The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 25 2024 13:51:24   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Tajemnica jeziora
Wiatr wiał od południa. Niósł ze sobą zapach kwiatów i świeżo skoszonej trawy. Owionął smukłą postać siedzącą nad brzegiem zielonego jeziora. Drobne zmarszczki mąciły gładką jak lustro taflę wody zniekształcając oblicze młodego chłopaka. Szare oczy intensywnie wpatrywały się w wodę. Młodzieniec przymknął powieki. Nieposłuszne łzy spłynęły na policzki i skapnęły do jeziora. Całą postacią wstrząsnął szloch. Zaciekawione ptaki siadły na niższych gałęziach. Przekrzywiały łebki i przypatrywały się temu dziwacznemu stworzeniu. Rozległ się trzask łamanej gałązki i szelest liści. Ptaszki świergocąc wzleciały do góry. Zza krzaków tarniny wyjrzała kudłata głowa. W postrzępionych uszach tkwiły młode liście. Żywe oczy spojrzały na swego pana. Chłopak uśmiechnął się przez łzy. Wyciągnął ręce.
- Chodź Faflik... Co tam robiłeś?- Pogładził psa po głowie. - Nie chcę już żyć... To bez sensu! Dlaczego ojciec nawet nie próbuje zrozumieć? "Gdybym uganiał się za chłopakami, nie byłoby cię na świecie!" Albo, " Mam cię zaprowadzić do lekarza? Da ci coś i może się wyleczysz." Nienawidzę go! Jest taki sam jak inny... Co ja mogę na to poradzić? Ale nikt nie potrafi tego zrozumieć. Myślałem, że Kamil mnie zabije, jak powiedziałem, że mi się podoba...
Falflik polizał go po twarzy. Wiatr rozczesał jego białe kudły. Młodzieniec rozejrzał się.
- Pięknie tu...
Zielone liście olszyny schylały się ku wodzie i odbijały w tafli. Błękitne i purpurowe kwiaty wychylały się nieśmiało zza wysokich traw. Zdziwiła go panująca tu cisza. Było straszliwie gorąco i tłumy ludzi powinny się tu zjawić, by zaznać ochłody w zielonym jeziorze. Ale nie widział nikogo, kto szedłby leśną drogą.

Stojąca na drugim brzegu postać przechyliła głowę. Biało- zielone włosy spływały aż do pośladków. Szmaragdowe oczy przyglądały się siedzącemu na trawie młodzieńcowi. Siedział na brzegu, sfrustrowany, smutny i zły na cały świat... I jak wielu przed nim znalazł ścieżkę pomiędzy drzewami. Był śliczny... Miał czarne włosy i ciemną cerę. Postać zawahała się. Jeszcze nigdy nie spotkała kogoś takiego. Niebacznie nastąpiła na suchą gałązkę.

Faflik stanął na wystającym korzeniu. Wilgotny nos łapał wiatr. Wargi uniosły się do góry odsłaniając białe kły. Z piersi wydobył się głuchy warkot. Sierść uniosła się na grzbiecie. Obserwator pomachał do psa. Uśmiechnął się złośliwie i skoczył do wody. Nie wzburzył jej ani na chwilę. Ani jedna fala nie dała znaku, że coś uderzyło o jej taflę. Owczarek szczeknął ostro i rzucił się za postacią. Młodzieniec spojrzał na niego ze zdziwieniem.
- Faflik, ty matołku! Wracaj! Słyszysz?
Pies był już 30 metrów od brzegu. Coś plusnęło koło niego i zielony liść oplątał się wokół jego szyi. Chłopak widział, jak jego przyjaciel tonie. Zrzucił buty i skoczył mu na ratunek. Woda była zimna... Czuł, jak coś muska jego nogi. Zielona fala, która pojawiła się niewiadomo skąd uniosła go i przykryła. Tymczasem ktoś biegł ścieżką. Jasne włosy trzepotały na wietrze. Szmaragdowe oczy szukał wzrokiem tonących. Mężczyzna bez namysłu skoczył do wody, bez żadnego pluśnięcia. Po chwili cała trójka legła na brzegu oddychając ciężko. Faflik poruszył się. Podniósł głowę i od razu wyszczerzył kły. Wybawca nie zwrócił na niego najmniejszej uwagi. Wpatrywał się w chłopaka. Na ustach błąkał się uśmiech. Wyciągnął rękę i dotknął dłoni młodzieńca.
- Kim jesteś? - Szepnął chłopak. - I skąd wiedziałeś, że potrzebujemy pomocy?
- Nazywam się Kamiro... Słyszałem was z daleka.
- Ja jestem Weden. A mój pies...
- Ma na imię Faflik. Słyszałem. Co tu robisz? Nikt nie przychodzi nad to jezioro.
- Nic... Musiałem trochę odpocząć. Dlaczego nikt tu nie przychodzi?
Kamiro przyjrzał się mu z uwagą. Czarne włosy gładził pachnący wiatr. Szare oczy spoglądały ze smutkiem w toń jeziora. Miał ochotę pogładzić lśniący wilgocią policzek. Zielony liść spoczął na jego dłoni. Spuścił oczy.
- Wielu ludzi tu utonęło. W niewyjaśnionych okolicznościach. Wychodzili z domów, większość po kłótniach z najbliższymi. Siadali tutaj i już nie wracali... Znajdowano tylko ich ciała. W większości byli to młodzi mężczyźni...
- Naprawdę? - Oczy Wedena rozszerzyły się ze strachu.
- Tak, ale nie przejmuj się. Od lat nic takiego się nie zdarzyło. Wybacz, nie chciałem cię przestraszyć...
- Nie przestraszyłeś mnie... Ale, może chodźmy stąd?
- Podoba ci się tu...
- Tak.
- No to zostań t. Mówię ci, że od lat nic złego się tu nie stało. Masz jakiś problem... - To nie było pytanie, tylko stwierdzenie faktu. - Opowiedz mi o tym...
Weden przywołał psa do siebie. Pogładził wilgotną sierść. Spojrzał prosto w szmaragdowe oczy. Łagodny uśmiech nieznajomego wzbudził w nim zaufanie. Oparł głowę na splecionych dłoniach i zanurzył się w głębię jego spojrzenia. Postanowił wyjawić mu swoją tajemnicę. Faflik w dalszym ciągu jeżył sierść, ale chłopak nie zwracał na niego uwagi. Wpatrując się w jasną twarz Kamira pomału odsłaniał siebie.
Mężczyzna słuchał go spokojnie. Nie przerywał i czekał, aż chłopak skończy mówić. Słyszał już niejedną taką historię. Ale żaden z nich nie był taki śliczny... Ani bezbronny.
- Rozumiem cię.- Szepnął- Bardzo dobrze znam to uczucie. Ja również, nigdy nie byłem rozumiany przez innych... Lubisz pływać?
- Tak, ale wiesz, jakoś nie mam ochoty wchodzić do wody...
Kamir parsknął śmiechem. Stanął na nogi i złapał Wedena w pasie.
- Rozbieraj się, albo cię wrzucę w ubraniu. - Szepnął mu do ucha.
Faflik zaczął szczekać. Błysnęły kły i rozległ się trzask rozdzieranego materiału. Mężczyzna spojrzał na psa. Chłopak wyswobodził się z jego uścisku i uspokoił swojego przyjaciela. Potem odwrócił się i uśmiechnął z zakłopotaniem.
- Wiesz... Jeszcze nigdy nikt obcy mnie tak nie dotykał...
- Zawsze musi być ten pierwszy raz. A teraz zdejmuj te mokre ciuchy i skaczemy do wody.
Sam zdjął wilgotne ubrania. Weden spojrzał z zachwytem na jasne, smukłe ciało. Mężczyzna ponaglił go. Pokonując wewnętrzny opór zaczął ściągać spodnie. Kamir przyglądał mu się z uśmiechem. Pies szczekał zajadle tańcząc dookoła nich. Wiatr strącił kilka liści i poruszył zielonym dywanem. Młodzieniec staną na piaszczystym brzegu i z wahaniem spojrzał w lśniącą toń.
- Wejdziesz sam, czy mam ci pomóc? - Zaśmiał się zielonooki. - Jak chcesz!
Podszedł do niego i podniósł bez najmniejszego wysiłku. Przeszedł kilka kroków i z syknięciem wypuścił z objęć.

Woda okazała się cieplejsza, niż Weden przypuszczał. Nie wydawała się też przerażająca. Zwłaszcza, że tuż przy nim parskając i uśmiechając się szelmowsko pływał jasnowłosy. Jego obecność wszystkiemu nadawała nowy, lepszy smak. Wiatr pachniał bardziej słodko, rośliny nabierały soczystszych barw, a jego własne ciało wydawało mu się piękniejsze. Kamir zanurkował. Nie wyłaniał się przez dłuższy czas, aż chłopak zaczął się niepokoić. I nagle tuż przed jego nosem wyłoniła się zielona głowa... Mężczyzna roześmiał się radośnie. Weden dysząc ciężko spojrzał na niego z wyrzutem.
- Nie rób tak! Myślałem, że się utopiłeś!
Kamir uśmiechnął się łagodnie. Wykonał dwa ruchy rękami i znalazł się za swoim towarzyszem. Złapał go za kostkę i zanurkował ciągnąc go w dół.

Faflik krążył po plaży na przemian warcząc i jeżąc sierść. Nie podobał mu się ten nieznajomy. Czuł od niego dziwny zapach...

Weden wynurzył się z trudem łapiąc oddech. Szybko płyną do brzegu. Miał serdecznie dość tej zabawy. Kamir podążał za nim. Sunął jakimś dziwacznym stylem. Niemal nie robił fal, a poruszał się szybciej, niż jakikolwiek znany chłopcu pływak. Zdawał się ślizgać, nie zważając na opór, jaki stawiała woda. Oczy błyszczały niezwykłym blaskiem, a na twarzy malował się czarujący uśmiech. Młodzieniec usiadł ciężko na piasku. Nie zwrócił uwagi na swojego towarzysza.
- Co się stało? Znudziła ci się zabawa?
- Wiesz, omal mnie nie utopiłeś... Jeżeli zjawiałeś się za każdym razem, kiedy ktoś tu przychodził, to już rozumiem, czemu było tyle ofiar...
Mężczyzna wstrzymał oddech. Prawie by się wydało. Spojrzał na chłopca. Tak w zasadzie, to powinien już być martwy... Ale jakoś nie mógł się zdobyć na zabicie go. Za bardzo pociągały go te niewinne szare oczy. Nie wiedział, co się z nim dzieje. Podsuną się bliżej i objął Wedena. Położył mu głowę na ramieniu. Jego towarzysz zesztywniał. Skulił się i starał odsunąć. Nie pozwolił mu na to.
- Przepraszam. Nie pomyślałem o tym, że nie umiesz wytrzymać pod wodą tyle, co ja. - Pocałował go w policzek. - Przeprosiny przyjęte?
- Przestań! - Chłopiec wyrwał się z jego uścisku. Przez chwilę zaciskał gniewnie usta, ale spojrzał w uśmiechnięte zielone oczy i złagodniał. - Tak... - Powiedział niechętnie. - Przyjęte.
Spojrzał na ścieżkę.
- Muszę już iść. - Szepnął z żalem.
- Spotkajmy się tu jutro... Po południu, zgoda?
Weden obejrzał się. Kamir leżał na piasku i prężąc swoje smukłe ciało uśmiechał się szelmowsko. Jasne włosy spływały po karku aż na piasek.
- Dobrze. - Wciąż obserwując nieznajomego ubrał się i zawołał Faflika. Idąc prawie tyłem wkroczył na ścieżkę i odwracając się popędził w stronę domów.

Mężczyzna westchnął. Cicho podszedł do wielkiej olchy i przytulił się do jej pnia. Zielone oczy powoli zaczęły tracić ludzkie cechy. Poziome źrenice lustrowały ślady, jakie zostawił jego niedawny towarzysz. Chłodna dłoń musnęła piasek. Woda wzburzyła się. Fale nadchodzące z nikąd oczyściły plażę ze wspomnienia. Ptaki ucichły. Wodnik wziął rozbieg i skoczył. Kilka okoni wyprysnęło w różnych kierunkach. Jutro będzie już martwy...

Popołudniowe słońce wdzierało się na cienistą polankę. Chłodna woda lśniła poruszana skrzydłem ważki. Kamir siedział oparty o pień drzewa. Obserwował wirujące owady. Zielone cienie drżały na jego twarzy. Panowała niezwykła cisza. Usłyszał wyraźnie miękkie kroki na piaszczystej drożynce. Odwrócił głowę. Człowiek stał obok wielkiego kamienia. Spływające aż do barków włosy i opadająca na twarz grzywka nie pozwoliły mu dostrzec wyrazu jego twarzy. Ale poczuł, że jego znajomy jest zdenerwowany i smutny. Nie wiedział, dlaczego jest tego pewien. Podniósł się i podszedł do niego. Położył mu dłoń na ramieniu. Ujął za podbródek i zajrzał w lśniące od łez szare oczy. Ciałem młodzieńca wstrząsnęła fala szlochu. Kamir odgarną jego grzywkę.
- Co się stało malutki? - Szepną łagodnie.- Chodź. - Posadził go na trawie tuż obok siebie. - Zdradź mi, co się stało... Może ci pomogę?
Weden pokręcił głową. Wtulił twarz w ramię mężczyzny. Drżał.
- Nie możesz... - Szepnął łamiącym się głosem. - Nikt nie może... Faflik nie żyje... Ojciec kazał go uśpić, bo prawie go ugryzł... - Łzy popłynęły po policzkach.
Zielonooki przyciągnął go do siebie. Gładził po plecach i szeptał łagodnie. Chłopak uspokajał się. Czuł się niepewnie i niezręcznie w uścisku obcego mężczyzny, ale tym razem nie próbował się oswobodzić. Siedzieli obok siebie patrząc na wodę. Ciepły wiatr muskał rozpalone czoło Wedena. Śpiew ptaków działał kojąco. Kamir gładził go po plecach. Pozwolił mu oprzeć głowę o swoje ramię. Nawet nie zauważył, kiedy jego towarzysz zasnął. Spojrzał z czułością na ciemne policzki lśniące wilgocią. Połaskotał go w ucho. Człowiek westchnął głęboko i mocniej wtulił się w niego. Wodnik opuścił głowę. Nie zabije go... Ta myśl tylko przez chwilę zawitała w jego głowie, ale gdy tylko ujrzał jego bezradność i bezbronność, zrozumiał, że nie mógłby. Oparł się wygodniej i również zasnął.

Weden obudził się. Leżał na trawie przykryty jedwabistym, zielonym pledem. Niebo nad nim skrzyło się srebrnymi gwiazdami. Młodzieniec otworzył szerzej oczy. Szarpnął się i uniósł podpierając na łokciu. W półmroku majaczyła jasna sylwetka Kamira. Mężczyzna odwrócił głowę i spojrzał na niego z uśmiechem.
- Gdzie jestem?
- Troszkę dalej od plaży.
- Dlaczego mnie nie obudziłeś? Powinienem już być w domu! Ojciec znowu zrobi awanturę...
- Nie przejmuj się. Wiem, co robię... nie chcę, żebyś mi tak szybko uciekł. - Siadł przy nim i zajrzał w oczy. Palce zacisnęły się na ciemnej dłoni. - Wybacz mi wczorajszy wypadek...
- Mówiłem ci już... Wybaczyłem ci... To było przez przypadek...
"Wcale nie..." Wodnik przysunął się bliżej. Weden był od niego sporo mniejszy... I młodszy.
- Ile masz lat?
- Dziewiętnaście, a ty?
Mężczyzna zawahał się. Zmarszczył brwi i spojrzał w gwiazdy.
- Dwadzieścia trzy. - Odparł w końcu.- Przestań teraz zadawać tyle pytań i nie bój się mnie tak... Przecież nie gryzę.
Chłopak uśmiechnął się z zakłopotaniem. Miał ogromną chęć przylgnąć do ciepłego ciała jasnowłosego i zatracić się w głębi jego wspomnienia, ale nie wiedział jak zacząć. Zielonooki przyglądał mu się z rozbawieniem. Wiedział, jaką walkę toczy sam ze sobą, ale nie zamierzał mu w żaden sposób pomóc. I tak ośmielił go trochę. Jeżeli sam przyjdzie, będzie jego już na zawsze. Usadowił się wygodnie. Weden przemógł się w końcu. Zrzucił pled i przysunął się do Kamira. Ten odwrócił głowę i uśmiechnął się zachęcająco.

- Weź pled. - Polecił. - Robi się chłodno.
Objął go ramieniem. Przez chwilę siedzieli w milczeniu, wsłuchani w szept wiatru. Srebrne światło gwiazd zalało jezioro widmowym poblaskiem.
- Co powiesz mój malutki? - Szepnął wodnik- Nie jest ci zimno?
- Trochę.
Mężczyzna uśmiechnął się lekko. Wziął pled i owiną nim ciasno swojego towarzysza. Położył go na boku i sam ułożył się wygodnie na trawie. Patrzył mu prosto w oczy, a w jego zielonym spojrzeniu igrały łobuzerskie iskierki. Dłoń błądziła po szyi i twarzy młodszego łaskocząc go leciutko. Chłodny palec musnął pełne wargi.
- Kamir... Przestań... - Nie dokończył, gdyż jasnowłosy zamknął mu usta łagodnym pocałunkiem. Otworzył szerzej oczy. Usiłował uwolnić ręce. Wodnik odsunął się. Twarz jaśniała wewnętrznym blaskiem.
- Jesteś słodki... I pachniesz jak malina...
Weden nie mógł wydusić z siebie słowa. Źrenice rozszerzyły się ze zdumienia i zaskoczenia. Oddychał szybko w dalszym ciągu wyplątując się z zielonej materii. W końcu wyciągnął ręce i usiadł gwałtownie. Wpatrywał się w towarzysza, jakby ten zamienił się w istotę z innej planety. W szarych oczach odbijało się lśnienie gwiazd.
- Nie podobało ci się?- Zamruczał mężczyzna zbliżając się do niego.
- Nie całuj mnie bez mojej zgody! Znam cię od wczoraj i nie chcę tego jeszcze!
- Chcesz... Wierz mi.
- Może... - Chłopak odsunął trochę dalej.
- No, nie uciekaj mi... I tak cię złapię!- Roześmiał się. - Chodź... Proszę... - Spojrzał na niego prosząco.
Młodzieniec nie mógł oprzeć się lśniącym iskierkom i złożonym rytmom drgającym w jego głosie. Westchnął cichutko i podszedł do swojego towarzysza. Kamir wstał. Spojrzał na niego z góry i uśmiechnął się triumfująco. Jeszcze jeden, może dwa dni... Przyjrzał się dokładnie trójkątnej twarzy. Chłód serca wodnego demona ustępował uczuciom. Fakt, że chłopak jeszcze żył, świadczył jak bardzo był niezwykły.
- Jesteś bardzo wysoki... - Szepnął Weden - Czuję się przy tobie jak dziecko!
- To dobrze... Masz może brata?
- Nie... Ale zawsze chciałem mieć.- Zamyślił się.
Tym razem nie poczuł niechęci, gdy jasnowłosy położył mu dłonie na ramionach. Podniósł głowę i musnął dłonią aksamitną skórę. Wydawała się lekko wilgotna i śliska. Poczuł dziwny zapach. Wciągnął głęboko powietrze. Woń unosiła się dookoła nich i przyprawiała o zawrót głowy. Poczuł jak nogi się pod nim uginają. Pociemniało mu w oczach. Mężczyzna przytrzymał go i z lękiem spojrzał w zachodzące mgłą oczy.
- Co się dzieje malutki? Źle się czujesz?
- Ten zapach... Co to jest?...
Wodnik podniósł omdlewającego towarzysza. Co on mógł czuć? Rozejrzał się. W świetle gwiazd jarzyły się zielone kwiatuszki. Lśniące płatki rozchylały się pod dotykiem wiatru. Oczywiście... On tego nie poczuł, ale dla człowieka zapach tej rośliny mógł być niebezpieczny. Owinął go pledem i szybkim krokiem opuścił polanę. Z oczu płynęły łzy. Dlaczego jego świat tak uparł się, by pozbawić go możliwości pokochania tej bezbronnej istoty? Postanowił już, że nic złego mu się nie stanie. Zrozumiał, że tak czuje zakochany. Włosy przybrały odcień zieleni. Dłonie zwilgotniały i wydłużyły się. Ale oczy pozostały wciąż ludzkie. Znalazł odpowiednie miejsce. Oddalone od brzegu jeziora, porośnięte bujną trawą. Korzenie potężnego buka tworzyły przyjemne miejsce do odpoczynku. Jasnowłosy odetchnął głęboko. Pochylił się nad pobladłym człowiekiem i pocałował go. Powieki Wedena drgnęły. Z piersi wydarł się głuchy jęk i załzawione oczy spojrzały w twarz Kamira.
- Co to było?
- Gaz. - odparł tamten krótko.
- Uratowałeś mnie! Dziękuję... Jeszcze nigdy nie czułem się przy nikim tak, jak przy tobie.
Wtulił twarz w jasne włosy. Chłonął bliskość i ciepło swojego towarzysza. Siedzieli spleceni ze sobą, wpatrzeni w swoje twarze i wiedzieli, że należą do siebie.

Ojciec jak zwykle zrobił awanturę. Chłopak wciąż miał przed oczami jego czerwoną gębę i nabiegłe krwią oczy. Pamiętał każdą głoskę wywrzeszczaną mu prosto w twarz. Wyciągnięte ręce i szloch matki. Zacisnął pięści. Stary głupiec! Postanowił stracić kilkaset dolarów, ale skróć wyjazd! Jeszcze tylko trzy dni zostały mu do nacieszenia się swoim przyjacielem!

Kamir czekał na niego. Wysłuchał spokojnie całej historii i pokiwał ze znużeniem głową. Tak... To musiało się stać. Ale nie pozwoli, żeby zburzyło jego szczęście. Przygarnął chłopaka do siebie. Pocałował lekko i szepnął.
- Masz zamiar być grzecznym chłopczykiem?
- Nie mogę zostać dłużej...
- Ale możesz pobyć ze mną przez te trzy dni i nie przejmować się problemami...
Weden spojrzał na niego ciepło. Może... Oczywiście, że może. Roześmiał się i rzucił na jasnowłosego. Poturlali się po trawie.

Mężczyzna siedział na trawie przygważdżając młodszego do ziemi. Długie włosy muskały delikatnie jego szyję i twarz. Zielone oczy lśniły lubieżnymi iskierkami. Młodzieniec bezskutecznie usiłował uwolnić się z jego uścisku.
- Kamirze! Puść mnie! Wiesz dobrze, że nie mam z tobą szans!
- Tak, wiem... I dlatego nie mam najmniejszego zamiaru cię puścić. Lubię, jak się złościsz.
- Ale mamy jeszcze tylko godzinę...
- Mamy aż godzinę.
- Z twojego punktu widzenia! Proszę...
Nie dokończył. Jasnowłosy pochylił się i pocałował go nie pozwalając dojść mu do słowa.
- Obiecałeś... - Szepnął Weden.
- Dobrze... Dla ciebie malutki, wszystko.
Chłopak podniósł się. Czarna, potargana grzywa opadała na oczy. Wiatr powiał mocniej kołysząc gałęziami drzew. Szary ptak rozpoczął swą pieśń. Szelesty i świergoty wznosiły się i opadały. Kamir przymknął oczy.
- Kocham to miejsce... - Oświadczył człowiek.- Tak samo jak kocham ciebie...- Dokończył szeptem.
- Wiem. - Wodnik uśmiechnął się smutno. - Ja też cię kocham.
- Wrócę tu... Jak ojciec wyjedzie w delegację, namówię matkę, żebyśmy tu ponownie przyjechali.
- To jest nam przeznaczone. Nie mów nic.
Język musnął słodkie, malinowe wargi. Muskularne ramiona otoczyły śniade ciało i przyciągnęły do siebie. Fale pojawiające się z nikąd uderzyły o brzeg i obmyły złączone postacie.

Weden ubierał się szybko. Oczy lśniły wilgocią. Wodnik podszedł do niego. Uniósł jego głowę i otarł spływające po policzkach łzy.
- Nie płacz malutki... Przecież wiesz...
- Tak, ale...
- Nie ma ale. Jesteś ty i ja jestem. Nic innego. Dobrze?
- Tak...
Musnął nosem usta przyjaciela. Był straszliwie smutny. Mężczyzna patrzył na niego z bólem. Nagle rozpromienił się.
- Mam coś dla ciebie.
Chłopak podniósł oczy. Kamir gwizdnął cicho. Z zarośli wyszedł szczupły, długonogi pies. Jasne futro miało identyczny odcień, jak włosy wodnika. Ogromne wesołe oczy wpatrywały się w nich z radością.
- Ma na imię Limaer. Przypilnuje cię, żebyś nie odważył się czuć samotny.
- Kamirze...
- Nie mów nic. Idź! No idź, bo twój ojciec znowu się wścieknie! - Powiedział ostro.
- Do zobaczenia!
- Uhm... - Wymruczał.
Weden zniknął za drzewami. Limaer pomknął za nim. Wodnik patrzył za nimi. Nie przybrał swojej zwykłej postaci. Wiedział, że w tym jeziorze już nikt nie utonie. Czasem szczęśliwe serce może zmienić naprawdę wiele. Pogładził wygniecioną trawę tuż koło siebie. Dopiero teraz z oczu spłynęły dwie lśniące łzy.
- Do zobaczenia mój malutki...- Wyszeptał.
Jezioro wzburzyło się. Fale łagodnie pogładziły chłodną skórę. Gibka, długowłosa postać wkroczyła w głębinę....



Komentarze
Aquarius dnia padziernika 11 2011 13:37:17
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

Pangea (magda@pangea.neostrada.pl) 22:47 15-08-2004
Hmmmm......Wodnik jest idealną postacią do narysowania... Tylko czekać,aż urzeczywistni sięna papierze >=}
A opowiadanie bardzo mi się podobało, zwłaszcza moment,gdzie \'demon\' pływa *o* Tesh bym tak kciała -^_^-
Aleksnader (a_berenda@interia.pl) 16:25 18-08-2004
To opowiadanie było jednym z pierwszych, które udało mi się przeczytać i muszę przyznać, że od tamtego momentu, lubię czasami usiąść i przeczytać je ponownie. ^^ Czekam na następne!
Natiss (natiss@tlen.pl) 16:35 24-08-2004
Bardzo fajne i ciekawe. ^_^
Amiko (Brak e-maila) 15:52 22-03-2007
Śliczne opowiadanie. Srasznie mi się podobało. Barzo dobrze napisane i niesamowity pomysłsmiley
Germatoid (germatoid@tlen.pl) 15:32 03-05-2007
Hmm... swietne opowiadanko, naprawde mi sie podoba smiley
Feen (Brak e-maila) 12:01 19-05-2007
Dopisz drugą część prosze ! Jest świetne !
faithless (renfri@vp.pl) 00:14 21-03-2008
Slodziutkie opowiadaniesmiley od razu polubilam bohaterow smiley uroczesmiley
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum