The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Grudnia 22 2024 04:32:55   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Czarne majteczki 7
Zachęcam do przeczytania również Czerwonych Majteczek autorstwa Niewiadomoco. (Jest to inna wersja - pisana z odmiennej perspektywy. ^__^)



Westchnąłem z irytacją, kiedy coś połaskotało mnie po twarzy. Odgoniłem to dłonią i przewróciłem się na lewy bok. Natręt nie dał spokoju, znów mechłając mnie pod nosem. Zakląłem cicho i zmacawszy kołdrę, naciągnąłem ją sobie na twarz. Natychmiast została brutalnie ze mnie zdjęta.
- Co jest kur... - zacząłem siadając, ale usta Sula nie pozwoliły mi skończyć. Nie powinien mnie całować zanim nie wymyję zębów...
- Pora wstawać - uśmiechnął się - Inaczej spóźnisz się do pracy...
Spojrzałem na niego złym wzrokiem, ale posłusznie wygramoliłem się z pościeli, bo miał rację. Czemu on zawsze miał rację? Nienawidziłem tej jego wiecznej, niezmiennej racji. Naburmuszony poczłapałem pod prysznic i odziany jedynie w bokserki przemknąłem chyłkiem schodami do siebie. Ubrałem się szybko i dołączyłem do śniadaniowego towarzystwa w kuchni. Robert jak zwykle zasłaniał się wielką płachtą gazety, a Stanley drzemał nad talerzem z jajecznicą. Sul kombinował przy ekspresie z kawą. Zajrzałem do lodówki i humor jeszcze mi się pogorszył.
- Który zeżarł moje masło orzechowe? - warknąłem
Odpowiedziało mi zbiorowe wzruszenie ramionami. To zadziwiające. W domu, w którym nikt nie lubi masła orzechowego jeden słoik starczał na dwa dni. A ja aż tyle nie byłem w stanie przejeść. Ze złością trzasnąłem drzwiami aż cała lodówka się zatrzęsła. Zjem na mieście - postanowiłem i zgarnąwszy ze stolika w hallu kluczyki zszedłem do garażu. Silnik zakasłał słabo i zgasł. Zamknąłem oczy, policzyłem do dziesięciu i spróbowałem jeszcze raz. Teraz nawet nie zakręcił. Szybki rzut oka na deskę uświadomił mi, że wczoraj nie wyłączyłem świateł. Dlaczego nie zapiszczał przypominacz??!! Zakląłem głośno i soczyście i rąbnąłem głową w kierownicę aż się klakson odezwał. Co za parszywy dzień!
- Możesz jechać ze mną - usłyszałem rozbawiony głos Sullyvana, kiedy wysiadłem i trzasnąłem drzwiami. Cholerny złom. Mruknąłem coś niecenzuralnego, ale usadowiłem się na miejscu pasażera. Nie miałem ochoty jechać metrem. O tej godzinie korzystają z niego tłumy.
Sul już zaczął otwierać usta, więc z westchnieniem wściekłości zapiąłem pasy i założyłem ręce na piersi.
- Co się dzieje, kot...
- Nie mów do mnie! - przerwałem mu ostro - Nie chcę się kłócić!
- Jak sobie życzysz - wzruszył ramionami
Silnik zagrał cicho i auto z gracją wypłynęło łagodnym podjazdem na jezdnię, by po kilkudziesięciu metrach włączyć się do ruchu na bulwarze. Kiedy byliśmy dwie przecznice od firmy lunął deszcz. Chociaż deszcz to mało powiedziane. Wjechaliśmy w ścianę wody tak gęstą, że wycieraczki nie nadążały z jej usuwaniem z szyby.
- No już, uszy do góry - spróbował jeszcze raz Sullivan, kiedy wysiadaliśmy
- Nie mów do mnie - warknąłem znowu, odchodząc w kierunku windy. To naprawdę groziło wybuchem. A najdziwniejsze, że mimo głębokiego zastanowienia się nie wiedziałem CO mnie tak wkurza. I to złościło mnie najbardziej. Zamknąłem się w biurze na klucz, wyłączyłem komórkę, odłożyłem słuchawkę stacjonarnego telefonu i rozsiadłem, a raczej rozwaliłem się, w fotelu i oparłem nogi na biurku. Wypaliłem dwa papierosy, pokręciłem się chwile dookoła wraz z siedzeniem i dopiero wtedy zabrałem do pracy. Złość ustępowała powoli. Ale ustępowała. Kiedy wylogowałem się z systemu byłem już niemal spokojny. Włączyłem komórkę i ze zdziwieniem odkryłem czterdzieści dziewięć prób skontaktowania się ze mną, z czego sześć było od SJ. Wybrałem numer, ale było zajęte. Pięknie. Po chwili zastanowienia skierowałem się do windy i podjechałem piętro wyżej, tam gdzie miał swoje biuro, wszedłem bez pukania i usiadłem w fotelu przy biurku naprzeciw niego. Skończył rozmowę w kilka minut i uśmiechnął się do mnie.
- Już przeszło?
- Prawie. - wzruszyłem ramionami - Przepraszam, mam zły dzień...
- Wiesz, dało się odczuć. - roześmiał się - Powiesz mi co się stało?
- A żebym ja sam to wiedział - westchnąłem i poklepałem się po kieszeniach. Papierosy zostały u mnie. Zrezygnowany wrzuciłem do ust miętową gumę do żucia i wstałem. - Idziesz? - spytałem krótko
- Muszę zostać jeszcze trochę, na szesnastą mamy zebranie.
- Zebranie? - zdziwiłem się - Nic mi o tym nie wiadomo.
- Bo to nie dla IT widocznie, albo nie mogli się do ciebie dodzwonić - uśmiechnął się kpiąco
- Aha, w takim razie uciekam zanim mnie złapią - ruszyłem w kierunku drzwi
- Weź moją kurtkę! - krzyknął za mną - I najlepiej taksówkę!
- Jasne! - cofnąłem się i narzuciłem na ramiona krótki skórzany płaszcz Sula - Bo w takiej pogodzie na pewno złapię taksówkę... Pojadę metrem. A ty nie zmarzniesz? - cofnąłem się znowu, taksując wzrokiem koszulę, którą miał na sobie.
- Przyjadę samochodem, gdzie miałbym zmarznąć? - roześmiał się
Wzruszyłem ramionami i wyszedłem. Zanim dobiegłem do przystanku metra wszystko miałem mokre. To, co jedynie zwilgotniało, przemokło doszczętnie, kiedy biegłem z metra do domu. Co za podła pogoda! Kurtkę Hawka powiesiłem na wieszaku, żeby ociekła, a resztę mokrych ciuchów i buty zostawiłem w łazience na podłodze. Jak będę miał natchnienie wrzucę je do pralki albo coś... - postanowiłem i owinięty w ręcznik ułożyłem się na łóżku. Oczy same mi się zamknęły.

Sul wrócił kilka minut po siódmej, przemoknięty do suchej nitki, ale za to z kwiatami i butelką wina. Dla Roberta, a raczej dla jego dziewczyny. Przez chwilę pokręcił się po domu. Dałem mu kilka minut na przebranie i obeschnięcie i dopiero wtedy poszedłem do jego pokoju. Rozsiadłem się jak zawsze na parapecie, uchyliłem okno i zapaliłem papierosa. Czekał cierpliwie aż odezwę się pierwszy. A ja się zbierałem w sobie żeby się odezwać. Trwało to może z kwadrans. W końcu on zaczął.
- Wyglądasz jak byś chciał mi coś powiedzieć i nie wiedział, od której strony zacząć...
- Bo nie wiem - przyznałem
- Najlepiej od początku.
- Taaa - westchnąłem, odwracając się twarzą do szyby - David dzwonił na domowy jak cię nie było...
Przez chwilę panowała niczym nie zmącona cisza, po czym Sul zapytał.
- Rozmawiałeś z nim?
Pokręciłem głową. Bo faktycznie, odebrałem ja, ale jak się przedstawił, zwyczajnie odłożyłem słuchawkę. Nie można tego było nazwać rozmową.
- Powiesz mi coś o nim? - zapytałem znów po dłuższej chwili
- A co byś chciał wiedzieć? - wbił we mnie uważne spojrzenie. Nie wiem co chciałem wiedzieć. Patrzyłem na odbicie Sula w szybie i jedyne czego chciałem, to usłyszeć, że nigdy więcej się z nim nie spotka, nie zobaczy i w ogóle, że David dla niego nie istnieje.
- Długo ze sobą byliście? - wykrztusiłem w końcu
- To długa historia...
- Mam od cholery czasu - prychnąłem - Możesz mówić przez miesiąc...
Sul westchnął. Widziałem ile kosztowała go ta prośba, był tak cholernie poważny, że aż źle się robiło. Ale zaczął mówić. A kiedy zaczął już poszło. O Davidzie nie było za dużo. Ot, wyszło, że przelotny romans i to nie uczuciowy a wyłącznie erotyczny. Że właściwie był substytutem, a potem wyjechał. Sul powiedział dużo o mnie, o początkach...
- Wystarczy - przerwałem mu. Nie mogłem dłużej słuchać. - Tęsknisz za nim czasami?
- Nie. Może na początku, ale teraz już nie...
- Rozumiem.
Westchnąłem i zlazłem z parapetu, zamykając okno. Podszedłem do Sula i przysiadłem na jego kolanach.
- Nie chce więcej o tym mówić - oznajmiłem - NIGDY więcej.
- Jasne - uśmiechnął się, przyciągając mnie bliżej i całując głęboko. Rozluźniłem się, bo prawdę powiedziawszy myślałem, że rozmowa będzie ciężka. I wtedy właśnie ktoś zapukał. Zerwałem się szybko i kangurzym susem dopadłszy parapetu, wlazłem na niego z nogami i wyciągnąłem papierosa. Dopiero wtedy Sul powiedział "Proszę". Kiedy Stanley wyszedł odetchnąłem z ulgą.
- Mało brakowało... Ciekawe co by sobie pomyślał... - przymknąłem oczy, opierając potylicę o mur
- A co by miał sobie pomyśleć? Trochę by się zdziwił i tyle! Wiesz, nie możemy tego ukrywać w nieskończoność!
- Wiem - westchnąłem - Ale...
- Ale co?
- Ale jeszcze nie teraz, dobrze?
- Powiedz mi na co ty czekasz, Kotek? Aż Aleksowi koledzy powiedzą? Takie sekrety mają w zwyczaju wychodzić na jaw w najmniej sprzyjających okolicznościach...
- Nic nie rozumiesz... - westchnąłem ciężko, bo co niby mu miałem innego powiedzieć. Rozczarowałem Aleksa już tak bardzo, że nie wiedziałem czy zniesie kolejną "rewelację" z mojej strony. Pokręciłem głową bardziej do siebie niż do Sula. Nie, nie, nie. Sam muszę najpierw uporać się z tym wszystkim, dopiero później będę wtajemniczał innych.
- Nie słuchasz mnie. - uśmiechnął się lekko. Faktycznie nie słuchałem, a widocznie coś powiedział. To zdecydowanie była rozmowa zmierzająca w złym kierunku i należało ją zakończyć. Więc tak uczyniłem. Zbyłem też jakiekolwiek próby podjęcia jej po kolacji i dałem Sullyvanowi wyraźnie do zrozumienia, że nawracając do tematu wchodzi na grząski grunt. Delikatne napięcie zaczęło się wyczuwać w powietrzu. No co mu, do cholery, tak zależało?! Sul się obraził.

- Nie udawaj, że śpisz - przytuliłem się do jego pleców, starannie odczekawszy aż wszyscy położą się już spać. Nie zaprosił mnie do siebie, nie przyszedł. Coś nie grało. Odsunął się teraz na sam brzeg łóżka, uciekając od mojego dotyku.
- Zostaw. - mruknął tylko, naciągając przykrycie pod samą brodę. Przysunąłem się i znów spróbowałem się przytulić, ale odepchnął mnie, zniecierpliwiony z nerwowym parsknięciem. - Zostaw, nie mam ochoty!
Uniosłem brwi, chociaż w ciemności nie mógł tego widzieć. Cofnąłem się i przysiadłem na piętach. Przez chwilę trwała napięta cisza.
- Jak mam sobie pójść, to powiedz mi wprost. - stwierdziłem sucho
Westchnął, odwrócił się w moją stronę i podparł na łokciu.
- Zostań. - powiedział tylko, więc zostałem.
Położyłem się obok, na plecach, w ciemności odnajdując tylko jego dłoń i zaciskając ją w mojej. Była ciepła. Była gorąca i spocona. Cały był rozpalony, stwierdziłem opierając rękę na jego czole. Westchnąłem i przyniosłem mu z kuchni aspirynę, rozpuszczoną w ciepłej wodzie, a potem długo w noc wpatrywałem się w sufit i słuchałem głębokiego, chrapliwego oddechu. Nie mogłem zasnąć. Całą noc. Pokój najpierw ogarnęła szarość, wyławiając z mroku kontury przedmiotów pozbawionych kolorów. Pierwsze promienie słońca przedarły się przez siatkę żaluzji koło siódmej, barwiąc biurko i biblioteczkę ciepłym pomarańczem. O siódmej trzydzieści zadzwonił budzik. Przeczekałem minutę, ale nie widząc żadnej reakcji ze strony Sula, przelazłem przez niego i puknąłem irytujące urządzenie.
- Pobudka - potrząsnąłem nim lekko, ale nie zareagował. - Sullyvan, jest wpół do ósmej, wstawaj! - poklepałem go lekko po twarzy. Jego skóra była gorąca i wilgotna. Kosmyki włosów przylepiły się do skroni śliskimi pierścionkami. - Sul! - potrząsnąłem nim mocniej - Sullyvan!!!
Otworzył oczy, chwilę trwało aż zogniskował na mnie spojrzenie. Chciał usiąść, ale przytrzymałem go na miejscu. Uśmiechnął się do mnie, zakaszlał i znów zasnął. Przechyliłem się do szafki nocnej i z ostatniej szuflady wyszperałem elektroniczny, dotykowy termometr. Przyłożyłem mu do czoła. Krystaliczny wyświetlacz zapulsował czerwonymi cyframi 40,2. Zakląłem. Wrzuciłem go z powrotem do szuflady i niewiele myśląc pobiegłem po Roberta. Kiedy mierzył Sullyvanowi temperaturę i dzwonił po lekarza, zastanawiałem się co mu powiem, kiedy zapyta co robiłem w sypialni jego brata, ale myśli miałem tak nieskładne, że aż samego mnie to złościło. Na szczęście nie zapytał. Kazał mi za to zmoczyć ręczniki, którymi okryliśmy czoło i pierś SJ. Pocił się i dygotał pod kołdrą i dwoma kocami, w pokoju unosił się nieprzyjemny słodkawy zapach, kojarzący się z chorobą. Rudie, nasz rodzinny lekarz przyjechał po niespełna półgodzinie, kiedy wyszedł z sypialni Sula miał niezbyt zadowoloną minę.
- Zapalenie płuc - stwierdził krótko - choroba dzieci i nieodpowiedzialnych dorosłych...
Zagryzłem wargi. Miał rację nieodpowiedzialnych. Paliłem w otwartym oknie, kiedy on wychodził z kąpieli, wziąłem jego kurkę, kiedy lało i na dworze było zimno jak cholera, zabierałem mu kołdrę, kiedy spaliśmy razem. Przeze mnie...
- A co ty masz takie szkliste oczka - drgnąłem, kiedy Rudie oparł mi rękę na czole - No, myślałem, że tobie też się udało coś złapać, panie Wiecznie-mi-gorąco-otwórzcie-okno.
- Ja jestem niezniszczalny - uśmiechnąłem się z wysiłkiem
- Dobra, dobra. Pogadamy jak następnym razem wezwą mnie do ciebie. Witaminki bierzesz?
- Biorę.
- A galnon?
- Też.
- Bierze? - zapytał Roberta jakoś dziwnie ostro
- Nie wiem, z Aleksem gadaj...
- I jak? Lepiej jest? - zwrócił się znów do mnie
- Bo ja wiem - wzruszyłem ramionami
- Pogadam z Aleksem - potargał mi włosy i wręczył Robertowi receptę - Przy łóżku, zostawiłem karteczkę co i kiedy mu dawać. Wpadnę w piątek zobaczyć jak się czuje. Jak by się coś działo to dzwońcie.
Nie działo się. Popołudniu Robert wmusił w Sullyvana trochę bulionu i lekarstwa. Temperatura spadła, zatrzymując się na poziomie 38 stopni. Wieczorem SJ obudził się na chwilę. Odetchnąłem z ulgą. Na drugi dzień, Robert musiał iść do pracy, więc zaofiarowałem się, że zostanę z Sulem, bo i tak mam urlop, więc mi to wielkiej różnicy nie robi. Nawet jeżeli Robert się zdziwił, to nie pokazał tego po sobie. Zostaliśmy w domu sami. Sullyvan spał, ja czytałem siedząc po swojemu na parapecie. Wzdrygnąłem się kiedy usiadł nagle gwałtownie.
- Leż. - rzuciłem krótko - Nie powinieneś wstawać.
- Daj spokój.
- Leż, jesteś chory.
- Nie wygłupiaj się - spojrzał na mnie uważnie
- Czy ja wyglądam jakbym się wygłupiał? - złożyłem gazetę i rzuciłem ją na podłogę, po czym wstałem i opatuliłem go z powrotem kołdrą. - Masz zapalenie płuc. Nieźle mnie wystraszyłeś, nie mogłem cię dobudzić, poszedłem po Roberta, a on zadzwonił po Rudiego...
- Tak po prostu poszedłeś po Roberta? - zdumiał się - W czym? W bieliźnie?
- Ubrałem się - wzruszyłem ramionami
- Jasne! - sarknął - Ja tutaj ledwie dychałem, a ty myślałeś tylko o tym, żeby nikt się nie dowiedział!
- Sul... - zacząłem, ale nie pozwolił mi skończyć
- A idź ty, nie lubię cię! - ostentacyjnie odwrócił się do mnie plecami
- Kotku... - westchnąłem
- Od kiedy to jestem kotkiem - warknął - Traktujesz mnie jak zło konieczne!
- Nieprawda - zaprzeczyłem
- Prawda! Nic ci się nie podoba. Nigdy.
- Sul to nie tak - znów spróbowałem mu przerwać
- Dokładnie tak. Jesteś... jesteś zwyczajnie płytki...
Wzdrygnąłem się jakby mnie spoliczkował.
- Odwróć się i weź lekarstwa - powiedziałem sucho - Robert będzie się złościł, że cię nie przypilnowałem.
Sięgnąłem bo butelkę z antybiotykiem i nalałem trochę na łyżkę, a gdy Sul się odwrócił z cierpiętniczą miną, wetknąłem mu ją w usta. Przełknął, skrzywił się i otrząsnął
- Obrzydliwe, co to jest, trucizna?!
- Nie kuś mnie... - odstawiłem lekarstwo z powrotem na szafkę i wyszedłem, starannie pilnując się, żeby nie trzasnąć drzwiami. Płytki. Też coś... Samozaparcia nie starczyło mi na długo. Drzwi mojej sypialni zatrzasnęły się z hukiem, od którego dom się zatrząsł. Płytki. Też coś... Uwaliłem się na łóżku twarzą w dół i wetknąłem w uszy słuchawki.

Przebudziłem się, kiedy muzyka umilkła. Bateria w odtwarzaczu się wyczerpała. Zczołgałem się z posłania i podłączyłem go do ładowarki, po czym zszedłem na dół, zajrzeć do Sula. Płytki... też coś... - odliczyłem do dziesięciu, żeby się uspokoić i dopiero wtedy nacisnąłem klamkę. SJ spał, na policzkach znów miał niezdrowy rumieniec. Termometr pokazał 39 stopni, więc po raz kolejny zaaplikowałem mu zimne kompresy i dodatkowy koc. Też coś... płytki... Kiedy Robert przyszedł, bez słowa wróciłem do siebie. Nie miałem ochoty na towarzystwo. Pukanie do drzwi oderwało mnie od książki
- Proszę! - rzuciłem bez przekonania
Do pokoju wszedł Aleks. Poprosiłem go, żeby usiadł, przyniosłem z kuchni sok i jakieś chipsy, przez chwilę pogadaliśmy o głupotach.
- Więc? - spytałem, otwierając okno i zapalając papierosa
- Co więc? - zdziwił się
- Ty tez uważasz, że jestem płytki? - westchnąłem - Rudie stwierdził, że do ciebie zadzwoni i w tym samym czasie zjawiasz się z wizytą towarzyską. O przepraszam, odczekałeś jeden dzień, żebym się nie połapał. Nie masz w zwyczaju wpadać z niezapowiedzianymi wizytami, zwłaszcza o tej godzinie - spojrzałem na zegarek, który wskazywał piętnaście po dziewiątej - Bo jak już, to wlecisz prosto z pracy. Dwa i dwa daje cztery, więc jak? Chcesz mnie o coś zapytać? Śmiało, nie krępuj się...
- Za cwany jesteś - roześmiał się Aleks
- Mhm... - mruknąłem bez przekonania
- Więc, bierzesz galnon?
- Tak. I witaminki też - uprzedziłem jego pytanie
- Nie chciałbym, żebyś to odebrał jako brak zaufania, ale...
Zdjąłem zegarek i wyciągnąłem prawą rękę w jego stronę, odwracając twarz do szyby
- Nie krępuj się... - mruknąłem
Lekkie ukłucie w nadgarstek sprawiło, że się wzdrygnąłem.
- Już. - oparł się o ścianę koło mnie i czekał na wyniki. Zajrzałem mu przez ramię. Kwadraciki pod oznaczonymi polami pomału zabarwiały się na niebiesko. Kokaina - czysto, THC - czysto, amfetamina - czysto, ten pod morfiną był leciutko fioletowy.
- Galnon, wczoraj...
- Rozumiem. - wsunął test do kieszeni - Patrick, to naprawdę nie to, że ci nie ufam... - zaczął tonem usprawiedliwienia. Rozumiałem.
- Wiem. - wzruszyłem ramionami - Zadowolony?
- Jasne. Oby tak dalej.
Zjedliśmy pizzę i obejrzeliśmy jakiś czarno-biały film. Kiedy wychodził mijała dwunasta. Rano obiecałem Robertowi, że dam Sully'emu lekarstwa w południe, więc gdy wyszedł poszedłem do sypialni SJ i zainstalowałem się po swojemu, na parapecie. Z słuchawkami w uszach przez dobrą godzinę obserwowałem w oddali przemykające bulwarem samochody, potem zamknąłem oczy i oparłem czoło o kolana. Telefon zawibrował alarmem punktualnie o dwunastej. Musiałem się zdrzemnąć i teraz cały byłem zdrętwiały od niewygodnej pozycji. Zlazłem z parapetu i przeciągnąłem się, strzelając stawami. Sul miał otwarte oczy, wpatrywał się we mnie bez słowa.
- Lekarstwo - mruknąłem, sięgając po butelkę stojącą na nocnym stoliku. Złapał mnie za nadgarstek i pociągnął tak, że przysiadłem koło niego na łóżku.
- Przepraszam. - rzucił krótko
Uniosłem brwi, ale nie skomentowałem. Nabrałem na łyżkę gęstego różowawego płynu i wetknąłem mu do buzi, po czym odstawiłem. Przełknął, otrząsnął się i uśmiechnął słabo.
- Bez trucizny - zauważyłem jadowicie
- Oj przepraszam, Patrick, kiedy jestem chory robię się złośliwy. I wredny.
- To znaczy bardziej wredny i złośliwy niż zwykle? - poprawiłem go z przekąsem
- Tak. Zdecydowanie bardziej. Wybacz, nie powinienem był tego mówić...
- Nie powinieneś. - przytaknąłem, wstając. - Będę w salonie, jakbyś czegoś potrzebował to wołaj.
Nie gniewałem się długo. Jakoś nie potrafiłem. Sul wytrzymał w łóżku półtorej tygodnia. A to i tak po awanturze kolejno z Rudiem, Robertem, Stanley'em i ze mną. Był kapryśny, marudny i trudny do wytrzymania. Był wypoczęty, rozgrzany i napalony kiedy przyszedł do mnie pierwszego wieczoru po wstaniu z łóżka. Kochaliśmy się tej nocy kilka razy. Najpierw szybko, zachłannie i łakomie, jakby mogło nam tego zaraz zabraknąć. A potem leniwie i sennie, zmęczeni zasnęliśmy w uścisku. I żaden z nas nie wpadł na to, że trzeba by się wykąpać...












Komentarze
wielkamorda dnia padziernika 12 2011 12:02:01
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

Kasiotfur (Brak e-maila) 21:24 18-08-2004 ee.... sex...sex.... i jeszcze raz sex... :/// fajnie, fajnie, tylko takie PWP naprawde w pewnym momencie sie nudzi :/. Plytkie uczucia nikna pod warstwa sexu --;
grzybek (grzybekmen1@op.pl) 20:44 21-08-2004
Cóż sex jest ważną rzeczą w życiu człowieka.Ale opowiadanko i tak jest fajne.

stokrotka (stokrotka_997@wp.pl) 11:51 23-08-2004
genialne, genialnegenialne, genialnegenialne, genialnegenialne, genialnegenialne, genialnegenialne, genialnegenialne, genialnegenialne, genialnegenialne, genialne i jeszcze raz genialne imi się bardzo poboda i ja chce więcej.
Kei (Brak e-maila) 10:43 26-08-2004
fajne!!!!!!!!!! ja chce wiecej..... tzn. nastepne czesci ^^\'
Morfeusz (morfeusz66@op.pl) 14:49 05-01-2005
Bardzo fajnę troszkę mi uczuć brakowało ale i tak chcę więcej proszę o kontakt
Morfeusz (Brak e-maila) 13:06 06-01-2005
zmieniam zdanie uczucia tak jak sexu jest tam bardzo i wystarczająco dużo
Dizzy-Sun (Brak e-maila) 14:29 03-06-2005
Mnie się podobało, mimo, iż wolę bardziej...uczuciowe opowiadanka. Ale przeciez seks jest ważny i to jeszcze taki seks..
sintesis (Brak e-maila) 22:37 30-04-2006
po prostu chce wiecej ! bo to jest cudo i ja sie rozplywam
a (Brak e-maila) 21:46 06-05-2006
coll!! i sex cool co chcą
szoszanah (Brak e-maila) 10:24 06-12-2006
"Żeby woda z ta pianą do środka?" hehehehe, genialne! *_____-
black pearl (faithless_black_pearl@o2.pl) 20:27 30-01-2008
opowiadanko swietne^^ po prostu uwielbiam swiat przedstawiony w nim i bohaterow...sa takie urocze i beztroskie,ze chociaz caly dzien probuje robic coś innego,w koncu i tak przeczytalam wszytskie czesci kimże jest autor/ka takiej ciekawej historii?;>
Fu (Brak e-maila) 22:55 30-01-2008
O.O''' dziękuję... to tylko ja
Haru-chan (haruki_ito@wp.pl) 19:09 04-02-2008
Ufff... >.> czytam to opo i jego bliźniacze cuś nie po raz pierwszy i za każdym razem chcę więcej... Podoba mi się i piszcie szybniej, nyo!!!
dorota (dorota33-74@tlen.pl) 14:49 05-02-2008
bardzo mi sie podoba i mam nadzieję że będziesz pisać dalej-czekam na więcej
Viv (Brak e-maila) 22:24 05-02-2008
bardzo, bardzo mi się podobało!!!
czekam na więcej!!!
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum