The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Marca 29 2024 09:35:46   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Szach mat 25
Kiedy wrócili do domu, Sanus od razu pobiegł do dzieci. Cicho zajrzał do obu kołysek. Na szczęście dzieci spały spokojnie, a jedna z opiekunek czuwała przy nich zapełniając płynący czas haftowaniem. Sanus uśmiechnął się, pocałował czule dzieci, poprawił im kołderki i wyszedł po cichu z komnaty. Przeszedł do sypialni. Usiadł na łóżku i zdejmując buty powiedział:
- Dzieci śpią spokojnie. Uch, jaki zmęczony jestem. To jednak był męczący dzień. -Nagle poczuł jak Lantar obejmuje go od tyłu i zaczyna całować po szyi.
- Kochaj się ze mną -wyszeptał żołnierz wsuwając ręce pod szatę ukochanego.
- Daj spokój, zmęczony jestem -odparł Sanus jednocześnie odpychając ręce małżonka. Jednak ten nie przestawał, a jego pocałunki stały się bardziej natarczywe. -Przecież powiedziałem, że jestem zmęczony! -wykrzyknął Sanus i odpychając małżonka podniósł się gwałtownie z łóżka.
- Dlaczego nie chcesz? Zapytał Lantar dziwnym głosem. -Już mnie nie kochasz? A może wolałbyś, żeby na moim miejscu był ten fircyk Manastri?
- Co za głupoty gadasz? -Sanus zdenerwował się. -Za dużo wina chyba wypiłeś.
- W takim razie kochaj się ze mną, teraz -Lantar przeszedł przez łóżko i objąwszy doradcę, zaczął go na nowo całować.
- Powiedziałem wyraźnie, że nie chcę! -krzyknął Sanus i spoliczkował Lantara. Ten tylko złapał się za policzek i spojrzał na małżonka zranionym wzrokiem.
- Pójdę spać do innej komnaty -powiedział w końcu i wyszedł.
Sanus chciał go zatrzymać, biec za nim i wyjaśnić całe to nieporozumienie, ale zanim przeszło mu zdumienie, nie było już w ogóle słychać kroków Lantara. Popatrzył na drzwi, nie mogąc uwierzyć w to co się stało. Dlaczego, ten łagodny i czuły mężczyzna, stał się nagle taki... nie potrafił znaleźć odpowiedniego słowa, ale wiedział na pewno, że ten Lantar jakiego zobaczył dzisiaj, stanowczo mu się nie podoba. Niestety był zbyt zmęczony by się nad tym dłużej zastanawiać. Rozebrał się szybko i położył spać. Zanim zasną pomyślał, ze rano porozmawia z Lantarem i wszystko wyjaśni.
Kiedy rano wszedł do komnaty, w której zwykle jedli posiłki, zdziwił się widząc tylko nakryte dla jednej osoby.
- Lantar już jadł? -spytał służącego.
- Jego miłość nie jadł nic z rana. Bladym świtem wsiadł na konia i wyjechał.
- Dokąd? -zaniepokoił się Sanus.
- Nie wiem, wasza miłość. Pan nic nie powiedział.
- Miał jakiś bagaż ze sobą?
- Nie, wasza miłość.
A więc pojechał na zwykła przejażdżkę. Sanus odetchnął z ulgą i zabrał się za śniadanie. Po skończonym posiłku poszedł do dzieci. Zabawa z nimi tak go zajęła, że przestał myśleć o Lantarze. Dopiero gdy przy popołudniowym posiłku znowu zobaczył nakrycia tylko dla jednej osoby, zaniepokoił się.
- Lantar nie będzie jadł?
- Jego miłość jeszcze nie wrócił, wasza miłość -odparł służący.
- Jak to, nie wrócił? -serce zaczęło mu bić jak oszalałe.
- Po prostu nie wrócił, wasza miłość.
- A jeżeli coś mu się stało? -zaniepokoił się Sanus i powiedział do służącego -wezwij do mnie majordomusa.
Służący ukłonił się i wyszedł. Chwilę potem do komnaty wszedł majordomus.
- Wasza miłość wzywał mnie? -spytał kłaniając się.
- Podobno Lantar jeszcze nie wrócił?
- Bardzo mi przykro, wasza miłość, ale to prawda.
- Wiesz może gdzie on mógł pojechać?
- Niestety nie, wasza miłość. Jego miłość nic nie wspominał o celu swojej podróży.
- A jak był ubrany?
- Zwyczajnie, wasza miłość. To znaczy tak samo jak zawsze, gdy wyjeżdżał na konne przejażdżki.
- Więc to może tylko kolejna konna przejażdżka, tylko dlaczego tak długo nie wraca? Wiesz może, gdzie on zwykle jeździł?
- Bardzo mi przykro, wasza miłość, ale nie wiem.
Sanus przez chwilę milczał, jakby nad czymś się zastanawiał, w końcu powiedział:
- Możesz odejść.
Majordomus skłonił się i bez słowa wyszedł z komnaty. Sanus próbował skupić się na posiłku, ale zdenerwowanie tak bardzo ścisnęło mu gardło, ze ni był w stanie nic przełknąć. Zrezygnował więc zupełnie z jedzenia. Ponieważ dzieci spały, wiec dla zabicia czasu postanowił poczytać księgi, ale niepokój o ukochanego nie pozwalał mu się skupić na tekście. Zdenerwowany zaczął chodzić tam i z powrotem, nerwowo przygryzając wargę. Nie mogą znaleźć sobie miejsca zaczął chodzić po komnatach, jakby czegoś szukał. I tak zeszło mu aż do wieczora.
Kiedy już ciemność spowiła wszystko, Sanus wyszedł na dziedziniec i z szalejącym z niepokoju sercem wpatrywał się w bramę, mając nadzieję, że za chwilę ujrzy w niej ukochanego.
W końcu jego nadzieja spełniła się. Nagle usłyszał odgłos, jakby jakiś konny zbliżał się, potem zobaczył zarys postaci na koniu, w bramie, a gdy postać wjechała w zasięg światła rzucanego przez pochodnie, zobaczył iż tą postacią jest Lantar. Odetchnął z ulgą i podbiegł do ukochanego.
- Gdzie byłeś tak długo? Martwiłem się o ciebie.
Lantar bez słowa zsiadł z konia i ruszył w stronę pałacyku, zupełnie ignorując Sanusa.
- Lantar, co się dzieje?! -krzyknął doradca, łapiąc żołnierza za rękaw. -Dlaczego mnie ignorujesz?
Żołnierz zatrzymał się i zaczął się powoli odwracać, jednak w ostatniej chwili zrezygnował i wyszarpnąwszy rękę z uścisku ruszył dalej.
- Dlaczego? -wyszeptał Sanus, a w jego oczach pojawiły się łzy. -Co się stało? -I dlaczego od Sanusa czuć był tak intensywnie alkohol? Niestety Sanus nie uzyskał odpowiedzi na te pytania, ani dzisiaj, ani w ciągu kolejnych kilku dni.
Następne dni wyglądały tak samo: oddzielne sypialnie, tajemnicze wyjazdy Lantara o świtaniu i powroty o zmierzchu, niepokój Sanusa i ciągle milczenie żołnierza, oraz unikanie rozmów. Nie wiadomo jak długo by to trwało, gdyby któregoś dnia nie przyszło do Lantara pismo z pałacu. Przeczytawszy je bez słowa spakował kilka najpotrzebniejszych rzeczy i wyruszył w drogę. I mimo iż z pisma nie wynikało co jego wysokość chce od jego małżonka, to jednak tym razem Sanus był spokojny, bo wiedział, gdzie tamten się udaje. Miał nadzieję, że jak Lantar wróci, to będzie mógł w końcu wyjaśnić wszystko.

***

- Bardzo jesteś zajęty, kochanie? -Kirim wszedł do sali obrad, w której król siedział nad jakimiś papierami.
- Trochę, a co? -mruknął Akirin, nie podnosząc głowy.
- Mógłbyś na to spojrzeć? -Kirim podsunął królowi pod nos jakiś pergamin.
- A co to jest? -zainteresował się król biorąc pergamin do ręki.
- List od Sanusa.
- Od Sanusa? A cóż on takiego pisze ciekawego?
- Ściślej mówiąc, to od jego majordomusa.
- A cóż w nim jest takiego ciekawego, ze aż mi go pokazujesz?
- Przeczytaj, to się dowiesz.
Akirin zagłębił się w treść pisma.

Uniżenie proszę o łaskę Waszej Wysokości, iż tak marny sługa jak ja ośmiela się zwracać do Waszej Wysokości, ale w grę wchodzi dobro moich państwa. Ośmieliłem się napisać do Waszej Wysokości, gdyż jego miłość zawsze wyrażał się o Waszej Wysokości z szacunkiem i nieraz powtarzał, jak Wasza Wysokość bardzo mu pomógł dawnymi czasy.

Akirin uśmiechnął się pod nosem.
- No, no. Ciekawe coś ty takiego zrobił, że aż Sanus tak cię wychwala.
- Nie ważne -mruknął zawstydzony Kirim. -Czytaj dalej.

Moi państwo bardzo się kochają i wraz z dziećmi tworzą szczęśliwą rodzinę. Niestety od jakiegoś czasu Jego Miłość, Pan Lantar codziennie wyjeżdża o świtaniu i wraca późnym wieczorem mocno pijany, a Jego Miłość, Pan Sanus, chodzi osowiały, nie zajmuje się w ogóle dziećmi, a w nocy często nie śpi, tylko płacze. Ponieważ wszyscy, znaczy cała służba, bardzo kochamy naszych państwa i nie możemy już patrzeć jak bardzo nieszczęśliwi są, dlatego też uniżenie proszę Waszą Wysokość o pomoc w rozwiązaniu tego problemu, żeby radość znowu zawitała do tego domu, gdyż my, prości służący, nie jesteśmy w stanie pomóc naszym państwu.
Uniżenie i z pokorą proszę o pomoc.
Majordomus Jaśnie Wielmożnych Państwa Lantara i Sanusa Sonus
Arsene Worelan


- Głupek -mruknął Akirin, kiedy już skończył czytać.
- Słucham? -zdziwił się Kirim.
- To nie do ciebie, kochanie -odparł król i zaczął grzebać między papierami, mrucząc przy okazji: - gdzieś tu powinien jeszcze być jakiś. O jest! -wyciągnął czysty pergamin i zaczął coś na nim pisać, a kiedy skończył, poskładał go, zalakował, odbił na laku królewską pieczęć i zaklaskał w dłonie. -Niech goniec natychmiast zaniesie to pismo do posiadłości hrabiego Sonusa i ma nie wracać bez odpowiedzi -powiedział, kiedy w drzwiach ukazał się służący.
- Jak wasza wysokość każe -służący ukłonił się, wziął pismo i wyszedł.
- Co wymyśliłeś? -zaciekawił się Kirim.
- Wychodzi na to, ze jest tak jak myślałem -westchnął król opierając się o oparcie krzesła na którym siedział.
- A tak bardziej konkretnie?
- Hrabia Manastri wrócił zza granicy.
- No zgadza się, ale co to ma do rzeczy?
- Podobno to niezły podrywacz.
- Też słyszałem takie plotki.
- To chyba jednak nie są plotki -westchnął król. -Na przyjęciu urodzinowym naszej córki hrabia bawił się z Sanusem zdecydowanie dużo częściej niż z innymi. Musiało się to niezbyt podobać Lantarowi i pewnie pokłócili się o to i nie mogą się dogadać.
- Wiec co teraz?
- Wysłałem pismo do Lantara, że ma natychmiast do mnie przyjechać. Ja pogadam z nim, a w tym samym czasie ty porozmawiasz z Sanusem.
- Ja? -zdumiał się Kirim.
- No przecież nie ja -mruknął Akirin. -Ty się z nim lepiej znasz, poza tym Sanus darzy cię szacunkiem, no chyba, że ten majordomus napisał nieprawdę -mruknął i spojrzał z ukosa na małżonka, który dziwnie się zmieszał.
- No wiesz, pomogłem mu kiedyś -bąknął Kirim. -Nie sądziłem, ze potraktuje to tak poważnie. Dla mnie nie było to nic wielkiego.
- Widocznie dla niego było. Nie ważne. W każdym razie Lantar przyjedzie do mnie, a ty pojedziesz do Sanusa. I zabierz ze sobą dzieci.
- A po co? -zdumiał się.
- A nie będziesz za nimi tęsknił? Nie wiadomo ile może nam to zająć. Dopóki tego nie rozwiążemy ty zostaniesz u Sanusa, a Lantar tutaj. A gdyby dzieci zostały ze mną to przez cały dzień były by tylko z opiekunkami, a tego wolałbym uniknąć. Od tego mają rodziców żeby się nimi zajmowali, a ja i bez tego mam wystarczająco na głowie.
- Rozumiem, jak zawsze zapracowany -Kirim uśmiechnął się i objąwszy małżonka pocałował go w skroń. -Ale wiesz, będę za tobą strasznie tęsknił.
- Jakoś wytrzymasz -odparł król łagodnie, obejmując Kirima. -Chyba chcesz żeby twój przyjaciel był szczęśliwy, prawda?
- I za to cię kocham -objął Akirina jeszcze bardziej i przycisnął do piersi, jednocześnie zatapiając twarz w jego włosach -zawsze myślisz o innych.
- No oczywiście, od tego przecież jest król.
- To może teraz pomyślisz o mnie? Skoro mam jechać na nie wiadomo jak długo... - zaczął Kirim jednocześnie przybliżając usta do ust Akirina.
- Nie teraz kochanie -odparł król -ale pomyślę o tobie wieczorem, w łóżku, co ty na to?
- Znaczy, że dzisiaj przyjdziesz wcześniej spać?
- Oczywiście -król uśmiechnął się. -Specjalnie dla ciebie pokończę wszystko tak żebyśmy mogli razem zjeść kolację, posiedzieć trochę przy kominku i zasnąć razem. A rano zabierzesz dzieci i pojedziesz do Sanusa. Pasuje ci tak?
- Oczywiście -Kirim uśmiechnął się ciepło.
- W takim razie nie zawracaj mi już głowy, bo mam jeszcze sporo papierów do przejrzenia.
- Będę czekał z niecierpliwością -odparł Kirim, pocałował Akirina w usta i wyszedł.
- Żeby tylko z tego czekania nie wyszło kolejne dziecko -mruknął Akirin i wrócił do przeglądania papierów.
Zgodnie z obietnicą Akirin pozałatwiał wszystkie państwowe sprawy przed wieczornym posiłkiem, że nawet zdążył się pobawić z dziećmi, a gdy zmęczone usnęły, oddał je pod opiekę opiekunek i zajął się małżonkiem. Zajął się tak intensywnie, że gdy rano Kirim wyjeżdżał z pałacu, to poruszał się o wiele wolniej niż zazwyczaj, jakby miał problemy z chodzeniem i przez cały czas ziewał, co wzbudzało chichoty służących, które szeptały coś o wyjątkowo dużej sile witalnej króla oraz o intensywności jego uczucia do królewskiego małżonka, która nie słabła, a wręcz zdawała się rosnąć i rosnąć.
Ledwie karoca zniknęła za horyzontem, a już zebrani na dziedzińcu mogli usłyszeć tętent końskich kopyt, a chwilę potem zobaczyli dwóch jeźdźców. Stanęli w pewnej odległości zatrzymani przez królewską straż przyboczną, a gdy zsiedli z koni, po krótkiej rozmowie z dowódcą zostali dopuszczeni przed królewskie oblicze. Pierwszy z nich podbiegł, uklęknął na jedno kolano i spuszczając głowę powiedział:
- Proszę mnie ukarać, wasza wysokość, nie byłem w stanie należycie wypełnić powierzonego mi zadania. -To był posłaniec wysłany poprzedniego dnia do posiadłości hrabiego Sonusa.
- Ile razy mam ci powtarzać, że to nie twoja wina -odezwał się drugi z jeźdźców podchodząc powoli. -Cześć, Akirin -uśmiechnął się do króla.
- Wypełniłeś należycie moje polecenie, możesz odejść -król poklepał posłańca uspokajająco pora mieniu.
- Dziękuję, wasza wysokość -odparł posłaniec i nie podnosząc wzroku odszedł.
- Wybacz, ze dopiero teraz przyjechałem, ale wczoraj wieczorem, jak przybył ten twój posłaniec, byłem z lekka niedysponowany -odezwał się drugi z jeźdźców.
Król podszedł do niego i bez słowa walnął go pięścią w nos, że aż poleciał do tyłu i wylądował plecami na ziemi.
- A to za co? -jęknął podnosząc się.
- Za to że jesteś idiotą, Lantar -odparł król spokojnie i odwrócił się. -Za mną -rzucił w powietrze i ruszył przed siebie. Lantar bez słowa wstał i sprawdzając stan nosa ruszył posłusznie za królem.
- Rozumiem, że jesteś na mnie o coś wściekły, ale musiałeś aż tak walić? Nos mi prawie złamałeś -mruknął Lantar, kiedy podążali pałacowymi korytarzami do królewskiej komnaty. Akirin nie odpowiedział.
Weszli do komnaty. Akirin podszedł do stołu i nalał do jednego ze stojących na nim kielichów trunek ze znajdującego się tam również dzbana.
- Napijesz się?
Lantar przyjął kielich, a Akirin nalał drugi dla siebie.
- Tfu! Sok? -Lantar wziął ogromny łyk, ale szybko wszystko wypluł. -Dałbyś lepiej jakiegoś winna.
- Nie uważasz, ze już ci wystarczy wina? Ostatnimi dniami nie robisz nic innego tylko upijasz się.
Lantar popatrzył zdumiony na króla.
- Skąd ty o tym wiesz? -wystękał.
- Jestem królem, muszę wiedzieć dużo rzeczy.
- Przerażasz mnie -hrabia z wrażenia aż usiadł.
- Dobra, to gadaj.
- Co? -zdziwił się.
- Co jest grane.
- A co ma niby być grane? Wszystko w porządku.
- Nie denerwuj mnie głupku -warknął Akirin.
- Głupek? A jeszcze niedawno byłem idiota -próbował dowcipkować Lantar. Przeraził go wyraz twarzy przyjaciela i nie wiedział co powiedzieć.
- Więc?
- Nie wiem co ty chcesz ode mnie -mruknął Lantar. Akirin tylko westchnął. Już chciał coś powiedzieć, gdy nagle otworzyły się drzwi i do komnaty wszedł służący.
- Czego chcesz? -warknął król. -Nie widzisz, ze jestem zajęty?
- Proszę o wybaczenie, wasza wysokość, ale przybyło poselstwo z królestwa Sarbandy.
Akirin westchnął.
- Cholera, zupełnie o nich zapomniałem. Masz szczęście, że muszę się z nimi spotkać -zwrócił się do Lantara -ale ta rozmowa i tak cię nie ominie. I lepiej przemyśl co masz mi do powiedzenia. Zaprowadźcie hrabiego Sonusa do jego komnaty -rzucił do służącego, gdy wychodził z komnaty. Ten tylko ukłonił się, a kiedy został sam z hrabią, odezwał się:
- Wasza miłość zechce pójść za mną. Zaprowadzę do komnaty, którą jego wysokość kazał przygotować dla waszej miłości.
- Chyba nie mam wyjścia, co? -Lantar westchnął i posłusznie poszedł za służącym.
Przeszli przez kilka korytarzy, aż w końcu służący otworzył jakieś drzwi i kłaniając się nisko przepuścił Lantara.
- Czy wasza miłość ma jakieś życzenia? Jego wysokość kazał spełnić wszystkie życzenia waszej miłości.
- Przynieś mi wina.
- Z wyjątkiem tego, wasza miłość -odparł służący.
Lantar tylko wściekle syknął.
- W takim razie nic nie chcę, możesz odejść.
Służący ukłonił się i bez słowa wyszedł. Lantar rozejrzał się po komnacie, nie było w niej nic szczególnego. Zajrzał do szafy. Wszystkie jego ubrania, jakie na chybcika upchnął w sakwie podróżnej były pokładane. Podszedł do okna, ale stwierdziwszy, ze nie ma nic ciekawego w ogrodzie usiadł na łóżku. Siedział przez chwilę nieruchomo, potem położył się i zamknął oczy. Jednak wstał po chwili i szybkim krokiem ruszył w stronę drzwi. Wyszedł z zamku i skierował się w stronę koszar. Tak jak się spodziewał, dawni koledzy przyjęli go nad wyraz serdecznie, a co najważniejsze, nie żałowali wina i innych mocnych trunków. Przy drugim z kolei dzbanie zapomniał o swoich problemach i o królu.

***

Nadeszła pora wieczornego posiłku, kiedy w końcu Akirin pozałatwiał wszystkie państwowe sprawy. Miał nadzieję, że szybko załatwi sprawę z przedstawicielami z Sarbandy i będzie mógł wrócić do przerwanej rozmowy z Lantarem. Niestety okazało się iż posłowie byli nie w ciemię bici i rozmowy przedłużyły się tak, że nie miał nawet czasu na zjedzenie popołudniowego posiłku, nie wspominając o rozmowie z Lantarem. Westchnął ciężko i udał się do komnaty przyjaciela. Zapukał, ale nie otrzymał odpowiedzi. Odczekał chwilę i znowu zapukał. I znowu odpowiedziała mu cisza. Wszedł do środka i stwierdził, ze nikogo nie ma w komnacie.
- Cholera, gdzie on znowu polazł? -mruknął. Chwilę postał zastanawiając się intensywnie, aż w końcu wyszedł z komnaty. Ruszył w stronę koszar.
Mimo iż już się zmierzchało, to w koszarach wrzało jeszcze niczym w ulu. Jednak na widok króla wszyscy bez wyjątku porzucili to co robili i zaczęli klękać nisko skłaniając głowy.
- Gdzie on jest? -warknął król rozglądając się w koło.
Jeden z żołnierzy wskazał niepewnie ręką na jeden z baraków. Akirin bez słowa ruszył w tamtym kierunku. Kiedy wszedł do środka zobaczył porozwalane wszędzie puste dzbany i mniej lub bardziej pijanych żołnierzy. Ruszył powoli przed siebie, uważając, by nie nadepnąć na nic ani na nikogo, ignorując zupełnie żołnierzy, zarówno tych którzy próbowali klęknąć przed nim tak, żeby się nie przewrócić, jak i tych którzy próbowali obudzić śpiących kompanów, by zmusić ich do okazania szacunku własnemu władcy. W końcu dostrzegł tego, którego szukał. Leżał na jednej z pryczy czule obejmując pusty dzban po winie. Akirin zabrał dzban i nie bawiąc się w subtelności, po prostu go wyrzucił, następnie przewrócił Lantara na plecy i poklepał go po policzku, a gdy nie dało to rezultatu, walnął go raz i drugi.
- Obudź się, moczymordo.
Niestety to też nie pomogło. Lantar tylko coś wymamrotał i spał dalej. Akirin westchnął. Zarzucił przyjaciela na ramię i ruszył do wyjścia. Kiedy wyszedł na dziedziniec, zawołał:
- Dowódca do mnie! -Sekundę potem klęczał przed nim jeden z żołnierzy. -Każdy, kto brał udział w tej libacji nie dostanie żołdu przez miesiąc, a ty, za to, ze na nią pozwoliłeś, nie dostaniesz żołdu przed dwa miesiące. Zrozumiałeś?
- Zrozumiałem, wasza wysokość! -odkrzyknął żołnierz.
- To dobrze. Mam nadzieję, że to was czegoś nauczy. A na przyszłość, jeżeli jeszcze raz dowiem się, ze któryś z żołnierzy pił alkohol z hrabią Sonusa, to wyciągnę bardziej poważne konsekwencje niż brak żołdu. I macie jeszcze dzisiaj posprzątać ten chlew. -I nie czekając na reakcję żołnierza odszedł.
Wszedł do komnaty Lantara i nie bawiąc się subtelności zrzucił swój bagaż na łóżko, ale żołnierz tylko coś wymamrotał i dalej spał. Akirin westchnął i zabrał się za rozbieranie go. Na koniec ułożył go i przykrył kołdrą.
- Sanus... - wyszeptał nagle Lantar.
Akirin pochylił się nasłuchując.
- Sanus, proszę, nie zostawiaj mnie -wyszeptał Lantar, a spod jego powiek pociekły łzy.
- Jeżeli dalej się tak będziesz zachowywał, to on faktycznie cię kiedyś zostawi, głupku -mruknął Akirin i zgasiwszy lampkę oliwną wyszedł z komnaty.



CDN










Komentarze
Floo dnia grudnia 31 2011 22:30:45
Heh, Lantyar topi smutki w kielichu. Nie myślałam że on się tak załamie... już prędzej że coś komuś połamie. Akirin był boski. Zachował się jak król wydając polecenie Kirimowi... inna kwestia że szkoda mi Kirima. Biedak ma teraz Akirima tak rzadko dla siebie. Król wiecznie zajęty, dziećmi mało się zajmuje... Kirim został kurą domową =.=

"- Żeby tylko z tego czekania nie wyszło kolejne dziecko r11; mruknął Akirin iw rócił do przeglądania papierów.'-i kto to niby mówi?! Przecież to przez niego Kirim zaszedł w ciąże i sam też to łyknął bez konsultacji smiley

Majordomus ma u mnie wielkiego plusa za odwagę smiley ja bym się bała pisać list do Kirima.
A Lantarowi należał się cios... przepraszam ciosy! Szkoda ze przy ostatnich się nawet nie obudził. Cóż jeśli nie Akirin to nikt inny nie będzie w stanie naprostować nam Lantara...
Szkoda tylko żołnierzy, oni przecież nie wiedzieli że nie mogą mu dać, ale za to chlaństwo na umór im się należało. Ja już chcę kolejny rozdział... zwłaszcza że ostatnio nie było...
Muszę nadrobić zaległości, zwłaszcza że ostatnio tylko sprawdzałam co jest a nie miałam czasu czytać ^^
wuwu dnia stycznia 03 2012 09:50:50
Dzięki Floo za ten komentarz. Miło widzieć, że został mi jeszcze chociaż jeden fan.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

wietne! wietne! 100% [1 Gos]
Bardzo dobre Bardzo dobre 0% [adnych gosw]
Dobre Dobre 0% [adnych gosw]
Przecitne Przecitne 0% [adnych gosw]
Sabe Sabe 0% [adnych gosw]
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum