艢CIANA S艁AWY | Tutaj b臋d膮 umieszczane odnosniki do stron, na kt贸rych znalaz艂y si臋 recenzje wydanych przez nas ksi膮偶ek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez nasz膮 stron臋. W celu zobaczenia szczeg贸艂贸w nale偶y klikn膮膰 w dany banner


|
|
Witamy |
Strona ta po艣wi臋cona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazuj膮cemu relacje homoseksualne pomi臋dzy m臋偶czyznami. Je艣li jeste艣 zagorza艂ym przeciwnikiem lub w jaki艣 spos贸b nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opu艣膰 t臋 witryn臋 - reszt臋 naszych Go艣ci serdecznie zapraszamy
|
Where we wanna be 1 |
Where we want to be
Lee wraca艂 w艂a艣nie z wyk艂adu. Jego my艣li k艂臋bi艂y si臋 wok贸艂 niezrozumia艂ego zdarzenia, kt贸re niestety powtarza艂o si臋 co tydzie艅. Mianowicie jak kto艣, b臋d膮c dziekanem jednej z najbardziej renomowanej uczelni w kraju, maj膮c wy偶sze wykszta艂cenie, znaj膮cy kilka j臋zyk贸w m贸g艂 ustali膰 wyk艂ady z historii lotnictwa w pi膮tkowe wieczory. Dok艂adnie wieczory – zaj臋cia zaczyna艂y si臋 o 18 a ko艅czy艂y dopiero o 21.30. Najgorsze w tym wszystkim nie by艂o to, 偶e Lee wola艂by w tym czasie sp臋dzi膰 czas na piwie albo z dziewczyn膮. Nie, w sumie Lee nigdy za piwem nie przepada艂, przyjaci贸艂 mia艂 raczej ma艂o a dziewczyny jako艣 go nigdy nie zach臋ca艂y. Najgorsze by艂o to, 偶e chodzi艂 na te zaj臋cia prawie jako jedyny. Niekt贸rzy czasami si臋 pojawiali, ale by艂y to raczej nieliczne przypadki i baardzo rzadkie. Tak wi臋c, chodzi艂 jako jedyny na wyk艂ady, w sumie chyba jako jedyny student chodzi艂 na wszystkie zaj臋cia. Lotnictwo sta艂o si臋 jego pasj膮, ale to kosmos pokocha艂. Wiedzia艂, 偶e na pilota ani tym bardziej na astronaut臋 nigdy si臋 nie nadawa艂. G艂贸wnie przez wzrost, chud膮 sylwetk臋 i oczywi艣cie wad臋 wzroku. Zawsze jednak m贸g艂 pracowa膰 jako mechanik czy innego typu specjalista i podziwia膰 tych wszystkich pilot贸w, kt贸rzy bez strachu odrywaj膮 swoje stopy od ziemi. Lee nigdy otwarcie przed sob膮 si臋 nie przyzna艂, 偶e mo偶e czu膰 co艣 wi臋cej ni偶 tylko podziw do m臋偶czyzn w mundurach. Te dreszcze podniecenia, kt贸re czu艂 za ka偶dym razem, zwala艂 na zwyk艂a zazdro艣膰. Rozmy艣lenia Lee nad okrutnym, bezdusznym dziekanem przerwa艂 telefon.
- Lee Mustang, s艂ucham? – zawsze odbiera艂 telefony oficjalnie, nawet nie patrzy艂 jaki numer wy艣wietla si臋 na ma艂ym monitorku.
- Dobry wiecz贸r panie Mustang, Tu profesor Strawbry. Przepraszam, 偶e dzwoni臋 o takiej godzinie, ale mam do pana piln膮 spraw臋. Czy mo偶e pan jak najszybciej przyj艣膰 na teren akademii? Dok艂adniej do biblioteki. – Lee przez pierwsza chwil臋 sta艂 jak os艂upia艂y, najgorsza 偶yleta w ca艂ej akademii chce go widziec. W pi膮tkowy wiecz贸r, prawie o 22 i to jeszcze w bibliotece.
- A sk膮d pan profesor ma m贸j numer? – Lee zada艂 najg艂upsze pytanie z przynajmniej tysi膮ca, kt贸re w艂a艣nie t艂uk艂y mu si臋 po g艂owie.
- Ee.. ja.. to jest ma艂o istotne panie Mustang! Prosz臋 natychmiast si臋 zjawi膰 w bibliotece! –
– Okk.. - Jak niespodziewanie prof. Strawby zadzwoni艂, tak szybko si臋 roz艂膮czy艂, zostawiaj膮c sko艂owanego Lee z kom贸rk膮 w r臋ku. Gadaj膮cego do samego siebie. Cudownie. Niedo艣膰, 偶e musia艂 przyj艣膰 na wyk艂ad o tak nieludzkiej porze, to jeszcze teraz musi zawr贸ci膰. Z westchni臋ciem pe艂nym b贸lu Lee skierowa艂 swoje kroki spowrotem w kierunku akademii. Po raz milion pierwszy kln膮c pod nosem na swoj膮 ukochan膮 szko艂臋 i jeszcze bardziej uwielbiane przed niego pomys艂y swoich wyk艂adowc贸w. Zapewne gdyby zadzwoni艂 jaki艣 inny profesor zwyczajnie by to ola艂, ale jako偶e pisa艂 prac臋 licencjack膮 u prof. Strawby nie chcia艂 mu podpa艣膰. Mia艂 szcz臋艣cie, 偶e przyj膮艂 on jego temat pracy, zreszta jako jedyny z kilkunastu profesor贸w, do kt贸rych Lee chodzi艂. Wszyscy albo go wy艣miewali za niepowa偶ny temat pracy albo mrugali na niego ze zdziwniem.. przez 10minut… Tak. Taka reakcja twojego potencjalnego przysz艂ego promotora nie jest obiecuj膮ca. Dlatego Lee utkn膮艂 z najgorsz膮 zmor膮 ca艂ej uczelni, ale przynajmniej z tematem jaki sam wybra艂. „Aspekt militarny w ekspolarcji przestrzeni kosmicznej” Na szcz臋艣cie biblioteka nie by艂a daleko od bramy g艂贸wnej, wi臋c Lee po kilku chwilach szybkiego truchtu sta艂 ju偶 pod wielkimi d臋bowymi drzwiami.
- Och panie Mustang! Nie trzeba by艂o si臋 tak spieszy膰! – 呕artobliwie powita艂 go prof. Strawby. Lee za to w my艣lach dzi臋kowa艂, 偶e jest ciemno i nie wida膰 jego ch臋ci mordu. - Panie Mustang. Poprosi艂em pana o przyj艣cie poniewa偶 mam dla pana niespodziank臋. – Ca艂a z艂o艣膰 i nienawi艣膰, jaka by艂a w sercu Lee powoli zacz臋艂a wyp艂ywa膰 a na jej miejscu pojawia艂 si臋 nieprzyjemny strach
- Niespodziank臋?! Dla mnie?!
- och panie Mustang! Prosz臋 nie by艂 takim skromnym. – To mrugni臋cie okiem, kt贸re ko艅czy艂o wypowied藕 prof. decydowanie 藕le wr贸偶y艂o. Zbyt 藕le.. - Ot贸偶 panie Mutang zapewne opowiada艂em panu o moim siostrze艅cu. Kiedy ostatnio przy obiadku o mojej ciotki Penny wymskn臋艂o mi si臋 o panu, a raczej o temacie pa艅skiej pracy. M贸j siostrze艅 by艂 zachwycony i nadal jest. Stwierdzi艂, 偶e z mi艂膮 ch臋ci膮 panu pomo偶e przy pisaniu pracy! Czy偶 to nie cudowne?! – M贸zg Lee zatrzyma艂 si臋 na obiadku u ciotki Penny.
- jakim siostrze艅cu? – Dopiero teraz Lee zobaczy艂 w ciemno艣ci sylwetk臋 m臋偶czyzny obok prof. Strawby.
- Panie Mustang! Jestem ca艂kowicie oburzony! M贸j siostrzeniec Terry! – Nadzwyczaj t臋py wyraz twarzy pana Mustanga u艣wiadomi艂 proforowi, 偶e jednak ch艂opak rzeczywi艣cie nie ma bladego poj臋cia.
- Spokojnie wuju, jestem przekonany, 偶e pan Mustang z przej臋ciem s艂ucha艂 twoich wywod贸w na temat silnik贸w gwiazdowych i przez przypadek uroni艂 tak wa偶ny szczeg贸艂, jak fakt posiadania siostrze艅ca. – M贸wi膮c to m艂ody m臋偶czyzna imieniem Terry z u艣miechem na ustach zbli偶y艂 si臋 do Lee. Podali sobie r臋k臋 na przywitanie.- Cze艣膰, jestem Terry O’Neil… w sumie kapitan O’Neil – Serce Lee przeteleportowa艂o si臋 z okolic mostka pod gard艂o.
- kapitan?
- Owszem, kapitan. Jestem pilotem w 45 pu艂ku lotnictwa taktycznego, dok艂adniej w eskadrze wsparcia kosmicznego. – Serce Lee przesta艂o bi膰. Definitywnie i ostatecznie….. i jeszcze ten u艣miech… i nadal 艣ciskaj膮ca jego r臋k臋 d艂o艅!... Wszystko zacz臋艂o si臋 strasznie szybko kr臋ci膰 i 艣ciemnia膰.
***
Lee obudzi艂 si臋 ze strasznie bol膮c膮 g艂ow膮. Chwila. Obudzi艂 si臋?! B艂yskawicznie poderwa艂 si臋 z 艂贸偶ka, co nie by艂o najlepszym pomys艂em. T臋py b贸l z ty艂u g艂owy przeistoczy艂 si臋 w uderzenie m艂ota pneumatycznego. Z j臋kiem opad艂 spowrotem na poduszk臋.
- O! ju偶 si臋 obudzi艂es? To dobrze, nie chcia艂em ciebie budzi膰, a zb艂i偶a si臋 ju偶 11. – Us艂ysza艂, tu偶 ko艂o swojego 艂贸偶ka, znajomy m臋ski g艂os. Powoli, bardzo powoli Lee obr贸ci艂 twarz w kierunku znanego g艂osu. I zamar艂… znowu on. Ten pilot z najcudowniejszym u艣miechem jaki widzia艂 kiedykolwiek w ca艂ym swoim 偶yciu, z niesamowicie zielonymi oczami.
- Jak? Jak znalaz艂em si臋 w swoim 艂贸偶ku? - Z wielkim trudem i sercem bij膮cym g艂o艣niej ni偶 jego s艂aby g艂os, Lee zada艂 pytanie Terry’emu. Ku jemu wielkiemu zdziwieniu Terry zaczerwieni艂 si臋, spuszczaj膮c wzrok na pod艂og臋 szukaj膮c tam odpowiedzi.
- No wi臋c.. zemdla艂e艣 wczoraj w nocy.. nie wiedzieli艣my gdzie mieszkasz…..wuj chcia艂 ciebie wzi膮膰 do siebie, ale by艂oby to dziwne, gdyby kto艣 dowiedzia艂 si臋, 偶e studenci nocuj膮 u niego… ehh… wi臋c postanowili艣my, 偶e najlepiej b臋dzie.. znaczy najodpowiedniej… jak.. we藕miemy ci臋 do mnie. Ale ty najwyra藕niej zasn膮艂e艣.. nie chcia艂em ciebie budzi膰.. dlatego.. dlatego spa艂e艣 u mnie w 艂贸zku. – Lee nie m贸g艂 w to uwierzy膰. Zemdla艂! Pierwszy raz spotka艂 pilota… kapitana! I oczywi艣cie musia艂 zemdle膰, wra偶enie zrobi艂 na nim jak 艣winia na s艂oniu. Jednak jeden szczeg贸艂 nie dawa艂 mu spokoju.
- a moje ubrania?
- Nie chcia艂em 偶eby艣 w nich spa艂 wi臋c rozebra艂em ci臋, ale tylko spodnie i buty! – Ostatnie co widzia艂 Lee zanim zn贸w zanurzy艂 si臋 w ciemno艣ci omdlenia by艂 przepraszaj膮cy u艣miech Terry’go.
|
|
Komentarze |
dnia grudnia 31 2011 10:58:24
osobi艣cie uwa偶am, 偶e to ca艂kiem niez艂e opowiadanie , chocia偶 jakiego艣 mega wra偶enia na mnie nie zrobi艂o. Czekam na kontynuacj臋 i 偶ycz臋 weny |
dnia grudnia 31 2011 11:43:16
opowiadanie zapowiada si臋 ciekawie troch臋 jak dla mnie za kr贸tkie rozdzia艂. Wyczekuje z niecierpliwo艣ci膮 na kolejny rozdzia艂 偶ycz臋 jak najwi臋cej weny |
dnia grudnia 31 2011 14:21:03
Ok, s膮 piloci, jest wzmianka o kosmosie - to na plus. Pomys艂 fajny i z potencja艂em, i jeszcze taki, do kt贸rego mam sentyment, bo klasycnz膮 space oper臋 z podbojem kosmosu i dzielnymi pilotami w mundurach uwielbiam.
Na minus niestety wszystko inne.
Rozdzialik kr贸ciute艅ki, pozbawiony jakichkolwiek opis贸w, oczywisty, pe艂ny pozbawionych sensu zagrywek fabularnych, pasuj膮cych raczej do kiepskiej mangi, ni偶 do dobrego tekstu literackiego.
艢ci膮ganie studenta w 艣rodku nocy do biblioteki, skoro mo偶na by z艂apa膰 go w dzie艅 na korytarzu albo we w艂asnym gabinecie? Wyk艂adowca na pytanie "sk膮d ma pan m贸j numer telefonu" kr臋c膮cy i trac膮cy s艂owa? No przepraszam, ale na mojej uczelni numery do student贸w ma sekretariat, w pilnej sprawie podzieli si臋 z wyk艂adowc膮. Poza tym przypuszczam, 偶e w futurystycznym 艣wiecie mamy jakie艣 dobre bazy danych i mo偶liwe, 偶e jaki艣 odpowiednik Facebooka, na kt贸rym nasz bohater sw贸j numer m贸g艂 nieopatrznie umie艣ci膰. Adresy mo偶na zdoby膰 w ten sam spos贸b. Zabawne: wyk艂adowca zdoby艂 numer telefonu, a adresu ju偶 nie? Oj, oj, marniutki plot dewice, maj膮cy na celu tylko przebudzenie bohatera w obecno艣ci ch艂opaka o pi臋knym u艣miechu. Drugim takim plot device jest pozbawione uzasadnienia ci膮g艂e mdlenie bohatera. Na wszystkich bog贸w. to偶 nasz Lee skrycie marz膮cy o kosmosie nie jest XIX-wieczn膮 panienk膮, skr臋powan膮 wiktoria艅sk膮 moralno艣ci膮 i gorsetem, 偶eby mdle膰 gdy tylko widzi interesuj膮cego przedstawiciela p艂ci... nie koniecznie przeciwnej! Chyba, 偶e nasz Lee ma anemi臋, tak, anemik m贸g艂by cz臋sto mdle膰 i na pewno mia艂by zamkni臋t膮 drog臋 do kariery pilota. Ale nic o tej anemii nie wspominasz.
Wracaj膮c do profesora, to jego zachowanie budzi m贸j niesmak. Facet wypowiada si臋 niczym posta膰 komediowa z kiepskiego shounen: to motanie si臋, ta nadmierna wylewno艣膰, to bezsensowne aran偶owanie spotkania i opowie艣ci o obiadkach u ciotki... Jasne, wyk艂adowcy maj膮 swoje dziwactwa, ale na boga, ja bym na miejscu Lee ucieka艂a gdzie pieprz ro艣nie, bo wszystko w zachowaniu profesora m贸wi mi "To jest m贸j siostrzeniec, gej, wolny, aktualnie szukam mu partnera, kt贸rego w naszym Nowym Wspania艂ym 艢wiecie b臋dzie m贸g艂 po艣lubi膰 i razem b臋d膮 mieli stadko dzieci dzi臋ki naszej nowoczesnej technologii." Jednym s艂owem, profesor nie zachowuje si臋 jak promotor dbaj膮cy o prac臋 naukow膮 studenta, ale jak swatka. A zabranie biednego Lee do swojego domu to chyba kolejny rozdzia艂 swatania. Run, Lee, run for your life, zanim dasz si臋 wpl膮ta膰 w rol臋 Ciep艂ej Domowej 呕onki kosmonauty!
Brak opis贸w. Brak dok艂adniejszych danych o tym, co i gdzie studiuje Lee (je艣li chce zosta膰 mechanikiem, to mo偶e jaka艣 uczelnia techniczna? ale wtedy wi臋cej mia艂by zaj臋膰 praktycznych, ni偶 wyk艂ad贸w). Brak klimatu futurystycznej rzeczywisto艣ci, nowoczesnej technologii, jakich艣 fajnych dekoracji. Niezrozumia艂e pisanie dialog贸w kursyw膮. Tytu艂 po angielsku. Oczywisto艣膰 pairingu, przy r贸wnoczesnym braku widok贸w na jak膮艣 porywaj膮c膮 fabu艂臋 w przysz艂o艣ci (gdzie wojny, spiski, obcy, roboty i telepaci, skoro to ma by膰 science-fiction?!?). Nieudolne chwyty fabularne. S艂abo, s艂abiutko...
Poczytaj sobie Lema. Dukaja. Pewnie obaj panowie za ci臋偶ko dla ciebie pisz膮... wi臋c cykl o Honor Harrington w takim razie. Mo偶e co艣 Timothy'ego Zhana. "Diun臋" jeszcze raz, bo z twojego nicku wnioskuj臋, 偶e znasz. Mo偶e co艣 Resnicka. Obejrzyj sobie "Star Treka", "Gwiezdne Wojny", "Babylon 5", "Stargate", now膮 wersj臋 "Battlestar Galaktica". "Obcego". "Sunshine". "Pi膮ty Element". Mniej anime, wi臋cej ksi膮偶ek i film贸w.
Ocen臋 ci zawy偶am, ale tylko dlatego, 偶e mam s艂abo艣膰 do space opery. |
dnia grudnia 31 2011 21:58:13
Uhm... Przeczyta艂am Tw贸j tekst, bo by艂 kr贸tki, a ja mam akurat niewiele czasu w tej chwili, 偶eby przeczyta膰 co艣 d艂u偶szego. I tak...
Nie znosz臋 science-fiction i space oper. Naprawd臋. A Tw贸j tekst bynajmniej tego nie zmieni艂. Bardzo niewiele rzeczy w og贸le trzyma si臋 tu kupy. Je艣li ludzie lataj膮 w kosmos, to na bog贸w - czemu niby temat o militarnych aspektach jego podboju jest tak warty 艣miechu? Wojsko w og贸le nie bra艂o w tym udzia艂u? Co艣 w膮tpi臋...
Dalej - je艣li Lee chce si臋 uczy膰 na mechanika (cho膰 je艣li piszesz, 偶e ma s艂aby wzrok, to chyba co艣 marny b臋dzie z niego mechanik - pogubi ma艂e 艣rubki ju偶 pierwszego dnia), to musi to robi膰 w szkole technicznej. A szko艂y techniczne maj膮 to do siebie, 偶e pierwszy stopie艅 nauki trwa trzy i p贸艂 roku, z czego w ci膮gu ostatniego roku pisze si臋 prac臋 in偶yniersk膮, a nie licencjat.
Ogromnie niesp贸jny jest te偶 wizerunek profesora. Skrygowany jak cnotliwa pensjonarka, wzywa studenta w 艣rodku nocy do biblioteki (ona jest otwarta? tak? 偶eby ka偶dy m贸g艂 sobie w nocy wej艣膰 i wynie艣膰, co mu si臋 spodoba i przyda?), swojego siostrze艅ca przedstawia mu jak co najmniej twardego kandydata na narzeczonego... Albo m臋偶a od razu, nie ma si臋 co rozdrabnia膰, bo i tak ju偶 si臋 w sobie zakochali. Lee to nawet zd膮偶y艂 zemdle膰 z wra偶enia. I sp臋dzi膰 sobie nock臋 w 艂贸偶ku przysz艂ego m臋偶a - skrygowanego jak wujek. To chyba rodzinne...
艢wiat jest bardzo, bardzo niesp贸jny. Musisz po艣wi臋ci膰 na niego wi臋cej opis贸w, bo mo偶e ta sp贸jno艣膰 nie jest widoczna z powodu braku opis贸w, a nie z powodu jej kompletnej nieobecno艣ci w tek艣cie.
Pomy艣la艂abym te偶 nad rozwojem fabu艂y, bo tak, jak napisa艂a An-Nah - jest zdecydowanie zbyt przewidywalnie. Widzisz - da艂a艣 nam kr贸ciutki pierwszy rozdzia艂, a my ju偶 wiemy kto z kim itd. Zaskocz nas czym艣! Niech b臋dzie jaki艣 nag艂y zwrot akcji! Tak, 偶eby艣my nie przewidzia艂y ko艅ca tej historii X3
I czemu, na lito艣膰 bog贸w, dialogi s膮 pisane kursyw膮? Zazwyczaj je艣li ju偶, to zapisuje si臋 tak my艣li bohater贸w. Twoi bohaterowie rozmawiaj膮 telepatycznie? Bo je艣li nie, to kursywa jest zupe艂nie zb臋dna.
呕eby nie by艂o, 偶e same minusy. Bardzo podoba艂y mi si臋 niekt贸re uwagi i komentarze. Niestety bardzo niekt贸re i niestety nie ratuj膮 one ca艂o艣ci. Na Twoim miejscu dog艂臋bnie przemy艣la艂abym, jacy maj膮 by膰 bohaterowie (najlepiej wypisz sobie na kartce ich cechy charakteru i w ka偶dej sytuacji staraj si臋, by zachowywali si臋 wed艂ug nich - z uwzgl臋dnieniem ich p艂ci, wieku, statusu), jaki ma by膰 艣wiat, w kt贸rym wszystko to si臋 dzieje, oraz do czego ma zmierza膰 fabu艂a i w jaki spos贸b.
呕ycz臋 powodzenia - pracy jest sporo, ale na pewno da si臋 wyci膮gn膮膰 z tego opowiadania wi臋cej. Mn贸stwo weny i szcz臋艣liwego Nowego Roku  |
dnia stycznia 02 2012 00:22:04
Mam bardzo negatywne wra偶enia. Pogrupowa艂am je sobie, tak powinno by膰 艂atwiej i mnie, i Tobie - ale uprzedzam z g贸ry, 偶e b臋dzie te偶 d艂ugo i ma艂o pochlebnie.
Obj臋to艣ciowo: kiedy zobaczy艂am Tw贸j tekst po raz pierwszy, pomy艣la艂am: "O, miniaturka". Ten rozdzia艂 ma w Wordzie dwie strony. Dwie. To ma艂o. A co na tych dw贸ch stronach jest? Przedstawiony zostaje, bardzo sk膮po, Lee, ma miejsce rozmowa telefoniczna, Lee idzie do biblioteki, po kr贸tkiej (i zupe艂nie nietre艣ciwej) rozmowie poznaje Terryr17;ego, mdleje, budzi si臋 w 艂贸偶ku Terryr17;ego, wymiana zda艅, zn贸w mdleje.
To potwornie ma艂o (o jako艣ci za chwil臋). Rozdzia艂 powinien mie膰 jak膮艣 konkretn膮 tre艣膰 - ta tutaj to zaledwie zacz膮tek tre艣ci. W efekcie rozdzia艂 wygl膮da jak urwany - nawet nie w po艂owie - i pozostawia mnie jako czytelniczk臋 z wypisanym na twarzy: "Ale gdzie tre艣膰? ". Nie przedstawi艂a艣 niczego, co by przykuwa艂o uwag臋 lub sprawia艂o, 偶e zako艅czenie trzyma w napi臋ciu i wywo艂uje pragnienie jak najszybszego przeczytania kolejnej cz臋艣ci. Niestety, po przeczytaniu tego rozdzia艂u nie mam najmniejszej ochoty czyta膰 nast臋pnego.
J臋zykowo: masz kiepski styl, nu偶膮cy, a chyba szczeg贸lnie irytuj膮ce s膮 r贸wnowa偶niki zda艅, kt贸re nie w艂膮czaj膮 si臋 w reszt臋 zda艅 harmonijnie, tylko sprawiaj膮 wra偶enie nieporadno艣ci w prowadzeniu p艂ynnej wypowiedzi. Jest kilka b艂臋d贸w ortograficznych i sporo interpunkcyjnych (brakuje tych przecink贸w szalenie). Liczby w tek艣cie literackim zapisuje si臋 s艂ownie - poza pewnymi wyj膮tkami, ale godziny akurat nie wygl膮daj膮 dobrze jako cyfry. Czemu cz臋艣膰 dialog贸w jest zapisana kursyw膮? W pewnej chwili pomy艣la艂am, 偶e mo偶e to sugestia, 偶e Lee ma zwidy, ale szybko odrzuci艂am t臋 wersj臋.
Nazwisko profesora powinna艣 odmienia膰 - "Strawbry" jak "Terry" (tego ostatniego jako艣 odmieniasz!). Wiem, 偶e to nie jest polskie nazwisko, ale w j臋zyku polskim si臋 je odmienia, i tyle. A w og贸le Strawbry czy Strawby? W tek艣cie pojawiaj膮 si臋 obie formy.
W pewnej chwili sprawi艂a艣, 偶e skoczy艂o mi ci艣nienie. Skr贸t w opowiadaniu?! "Profesor", nie 偶aden "prof." - "prof." to si臋 w indeksie, recenzji, informacji konferencyjnej i tym podobnych pisze, nie w tek艣cie literackim.
Jakie jest uzasadnienie angielskiego tytu艂u? Czy to jaki艣 cytat, nawi膮zanie, parafraza? Czy po prostu moda na angielszczyzn臋?
Merytorycznie plus fabularnie: gdybym mia艂a powiedzie膰, o czym przeczyta艂am, powiedzia艂abym tak: przeczyta艂am o mdlej膮cym co chwila ch艂opaku, kt贸ry ma profesora z tandetnego ameryka艅skiego sitcomu i spotyka ma艂o rozgarni臋tego pilota. Chyba nie o to Ci chodzi艂o, prawda? Tekst nie wygl膮da mi na SF - w tej chwili, przykro mi to m贸wi膰, nie wygl膮da na nic.
Lee zachowuje si臋 jak dziewi臋tnastowieczna panienka na wydaniu - a nawet osiemnastowieczna, taka z romansu sentymentalnego. Podsumujmy jego posta膰: wiemy, 偶e s膮 przeciwwskazania fizyczne, by by艂 kosmonaut膮, dobrze - ale nie by艂o nic m贸wione o tym, 偶e co chwila mdleje. Gdyby to by艂a jaka艣 oznaka jego problem贸w zdrowotnych lub taka dziwna reakcja organizmu na stres, to nie czepia艂abym si臋 mdlenia. Czepia艂abym si臋 jego przysz艂ej pracy - w艂a艣ciwie ka偶dej pracy - bo co to za mechanik, kt贸ry na s艂owa "Mamy problem, rakieta nam si臋 zaraz rozwali!", zamiast rzuci膰 si臋 do pracy - mdleje? Je偶eli natomiast to nie s膮 kwestie zdrowotne, to mdlenie Lee stanowi koszmarn膮 klisz臋 (rodem chyba z mang yaoi). Czemu on mdleje? Bo zobaczy艂 przystojnego pilota - i zn贸w zobaczy艂 przystojnego pilota?
(Moja ch臋膰 wyci膮gni臋cia czegokolwiek z tekstu proponuje, 偶eby zastanowi膰 si臋, czy nie stoimy przed dopiero czekaj膮c膮 na odkrycie chorob膮 Lee lub jak膮艣 zwi膮zan膮 z tym mdleniem tajemnic膮, ale jako艣 tej ch臋ci nie dowierzam).
Terry przypomina mi nie doros艂ego pilota, tylko nastolatka. Przyg艂upiego w dodatku. Dlaczego nastolatka? T艂umaczy si臋 jak przy艂apany na 艣ci膮ganiu gimnazjalista, rozmawia na tym samym poziomie. Dlaczego przyg艂upiego? Je偶eli kto艣 obcy mdleje w Twoim towarzystwie, to najpierw si臋 pr贸buje omdla艂ego ocuci膰 - ocucenie kogo艣, kto zemdla艂 z emocji, raczej nie trwa d艂ugo. Je偶eli omdla艂y nie przytomnieje d艂u偶szy czas - a troch臋 czasu przewiezienie z uczelni do domu zaj膮膰 musia艂o - to wzywa si臋 lekarza, bo diabli wiedz膮, co si臋 w艂a艣ciwie sta艂o. Je偶eli doros艂y facet zabiera do siebie kogo艣, kto zemdla艂, i po prostu k艂adzie go do 艂贸偶ka, i jeszcze pozwala mu trwa膰 w tym stanie ni to omdlenia, ni to snu a偶 do po艂udnia - zdecydowanie jest przyg艂upim facetem.
Profesora Strawb(r)yr17;ego zostawi艂am sobie (ze wzgl臋d贸w osobistych) na koniec, bo to taki smaczek, 偶e mo偶na si臋 ud艂awi膰. Na lito艣膰 bosk膮, to ma by膰 doros艂y facet, do tego naukowiec, wyk艂adowca i... dziekan??? (Trzy znaki zapytania konieczne, bo mnie zamurowa艂o).
A w og贸le, na marginesie: dziekan jakiego wydzia艂u? Bo w Twoim tek艣cie zabrzmia艂o to tak, jakby艣 pisa艂a o rektorze, i to tym g艂贸wnym. Mo偶emy wzi膮膰 pod uwag臋 specyfik臋 wy偶szego szkolnictwa w poszczeg贸lnych krajach (cho膰 gdy poczyta艂am przed chwil膮 troch臋 o stanowisku dziekana w innych krajach, zorientowa艂am si臋, 偶e moje pytanie nadal jest zasadne). Problem w tym, 偶e nie mam poj臋cia, gdzie si臋 dzieje akcja. Angielsko brzmi膮ce imiona jeszcze niczego nie okre艣laj膮.
Wracaj膮c do profesora: doros艂y cz艂owiek, naukowiec, wyk艂adowca, dziekan - i zachowuje si臋 jak rozchichotana (stereotypowa) siksa? To ma by膰 ta "偶yleta"? Chyba 偶e przez poj臋cie "偶yleta" Lee rozumie "osobnik bez pi膮tej klepki, zachowuj膮cy si臋 jak skrzy偶owanie nastolatka z pedofilem". Bo niestety tak wygl膮da w tym rozdziale obraz profesora Strawb(r)yr17;ego.
(M贸wi膮c szczerze, zachowanie profesora nie razi tylko w jednym wypadku: gdyby zestawi膰 jego zachowanie z zachowaniem siostrze艅ca i uzna膰, 偶e w ich rodzinie taka przyg艂upiasto艣膰 jest wrodzona).
No i to "oburzenie, 偶e nie zna pan mojego siostrze艅ca". Je偶eli to mia艂 by膰 偶art, to bardzo kiepski. Je偶eli to by艂o na powa偶nie, to brak mi s艂贸w.
Nie przecz臋, 偶e mog膮 by膰 tacy wyk艂adowcy - ale, po pierwsze, zachowanie profesora zupe艂nie nie pasuje do tego, jak go nam przedstawia wcze艣niej Lee w swoich my艣lach, a dwa - taki cz艂owiek piastuj膮cy stanowisko dziekana by艂by o艣mieszeniem dla uczelni. Na tej "jednej z najbardziej renomowanych uczelni w kraju" naprawd臋 zastanawialiby si臋 nad tym, kogo wybiera膰 na dziekan贸w. A je艣li ju偶 wybrali kogo艣 takiego, to fakt ten powinien zosta膰 jako艣 w tek艣cie wyja艣niony - a wcze艣niej zasygnalizowany. Po pocz膮tkowej uwadze "偶yleta" naprawd臋 spodziewa艂am si臋 spotkania z profesorem-koszmarem ze studenckich sn贸w, a dosta艂am co艣 takiego...
Wiesz, z kim mi si臋 ten profesor od razu skojarzy艂? Podejrzewam, 偶e nie czyta艂a艣 "Trans-Atlantyku" Gombrowicza - ale Tw贸j Strawb(r)y to dla mnie bardzo marna podr贸bka Gonzala. R贸偶nica polega na tym, ze posta膰 Gonzala mia艂a sens.
Co do numeru telefonu: tak jak nie rozdaje si臋 studentom numer贸w wyk艂adowc贸w, tak nie rozdaje si臋 wyk艂adowcom numer贸w student贸w (na moim wydziale na przyk艂ad praktyka wygl膮da nast臋puj膮co: pani z sekretariatu wybiera numer i oddaje s艂uchawk臋 wyk艂adowcy). Numer m贸g艂 przekaza膰 starosta, ale po co robi膰 z tego tajemnic臋? A zachowanie profesora budzi tylko podejrzenia wywo艂uj膮ce niesmak. 艢ci膮ganie studenta w 艣rodku nocy na uczelni臋 te偶 jest bez sensu - i te偶 budzi podejrzenia. Lee musi by膰 i bardzo nieasertywnym, i bardzo g艂upkowatym osobnikiem, skoro z miejsca grzecznie drepcze na wyznaczone miejsce. I jako艣 nie t艂umaczy go fakt, 偶e pisze o tego cz艂owieka prac臋 (licencjat? Te偶 mam w膮tpliwo艣ci, jak Lionka. I u profesora? Tym bardziej mam w膮tpliwo艣ci).
Hm, a mo偶e by tak wzi膮膰 pod uwag臋 zdanie studenta? Profesor m贸g艂 zaproponowa膰, co zaproponowa艂, jasne - ale nie na zasadzie "O, m贸j siostrzeniec si臋 nudzi, to panu pomo偶e, nie ma pan nic do gadania". Chyba 偶e to mia艂o pokaza膰, jak膮艣 to "偶ylet膮" jest Strawb(r)y, ale taka wersja te偶 nie przekonuje.
Dlaczego niby temat Lee jest 艣mieszny? On ju偶 teraz nie jest 艣mieszny (powiedzia艂abym, 偶e ju偶 艂adny kawa艂 czasu nie jest) - a przecie偶 to, co m贸wi Terry, tylko podkre艣la brak tej 艣mieszno艣ci.
Opisy? Gdzie s膮 opisy? Zielone oczy Terryr17;ego i d臋bowe drzwi biblioteki nie wystarczaj膮 za opisy. M贸wi膮c szczerze, brak opis贸w to jedyne, co wywo艂uje skojarzenia z przestrzeni膮 kosmiczn膮: czu艂am si臋 jak zawieszona w pr贸偶ni, je艣li chodzi o mo偶liwo艣膰 wyobra偶enia sobie miejsc, w kt贸rych rozgrywaj膮 si臋 wydarzenia.
Podsumowuj膮c: uwa偶am, 偶e Tw贸j tekst ma wielkie braki pod wzgl臋dem fabularnym, merytorycznym i j臋zykowym. Nie mog臋 nawet powiedzie膰, 偶e sam pomys艂 jest interesuj膮cy, bo nie widz臋 tu 偶adnego pomys艂u - co jest win膮 r贸wnie偶 tak kr贸tkiego rozdzia艂u. Chyba 偶e pomys艂em ma by膰 sparowanie Lee z Terrym, ale to jako pomys艂 jest koszmarnie ma艂o zadowalaj膮ce.
Radzi艂abym Ci napisa膰 ten rozdzia艂 jeszcze raz: popraw j臋zyk, przemy艣l dok艂adnie kreacj臋 postaci (we藕 pod uwag臋 mi臋dzy innymi wiek, do艣wiadczenia 偶yciowe, zajmowane stanowiska - to si臋 odnosi do tego nieszcz臋snego profesora), pomy艣l, co dok艂adnie chcesz przedstawi膰 w rozdziale (i ca艂ym tek艣cie). Opisy, opisy! Zrezygnuj z tego mdlenia - i pchania bohatera do 艂贸偶ka drugiego bohatera od pierwszego wejrzenia. Je偶eli natomiast ten rozdzia艂 zostanie, jaki jest, to zastosuj moje rady przy kolejnym: konkretna tre艣膰 w tek艣cie, opisy, realizm psychologiczny, praca nad j臋zykiem (wyra藕nie potrzebujesz s艂ownika i bety), staranna, sensowna, wiarygodna kreacja bohater贸w, przedstawienie (te偶 wiarygodne i sensowne) ich psychiki, unikanie klisz. Klisze poznasz po tym, 偶e s膮 takim zagraniem fabularnym, kt贸re znasz ze sterty mang/anime/seriali i wykorzystujesz wr臋cz odruchowo, dlatego 偶e "przecie偶 wsz臋dzie/cz臋sto jest taka scena".
Czeka Ci臋 du偶o pracy, i to - s膮dz膮c po zaprezentowanym rozdziale - ci臋偶kiej. Ale w nowym, dopiero rozpoczynaj膮cym si臋 roku 偶ycz臋 Ci du偶o ch臋ci i si艂 do tej pracy, bo naprawd臋 warto j膮 podj膮膰. |
|
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, 縠by m骳 dodawa komentarze.
|
Oceny |
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym U縴tkownikiem? Kilknij TUTAJ 縠by si zarejestrowa.
Zapomniane has硂? Wy渓emy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze sta艂e, cykliczne projekty

|
Tu jeste艣my | Bannery do miejsc, w kt贸rych mo偶na nas te偶 znale藕膰

|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|