The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 24 2024 12:57:11   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Szach mat 23
W kącie izby na kupie siana przykrytej jakąś brudną płachtą materiału siedziała mała dziewczynka i bawiła się szmacianą, strasznie brudną i rozlatujacą się, lalką.
- Mariri, wróciłem. Grzeczna byłaś?
- Grzeczna byłam – odpowiedziała dziewczynka przytulając się do brata.
- To w nagrodę coś dostaniesz – i dał siostrze lizaka.
- Ojej – dziewczynce zaświeciły się oczy. – Cały dla mnie?
- Cały – chłopak zaśmiał się. – Ale musisz podziękować temu panu – wskazał na Lantara – Kupił wszystkie moje rzeźby i będziemy dzisiaj mogli zjeść dużo chleba.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję! – dziewczynka rzuciła się Lantarowi na szyję i zaczęła go obcałowywać, co najpierw zaskoczony, a później rozbawiony, żołnierz skitował śmiechem.
- Widzisz? – chłopiec wyciągnął w stronę siostry chleb. Przełamał go na pół i jedną część dał siostrze, która zaczęła połykać go w pośpiechu, jakby bała się, że ktoś go jej zabierze. Chłopiec także zabrał się za swoją część chleba, lecz jadł ją nieco spokojniej niż siostra. W międzyczasie wyciągnął także kupione owoce. Kiedy dzieci zajęły się posiłkiem przestały zupełnie zwracać uwagę na obcego. Lantar wykorzystał to, żeby rozejrzeć po chacie. W jednym z kątów stał pęk związanych drobnych sucych gałęzi, którymi zapewne dzieciaki próbowały utrzymać jako taką czystość zmiatajac brud z podłogi. Popękane ściany, brak jakichkolwiek mebli, dziurawy dach, jakieś pordzewiałe naczynia stojące na podłodze. Słowem obraz nędzy i rozpaczy. Przerażenie zagościło na jego twarzy. Widział już różne rzeczy, ale ludzi żyjących w takich warunkach…
- Gdzie są wasi rodzice? – zapytał cicho, ze ściśniętym gardłem.
- Nie żyją, wasza miłość – odparł chłopak między jednym a drugim kęsem. – Matka zmarła podczas połogu, a ojciec został przygnieciony przez drzewo.
- Więc z czego żyjecie? Macie jakiś krewnych?
- Nie mamy, wasza miłość. Żyjemy z tych moich rzeźb. Tylko to umiem robić. Niestety ludzie bardzo żadko chcą kupować drewniane rzeźby, więc często nie mamy co jeść.
Lantar czuł jak w gardle rośnie mu ogromna gula.
- Chodźcie ze mną – powiedział.
- Dokad, wasza miłość? – zainteresował się chłopak przełykając ostatni kęs chleba.
- Do mnie. Masz przecież pracę do wykonania.
Chłopakowi zaświeciły się oczy.
- A moja siostra, wasza miłość?
- Tez idzie. Przecież nie możemy jej tu tak zostawić samej, prawda? – uśmiechnął się ciepło.
- Dziękuję, wasza miłość! – chłopak rzucił się na kolana i chciał pocałować Lantara w rękę, lecz en szybko cofnął się do wyjścia.
- Lepiej chodź, zanim się rozmyślę – burknął próbując ukryć własne zakłopotanie.
Ruszył przed siebie, a za nim chłopak trzymając siostrę za rękę.
Kiedy weszli do gospody, Lanar od razu zarządał kąpieli i posiłku dla trzech osób. Gdy służące przyniosły do komnaty balię i dzbany z wodą, dał każdej z nich po złotej monecie i polecił dokładnie wyszorować oboje dzieci, spalić ich ubrania i zaopiekować się nimi dopóki on nie wróci. Kiedy, zadowolone z tak chojnej zapłaty, służące zajmowały się rodzeństwem, Lantar wyszedł na zakupy. Żal mu było tych dzieci tak bardzo, że postanowił się nimi zaopiekować. Miał nadzieję, że Sanus nie będzie miał mu tego za złe, a nawet jeśli, to z pewnością prezent, jaki mu kupił, udobrucha go. Pocieszony ta myślą poszedł kupić nowe ubrania dla dzieciaków. Z wyborem ubrania dla chłopaka nie miał problemów, dopiero przy sukience przystanął zakłopotany. Na szczęście sprzedawca był wyjątkowo cierpliwy i pomocny, w efekcie czego w końcu udało się Lantarowi jakąś kupić. Wracając do karczmy zahaczył jeszcze o stragan z zabawkami i kupił dużą szmacianą lalkę. Kiedy wrócił, rodzeństwo siedziało na łóżku owinięte w koce, a służące siedziały obok i zabawiały je rozmową. Kiedy tylko Lantar wszedł, wstały i dygnąwszy czekały na dalsze polecenia.
- Przynieście zamówiony posiłek – powiedział Lantar, a gdy służące wyszły dał chłopcu ubrania i powiedział: - to dla was. Wasze poprzednie ubrania były zbyt brudne.
- Dziękuję, wasza miłość – chłopiec chciał się rzucić Lantarowi do nóg, lecz został przez niego powstrzymany.
- Niestety nie wiem czy sukienka będzie dobra – mruknął z zakłopotaniem. – Pomóż siostrze się ubrać, ja zaczekam na zewnątrz.
Wyszedł i stanął pod drzwiami. Kiedy przyszły służace z posiłkiem, zapukał i powiedział:
- Skończyliście już?
W tym momencie drzwi się otworzyły i ukazał się w nich chłopak.
- Tak, wasza miłość.
Lantar bez słowa wpuścił do komnaty służące, a gdy dygając, po kolejnym sutym napiwku i śmiejąc się, uciekły, wskazał na stół i powiedział;
- Siadajcie i jedzcie.
Sam też usiadł i jedząc patrzył jak dzieciaki pochłaniają szybko zawartość talerzy, a kiedy skończyły zwrócił się do dziewczynki:
- Mam coś dla ciebie – i dał jej lalkę.
Dziewczynka przez chwilę siedziała jak skamieniała, potem zsunęła się z krzesła i nie odrywając wzroku od zabawki podeszła powoli do Lantara. Patrzyła jak zahipnotyzowana.
- Podoba ci się?
- Bardzo – wyszeptało dziecko nie odrywając wzroku od zabawki.
- Jest twoja, weź ją – Lantar uśmiechnął się.
Dziewczynka objęła lalkę i mocno ją przytuliła, a potem nagle wdrapała się Lantarowi na kolana i objęła go mocno za szyję.
- Wasza miłość jest taki kochany.
- Tak myślisz? – żołnierz nie przestawał się uśmiechać.
Dziewczynka pokiwała twierdząco głową i pocałowała Lantara w policzek.
- Mariri, tak nie wypada – brat zaczął ją strofować, ale został powstrzymany przez Lantara.
- Wszystko w porządku, mnie to nie przeszkadza. – A kiedy dziewczynka przeniosła się na łóżko i zajęła nową zabawką, zwrócił się do chłopca: - właściwie to nie powiedziałeś mi jeszcze jak masz na imię.
- Proszę o wybaczenie, wasza miłość. Tyle się dzisiaj wydarzyło, ze zupełnie o tym zapomniałem.
- Nic się nie stało – odparł uspokajająco. - Więc jak masz na imię?
- Garan, wasza miłość.
- Więc, Garan, siadaj tutaj – wskazał krzesło na którym wczesniej siedziała jego siostra, a gdy chłopak posłusznie usiadł, kontynuował: - Jak już ci mówiłem, chcę żebyć zrobił dla mnie rzeźbioną kołyskę z drewna. Ponieważ się na tym zupełnie nie znam, więc musisz mi powiedzieć co będziesz potrzebował, a ja to kupię.
- Potrzebuję wszystko, wasza miłość. Tymi narzędziami, które mam, mogę wykonać tylko takie rzeźby, jak wasza miłość widział, no i jeszcze drewno odpowiedniego gatunku i wielkości.
- Wiesz gdzie to wszystko można kupić?
- Wiem, wasza miłość.
- W takim razie jutro rano pójdziemy wszystko kupić.
- A co dzisiaj, wasza miłość?
- Dzisiaj po prostu zajmij się siostrą. Na pewno się ucieszy jak się z nią pobawisz – odparł Lantar usmeichajac się ciepło.
- Dobrze, wasza miłość.
Niestety gdy tylko Garan odwrócił się w stronę siostry, okazało się iż ta śpi, obejmując lalkę.
- Marii, wstawaj, tak nie wolno – chłopiec próbował obudzić siostrę, ale Lantar znowu mu przeszkodził.
- Zostaw ją, niech śpi, tyle wrażeń dzisiaj miała, że pewnie się zmęczyła.
- Ale to łóżko waszej miłości – zaoponował niepewnie Garan.
- Wy będziecie tutaj spali, ja rozłożę sobie derkę na podłodze. Byłem kiedyś żołnierzem, więc takie posłanie to dla mnie nie nowina.
- Dziękuję, wasza miłość – wyszeptał chłopak i położył się na łóżku obok siostry obejmując ją. Chwilę potem on także spał.
Lantar popatrzył na niech rozczulony, uśmiechnął się i ostrożnie przykrył kocem. Potem po cichu wyszedł z komnaty.
Nie przewidział takiej sytuacji i teraz okazało się, iż nie miał gdzie spać. Musiał w związku z tym zaopatrzyć się w jakąś derkę, która mógłby rozłożyć na podłodze. Trochę zajęło mu znalezienie właściwego straganu. Chociaż handlarzy oferujących różnego rodzaju derki i skóry było wielu, to jednak żaden z nich nie miał towaru takiego, jaki by odpowiadał Lantarowi. A ten rodzaj dóbr był tym, na czym Lantar się znał bardzo dobrze, wszakże, jako żołnierz, wypróbował niejedną derkę. W końcu znalazł odpowiedni stragan. Kupił derkę i zaniósł do komnaty. Dzieci wciąż spały. Ponieważ noc jeszcze była młoda postanowił odwiedzić starych kompanów w koszarach. Wychodząc z karczmy dał złotą monetę jednej ze służących z przykazaniem, by poszła do jego komnaty i siedziała tam dopóki on nie wróci, a na wypadek gdyby któreś z dzieci się obudziło i chciało coś do jedzenia, to miała to przynieść. Chciał mieć pewność, że rodzeństwo będzie bezpieczne.
Kiedy doszedł na miejsce, przystanął i uśmiechnął się z rozrzewnieniem. Przez chwilę stał wsłuchując się w dobbiegajace do niego odgłosu rozmów, szczęku broni i wszystkie inne. W końcu ruszył dalej.
- Mogę w czymś pomóc waszej miłości? – podszedł do niego jakiś młody chłopak.
Lantar spojrzął na niego, musiał być świeży, gdyż żołnierz go nie kojarzył. Zanim zdążył odpowiedzieć podszedł do nich inny żołnierz.
- Coś się stało, Karelen? – a zobaczywszy przybysza wykrzyknął ucieszony: - Lantar! Chłopie, co cię tu sprowadza?! – i uściskał przybysza mocno. – Wybacz, Karelen dołączył do nas dopiero kilka dni temu.
- Rozumiem – Lantar uśmiechnął się.
- Więc, co cie do nas sprowadza? Myślałem, że sobie hrabiujesz gdzieś w jakimś zameczku…
- A bo sobie hrabiuję – odparł ze śmiechem Lantar – ale miałem coś do załatwienia w stolicy i pomyślałem, ze wpadnę zobaczyć, co u was słychać.
- U nas? Jakoś się żyje. Miło, że o nas pomyślałeś. Niektórzy twierdzili, że zaczniesz się pewnie panoszyć jak coniektórzy ze szlachty i przestaniesz się do nas przyznawać.
- No wiesz, Dangaro, powinienem się obrazić za te insynuacje.
- No co ty, Lantar, ja tylko mówię, co inni gadają. Ale ciesze się, że byli w błędzie. Może wejdziesz do środka i opowiesz jak ci się żyje?
- To zależy – mruknął Lantar. – Jeżeli będzie jakaś zachęta…
- Spoko – szczerząc się poklepał przyjaciela po plecach – o suchym pysku na pewno nie będziesz siedział.
- No to chodźmy – Lantar ruszył w stronę budynku.
- Ty tez chodź – rzucił Dangaro przez ramię do stojacego w milczeniu młodego żołnierza.
Jak można się było spodziewać Lantar został serdecznie powitany przez byłych kompanów i od razu posadzony przy stole, na którym, w magiczny sposób, pojawiły się dzbany z winem i poczęstunek. Nie ociągając się ani chwili i nie żałując sobie wina, Lantar zaczął opowiadać jak mu się żyje, a gdy skończył wypytywał żołnierzy o to, co u nich słychać ciekawego. Zaczęło świtać kiedy Lantar doszedł do wniosku, że musi wracać i chociaż dawni kompani namawiali go na pozostanie, on uparcie trwał przy swoim, wszakże musi wracać jak najszybciej do ukochanego. Szedł do karczmy powoli, wypite wino szumiało mu trochę w głowie i momentami przeszkadzało w stawianiu kroków. Jednak jakoś mu się udało dojść. Zanim wino całkiem zwyciężyło, zdążył jeszcze wydać polecenie przygotowania na rano posiłku dla rodzeństwa i niebudzenie go pod żadnym pretekstem, a potem zwalił się na przygotowaną wcześniej derkę.
Kiedy się w końcu obudził, słońce stało już wysoko na niebie i uporczywie wdzierało się pod obolałe powieki. Jęknął i powoli otworzył oczy, jednak szybko je zamknął. Leżał przez chwilę próbując przystosować się do panujących warunków. W końcu jakoś mu się udało. Powoli podniósł się do pozycji siedzącej i trzymając się za obolałą głowę rozejrzał się w koło. Po krótkiej chwili dotarło do niego, że jest w komnacie, która wynajął w karczmie, a na łóżku siedzi dwójka dzieciaków, którymi wczoraj się zaopiekował.
- Sanus mnie zabije – mruknął przecierając twarz ręką.
Trochę mu zajęło zanim, podpierając się o krzesło i stół, podniósł się do pozycji pionowej. Kiedy próbował uspokoić szalejące jeszcze w głowie resztki wina, podszedł do niego chłopak i nieśmiało odezwał się:
- Wasza miłość…
Lantar spojrzał na niego i po chwili zapytał:
- Jedliście już coś dzisiaj?
- Jedliśmy, wasza miłość. Po prawdzie, to już pora południowego posiłku.
- To już ta pora? Choroba – stęknął i usiadł, a następnie zwrócił się do chłopaka: - idź do karczmarza i powiedz, żeby przynieśli wam jedzenie i kąpiel dla mnie. Ja zjem później.
Garan tylko skinął głową i wyszedł. Wrócił chwilę potem, a wraz z nimi służące z jadłem i kąpielą. Dzieci zabrały się za jedzenie, a Lantar przeszedł do łazienki, rozebrał się i z westchnieniem ulgi zanurzył się w gorącej wodzie. Leżał w bali tak długo aż woda w końcu ostygła. Szybko się umył. Kiedy wychodził z bali czuł się odprężony jakby woda zabrała od niego wszystkie boleści wynikłe z nadużycia alkoholu. A skoro był już odświeżony, to należało pomyśleć o żołądku, który teraz przypomniał o sobie. Kiedy wyszedł z łazienki, dziewczynka bawiła się lalką na łóżku, a chłopiec siedział przy stole.
- Pójdę teraz coś zjeść – powiedział Lantar – a jak wrócę, to pójdziemy kupić wszystko czego potrzebujesz do zrobienia tej kołyski. Do tego czasu zostań z siostrą.
Garan tylko skinął twierdząco głową. Lantar wyszedł z komnaty i zszedł na dół do głównej izby. Po skończonym posiłku zostawił Mariri pod opieką służącej i wraz z Garanem wyszedł na zakupy. Najpierw postanowił kupić konie. Jednego dla dzieci i drugiego, jucznego, na wszystko co kupią.
Chłopiec z wielką wprawą poruszał się między straganami i pewnie prowadził Lantara do właściwych straganów. Klepsydrę później mieli już wszystko, co potrzebowali. Nie było więc powodu, by zostawać dłużej w stolicy. Ruszyli więc w drogę.
Na miejsce dojechali pod wieczór. Już z daleka Lantar widział stojacego przed drzwiami Sanusa oraz opiekunki z dziećmi na rękach. Odruchowo przyspieszył konia. Jeszcze koń się dobrze nie zatrzymał, a on już zeskoczył i biegł w stronę ukochanego.
- Nawet nie wiesz jak się za tobą stęskniłem – wyszeptał obejmując Sanusa i całując go po twarzy.
- Ja też, chociaż to tylko dwa dni – odparł doradca. – Widzę, że udało ci się go znaleźć – stwierdził, kiedy już się obaj trochę uspokoili. – A ta dziewczynka, to kto? – spytał zerkając na stojace obok konia dzieci.
Lantar w skrócie opowiedział historię rodzeństwa
- Biedactwo – rozczulił się Sanus i przytulił przestraszoną dziewczynką. Potem podszedł do chłopca.
- Wasza miłość! – wykrzyknął uradowany Garan. – To wasza miłość dał mi te grajcary za tą złotą monetę, która dostałem od jego wysokości za moje rzeźby!
- Zgadza się – Sanus uśmiechnął się. – Mam nadzieję, że kupiłeś za nie wystarczająco jedzenia?
- Oczywiście, wasza miłość. Kupiłem nawet Mariri nową sukienkę i mieliśmy jeszcze długo co jeść, ale pieniądze w końcu się skończyły i znowu nie było jedzenia i nikt nie chciał kupować moich rzeźb – posmutniał.
- Nie martw się – Sanus poklepał go po ramieniu. – To się zmieni.
- Co wasza miłośc przez to chce powiedzieć?
- Nie pozwolę żebyście znowu cierpieli głód. Jak tylko zrobisz dla nas tą kołyskę, znajdę dla ciebie i dla twojej siostry pracę u nas. Dodatkowa para rąk na pewno się przyda.
- Dziękuję, wasza miłość! Dziękuję! – chłopak padł na kolana i chciał pocałować Sanusa w rękę, lecz ten szybko się odsunął, wyraźnie zakłopotany tym wybuchem wdzięczności.
Oddał rodzeństwo pod opiekę majordomusa i obejmowany czule przez małżonka ruszył w stronę sypialni.
- Mam nadzieję, że się na mnie nie gniewasz? – zapytał Lantar kiedy leżeli przytuleni do siebie po namiętnym seksie.
- Za co? – zdziwił się Sanus.
- Że zabrałem ze sobą te dzieciaki, że kupiłem im ubrania…
- No co ty, jak mogłbym się gniewać za coś takiego? Prędzej bym się pogniewał gdybyś je tam zostawił.
Następnego dnia, już od samego rana, Garan wziął się za robienie kołyski, a Mariri pod okiem służących uczyła się swoich przyszłych obowiązków pokojówki. Oczywiście, jak wszyscy służący, dzieci dostali swoją własną komantę w pomieszczeniach dla służby, oprócz tego majordomus dostał odpowiednią kwotę od Sanusa by wyposażyć je w ubrania i wszelkie niezbędne rzeczy codziennego użytku.
Trzy tygodnie później kołyska była gotowa.
- Mam nadzieję, że wasza miłość jest zadowolony? – zapytał niepewnie Garan, kiedy Sanus oglądał jego dzieło.
- Piękna – wyszeptał doradca wodząc delikatnie alcami po rytach na bokach kołyski. – Ty naprawdę masz talent.
- Wasza miłość jest zbyt łaskawy – mruknął wyraźnie zakłopotany chłopak.
- Zdecydowałeś już gdzie chcesz pracować?
- Jeżeli wasza miłośc pozwoli, to chciałbym przy koniach – odparł niepewnei Garan, spuszczając wzrok.
- Jeżeli majordomus stwierdzi, że potrzebne są tam dodatkowe ręce, to nie mam nic przeciwko.
- Dziękuję, wasza miłość.
- A jak twoja siostra? – zainteresował się nagle Sanus. – Podoba jej się jej przyszła praca?
- Bardzo, wasza miłość! – odparł entuzjastycznie chłopak. – Bardzo chętnie się uczy i pomaga innym służącym i już nie może się doczekać, kiedy będzie mogła pracować razem z nimi.
Sanus roześmiał się rozbawiony.
- Cieszę się. Kołyska jest taka jaką chciałem, więc możesz już iść do swojej nowej pracy. Zgłoś się do majordomusa.
Chłopak ukłonił się i odszedł, a Sanus jeszcze jakiś czas siedział i wpatrywał się w kołyskę, wodząc palcami po rzeźbionych bokach.
Aż w końcu nadszedł dzień przyjęcia.
CDN










Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum