The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Grudnia 21 2024 19:35:33   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Tamten świat 14
***

Właśnie skończyli poranny posiłek i siedzieli w milczeniu, gdy nagle konie zaczęły niespokojnie parskać.
- Co się stało? – zainteresował się Gahalan.
- Ktoś nadchodzi – odparł Akirin wpatrując się w najbliższe zarośla.
- Ciekawe kto to – odezwał się Valris.
- Zaraz się dowiemy – młody książę wstał i czekał aż intruz się pokaże. Kiedy w końcu go zobaczył, zaniemówił z wrażenia. – Co ty tu robisz?
- Kto to jest? – zainteresował się Valris.
- To mój… - Akirin zawahał się.
- krewny – podpowiedział król z uśmiechem.
- … krewny – powtórzył książę. – Spytałem co to robisz?
- Przybyłem po ciebie. Czas żebyś wracał do domu.
- Nic z tego – odparł Akirin, a jego twarz wykrzywił grymas zawziętości. – Nie po to uciekłem, żeby teraz tam wracać. Nie mam zamiaru się was słuchać i bawić w te cholerne gierki polityczne. Chcę sam decydować o swoim życiu.
- Niestety, ale nie masz tu nic do gadania. Jesteś sukcesorem.
- A wsadź sobie gdzieś to moje dziedzictwo, nie chcę go. Zrób sobie kolejnego dzieciaka.
- Nie mam na to czasu, zostało mi już niewiele życia.
Książę roześmiał się kpiąco.
- I myślisz, że nabiorę się na takie gadki?! Ty jesteś nie do zdarcia, będziesz żyło cholernie wiecznie – warknął Akirin i odwrócił się chcąc zakończyć rozmowę.
Król w kilku susach przyskoczył do niego i złapał za ramię.
- Jak mówię, ze idziesz ze mną, to idziesz! - warknął
- Puszczaj mnie, ty cholerny stary capie! – wykrzyknął książę i odwrócił się jednocześnie wyprowadzając cios pięścią. Niestety nie trafił on w cel. Także kolejny, wyprowadzony nogą. Król za każdym razem uchylał się.
Młody książę był coraz bardziej wściekły. Nie zważając ani na wiek przeciwnika, a ni na jego doświadczenie w walce, rzucił się na niego. Rozgorzała walka.
- Rany, ten starszy mężczyzna jest dobry – wyszeptał z podziwem Marali.
- Poważnie? – zainteresował się siedzący obok Gahalan.
- No. Akirin nie może go pokonać.
- Niemożliwe, czyżby to był… - wyszeptał Gahalan, a Marali spojrzał na niego z zainteresowaniem. Niestety nie dowiedział się o co chodziło ślepcowi, gdyż nagle usłyszeli okrzyk Valrisa:
- Zostaw go!
Kiedy Marali spojrzał w kierunku walczących przeraził się. Nieznajomy mężczyzna stał, a u jego stóp leżał Akirin i Varalis.
- Nie! Zabił ich!
- Co? Gdzie?! – zaniepokoił się Gahalan.
- Ten obcy… ten krewny Akirina zabił go! – wykrzyknął chłopiec zbulwersowany. – I Valrisa też!
- Jesteś pewien?
- Tak. Obaj leżą jak nieżywi.
- Podprowadź mnie tam, a potem odejdź. Jakby coś mi się stało, to wsiadaj na konia i uciekaj. Zrozumiałeś?
- Ale…
- Masz mnie słuchać, rozumiesz?!
- Tak.
Marali podprowadził ślepca do króla i szybko odszedł tam gdzie stały konie.
- Zabiłeś ich? – spytał Gahalan ściskając swój kostur.
- Nie. Tylko pozbawiłem przytomności. Tak będzie prościej – odparł spokojnie król.
- Dlaczego to zrobiłeś?
- Inaczej nie dało rady. On musi wrócić.
- A jeżeli nie chce? Pomyślałeś o tym? – zapytał gniewnie.
- Pomyślałem, ale nie mogę pozwolić żeby jego samolubne decyzje zniszczyły to na co tak długo pracowałem. Jego los był przesądzony już w momencie kiedy się urodził i nie ma możliwości żeby uciekł od niego.
- Nie rozumiem tego. – Gahalan był wyraźnie zdezorientowany.
- Może kiedyś zrozumiesz. Wszystko zależy od tego, co masz zamiar teraz zrobić.
- Obiecałem, że pójdę tam, gdzie on pójdzie i mam zamiar tego dotrzymać, bez względu na wszystko. Nawet gdybyś próbował mnie powstrzymać ja i tak pójdę, przynajmniej dopóki nie dotrzymam złożonej mu obietnicy.
Król uśmiechnął się.
- Wiem, obiecałeś mu, że go kiedyś zabijesz.
Gahalan zbladł.
- Skąd o tym wiesz? Kim ty w ogóle jesteś?
- Ja wiem dużo rzeczy. Muszę wiedzieć. Ale nie bój się. Nie mam zamiaru ci przeszkadzać. Jeśli chcesz, możesz udać się z nami.
- A co z nim? – skinął głową w stronę patrzącego się na nich niepewnie Maraliego.
- On też. Możesz go zawołać, bo jeszcze trochę i się rozpłacze ze strachu. – Gahalan zawołał chłopca. – No dobrze, skoro już sobie wszystko wyjaśniliśmy, to teraz musze pozbawić was przytomności.
- Dlaczego? – zapytał ze strachem w głosie Marali.
- Bo tak trzeba – odparł władca i zanim zdążyli zareagować kilkoma ruchami rąk pozbawił przytomności najpierw chłopca, a potem ślepca.
- Mam nadzieję, że wasza wysokość nie był zbyt brutalny i moja pomoc nie będzie potrzebna? – dobiegło nagle zza pleców króla.
Obejrzał się i zobaczył wychodzącego z lasu medyka. Uśmiechnął się.
- Widzę, że nie mogłeś się powstrzymać?
- Musiałem przecież pilnować, żeby wasza wysokość nie zrobił nic nierozważnego.
Król roześmiał się.
- Jak widzisz, obyło się bez głupot. No dobrze, to teraz przetransportuj ich do zamku, a ja w międzyczasie pozbieram ich rzeczy.
- Oczywiście, wasza wysokość.
Medyk zajął się transportowaniem nieprzytomnych do zamku, natomiast władca zagasił ognisko i zaczął zbierać wszystkie ich rzeczy. Kiedy skończył, okazało się, że Konas wykonał swoją część i cierpliwie czekał na polecenia władcy. Przeniósł cały dobytek podróżnych oraz konie, a potem siebie i władcę. Wszyscy byli w domu
Kiedy Akirin obudził się, był zdezorientowany. Dobrą chwilę zajęło mu zorientowanie się, że znajduje się w swojej własnej komnacie, w swoim własnym łóżku.
- Cholerny stary cap! – warknął i wybiegł z komnaty. Zaraz za drzwiami przystanął zdumiony. Zobaczył Valrisa oglądającego z zainteresowaniem wiszące na ścianie portrety. – Valris?
- O, właśnie chciałem cię szukać, ale natknąłem się na te portrety. Bardzo interesujące.
- To moi przodkowie – mruknął Akirin podchodząc bliżej. – To mój ojciec, a to dziadek – wskazywał po kolei – to ojciec mojego dziadka, jego siostra – objaśniał po kolei każdy portret, aż w końcu doszli do ostatniego. – A to założyciel rodu, król Akirin pierwszy – mruknął.
- Król? – zdziwił się Valris. – To ty jesteś królewskiej krwi?
- Niestety – westchnął Akirin – do tego następcą tronu. A ty z czego się cieszysz? – zapytał nieufnie, widząc wyraźnie zadowoloną minę rozmówcy.
- Ja? Wydaje ci się – odparł szybko Valris i spojrzał uważnie na portret. – Ciekawe, ale on jest bardzo podobny do tego twojego krewnego, którego spotkaliśmy.
- On nie jest podobny.
- No przecież widzę, ta sama twarz, oczy, nawet uśmiech.
- To jest właśnie on – burknął Akirin.
- Ej, nie kpij sobie ze mnie, dobrze? Gdyby to był on, to musiałby mieć – Valris zaczął liczyć na palcach – conajmniej dwieście lat!
- Dokładnie to ma sto dziewięćdziesiąt – mruknął książę.
- Co?? – Valris zaniemówił z wrażenia. – Jak to możliwe?
- Nie mam bladego pojęcia. – Akirin wzruszył ramionami. – Może to przez to, że nie pochodzi z tego świata…
- Jak to?
- Nie wiem dokładnie. Ojciec opowiadał mi, że kiedyś krajem rządził tyran, który lubił luksusy, a życie ludzkie nie miało dla niego znaczenia. I któregoś dnia pojawił się znikąd obcy, który został królem, a tamten udławił się owocem. Nowy król okazał się dobrym władcą, który doprowadził kraj do dobrobytu. To w skrócie tyle. Jeśli byś chciał więcej szczegółów, to musiałbyś zajrzeć do pałacowej biblioteki. Gdzieś tam są podobno kroniki wszystko dokładnie opisujące.
W tym momencie usłyszeli za plecami ciche chrząknięcie. Odwrócili się i zobaczyli zgiętego w ukłonie służącego.
- Książę, jego wysokość prosi do sali tronowej. Książęcego gościa także.
- Świetnie! – wykrzyknął Akirin. – Powiem temu staremu capowi co o nim myślę! – Po czym z wojowniczą miną ruszył w stronę sali tronowej.
Valris niepewnie ruszył za nim, a na końcu służący.
- Ty cholerny stary pryku! – krzyknął Akirin wchodząc do sali tronowej. – Jakim prawem…
- Widzę, że już doszedłeś do siebie – król uśmiechnął się i wstał z tronu. Podszedł bliżej. – Nie chciałeś mnie w ogóle słuchać, musiałem postąpić tak, a nie inaczej. O, nasz gość też już wstał – dodał, widząc Valrisa. – Świetnie się składa. Twój opiekun już tu jest. – Klasnął w ręce, a gdy w polu widzenia pojawił się służący, zadysponował: - poproś tu hrabiego Frasanti. – Valris zbladł, ale król udał, że nie widzi tego. – Mamy do omówienia parę rzeczy.
- Nie mam na to ochoty – mruknął Akirin.
- Nie zachowuj się jak gówniarz – odezwał się król ostrzejszym głosem. – Czas żebyś w końcu wydoroślał i wziął odpowiedzialność…
W tym momencie otworzyły się drzwi i ukazał się w nich postawny czarnowłosy mężczyzna.
- Książę! – wykrzyknął i popatrzył srogo na Valrisa. – Jak można być tak nierozważnym? Czy pomyślałeś w jakiej bym się znalazł sytuacji, gdyby jego wysokość się o wszystkim dowiedział?!
- Książę? – zdumiał się Akirin. – To ty też jesteś z królewskiego rodu?
- No jakoś tak… - bąknął Valris patrząc niepewnie na Akirina.
- Czemu mi nic nie powiedziałeś? – zapytał z pretensją w głosie.
- A ty mi powiedziałeś o sobie? – zripostował Valris.
- To jeszcze nie wszystko – mruknął z dziwnym uśmiechem na twarzy król.
- To znaczy? – zainteresował się Akirin.
- Mój drogi, poznaj następcę tronu, naszego północnego sąsiada, księcia Valrisa trzeciego, z którym miałeś wziąć ślub.
- Co??? – Akirin patrzył z niedowierzaniem to na Valrisa, to na króla. – Wiedziałeś o tym? – wysyczał w stronę Valrisa.
- Nie, do momentu, gdy przyznałeś się, że jesteś następcą tronu. Pamiętaj, że ja też nie chciałem się żenić z powodów politycznych. Byłem tak uparty, że nawet nie spojrzałem ani razu na portrety mojego przyszłego małżonka.
- To tak samo jak ja – mruknął Akirin.
- No, skoro już sobie to wyjaśniliśmy, to może byśmy tak siedli do obiadu? Głodny jestem – zaproponował król.
- Moment – zaoponował Akrin. – Co zrobiłeś z Gahalanem i Maralim?
Król spojrzał na stojącego w pobliżu służącego. Ten ukłonił się i powiedział:
- Goście księcia Akirina odpoczywają w komnacie bursztynowej. Jeszcze się nie obudzili.
- No widzisz, wszystko z nimi porządku – odparł tryumfalnie król. – To jak, idziemy na ten obiad? Ja naprawdę jestem głodny.
Akirin popatrzył nieufnie na króla i bez słowa ruszył za nim.

***

Kiedy Gahalan doszedł do siebie, poczuł, że leży na czymś wyjątkowo miękkim. Pomacał ostrożnie w koło. Z lewej strony wciąż czuł to coś, bardzo miłe w dotyku, a po prawej nie było nic. Do głowy mu przyszło, że to jakieś wyjątkowo bogate łoże, w wyjątkowo bogatej karczmie.
- Marali? – odezwał się cicho i niepewnie.
- Jestem tutaj. – Gahalan poczuł jak łoże ugina się pod jakimś ciężarem, a chwilę potem drobne dłonie złapały jego własną.
- Nic ci się nie stało? – zapytał z niepokojem i zaczął błądzić ręką po twarzy chłopca.
- Wszystko w porządku.
- To dlaczego słyszę w twoim głosie strach?
- To nie strach, tylko zdumienie.
- Jak to? – zdziwił się.
- Żebyś ty wiedział w jakiej pięknej komnacie jesteśmy – odparł chłopiec z entuzjazmem. – Jeszcze nigdy nie widziałem tak pięknej komnaty i tylu złotych rzeczy.
- Złotych?
- Zgadza się. To duże lustro nad kominkiem jest złote i kielichy na stole i świeczniki i … jejciu, takie to wszystko ładne. O, nawet ładne rzeczy dostałem, takie miękkie i miłe w dotyku, a jakie kolorowe.
Gahalan roześmiał się. W tym momencie drzwi się otworzyły i do komnaty wsunął się służący.
- Jego wysokość życzy sobie widzieć wasze miłości.
- Wasze miłości? – zdumiał się Marali. – Gahalan, o kim on mówi?
- O tobie, młodzieńcze. – Do komnaty wsunął się jeszcze jeden mężczyzna. Po jego ubiorze widać było iż jest kimś więcej niż zwykłym służącym.
- Ale dlaczego? – zdumiał się chłopiec. – I kim ty jesteś?
- Jestem Danao, główny doradca królewski. – Mężczyzna ukłonił się lekko. – Jego wysokość nakazał, żeby tak się właśnie do was zwracać.
- Do mnie też? – zdumienie chłopca było coraz większe.
- Też – Danao uśmiechnął się z rozbawieniem.
- Rany… Słyszysz, słyszysz? – podniecony zaczął szturchać milczącego Gahalana. – Jego wysokość kazał do mnie mówić „wasza miłość”.
- Nie ciesz się zbytnio – mruknął Gahalan. – Jeszcze nie wiemy co król może od nas chcieć.
- Mogę was zapewnić, panie, że to nic, co by narażało na szwank wasze życie – odparł spokojnie doradca.
- W takim razie chyba nie mamy wyjścia i musimy iść?
- Raczej nie – Danao uśmiechnął się lekko.
- W takim razie chodźmy i miejmy już to z głowy – mruknął ślepiec i wstał z łóżka. Prowadzony przez Maraliego pod ramię ruszył za doradcą.
Weszli do sali tronowej. Marali rozglądał się w koło z rozdziawionymi ustami. W końcu podeszli pod podest na którym stał stron. Doradca ukłonił się przed królem i wyszedł. Akirin chrząknął rozbawiony. Wtedy Gahalan klęknął pociągając za sobą wciąż zdumionego Marali.
- Wasza wysokość… - zaczął niepewnie.
- Wstańcie – odparł Akirin łagodnie, po czym wstał z tronu i podszedł bliżej. Marali popatrzył na niego trwożnie i zacisnął mocniej ręce na ramieniu ślepca. Ten poklepał go pocieszająco po ręce, ale nic nie powiedział, czekając aż król odezwie się pierwszy. – Bardzo się zbliżyłeś do następcy tronu.
- Wasza wysokość, ja nie wiedziałem…
- Zamilcz, teraz ja mówię. – Gahalan spuścił głowę, czekając z bijącym z niepewności sercem, co będzie dalej. – Jakie masz wobec niego zamiary?
Ślepiec przez chwilę milczał, aż w końcu wypalił;
- Mam zamiar któregoś dnia zabić go za to, że mnie oślepił.
Marali spojrzał na ślepca z przerażeniem. To teraz król go każe stracić!
Władca roześmiał się.
- Odważny jesteś. Mówisz to z takim spokojem prosto w twarz swojego króla, który może cię za tą zuchwałość kazać stracić.
- Żyję tylko dla tej zemsty, co się ze mną później stanie, jest mi obojętne.
Król westchnął.
- Tobie jest obojętne, a pomyślałeś o innych?
- Nikomu na mnie nie zależy, więc nikt nie będzie rozpaczał, kiedy mnie już nie będzie.
- Nieprawda! – wykrzyknął Marali. - Ja będę!
- Cicho bądź – syknął Gahalan.
- No widzisz, jednak komuś na tobie zależy – odparł spokojnie król. Gahalan nic nie powiedział. – Poza tym jest jeszcze Akirin.
- A co on ma do tego?
- Też cię lubi.
- Akurat – mruknął Gahalan, jednak jakoś tak bez przekonania.
- Poza tym, dzięki tobie Akirin dojrzał, stał się bardziej wyrozumiały, nauczył się życia. A za to ja jestem ci wdzięczny.
- To przez przypadek, jakoś tak wyszło. Nie planowałem tego – mruknął Gahalan.
Król roześmiał się.
- Niezły jesteś. W każdym razie, przez przypadek czy nie, oddałeś wielką przysługę nie tylko mnie, ale i całemu naszemu krajowi. Dlatego też chciałbym cię nagrodzić za to.
- Nic nie chcę, mam wszystko co mi potrzeba – burknął Gahalan, lecz władca udał, że tego nie słyszy.
- Zazwyczaj za przysługi oddane królowi i znaczące dla całego kraju nadaję tytuł szlachecki. – W tym momencie Marali aż pisnął z wrażenia. – Niestety tobie, z racji twojej przeszłości, nie mogę nadać tytułu szlacheckiego. Jednakże mogę go nadać twojemu małżonkowi.
- Mojemu małżonkowi? Nie rozumiem o czym wasza wysokość mówi – mruknął Gahalan, jednak wyraz jego twarzy przeczył jego słowom.
- Skąd wasza wysokość wie? – wykrzyknął zdumiony Marali.
Król roześmiał się.
- Jestem królem, muszę wiedzieć dużo rzeczy. – Sięgnął ręką i wyciągnął na wierzch delikatny łańcuszek, który ukrywał pod koszulą Marali. Na łańcuszku wisiał srebrny pierścień. – Możesz już to nosić na widoku. Ty też – zwrócił się do ślepca.
- Ale to niewłaściwe… - bąknął niepewnie Marali.
- To dlaczego to zrobiliście? – zapytał rozbawiony władca.
- Bo się kochamy – odparł chłopiec i zarumienił się.
- No i to powinno wam wystarczyć. Różnica wieku jest nieistotna kiedy w grę wchodzi uczucie. Dlatego też nie ukrywajcie go.
-Naprawdę możemy, wasza wysokość? –zdumiał się Marali.
- Oczywiście – król uśmiechnął się ciepło.
- Widzisz? - Chłopiec zwrócił się do Gahalana. – Jego wysokość mówi, że to nic złego.
- To dobrze – odparł ślepiec i przytulił chłopca.
- No dobrze, to teraz wróćcie do waszej komnaty. Od dzisiejszego dnia to będzie wasz dom, więc jeżeli jakieś meble tam nie podobają się wam, mówcie śmiało, zmienimy je.
- Ależ nie, wasza wysokość, komnata jest taka wspaniała! Wszystkie meble są takie piękne, nie trzeba żadnego zmieniać.
Król roześmiał się.
- Dostaniecie dwóch służących, którzy pomogą wam się przygotować do uroczystości, a także nauczyciela, który nauczy was całej dworskiej etykiety.
- Uroczystości? – zainteresował się Gahalan.
- No cóż, najpierw czeka nas nadanie tytułu szlacheckiego, a potem zaślubiny księcia Akirina z księciem Valrisem.
- To Valris i Akirin są książętami? – zdumiał się Marali. – Nic nam nie powiedzieli.
- Jeszcze dużo rzeczy nie wiecie. Dlatego też właśnie dostaniecie nauczyciela, który was wszystkiego nauczy. Chyba nie chcecie przynieść wstydu Akirinowi?
- Ależ skąd, wasza wysokość! – wykrzyknął żarliwie Marali.
- Tak też myślałem – powiedział król ze śmiechem i zaklaskał w ręce, a kiedy pojawił się służący, dodał: - odprowadź ich do ich księcia Akirina, a potem powiedz Kalusowi, żeby rozpoczął swoją pracę jeszcze dzisiaj. Ach, i jeszcze jedno – zwrócił się do Gahalana. – Możecie się poruszać swobodnie po całym zamku i przyległym terenie, z wyjątkiem kilku komnat do których wstęp mają tylko nieliczni, ale tych komnat strzegą strażnicy, więc nie będziecie mieli problemu z rozpoznaniem ich. Służący są poinformowani, że mają spełniać wasze życzenia tak jakby pochodziły one ode mnie. Tylko nie przesadzajcie zbytnio – pogroził żartobliwie palcem. – No dobrze, to teraz uciekajcie, Akirin pewnie się niepokoi o was.
- Dziękuję, wasza wysokość – Gahalan ukłonił się, a za nim Marali i odeszli, prowadzenie przez służącego.
Król westchnął rozbawiony, po czym zaklaskał w dłonie.
- Zawołaj do mnie Danao – powiedział, kiedy pojawił się służący, a kiedy doradca w końcu przyszedł, wydał polecenia: - zajmij się przygotowaniami. Tytuł szlachecki nadamy za trzy dni, niech się nasi goście przyzwyczają do nowej sytuacji, a za sześć dni ślub księcia i koronacja.
- Wasza wysokość jest pewien co do tej koronacji?
- Oczywiście, mój czas nadchodzi. Muszę zadbać, żeby królestwo nie zostało bez władcy.
- Jak wasza wysokość uważa.
- Dokładnie tak – odparł król z uśmiechem. – To chyba wszystko na dzisiaj. Będę u siebie, niech nikt mi nie przeszkadza. – Po czym poszedł do swojej sypialni. Nie zatrzymując się przeszedł do ogrodu i usiadł na ławeczce przy nagrobkach. – Witaj kochanie, dużo się wydarzyło w ciągu ostatnich dni. Bałem się, że wszystko się popsuje. Ale dziwnym zrządzeniem losu wszystko wskoczyło na właściwe tory. I wiesz co, w końcu będę mógł cię zobaczyć. Po tylu latach nareszcie się spotkamy. Nawet nie wiesz jaki jestem szczęśliwy – z oczu Akirina popłynęły łzy. – Tyle lat bez ciebie… Nawet nie wiesz jaki to ból.
Trzy dni minęły dla Gahalana i Maraliego niczym sen. Aż w końcu nadszedł ten dzień.
- Myślisz, że to właściwe? – spytał nerwowo Marali siedząc na łóżku.
- Nie wiem, ale skoro król tak twierdzi, to znaczy, że jest – odparł Gahlan zakładając koszulę. – I ubierz się w końcu. Chyba nie chcesz, żeby wszyscy zobaczyli twój goły tyłek?
- A skąd wiesz, że się jeszcze nie ubrałem? – zdumiał się chłopiec.
- Bo nie słyszę żebyś się ubierał.
Marali zachichotał i zaczął się ubierać, jednakże słowa Gahalana w ogóle go nie uspokoiły i kiedy klęczał przed królem serce waliło mu jak oszalałe. I przez to całe zdenerwowanie nie pamiętał nic z całej uroczystości ani z późniejszej uczty. Dopiero wieczorem, kiedy już zostali sami z Gahalanem, doszedł do siebie.
- No i jak wrażenia, panie hrabio? – zapytał żartobliwie Gahalan kiedy już leżeli przytuleni do siebie po upojnym seksie.
- Nie mów tak do mnie – jęknął Marali.
- Ale dlaczego? Przecież jesteś teraz hrabią.
- No wiem, ale jakoś nie mogę się do tego przyzwyczaić – bąknął niepewnie Marali zerkając na leżące na nocnym stoliku pergaminy. Wziął jeden z ich do ręki i z nabożną miną rozwinął. – Tu naprawdę jest napisane, że jestem hrabią i że dostaję ziemię?
- Skoro król tak powiedział, to tak jest.
- Szkoda, ze nie umiem czytać – chłopiec wyraźnie posmutniał.
- Nie martw się – Gahalan pocałował swojego młodego małżonka w skroń. – Król dał nam przecież nauczyciela, który na pewno nauczy cię czytać i pisać.
- A jeśli nie dam rady?
- Dasz radę, dasz.
- Tak myślisz?
- Oczywiście. A teraz nie myśl o tym. Pomyśl o czymś o wiele przyjemniejszym.
- O czym na przykład? – zapytał niewinnie Marali.
- Na przykład o tym – mruknął ślepiec i zaczął całować chłopca po szyi, a jego ręka powędrowała pod kołdrę.
Marali tylko uśmiechnął się. Chwilę potem jego umysł zajmował w całości Gahalan i przyjemność jaką mu dawał.










Komentarze
Justine123450 dnia maja 26 2012 21:46:22
Łojoj! Ale to się porobiło! *.* Życzę im wszystkim szczęścia i w końcu Król dołączy do ukochanego. Mam nadzieję, że pojawi się 3 księga ;P Z dziejami Tych młodych. ;P WENY!!! ^^
Floo dnia czerwca 02 2012 10:08:57
ahahhahahahahaaaaaaaaa a jednak mieli jakiegoś świadka swojego ślubu XD i to nawet dwóch biorąc pod uwagę Konasa smiley.
No ale przyznam że mnie zaskoczyli. Sądziłam że co najwyżej się zaręczą albo coś, nie sądziłam że wezmą ślub beż Akirina... znaczy nie mówiąc mu o tym XD
Konas, to swoją drogą ma wręcz Świętą cierpliwość do króla smiley. Mówi mu a on i tak go nie słucha. Ja już przestałabym mówić XD. Ale Adam to się nie zmienił, nic a nic smiley
No i teraz to mogę powiedzieć ze jestem wróżką, jasnowidzem i tak dalej, bo ja to CZUŁAM! Gdzieś, jakoś wiedziałam że Akirin i Valris byli sobie przeznaczeni! Dosłownie i w przenośni XD. Ha, maleńka jestem wielka XD
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

wietne! wietne! 100% [2 Gosw]
Bardzo dobre Bardzo dobre 0% [adnych gosw]
Dobre Dobre 0% [adnych gosw]
Przecitne Przecitne 0% [adnych gosw]
Sabe Sabe 0% [adnych gosw]
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum