The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Grudnia 21 2024 19:33:29   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Zaparz mi herbatę 10
Rozdział 10: Naprawdę musimy porozmawiać.


Około godziny szóstej nad ranem Sebastian otworzył oczy. Dopiero po kilku sekundach zorientował się, że wcale nie leży pod kołdrą, a na niej i że wcale nie jest sam, a z Łukaszem. Na szczęście ten spał, więc brunet mógł spokojnie i powoli wyjść z szoku, który go ogarnął. Przypomniał sobie cały poprzedni dzień, ze szczególnym uwzględnieniem wieczora oraz nocy.
Wcale nie był pewien, czy są powody do radości. Plus, że coś się wydarzyło między nim i Łukaszem. Minus, bo nikt nie powiedział, że to coś potrwa dłużej.
Czy Łukasz uświadomił sobie już wcześniej, że jest bi, czy też wypłynęło to pod wpływem alkoholu? Będzie zaprzeczał? Wrzeszczał? Oburzał się? Zapierał? Wyjdzie, trzaskając drzwiami? Przestraszy się?
Niech to jasny szlag trafi! Sebastian tak bardzo chciał, żeby przyjaciel po prostu uśmiechnął się, przytulił do niego i zapewnił, że będzie dobrze. Bez zbędnego dramatyzowania, krzyków i rozterek emocjonalnych. Raz kiedyś można by sobie uprościć życie, prawda?
A’propos upraszczania sobie życia, Sebastian stwierdził, że rozmyślanie niczego mu nie da, a już zwłaszcza o tak wczesnej godzinie. Nim Łukasz się obudzi, miał jeszcze pewnie trochę czasu. Należało go więc wykorzystać jak najlepiej.
Starając się nie ruszać zbyt gwałtownie, przysunął się odrobinę bliżej Łukasza, wtulił twarz w jego ramię i wciągnął głęboko powietrze, sycąc się zapachem przyjaciela. Może nie zdarzyć się kolejna okazja, żeby go zapamiętać.
*

Łukasz zaraz po wyrwaniu się z ramion Morfeusza zamierzał przeciągnąć się na łóżku niczym lew, bo poczuł, że wszystkie jego mięśnie wołają o pomstę do nieba. Okazało się jednak, że coś na nim leży i go przygniata, uniemożliwiając jakikolwiek ruch. To był Sebastian, tulący Łukasza niczym ogromnego, humanoidalnego, pluszowego misia.
O kurwa mać! – pomyślał konkretnie brunet, ponieważ w mgnieniu oka przypomniał sobie poprzednią noc, usta Sebastiana, dłonie Sebastiana, a także całą otoczkę alkoholowo-imprezową.
W tamtym momencie Łukasz dziękował wszelkim bóstwom, że przyjaciel wciąż spał, bo to dawało mu chociaż kilka minut na zdecydowanie, czy pierwsza i jedyna droga do ucieczki z tej sytuacji na pewno była tą poprawną.
W końcu cóż mógł zrobić? No oczywiście! Przecież wyjaśnienie aż samo się nasuwa! „Najebałem się, ty z resztą też, nie wiedzieliśmy, co robimy, a tak poza tym to zostańmy przyjaciółmi i zapomnijmy o wszystkim.” Wyglądało ładnie, prosto i logicznie, jednak miało trzy wielkie defekty.
Po pierwsze, nie napruli się przecież aż tak bardzo i doskonale wiedzieli, co robią, aczkolwiek nie myśleli o konsekwencjach (zabrzmiało tak, jakby się z sobą przespali i jeden z nich zaszedł w ciążę… och, co za głupia myśl! Łukasz miał ochotę zaśmiać się i spoliczkować jednocześnie; nie zrobił jednak ani tego ani tego, bo obudziłby Sebastiana).
Po drugie, takie wytłumaczenie było najbardziej żałosną wymówką, jaką Łukasz znał i używając go czułby się jak aktor jednej z tych pieprzonych, brazylijskich telenoweli.
A po trzecie i najważniejsze, Łukasz nawet nie był przekonany, czy puszczanie wszystkiego w niepamięć jest dobrym rozwiązaniem. Czy naprawdę tego chciał? Bo prócz wszystkich minusów obecnej sytuacji, chłopak dostrzegł w niej też jeden znaczący plus: miał wybór. Dostał do ręki odkryte karty i pozwolono mu samemu zdecydować, co z tym zrobi.
Nie. Bzdura! Nie samemu! W końcu tutaj chodziło o budowanie jakiegoś związku!
Łukasz nie uważał się ze specjalistę od spraw sercowych i tzw. damsko-męskich (czyt. męsko-męskich w tej sytuacji), jednak miał świadomość jednej rzeczy. Mianowicie: związek budują dwie osoby, więc także dwie osoby powinny o nim decydować. Mógł teraz rozmyślać nad całą tą sytuacją, ale sam jej nie rozwiąże, bo dotyczyła również Sebastiana.
Czy jego myśli nie brzmiały zbyt ckliwie? No cóż, mógł sobie roić, że po prostu nie wytrzeźwiał jeszcze do końca. Duży kac zbliżał się dużymi krokami i miał zamiar zając dużą część niedzieli.

Wtedy właśnie na parterze rozległ się huk i głośne dźwięki błyskawicznej ucieczki. Łukasz przeklął w myślach co najmniej trzykrotnie małego, rudego, kociego łobuza, który z pewnością był sprawcą całego zamieszania. Jak tylko Mruczka dorwie, to wsadzi go do wanny, ogoli na łyso i…
– Któóóóraaa gooodzina? – ziewnął jakiś głos tuż obok ucha Łukasza.
Oto nastał koniec. Armagedon i Apokalipsa w jednym. Gdzie są, do diabła, Czterej Jeźdźcy?!
– Siódma – odparł Łukasz, zupełnie jakby budzenie się rano w objęciach przyjaciela było dla niego najnormalniejszą rzeczą pod Słońcem.
– No kurwa – jęknął Sebastian, nadal nie ruszając głowy z zajmowanego miejsca, to jest z ramienia bruneta.
– Nie masz wrażenia, że jakoś tak zbyt spokojnie do tego podchodzimy? – westchnął wreszcie Łukasz po chwili leżenia, milczenia i nic nierobienia. – Może jakieś krzyki, bulwersy, fochy, rzucanie talerzami? – zaproponował tonem swobodnej konwersacji.
– Nie – odparł po namyśle Sebastian. – Talerze wchodzą w grę dopiero w trzecim roku małżeństwa – sprostował tonem eksperta.
– A kapcie? – zapytał Łukasz z nadzieją.
– O rzucaniu kapciami nic nie wiem – stwierdził Sebastian.
Milczenie. Jedna sekunda, druga, trzecia…
– W takim razie zabieraj ze mnie zwłoki, bo oberwiesz kapciem. Własnym. – Łukasz zdecydował, że koniec tego dobrego.
– Ale no jest siódma dopiero! No! – zaprotestował Sebastian. – Noo! – jęknął jeszcze, jakby to słowo stanowiło ogromnie silny argument.
– Mam być w domu najpóźniej na dziewiątą, pamiętasz? – przypomniał mu Łukasz. – A muszę się jeszcze doprowadzić do stanu używalności.
– I zajmie ci to półtorej godziny? Jesteś facet czy baba? – żachnął się Sebastian.
Łukasz momentalnie zgromił go takim spojrzeniem, że jakby wzrok mógł zabijać, przyrodzenie Sebastiana zostałoby skrócone o połowę. Łukasz w końcu wiedział, że dla mężczyzny są gorsze rzeczy niż śmierć.
– Pięć minut – wysyczał chłopak, niczym jadowity wąż, pochłaniający ofiarę jednym chapsem. – Pozostałą godzinę i dwadzieścia pięć minut poświęcę na splądrowanie twojej lodówki, bo chyba nie sądzisz, że zamierzałem stąd wyjść bez śniadania.
– A to takie buty! Będziesz na mnie żerował, ty materialistyczna gnido! – Sebastian udał skrajne oburzenie. – Rachunek za prąd, wodę, gaz i jedzenie prześlę pocztą!
– Nie pierdol, tylko zrób mi kanapki z szynką i pomidorem i czarną herbatę – odparł Łukasz, wstając z łóżka, przelotem do łazienki zerkając w lustro.
Zdecydowanie powinien coś ze sobą zrobić. Wyglądał, jakby pół nocy chlał, a drugie pół nocy się pieprzył, co przecież nie do końca było prawdą. W każdym razie wolał, żeby rodzice nigdy nie ujrzeli go w podobnym stanie.
*

Sebastian nie pierwszy raz robił śniadanie dla Łukasza, chociaż przeważnie ten drugi był przy tym obecny. Łukasz raczej nie nocował wcześniej u przyjaciela, jednak przez ostatnie cztery miesiące zjawiał się z samego rana zawsze pierwszego tygodnia w sobotę, żeby obwieścić swoje osiągnięcia w konkursie. Sebastian jakoś wcześniej zastanawiał się nad tym, że przecież nie żyli w osiemnastym wieku i Łukasz równie dobrze mógł zadzwonić z tą nowiną, a nie budzić go o siódmej rano. Ach, nieważne.
Fakt jednak był taki, że chłopak nawet nie musiał się zastanawiać czy Łukasz słodzi herbatę, czy nie i czy woli pić z cytryną, czy też bez niej. Podobnie jak potrafił mniej więcej określić ilość kanapek, które przyjaciel jest w stanie wciągnąć na śniadanie.
To dość zabawne. Mówi się, że przyjaciele znają mniej więcej swoje zwyczaje, kochankowie mogą określić, co ta druga osoba woli, w czym pije, co i ile… A oni? Przy takim stopniu zażyłości już chyba byli na etapie małżeństwa z trójką dzieci, psem i kotem. Co ciekawe, ostatnie się nawet zgadzało.
– Co się tak uśmiechasz pod nosem? – zaśmiał się Łukasz, wchodząc do kuchni i od razu padając na krzesło z tej strony stołu, gdzie stała herbata. Została przygotowana w zielonym kubku z rysunkiem Maleństwa i Kangurzycy z Kubusia Puchatka, więc chłopak wiedział, że to dla niego.
… Mniejsza o wyjaśnienia…
– A to nie można? – Sebastian odwrócił się, a delikatny uśmiech nadal nie schodził mu z ust. – O, widzę, że już żyjesz – stwierdził, uznając, że Łukasz wygląda o wiele lepiej niż dziesięć minut wcześniej, kiedy zaspany i rozczochranymi włosami zwlekał się z łóżka. – To teraz pilnuj mi jajecznicy, a ja idę się przebrać, bo już chyba muchy zaczynają się obok mnie kręcić – skrzywił się brunet i przekazał Łukaszowi berło w formie drewnianej łyżki.
W końcu, jakby nie patrzeć, obaj byli wciąż w tych samych ubraniach, w których poszli na imprezę.

– Mhm… Jakie zapachy! – rozmarzył się Sebastian, wracając niebawem do kuchni, już w innych ciuchach, uczesany, odświeżony, słowem – jako inny człowiek.
–Mogę pożyczyć jakąś twoją bluzkę? – zapytał Łukasz, kiedy przełknął kęs chleba, który właśnie mielił. – Bo moje… wszystko… tak jebie wódką, jakbym był w barze ze striptizem, a nie u Marcina na osiemnastce – wyjaśnił.
– Yhym – kiwnął głową Sebastian, jako że usta miał wypełnione jajecznicą.
Łukasz dokończył ostatnią kanapkę, po czym chwycił litrową butelkę wody mineralnej i wypił ją łapczywie niemalże w jednej trzeciej.
– A tobie co? – zdumiał się brunet. – Kac?
– Kacyk – sprostował Łukasz z uśmiechem i zamachał butelką. – Mogę się podzielić – zaoferował.
– O tak. – Sebastian zmrużył oczy wpatrując się w powierzchnię wody jak sęp w padlinę. Łukasz tylko roześmiał się, kręcąc z politowaniem głową.

Chłopak sam nie wiedział czy to dobrze, czy źle, że nie porozmawiali o tym zaraz po przebudzeniu, tylko milczą, jak gdyby nigdy nic. Wydawałoby się, że nie najlepiej, bo takie sprawy powinno się załatwiać od razu, na starcie, bo potem tylko nagromadza się coraz więcej i więcej wątpliwości, a napięcie rośnie. Niemniej jednak Łukasz nie czuł na sobie tej presji. Nie trząsł się z nerwów, nie miał ochoty na obgryzanie paznokci, nie zerkał niepewnie kątem oka na Sebastiana.
Wręcz przeciwnie. Ogarniał go dziwny spokój. Zupełnie, jakby zawarli z Sebastianem niepisaną umowę, że owszem, porozmawiają, ale po śniadaniu, bo kto to widział – poważne rozmowy na pusty żołądek? Człowiek głodny, to człowiek zdenerwowany, a jeśli mowa o nastolatku, w którym buzują hormony, ma kaca, w połowie nie przespał nocy, a na dodatek się stresuje rozmową z przyjacielem-z-którym-się-całował, to już w ogóle jesteśmy o krok od zagłady.
Oczywiście istniała też opcja, że Łukasz nadinterpretował i Sebastian zamierzał po prostu zapomnieć o całym zdarzeniu, jednak chłopak postanowił sobie, że w takim wypadku sam przyjaciela usadzi na dupie i zmusi do pogadania. Tak podjęta decyzja również uspakajała.

– Za czterdzieści minut muszę wychodzić – oznajmił po kilku minutach Łukasz, zerkając na zegar wiszący w kuchni.
– Czy to delikatna sugestia, że powinniśmy wykorzystać ten czas na poważną rozmowę? – mruknął Sebastian.
Łukasz mentalnie sam sobie przybił piątkę. Niepisana, między-umysłowa umowa – miał rację!
Tą całą wewnętrzną radością po prostu starał się zamaskować jeszcze bardziej wewnętrzny strach.
– Tak… W gruncie rzeczy tak – odparł nie do końca chętnie. To jak z chodzeniem na kontrolne wizyty u dentysty. Wszyscy wiedzą, że to ważne dla zdrowia i że trzeba, ale czy ktoś lubi?
– To ja może zrobię herbatę – zaproponował Sebastian podrywając się z krzesła.
Łukasz zgodził się kiwnięciem głowy, ale kiedy po zrobieniu tej herbaty Sebastian zaproponował, żeby poszli do niego do pokoju, chłopak pokręcił głową.
– Odwlekasz – stwierdził, po czym skierował się do salonu Sebastiana i usiadł na fotelu przed telewizorem. Brunet, chcąc nie chcąc, poszedł za nim i rzucił się na kanapę.
– Tak, wiem, musimy porozmawiać – westchnął.
– Właśnie, musimy – potwierdził Łukasz z determinacją.
Nastała chwila ciszy. Jedna, druga, trzecia…
Przy czwartej chłopak nie wytrzymał i jęknął:
– No weź coś powiedz…
Sebastian w odpowiedzi westchnął jedynie, bo sam nie wiedział, jak zacząć tą rozmowę, jak ją poprowadzić i jak zakończyć.
– Co mam mówić? – mruknął. – Całowaliśmy się, ot co. Pytanie, co dalej z tym zrobimy?
– A co chcesz z tym zrobić? – zapytał wreszcie Łukasz.
– A co ty chcesz zrobić? – Sebastian zgrabnie odbił piłeczkę.
Łukasz wzruszył ramionami bezradnie.
– Nie mam pojęcia. Skąd mam wiedzieć? – burknął, po czym dodał z oburzeniem: – Poza tym ja spytałem pierwszy!
– Ale to chyba jest oczywiste, co ja bym chciał – stwierdził Sebastian.
Łukasz spojrzał bacznie na przyjaciela.
– Podobam ci się? – odważył się na niepewne pytanie.
Sebastian splótł ramiona na piersiach i wywrócił teatralnie oczami.
– A to nie jest oczywiste?
– Skąd miałem wiedzieć? – obruszył się chłopak.
– Jestem w tobie zakochany od kilku miesięcy! – wybuchnął Sebastian. – Nawet ślepy by zauważył!
Zakochany?!
– Czy ty… – zaczął Łukasz poważnie. Sebastianowi stanęło na moment serce ze zdenerwowania. – … Matko! Tylko ty możesz na jednym tchu wyznać mi swoje uczucia i mnie obrazić! – stwierdził wreszcie chłopak, nie mogąc wyjść z zaskoczenia. Wyznanie Sebastiana było szokujące, ale mimo to Łukasz miał wrażenie, że uśmiech sam pcha mu się na usta.
– Taki już mój urok – roześmiał się łagodnie Sebastian.
Łukasz nagle wstał z fotela i przeniósł się na kanapę, siadając przy brunecie.
– Nie mam pojęcia, jak to dalej rozegrać – wyznał ciszej, przysuwając się niepewnie bliżej przyjaciela, opierając głowę na jego barku. Taki kontakt fizyczny nie peszył go już tak bardzo… Po tym, co robili wczoraj, nie krępował się zwykłym wykorzystaniem ramienia bruneta jako podpórki. – Ja nawet… Nawet nie jestem przekonany, czy jestem gejem, czy nie – westchnął.
– Nie jestem aż tak wymagający. Dla mnie możesz się deklarować jako bi, bylebyś nie obracał jakiejś laski na boku – odparł Sebastian. Sięgnął przy tym ramieniem wokół Łukasza, obejmując go.
– Ale ja nawet nie wiem, czy jestem bi, do cholery! – warknął w odpowiedzi chłopak. – Może dla ciebie to teraz zabawne, ale chyba nie chciałbyś być dla mnie jakimś pieprzonym eksperymentem, co? – prychnął.
– Słuchaj, każdy związek może się prędzej czy później rozpaść, nawet jeśli ludzie znają dobrze swoje preferencje – westchnął Sebastian spokojniej.
– Jasne – przytaknął Łukasz, wydychając głośno powietrze z płuc. – Ale tym razem mogłoby chodzić o coś innego. Skoro nie mogę stwierdzić czy jestem hetero, czy nie, to wiesz… Jakbyśmy byli ze sobą, a potem się rozeszli, to wcale nie musiałoby chodzić o jakąś kłótnię czy niezgodność charakterów, bo to da się przeżyć. „Nie byliśmy dla siebie stworzeni” i tego typu pierdu-pierdu. A tu? Chciałbyś, żebym za jakiś czas stwierdził: „Sorry, Seba, ale się wypisuję, bo jesteś naprawdę spoko, ale bardziej mnie kręcą cycki niż twój tyłek”. Jak mogę ci cokolwiek obiecać, skoro nawet nie mogę się dogadać z samym sobą? To jakbym… Nie wiem, traktował cię jak jakiś wskaźnik. A może wyjdzie, a może nie wyjdzie… Nie, żebym tak o tym myślał, ale… No nie czułbyś się wtedy dla mnie jak jakiś eksperyment naukowy? – Łukasz powiedział to niemalże na jednym tchu.
Sebastiana odrobinę zamurowała ta przemowa. To było… szczere. Nie bolesne, nie maślane, ale po prostu szczere. I brunet doszedł do wniosku, że ta szczerość bardzo przypadła mu do gustu. Łukasz myślał o tym, co się między nimi dzieje, a że sam nie był niczego pewien, wolał poznać zdanie Sebastiana. Bo z tym się chłopak musiał zgodzić – byłby dla przyjaciela czymś w rodzaju eksperymentu i zdawał sobie z tego sprawę, nawet jeśli Łukasz sam mówił, że nie chciał tego w ten sposób postrzegać. Pytanie, jakie nieświadomie zadał, było takie, czy Sebastian wyrazi na to zgodę. Czy jest w stanie podjąć ryzyko, żeby wiązać się z kimś, kto sam nie jest do końca przekonany, czego chce, czego potrzebuje i kim właściwie jest.
Na szczęście Sebastian znał już odpowiedź.
– Łuki, i tak już raczej nie wrócimy do tego, co było, nim wczoraj wylądowaliśmy w łóżku – zaczął Sebastian, obejmując dłonią policzek przyjaciela. Łukasz parsknął cicho śmiechem na określenie wydarzeń dnia poprzedniego. Zaiste, wylądowali w łóżku. Jakby nie patrzeć. – A skoro tak, to chyba nie mamy wyjścia, tylko spróbować coś z tym zrobić dalej, prawda?
– Dlaczego ty używasz logiki do wyjaśnienia rzeczy wiążących się z uczuciami? – oburzył się lekko Łukasz. – Cholerny umysł ścisły.
– A skąd! – zaprotestował brunet. – W głębi duszy jestem romantykiem! – oznajmił zaskakująco szczerze.
– Ta, a ja matematykiem – odgryzł się Łukasz.
I wtedy Sebastian go pocałował. Mocno, krótko, namiętnie i z zaskoczenia.
– Co to miało być? – sapnął chłopak, kiedy przyjemne uczucie odeszło do czasu przeszłego. Mimo to ich twarze wciąż znajdowały się nieprzyzwoicie blisko siebie i żaden nie spieszył się, by zmienić ten stan.
– Sposób na uciszenie ciebie? – zaproponował łagodnie Sebastian.
– Cholera, ty naprawdę tego wszystkiego chcesz… – wywnioskował zdumiony Łukasz, bębniąc palcami w kanapę z nerwów.
– Dobrze, że to wreszcie do ciebie dotarło – odparł Sebastian, wyjątkowo nie używając sarkazmu. – Chcę bardzo, piekielnie bardzo i ty nawet nie wiesz, jak długo już to trwa.
– Długo?
– Długo.
– Och.
– Yhym.
Łukasz ponownie ułożył głowę na barku przyjaciela. Przyjaciela? Chwila, coś się tu nie zgadzało.
– Czy to znaczy, że jesteś teraz moim… chłopakiem? – zapytał zdumiony brunet.
– Nom – przytaknął ponownie Sebastian.
– A co z tym aktem? – przypomniał sobie Łukasz.
– Jesteśmy razem od kilku sekund, a ty już chcesz mnie rozbierać? Jeśli ktoś kiedykolwiek stwierdzi, że jestem zboczony, to go wyśmieję, patrząc wprost na ciebie, dobrze? – stwierdził słodko Sebastian.
– Zginiesz w strasznych mękach – obiecał mu solennie brunet w odpowiedzi.
–Dobrze. – I wtedy Sebastian ponownie pocałował Łukasza, lecz tym razem chłopak od razu do niego przylgnął i jedną dłonią objął za kark.
– Na trzeźwo jest nawet lepiej. – Łukasz oddychał głęboko, kładąc głowę na ramieniu Sebastiana. Polubił to. Miał wygodne oparcie, blisko skóry swojego (od minuty!) chłopaka i owiewał go przyjemny zapach ciała bruneta. Wcale nie chciało mu się wychodzić.
Sebastian nie odpowiedział, tylko objął go ramieniem. Łukasz pierwszy raz w życiu znajdował się tak blisko kogoś, z kim nie łączyły go koneksje rodzinne. To było takie przyjemne. Ktoś był tylko jego.
– Nigdy nie byłem w żadnym związku – westchnął nagle Łukasz, nie zmieniając pozycji siedzenia i nie odrywając się od Sebastiana. – Nie mam pojęcia, jak to jest umawiać się na randki, spotykać się i w ogóle… być ze sobą. Jestem jakąś pieprzoną kaleką emocjonalną, albo po prostu mnie to wcześniej zupełnie nie kręciło. Nawet nie miałem bliższych przyjaciół, póki nie poznałem ciebie, wiesz? – wymamrotał. – Zawsze wolałem rysować niż udzielać się towarzysko, zawsze byłem taki trochę oderwany od tego wszystkiego. Nie wiem, czego ty oczekujesz, nie wiem, czy będę w stanie ci to dać. Nie chciałbym cię zranić, ale ja po prostu mnie mam pojęcia, jak się zachować, jak to ma wyglądać i… no po prostu nie wiem.
Nagle poczuł, że jakaś duża dłoń przeczesuje łagodnie jego włosy. Mimowolnie wystawił głowę w kierunku dotyku, ponieważ sprawiał mu po prostu przyjemność.
– Skoro nie wiesz, to ja ci powiem, bo to jest w tym wszystkim najlepsze – odezwał się po chwili Sebastian, opierając podbródek na głowie Łukasza, bo chłopak w międzyczasie zsunął się tak, że prawie na nim leżał. – Ten… związek… To, co stworzymy, będzie wyglądać dokładnie tak, jak my chcemy, bo to będzie tylko i wyłącznie między nami i innym wara od tego. Zgoda?
– Zgoda – przytaknął z ulgą Łukasz. Pod wpływem impulsu wysunął się z objęć Sebastiana, odwrócił głowę i go pocałował. W końcu od wczoraj zapamiętał jedno – całowanie się z Sebastianem było fajne i przyjemne, ot co.
– Która godzina? – zapytał się po chwili chłopak, przerywając łagodną ciszę, która między nimi nastała.
– Jeszcze z dziesięć minut możesz sobie na mnie poleżeć – odparł Sebastian, zerkając za siebie, żeby odczytać godzinę. Łukasz znów leżał tak, że opierał jedynie głowę na klatce piersiowej bruneta, a Sebastian lekko go obejmował.
Łukasz nie miał większych problemów z bliskością przyjaciela. Przecież już wcześniej Sebastian tarmosił mu włosy, chwytał za ramię, żeby gdzieś za sobą pociągnąć albo obejmował, żeby go pocieszyć. Teraz tylko pękła kolejna granica, a przekroczenie jej było niemalże tak naturalne, jak to, że dzieci uczą się chodzić. Łukasz już wcześniej znał zapach skóry Sebastiana, jej fakturę. Zmieniło się jedynie to, że wreszcie mógł się nią nacieszyć „legalnie”. Objąć, pocałować, dotknąć.
Nagle przyszła mu do głowy jeszcze jedna sprawa, która wymagała natychmiastowej rozmowy.
– Nie chciałbym póki co mówić o niczym moim rodzicom, dobrze? – zaczął, mając szczerą nadzieję, że Sebastian go zrozumie.
– Tak też myślałem – odparł jedynie brunet.
– Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe – dodał Łukasz niepewnie.
– Nie. Szczerze mówiąc podejrzewałem, że tak będzie – wyjaśnił Sebastian. – Ale… – zawahał się. – Jak to… – Zamachał niezgrabnie ręką wokół. – Jak to wszystko wypali, to im kiedyś powiesz, prawda? – upewnił się.
Łukasz zamilkł na moment, żeby po chwili ostrożnie stwierdzić:
– Tak. Jak to wypali to… przecież będą się musieli dowiedzieć, nie? – westchnął. Nawet nie chciał o tym myśleć w chwili obecnej. Taka rozmowa jawiła mu się niczym cholerna Rewolucja Francuska. Nie potrafił sobie tego wyobrazić. Czysta abstrakcja.
To działo się za szybko. Nie powinien myśleć o takich sprawach.
Należy się cieszyć, a nie zamartwiać. Po co wymyślać problemy na przyszłość?
Był z Sebastianem, a to zdecydowanie kwalifikuje się jako powód do radości. Należy więc skupić się na tym, co dobre, i pracować, żeby trwało to jak najdłużej.
Łukasz miał bowiem wrażenie, że chociaż zawsze dogadywali się świetnie, to ten związek wcale nie będzie łatwy. Czekało ich wiele walki, wiele wyrzeczeń i być może wiele kłótni. W końcu już na wstępie pojawiały się komplikacje w formie rodziców Łukasza, rodziny, szkoły…
Mimo to chłopak leżąc w objęciach Sebastiana miał to wszystko gdzieś. Właśnie rozwiązał największy swój problem ostatniego tygodnia. Nie zamierzał od razu wymyślać sobie trzech innych. Później się będzie tym wszystkim martwił. W chwili obecnej liczył się jedynie oddech Sebastiana tuż przy jego uchu i silna dłoń gładząca delikatnie jego ramię. Gdyby nie fakt, że musiał iść na autobus, leżałby tak przez wieczność…
Cholera! Autobus!
– Do diabła! Muszę lecieć! Spóźnię się! – Łukasz poderwał się jak szalony, kiedy zobaczył kątem oka godzinę na zegarku.
Sebastian poderwał się razem z nim.
– Ubieraj się, ja ci przyniosę z góry torbę! – zadecydował i kilkoma susami znalazł się u siebie w pokoju. To niesamowite, jak szybko można wykonać niektóre czynności, kiedy się człowiek spieszy.
Łukasz wskoczył w buty, wiążąc sznurówki tak niedbale jak nigdy i zgarnął bluzę z wieszaka. Sebastian dokładnie w tym momencie pojawił się i wręczył mu jego rzeczy.
– Leć. – Klepnął przyjaciela w ramię.
– Do jutra? – pożegnał się niepewnie Łukasz.
– Do jutra.
Chłopak już miał wychodzić, kiedy w ostatniej chwili cofnął się o krok, odwrócił i pocałował Sebastiana w usta. Na pożegnanie.
Brunet uśmiechnął się do niego szeroko i kiwnął głową łagodnie.
Łukasz odwzajemnił uśmiech i zniknął za drzwiami.
Już tak późno?! Będzie musiał nieźle zasuwać na ten autobus!
*

Kiedy dotarł do domu zorientował się, że emocje wcale nie wyparowały. Miał nadzieję, że choć trochę ochłonie, nim stawi czoła rodzicom, a jednak wciąż miał wrażenie, że na samą myśl o Sebastianie palą go policzki. Szczerze liczył na to, że rumieńce nie są widoczne. Miał raczej ciemną karnację, więc nawet jeśli faktycznie się czerwienił, nie powinno to być zauważalne – zwłaszcza, jeśli ktoś tego nie wypatruje.
Łukasz czuł się odrobinę dziwnie przed konfrontacją z rodzicami. Właściwie „konfrontacja” to złe słowo, bo oni o niczym nie wiedzieli i nawet nie mieli się dowiedzieć. Być może właśnie to sprawiało, że chłopak czuł się nieswojo. Jego życie wywróciło się o sto osiemdziesiąt stopni, a tak ważni ludzie w jego życiu nie będą mieli o tym nawet bladego pojęcia.
Łukasz czuł się jeszcze dziwniej, ponieważ miał wrażenie, że nie ma z tego powodu jakiś wielce uciążliwych wyrzutów sumienia. Czy powinien? Przecież od tej chwili zdecydował się prosto w oczy kłamać swoim rodzicom. Prawdopodobnie sumienie nie dawałoby przeciętnemu człowiekowi spokoju. Łukasz jednak wzruszał ramionami. W końcu to wcale nie było tak, że będzie ich okłamywał w nieskończoność. Jeśli ta rzecz z Sebastianem wypali, powie im prędzej lub później, a jeśli nie wypali, to przecież o wiele lepiej, jeśli nigdy by się o tym nie dowiedzieli. Nie warto narażać ich na zawały serca, depresję, lamenty, że wnuków nie będzie, jeśli Łukasz nawet nie wiedział, czy aby na pewno.
Perspektywa rozmowy z rodzicami przerażała go nawet, jeśli rozważał ją w dalszej przyszłości, jednak ze zdumieniem stwierdził, że gdzieś głęboko we wnętrzu ma nadzieję, że pewnego dnia nadejdzie taka konieczność. Że on i Sebastian naprawdę stworzą coś trwałego i kiedyś stwierdzą, że tak, to już najwyższy czas i należy im powiedzieć i koniec.
Strach strachem, ale chłopak bardziej rozważał to w kontekście „co się stanie, jak im powiem” niż „mam nadzieję, że nigdy nie będę musiał tego robić”. Jakby związek z Sebastianem stanowił jego plan A, bo planu B wolał nawet nie ustalać – tak bardzo chciał, żeby wszystko się udało.
Być może za wiele o tym wszystkim myślał…

– Nareszcie jesteś! – powitała go mama od progu. – Co ty, zamieszkałeś już u tego Sebastiana? – westchnęła kobieta, kręcąc głową. – Wchodź prędko, zrobiłam ci śniadanie.
Łukaszowi zrobiło się piekielnie głupio, kiedy usłyszał ostatnie słowa.
– Ja… ja już zjadłem – wymamrotał. Niezręczna sytuacja.
– No pięknie – westchnęła kobieta. – Masz szczęście, że twój tata jeszcze nie jadł, bo na pewno nie pogardzi i twoją porcją – odparła. Łukasz odetchnął z ulgą, że tak prędko znalazła wyjście. Nie chciał, żeby była rozczarowana, czy coś…
A czy byłaby rozczarowana, gdyby wiedziała, że jej syn ma chłopaka?
Za dużo myślał.
Grunt, że on sam nie był rozczarowany… Może był wręcz oczarowany tym właśnie faktem.

– Dlaczego ty tak często do niego chodzisz, co? – zagadnęła Urszula, mierząc swojego jedynaka przeszywającym spojrzeniem,
– To mój kumpel mamo. Mamy wiele wspólnych tematów – odparł. Kłamstwo numer jeden. Powinien to jakoś zaznaczyć w kalendarzu?
– Ale dlaczego zawsze ty do niego, a nie na odwrót? – męczyła go dalej kobieta. Łukasz nawet się temu zbytnio nie dziwił. Miał wrażenie, że się o niego martwiła. Dobrze z resztą, że tylko o to jej chodziło.
– Mamy do niego bliżej ze szkoły – wyjaśnił. To nawet nie było kłamstwem.
– Dobra dobra, kilka przystanków w tą czy w tą nikogo nie zbawi. – Urszula machnęła ręką zbywająco. – Weź go tu zaproś raz czy dwa. Niech go lepiej poznam.
Chłopak niemalże wybuchnął nerwowym śmiechem. Ledwo zaczęli ze sobą chodzić, a mama już chce zapraszać Sebastiana na rodzicielską rozmowę – i nawet nie zdawała sobie z tego sprawy! To się chyba nazywa „kobieca intuicja”. Ciekawe jak często używają jej, nie mając o tym pojęcia?
– Już go poznałaś – przypomniał jej chłopak.
– Kiedy? Nie pamiętam.
– Na początku roku pomógł mi z matmą – wyjaśnił Łukasz. Jego zdaniem to był bardzo dobry początek, przynajmniej z punktu widzenia mamy.
– Ach, to ten…ciemny taki? Duży? – przypomniała sobie Urszula.
Łukasz roześmiał się.
– Tak mamo. – Sebastian faktycznie miał ciemne włosy, niemalże czarne. Za to wcale nie był taki duży. Może o centymetr wyższy od niego. Chociaż jego mama pewnie tak na to nie patrzyła. Sebastian był duży względem niej, a Łukasz przecież był jej dzieckiem, więc nieważne jak bardzo by ją przewyższał wzrostem, i tak patrzyła na niego jak na szkraba. Niemalże dorosłego, chodzącego do liceum, ale i tak szkraba.
Łukasz nagle uświadomił sobie, jak bardzo różniła się sytuacja między nim i matką Sebastiana. On znał Dorotę już całkiem nieźle, ona jego też – przecież nawet kazała mu do siebie mówić po imieniu! No i była młodsza od mamy Łukasza. I z pewnością o wiele bardziej… liberalna. Stosunki między Dorotą i Sebastianem tylko w połowie przypominały więzi matki z dzieckiem, bo w drugiej połowie przypominały przyjaźń. Ona wiedziała, kim był i z kim się wiązał Sebastian. Rozmawiali, śmiali się razem, droczyli się.
Łukasz nigdy tak nie miał w domu. Kochał swoich rodziców i oni kochali jego, jednak to nigdy nie zakrawało na przyjaźń. Dla niego rodzice byli… rodzicami. Wolał nawet nie myśleć o dzieleniu się z nimi swoimi wątpliwościami natury seksualnej. Brr! Nawet myślenie o czymś takim go bolało!
Sebastian był dla rodziców Łukasza obcą osobą. Z pewnością przyjmą go życzliwie, jednak nie znali go.
To… na pewno nie będzie łatwe dla żadnego z nich.

– Naprawdę powinieneś go tutaj przyprowadzić – uznała ponownie Urszula. – Wolałabym wiedzieć, z kim spędzasz ostatnio aż tyle czasu. – Kobieta uśmiechnęła się łagodnie do syna. – Rozumiesz mnie, prawda?
– Jasne, mamo – odparł Łukasz szczerze. – Postaram się go tutaj jakoś ściągnąć – zaśmiał się chłopak.
– To ustalone. – Urszula podniosła się z siedzenia i poszła na chwilę do kuchni, żeby zaraz krzyknąć do syna: – Hej! Chcesz trochę wody po ogórkach kiszonych?!
– Mamo, czy ty mnie podejrzewasz o picie alkoholu? – Łukasz wychylił się zza drzwi do kuchni.
– Ależ skąd, dziecko – odparła tłumiąc śmiech. – Jak świat światem, nikt nigdy nie pił alkoholu na czyiś osiemnastych urodzinach. Nawet bym nie pomyślała, że mógłbyś!
Jak świat światem, wszyscy w rodzinie Maleńczuków wiedzieli, że najlepszym sposobem na kaca jest właśnie woda po ogórkach.
– To chcesz czy nie? – spytała ponownie z przekornym uśmiechem.
– Poproszę – westchnął przegrany Łukasz. Jego mały kacyk już prawie minął, jednak „prawie” robi wielką różnicę.

Kiedy wreszcie znalazł się w zaciszu własnego pokoju, uświadomił sobie, że właśnie zakończył się pewien etap jego życia. Być może zakończył się już w momencie, kiedy on i Sebastian zostali przyjaciółmi, jednak teraz widział to o wiele wyraźniej.
Koniec z miłą samotnością, z zaszywaniem się z pokoju, kiedy tylko chciał mieć gdzieś cały świat. Zaczynał się okres kłamstw, uciekania przed czujnymi oczami innych ludzi, wymyślania wymówek, całowania się w ukryciu, długich rozmów, intymnego dotyku i dzielenia całego swojego życia z kimś innym.
Nie wszystko brzmiało dobrze. Na pewno mnóstwo ludzi nie chciałoby się na coś takiego zdecydować, jednak… Łukasz do nich nie należał. Wprost przeciwnie – rozpierała go energia i ekscytacja, czuł legendarne motyle w brzuchu i na samo wspomnienie ust Sebastiana przez jego ciało przepływała fala gorąca. Jakby skóra tylko czekała na kolejny raz, kiedy będzie mógł się przytulić do swojego chłopaka, przesunąć dłońmi po jego plecach, otrzeć policzkiem o policzek i nosem o nos.
Do diabła! Był siedemnastolatkiem! Ciało chłopaka w takim wieku potrzebowało dotyku!
I psychika zresztą też.

Wreszcie zrozumiał, dlaczego rysowanie aktu Anety przeszło tak bez bólowo. Zrozumiał również, że z aktem Sebastiana z pewnością nie będzie tak łatwo. Robiło mu się gorąco na samą myśl!
Jakoś sobie poradzi. Może uda mu się skupić na rysowaniu. Rysowaniu całego ciała Sebastiana, kreska po kresce. Całego ciała…
Cholera! Musiał zająć czymś innym myśli. Natychmiast. Inaczej skończy się to wszystko krępującą plamą na pościeli, czego zdecydowanie wolałby uniknąć.

Szkicownik. Tak. To doskonały odciągacz myśli. I Łukasz nawet wiedział, co chciałby narysować. Otworzył swój pamiętnik i przekartkował szybko, żeby znaleźć pierwszą z czystych stron. Zdecydowanie powinien w nim umieścić ostatnie wydarzenia. Były przecież dla niego bardzo ważne. Ważniejsze niż wszystko inne, co się znajdowało w tym zeszycie.
Nim pociągnął pierwszą kreskę, zawahał się. Czy na pewno powinien to rysować? Jeśli ktoś to zobaczy… Nie będzie odwrotu. Powinien tak narażać swoją małą tajemnicę?
Z drugiej strony i tak w jego pamiętniku znajdowało się o wiele za dużo szkiców przedstawiających Sebastiana. Każdy, kto by to przejrzał, i tak zacząłby coś podejrzewać.
No i to jest jego pamiętnik. Należało zakładać, że nikt nigdy się do niego nie dostanie. Łukasz nie był głupi, zdawał sobie sprawę, że rysowanie swojego pocałunku z Sebastianem stwarzało niepotrzebne ryzyko. Mimo to chciał tego. Potrzebował tego. I zamierzał to zrobić, bo musiał jakoś wyrzucić z siebie nadmiar uczuć.
A przecież… Przecież kiedy już narysuje, to nie odważy się spalić tej kartki, lub podrzeć i wyrzucić. To pamiątka. Ten szkic będzie czymś, co ma mu przypominać o Sebastianie, nawet jeśli kiedyś się rozejdą i Łukasz znajdzie sobie kogoś innego. Przecież to wciąż będzie jego życie. Związek z Sebastianem – czy wypali, czy nie – Łukasz chciał wszystko pamiętać.
I nigdy, przenigdy, nie zamierzał się tego wypierać.

KONIEC TOMU PIERWSZEGO










Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum