The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 26 2024 12:52:29   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Szach mat 12
***

Dni mijały. Kirim wraz z pozostałymi doradcami zajmowali się sprawami państwowymi, Konas dzielił czas między obowiązki medyka a wizyty w innym świecie w celu poszukiwania Wybrańca a Lantar... Lantar wraz z większością żołnierzy został wysłany na wschodnią granicę, gdzie zaobserwowano wzmożoną aktywność podejrzanych elementów. Oczywiście nie obyło się bez łez, które uronił Sanus kiedy w noc poprzedzającą wyjazd żołnierza żegnali się w tajemnicy przed wszystkimi.
- Hej, coś ty taki ostatnio nieobecny? - zaciekawił się Ganar, kiedy któregoś razu siedząc nad dokumentami, zrobili sobie przerwę na posiłek.
- Ja? Wydaje ci się - odparł pośpiesznie Sanus i sięgnął po szklankę z sokiem. Chciał zając czymś usta, żeby mieć pretekst do nieudzielania natychmiastowych odpowiedzi.
-Nie sądzę - pokręcił przecząco głową. - Wyglądasz jakbyś był beznadziejnie zakochany.
- Bzdury gadasz - fuknął ze zniecierpliwieniem.
- On ma rację - odezwał się Warnek. - Masz wszelkie objawy nieodwzajemnionego zakochania.
- Wcale nie jest nieodwzajemnione - westchnął zamyślony.
- Poważnie? - Ganarowi zaświeciły się oczy. - To opowiadaj!
- O czym? - Sanus spojrzał nieco przytomniej na przyjaciela.
- No o tej kobiecie, która skradła twoje serce.
- A kto powiedział, że to kobieta?- zdumiał się.
- A, więc mężczyzna. - Jaki on jest? - zainteresował się Warnek.
- Nie wasz interes- mruknął Zawstydzony Sanus.
- Skoro nie chcesz opowiadać, to pewnie jest brzydki jak noc.
- Nie prawda! - zaperzył się Sanus. - Jest bardzo przystojny i silny i... Nic wam więcej nie powiem!- wykrzyknął, kiedy zrozumiał, że Ganar zwyczajnie go podpuszcza.
- Nie to nie - Warnek wzruszył ramionami. - Prędzej czy później i tak się dowiemy. Będziemy łazić za tobą krok w krok, aż w końcu go zobaczymy. - Na twarzy Ganara pojawił się wredny uśmiech.
Sanus już chciał coś odpowiedzieć, gdy w tym momencie do sali wszedł Kirim. Jak to zwykle miał w zwyczaju, pomarudził, że się obijają i wszyscy razem wrócili do spraw państwowych

***
Zapadł zmierzch, kiedy w końcu zatrzymali się na odpoczynek. Jechali cały dzień, chcąc maksymalnie wykorzystać światło dnia. Okazało się iż zatrzymali się w miejscu, w którym płynęła niewielka rzeczka, dzięki czemu mogli napić konie i odświeżyć się. Wszyscy skwapliwie z tego skorzystali, przez co brzeg rzeczki był strasznie zatłoczony. Lantar popatrzył na pozostałych z niesmakiem. "Jak bydło", pomyślał i powoli zsiadł z konia. Podprowadził go w miejsce gdzie zaczynał się już las i rosła wyjątkowo bujna trawa. Rozsiodłał go i wyciągnąwszy z torby akcesoria, zaczął go czyścić. Kiedy skończył spętał konia i uwiązał do palika, który w bił w ziemię, dając koniowi trochę swobody. Wyciągnął derkę na której zazwyczaj spał, kiedy nie miał możliwości skorzystania z łóżka. Rozłożył ją i usiadł. Siedział przez chwilę wpatrując się w ludzi przy rzece. W pewnym momencie żołnierze zaczęli się rozchodzić i na brzegu zrobiło się wyjątkowo luźno. Wstał i podszedł do wozu z prowiantem. Po krótkiej rozmowie z żołnierzem odpowiedzialnym za prowiant wziął wiadro i podszedł do rzeki. Napełnił je wodą i poszedł napoić własnego konia. Kiedy był już pewny, że koń został należycie oporządzony poszedł do rzeki i obmył się z kurzu. Właśnie wychodził z rzeki gdy zaczęto nawoływać na posiłek. Wziął podaną mu miskę z jadłem i kubek jakiegoś napoju i udał się na swoje miejsce. Kiedy doszedł, zauważył, że jacyś żołnierze rozłożyli się obok niego, ale na szczęście ich derki leżały w pewnej odległości od jego własnej, więc ich towarzystwo było mu obojętne. Nie miał ochoty na żadne rozmowy. Jego myśli zajęte były czymś innym, a dokładnie kimś innym. Sanus... Tak się przyzwyczaił do tych ostatnich kilku dni, kiedy praktycznie byli razem, że teraz brakowało mu go, jego ciepłego uśmiechu, jego radosnego śmiechu, jego gorących ust, jego cudownego ciała. Nie! O czym on myśli? Mysi się skoncentrować! Potrząsnął głową w obie strony. Przecież jest teraz w trakcie wykonywania zadania. Nie może pozwolić żeby coś go rozpraszało, inaczej nie wywiąże się należycie ze swoich obowiązków, a na to nie może pozwolić. Odpędzając od siebie obraz ukochanego wziął się za jedzenie. Po skończonym posiłku sprawdził czy z koniem wszystko w porządku i położył się spać. Jednak nie mógł zasnąć. Jego myśli krążyły wokół Sanusa. Upewniwszy się, ze nikt na niego nie patrzy, sięgnął za koszulę i wyciągnął zawieszony na szyi niewielki woreczek. Powoli go rozsupłał i wyciągnął z niego pukiel włosów. Podsunął go pod nos i powąchał. Tak, to jego zapach, ten cudowny zapach jego ukochanego. Leżał przez chwilę z zamkniętymi oczami delektując się zapachem. W końcu pocałował pukiel i schował go do woreczka. Chwilę potem spał, śniąc o swoim ukochanym.

***

Konas postanowił zmienić taktykę. Teraz, kiedy już wiedział, że Wybraniec korzystał z sali gimnastycznej, postanowił przenieść się do środka i tam obserwować wchodzących ludzi. Najpierw zaopatrzył się w odpowiednie ubranie, żeby wyglądał jak jeden z tych, co korzystają z tego przybytku. Niestety kryształ milczał od kilku dni, postanowił więc odwiedzić każdą z sal, by przynajmniej znaleźć ślad Wybrańca. Istniała szansa, że korzystał zawsze z tych samych usług oferowanych przez to miejsce, więc w którymś z pomieszczeń powinien zostać jego ślad na który zareaguje kryształ. Musi tylko dostroić kryształ tak, żeby wychwytywał nawet te ledwo uchwytne ślady. Wrócił więc do swojej komnaty i przeniósł się do siedziby bractwa.
Wszedł w jedne z wielu drzwi.
- Witaj Asherenie - odezwał się do znajdującego się w pomieszczeniu młodego mężczyzny.
- Witaj, co cię do mnie sprowadza? - młodzieniec spojrzał uważnie na gościa znad okularów.
- Potrzebuję, żebyś go wzmocnił - wyciągnął kierunku młodzieńca rękę z kryształem.
Asheren przez chwilę uważnie oglądał kryształ, w końcu powiedział:
- Nie da rady.
- Dlaczego?
- On już osiągnął swój limit. Już był tyle razy wzmacniany, że więcej nie da rady. Przykro mi. - Oddał kryształ
Konasowi.
- Cholera - mruknął medyk. - Wiedziałem, że nie powinienem brać kryształu po kimś. Skoro nie możesz wzmocnić tego to daj mi inny.
- Przykro mi, ale w tej chwili nic nie mam. Dostawa nowych ma przyjść za kilka dni.
- Jak mocne?
- Niestety nie będzie nic mocniejszego. - Medyk sapnął gniewnie. - Ale będzie kilka niewzmacnianych na takim samym poziomie mocy jak ten twój, więc będę mógł któryś z nich trochę podrasować dla ciebie.
- Zrób tak.
- Ale to będzie cię drogo kosztować. - Asheren popatrzył uważnie na medyka.
- Nie ważne ile to będzie kosztować. Muszę mieć mocniejszy kryształ.
- Czemu aż tak ci na nim zależy? Przecież ten też jest całkiem niezły, no i powinien pracować bez zakłóceń jeszcze kawał czasu.
- Potrzebuję kogoś szybko znaleźć, a jego ślad jest zbyt słaby i mój kryształ nie może go wychwycić.
- Rozumiem. W takim razie przyjdź za miesiąc, kryształ będzie na ciebie czekał.
- Miesiąc?! - wykrzyknął medyk.
- A coś ty myślał? Nie jestem cudotwórcą. Wzmocnienie kryształu trwa, zwłaszcza jeżeli chcesz go wzmocnić do granic możliwości. To jest proces wieloetapowy. Najpierw trzeba...
- Dobra, dobra, nie tłumacz mi - Konas przerwał wywody rozmówcy. - I tak nic z tego nie zrozumiem. Skoro nie ma innej możliwości...
- Niestety nie ma.
- ... to odezwę się za miesiąc. - Konas pożegnał się i wrócił do swojego świata.
Ledwo wyszedł z komnaty, a już wpadł na służącego.
- Wasza miłość! Wasza miłość! Jak dobrze, że w końcu znalazłem waszą miłość! - wykrzyknął służący z wyraźnie słyszalną ulgą w głosie.
- Co się stało? - zapytał Konas z niepokojem.
- Wasza miłość, hrabina Marselen już od samego rana miota się i wyzywa służbę.
- Zgłoś to głównemu doradcy.
- Już mu powiedziałem, a on, po rozmowie z hrabiną, kazał mi znaleźć waszą miłość.
Konas westchnął.
- A gdzie teraz jest główny doradca?
- Zamknął się w swojej komnacie, wasza miłość.
- No dobrze, już do niego idę - powiedział Konas i skierował się w stronę komnaty głównego doradcy.
Kiedy już dotarł na miejsce, zapukał, lecz odpowiedziała mu cisza.
- Kirim, to ja, Konas. Wpuść mnie! - powiedział pukając jeszcze raz.
Po chwili usłyszał chrobot klucza w zamku i zanim się zorientował, został wciągnięty do środka. Kolejny chrobot klucza w zamku.
- Co się dzieje? - spytał zdziwiony.
- Ta cholerna baba działa mi na nerwy - warknął Kirim. - Przez nią nie mogę normalnie pracować. Mógłbyś coś z nią zrobić?
- A co konkretnie?
- Nie wiem - doradca zaczął nerwowo chodzić tam i z powrotem - cokolwiek, żeby tylko się zamknęła.
- No cóż - Konas zaczął się zastanawiać. - mogę ją uśpić, ale tylko na kilka dni. Dłużej niż tydzień jest nie wskazane. A co ona takiego ci zrobiła, że aż się przed nią chowasz?
- Wściekła się, że zrezygnowałem z importu fidrygałów*, które tylko ona jadła. Nie dociera do głupiej krowy, że to nas zbyt drogo kosztowało. Rozumiem inne fanaberie, które "muszą" - w tym momencie w głosie Kirima można było wyczuć drwinę - mieć też inne kochanki króla, ale dlaczego niby mamy importować coś co tylko jedna osoba je i co nas cholernie kosztuje?
- Nie obrażaj krów, dobra?
- Że co, proszę? - Doradca wybity z rytmu spojrzał ze zdziwieniem na medyka, który powtórzył cierpliwie:
- Powiedziałeś "głupia krowa". Byłbym wdzięczny gdybyś nie porównywał jej do krowy, bo tylko obrażasz krowę.
Kirim przez chwilę patrzył na medyka, jakby zastanawiał się nad tym co właśnie usłyszał i w końcu parsknął śmiechem.
- Wiesz co, ty to wiesz jak poprawić człowiekowi humor - wystękał po pewnym czasie, ocierając te kilka łez, które mu się wymksnęło.
- A co ja takiego powiedziałem? - zdziwił się Konas.
- Nie ważne. W każdym razie dzięki ci, już mi trochę lepiej. Ale z tą babą jednak mógłbyś coś zrobić, co?
- Dobra, coś wymyślę, ale nie wiem na jak długo to wystarczy.
- Nie ważne - Kirim machnął ręką uspokajająco. - Nawet jeżeli będzie to tylko tydzień, to i tak będzie dobrze. Przynajmniej będę mógł w spokoju popracować.
- W takim razie idę do niej - powiedział Konas i wyszedł z komnaty.
Dość szybko doszedł do komnaty hrabiny Marselen. Zapukał. Odpowiedział mu wściekły krzyk:
- Won mi stąd, ale już!
Konas westchnął. Rozejrzał się w koło i gdy upewnił się, ze nikogo w pobliżu nie ma, wypowiedział cicho zaklęcie.
- Homiri et nueri - w tym momencie w jego ręce pojawił się zwinięty w rulon pergamin. Rozwinął go i przez chwilę wodził po nim oczami. Kiedy skończył, uśmiechnął się i zapukał jeszcze raz.
Tym razem drzwi otworzyły się i ukazał się w nich wystraszona twarz jednej z pokojówek.
- Proszę wybaczyć, ale hrabina Marselen, nie czuje się najlepiej i nie życzy sobie żadnych gości - powiedziała cicho, ze strachem w oczach.
- Przekaż jej, że mam lekarstwo na jej dolegliwość.
Służąca bez słowa zniknęła. Chwilę potem drzwi się otworzyły. Konas wszedł do środka i zobaczył wściekłą kobietę leżącą na leżance.
- Witajcie, hrabino.
- Przejdź do rzeczy - warknęła kobieta. - Podobno możesz coś zrobić z problemem, który ten głupi doradca zaczął.
- Tak właściwie, to przyszedłem żeby przekonać was, hrabino, o słuszności decyzji podjętej przez głównego doradcę. Bo on podjął ja w trosce o wasze zdrowie, hrabino.
- Że co? - kobieta zmarszczyła gniewnie brwi. - Pozbawianie mnie jedynej przyjemności jaką tu mam, nazywasz moim dobrem?
- Proszę spojrzeć na to pismo, które otrzymałem - Konas podał kobiecie pergamin, który kilka minut wcześniej wyczarował. - To list od zaprzyjaźnionego medyka w sąsiednim państwie, który donosi mi o szkodliwości niektórych produktów. Ta część o sposobach leczenia jest dla was, hrabino, akurat nieistotna, ale resztę proszę uważnie przeczytać. Jest tam spis szkodliwych produktów i objawy jakie może wywołać długotrwałe ich spożywanie.
Kobieta zaczęła uważnie czytać, a z każdą minuta gniew na jej twarzy powoli zmieniał się w przerażenie.
- Jak widać hrabino - powiedział Konas, kiedy już kobieta skończyła czytać - wasz ulubiony przysmak jest na tej liście.
- Więc on... - wyszeptała kobieta.
- Tak, hrabino. Główny doradca został przeze mnie powiadomiony o tym piśmie i szybko zrezygnował z importu tych niebezpiecznych produktów, żeby nikt w naszym królestwie nie zachorował.
Hrabina milczała jakby nad czymś głęboko myślała, w końcu powiedziała, z wyraźną niechęcią w głosie:
- Chyba będę musiała go przeprosić.
- Wypadałoby, hrabino. - Konas uśmiechnął się. - Wszakże zrobił to w trosce o Pani zdrowie.
Odebrał od kobiety pismo i wyszedł z komnaty. Uśmiechajac się pod nosem wrócił do Kirima, który wciąż siedział zamknięty we własnej komnacie.
- Przerażasz mnie - powiedział Kirim, kiedy już Konas streścił mu przebieg rozmowy z hrabiną. - A tak przy okazji, to skąd masz to pismo i czemu ja nic o nim nie wiem?
- Pamiętasz co ci kiedyś mówiłem? Lepiej żeby niektóre pytania zostały bez odpowiedzi. Mogę cię jedynie zapewnić, że wszystko robię dla dobra państwa i jeżeli trzeba będzie, to wezmę odpowiedzialność za swoje czyny.
- Mam taka nadzieję - mruknął Kirim.- Wystarczy mi tego co mam na głowie. Nie mam zamiaru jeszcze sprzątać po tobie.
- O to nie musisz się martwić - medyk poklepał doradcę po ramieniu. - Ja nie popełniam błędów. A tak w ogóle, to zasłaniając się tym pismem możesz zerwać jeszcze kilka umów handlowych.
- Świetnie, chociaż to i tak kropla w morzu potrzeb - westchnął Kirim.
- Na początek dobre i to. A jak będziesz już kompletnie wykończony to wpadnij do mnie na gorącą czekoladę, ok.? - Konas uśmiechnął się ciepło.
- Nie omieszkam skorzystać - doradca odwzajemnił uśmiech.
- I pamiętaj jedno Kirim - powiedział medyk, kiedy już był przy drzwiach. - Odwalasz kawał dobrej roboty, ale musisz pamiętać, że nie jesteś sam. Wystarczy, że zaufasz chociaż trochę innym.
- Dzięki, postaram się o tym pamiętać.

Minął miesiąc. Konas przeniósł się do siedziby bractwa.
- Witaj Asherenie, jak tam mój kryształ?
- Jesteś w samą porę - okularnik uśmiechnął się. - Właśnie wczoraj skończyłem go przygotowywać.
- Szczerze mówiąc nie bardzo różni się od tego mojego - mruknął sceptycznie Konas uważnie oglądając kryształ.
- Jeżlei chcesz coś co wygląda ładnie to idź do Murenisa, on sprzedaje jubilerskie błyskotki. Ja zajmuję się magicznymi kryształami - mruknął Asheren zabierając klejnot.
- Czekaj, czekaj - Konas szybko złapał klejnot. - Wcale nie powiedziałem, że go nie chcę. Tak się tylko zapytałem, a ty zaraz taki drażliwy się robisz...
- Bo nie mam czasu na głupie gatki. Mam jeszcze sporo kryształów do przygotowania, a ty mi zawracasz dupę pierdołami.
Konas westchnął.
- Dobra, ile za niego chcesz?
- Tysiąc dwieście sztuk złota.
- Oszalałeś?! - wykrzyknął Konas.
- Ja nie jestem instytucja charytatywna, też muszę coś z tego mieć, poza tym produkty potrzebne do wzmocnienia kryształu tez nie są tanie.
- A jak ci dołożę ten mój stary? Sam mówiłeś, ze jest całkiem niezły i jeszcze powinien sporo czasu podziałać.
- Mogę opuścić o połowę.
- Umowa stoi - Konas wyciągnął rękę dla przypieczętowania umowy.
Po sfinalizowaniu zakupu przeniósł się z powrotem do swojego świata i upewniwszy się iż nigdzie nie potrzeba jego pomocy wyruszył na poszukiwania. Ledwo pojawił się przed Salą gimnastyczną, gdy kryształ pod koszulą zaczął wirować i grzać jak oszalały. Uśmiechnął się zadowolony. Wszedł do środka. Kryształ wychylał się wskazując kierunek w którym powinien się udać. Idąc za jego wskazaniami pomyślał, że jednak te pieniądze nie okazały się wyrzucone w błoto, Asheren odwalił kawał dobrej roboty. W pewnym momencie kryształ zawisł w pozycji pionowej, jednak nie przestawał wciąż pulsować ciepłem. Znaczyło to iż jest na miejscu. Zadarł głowę i spojrzał na napis. Sztuki walki. Hm, zapowiada się ciekawie. Wychodzi na to, że przyszły władca będzie wojownikiem. Wszedł do środka i jego oczom ukazały się kolejne drzwi nad którymi widniały napisy: "Aikido", "Karate", "Take-won-do", Jujitsu" i jeszcze kilka innych, które Konas zupełnie zignorował. Kryształ wyraźnie pchał go do drzwi z napisem "kung-fu". Nie zastanawiając się pchnął je i wszedł do środka. Znalazł się w niewielkim pomieszczeniu, w którym jedynym meblem był wysoki kontuar za którym siedziała uśmiechająca się szeroko blondynka.
- Witam, jest Pan stałym klientem, czy też może chce się Pan zapisać? - zapytała słodkim głosem.
- Nie jestem pewien - odparł Konas. - Chciałem trenować jakiś sport walki, ale nie mogę się zdecydować. - Postanowił trochę poimprowizować. - Czy mógłbym najpierw sobie trochę pooglądać?
- Ależ oczywiście - blondynka nie przestawał się uśmiechać. - Proszę chwilę zaczekać, zaraz poprosze jednego z naszych pracowników, żeby pana oprowadził i odpowiedział na wszelkie pana pytania - sięgnęła po słuchawkę telefonu.
Chwilę potem zza drzwi napisem "Tylko dla personelu" wyszedł młody mężczyzna i po krótkiej prezentacji zabrał Konasa na rekonesans. Przechodzili przez różne sale gdzie ćwiczyli ludzie o różnych stopniach zaawansowania. Niestety kryształ przez cały czas milczał. Konasowi zaczynało już brakować pytać które mógłby zadać, gdy w końcu doszli do ostatniej sali. W tym momencie kryształ zaczął wydzielać więcej ciepła.
- Uwaga! - usłyszał zaraz po wejściu na salę i obok niego przeleciał młody mężczyzna zatrzymując się na ścianie.
W tym momencie kryształ rozbłysnął tak jasnym światłem, że aż Konas przestraszył się, że ktoś to zobaczy i pod pretekstem uniku skulił się. Mężczyzna wrócił na salę, a kryształ uspokoił się, chociaż w dalszym ciągu drżał niespokojnie.
Konas uważnie spojrzał na młodzieńca. Czyżby to był on?




* fidrygały - słodki deser, którego skład i sposób produkcji jest pilnie strzeżony przez wytwórcę. Występuje w postaci różnych kształtów i smaków, w postaci zastygniętej masy z różnymi dodatkami typu owoce, orzechy, i wiele innych



CDN













Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum