The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 20 2024 13:15:26   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Szach mat 14
***

Konas przeraził się. Przecież jego obliczenia były prawidłowe, wiec gdzie on jest??
- No dobrze, rozdzielcie się i poszukajcie w okolicy – powiedział do żołnierzy. – Powinien gdzieś tu być.
Żołnierze rozjechali się w milczeniu. Konas stał zastanawiając się co dalej. Gdyby przynajmniej kryształ tu działał. Niestety kryształy miały ten feler, że działały tylko w obcym świecie. Westchnął ciężko. Trzeba go znaleźć za wszelką cenę. Nagle zobaczył jak w jego stronę pędzi na koniu jeden z żołnierzy.
- Wasza miłość! Wasza miłość! – krzyczał żołnierz już z daleka.
- Co się stało? – spytał Konas kiedy już tamten podjechał.
- Wasza miłość musi to zobaczyć, tam stało się coś strasznego! – wykrzyknął jeździec.
- Prowadź – popędził za żołnierzem
Kiedy już się przedarli przez zarośla, oczom medyka ukazał się polana a na niej pełno trupów.
- Rany, co tu się stało? – wyszeptał Konas zsiadając z konia.
Żołnierze kręcili się wśród cał sprawdzając czy może jednak ktoś przeżył.
- Wasza miłość, jeden żyje! – zawołał nagle jeden z żołnierzy.
Konas podbiegł w tamtym kierunku i przeraził się. Na ziemi leżał Adam i nie dawał znaków życia. Już z daleka widział, że chłopak nie ma na sobie żadnej koszuli, a brzuch ma owinięty bandażem.
- To on! – krzyknął. – Niech któryś migiem wróci do zamku po powóz!
Dwóch żołnierzy wsiadło na koni i pogalopowało w stronę zamku.
Konas pochylił się nad nieprzytomnym. Korzystając z pomocy jednego z żołnierzy, odwinął bandaż, który zdążył już zabarwić się na czerwono i uważnie obejrzał ranę. Na szczęście nie było w niej żadnych obcych ciał, pomarszczone brzegi świadczyły o tym iż zajął się nią ktoś kto znał się na rzeczy. Pomyślał, że musiał to być jakiś żołnierz. Tylko żołnierze używają maści działającej w ten sposób na ranę. Sięgnął do torby i wyjął z niej buteleczkę z jakimś dziwnym płynem. Wylał go na ranę. Zaczął się pienić obficie. Kiedy już piana opadła wyciągnął inną buteleczkę, tym razem z jakimś dziwnym proszkiem, który wysypał na tą pianę. Proszek w połączeniu z pianą zaczął syczeć i zmieniać barwę z żółtego na czarny. Potem błyskawicznie wylał na ranę kolejny płyn, który zaczął zmieniać się w twardą skorupę. Na koniec owinął ranę świeżym bandażem.
- Gotowe. Teraz musimy tylko czekać na powóz.
- Wasza miłość… - odezwał się niepewnie żołnierz, który mu pomagał.
- Tak?
- Czy mogę zapytać kto to jest? Dlaczego wasza miłość opatrzył jego rany i kazał wezwać powóz?
- To nasz przyszły władca – odparł Konas.
- On? – zdumiał się żołnierz. – Proszę o wybaczenie, ale w ogóle nie wygląda na króla.
Medyk roześmiał się.
- A twoim zdaniem jak powinien wyglądać król?
Żołnierz podrapał się po głowie.
- No… nie wiem – odparł niepewnie. – Bardziej mężny… groźniejszy… No tak żeby inni się go bali.
- Wygląd jeszcze o niczym nie świadczy. To czy będzie dobrym królem nie jest zależne od tego czy jest mężny i groźny, czy przeciętnej budowy. Weź na przykład ostatniego króla, Lamera dziewiątego. Czy był groźny?
- Był.
- Czy był mężny?
- Był.
- Czy ludzie się go bali.
- Oj tak – westchnął żołnierz
- A czy był dobrym królem?
Żołnierz nic nie odpowiedział, tylko westchnął i spuścił głowę.
- Teraz rozumiesz? Siła nie jest miernikiem wartości człowieka, tylko jego czyny. Pamiętaj o tym.
W tym momencie na horyzoncie ukazał się powóz. Ostrożnie ułożyli na nim nieprzytomnego i ruszyli.
- Wasza miłość, a co z pozostałymi? – spytał jeden z żołnierzy kiedy ruszali.
- Oni mnie nie interesują. Po ubiorze sądzę, ze to jacyś bandyci. Jeżeli któryś z was uważa, że należy ich pogrzebać, może zostać. Reszta ma ruszać z powrotem do zamku.
Żołnierze bez słowa ruszyli w drogę powrotną. Nikt nie został by pogrzebać zabitych.
W trakcie drogi Konas rozmyślał nad całą tą sytuacją. Nigdy nie wątpił w to iż wybór kryształu jest słuszny i ten młodzieniec z innego świata jest przepowiedzianym władcą, który doprowadzi kraj do rozkwitu. Jednak nie sądził iż tak dokładnie wypełni on przepowiednię zapisaną w księdze Malaniego. Dotknął dziwnego rysunku na ramieniu Adama. Nieznane zwierzę, pomyślał, białe spodnie i nieprzytomny. Słowo w słowo jak w przepowiedni. Nie mógł tego zrozumieć. W końcu dojechali na miejsce. Konas zauważył, że służący już czekali na dziedzińcu, a wraz z nimi królewscy doradcy. Ostrożnie wyniesiono nieprzytomnego z powozu i zaniesiono do komnaty, która odtąd miała być królewską sypialnią.
Kiedy służący wyszli doradcy pochylili się nad nieprzytomnym, z zaciekawieniem obserwując go.
- Jesteś pewien Konas, że to nasz nowy król? – zapytał Ganar.
- Oczywiście. Zgodnie z przepowiednią.
- Ale on jest taki młody – odezwał się niepewnie Warnek. – Wygląda jakby miał tyle lat co Sanus.
- No właśnie – odezwał się Sanus. – Czy on na pewno będzie dobrym władcą?
- Nie wiem – odparł Konas. – Spełnia wszystkie warunki z przepowiedni.
- A jeżeli przepowiednia się myli? – odezwał się Mares.
- A znasz jakąś przepowiednię, która się pomyliła?
- No nie… - odparł po namyśle Mares.
- No właśnie – Konas uśmiechnął się.
- Ale on jest taki młody… - powtórzył Sanus.
- A ty znowu swoje – westchnął Konas. – To, że jest młody nie znaczy, ze będzie złym władcą. Weź przykład z siebie samego.
- Ze mnie?- zdumiał się Sanus.
- Tak, z ciebie. Dlaczego jesteś królewskim doradcą? Przecież jesteś strasznie młody, za młody na to stanowisko.
- No bo… - zaczął Sanus, ale umilkł kiedy zdał sobie sprawę z tego co chciał mu powiedzieć medyk.
- No widzisz? Skąd wiesz, że z nim nie będzie tak samo?
- A dlaczego on wciąż leży bez życia – zainteresował się Ganar. – Nie powinieneś czegoś z tym zrobić?
- Stracił przytomność gdyż zbyt dużo krwi z niego uciekło. Jak jego organizm sobie z tym poradzi, wtedy sam się obudzi. Do tego czasu lepiej nic nie robić, tak będzie bezpieczniej.
W tym momencie do komnaty wszedł Kirim z jakąś księgą pod pachą.
- A co to za zbiegowisko? – zapytał zmarszczywszy groźnie brwi. - Nie macie nic do roboty? Zaraz wam coś znajdę.
- Daj spokój, tylko nas gonisz i gonisz – mruknął Warnek.
- Kirim ma rację – odezwał się Konas. – Lepiej już idźcie. Nasz nowy władca jeszcze się wystraszy jak zobaczy tylu ludzi wokół. Lepiej żeby poznawał wszystkich powoli.
Wszyscy bez słowa wyszli, został tylko Konas i Kirim.
- Jesteś pewien? – zapytał cicho doradca wpatrując się w twarz Adama.
- Tak.
- Mam nadzieję, że to słuszna decyzja.
- Czas pokaże.
- Nie można zrobić czegoś, żebyśmy mieli pewność?
- Nie – Konas pokręcił przecząco głową.
- Niedobrze – westchnął Kirim. – Więc moja praca ulegnie teraz podwojeniu. Ech – powtórne westchnięcie.
- Nie martw się – poklepał doradcę po plecach. – Będzie dobrze.
- Wiesz, chciałbym być takim optymistą jak ty – Kirim uśmiechnął się niemrawo i spojrzał na nieprzytomnego przyszłego króla. – Kiedy on się obudzi?
- - Nie wiem. Jestem medykiem, a nie jasnowidzem.
- No trudno – Kirim westchnął – zobaczymy co nam jutro przyniesie – i wyszedł z komnaty.
Konas przez chwilę patrzył na drzwi za którymi zniknął doradca, potem przeniósł wzrok na nieprzytomnego wciąż Adama. Miał nadzieję, że chłopak szybko się ocknie, tak żeby nie musiał uciekać się do używania mikstur. Przysunął fotel do łóżka, a potem szybko udał się do pałacowej biblioteki po jakąś księgę, która umiliłaby mu upływający czas.
Następnego dnia rano, niespodziewanie, nieprzytomny ocknął się.
- Proszę się nie ruszać, Wasza Wysokość, inaczej rana znowu będzie krwawić – powiedział konas, gdy Adam próbował się podnieść.
- Gdzie ja jestem? I kim ty jesteś? – Zapytał Adam. Widać było, że jest zdezorientowany.
- Wasza Wysokość jest w swoim pałacu, a ja jestem medykiem Waszej Wysokości – odparł cierpliwie i spokojnie Konas.
- Dlaczego mówisz do mnie „Wasza Wysokość”? – Zdziwił się chłopak.
- Ponieważ nie mogę zwracać się inaczej do mojego króla – medyk skłonił nisko głowę.
- Ja królem? Niedorzeczność - mruknął.
- A jednak to prawda, Wasza Wysokość. Być może utrata dużej ilości krwi spowodowała, że Wasza Wysokość nie pamięta wszystkiego, ale nie zmienia to faktu, że Wasza Wysokość jest naszym królem.
- Ale ja doskonale pamiętam co się wydarzyło. Pamiętam jak broniłem tamtych ludzi, pamiętam jak przywróciłem do życia to dziecko. Pamiętam jak zostałem ranny. Więc dlaczego nie pamiętam tego o czym ty mówisz? I dlaczego tak dobrze rozumiem co do mnie mówisz? Tamtych mężczyzn nie mogłem zrozumieć.
- Zanim odpowiem na to pytanie, czy Wasza Wysokość wybaczy mi wścibstwo i zechce powiedzieć jak ma na imię i skąd pochodzi?
Adam przymknął oczy. Leżał przez chwilę nie ruszając się. Konas już zaczął myśleć, że znowu stracił świadomośc, gdy chłopak w końcu otworzył oczy i powiedział niepewnym głosem:
- Ja… nie wiem. Nic zupełnie nie pamiętam. Jedyne co pamiętam to to, że gdy otworzyłem oczy byłem na jakiejś łące. Potem pomogłem tym dwóm, a potem znalazłem się tutaj. Co się ze mną dzieje?
- To trochę skomplikowane. Prawda jest taka, że Wasza Wysokość nie pochodzi z tego świata. Nie wiemy skąd przybyłeś. Wiemy tylko że twoje przybycie zostało przepowiedziane już dawno temu. W starożytnych księgach jest zapisane, że pewnego dnia przybędzie odziany w biel mężczyzna. Zostanie on naszym królem i poprowadzi kraj do rozkwitu.
- Ten opis pasuje do każdego – mruknął Adam.
- Oczywiście Wasza Wysokość, ale jeżeli weźmiemy pod uwagę resztę przepowiedni to wszystko wskazuje tylko na jedną osobę.
- A jaka jest ta reszta przepowiedni? – zainteresował się.
- Przybędzie odziany w biel mężczyzna, z nieznanym zwierzęciem u boku i pokona przeciwników bez użycia jakiejkolwiek broni. Nie będzie wiedział ani kim jest ani skąd pochodzi, jego dusza będzie poza ciałem.
- „z nieznanym zwierzęciem u boku”? – Zdziwił się Adam. Medyk bez słowa wskazał na tatuaż na ręce Adama.
- Nigdy takiego zwierzęcia nie widzieliśmy, Wasza Wysokość. I nie wiemy też w jaki sposób to zwierze znalazło się na skórze Waszej Wysokości. Wprawdzie ludzie w naszym kraju zdobią swoje ciała malunkami dla upiększenia, albo żeby odstraszyć wroga w czasie bitwy, ale żadna z metod nie daje takiego efektu. Poza tym, kiedy znaleźliśmy Waszą Wysokość, Wasza Wysokość był nieprzytomny, a wokół leżały ciała martwych bandytów. Wielu z nich miało rany, ale żaden z nich nie umarł od tych ran.
- A co z tymi dwoma, którym pomogłem?
- Wasza Wysokość wybaczy, ale kiedy przybyliśmy na miejsce nie było tam nikogo oprócz Waszej Wysokości i tych martwych bandytów. Jednakże ktoś musiał do Waszej Wysokości dotrzeć przed nami, bo rana Waszej Wysokości była opatrzona.
- Aha. Powiedz mi dlaczego ja cię rozumiem. Tamtych dwóch w ogóle nie rozumiałem.
- To przez specjalną miksturę, którą podałem Waszej Wysokości wraz z lekami.
- Rozumiem. Więc co teraz?
- Jak Wasza Wysokość się czuje?
- Pomijając fakt, że boli mnie bok to chyba jestem głodny – mruknął Adam.
- To świetnie. Znaczy, że moje leki działają i Wasza Wysokość wraca szybko do zdrowia – uśmiechając się z zadowolenia medyk klasnął dwa razy w dłonie. Otworzyły się drzwi i weszła młoda dziewczyna niosąc tacę, a na niej jakąś miskę. Stanęła przy łóżku i dygnęła przed Adamem, następnie postawiła tacę na stojącym przy łożu stoliku i bez słowa oddaliła się.
- Wasza Wysokość pozwoli – medyk ostrożnie podniósł Adama do pozycji siedzącej i podparł go poduszkami. Następnie wziął łyżkę i próbował karmić Adama, ale ten tylko mruknął:
- Sam potrafię.
- Jak Wasza Wysokość sobie życzy – medyk włożył łyżkę z zawartością z powrotem do miski i wraz z tacą położył ją na kolanach Adama.
Adam ostrożnie podniósł łyżkę do ust.
- Gorące – mruknął.
- Proszę wybaczyć Wasza Wysokość, zaraz każę ukarać kucharza - medyk wstał, skłonił się i chciał wyjść.
- Co chcesz zrobić?
- Każę wychłostać kucharza, Wasza Wysokość.
- Dlaczego? – Zdziwił się Adam.
- Gdyż jego potrawa nie smakowała Waszej Wysokości.
- Tego nie powiedziałem. Powiedziałem tylko, że jest trochę za gorące. Wystarczy jak odczekam chwilę i będzie w porządku. Wcale nie musisz chłostać kucharza - mruknął.
- Jak Wasza Wysokość każe – medyk skłonił się i usiadł z powrotem. Zajęty zupą Adam nie widział jak uśmiechnął się do siebie.
- To było dobre – powiedział chłopak kiedy już skończył jeść i przymknął oczy. – Chyba się trochę zdrzemnę.
- Ależ oczywiście, Wasza Wysokość. Sen jest niezwykle istotny. Dzięki niemu rany szybciej się goją – powiedział medyk i pomógł Adamowi położyć się. Potem przykrył go troskliwie. – Życzę dobrej nocy Waszej Wysokości – ukłonił się i po cichu wyszedł.
Kiedy już był za drzwiami, uśmiechnął się. Chłopak zachowywał się dokładnie tak jak Konas się spodziewał. Będzie wspaniałym władcą, trzeba tylko sprawić, żeby nabrał pewności siebie.

***

Nadszedł kolejny dzień wypełniony walką z bandytami. Kolejny dzień, kiedy udało im się kilkunastu zabić i kolejnych kilku pochwycić. Lantar zastanawiał się skąd oni się biorą. Jakby ktoś rozpruł worek bez dna. Właśnie wygrali kolejną potyczkę. Schwytanych bandytów związali i kilku z żołnierzy ruszyło z nimi w stronę stolicy. Niestety nie było wśród nich Lantara. Trudno, może następnym razem dowódca wybierze go do eskorty więźniów. Na razie musi mu wystarczyć ten najdroższy skarb, który przechowywał na sercu. Rozejrzał się ostrożnie w koło, a upewniwszy się, ze żaden towarzyszy nie zwraca na niego uwagi, sięgnął za koszulę i wyciągnął zawieszony na szyi woreczek. Rozsupłał go i wyciągnął z niego pukiel włosów Sanusa. Delikatnie pogładził go napawając się jego miękkością. W końcu, nie chcąc byw wiatr mu go porwał, schował go z powrotem do woreczka. Upewniwszy się, ze jego skarb jest bezpieczny pod koszulą, ściągnął lejce zmuszając konia do biegu. Chciał jak najszybciej znaleźć się w swoim namiocie. Chciał jak najszybciej zasnąć i śnić. Śnić o swoim ukochanym.
Kiedy dojechał do obozowiska, szybko oporządził konia, a kiedy był już pewien, że zwierzęciu nic więcej nie potrzeba, umył się i ignorując nawoływania kompanów, którzy właśnie upiekli prosiaka dostarczonego z pobliskiego miasta, położył się spać w namiocie, który dzielił z sześcioma innymi żołnierzami. W tym momencie namiot był pusty, więc Lantar mógł swobodnie wyjąć swój ukochany skarb. Przez chwilę pieścił pukiel palcami, uśmiechając się ciepło, na koniec pocałował go z namaszczeniem i schowa z powrotem do woreczka. Zasypiał mając przed oczami twarz Sanusa.

***

Kiedy medyk wygonił ich z królewskiej komnaty, udali się do sali narad.
- Co wy o tym wszystkim sądzicie? – zapytał Warnek.
- On jest taki młody – westchnął Sanus.
- A co możemy sądzić? – odparł Ganar. – Jeżeli on jest tym o którym mówi przepowiednia, to nie możemy nic zrobić, nawet jeżeli naszym zdaniem jest zbyt młody. Z przepowiedniami się nie dyskutuje.
- Więc co mamy robić? – zapytał Sanus.
- To co każe Kirim. – odparł Mares. – On jest głównym doradcą i do niego należy decydujący głos.
- Słuszna uwaga – dotarł do nich głos od strony drzwi.
Wszyscy jak na komendę odwrócili głowy i zobaczyli Kirima z jakąś księgą pod pachą. – Widzę, że przynajmniej jeden z was nie stracił głowy.
- Nikt z nas nie stracił głowy – mruknął Ganar. – Po prostu zastanawiamy się co dalej. W ogóle nie wiemy o nim nic, nie wiemy jak mamy postępować. Co robić, żeby nie pogorszyć sytuacji. Lamer dziewiąty był z naszego świata i zanim został królem zdołał się wsławić swoimi złymi, bądź gorszymi czynami i gdy wstępował na tron wiedzieliśmy mniej więcej czego się spodziewać. A ten młodzik?
- Masz rację – mruknął Kirim kładąc księgę na stole. – Niestety musimy czekać i uważnie obserwować co nam czas przyniesie.
- Ale czy to na pewno on? – odezwał się nieśmiało Sanus.
- Spełnia wszystkie warunki przepowiedni – odparł Kirim. – Więc musimy wierzyć, że to on. Ale dość już gadania o naszym nowym władcy. Musimy omówić parę kwestii. Zanim nasz nowy władca wdroży się w swoje obowiązki, los naszego kraju jeszcze przez jakiś czas będzie spoczywał w naszych rękach – otworzył księgę, którą przyniósł.
- Wszyscy pochylili się nad księgą i zapomniawszy zupełnie o nowym władcy skupili się na państwowych problemach.

***

Nastał kolejny dzień. Zwykle zaraz po przebudzeniu i porannej toalecie Kirim udawał się do sali obrad i zagłębiał się w księgach szukając nowych rozwiązań na utrzymanie jako takiego porządku w kraju. Tym razem jednak postanowił zmienić swój codzienny rytuał i udał się w stronę królewskiej komnaty. Prędzej czy później nowy król powinien się z nim spotkać żeby dowiedzieć się jak wygląda sytuacja w kraju. Poprzedniego dnia jeden ze służących przekazał Kilimowi wiadomość od królewskiego medyka. Jego Wysokość przebudził się i, biorąc pod uwagę stan w jakim się znajdował, czuł się wyjątkowo dobrze. Słysząc to Kirim uznał iż może dokonać prezentacji swojej osoby.
Niestety zdążył pokonać tylko jeden korytarz, gdy natknął się na hrabinę Kolomynov. Jęknął w duchu. Nie lubił tej kobiety. Ze wszystkich kochanek Lamera dziewiątego ona była najgorsza. Była pierwsza i dość szybko stała się taka sama jak król, rozrzutna i sadystyczna. Próbował ją ominąć, udając, że jest zajęty, jednak kobieta nie dała się tak łatwo zbyć. Złapała Kirima za rękaw, a gdy ten, uśmiechając się sztucznie, odwrócił się w jej stronę, zapytała:
- Słyszałam iż nowy władca w końcu się pojawił.
- Dobrze słyszałyście, hrabino.
- Kiedy będę mogła go zobaczyć?
- Kiedy tylko Jego Wysokość wyrazi życzenie widzieć was hrabino – odparł spokojnie.
- A kiedy to nastąpi? Muszę z nim pilnie porozmawiać o tym co ty w swojej głupocie nas pozbawiłeś.
Przez jedną krótką chwilę Kilimowi przyszła do głowy myśl, by powiedzieć tej kobiecie co o niej myśli, jednak szybko się uspokoił. Dopóki nie będzie wiedział co nowy władca postanowi zrobić z kochankami Lamera dziewiątego, musi uważać na swój język.
- Bardzo mi przykro hrabino, ale nie jestem jasnowidzem. Jego Wysokość dopiero wczoraj odzyskał przytomność. Medyk mówi iż został poważnie ranny i nie wiadomo jak długo będzie dochodził do zdrowia.
- Mam nadzieję iż nastąpi to jak najszybciej – powiedziała kobieta, a w jej głosie wyraźnie można było wyczuć niezadowolenie.
- Też mam taką nadzieję, hrabino. A teraz proszę wybaczyć, ale musze sprawdzić czy Jego Wysokość nie potrzebuje mnie. Jak tylko Jego Wysokość wyrazi życzenie widzieć was, hrabino, niezwłocznie panią poinformuję - powiedział Kirim, ukłonił się lekko i nie czekając na reakcję kobiety odszedł.




CDN













Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum