ŚCIANA SŁAWY | Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner
|
|
Witamy |
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
|
Szach mat 16 |
***
Dojechał na miejsce po godzinie. Kiedy pokazał pismo przygotowane przez Kirima, został powitany jak członek rodziny, zwłaszcza przez pewną małą dziewczynkę imieniem Samila. Już pierwszego dnia ta śliczna sześciolatka zaabsorbowała całą jego uwagę i nie pozwalała nikomu z dorosłych na zajęcie go dłużej niż na chwilę. Każdego kolejnego dnia, po porannym posiłku, biegła do komnaty Sanusa i nie wypuszczała go z rąk aż do momentu gdy musiała iść spać. I chociaż rodzice codziennie ją za to strofowali, ona uparcie nie opuszczała Sanusa. On sam nie miał nic przeciwko temu. Zabawy z dziewczynką i uczenie jej otaczającego świata, sprawiały mu radość i pozawalały zapomnieć o troskach i zmartwieniach. Tylko wieczorami, kiedy już kładł się spać, myślał o Lantarze. Zastanawiał się jak on się czuje, czy jest bezpieczny i kiedy znowu będzie go mógł zobaczyć. Czasami te myśli ściskały mu serce tak bardzo, że po policzkach ciekły mu łzy. Teraz, gdy w końcu odnalazł swoje szczęście… Dlaczego to się tak potoczyło? Dlaczego nie może być ze swoim ukochanym?
Minęło kilka dni. Sanus właśnie siedział z dziewczynką w ogrodzie i uczył ją nazw kwiatów, gdy nagle usłyszał jak ktoś mówi za jego plecami:
- Widzę, że świetnie sobie radzisz z dziećmi.
Odwrócił się.
- Kirim? – zdumiał się.
- Wujek! – wykrzyknęła dziewczynka i rzuciła się w stronę przybysza.
- Witaj młoda damo – Kirim uśmiechnął się i uściskał dziecko. – Mam nadzieję, że nie zamęczyłaś za bardzo mojego przyjaciela?
- Byłam grzeczna wujku. A wujek Sanus jest bardzo miły i wie dużo ciekawych rzeczy.
- Cieszę się, że tak go lubisz, ale teraz chciałbym z nim porozmawiać. Oddasz go mi?
- Nie! – dziewczynka wydęła usta. – Bo jak będziecie rozmawiać, to wujek Sanus nie będzie chciał się ze mną bawić.
- Wiesz, kochanie, nie wątpię, że wujek Sanus też chciałby się z tobą bawić, ale czasami musi też porozmawiać z innymi dorosłymi.
- A niby dlaczego?
- Bo są takie specjalne zabawy, w które mogą się bawić tylko dorośli. No i wujek Sanus musi właśnie teraz pobawić się razem ze mną w taką zabawę.
- Nie lubię dorosłych zabaw – dziewczynka wydęła usta w niezadowoleniu. – Ja nigdy nie będę dorosła.
- To jak? Mogę zabrać wujka Sanusa?
- No dobrze – odparła wciąż naburmuszona dziewczynka.
Kirim postawił dziecko na podłodze.
- Myślę, że tatuś chętnie się z tobą pobawi – powiedział, a kiedy dziewczynka zniknęła w domu, podszedł do Sanusa.
- Ty też całkiem dobrze sobie radzisz z dziećmi – powiedział z uznaniem Sanus.
- Tylko z nią. I to pewnie tylko dla tego, że pomagałem przy jej wychowywaniu dopóki mogłem. Jak się czujesz?
- Dobrze. Dziękuję, że pozwoliłeś mi się tu zatrzymać. To wiele dla mnie znaczy.
- Drobiazg – Kirim uśmiechnął się.
- Zrobiłeś sobie urlop od obowiązków głównego doradcy?
- Nie – pokręcił przecząco głową. – Przyjechałem do ciebie. W imieniu króla.
- W imieniu króla? – zdumiał się.
- Tak. Prosił żebym cię przeprosił za to co próbował zrobić.
- Nie rozumiem – wyszeptał zdumiony.
- Ja też nie. Ale prosił żebym cię przeprosił w jego imieniu. Wygląda na to iż naprawdę tego żałuje. Kiedy się dowiedział, że ukrywasz się przed nim, był spokojny, miałem wrażenie, że nawet smutny.
- Naprawdę?
- No cóż, mogę się mylić. To tylko moje osobiste odczucia.
- Więc może być tak, że jego przeprosiny nie są szczere?
- Nie sądzę – Kirim pokręcił przecząco głową. – Uważnie go obserwuję i widzę, że jest on zupełnie inny niż Lamer dziewiąty. Nie wpada tak łatwo w gniew i potrafi przyznać się do błędów. Dlatego też myślę, że szczerze żałuje.
- Więc co proponujesz? Mam wrócić? Co ty byś zrobił na moim miejscu?
- Zaryzykował bym i wrócił.
- A jeżeli to się znowu powtórzy? – Sanus spojrzał z niepokojem na rozmówcę.
- Wtedy zostanie ci tylko jedno: ucieczka za granicę.
- To wcale nie jest śmieszne, Kirim – mruknął Sanus.
- To nie miało być śmieszne. Nie mogę ci nic obiecać. Jego Wysokość jest z nami zbyt krótko, żebym mógł przewidzieć jego zachowanie. Poza tym czasami zachowuje się zupełnie nieobliczalnie, przez co nie mogę odgadnąć co myśli ani co planuje zrobić. Masz dwa wyjścia: albo ukrywać się nie wiadomo jak długo i czekać aż jego wysokość zainteresuje się kimś innym, albo zaryzykować i uwierzyć w szczerość jego słów i wrócić. Ale jeżeli wrócisz i okaże się iż kłamał wtedy będziesz bezpieczny jedynie za granicą. Decyzja należy do ciebie.
Sanus westchnął ciężko.
- Muszę się zastanowić. – Przez chwilę spacerowali po ogrodzie w całkowitym milczeniu. – Co bym nie zrobił, to i tak w najgorszym wypadku będę musiał się ukrywać.
- Pamiętaj, że cokolwiek zdecydujesz, pomogę ci ile tylko będę mógł.
- Wiesz Kirim, zaskakujesz mnie. Wychodzi na to, że cię nie znałem.
Kirim uśmiechnął się.
- Jeszcze dużo rzeczy o mnie nie wiesz, ale nie przejmuj się tym.
- Długo tu zostaniesz? – Sanus szybko zmienił temat.
- Niestety nie mogę, chociaż bardzo bym chciał. Muszę wracać i mieć oko na króla. Ale ty zostań tu jeszcze tak długo jak chcesz.
- Dziękuję – uśmiechnął się.
- Wujku! Wujku! – do ogrodu wbiegła Samila.
- Tak, kochanie? – Sanus uśmiechnął się i kucnął czekając aż dziewczynka podbiegnie do nich.
- Mamusia prosi na posiłek.
- To już ta godzina? – zdziwił się Sanus. – Widzisz, tak dobrze się z tobą bawiłem, że nawet nie zauważyłem jak szybko mija czas.
Dziecko uśmiechnęło się promiennie. Sanus wstał i złapał dziewczynkę za rękę, a drugą rękę dziecko podało Kirimowi.
Kiedy Sanus leżał już w łóżku czekając na sen, przez jego głowę przebiegało tysiące myśli. A wszystkie dotyczyły jednego: wracać czy nie? Niestety sen nie przyniósł odpowiedzi, a tylko więcej bólu i tęsknoty. Kiedy rano wstał postanowił wrócić do pałacu. Po porannym posiłku udał się razem z Kirimem w drogę.
Kiedy wjeżdżali na pałacowy dziedziniec Sanus miał duszę na ramieniu. Gdyby nie Kirim, który trzymał go za rękę, to z pewnością by uciekł.
Na szczęście Kirim rozumiał co młody doradca przeżywa i kiedy tylko mógł pocieszał go i podtrzymywał na duchu. Starał się też dawać mu takie zadania by miał jak najmniejszą styczność z królem. Sanus był mu za to wdzięczny i starał się wypełniać soje obowiązki najlepiej jak tylko można. Uważał iż tylko w ten sposób może się odwdzięczyć Kirimowi za to co tamten dla niego robi.
***
Lantar uśmiechał się od ucha do ucha. Właśnie leżał na wozie pełnym siana, który powoli toczył się w stronę stolicy. Kilka dni temu, w czasie walki z wyjątkowo opornymi bandytami, odniósł ranę. Osobiście uważał iż to nic wielkiego i dalej może walczyć, ale dowódca doszedł do wniosku iż powinien wrócić do stolicy i wykurować się. Tak więc wraz z innymi rannymi leżał na pełnym siana wozie prowadzonym przez jakiegoś chłopa z pobliskiej wioski i z niecierpliwością wyczekiwał chwili kiedy znowu weźmie ukochanego w ramiona. I chociaż w środku wszystko aż wrzało w nim, to na zewnątrz starał się zachować spokój. Nie miał ochoty wysłuchiwać głupich dowcipów i przytyków.
Jechali dwa dni zanim w końcu dotarli do stolicy. Wojskowy medyk opatrzył jego rany i zalecił siedem dni odpoczynku. Radość Lantara sięgnęła zenitu, siedem dni! Siedem dni szczęścia z ukochanym! Sięgnął do swojego kufra i wyciągnął stamtąd jeden z pergaminów, który dostał od Sanusa do ćwiczenia pisania, a którego nie zdążył uzupełnić oraz buteleczkę z atramentem. Przeszedł do sąsiedniej izby i usiadłszy przy stole zaczął pisać list do ukochanego. Niestety ręka odwykła od pióra i szło mu to strasznie opornie, a stawiane literki były koślawe. Kiedy skończył spojrzał na całość i skrzywił się. Wyglądało to koszmarnie, niestety nie miał już więcej pergaminów. Westchnął ciężko i wrócił do swojego kufra. Kiedyś, przez przypadek, w jego ręce wpadła całkiem spora laska laku. Nie wiedział czy przyda mu się ona czy nie, jednak na wszelki wypadek zachował ją. Teraz była idealna. Powoli i dokładnie złożył pergamin tak jak to zwykle widywał na pismach przychodzących do pałacu i zapieczętował go lakiem. Kiedy skończył popatrzył krytycznie na swoje dzieło i uśmiechnął się, z daleka wyglądało jak jedno z tych pism z zagranicy. Uśmiechnął się zadowolony. Schował list za koszulę i ruszył w stronę zamku. Jednak kiedy dotarł na miejsce, ogarnęło go zwątpienie. Czy Sanus jeszcze go kocha? Nie było go pół roku i Sanus mógł się znudzić czekaniem i znaleźć sobie kogoś innego. No bo niby dlaczego miałby czekać na takiego zwykłego żołnierza jak on skoro codziennie miał do czynienia z tyloma mądrzejszymi od niego i lepiej urodzonymi mężczyznami? Tak, z pewnością znudziło mu się już czekanie. Lantar westchnął i zawrócił w stronę koszar, jednak przeszedł tylko kilka kroków i przystanął. A jeżeli jednak on czeka, a to wszystko to po prostu cisnące się do głowy głupie i absurdalne myśli? Wszakże kiedy się żegnali widział łzy w jego oczach i ból na twarzy. Musi to sprawdzić! Musi się przekonać czy to co mu przyszło do głowy to prawda czy tylko głupie, bezsensowne i pozbawione przyczyny myśli! Ruszył w stronę zamku i złapał pierwszego lepszego służącego. Dał mu list z poleceniem przekazania królewskiemu doradcy, Sanusowi Amarni i pośpiesznie wrócił do koszar. Chcąc mieć pewność, że służący dostarczy przesyłkę, nie omieszkał dodać iż jest to bardzo ważne pismo z zagranicy, na które jego miłość czeka z niecierpliwością i jeżeli go nie dostanie, to służący będzie miał poważne kłopoty. Tak jak się spodziewał, służący strasznie się przejął jego słowami i gorliwie zapewnił iż Jego Miłość, królewski doradca, Sanus Amarni, na pewno dostanie ten list. Jak można było się spodziewać służący zupełnie nie znał się na przesyłkach i nie zwrócił uwagi na pieczęć, której czegoś brakowało.
Lantar niecierpliwie czekał na koniec dnia, który strasznie mu się dłużył. Chcąc jakoś zapełnić czas jaki mu pozostał wziął się za sprzątanie koszar. Im bliżej terminu spotkania tym robił się coraz bardziej nerwowy, powtarzał dwukrotnie te same czynności. W końcu nadszedł wieczór. Lantar przebrał się w zwyczajne ubranie i wyszedł z koszar.
***
Sanus właśnie siedział w bibliotece nad księgą. Tak się w niej zaczytał, ze nawet nie usłyszał jak do środka wszedł służący. Dopiero głośne chrząkniecie przywróciło go do rzeczywistości. Podniósł nieprzytomny wzrok i spojrzał uważnie na służącego.
- Proszę o wybaczenie, wasza miłość, ale przyszło bardzo ważne pismo zza granicy do waszej miłości.
- Jesteś pewien, że do mnie, a nie do głównego doradcy? – zdumiał się Sanus.
- Tak powiedział ten żołnierz, wasza miłość.
- Jaki żołnierz?
- Ten, który dał mi to pismo – odparł służący. – Powiedział, że wasza miłość czeka na nie i jeżeli go nie dostanie szybko, to będę miał poważne kłopoty. Mam nadzieję, wasza miłość, że dobrze zrobiłem? – zaniepokoił się służący.
- Tak, tak – odparł Sanus z roztargnieniem, zastanawiając się o co może chodzić z tym pismem. – Daj mi je szybko.
Służący oddał doradcy pergamin i wyszedł. Sanus przez chwilę uważnie go oglądał. Był złożony tak jak zwykle składane są wszystkie pisma, jednakże pieczęć różniła się od zwykłych pieczęci. Nie było w niej odciśniętego żadnego herbu. Zdziwił się. Zaciekawiony przełamał pieczęć i rozłożył pergamin. Po chwili serce zaczęło mu bić jak oszalałe. Chociaż literki były bardzo koślawe i napisane nierówno, to jednak treść listu nie pozostawiała wątpliwości, kto jest jego autorem.
Kochany!
Właśnie wróciłem do stolicy. Tak bardzo za tobą tęsknię i chciałbym cię zobaczyć jak najszybciej. Jeżeli w twoim sercu wciąż jest dla mnie miejsce, spotkajmy się proszę w jednej z nieużywanych pałacowych komnat gdy zapadnie wieczór
W dalszej części listu następował opis komnaty, którą Lantar wybrał na potajemna schadzkę. Na końcu listu, żeby nie było wątpliwości, kto jest autorem pisma, widniało jedno słowo, a właściwie imię: „Lantar”. Widząc je Sanus aż popłakał się. Nie mógł uwierzyć w to co widzi. Miał wrażenie, że to jest piękny sen, z którego zaraz się obudzi i wróci do brutalnej rzeczywistości.
Jednak im dłużej siedział i wpatrywał się w pergamin, tym większe rosło w nim przekonanie, że to jednak nie sen, a rzeczywistość i już niedługo zobaczy swojego ukochanego.
Nie wiedział jak wytrzyma resztę dnia. Próbował jakoś zapełnić upływający czas, ale ni mógł się skupić, ani na czytanych księgach, ani sprawach państwowych. Jego myśli zaprzątał Lantar. Był tak rozkojarzony, że aż Kirim się na niego dziwnie patrzył.
- Sanus, co się dzieje? - zapytał w pewnym momencie główny doradca, kiedy Sanus po raz kolejny nie odpowiedział na jego pytanie.
- Nic takiego, wszystko w porządku.
- Jesteś pewien? Wydajesz się jakiś niespokojny. Czyżby znowu... - nie skończył zdania mając nadzieję, że Sanus zrozumie o co mu chodzi. Nie mógł zapytać otwarcie czy przypadkiem król znowu nie próbował mu czegoś zrobić, wszakże nie byli sami w komnacie, a pozostali doradcy nic nie wiedzieli o problemach Sanusa.
- Ależ nie! Nie! – pokiwał uspokajająco ręką. – Z tamtym wszystko w porządku. Po prostu jest coś co muszę zrobić i trochę za bardzo mnie to absorbuje.
- Byłbym wdzięczny gdybyś swoje prywatne sprawy zostawiał za drzwiami sali obrad – stary, złośliwy Kirim. – Nie wymagam chyba zbyt wiele prosząc o chwilę uwagi?
- Ależ skąd. Postaram się skupić.
- Mam nadzieję – mruknął Kirim i wrócił do omawianego wcześniej problemu.
Do końca narady Sanus nie spuszczał wzroku ani uwagi z Kirima. A kiedy nadszedł wieczór…
Coraz bardziej spanikowany Sanus zapalił lampkę naftową i wyszedł z komnaty. Pałacowe korytarze opustoszały już, jednak dla pewności, kiedy już dotarł na miejsce spotkania, przystanął i uważnie rozejrzał się w koło. A kiedy upewnił się, że nikogo nie ma w pobliżu, wszedł do środka. Postawił lampkę na stole.
- Lantar? – odezwał się cicho rozglądając w koło, a w jego głosie słychać było niepokój.
Niestety lampka nie rozświetlała całej komnaty.
- Jestem – usłyszał za plecami, a kiedy się odwrócił, z ciemności wysunęła się postać.
Kiedy zobaczył tą tak utęsknioną twarz, nie mógł wytrzymać i ze łzami w oczach rzucił się w ramiona ukochanego.
- Wróciłeś – wyszeptał. – Nawet nie wiesz jak bardzo za tobą tęskniłem.
- Naprawdę? A ja bałem się, że już o mnie zapomniałeś.
- Dlaczego tak mówisz? – spojrzał oburzony na Lantara.
- Nie było mnie pół roku. Pomyślałem, że mogłeś się znudzić czekaniem i znalazłeś sobie kogoś innego.
- Jak mogłeś pomyśleć coś takiego?! – spytał z bólem w głosie. – Ja nie jestem taki płytki.
- Wybacz, ale ja wciąż nie mogę uwierzyć, że odwzajemniłeś moje uczucie. Cały czas mam w rażenie, że to tylko cudowny sen, z którego się obudzę i wrócę do tego szarego i nudnego życia bez ciebie.
- Dla mnie to też jest jak sen, ale nie mam zamiaru się z niego budzić. I ty też powinieneś w końcu uwierzyć we mnie.
- Wierzę. Wybacz, że w ogóle przyszło mi coś takiego do głowy. Już więcej nie będę – odparł Lantar i przytulił ukochanego.
- Tak się cieszę, że wróciłeś – wyszeptał Sanus tuląc się do piersi żołnierza, jednak gdy zobaczył wystający spod koszuli bandaż, przestraszył się: - jesteś ranny!
- Uspokój się, to nic takiego.
- Jak to nic takiego! – wykrzyknął Sanus. – Możesz się wykrwawić i umrzeć!
- To niezbyt groźna rana. Dla żołnierza rany to normalna rzecz. Poza tym gdyby nie rany to nie mógłbym wrócić. A tak zostałem odesłany na odpoczynek, dopóki rany się nie zagoją.
- Więc trochę czasu będziemy mogli spędzić razem?
- Oczywiście.
- Ale to będzie strasznie trudne – zasmucił się Sanus.
- To nic, zawsze jakoś sobie z tym radziliśmy, poradzimy sobie i teraz.
- Nie o to mi chodzi.
- A o co?
- O króla.
- Co on ma z nami wspólnego? – zdziwił się Lantar.
- Bo widzisz, on…
- No, wykrztuś to wreszcie.
- On próbował…
- Nie mów że coś ci zrobił! Zabiję drania!
- Nie! Proszę, nie rób nic nierozważnego! Jeżeli zabijesz króla to zostaniesz stracony. A tego bym nie przeżył. Serce by mi pękło z żalu.
- Jeszcze go bronisz? Nie rozumiem cię. Po tym co ci zrobił? Jak możesz?
- On nie jest takim złym królem. Poza tym nic mi nie zrobił. Powstrzymał się w ostatniej chwili. Ostatnio jest nawet miły dla mnie, ale boję się, że kiedyś znowu to zrobi, że nie będę w stanie mu sie oprzeć. Ojciec zawsze wpajał mi szacunek dla króla. Mówił, że bez względu na wszystko zawsze muszę go słuchać, bo jest moim władcą. Boję się, że któregoś dnia skończy to co zaczął.
- Wtedy go zabiję i uciekniemy razem do innego państwa, gdzie nikt nas nie będzie znał i będziemy mogli żyć razem długo i szczęśliwie – przycisnął Sanusa mocno do piersi i wtulił twarz w jego włosy
- Chciałbym żeby to było możliwe tu i teraz. Ale dopóki pochodzimy z tak różnych klas społecznych to nigdy nie będzie możliwe.
- Dlatego też musimy się cieszyć każdą chwilą jaką możemy ze sobą razem spędzić. Więc nie myśli już o niczym innym tylko o mnie.
- Cały czas myślę tylko o tobie. Już nawet Kirim marudzi, że nie przykładam się do swoich obowiązków bo ciągle chodzę z głową z chmurach.
- Kirim? – zapytał zdziwiony.
- Główny doradca królewski.
- Ach, rozumiem. Mam nadzieję, że nie będzie cię za to karał? – zaniepokoił się.
- Ależ skąd – Sanus uśmiechnął się. – Wbrew pozorom to bardzo sympatyczny facet. Ale nie mówmy teraz o tym. Tak długo cię nie widziałem, że myślę teraz tylko o jednym.
- Ja też - wyszeptał Lantar i pocałował ukochanego.
Kiedy Sanus poczuł te cudowne usta, których tak tęsknie wyczekiwał, poczuł jak świat wokół niego zaczyna wirować. W tym momencie nie istniało nic, tylko Lantar, jego cudowne usta, ręce łapczywie wdzierające się pod szatę i to cudowne ciało z których pragnął zespolić się jak najszybciej. I nie obchodziło go iż w tej komnacie nie ma łoża, tylko strasznie niewygodna kanapa. Gotów był znieść największe niewygody, aby tylko znowu poczuć tą niewysłowioną rozkosz jaką dawało rozpalone pożądaniem ciało ukochanego. I w końcu poczuł ją, poczuł jak rozlewa się po całym ciele doprowadzając serce do szaleńczego galopu, poczuł jak uwalnia jego własne pożądanie odbierając wszystkie zmysły.
I był szczęśliwy.
- Byłeś cudowny – wyszeptał Lantar, kiedy wyczerpani opierali się o kanapę próbując uspokoić oddechy,
- Ty także – wyszeptał Sanus i pocałował żołnierza namiętnie w usta. – Mam nadzieję, że mimo odniesionych ran znajdziesz jeszcze siły na kolejną rudę przyjemności.
Lantar zaśmiał się.
- Jesteś strasznie nienasycony.
- Oczywiście. Tak długo cię nie widziałem, że muszę to teraz nadrobić. No chyba, ze nie jesteś już w stanie – bąknął niby od niechcenia.
- Ja nie jestem w stanie?! – oburzył się Lantar. – Zaraz się przekonasz – i wpił się w usta ukochanego jednocześnie biorąc w dłoń jego męskość.
- Zaczekaj – Sanus odepchnął od siebie żołnierza.
- Co jest? Czyżbyś już rezygnował? – spytał kpiąco.
- W żadnym wypadku – obruszył się. – Po prostu pomyślałem, że lepiej będzie jak przeniesiemy się do mojej komnaty. Tam przynajmniej mam miękkie łóżko, a od tej kanapy bolą mnie kolana i plecy.
- Dobrze.
Szybko ubrali się i, rozglądając się przez cały czas na wszystkie strony, ruszyli w stronę komnaty Sanusa. Na szczęście nie spotkali nikogo po drodze. A kiedy już doszli na miejsce, zamknęli drzwi na klucz i dali się ponieść namiętności.
Nadszedł ranek i zmęczeni zakochani w końcu zasnęli. Przez następne dni zajęty ukochanym Sanus zupełnie zrezygnował z ulubionych ksiąg i wszelkich spotkań towarzyskich. Nie wiedział jak długo będzie mógł cieszyć się swoim szczęściem i na jak długo przyjdzie im się znowu rozstać, więc chciał wykorzystać danym im czas maksymalnie. Także Lantar zupełnie zrezygnował z zabaw z innymi żołnierzami, a w koszarach pojawiał się jedynie na posiłki i wtedy gdy Sanus zajęty był sprawami państwowymi. I tak mijały im kolejne dni. Aż nadszedł dzień, który to wszystko zmienił.
CDN
|
|
Komentarze |
dnia padziernika 29 2011 18:33:36
AAAA teraz Lantar uratuje Akirina!! Chociaż przyznam że zawsze mnie ciekawiło czy nie miał ochoty go w tedy zepchnąć XD w końcu tak sie odgrażał |
dnia padziernika 30 2011 08:55:09
JEEEEE! Ja już wariuję! xD Rozdział wyszedł Ci boski! Mam nadzieję, że szybko będzie następny rozdział, bo nie wytrzymam! Mam 3 ulubione opowiadania, gdzie jedno jest twoje i będziesz mnie miała dość! |
dnia padziernika 30 2011 09:11:18
Justine, ja cię bardzo proszę, ty tak nie wrzeszcz. Mój wen juz i tak ma zbyt wysokie mniemanie o sobie. Jeszcze troche się nadmie z tej dumy i mi odleci niczym dziecięcy balonik |
|
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
|
Oceny |
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem? Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.
Zapomniane haso? Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze stałe, cykliczne projekty
|
Tu jesteśmy | Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć
|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|