsza kobieta wydawała się być przerażająca.
A to wszystko, rzecz jasna, komplikowało sytuację jeszcze bardziej, bo Przemek kompletnie nie wiedział jak ma się zachować i co robić dalej. Najbezpieczniejszym wyjściem wydało mu się zamówienie kolejnego piwa, co też niezwłocznie uczynił.
Mógł wrócić do Szczecina. Co prawda dopiero jutro z rana, co wymagałoby znalezienia jakiegoś hostelu na noc, jednak Przemek był na to przygotowany, bo zanim przyjechał do Poznania wcale nie miał pewności czy Łukasz znajdzie dla niego miejsce w swoim mieszkaniu. Teraz wiedział już, że nie było to problemem, jednak Przemek czuł, że nie wytrzymałby tam psychicznie. Przerastało go to.
Inna sprawa, że nie wiedział, co powie swojej mamie po powrocie. Z pewnością będzie chciała wiedzieć, jak się mają sprawy z Łukaszem. I jak ma to jej wyjaśnić? „No wiesz, niezbyt dobrze, bo Łukasz jest gejem.” To brzmiało śmiesznie, poza tym jego mama chyba nie miała nic przeciwko takim osobom… On sam zresztą też nie był homofobem. A może był? Niech to szlag! Skąd miał wiedzieć czy był czy nie był?! Przecież w życiu się nad tym nie zastanawiał! On po prostu niczego, do diabła, nie rozumiał!
Nagle zaciekawiło go co ciocia Ula – matka Łukasza – myśli o tym wszystkim. I czy w ogóle wie? Przemek przypuszczał, że tak, bo skoro wybuchła jakaś wielka kłótnia między nimi, z pewnością o to właśnie poszło.
Chłopak nagle stwierdził, że ani nie jest jeszcze tak późno, ani on nie jest jeszcze tak bardzo wstawiony, więc zarzucił kurtkę na ramiona i wyszedł na moment z baru, gdzie powitała go ciemna noc i rześkie, kłujące zimnem powietrze. Wyjął z kieszeni komórkę i odnalazł w kontaktach swoją ciotkę.
– Cześć, ciociu, przeszkadzam? – zapytał, zastanawiając się jednocześnie co jej powiedzieć. Nie wiedziała, że jest w Poznaniu. Mama poradziła Przemkowi, żeby załatwił to po cichu, bo ciocia mogłaby nie być zadowolona, że miesza się w ich prywatne sprawy. Według Przemka nie były takie prywatne, skoro oddziaływały również na resztę rodziny, ale mimo to posłuchał się matki i w sumie tylko ona, Dominik i Oskar wiedzieli, że jest w Poznaniu (bo utrzymanie czegokolwiek w sekrecie przed Oskarem graniczyło z cudem, co tym bardziej zastanawiało Przemka, jak ta sztuka udała się Łukaszowi).
– Nie, wybrałeś idealny moment. Właśnie się skończyło M jak Miłość, więc mogę rozmawiać – spróbowała zażartować i Przemek z pewnością by się lekko uśmiechnął, gdyby nie miał głowy zawalonej czymś zupełnie innym.
– Słuchaj, dzwonię żeby zapytać co u Łukasza. Nie było was ostatnio u babci i wiem, że on jest teraz w Poznaniu, a nie mogę się do niego dodzwonić, to pomyślałem, że zasięgnę języka u ciebie – wyjaśnił, kłamiąc jak z nut. Przy okazji dotarło do niego, że właśnie stracił jakiekolwiek prawo do wytykania Łukaszowi bycia nieszczerym, skoro sam nie był wcale lepszy.
– To trudna sprawa – odparła po chwili Urszula i w mniemaniu Przemka zrobiła to wyjątkowo niechętnie. – Nie rozmawiałam z nim od jakiegoś czasu – przyznała wreszcie.
Obojętnie co Przemek w ciągu ostatnich godzin zdążył sobie o Łukaszu pomyśleć, takiej odpowiedzi nie spodziewał się w żadnym ze scenariuszy.
– Jak to z nim nie rozmawiałaś? – powtórzył, aż przystając w miejscu, bo dotychczas spacerował po chodniku w tę i z powrotem.
– Kiedy się wyprowadzał, pokłócił się z Bartkiem… ostro – dodała, zawahawszy się.
– Ale z tobą też, ciociu, czy nie? – drążył dalej Przemek.
Przez moment słyszał jedynie ciszę.
– Ze mną… ze mną też – odparła, ale już mniej pewnie. Przemek postanowił zostawić ten temat i nie pytać, jak można nie być pewnym, czy się z kimś pokłóciło czy nie. Aczkolwiek on sam również opuścił mieszkanie Łukasza w takim pośpiechu, że też ciężko było zdefiniować atmosferę między nimi.
– A co się tak pokłóciliście? – zapytał w zastępstwie.
– Ah, nie, to nieważne. – Napięcie w głosie ciotki natychmiast wzrosło. – Nic takiego. Łukasz próbuje nam coś udowodnić, buntuje się, ale przejdzie mu. Na pewno niedługo przyjedzie do Szczecina i ta cała farsa z Poznaniem się skończy – zapewniła go, ale jednocześnie w jej głosie zabrzmiało coś takiego, co kazało Przemkowi natychmiast porzucić ten temat i najlepiej nie wspominać go nigdy więcej. Przemek nie był aż tak bardzo podatny na tę delikatną sugestię, ponieważ znał już ów temat wzdłuż i wszerz, jednak odpuścił i w kilku zdaniach zakończył rozmowę z ciotką.
Machinalnie spojrzał na ekran komórki, z którego właśnie zniknęła informacja o połączeniu. Przemek westchnął głośniej, niż to było konieczne i po minucie bezmyślnego gapienia się w ciemność po drugiej stronie ulicy, zdecydował się wrócić do baru i skończyć swoje trzecie piwo. W końcu już za nie zapłacił.
Rozmowa z ciotka nie poprawiła mu nastroju, a nawet wręcz przeciwnie. W dodatku miał jeszcze większy mętlik w głowie. Naprawdę nie podejrzewał, że Łukasz stracił kontakt z rodzicami. Widocznie nie docenił rozmiarów tej kłótni.
Ale żeby własna matka nie odzywała się do syna? No przynajmniej tak zrozumiał słowa cioci Uli – że wraz z mężem czeka, aż Łukasz pojawi się w progu z walizką i przeprosinami na ustach. A nawet jeśli Przemek nie zdążył za wiele z kuzynem pogadać, to jednego był pewien – Łukasz wcale nie planował czegoś takiego zrobić.
I wtem, podczas cichego siorbania chmielowego napoju, dotarł do Przemka pewien fakt. Bo skoro Łukasz nie rozmawiał ani ze swoją matką, ani ze swoim ojcem, a reszta rodziny nie chciała się w tę kłótnię wtrącać, to on – Przemek – był w obecnej chwili jedynym ogniwem łączącym Łukasza z resztą familii.
Przemek w tym momencie dałby się sklonować tylko po to, żeby samego siebie trzasnąć w twarz. I to jeszcze w ten lepszy profil, bo mu się należało. Tyle godzin spędził użalając się nad swoimi emocjami i jęcząc w duchu, jakie to wszystko przytłaczające, ale dopiero po rozmowie z ciocią uzmysłowił sobie, że i dla Łukasza ostatnie tygodnie były nie lada ciosem.
I choć najpierw był strasznie rozczarowany wyborami dokonanymi przez Łukasza, to kończąc trzecie Tyskie miał wrażenie, że bardziej zawiódł się na cioci i wujku. Bo pomimo tych wszystkich rzeczy, jakie usłyszał tego wieczora, wciąż nie umiał sobie wyobrazić, że któraś z nich mogłaby być na tyle poważna, by zdecydował się zerwać kontakt z własnym dzieckiem (którego co prawda nie miał, ale wyobrażenie sobie takiej sytuacji nie sprawiło mu wielu problemów). W końcu, do cholery jasnej, przecież Łukasz nie oznajmił, że jest seryjnym mordercą! On tylko dokonał własnego, niezależnego wyboru odnośnie życiowego partnera! Co prawda ta myśl nadal przyprawiała Przemka o skręt kiszek i uczucie surrealizmu, ale jednak…
Żeby poradzić sobie z pewnymi sprawami, trzy piwa to było jednak za mało.
Chłopak wreszcie wypił ostatni łyk, zapłacił i wyszedł. Wizyta w barze niewiele pomogła – nadal nie miał pojęcia, jak powinien reagować na nowiny, które przekazał mu kuzyn. Niemniej jednak po rozmowie z ciotką poczuł przypływ odpowiedzialności. Jeśli jest jedyną osobą, która może zebrać tę rodzinę z powrotem do kupy, to w żadnym wypadku nie zamierzał zmarnować tej okazji.
Za bardzo mu zależało.
*
Około godziny dwudziestej drugiej Łukasz z Sebastianem wcale się nie zdziwili słysząc dzwonek do drzwi, bowiem za nimi spodziewali się ujrzeć dostawcę pizzy z gigantyczną capriciosą. Łukasz sięgnął po portfel i poczłapał do przedpokoju. Nie sądził jednak, że na klatce schodowej zamiast swojej kolacji zastanie Przemka. W pierwszym momencie myślał, że narząd wzroku robi sobie z niego żarty.
– Co ty tu…? – zaczął, ale końcówka zdania stanęła mu w gardle i musiał wziąć głębszy oddech, zanim powiedział ponownie: – Myślałem, że jesteś już z powrotem w Szczecinie.
– Rozważałem to – przyznał cicho Przemek.
– Więc czemu…? – zapytał niepewnie Łukasz, ponownie zostawiając końcówkę niewypowiedzianą. Przemek wzruszył niemrawo ramionami.
– Nie wiem. Po prostu… chyba… chciałem jeszcze pogadać – wyjaśnił, po czym przyszło mu do głowy, że wypadałoby dodać: – Przepraszam, że wcześniej tak…
– Nie ma sprawy – przerwał mu szybko Łukasz, obejmując się ramionami. Jego pewność siebie spadła pod poziom morza podczas tego popołudnia. – Spodziewałem się tego – dodał gorzko, lecz bez pretensji.
– Słuchaj – westchnął Przemek, miętosząc między palcami sznurek od swojego plecaka. Nie był ani trochę mniej zdenerwowany od Łukasza. – Nie powiem, że wszystko jest okej i że będzie po staremu. Nie wiem, czy będzie. Nie wiem, czy będę umiał… – Chłopak przerwał, szukając właściwych słów. – Ja zwyczajnie nie potrafię tego zrozumieć – wyznał szczerze. Każde kolejne zdanie układało się samo.
Ku jego zdumieniu, Łukasz zaśmiał się lekko i odepchnął się od ramy drzwi, którą dotychczas podpierał.
– Nie ty jeden – odparł lekko, odchodząc kilka kroków w tył, robiąc kuzynowi przejście w drzwiach. – Wchodzisz? – zaproponował. W jego oczach wciąż jednak czaił się strach, że to zaproszenie spotka się z odmową.
Przemek wahał się tylko przez chwilę, nim przekroczył próg. Łukasz zamknął za nim drzwi, a wtedy Przemek zobaczył, że dłonie kuzyna drżały. Mocno.
– Rozgość się – rzucił Łukasz przez ramię, wyraźnie oddychając z ulgą, kiedy Przemek poszedł za nim do pokoju. – Zaraz będzie pizza – dodał po chwili, a jego usta wygięły się w nieco weselszym już uśmiechu.
Przemek wiedział, że to nie będzie łatwe ani dla niego, ani dla Łukasza, ani dla tego jego… chłopaka. Ale uśmiech na twarzy kuzyna umocnił go w przekonaniu, że postąpił dokładnie tak, jak powinien. A reszta…
Reszta jest milczeniem.