Rozdział 10 – Spotkanie z bogami
Piotr wrócił z zakupów przed siedemnastą, tachając ze sobą dwie potężnie wypchane, papierowe siatki. Po joggingu, siłowni i obiedzie czuł się pełen energii i jakoś wybitnie zrelaksowany. Postawił torby na blacie, zaczynając je metodycznie rozpakowywać. W mieszkaniu było cicho jak makiem zasiał. Z tego co słyszał, Wojtek miał szukać sobie roboty, a Mati pewnie odsypiał zarwaną noc. Miał nadzieję, że chłopakowi powiodło się na egzaminie. Sam starał się mobilizować go do nauki. Postawił wodę na kawę, zasypując sobie mocną, tłustą, mieloną Jacobsa. Wyjadał jogurt z opakowania, kiedy Mateusz wszedł do kuchni, cały rozespany, trąc oczy rozkosznie chłopięcym gestem.
- Cześć staruszku – przywitał się, podchodząc blisko i wyjmując mu z ręki jogurt. Nie żeby był głodny, albo przepadał za tego typu produktami, po prostu lubił podjadać wszystko, co tylko pojawiło się w zasięgu wzroku. Całe szczęście nie odbijało się to na jego sylwetce, głównie dzięki regularnemu bieganiu po okolicznych parkach. - Kochasz mnie jeszcze? - spytał, zerkając na niego niepewnie. Nie chciał, żeby mężczyzna był na niego zły.
- Wcale - mruknął Piotr, zalewając kubek wrzątkiem. - Jak egzamin?
- Zdany - odpowiedział od razu chłopak, patrząc na niego z nadzieją.
- No, mój zuch. Szkoda, że nie za pierwszym podejściem.
- Oj już się nie czepiaj, dobra? - westchnął Mati, z gracją podsadzając się na blat koło zlewu. Zdążył już się przebrać, umyć i wypachnieć. Wilgotne włosy zaczesał niedbale do tyłu, oparł się na dłoniach i rozchylił nieco uda.
- Wiesz co myślę o twoim pijaństwie - odparł surowo Piotr, zerkając na jego nogi, z bosymi stopami i wyraźnymi mięśniami ud. Mateuszowi dawał stanowcze dziesięć na dziesięć w skali atrakcyjności. Żałował tylko, że z charakteru mógł dać mu ledwie tróję na szynach.
- Wiem, przepraszam, nie chciałem cię wkurwić - powiedział cicho współlokator, przysuwając się do niego i trącając stopą biodro mężczyzny. - Może dasz się jakoś... obłaskawić? - spytał, oblizując delikatnie wargi. Miał głęboką nadzieję, że nie zostanie spławiony.
- O tak, teraz to obłaskawić, a potem znowu będziesz odstawiał szopkę - prychnął Piotr, łapiąc go jednak za kostkę i masując lekko.
- Nie będę - westchnął chłopak, aż się prężąc.
- Zawsze tak mówisz - odparł mężczyzna, odstawiając swoją kawę i podchodząc bliżej, ręką sunąc w górę jego uda. - Zawsze tak samo chcesz się godzić.
- O Jezu... - sapnął Mateusz, kiedy ręka Piotra zanurzyła się w nogawce jego krótkich spodenek. - Bardzo chce się z tobą godzić - wydusił, przyciągając go do siebie za kark. Jego podniecenie rosło błyskawicznie. Pocałował mężczyznę głęboko, ciągnąc go między swoje uda i zamykając w ich ciasnym uścisku.
- Jest Wojtek? - spytał Piotr, schodząc pocałunkami na jego szyję i obojczyki. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak Mateusz to uwielbia.
- Nie, nie słyszałem go odkąd wstałem, pewnie jeszcze nie wrócił. Czekaj, zdejmę to - odsunął się , zdejmując szybkim gestem podkoszulek. Nie mógł się już doczekać nagiego Piotra na sobie.
- Dobrze - mruknął mężczyzna, ściągając go z blatu i ciągnąc jego spodenki na dół. Pośladki Mateusza zatrzęsły się pod wpływem silnego klapsa. - To za trzaskanie drzwiami - powiedział, zamierzając się po raz kolejny i uderzając dosyć mocno otwartą dłonią. - A to za pyskówę - dodał, patrząc na rumieniące się razy jego dłoni.
- Wiesz jakiej kary chcę najbardziej...
- Wiem, czego pragnie moja suczka - zamruczał mężczyzna, opuszczając swoje spodnie i gładząc się po penisie. Uwielbiał w Mateuszu jego całkowitą uległość wobec niego oraz to, z jakim zapałem mu się oddawał. Nieważne, czy był zmęczony, głodny czy niewyspany, zawsze znajdował w sobie chęci, żeby zaspokoić Piotra. - Wypnij tą cholerną, rozruchaną dupę - syknął, klękając na podłodze.
Mateusz z mocnymi wypiekami na twarzy odwrócił się posłusznie, opierając dłonie na blacie i wypinając tyłek. Stęknął głośno, kiedy język Piotra otarł się mocno o niego, fundując mu szybki, gwałtowny rimming. Chłopak czuł, jak płoną mu policzki, pozwalając penetrować się językiem, pozwalając na zupełnie bezwstydne i wulgarne pocałunki, jakimi raczył go Piotr. Mężczyzna rozchylił sobie jego pośladki dłońmi, spluwając prosto na rozluźniony, błyszczący od śliny odbyt i wstając z klęczek, by uderzyć kilka razy penisem o jego wypięty tyłek. Serce chłopaka galopowało jak szalone. Zniecierpliwiony oczekiwaniem, nie mógł już znieść przedłużającego się napięcia. Dosyć często uprawiali seks w ten sposób, przez co chłopak był bardzo rozluźniony i wręcz stęskniony penetracji. Mężczyzna wsunął się w niego ostrożnie, czując jak miękkie, gorące ciało zamyka się na nim. Mateusz nie mógł zdobyć się na nic więcej prócz namiętnych pojękiwań, chowając głowę w złożonych na blacie przedramionach, i ulegając mu zupełnie. Rozpieranie zawsze było bardzo silne, nawet kiedy był tak niesamowicie rozluźniony i podniecony jak teraz.
Piotr opadł na jego plecy, opierając się wyciągniętymi rękoma tuż przy jego głowie i bez zwłoki zaczynając go posuwać, mimo oporu, jaki czuł na początku. Wiedział, że Mateusz tego właśnie oczekuje. W jego dążeniu do spełnienia było coś absolutnie pierwotnego i samczego, czemu chłopak zawsze ulegał, i czemu poddawał się całym sobą. Piotr składał żarliwe pocałunki na jego karku, gryząc go raz po raz i warcząc nieartykułowane słowa, czując jak silne dreszcze wstrząsają Mateuszem. W takiej chwili mógłby powiedzieć, że go kocha, ale nie robił tego, nie chcąc mijać się z prawdą. W końcu ciężko było odnaleźć się w nawale emocji, jakie były między nimi, a w których seks stanowił jedyną stabilną wytyczną.
Niespodziewanie zauważył ruch przy kuchennych drzwiach, i zobaczył jak staje w nich Wojtek, równie zaspany jak Mateusz wcześniej, z szokiem wypisanym na twarzy. Sapnął wściekle, przywierając mocniej do pleców Mateusza i rzucając Wojtkowi mordercze spojrzenie. Jak Mateusz mógł nie wiedzieć, że współlokator jest w mieszkaniu, a Wojtek nie słyszeć tego, co właśnie działo się w kuchni?
- Wyjdź - warknął na niego, czując jak cały gotuje się z nerwów. Mateusz spojrzał w stronę drzwi rozkojarzonym, miękkim wzrokiem, czując cały czas w sobie nabrzmiałego, pulsującego penisa. Było mu już wszystko jedno, miał tylko nadzieję, że Piotr nie zostawi go w takim stanie.
Kiedy Wojtek uciekł pospiesznie do siebie, mężczyzna wyjął penisa i bez pytania podciągnął Mateuszowi spodnie.
- Do sypialni - syknął przez zaciśnięte zęby, popychając go przed sobą. Mateusz zatoczył się nieco na miękkich nogach, nie mogąc pozbierać myśli. Rozpaczliwie próbował zacisnąć luźną szparkę, czując jak bardzo jest to niewykonalne. Wlazł niezdarnie na niedbale zasłane łóżko, z trudem opanowując rozjeżdżające mu się kolana. Nie oponował, kiedy Piotr wszedł na niego, wciskając mu głowę w poduszki i wgniatając go w materac.
Po drugiej stronie ściany Wojtek odetchnął ciężko, opierając się o powierzchnię drzwi plecami i próbując ochłonąć po tym, co zobaczył. Człowiek wstaje po krótkiej drzemce, żeby po chwili być świadkiem seksu swoich współlokatorów. Nie miał nic przeciwko samemu stosunkowi, ale mogliby wziąć pod uwagę, że już nie mieszkają sami. Niestety, obraz Mateusza jaki posiadał zaczynał się wykrzywiać. Najwidoczniej chłopak sypiał z każdym chętnym. No cóż, nie miał zamiaru wnikać w istotę jego zachowania, prawdopodobnie tak lubił, a jemu było nic do tego. Słysząc pojękiwania z ich pokoju, wyszedł i skierował się do łazienki.
***
Na starym mieście było mnóstwo ludzi. Niektórzy, tak jak Mateusz zmierzali na imprezę, inni wracali z wieczornego spaceru, jeszcze inni jedli późną kolację, rozkoszując się jedną z ostatnich, lipcowych nocy. Pogoda była wręcz wymarzona do nocnych eskapad, powietrze było lekkie i ciepłe, pachnące kwiatami z balkonów i parkanów kawiarenek. Mateusz szedł pewnie, mając po bokach swoich dwóch najlepszych kumpli, Witka, pana „ja wszystko wiem najlepiej” oraz Janka, z którym znał się jeszcze z czasów licealnych. Wojtek podążał razem z nimi, rozgrzany alkoholem, śmiechem, letnim powietrzem. Janek co rusz rzucał jakiś świński kawał, przez co wszyscy śmiali się, tworząc wspólnie atmosferę zabawy. Witek raz po raz potykał się o chodnikowe płyty albo wręcz o własne nogi, wywołując kolejne, głośne salwy śmiechu. Wypili u niego po trzy piwa, zapalili shishę i mieli nieziemską wręcz ochotę zabawić się w klubie.
Już w mieszkaniu ustalili, że pójdą do Hybrydy, i Mateusz jak zwykle przejmujący w sposób naturalny funkcję wodzireja grupy i głównego animatora rozrywki, powiódł ich we właściwym kierunku, orientując się w terenie niczym urodzony warszawiak. Nie bez przyczyny zresztą, bowiem już trzy lata eksplorował te tereny nocami. Zapłacili za wejściówki, udając się od razu do baru po kolejne piwo i rozsiadając się zaraz na czerwonych, skórzanych kanapach. Muzyka dudniła głośno od strony danceflooru, powodując szybsze bicie serca. Poszedł nawet zobaczyć, czy dzieje się coś ciekawego. Wrócił cały uradowany i przysiadł na kanapie przy Janku, szturchając go przy okazji łokciem tak, że chłopak prawie oblał się piwem.
- Pojebało cię, Mati? - spytał retorycznie, łypiąc na niego złowrogo. W takich sytuacjach miał czasem ochotę mu przywalić.
- Toast! - zakrzyknął Witek, podnosząc się i ujmując swój spocony, zimny kufel. Reszta wstała w ślad za nim, łącznie z onieśmielonym jeszcze Wojtkiem. - Za wszystkie matki, a w szczególności za matki nasze! Bo bez matek, jak wieść niesie, by nas nie było! Mało tego, tu by nas nie było, a to karygodne, panowie, zaniedbanie!
- Za matki - mruknął Mateusz, stukając się z nim szkłem. Upił od razu solidnego łyka, siadając z powrotem na sofie. - Ale dupy są na parkiecie - sapnął, oblizując usta.
- To pijmy, żeby nie uciekły na dobranockę - zaśmiał się Janek, mając szczerą nadzieję na podryw tej nocy. Specjalnie ubrał obcisłą, czarną koszulkę eksponującą jego biceps, co i tak wypadało dosyć blado przy reszcie chłopaków, zważywszy na fakt, że był wśród nich najniższy, a do tego trochę rudy. Nie każdemu się to podobało, ale jak twierdził Mateusz, każda potwora znajdzie swojego amatora, i obrywał za to za każdym razem, począwszy od czasów szkolnych. Nie żeby go to czegoś nauczyło.
Kiedy zabrzmiały pierwsze dźwięki jakiegoś latynoskiego hiciora, Mateusz aż się zagotował. Nie słuchał na co dzień takiej muzyki, ale w klubie świetnie odnajdywał się w jej rytmice.
- No dalej cipeczki, lecimy - rzucił, wstając z miejsca, i nie oglądając się na nich wiele ruszył wzdłuż stolików, kierując się na parkiet. Nie mógł się już doczekać kiedy się tam znajdzie.
- Holy shit - stwierdził, a właściwie wykrzyczał Witek, widząc masę ludzi tańczących w niesamowitym ścisku. Było gorąco, głośno, pachniało dymem. Co rusz ktoś opuszczał salę dla tańczących, potrącając chłopaków stojących w przejściu.
- Pakuj zadek - rzucił Mateusz, samemu wbijając się w tłum i znikając im na chwilę z oczu.
Koledzy skierowali się za nim, znajdując sobie trochę wolnej przestrzeni przy wejściu na scenę. Jego biały, bardzo wąski podkoszulek rzucał się w oczy, podkreślając ładnie zbudowaną klatkę piersiową i płaski, umięśniony brzuch. Na twarzy chłopaka zagościł szeroki uśmiech. Od razu rozpoznał danceowy cover piosenki zespołu Blur, wielkiego hiciora, coś, na co miał ogromną ochotę. Zaczął poruszać się w rytm muzyki, od razu wpadając w taneczny trans złożony z tak znajomych ruchów bioder i ramion. Przymknął oczy z rozkoszy, na chwilę zapominając o kumplach, klubie, całej masie ludzi, która go otaczała, oddając się całkowicie ciężkiemu dudnieniu, które czuł w piersi. To właśnie kochał, radosną afirmację życia, bez zobowiązań, bez imion, bez twarzy, jedynie mocny rytm i cudowna kontrola nad całym ciałem. Strzepnął włosy opadające mu na oczy, słysząc gitarową wstawkę w piosence, która już po chwili przeszła płynnie w By the way, kolejny utwór przerobiony przez znakomitego dj`a. Nic nie mógł na to poradzić, że gdy słyszał muzykę, nogi same mu chodziły, a uśmiech występował na usta.
Rozchylił powieki, by spojrzeć jak radzą sobie jego kumple. Janek jak zwykle podbijał do dziewczyny stanowczo nie z jego ligi, próbując uparcie objąć ją od tyłu, póki ta zwyczajnie mu nie zwiała. Witek obracał się stosunkowo blisko niego, unosząc wysoko ręce i skandując refren piosenki wraz z kilkoma innymi fanami Peppersów, jacy znaleźli się na sali. Wojtek chwilowo zniknął mu z oczu, co niespecjalnie zmartwiło Mateusza. Jest przecież dorosły, pomyślał. Spojrzał uważniej po tańczących blisko dziewczynach, skupiając uwagę na jednej, wyjątkowo ładnej brunetce o wielkich, czarnych oczach, podkreślonych makijażem oraz seksownie rozchylonych ustach, na których błyszczało coś, czego Mateusz od razu zapragnął spróbować. Zbliżył się do niej nienachalnie, zaczynając tańczyć blisko za nią, i spoglądając z góry na jej błyszczące, brązowe włosy. Znacznie górował nad nią wzrostem. Już po chwili dziewczyna rzuciła mu kuszące spojrzenie zza ramienia, nakierowana wzrokiem tańczących z nią koleżanek. Los chciał, że z głośników popłynęła Conga Glorii Estefan, i nic nie było już w stanie zatrzymać nadciągającej, hormonalnej burzy.
Złapał ją stanowczo za biodra, w oczywistym geście przyciskając tyłek dziewczyny do swojego krocza i ocierając się o nią w zmysłowym tańcu. Poruszała się, jakby naprawdę dobrze znała sambę. Przesunął dłońmi po jej uniesionych ramionach, kiedy złapała go za szyję, prężąc się. Długie nogi, odziane jedynie w króciutkie spodenki musiały robić niemałe wrażenie, Mateusz wyłapał spojrzenie Witka i jego uniesiony w górę kciuk. Zaśmiał się, schylając się do jej karku, gdzie przykleiło się pasmo wilgotnych od potu włosów i pocałował namiętnie, obejmując ją w pasie ramionami, zaborczo i sygnalizująco.
- Kanapa? - krzyknął jej do ucha, z ledwością powstrzymując się, by nie dotknąć jej piersi. Dziewczyna złapała go za dłoń, ciągnąc przez tłum tak, by się nie zgubić.
Kiedy opadli na siedzisko, zlustrowała go wzrokiem, stwierdzając, że chłopak naprawdę bardzo jej się podoba... i chyba nie miałaby nic przeciwko, gdyby zaprosił ją do domu. Pewnym gestem przyciągnęła go do siebie za koszulkę, wąchając jego spoconą szyję i całując słoną skórę. Mateusz objął ją ramieniem, kładąc na kanapie i całując delikatnie na próbę. Oddała pocałunek z ochotą, głęboko, liżąc jego wargi i patrząc czarnymi, wilgotnymi oczyma.
- Anastazja - szepnęła mu na ucho, przygryzając je lekko i ssąc. Niech wie, że mogłabym mu i possać, pomyślała, rozsuwając nieco opalone uda. Chłopak niemal półleżał na niej.
- Myślałem, że Afrodyta - zaśmiał się bez tchu, patrząc pożądliwie na jej usta. Było w niej coś egzotycznego i drapieżnego, co nie pozwalało mu się długo zastanawiać. Dziewczyna uśmiechnęła się, bardzo zmysłowo wyginając wargi i przesuwając po nich językiem.
- A ty? Masz jakieś imię, czy po prostu jesteś bogiem? - spytała zalotnie, ocierając się o jego bok udem.
- Mateusz - wydusił, czując wzwód uwierający go w spodniach. - Chcesz się jeszcze napić?
- Możesz kupić mi jakiegoś drinka z wódką. Masz papierosy? - spytała, spychając go nieco z siebie i siadając pewniej na kanapie.
- Uhm, jasne, ale mentole - spojrzał na nią rozgrzany, mając ochotę dotknąć swojego penisa natychmiast. W końcu nie miał pewności, czy dziewczyna będzie chciała czegoś więcej.
- Perfekcyjnie - odparła, błyskając bielutkimi zębami. - Poczekam tu na ciebie.
***
Po drodze do baru rzucił okiem na zegarek, orientując się, że są już w klubie ponad dwie godziny. Cholerna dziura w czasie, rzucił do zdziwionego barmana, zamawiając dwie wódki z sokiem. Niespodziewanie przy barze pojawił się Witek i klepnął go mocno w plecy.
- Zajebiście stary! - krzyknął, szczerząc się do niego szeroko. - Najlepsza dupa z imprezy twoja, nie żeby było to coś nowego - prychnął, podrygując lekko w rytm muzyki.
- A ty co, nic? - spytał, zerkając na niego uważniej.
- A kurwa, gonię taką jedną blondi, ociera mi się pizdą o fiuta, prawie dochodzę, a ona spierdala do kibla - mruknął sfrustrowany Witek. - Ale ja cię kurwa złapię, suczko. Cyce jak donice, mówię ci stary, mogłaby mnie nimi udusić - westchnął, sącząc wolno zamówione piwo.
- To ładnie, nie narzekaj Wituś. A tamte dwie pokraki gdzie polazły?
- Jan to jak zwykle, próbuje nie robić tarła i żadna ryba na to nie idzie, a ten twój współlokator coś marudził, że spada na kwadrat, i żebym ci przekazał, jak cię znajdę. Chyba się nawalił, albo co, jakiś dziwny był.
- Bo on JEST dziwny, Wituś, mówiłem ci. Ale jest spoko, nie czepiaj się, ty jak z prowincji przyjechałeś to jeszcze smród gnoju się ciągnął, więc co chłopaka oceniasz, plebejuszu.
- No tylko nie kurwa plebejuszu! - wrzasnął Witek, patrząc na niego oburzonym wzrokiem. - Leć lepiej, bo jeszcze twoja lady przed kim innym nogi rozłoży.
- Widziałeś to na kanapie?
- No kurwa, co miałem nie widzieć, pół Warszawy widziało i cię dopingowało, ale ty w piździe głową po szyję, to ślepy i głuchy.
- Ta, idź do tej blondyny, bo nadmiar spermy uderza ci do łba.
- Spierdalaj, miłego.
- Wzajemnie, kurwiszonie - pożegnał się Mateusz, niosąc chwiejnie swoje drinki i szybko odnajdując Anastazję, ciemną, smukłą i bardzo zadowoloną z jego widoku.
***
Około trzeciej wyszli z klubu, zmęczeni tańczeniem, wstawieni i szczęśliwi, dogadując się niesamowicie dobrze, zarówno pod względem tańca, jak i tego, gdzie spędzą resztę nocy. Mateusz zdawał sobie sprawę, że przyprowadzenie dziewczyny do ich pedalskiej chatki może źle się skończyć, ale nie miał głowy, by myśleć o innej mecie dla siebie i dziewczyny. Naprawdę bardzo chciał zasnąć wtulony w jej tyłek, ewentualnie w cycki, po ich uprzedniej dogłębnej eksploracji i eksploatacji, jeśli Bozia da. Bozia na szczęście dała.
Anastazja obudziła się kilka minut po siódmej, i od razu zdała sobie sprawę z dwóch rzeczy, mianowicie, że nie ma jeszcze kaca, bo jest nadal pijana, ale kac przyjdzie niebawem i zmiecie ją z powierzchni ziemi, oraz z tego, że w związku z powyższym należałoby się jak najszybciej ewakuować. Cichutko odnalazła łazienkę, obmyła się i ubrała jako tako, krzywiąc się na zapach alkoholu i papierosów płynący z jej ubrań. Ukradła z kuchni butelkę wody i napiła się chciwie, by po chwili zerwać etykietę i napisać na niej znalezionym długopisem swój numer telefonu. Wsunęła ją do Mateuszowej dłoni, patrząc jeszcze chwilkę na niego i kontemplując bardzo udaną noc. Nawet śpiąc pijany, prezentował się tak przystojnie, że już miała ochotę na następne spotkanie. Zeszła po klatce schodowej, cicho jak myszka, i usiadła na dole, na betonowej ławce, by zamówić sobie taksówkę. Ziewnęła rozdzierająco, patrząc na swoje poobcierane od butów na obcasie stopy. Ranek był chłodny, co pozwoliło Anastazji nieco otrzeźwieć, nim przybył zamówiony transport.
***
Piotr wszedł do pubu, od razu kierując się po kafelkowanych schodkach do piwnicy, gdzie była zorganizowana część dla palących. O ile na parterze lokal wyglądał jak całkiem nowoczesne miejsce do oglądania sportu z kumplami, tak na dole przyciemnione światło, dym i oklejone starymi gazetami i plakatami ściany sprawiały przytulne wrażenie. Od zawsze lubił tu przychodzić, tu czuł się niemal jak w domu, barmanka kojarzyła go na pierwszy rzut oka, miał nawet swoje ulubione piwo, ulubioną kanapę z wytartego do połysku, zielonego pluszu. Ulubionym kompanem do piątkowego picia był Szymon. Piotr spostrzegł mężczyznę niemal od razu, widział jak ten zaciąga się papierosem w czarnej gilzie, jak popija piwo, niespiesznym gestem poprawia zegarek na nadgarstku, unosi się, wzdychając. Podszedł szybko, stawiając na stoliku swój spocony kufel i uderzając go dłonią w ramię. Naprawdę cieszył się, że go widzi.
- Siema Szymek. Widzę, że się już rozgościłeś na mojej kanapie - zażartował, siadając naprzeciwko niego i pochylając się nad blatem.
- Cześć. - Szymon uśmiechnął się, strząsając popiół do szklanej popielniczki. - Twojej kanapy? Nie widzę podpisu, chyba że go tyłkiem zakryłem – prychnął.
- Taki duży to on znowu nie jest... ten podpis - prychnął Piotr, sięgając kufel i pijąc łapczywie kilka łyków portera. Odpowiadała mu jego gorycz. - Co u ciebie słychać? Widziałeś tą ostatnią scenę z nami? Bo ja nie miałem jeszcze okazji. Podobno jakieś branżowe pisemko okrzyknęło cię po niej bogiem seksu.
Drugi mężczyzna pokręcił głową, przesuwając papierosa z jednego kącika ust do drugiego. Jak zwykle był nienagannie ogolony, z zadbaną bródką.
- Mam taki zapierdol w robocie, że ciężko mi się iść odlać, a co dopiero słuchać co tam Andrzej chrzani. No chyba, żeby zaczął nawijać w końcu o jakiejś większej kasie – mruknął, mrużąc oczy. - A u ciebie jak? Widzę, że wyglądasz … - zrobił dłonią łuk w powietrzu, jakby chcąc podkreślić odmienność zachowania towarzysza. - … tak jakoś lepiej niż ostatnio.
- Co znaczy lepiej? Przytyło mi się, czy co? - zaśmiał się Piotr, patrząc na niego z zadowolonym wyrazem twarzy. Cały wydawał się być bardzo zrelaksowany - Co ja ci będę pierdolił, wiesz jak jest, praca, dom, praca i od nowa to samo. Nic ciekawego się nie dzieje, nie mam laski w ciąży ani komornika na karku, więc w sumie nie ma też na co narzekać. I tak pójdziemy do piachu prędzej czy później. Ty za to wyglądasz, jakbyś się nie wysypiał od dwóch tygodni z hakiem i jadał na dworcu kolejowym. Albo to ten dym tutaj, co?
- Twój pesymizm jest nad wyraz pozytywny, i nie wiem czy to dobrze, czy źle. Daj mi to, co bierzesz – zaśmiał się przyjaźnie Szymon, odchylając się na kanapie.
- Dużo seksu, to jest lekarstwo na wszystkie bóle - odparł Piotr, nachylony nad stolikiem, zerkając na niego spod przymkniętych powiek. - Dasz mi papierosa? - spytał, pochłaniając kolejne łyki piwa. Aż zadudniło mu w przełyku.
- Bierz. - Szymon podsunął mu paczkę, która cały czas leżała na blacie, wraz z zapalniczką. - Z seksem to u mnie nie problem – westchnął, jakoś tak nagle markotniejąc. - Wspominałem ci o tym dzieciaku. Trochę wlazł mi na głowę, w sumie to do samego mieszkania mi wlazł.
Piotr spojrzał na niego, lekko skonsternowany.
- Wprowadził się do ciebie? - spytał, odpalając sobie papierosa i dmuchając obficie dymem na wszystkie strony, jak nie przymierzając, wielki smok. Albo komin. - To brzmi poważnie, staruszku - pacnął go dłonią w ramię, uśmiechając się do niego. No proszę, jeszcze trochę i się pożenią, pomyślał, zaciągając się z przyjemnością. Palił bardzo rzadko, i tylko przy alkoholu. Ale to też nie było regułą.
Szymon pokręcił głową, opierając się na stoliku i popijając z kufla kolejny łyk piwa. - Nie wprowadził, po prostu pożarł się ze starymi – wytłumaczył ze znużeniem, pocierając skroń. - Nie chciałem się w to mieszać, ale i tak się w to wplątałem, bo Michał oczywiście wykorzystał mnie jako argument do poparcia swojej orientacji. Pewnie nie byłoby krzyku, jakbym był kurwa młodszy o dziesięć lat i studiował na pięciu kierunkach – prychnął z irytacją, uśmiechając się przy tym z wymuszeniem. - A Michał chyba zakochał się we mnie jak głupi, co mi oczywiście schlebia, ale sprawia też, że czuję jakąś jebaną presję. A do tego chyba już stary koń ze mnie, bo przyzwyczaiłem się do mieszkania samemu, mam swoje zasady, i jak nagle pojawia się druga osoba, to serce mi staje, jak widzę jak przestawia mi książki albo hantle. Pojebane to do kwadratu – zerknął na Piotra – mam nadzieję, że nie trajkoczę jak baba po czterdziestce?
- Wpadłeś po uszy, co Szymek? Przyznaj się. - Piotr zaśmiał się serdecznie, szturchając go ręką przez stolik. - Hantle mu przestawia, zakochany - przedrzeźniał go, śmiejąc się przyjacielsko i ukrywając twarz w kuflu z resztką piwa. Cieszyło go bardzo to, co widział. Dobrze życzył Szymonowi, miał nadzieję, że facet znajdzie trochę szczęścia w życiu. Nie to co on, kilka miłych chwil z Mateuszem, cień nadziei na coś więcej, a potem z chłopaka i tak wychodziła kurwa. Obiecał sobie jednak, że nie będzie już zwracać na to uwagi. Nigdy.
- Nie wiem Piotr, czuję się jakbym przeżył epokę kamienia łupanego i nie znał czegoś takiego jak zakochanie, tylko obowiązki związane z tym. - Szymon uśmiechnął się mimo woli, pukając palcami o powierzchnie kufla. - No, ale zawsze milej jak budzisz się z kimś w łóżku, i on wita cię uśmiechem.
- Och, jakie to słodkie! - Piotr roześmiał się złośliwie, mrużąc oczy i zaciągając się końcówką fajki. Spetował w popielniczce, zerkając na mężczyznę z ukosa. Humor bardzo mu dopisywał. - A już chciałem pytać czy nie zaprosisz mnie na kolację ze śniadaniem.
- A potrzebne ci to śniadanie? - Szymon uniósł sugestywnie brwi, posyłając mu rozbawione spojrzenie i zaczynając kolejnego papierosa. - Chyba masz z kim śniadanko jeść, i nie mówię o Mateuszu. Hm?
- Może i mam, ale może wolałbym dziś z tobą, co byczku? - zamruczał Piotr, bardzo ciekawy odpowiedzi. Nie żeby coś konkretnego sobie planował, raczej chciał podpuścić Szymona i sprawdzić jego reakcję. Chociaż gdyby mężczyzna podchwycił temat, to napewno by się zastanowił, czy nie warto się skusić. Wystarczyło przecież tylko popatrzeć na niego, by znać odpowiedź.
- Niestety, odpadam. Musisz zadowolić się źrebaczkiem Mateuszem.
- Więc jednak zakochany na całego. Cieszę się. - Piotr poklepał go po ramieniu, by zaraz opaść plecami na oparcie krzesła. Czuł się tu bardzo swobodnie. - Mati dziś imprezuje, a jutro ma jechać do domu, do Gdyni, a moja druga dupa zawracała mi głowę ostatnie trzy dni i teraz mam chwilę spokoju. Wiesz, jako słomiany wdowiec mogę się udać na podryw - puścił do niego oko.
- Druga dupa? - Szymon spojrzał na niego, zaciekawiony tym tematem.
- Nic zobowiązującego - mruknął mężczyzna, bawiąc się pustym kuflem. - Wiesz, ruchanie jak ruchanie, co tu dużo gadać, chłopak ma temperament, więc sobie używamy. Staram się spasować z Mateuszem, bo i tak nic z tego nie będzie. Tyle by było w temacie.
- No jak niezobowiązującego to luz, pełna kontrola. Czyli taki stały kochanek?
- Można tak by to ująć. Wiesz, że nie widzę siebie w żadnym poważnym związku - mruknął, wstając i zabierając puste kufle ze stolika. - Chcesz jeszcze jedno? - spytał, patrząc na niego sondująco. W sumie mógłby go przelecieć, przynajmniej by się trochę rozerwał.
- Z chęcią, skoro stawiasz. - Szymon uśmiechnął się do niego z papierosem w ustach.