The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Grudnia 21 2024 19:11:19   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Morderca jeleni
Kiedy pierwszy raz go zobaczyłem, siedziałem z REMem w jakimś barze. „Musisz go poznać”, REM klepał mnie po ramieniu. „On jest dziwakiem zupełnie jak ty i do tego jeszcze pedałem. Po prostu musicie się poznać”. W pewnym momencie do knajpy wszedł młody chłopak o bladej skórze i rudych włosach. Jego oczy zrobiły się większe, gdy tylko mnie dostrzegł i nagle wybiegł na ulicję, jak spłoszony jelonek. Miał długie cienkie nózki i masywne buty, a kiedy szedł szybko, wydawało się, że tylko podeszwy trzymają go przy ziemi. REM śmiał się i znów zaczął mnie klepać: „Musisz go zrozumieć, on ma swój świat i swoje kredki, on czasem odstawia takie numery, a potem się wstydzi”. A ja ciągle gapiłem się, jak chłopak biegnie prostą drogą, jak znika w przestrzeni i ucieka jak najdalej ode mnie.
* * *

W jednej ręce trzymał puszkę po piwie, a w drugiej papierosa, patrzył w jeden punkt jasnymi oczami i był zupełnie nieobecny. REM paplał coś jak zwykle, chciał się pochwalić jakiego ma ciekawego kolegę. „Ej, powiedz mu, ile masz lat!", patrzył na chłopaka, ale on nie odpowiadał. „Pewnie ci powie, że ma osiemnaście, odkąd go znam mówi, że ma osiemnaście, ale ma tyle co najmniej od czterech lat!”. A on tylko odwrócił głowę jakby się wstydził.
Wiedziałem, że nie można o nim powiedzieć, że jest piękny, wcale nie miał kanonicznej urody ani twarzy modela, jego twarz była zbyt krótka, piegowata, a oprócz tego ten długi nos, przez który wyglądał jak ptaszek, pewnie w ogóle był bardzo lekki, jak ptaszek. Fantazjowałem o objęciu go za szczupłe ramiona, blade ramiona poharatane bliznami po jakimś ostrym narzędziu.REM zostawił nas samych i wtedy zastanawiałem się nawet, czy go o nie nie zapytać. Ale to na pewno dla niego krępujące, jeśli go zapytam, na pewno nie będzie chciał już w ogóle ze mną rozmawiać.
Spojrzał na mnie mokrymi oczami, chociaż wyglądało to raczej jakby patrzył na przedmiot za mną, a nie na mnie, miał po prostu niewidzące oczy, jakie ma się po lekach na uspokojenie. „Nie pytasz mnie o blizny, bo masz to gdzieś, czy dlatego, że uważasz, że ja nie chcę, żeby ktoś mnie o nie pytał?”, to były jego pierwsze słowa do mnie. Miał wysoki, ale męski głos i powoli wymawiał wyrazy, cicho, z obcym, wyraźnym akcentem. „Pomyślałem, że to dla ciebie trudny temat, więc nie chciałem zawracać ci głowy”. On zaśmiał się tylko i zapytał po angielsku czy uważam, że jest ładny. Dokładnie pamiętam jak to mówił, jego miękkie usta i lepki język pomiędzy wargami. Wciąż nie wiem, czemu powiedział właśnie to i dlaczego właśnie po angielsku. Może to jakiś cytat, albo wyuczona formułka, a może niewiele wtedy myślał? „Do you think I'm pretty?”, a potem powtórzył „Do you think I'm pretty?” - ciche mlaśnięcia jego warg.
* * *

Wtedy dał mi numer swojej komórki i powiedział, że mogę do niego dzwonić, kiedy tylko chcę. Po dwóch tygodniach faktycznie zebrałem w sobie odwagę i zadzwoniłem, chociaż do ostatniej chwili nie wiedziałem, co mu powiem. Powiedział, że pracuje i nie ma czasu. Nie odebrał już ode mnie ani jednego telefonu. Długo nie miałem z nim kontaktu, REM powiedział mi, że on mówił coś o jakimś tajemnicznym chłopaku, ale REM nigdy go nie widział i dlatego uważał, że go po prostu zmyślił.
Spotkałem go kiedyś w parku, zbierało się na burzę, a on siedział na ławce i gapił się na łabędzie. Chociaż było zimno, miał na sobie tylko dziwną cienką koszulkę, która, jak mi się wydawało, miała damski krój. Pamiętam, że bardzo chciałem przytulić się do jego pleców, bo przez czarny materiał dobrze było mu widać odstające łopatki, myślałem też, czy by mu nie zaproponować mojej kurtki, był taki drobny, wydawało mi się, że jeśli ścisnę go mocniej to się zwyczajnie rozleci. Popłakałby się z bólu? A może byłby wściekły i zacząłby krzyczeć i mnie bić? Nie wiedziałbym, jak zareagować i stałbym tak bez reakcji. Wolałem go nie dotykać, niech siedzi na tej ławce, smutny i nieobecny.
„Wierzysz w miłość?”, zapytał mnie w końcu po długim milczeniu. Powiedziałem, że nie, zresztą zgodnie z prawdą i wyjaśniłem mu, że miłość to tylko hormony i że maksymalna długość działania takich hormonów wynosi dwanaście lat, potem zostaje już tylko przywiązanie. „Może masz rację.” Podszedł do brzegu bajorka. Wyglądał jak ciężko chory na białaczkę albo progerię, wydawało mi się, że zniknie na moich oczach, że zaraz zamieni się w chmurkę pyłu, albo runie martwy na ziemię. Pewnie bym nawet nie usłyszał, kiedy upada, przecież był taki chudy. „Ale jak miłość to tylko hormony, czyli instynkty też, to czemu pedały się kochają? Przecież nie mogą się rozmnażać”. Nie chciałem mu tłumaczyć dalej na czym to polega, że odczuwanie tej tak zwanej miłości to instynkt. „Łabędzie też są pedałami. Łączą się w parki na całe życie", powiedział i rzucił kamieniem w jednego z łabędzi, trafiając go prosto w głowę, zwierzę zaskrzeczało dziwnie. „Ja nie pożyję już zbyt długo, więc pewnie mógłbym z nim być do końca życia”. Zdobyłem się na odwagę i zapytałem, o kim mówi. „No, o chłopaku, którego kocham. Wiesz, on jest bardzo piękny. Ma czarne włosy. Zawsze podobały mi się czarne włosy. I oczy też ma czarne, jak łabędź. To też mi się w nim podoba.”
Milczałem, bo nie wiedziałem co powiedzieć. Sam nie wiem, czemu, ale nie wierzyłem, ze on może kogoś mieć. Był piękny, ale nie obiektywnie, więc byłem pewnien, że nikt oprócz mnie nie chciałby się z nim wiązać. „Tylko, że ostatnio do mnie nie przychodzi. W zasadzie to nawet się nie odzywa, ostatnio był bardzo zły, kiedy wychodził i nawet nie mogę do niego zadzwonić, bo on nie ma telefonu… Mam tylko nadzieję, że nie znalazł sobie kogoś innego”, usłyszałem, że łamie mu się głos. „Jeśli to tylko hormony, to czemu nie mogę bez niego żyć? Czemu ja tak bardzo za nim tęsknie i myślę tylko o nim? No powiedz mi, powiedz, dzisiaj tak bardzo bolało, że nie wiedziałem co z tym zrobić." Otarł łzy z policzka i rzucił jeszcze raz wściekle kamieniem w dwa łabędzie płynące obok siebie, tyle, że tym razem nie trafił i woda ochlapała go całego.
„Mam dosyć. Mam dosyć”, podszedł do mnie, był strasznie zły, widziałem to, ale stałem tylko jak słup, po prostu nie wiedziałem, jak na to zareagować, jego krępujące pytania i złość… to było dla mnie za dużo. „Rozmowa z tobą to niekończący się monolog, po co do mnie wydzwaniasz, po co chcesz się spotykać, skoro masz gdzieś to, co mówię, mam dość, mam dość twojej smutnej mordy bez wyrazu, jesteś beznadziejny.” Uderzył mnie lekko pięścią w ramię. Czułem jego wwiercający się wzrok, płonące oczy. Miał rację, byłem bezndziejny, bo nawet wtedy nie umiałem nic mu odpowiedzieć. Odszedł.
Ale nie na zawsze.
* * *

Robiłem w pracy sekcję zwłok. Przyszedł do mnie, nie miałem pojęcia, jak udało mu się wejść do prosektorium. Otworzył drzwi i przeszedł się po sali, nic nie mówiąc, miał rozpuszczone włosy, które lekko powiewały jak wata, kiedy chodził. Zapytałem go, jak tu wszedł, ale zignorował mnie. Zamiast tego oparł dłonie o stół operacyjny, a potem wbił szczupły palec w brzuch denata. Na martwej skórze zostało białawe odgniecenie.
„Co dziś na obiad?”, uśmiechnął się i obnażył kruche zęby z diastemą pomiędzy górnymi jedynkami. Ostrzegłem go, że jeśli będzie dalej tak robił to zatruje się trupim jadem. Uśmiech znikł z jego twarzy i dotknął trupa jeszcze kika razy, a potem oblizał palce. Nie zareagowałem, bo wiedziałem, że chce mnie po prostu zdenerwować. „Nie będziesz musiał mi robić sekcji zwłok, jeśli teraz umrę.”
Ściągnął z wieszaka mój zakrwawiony fartuch, założył go i obkręcił się kilka razy, „Jesteś beznadziejny”, powiedział bardzo cicho, podśpiewując. Poczułem się winny, że zepsułem mu humor, bo rzadko widzialem go takiego zadowolonego, więc postanowiłem rozluźnić atmosferę głupią historyjką z pierwszych zajęć w prosektorium. Pochwaliłem się, że jako jedyny nie zwymiotowałem przez zapach. On na to ściągnął jakiś preparat z półki i mruknął, że on też nie rzygał. Potem odstawił słoiczek i naparł na mnie swoim ciałem.
Skalpel wypadł mi z ręki i upadając, zrobił trupowi szramę na mostku. „Jesteś taki namiętny, że gdybym tu leżał przed tobą, nagi i martwy, nawet by ci nie stanął. Pewnie byś nawet nie pomyślał o seksie ze mną”. To nie była prawda, bo nawet myślałem o zbliżeniu z nim. Tylko, że nie byłbym w stanie tego zrobić. Nachylił się nad moim uchem, „Pooowiedz, chciałbyś mnie pokroić?”, czułem jego gorący oddech i ciche mlaśnięcia odlepiającego się języka. Przełknąłem glośno ślinę. Nagle po prostu się odsunął.
Powiedział, że jeśli mam na niego ochotę, to mam ostatnią szansę. Wtedy nie do końca docierało do mnie, co ma na myśli. Powiedział, że odchodzi na zawsze, ze swoim chłopakiem, wyjeżdżają w miejsce, w którym nikt ich nie znajdzie. Oczywiście moim pierwszym skojarzeniem było, że próbuje popełnić samobójstwo, ale jest zbyt chory, żeby to do niego dotarło, albo posługuje się metaforą. Uspokoiło mnie odrobinę, kiedy powiedział, że wyśle mi kartkę, zresztą nie chciało mi się nad tym zastanawiać, miałem tylko nadzieję, że kiedyś wróci. Jeśli miał chłopaka, nie chciałbym się narzucać. Pewnie woli jego ode mnie, a ja chcę tylko, żeby był szczęśliwy.
* * *

Wieczorem założyłem kapcie i ułożyłem w rządku tabletki : na uspokojenie, na sen, na myśli samobójcze, na urojenia, witaminy i tabletkę z podwójną dawką magnezu. Usłyszałem dziwne odgłosy pod swoimi drzwiami. Od razu wystraszyłem się i postanowiłem sprawdzić, co to. Otworzyłem ostrożnie drzwi. To był on, nigdzie nie wyjechał, pamiętam, że wyglądał strasznie, tłuste włosy lepiące się do twarzy, do tego śmierdział nieumytym ciałem. Miał podbite oko. W ręce trzymał papierosa. „Hej, mogę u ciebie zostać na noc?”. Wpuściłem go do środka, żal mi go było, zastanawiałem się, czemu jednak nigdzie nie pojechał. Może nie miał pieniędzy, ale postanowiłem go o to nie pytać, uznałem, że pieniądze są zbyt drażliwym tematem.
„Herbatę chcę”, mruknął, zrzucił z ramion na podłogę kurtkę i usiadł przy małym stoliczku w kuchni. Ubrał się w czerwoną koszulkę w szare paski. Włosy które zazwyczaj opadały mu miękko na ramiona, rozlały się po stole jak krew, kiedy położył na nim głowę.
Patrzyłem na niego rozmarzonym wzrokiem. Kościsty piegowaty kark był dobrze oświetlony przez żółte światło z lampy sufitowej. Pogłaskał się czule po szyi. „Wiesz, że Bambi tak naprawdę umiera na końcu?", czubki jego delikatnych palców zahaczyły o ucho i zsunęły się miękko na szczękę. "Och, chcę żebyś mnie pieprzył”, powiedział, nie patrząc na mnie. „Chcę, żebyś mi wsadził. W usta, w dupę… wszystko jedno, pieprz mnie jak szmatę”, podniósł się. Miał rozpalone oczy jak w gorączce, nagle zrobi ło mi się głupio, dziecko oczekujące ode mnie seksu, jak on to sobie wyobraża? Nie, nie umiałbym, nie mógłbym traktować go jak szmaty.
Podszedłem do niego. „To on ci to zrobił?” Dotknąłem jego siniaka. Wciąż nie wierzyłem w istnienie czarnowłosego chłopaka. Bardziej prawdopodobne było, że sam się skaleczył, usiłując zwrócić na siebie uwagę, albo jego urojenia były już tak zaawansowane, że uwierzył, że to chłopak podbił mu oko, nawet jeśli siniak to wynik jakiegoś drobnego wypadku. Ale wtedy mało mnie to obchodziło. Zachciałem go chronić przed każdym, nawet przed nim samym, był taki kruchy i słaby i byłem pewnien, że nie poradzi sobie sam w życiu, zagubione seksualne dziecko myślące, że będzie szczęśliwe, jeśli siebie zniszczy…
„Mam silny zwieracz i wiem, co robić, żeby było miło. No dalej, spróbuj. Jestem w tym naprawdę dobry”, chwytał mnie dłońmi i przybliżał się do moich ust, albo do mojego penisa, uciekałem przed nim, jak tylko mogłem. Kazałem mu przestać. „Słuchaj, możemy o tym porozmawiać, jeśli cię pobił to pomogę ci go zostawić, nie zasługujesz na to, żeby ktoś cię tak traktował”.
Zmarszył brwi i skrzywił się, jakby bolało go to, co mówię. „Obciągnę ci”, powiedział beznamiętnie i rozpiał mi rozporek. „Proszę cię, nie rób tego, po prostu porozmawiajmy. Ja nie mogę…”, zamknąłem oczy, bo wiedziałem, co się zaraz stanie. Poczułem jego gruby i lepki język na żołędzi i chociaż chciałem, to wcale mnie to nie podniecało. Ssał mojego penisa przez chwilę, jego ślina ściekała mi na jądra i podbrzusze, połknął go całego i lekko pieścił główkę gardłem. Ale nic się nie wydarzyło, mój penis wciąż był miękki jak żołądek trupa. „Mówiłem, nie mogę, to przez leki”.
Wyprostował się nagle, a jego spojrzenie znów było nieobecne. Strużka śliny ciągnąca się od mojego krocza do jego języka przerwała się i przykleiła mu się do brody. Starł ją powoli. „Posłuchaj, musimy porozmawiać, nie może tak być, opowiadasz mi o jakimś chłopaku, a później przychodzisz z siniakami, nie pozwolę, żeby ktoś cię krzywidził, ja się tobą zaopiekuję, wiem, że potrzebujesz pomocy, ja ci pomogę tylko daj mi szansę”, próbowałem przerwać tę krępującą ciszę. „Potrzebujesz faceta, który pomoże ci zdobyć szczęście”.
„Za kogo ty mnie masz?”, wycedził, był jak w półśnie, chwiał się w rzeczywistości jakby miał zaraz przejść do świata snu. „Za kogo ty mnie masz? Uważasz, że jestem taki beznadziejny, że potrzebuję czyjejś pomocy? Ja… ja nikogo nie potrzebuję”. Podniósł się ciężko, chyba miał zamiar wyjść, ale zamiast tego rzucił się na mnie, chwycił mocno za ubranie i zaczął mną trząść. „Nienawidzę cię, rozumiesz, nienawidzę, nienawidzę twojej twarzy, nienawidzę twoich włosów, wydawało mi się na początku, że są czarne, taaaak, ale teraz widzę, że mają kolor jak rzadkie gówno, cały jesteś jak rzadkie gowno, potrafisz tylko gapić się na mnie i milczeć, czego ty ode mnie chcesz?! Jeśli nie chcesz mnie kochać, to daj mi spokój, ja nie potrzebuje takich ludzi, jak ty!"
„Kiedy ja widzę, że masz problem!” Okulary zsunęły mi się z nosa, prawie mnie udusił, ale mówiłem dalej: „Nie bądź taki dumny, widzę, że chcesz pomocy, zapytałeś się mnie o blizny, to chyba znaczy że chciałeś ze mną porozmawiać, a ten koleś? Nie myśl, że cię kocha, jeśli śmiał cię uderzyć…”
„Czy ty mnie masz za jakąś pindzię, której życie się nie ułożyło?! Masz mnie za kobietę?! On mnie uderzył?! Nie! To my się pobiliśmy, on uderzył mnie, a ja jego, on zrobił mi siniaka pod okiem, a ja mu rozciąłem wargę! Nie jestem ofiarą! Ja zawsze jestem sam i zawsze sobie radzę sam, jestem silny, jestem facetem, rozumiesz to?!”
Wstał. „Jestem facetem”, powtórzył, głos mu drżał ze złości. „Wyjeżdzam, wyjeżdzam na zawsze, już nigdy się nie spotkamy". I wybiegł.
* * *

Naturalnie donikąd nie wyjechał. Przed oczyma wciąż miałem tamtą scenę, on wiszący nad moim rozporkiem, wstydziłem się za niego, to była niezręczna, głupia sytuacja, pewnie nie spodziewał się takiego upokorzenia z mojej strony. Mimo to zadzwonił do mnie jeszcze kilka razy. Raz zapytał, co u mnie, rozmawialiśmy kilka minut, a potem się wyłączył, za drugim razem zadał mi dziwne pytanie odnośnie anatomii człowieka. Kiedy zadzwonił trzeci raz, był roztrzęsiony, głos mu drżał, płakał, mówił, że jestem jego jedynym przyjacielem, że ON nie przyszedł i jest teraz całkiem sam. Kiedy zapytałem, o co chodzi, powiedział, że podciął sobie żyły, bo myślał, że jego chłopak do niego przyjdzie, zrobi mu się go żal i z poczucia winy już nigdy więcej nie odejdzie. Prosił, żebym przyjechał jak najszybciej, podał mi nawet adres. Ale postanowiłem, że lepiej będzie, jeśli zadzwonię po pogotowie, a odwiedzę go dopiero w szpitalu. Wciąż wątpiłem w istnienie czarnowłosego chłopaka, przecież każdy chciałby ratować swojego przyjaciela, chyba nikt nie chciałby mieć go na sumieniu, prawda?
* * *

Po kilku dniach poszedłem odwiedzić go w szpitalu, chciałem kupić mu kwiatki, ale pewnie by się tylko obraził. Przecież jest facetem, a facetom nie daje się kwiatków. W recepcji zdziwiono się, kiedy zapytałem o chłopaka ze wschodnim nazwiskiem, którego nie dało się wymówić. Pokazano mi jego puste łóżko i poinformowano mnie, że wymknął się w nocy. Lekarz twierdził, że mógł wystraszyć się, że trafi do szpitala psychiatrycznego. Dozorca bloku, w którym mieszakł powiedział mi potem, że chłopak kilka dni temu oddał mu klucze i wyprowadził się. Nikt, ani w bloku, ani w szpitalu, nigdy nie widział czarnowłosego chłopaka…


Komentarze
naru dnia lutego 26 2012 04:00:02
czemu opo jest wysrodkowane? ciezko sie to czyta ....btw czemu ime < bo to imie tak?> jest tak pisane REM a nie tylko "r" z duzej litery? dobra kobiec marudzenia btw wierszeW wiersze prosze tez wyslac ;D
lepoux-infernal dnia lutego 26 2012 11:28:08
nie wiem, czemu jest wyśrodkowane, i nie wiem, dlaczego w pierwszych dwóch częściach wszystko jest napisane kursywą...
a REM to nie imię i dlatego jest pisane tak, jak jest pisane.
wuwu dnia lutego 26 2012 13:23:05
To moja wina, przepraszam. Już poprawiłam
An-Nah dnia lutego 27 2012 14:02:16
Ładne. Naprawdę ładne, klimatyczne, bardzo naturalne. Mam wrażenie, że motywy zaburzeń psychicznych, wrażliwych samotników ze skłonnościami autodestrukcyjnymi i prób samobójczych są w literaturze internetowej wręcz nadużywane, ale nie przypominam sobie w tej chwili wielu tekstów, w których opracowane by były tak dobrze, jak tutaj. Bez epatowania angstem, bez przedramatyzowania, nawet bez wmawiania czytelnikowi, że to jest jakaś wielka miłość i że bohaterowie będą mieć jakąś wspólną przyszłość. Wszystko jest... nie wiem, czy zwyczajne, ale na pewno mogłoby się wydarzyć.
Podoba mi się motyw z nieudanym seksem. Straszna rzadkość, zazwyczaj autorzy wolą się skupić na seksie udanym.

Uwaga techniczna: zapis dialogów! W polskiej literaturze przyjęło się pisać dialogi po myślniku. Cudzysłów lub kursywa są używane do cytatów albo myśli bohaterów - i nigdy na raz!
lepoux-infernal dnia lutego 27 2012 16:40:23
dzięki za komentarz. fajnie, że się wydaje rzeczywiste, bo prawdę mówiąc, nie lubię takich nazmyślanych rzeczy (chyba, że to jakiś super zamysł artystyczny, takie są spoko). fakt, takie tematy są nadużywane w internecie, ale to jakieś słabe angsty, nigdy mnie nie ruszają =/ chciałbym kiedyś przeczytać coś, co naprawdę ryje banię, hehe. cieszę się, że się wydaje zwyczajne, o to mi chodziło, jeszcze raz dzięki.

ps. wiem, jak się zapisuje dialogi, po prostu na ten tekst nałożyłem konwencję wspomnienia, a do wspomnień pasują mi dialogi w cytatach, w końcu wszystko dzieje się w głowie bohatera, więc można je potraktować jako odtwarzanie myśli. co do kursywy i cudzysłowia, no dobra, to trochę snobizm, po prostu na moje oku to całkiem ładnie wyglada.
Ome dnia lutego 27 2012 23:11:11
Klimat tego tekstu jest ciekawy, opisy również, po części przez swój chwilami medyczny charakter - widać, że na opisywanego bohatera patrzy ktoś o tego typu ukierunkowaniu.
Zastanawia mnie, ile lat ma narrator. Reaguje na chłopaka częściej jak na wymagające opieki dziecko niż na kogoś, kim miałby być zainteresowany seksualnie r11; ta ambiwalencja mi się podoba. Z drugiej strony narrator momentami daje się wciągnąć w histeryczne zachowania chłopaka aż do przesady, denerwująco, stąd pytanie o wiek, choć nie tylko o wiek, bo w gruncie rzeczy narrator zainteresował mnie bardziej niż opisywany przez niego bohater. Ten ostatni niestety przemówił do mnie najmniej, to bowiem, co zostało pokazane, częściej wyglądało na pozę niż problemy z psychiką.
Miejscami szwankuje interpunkcja. Jeśli chodzi o wypowiedzi bohaterów: z punktu widzenia logiki kursywa przy cudzysłowie jest bez sensu, albo jedno, albo drugie. Z punktu widzenia atmosfery r11; widzę w tym sens.
Ten tekst kojarzy mi się, i fabularnie, i stylistycznie, z pewnym typem literatury, który nie jest mi bliski i za którym nie przepadam; odnajduję w nim czasem coś interesującego r11; to dobre skojarzenie, bo w tym też odnalazłam r11; a z drugiej strony na dalszą metę nuży mnie pewną monotonią rokropnościr1;. Tu w pewnym miejscu też poczułam znużenie, choć może więcej w tym znużenia zachowaniami narratora.
A, tytuł też mi się podobam r11; i styl, jego swoista chaotyczność. Pasują do całej historii.
Ome dnia lutego 27 2012 23:14:15
No do diabła, zapomniałam przerobić myślniki i cudzysłów z Wora i znów wczytało szyfry, przykro mi.
lepoux-infernal dnia lutego 28 2012 14:52:13
mmm, dzięki za komentarz. wiek narratora? sam nie wiem, jest na tyle stary, żeby pracować po studiach i na tyle młody, żeby chodzić do baru. wychodzi młodostary, albo staromłody, pi razy drzwi, myślę, że jednak dość miarodajnie. możesz sobie wybrać. hehhe, spróbowałby się nie dawać wciągnąć, myślę, że to by było dość trudne, presja histerii jest niesamowita.

cóż, ja nie lubię tego typu bohaterów co narrator, ten tekst powstał między innymi po to, żeby prześmiać pewien sposób zachowywania się. takie postacie są bardzo dobre na narratorów, nie trzeba wyznaczać ich granic, określać, po prostu zawsze robią za kolor tapety na ścianie. a poza tym to tacy frajerzy "chciałbym z nim coś tam, ale mi się nie chce".

taa interpunkcja, wiem, sam znalazłem kilka takich momentów =/ no trudno, jakbym to kiedyś przeglądał jeszcze raz, na pewno poprawię.

szkoda, że zapomniałaś o przerobieniu myślników, chętnie dowiedziałbym się, które zdania podobały się najbardziej. no trudno.

dzięki.
Ome dnia lutego 29 2012 14:04:21
A nie, źle się zrozumieliśmy: nie cytowałam konkretnych zdań, po prostu cudzysłów i myślnik zapisane w Wordzie przerabiane są tutaj na to "r11;". Cudzysłowu użyłam tylko przy słowie "okropności", reszta "r11;" to myślniki.
Co do narratora, to mam jego zupełnie inną wizję, ale w tym tekście rzeczywiście słabe zarysowanie obu postaci, narratora szczególnie, wydaje się zasadne.
Na marginesie: nie widzę powodu, by i starszy człowiek chodził ze znajomymi do baru smiley
Ome dnia lutego 29 2012 14:06:20
*"... by i starszy człowiek nie chodził ze znajomymi do baru". Tym razem zjadam słowa.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

wietne! wietne! 0% [adnych gosw]
Bardzo dobre Bardzo dobre 50% [1 Gos]
Dobre Dobre 50% [1 Gos]
Przecitne Przecitne 0% [adnych gosw]
Sabe Sabe 0% [adnych gosw]
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum