The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 18 2024 22:58:08   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Czarne majteczki 5
Zachęcam do przeczytania również Czerwonych Majteczek autorstwa Niewiadomoco. (Jest to inna wersja - pisana z odmiennej perspektywy. ^__^)



Wyszedłem przed sklep i oddaliwszy się od niego o kilka kroków zapaliłem papierosa. Przez szklane drzwi widziałem, jak Sully przez chwilę rozmawia jeszcze z kasjerem. Nagle rozległa się skoczna melodia. Wyciągnąłem z kieszeni wrzeszczący telefon i nacisnąłem zieloną słuchawkę
- Tak?
- Patrick?
- No…
- Słuchaj, miałbyś chwilkę czasu za jakieś pół godziny?
- A co się stało?
- Nic - Alex westchnął ciężko - Cała sieć nam padła, dzwoniliśmy do centrali, ale przyślą kogoś dopiero w poniedziałek i pomyślałem…
- No tak, zawsze coś nagrzebiecie a potem trzeba sprzątać….
- To co? Będziesz miał chwilkę?
- Jasne - poddałem się.
- Przyjadę po ciebie, jesteś w domu?
- Nie w mieście. Dojadę, mam metro pod samym nosem.
- Dobra. Dzięki. To na razie.
- Na razie.
Schowałem telefon i odwróciłem się, żeby zobaczyć, co tak długo zatrzymuje S.J. Stał tuż za mną tak, że prawie na niego wleciałem
-, Kto dzwonił?
-, Alex. Obiecałem, że podjadę do niego do biura, znowu coś nagrzebali…
- Acha. No to jedź. Ja też mam coś do załatwienia - wzruszył ramionami.
- Zły jesteś? - spytałem ostrożnie.
- Nie skądże. Jedź. - pocałował mnie w policzek - Do zobaczenia wieczorem.
- Dopiero wieczorem wrócisz? - jęknąłem.
- Mam coś do załatwienia, mówiłem przecież - uśmiechnął się i ruszył w stronę parkingu, ja zaś przeszedłem przez ulicę do stacji metra. Pociąg zajechał po jakiś dwóch minutach, podróż nie trwała wiele dłużej. Budynek, w którym pracował Aleksander był jednym z najokazalszych w okolicy, otoczony niewielkim zieleniącym parkiem, z systemem dobrze ukrytych niewielkich kamer. Przeszedłem przez dziedziniec, na którym z kamiennych kolorowych płytek ułożono napis D.E.A. i stylizowaną odznakę. Portier przywitał mnie chłodno pytaniem "Do kogo". Podałem nazwisko i wydział Alexa, a po dłuższej chwili również swoje i zaopatrzony w identyfikator głoszący "Patrick Oakley, gość" zostałem odprowadzony do windy. Wysiadłem z niej na dwunastym piętrze i skierowałem kroki w stronę pokoju trzysta siedem na końcu korytarza.
- O już jesteś! - Alex wyraźnie ucieszył się na mój widok - My tu nie możemy pracować!
- Hum.. Pokaż mi ten bałagan - podszedłem do biurka i usiadłem na zwolnionym miejscu
- Napijesz się czegoś?
- Kawy - rzuciłem, ściągając kurtkę i kładąc ją na podłodze koło krzesła
Po kilku minutach parujący kubek pojawił się w moim polu widzenia. Alex nauczony już doświadczeniem nie przeszkadzał mi, tylko zaglądał w milczeniu przez ramię, co robię. Kiedy komputer przetrawiał zadane mu polecenie zapaliłem papierosa.
- Hej tu nie wolno palić! - oburzył się partner Alexa siedzący przy drugim biurku
- Tak, wiem - skinąłem głową - Daj mi pracować…
- Skaranie boskie - westchnął tylko.
Budynek D.E.A. opuściłem, gdy zaczynało się ściemniać. Oddałem nieuprzejmemu strażnikowi identyfikator i metrem wróciłem do domu. Sully'ego jeszcze nie było. Nie było zresztą nikogo innego, co zdarza się niezwykle rzadko w domu, w którym mieszka pięć osób. Przez chwilę zająłem się sprzątaniem pokoju i znoszeniem brudnych ubrań do pralni w piwnicy. Kolejne kilkanaście minut zajęło mi ich posegregowanie i upchnięcie do pralki. W międzyczasie do domu wpadł Robert i błyskawicznie z niego wypadł. W telewizji jak zwykle nic nie było. Jakieś pół godziny bawiłem się pilotem, a później poszedłem obejrzeć zawartość lodówki. I tu nic ciekawego, jak na złość. Słysząc zgrzyt klucza w zamku z nadzieją spojrzałem na drzwi. Niestety był to tylko Michael, który w iście maratońskim tempie przebiegł przez pokoje przebierając się i wrzucając coś na ząb, po czym wybiegł. Co też się dzisiaj tak wszystkim spieszy? - pomyślałem wracając do pralni wyciągnąć z pralki mokre ubrania. Rozwiesiłem je na sznurkach i załadowałem kolejną porcję. W pokoju na górze dało słyszeć się kroki. Wbiegłem po schodach i zajrzałem do sypialni Sullyego
- O jesteś już! - ucieszyłem się
- Uhum - odmruknął nawet się do mnie nie odwracając, przekładając jakieś papiery na biurku
- Stało się coś?
- Nie, nic...
Podszedłem do niego, żeby się przytulić. Włosy opadły mu na lewe ramię, odsłaniając kark, na którym dostrzegłem małą czerwoną plamkę.
-, Sully co to jest? -spytałem, z góry znając już odpowiedź, bo po wczorajszym seksie sam miałem takie malinki na ramionach i karku. A tej, byłem tego pewien jak niczego innego na świecie, nie zrobiłem ja.
-, Co? - spytał tonem, mówiącym, że doskonale wie o co chodzi
- TO! - dotknąłem palcem śladu
Odwrócił się do mnie i cholernie nie spodobało mi się to, co dostrzegłem w jego oczach, które zaraz wbił w podłogę. Czułem jak zdradliwy rumieniec złości wypływa mi na policzki a w gardle rośnie coś, co przypomina wielką, rozgotowaną kluchę. Poruszył ustami, po czym powiedział cicho
- Spotkałem Davida na mieście, poszliśmy na obiad, a potem do hotelu i...
- Pieprzyłeś się z nim? - zapytałem, starając się zapanować nad głosem.
- Patrick to nie tak, jak myślisz - jęknął - Ja nie chciałem, ale...
- Ale co?
- On mnie zna, wie, co zrobić, żebym mu nie odmówił...
- Pieprzyłeś się z nim - powtórzyłem lodowato.
- Patrick, posłuchaj mnie....
- Tak, czy nie??!! - wrzasnąłem.
- Tak...
Przez sekundę chciałem mu dać w twarz, potem jednak odwróciłem się i wybiegłem z pokoju. Przeskakując po dwa stopnie dotarłem na piętro i zamknąłem za sobą drzwi i oparłem się o nie plecami. To niemożliwe - powtarzałem sobie wciąż - Przecież rano mówił, że... i potem w tym sklepie. Niemożliwe.... - zsunąłem się do siadu i z kieszeni spodni wyjąłem papierosy. Zapaliłem i zaciągnąłem się głęboko. Poderwało mnie z ziemi niemal natychmiast. Zacząłem krążyć po pomieszczeniu od okna do drzwi sypialni, machinalnie podnosząc papierosa do ust. Kiedy się wypalił rzuciłem go po prostu na podłogę i zapaliłem następnego, potem jeszcze jednego i kolejnego, aż została pusta paczka. Z całej siły cisnąłem nią o ścianę, manewr powtórzyłem zapalniczką, która rozprysła się na kawałeczki. Okłamał mnie - myślałem rozpaczliwie - Wszystko, co powiedział, tylko po to żeby mnie zaliczyć, a teraz znalazł już kogoś innego... Na samą myśl o porannym seksie zrobiło mi się niedobrze. Szybko rozebrałem się i wszedłem pod prysznic, odkręcając gorącą wodę najmocniej jak się dało. Wyszorowałem się dokładnie mydłem, ale uczucie brudu pozostało. Energicznie umyłem zęby, wciąż pamiętając jak mnie całował tego ranka. Łgarz. Podły, kłamliwy, głupi, wstrętny, niegodziwy, obrzydliwy łgarz. Na półeczce pod lustrem leżała kolejna otwarta paczka papierosów. Wyciągnąłem jednego i zapaliłem. Palenie uspokaja. Owinąłem biodra ręcznikiem i wszedłem do sypialni. Siedział na parapecie, w otwartym oknie, tak jak ja to miałem w zwyczaju, kiedy paliłem u niego w pokoju. Miał minę zbitego psa, ale ja nie miałem zamiaru dać się oszukać po raz kolejny
- Czego chcesz? - zapytałem zimno.
- Co powiesz na masaż? - zapytał w odpowiedzi, pokazując mi jedną z butelek z olejkiem, który kupiliśmy przed południem. Idiota - pomyślałem - chyba nie sądzi, że przekupi mnie w ten sposób! Zobaczymy, w co gra tym razem... Powoli wypuściłem powietrze z ust i wzruszyłem ramionami. Rozejrzałem się za popielniczką, ale nie było żadnej w pobliżu. Zgniotłem niedopałek na blacie stołu i ciaśniej zawiązując ręcznik wolno podszedłem do łóżka. Kiedy się położyłem przysiadł na jego brzegu, odkręcając buteleczkę. Zapach jabłek i cynamonu błyskawicznie rozszedł się po pokoju, mieszając z dymem papierosowym. Po chwili poczułem ciepłe dłonie Sully'ego na karku. Łagodnymi, okrężnymi ruchami wcierał oleistą substancję w moje ramiona, łopatki i plecy. Szybkim ruchem ściągnął ze mnie ręcznik, przenosząc się niżej, na pośladki, uda, łydki i stopy, potem poprosił,bym się odwrócił. Starannie omijał wszystkie miejsca, których masaż mogłem uznać za prowokację. Jak ktoś o tak miłym dotyku mógł być aż tak dwulicowy? - pomyślałem - przecież mówił, że... - poczułem, że zaczynają mnie piec oczy. Nie będę płakać! Nie teraz, nie przy nim na Boga. Usiadłem gwałtownie i spoliczkowałem go z całej siły. Chciał coś powiedzieć, ale go uprzedziłem
- Co ty sobie, kurwa, wyobrażasz? - krzyknąłem - Mówiłeś mi, że... że mnie kochasz, a potem zaraz z tym jakimś... kurwa... - łzy siłą wydarły się spod moich powiek - Myślisz, że ten masaż... że to wystarczy, żeby...
Objął mnie mocno ramionami. Im bardziej próbowałem się wyrwać, tym mocniej mnie do siebie przyciskał. Przepraszał. Szeptał mi do ucha setki cholernych słów, z których żadne nic nie znaczyło, żadne do mnie nie docierało. Czułem tylko żal do niego i wściekłość.
- Myślisz, że ci wybaczę, ot tak, po prostu?! - odepchnąłem go wreszcie i zerwałem się z łóżka.
- Patrick... - chwycił mnie za rękę, ale wyrwałem mu ją. Szybko zaplatałem na powrót ręcznik wokół bioder i wyszedłem z pokoju, mocno zamykając za sobą drzwi. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że jestem u siebie i to nie ja powinienem wyjść. Cofnąłem się i rzuciłem cicho:
- Wyjdź, to moja sypialnia...
- Ale…
- Wyjdź stąd!!!
- Patrick, ciszej - jęknął
- Wynoś się!!!! Wynoś!!! Słyszysz?? Już!!!
- Skarbie proszę, porozmawiajmy…
- Nie mamy o czym - westchnąłem, próbując nad sobą zapanować, jeżeli on zostanie tu jeszcze chociaż przez chwilę, to zrobię coś. Albo jemu, albo sobie... - Wyjdź - poprosiłem jeszcze raz - Wyjdź, proszę...
- Ile razy mam cię jeszcze przeprosić?- spytał błagalnie - Dziesięć? Sto? Mogę cię przepraszać nawet do rana, tylko mi wybacz…
- Sul wyjdź. Wyjdź stąd, ja chcę być sam, rozumiesz? Sam. Wyjdź...
- Paddy, proszę...
Rany, czy on nie rozumie po ludzku?
- Nie chcę cię więcej widzieć, słyszysz? Nienawidzę cię! Nienawidzę! Wynoś się! Zostaw mnie w spokoju! - ruszyłem na niego z pięściami. Nie zasłaniał się, trafiłem go dwa razy, po czym nagle stwierdziłem, że wcale mi nie ulżyło. Opuściłem ręce i poprosiłem go po raz kolejny, by wyszedł. Zrobił krok w kierunku drzwi i kiedy był koło mnie, gwałtownie uklęknął i mocno objął mnie w pasie. Znów przepraszał, gorzkimi słowami i obietnicami, że to był tylko jeden raz. Dlaczego miałem mu wierzyć? Dlaczego miałem mu wierzyć, że mnie kocha, skoro już raz mnie okłamał. Dlaczego miałem mu wierzyć, że zakochał się we mnie odkąd mnie tylko poznał, że jedynym jego marzeniem była moja akceptacja, że nie widzi świata poza mną. Dlaczego miałem mu wierzyć po tym, jak zdradził mnie z pierwszym lepszym facetem, którego spotkał na ulicy. Nie miałem powodów. Żadnych. Tylko gdzieś na samym dnie duszy nieśmiały szept mówił, abym mu wierzył. Nie chciałem i nie wierzyłem.
- Zastanowię się - powiedziałem tylko, mając świadomość, że jeżeli odmówię on nie da mi spokoju. A ja chciałem spokoju, żeby móc to wszystko przemyśleć. Żeby przeanalizować te słowa, które płynęły jego gorącym szeptem gdzieś w okolicach mojego biodra, razem z jego łzami. - Zastanowię się....
Wstał powoli i wyszedł wreszcie, cicho zamykając za sobą drzwi. Odetchnąłem głęboko. W pokoju wciąż było czuć oliwkę jabłkowo - cynamonową. Otwarta butelka stała przy nodze łóżka. Zakręciłem ją, po czym położyłem się na wznak, zakładając ręce pod głowę. To, co mówił, było przekonywujące. Jednak rano... rano też mu uwierzyłem, zakochany do szaleństwa. Czy człowiek zakochany do szaleństwa idzie do łóżka z pierwszą napotkaną przygodnie osobą. Raczej nie. A on poszedł. Więc kłamał. Jednak skoro zależało mu tylko na jednorazowym numerku po co przyszedł tu przepraszać? Wyrzuty sumienia? Raczej szansa na kolejny numerek. Drań! A może.... może to wcale nie była jednak pierwsza lepsza napotkana osoba... Zaraz co on mówił, na samym początku? "On mnie zna, wie co zrobić, żebym mu nie odmówił", czyli jakiś były? No tak, w tej chwili ja też jestem były... - pomyślałem gorzko. Przewracałem się z boku na bok przez kilka godzin. Gdyby o tym nie myśleć... upić się i nie myśleć... Może Michael będzie miał ochotę. Głupio pić samemu, a on ma wolne jutro - spojrzałem na zegarek, minęła dwunasta - poprawka, dzisiaj. Zwlokłem się z łóżka i poczłapałem w kierunku pokoju Michaela. Zapukałem cicho i nacisnąłem klamkę nie czekając na zaproszenie. Śpiąc i tak nie usłyszałby pukania. Drzwi od sypialni były uchylone, w środku paliło się światło. Zajrzałem do środka. Michael siedział przodem do drzwi, obejmując ramieniem...
- To... - zacząłem, gdy spojrzał na mnie pytająco - Jutro pogadamy...
I uciekłem. Nie chciałem się tłumaczyć, nie chciałem widzieć Sullivana jak się wypłakuje. To ja miałem prawo płakać. Nie on. A jak powie Michaelowi, że spaliśmy ze sobą....? Rany jak ja go nienawidzę!!!! Nie zasnąłem tej nocy. Rano wstałem wymięty i zmęczony. Zadzwoniłem do pracy i powiedziałem, że jestem chory. Mój głos musiał brzmieć przekonywująco, bo nie usłyszałem nawet słowa wymówki. Ubrałem się i zszedłem na dół, usiłując nie patrzeć na drzwi pokoju Jasona. Były zamknięte, kiedy wychodził zostawiał je otwarte, więc pewnie jest. Zresztą nawet jak jest, to, co mnie to obchodzi? - pomyślałem i wyszedłem z domu. Przez kilka godzin włóczyłem się bez celu po pustych ulicach, normalni ludzie byli w tym czasie w pracy. W końcu zdecydowałem się pójść do Alexa. Po drodze wstąpiłem jeszcze tylko do sklepu. Nie było go, tak jak przewidywałem. Zazwyczaj pracował do szesnastej. Usiadłem na schodach i czekałem i tak nie miałem nic innego do roboty. Było kilka minut po czwartej, kiedy przed budynek zajechał czarny volkswagen. Aleksander nie zdziwił się za bardzo na mój widok. On się nigdy nie dziwił.
- Długo czekasz? - spytał tylko
- Kilka godzin.... - nie skomentował
Może kilkanaście minut po jego przyjeździe do domu wróciła także Saddie. Ucałowała męża, poczochrała mnie po włosach i znikła w kuchni, skąd zaczęły dochodzić smakowite zapachy obiadu. Nie byłem głodny. Zjadłem kilka kęsów i odstawiłem talerz. Saddie podobnie jak Alex nigdy się nie dziwiła. Wzruszyła ramionami i poszła do kuchni pozmywać. Bez pytania wyciągnąłem z barku dwa niskie kieliszki i postawiłem na ławie, by po chwili nalać do nich rosyjskiej wódki, którą kupiłem w sklepie w dużej butelce. Wypiliśmy bez słowa. Była mocna, tak mocna, że wycisnęła mi łzy z oczu. Mój brat przełknął bez skrzywienia się.
- Coś się stało? - zapytał poważnie po trzeciej, czy czwartej kolejce
- Tak....
- Powiesz mi co?
- Nie - pokręciłem głową, po czym po raz kolejny napełniłem kieliszki
Nie zauważyłem, kiedy na stole pojawiły się kwaśne ogórki i sok pomarańczowy, wódki ubywało w zastraszającym tempie. Świat stał się nagle płynny i niewyraźny, a potem zgasło światło.

Ciepłe ciało poruszyło się obok mnie z z westchnieniem. Przytuliłem się do niego mocniej, czując jak w głowie zaczyna mi maszerować szwadron wojska. Rozchyliłem spieczone usta. Jeżeli ktoś wpadłby na pomysł wyszorowania zębów szczotką do toalety zapewne miałby w nich lepszy posmak. Nie próbowałem nawet otwierać oczu, wiedząc, że byłaby to tortura. Jak mawiał Alex - gorzkie żale po gorzale. Kształt obok mnie poruszył się ponownie. Nie był to Sully i na pewno nie był to mój brat, więc kto? Niechętnie rozchyliłem powieki i spojrzałem prosto w jedno niebieskie oko Stitcha - potężnego, brązowego brytana. Polizał mnie po twarzy i zeskoczył z kanapy, oddalając się tąpał głośno po deskach podłogi.
- Jak się spało? - ryknął Alex wchodząc do pokoju.
-, Dlaczego Stitch spał ze mną? - spytałem słabo.
-, Bo położyłeś się na jego miejscu. Jak głowa?.
- Boli...
- Wcale mnie to nie dziwi. Wstawaj, w kuchni jest kawa, a jak nie pomoże skoczę do apteki..
- Dzięki - opuściłem nogi na podłogę i usiadłem. Tornado, które nagle wezbrało w moim żołądku prawie wydostało się na zewnątrz. Z jękiem pochyliłem głowę między kolana i zastygłem w tej pozycji bojąc się ruszyć.
- Aż tak źle? - spytał Alex, jęknąłem w odpowiedzi - Poczekaj, pójdę do apteki, zaraz wracam...
Zasnąłem jeszcze na chwilę. Podłoga przyjemnie chłodziła rozgrzane ciało. Stitch kręcił się, trącając mnie co chwila nosem, żołądek tańczył swój szalony taniec, do wtóru łomotu tam - tamów rozbrzmiewających w mojej głowie. Czyjeś silne ramię podniosło mnie do siadu, a w okolicy moich ust pojawiła się najcudowniejsza szklanka zimnej wody. Zimnej, słonej, musującej, lekko żółtawej wody. Chwała temu, kto wymyślił Alkaprima! Wstanie zajęło mi kilka kolejnych minut. Potem było już trochę lepiej. Udało mi się nie wymiotować, chociaż zawartość żołądka wciąż domagała się wypuszczenia na światło dzienne. Męczyłem się cały dzień, po raz niewiadomo który przysięgając sobie, że nigdy więcej nie tknę alkoholu. Alex odwiózł mnie do domu późnym wieczorem. Noc przespałem jak zabity, obudził mnie hałas rozmów na dole i resztki kaca, objawiające się ugorem w ustach i lekkim dzwonieniem w uszach - nic, z czym nie poradziłaby sobie szczoteczka do zębów i szklanka kawy. Zęby umyłem na miejscu, po kawę należało zejść do kuchni. Całkiem przyjemny zapach smażonego boczku nie obudził we mnie entuzjazmu, na propozycję zjedzenia późnego śniadania mruknąłem, że nie jestem głodny, bo faktycznie nie byłem. Za to z wdzięcznością przyjąłem od Stanleya kubek z mocną kawą. Tego właśnie było mi trzeba. Gdy wracałem do siebie rzuciłem okiem na pokój Sullyvana. Drzwi były zamknięte. Ciekawe, czemu nie poszedł do pracy? Wzruszyłem ramionami. Kiedy minęło południe postanowiłem jednak pojawić się w firmie choć na kilka godzin. Złe mnie jakieś musiało podkusić, gdyż powitano mnie z zaskakującą tkliwością. Bilans miesięczny się nie zgadzał i każda para oczu, połączona z rękami była na wagę złota. Jedyną nadzieją, iż tą wagę uwzględnią wypisując czek z wypłatą... Wir pracy pozwalał nie myśleć, jako że i ręce i intelekt były zajęte piętrzącymi się kolumnami cyfr. Wychodząc z biura kilka minut po dziesiątej miałem niemiłe uczucie, że na starość będę nosił okulary o bardzo grubych szkłach. W domu wszedłem jeszcze do kuchni po sok pomarańczowy, w drzwiach minąłem się z Sullym, wyglądał na niemal tak zmęczonego, jak ja się czułem. Na kanapę padłem, nie ściągając nawet kurtki czy butów. Zdrzemnę się tylko chwilkę, potem prysznic i łóżko...
Pierwszym, co zobaczyłem rano był rozsypany wachlarz kartek papieru, które ktoś musiał wsunąć w szparę pod drzwiami. Zwlokłem się z łóżka i pozbierałem je. Przeczytałem każde pojedyncze słowo, mimo, że powtarzały się wielokrotnie. Przepraszał. I co ja miałem zrobić. Nie byłem już zły, co uświadomiłem sobie siedząc na podłodze i ryzykując, że każdy, kto będzie chciał tu wejść da mi w twarz drzwiami. Właściwie sam nie wiedziałem, co czuję. Postanowiłem, że dam się jeszcze trochę poprzepraszać, a potem z nim pogadam i zobaczę, co z tego wyjdzie. Złamałem się w sobotę wieczorem. Kartek z przeprosinami miałem już pełną szufladę. I tęskniłem. Mimo, że nie chciałem się do tego przyznać, tęskniłem. Nigdy bym nie podejrzewał, że związek może uzależniać tak mocno i tak szybko. Poczekałem aż wszyscy znikną w swoich pokojach, dopiero wtedy zszedłem po schodach i delikatnie zapukałem do jego pokoju. Odpowiedziała mi cisza. Nacisnąłem klamkę i wszedłem do środka. Początkowo myślałem, że go nie ma. Dopiero, kiedy oczy przyzwyczaiły się do panującego w pomieszczeniu półmroku, zobaczyłem siedzącą w kucki pod ścianą postać. Podszedłem do niego i delikatnie oparłem rękę na jego ramieniu
- Sully...
Powoli podniósł głowę i przyjrzał mi się dziwnie. Nagle zorientowałem się, że nie wiem, co powiedzieć. Nigdy nie byłem dobry w szczerych rozmowach.
- Sully, ja... ja się już nie gniewam... - powiedziałem po prostu - ale to jest pierwszy i jedyny raz - dodałem szybko, żeby nie pomyślał, że może sobie robić co chce.
Nie zdążyłem powiedzieć nic więcej, bo chwycił mnie mocno i przyciągnął gwałtownie do siebie. Wtuliłem twarz w materiał koszuli, pachnący tą jego zabójczą wodą kolońską - czerwonym demonem i rozkleiłem się już zupełnie. Razem ze łzami uciekało ze mnie napięcie, resztki złości i żal. Sully delikatnie głaskał mnie po plecach nie mówiąc nic, za co byłem mu wdzięczny. Wreszcie odsunąłem się od niego i wytarłem oczy rękawem
- Kocham cię- uśmiechnął się lekko - I dziękuję - dodał po chwili poważniejąc.
- Dobranoc - pocałowałem go w usta i podniosłem się.
- Dobranoc.
Zamknąłem drzwi i poszedłem do swojego pokoju. Zapaliłem papierosa i zrzuciłem z siebie ubranie, po chwili stanąłem pod strumieniem gorącej wody, podnosząc twarz ku pieszczocie kropel. Ciekawe czy przyjdzie - zastanawiałem się. Miałem nadzieję, że przyjdzie, bo perspektywa kolejnej nocy w pustym łóżku działała na mnie przygnębiająco. Wyszedłem spod prysznica i owinąwszy biodra ręcznikiem zacząłem energicznie wycierać włosy drugim, mniejszym, przerzuciwszy je do przodu. Szybko umyłem zęby i boso poszedłem do sypialni. Siedział na brzegu łóżka w zamyśleniu wpatrując się w otwarte okno. Stałem przed nim przez chwilę, ale mnie nie zauważał, podła ignorancja. Wlazłem mu na kolana i dopiero wtedy spojrzał na mnie
- Wiedziałem, że przyjdziesz - skłamałem radośnie.
- Hum. - pocałował mnie lekko.
Mięta w ustach drażniła. Wyciągnąłem dłoń w kierunku szafki przy łóżku, na której spoczywała otwarta paczka papierosów, ale uderzył mnie w rękę
- Zostaw, to może poczekać, ja wystarczająco długo czekałem...
Zachichotałem, przez cienki materiał jego spodni, czując jak intensywnie czekał. Przytuliłem się do niego mocno i wymruczałem mu do ucha
- No to gdzie mam cię dotknąć, żebyś mi nie odmówił...?
- Ja sam doszedłem gdzie dotykać ciebie...
- Ty masz wprawę - prychnąłem, gryząc go delikatnie w ramię - Chociaż mała podpowiedź....
- A poproś ładnie.
- Ładnie proszę.
- No dobrze - chwycił mnie za ręce i jedną z nich oparł sobie na karku, a drugą na plecach - postaraj się.
Przesunąłem opuszkami palców wzdłuż jego kręgosłupa, wyczuwając nierówności każdego kręgu. Drgnął lekko. Powtórzyłem manewr wychwytując moment drgnięcia.
- Tutaj - zatrzymałem palec na wgłębieniu miedzy jego łopatkami.
- Mrrrrrrrr... - zamruczał kiwając głową.
Zabrałem się za szyję wzbudzając tylko jego chichot.
- Mam tam łaskotki - wyjaśnił, widząc moją urażona minę - Poczekaj, pokażę ci...
Pochylił głowę i poczułem jego język na moim uchu, po chwili przesunął się w dół po linii szczęki, wzdłuż szyi aż do obojczyka. Zrozumiałem. Spróbowałem. Westchnął głęboko.
- Dooobrze. A ty co robisz? - uniósł brwi, kiedy zszedłem z jego kolan.
Zamilkł, kiedy ręcznik z moich bioder bezszelestnie spłynął na dywan. Pozbawienie Sully'ego ubrania zajęło mi nie dłużej niż minutę. Znów usiadłem na nim i wróciłem do przerwanej czynności. Rzeczywiście mu się podobało. Czułem pulsowanie jego podniecenia gdzieś między udami i słyszałem głęboki spokojny oddech. Wilgotne od żelu palce wsunęły się w moje wnętrze, a potem czułem go w sobie - gorącego i twardego i było tylko zapamiętanie w przyjemności. Zsunąłem się z Sully'ego po długiej chwili oddalając się błogiemu rozleniwieniu. Satynowa pościel chłodziła rozgrzaną, spoconą skórę. Odgarnąłem z czoła wilgotne włosy i wpatrzyłem się w sufit.
- Śliczny jesteś, wiesz? - wyszeptał, kładąc się obok na boku i opierając głowę na łokciu.
- Uhum...
- Zwłaszcza w takich momentach...
- Uhum...
Leżałem przez chwile zbierając się na odwagę, po czym zamknąłem oczy i powiedziałem cicho
- Przepraszam.
- Za co? - zdziwił się, i to miałem wrażenie, że szczerze.
- Za to... co wtedy powiedziałem... że cię nienawidzę...
- A nienawidzisz?
- Nie skąd.
- A co? - spojrzałem na niego z wyrzutem. Wydawał świetnie się bawić.
- Lubię cię.
- Ach lubisz. Tylko lubisz?
- No dobrze. Bardzo lubię - poddałem się.
- Tylko bardzo lubisz? I nic więcej?
- Daj spokój - warknąłem i uszczypnąłem go w ramię.
- Ała. - roześmiał się - Bardzo lubisz? I jesteś pewien, że tylko?
- Nic ci więcej nie powiem - ostentacyjnie odwróciłem się do niego tyłem.
- Ach, więc teraz się do mnie nie odzywasz? - cmoknął mnie w kark.
- Wiesz, że nie o to mi chodzi - jęknąłem, zwracając się znów twarzą ku niemu.
- A o co...
Zamknąłem mu usta pocałunkiem. Inaczej nigdy by nie skończył. Słowne gierki zdawały się być jego ulubioną rozrywką, a mnie doprowadzały do szału. Rumieniłem się i tak już wystarczająco często.
- Mmmm... czyżby to było zaproszenie do dalszego ciągu? Bo wiesz....
- Sul zamknij się wreszcie....
- Ale...
A potem nie był już w stanie mówić. Wtuliłem twarz w poduszkę, kiedy ruszał się we mnie tym razem powoli i spokojnie, nie spiesząc się nigdzie, obsypując moje ramię gorącymi pocałunkami i przyglądał mi się zachłannie. Chciałem zaprotestować, ale wtedy on przyspieszył i musiałem tłumić westchnienia. Gdybym mógł krzyczałbym, ale w pokoju obok siedział Stanley, więc zacisnąłem usta na kostkach własnej ręki, co nieco pomogło. Ale niezbyt dużo.
- Jesteś cudowny - wyszeptał Sully dysząc, kładąc głowę na mojej piersi.
- I vice wersa.... - roześmiałem się - Ale teraz, jeśli pozwolisz muszę...
- Tak, tak, wykąp się.... proszę bardzo....












Komentarze
wielkamorda dnia padziernika 12 2011 11:51:13
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

Kasiotfur (Brak e-maila) 21:24 18-08-2004 ee.... sex...sex.... i jeszcze raz sex... :/// fajnie, fajnie, tylko takie PWP naprawde w pewnym momencie sie nudzi :/. Plytkie uczucia nikna pod warstwa sexu --;
grzybek (grzybekmen1@op.pl) 20:44 21-08-2004
Cóż sex jest ważną rzeczą w życiu człowieka.Ale opowiadanko i tak jest fajne.

stokrotka (stokrotka_997@wp.pl) 11:51 23-08-2004
genialne, genialnegenialne, genialnegenialne, genialnegenialne, genialnegenialne, genialnegenialne, genialnegenialne, genialnegenialne, genialnegenialne, genialne i jeszcze raz genialne imi się bardzo poboda i ja chce więcej.
Kei (Brak e-maila) 10:43 26-08-2004
fajne!!!!!!!!!! ja chce wiecej..... tzn. nastepne czesci ^^\'
Morfeusz (morfeusz66@op.pl) 14:49 05-01-2005
Bardzo fajnę troszkę mi uczuć brakowało ale i tak chcę więcej proszę o kontakt
Morfeusz (Brak e-maila) 13:06 06-01-2005
zmieniam zdanie uczucia tak jak sexu jest tam bardzo i wystarczająco dużo
Dizzy-Sun (Brak e-maila) 14:29 03-06-2005
Mnie się podobało, mimo, iż wolę bardziej...uczuciowe opowiadanka. Ale przeciez seks jest ważny i to jeszcze taki seks..
sintesis (Brak e-maila) 22:37 30-04-2006
po prostu chce wiecej ! bo to jest cudo i ja sie rozplywam
a (Brak e-maila) 21:46 06-05-2006
coll!! i sex cool co chcą
szoszanah (Brak e-maila) 10:24 06-12-2006
"Żeby woda z ta pianą do środka?" hehehehe, genialne! *_____-
black pearl (faithless_black_pearl@o2.pl) 20:27 30-01-2008
opowiadanko swietne^^ po prostu uwielbiam swiat przedstawiony w nim i bohaterow...sa takie urocze i beztroskie,ze chociaz caly dzien probuje robic coś innego,w koncu i tak przeczytalam wszytskie czesci kimże jest autor/ka takiej ciekawej historii?;>
Fu (Brak e-maila) 22:55 30-01-2008
O.O''' dziękuję... to tylko ja
Haru-chan (haruki_ito@wp.pl) 19:09 04-02-2008
Ufff... >.> czytam to opo i jego bliźniacze cuś nie po raz pierwszy i za każdym razem chcę więcej... Podoba mi się i piszcie szybniej, nyo!!!
dorota (dorota33-74@tlen.pl) 14:49 05-02-2008
bardzo mi sie podoba i mam nadzieję że będziesz pisać dalej-czekam na więcej
Viv (Brak e-maila) 22:24 05-02-2008
bardzo, bardzo mi się podobało!!!
czekam na więcej!!!
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum