The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Grudnia 22 2024 03:43:15   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Przeklęty 1
1



Ragen pochwycił sakiewkę pełną cyren i zważył srebrne monety w dłoni. Niezadowolony, zmarszczył brwi. Nie miał w zwyczaju sprawdzać Lanzo, który zresztą nie miał w zwyczaju oszukiwać, bynajmniej do dziś, ale o ile pamiętał, ostatnim razem sakiewka ważyła znacznie więcej.
- Pomyliłeś zapłaty. Ta należy się twoim siepaczom - powiedział bez cienia urazy i odrzucił monety. Mężczyzna o pucułowatej twarzy i świńskich oczkach wyjrzał zza stołu zasypanego papierami.
- Nie pomyliłem - odparł podenerwowany. - Podczas twojej nieobecności zmieniły się stawki. I tak płacę ci złodziejskie sumy, więc nie nadwyrężaj mojej dobroci!
Po tych słowach wrócił do wcześniejszego zajęcia, dając tym do zrozumienia, że uważa sprawę za zamkniętą. Nie potrafił jednak ukryć nerwowego drgania powieki, które zdradzało jego niepokój. Tak, bał się. Ragen wyczuł to bez trudu. Cholerny handlarzyk. Będzie zmieniał stawki za jego plecami i jeszcze zgrywał cwaniaka. Już on go nauczy!
Zirytowany zbliżył się i niespodziewanie, z całej siły uderzył pięścią w stół. W przestronnym pomieszczeniu urządzonym z przepychem, rozległ się huk. Lanzo podskoczył na fotelu niczym przestraszony prosiak. Nie zdążył nawet krzyknąć, gdy dłoń najemnika sięgnęła przez biurko i zacisnęła się na jego gardle. Niezbyt boleśnie, ale jednak przekonująco. W jednej chwili ochroniarze mężczyzny wpadli do środka.
- Szefie...? - zapytał jeden z nich, zdezorientowany, przyglądając się najemnikowi i szukając za jego plecami chlebodawcy.
- Każ im się wynosić, chyba, że chcesz szukać nowych sługusów - warknął Ragen obrzucając ich ponurym spojrzeniem. Mężczyźni przełknęli głośno ślinę. Może i Lanzo płacił im przyzwoicie, ale porwać się na Ragena, to jak porywać się na dziką bestię. Na ich szczęście, szef machnął dłonią odsyłając ich z powrotem za drzwi.
- A teraz posłuchaj mnie uważnie - zaczął groźnie mężczyzna, przeszywając zleceniodawcę zimnym spojrzeniem. - Może i jesteś największym handlarzem w Athelur. Może masz pałac, stado baranów i wymuskane szaty, a twoja żona pęka w szwach od łakoci, które sprowadzasz z Northen, ale na otchłań, chyba zapomniałeś, że JA nie jestem jednym z twoich sługusów, którymi możesz dyrygować jak ci się żywnie podoba! Nie będziesz ze mną pogrywał! Umawiamy się na określoną sumę i ty ją płacisz! Rozumiemy się?!
Palce Ragena zacisnęły się mocnej na tłustej szyi i mężczyzna pisnął, wybałuszając oczy. Wcześniejsza, pozorowana pewność siebie uleciała z niego niczym powietrze. Jakim był głupcem, wierząc, że najemnik przyjmie nowe warunki z pokorą. Mimo, że pracował dla niego od kilku lat, handlarz tak naprawdę nie wiedział czego może się po nim spodziewać. Na chwilę zapomniał z kim ma do czynienia. Ból skutecznie przywrócił mu pamięć.
- Kto by pomyślał, że zrobisz mi taki numer... - Ragen splunął na podłogę i pokręcił głową z dezaprobatą. Zabrał dłoń.
- Wybacz! Wybacz drogi przyjacielu! Popełniłem błąd - wybełkotał mężczyzna, rozcierając szyję, na której widniały ledwie widoczne, czerwone ślady.
- Owszem, popełniłeś błąd - przyznał Ragen, choć wiedział, że Lanzo nie mówi tego szczerze. - A teraz wypada, żebyś go naprawił. Inaczej będę niepocieszony.
Mężczyzna zgodził się szybko. - Natychmiast dopłacę brakującą kwotę i dorzucę coś na pojednanie - zapewnił i gorączkowo zaczął wygrzebywać srebrniaki z drewnianej szkatułki, którą trzymał w szufladzie.
- Zatem puszczam wszystko w niepamięć - zapewnił najemnik wspaniałomyślnie, po czym schował napełnioną sakiewkę do skórzanej torby przy pasie, gdzie ciążyła mu przyjemnie. - Pozdrów ode mnie swą zacną małżonkę! - dodał na pożegnanie i roześmiał się w głos. Gdyby Lanzo mógł zobaczyć teraz swoją minę! To ci ubaw! Cholera, dawno się tak nie uśmiał. Kto by pomyślał, że ten gruby dureń dostarczy mu takiej rozrywki.
Handlarz otworzył usta niczym ryba wyciągnięta z wody, ale nie wydusił ani słowa. Dopiero po chwili uświadomił sobie, jak żałośnie musiał wyglądać, płaszcząc się przed najemnikiem. Wyprostował się i poprawił pogniecioną szatę, starając się odzyskać rezon i odrobinę godności. Przeklęty! Gdyby tylko znalazł lepszego strażnika, już dawno by się go pozbył!





Ragen opuścił posiadłość Lanzo pogwizdując pod nosem. Już od kilku lat eskortował towary, którymi ten handlował na szlakach z Esteris i Northen, wiodących przez niebezpieczne przełęcze, gdzie grasowali różnej maści grabieżcy. Często eskortowane dobra padały ich łupem, toteż handlarze najmowali najlepszych strażników z Gildii i słono płacili za bezpieczeństwo. Szczególnie, gdy w grę wchodziła eskorta cennych kryształów, które wydobywały Wilkory na północy gór, a które tutejsi handlarze sprowadzali przez czerwoną przełęcz.
Początki nie były łatwe. Ragen stoczył kilka poważnych potyczek z członkami tamtejszego bractwa rabusiów - Czarnych Koni jak się kazali zwać, zanim przekonał ich, by trzymali się od niego z daleka. Dziś traktowali go z należytą rezerwą i omijali szerokim łukiem. Z tego powodu Ragen zyskał sobie nieco kpiarski przydomek "Nietykalny" i sławę, która się z nim wiązała, co nawet przypadło mu do gustu. Miał nadzieję, że będzie działać jak talizman i odstraszać potencjalne kłopoty, a jak na jego gust - im mniej kłopotów tym lepiej.
- Dobrze cię traktowali, moja droga? - zagadnął do gniadej klaczy, która stała w boksie tuż na wejściu do ogromnej stajni Lanzo i podgryzała jabłka. - Inaczej będę musiał skrócić ich o głowy - zażartował, a chłopcy stajenni czmychnęli po kątach. Kora na dźwięk jego głosu zarżała zadowolona. - W takim razie w drogę. Trzeba odwiedzić starego, dobrego Snasa. Pewnie czeka już z arenejskim winem - poklepał zwierzę z czułością i wskoczył na siodło. - Łapcie! - krzyknął jeszcze i rzucił za siebie dwie srebrne monety, ale żaden z chłopców nie odważył się wychynąć z kryjówki by je pochwycić. Dopiero gdy strażnik zniknął za bramą wjazdową, wszyscy trzej rzucili się na siano, gdzie spadły.
Zmęczony, brudny i głodny, ale z uczuciem satysfakcji po dobrze wykonanej pracy, Ragen spiął klacz i skierował się wprost do gospody pod Żelaznym Psem. Minęły ponad dwa tygodnie odkąd zawitał w tym przybytku. Dwa, długie tygodnie na zielonym szlaku, gdzie w większości tkwił w siodle lub stał na straży. Był akurat koniec lata, więc pogoda dopisała, w przeciwieństwie do towarzystwa. Gren i Arlen należeli do elitarnych strażników w Gildii, potrafili świetnie władać bronią i mieli łeb na karku, ale na nieszczęście dla Ragena byli największymi ponurakami w Athelur. Wiecznie poważni, czujni i małomówni, jakby prosta radość życia sprawiała im ból. Po pewnym czasie nawet jemu udzielała się ta posępna aura. W końcu rezygnował z prób nawiązania luźnych rozmów i zwyczajnie ich ignorował. Nowy kupiec od Lanzo, który w jego imieniu handlował towarami, też nie należał do rozrywkowych, a strażnika zwyczajnie się bał i najczęściej spędzał czas ukryty w powozie. Ragen żałował, że jak zazwyczaj nie jechał z nimi Darko, z którym podróżował od dawna i z którym chętnie ucinał sobie pogawędki. Czas więc dłużył się niemiłosiernie, na szlaku znanym wręcz do obrzydzenia. W pewnym momencie miał nawet nadzieję, że ktoś ich zaatakuje, ale los nie był dla niego łaskawy. Wyprawa ta nie należała więc do udanych i Ragen odetchnął z ulgą na myśl, że następna eskorta wyruszy dopiero za tydzień.

Nad Athelur powoli zapadał zmrok. Ragen skręcił z rynku w boczną alejkę, gdzie minął latarników, którzy zapalali kolorowe latarenki rozwieszone pomiędzy słupami. Po uliczkach krzątali się jeszcze nieliczni mieszkańcy. Większość siedziała w karczmach bądź układała się do snu. Strażnik lubił tę porę dnia, choć nie przepadał za samym miastem. Właściwie to nie lubił miast w ogóle. Drażnił go hałas, krzątanina ludzka i smród, dlatego mieszkał poza murami i wpadał do Athelur jeśli miał jakiś interes. Poza tym miał jeszcze inny powód, dla którego wolał trzymać się z dala od ludzi... Mieszkańcy traktowali go z tego powodu dość nieufnie, ale po tylu latach zdążył się już przyzwyczaić i nie zwracał na to uwagi.
Roztaczając przed sobą wizję relaksującego wieczoru przy dzbanie wina i wygodnego łoża, na którym zaśnie snem sprawiedliwych, zostawił Korę przy wodopoju, a sam zniknął w jasnym wnętrzu gospody. Żelazny Pies miał opinię jednej z najlepszych knajp w mieście. Rozlewano tu wysokogatunkowe piwo i wino bez domieszki tanich trunków jak to robiło wiele podrzędnych nor, w których zaszywały się najczęściej drobne pijaczki i typy z pod ciemnej gwiazdy. Ragen od dawna unikał takich miejsc. No, może poza Kaczym Kuprem, gdzie co pewien czas grywał w faseta i zawsze dziwnym trafem kończyło się to porządnym mordobiciem. Gdy przez dłuższy czas nic nie działo się na szlaku, traktował to jak trening, który pozwalał pozostać w formie. Właściciel, stary Terent, dzięki osławionym bójkom z jego udziałem zwiększył zyski i poszerzył grono klientów, tak więc nie miał do niego żalu. Jedyną wadą był koszt rozwalonych krzeseł i stołów, za które Ragen musiał zapłacić z własnej kieszeni.
W środku panował gwar. Pachniało dymem, aromatem wina i przedniej strawy, którą serwowała żona Snasa. Strażnik na zapach jej wybornego gulaszu poczuł przytłaczająca pustkę w żołądku. Zanim dotarł do baru, odpowiedział na kilka pozdrowień i przywitał się ze stałymi bywalcami jak to miał w zwyczaju. Gdy w końcu zasiadł przy drewnianej, okazałej ladzie, poczuł jak bardzo jest zmęczony. Zdjął z pleców ostrze i odłożył na bok. Przez całą wyprawę okazało się zbędnym balastem.
- A oto i mój stary druh! Witaj w domu! - zakrzyknął Snas na jego widok i zanim Ragen zdążył powiedzieć słowo, postawił przed nim drewniany kufel i napełnił go karminowym trunkiem. - Wyglądasz, jakbyś od dawna nie pił dobrego wina.
Ten zaśmiał się serdecznie, słysząc ich stare pozdrowienie, którym raczyli się wracając z wspólnych eskort, za czasów, gdy Snas należał do Gildii. Gdy podczas jednej z potyczek stracił oko, porzucił tę profesję i za odłożone oszczędności otworzył gospodę. Uścisnęli sobie dłonie.
- Twoje zdrowie! - powiedział Ragen i przechylił kufel do ust. Odetchnął, gdy opróżnił go do dna. - Tego mi było trzeba.
- Opowiadaj lepiej, co słychać w Esteris. Długo tam zabawiliście? - Snas jak zwykle ciekaw był nowinek, a Ragen zawsze chętnie dzielił się z nim kilkoma plotkami, które przyjaciel rozsiewał potem wśród klienteli.
- Litości! - zawołała jego żona, która właśnie pojawiła się przy ladzie. Była to ponętna kobieta o bujnym biuście i falujących blond lokach, znana w Athelur z wybitnej kuchni. - Zanim zaczniesz go maglować, daj mu najpierw zjeść! Nie widzisz, że umiera z głodu? - rzuciła do męża oskarżycielskim tonem, by zaraz zwrócić się do Ragena iście anielsko - Już grzeję gulasz, kochany.
- Co ja bym bez ciebie zrobił, moja droga - odparł Ragen pełen wdzięczności.
- Tak, tak, już to gdzieś słyszałam - odparła kpiąco i machnęła ścierką na męża. - Wszyscy tak mówicie, a jak przyjdzie co do czego... - przerwała i przewróciła oczami, po czym puściła oko do Ragena i zniknęła na zapleczu kuchennym.
- Kobiety... - mruknął Snas. - Zawsze znajdą powód do narzekania. Inaczej życie nie miałoby dla nich sensu - dodał zgryźliwie, spoglądając za żoną.
Ragen zaśmiał się. Znał tę dwójkę od wielu lat i wiedział, że skoczyliby za sobą w ogień, nawet jeśli dzień w dzień darli koty. Snas żartował czasem, że dla niej warto było stracić lewe oko. Razem z dwójką pociech tworzyli uroczy widok. Ragen czasem zazdrościł im tego szczęścia...
- Mów lepiej, kiedy przyjdzie czas na ciebie, stary rozbijako? - zagadnął przyjaciel. - Lata lecą, a ty dalej jesteś wolnym duchem. Chyba nie powiesz, że w Athelur brakuje pięknych kobiet?
- Cóż, chyba nie jest mi pisane ciepło domowego ogniska - stwierdził strażnik kwaśno.
- Nigdy nie wiesz, co może cię spotkać - odparł Snas filozoficznie i napełnił kufel. -Gdybyś powiedział kilka lat temu, że będę prowadził gospodę, a Nalya zostanie moją żoną, nieźle bym się uśmiał.
- Taak... sam w to ciągle nie wierzę. Co ona w tobie widziała...? JA to rozumiem, ale Ty? - zaśmiał się Ragen.
Zanim jednak dobrał się do gulaszu, został jeszcze odesłany do misy z wodą by obmyć twarz i dłonie z kurzu. Potem, z pełnym żołądkiem popijając wino, opowiedział o wszystkich ciekawostkach, które wydarzyły się i które zasłyszał podczas wyprawy.
- Największa niespodzianka czekała na mnie w progach Lanzo - powiedział z pewnym rozbawieniem. - Na powitanie obciął mi stawkę i myślał, że ujdzie mu to na sucho, stary drań!
- On zawsze miał tupet - roześmiał się Snas. - Mam nadzieję, że nie pokiereszowałeś go zbytnio. Co jak co, ale płaci najlepiej w okolicy.
- Znasz mnie. - Ragen machnął ręką marszcząc przy tym brwi. - Wyjątkowo kulturalnie i grzecznie wytłumaczyłem, że nie życzę sobie takich numerów.
Obaj spojrzeli na siebie i jednocześnie wybuchnęli gromkim śmiechem, a kilku bywalców z zaciekawieniem zerknęło w ich stronę.
- Na otchłań! Szkoda, że nie widziałeś, w jakim tempie wygrzebywał srebrniki z tego swojego kuferka!
Zaśmiewali się jeszcze chwilę, po czym Snas nagle spoważniał. Oparł łokcie na ladzie, pochylając się w stronę Ragena i powiedział ściszonym głosem - Może cię to zmartwi, ale niespodzianki jeszcze się nie skończyły.
Ragon odstawił kufel i przyjrzał mu się uważnie. - Co masz na myśli..?
Karczmarz upewnił się, że w pobliżu nie ma nikogo, kto mógłby podsłuchać, co zresztą skutecznie utrudniał szum rozmów i wyjaśnił - Przyszedł tu wczoraj. Powiedział, że ma dla ciebie ofertę i koniecznie chce się spotkać. Kazałem mu poczekać do twojego powrotu. Nie wychodzi z tego pokoju do dzisiaj. Zamówił tylko posiłek pod drzwi. Nie wygląda mi na kogoś stąd i nie mam bladego pojęcia skąd może być. Zasłaniał twarz kapturem.
Ragon zmarszczył czoło. Tajemniczy nieznajomy, który ma dla niego ofertę. Hm... równie dobrze mógł być to ktoś, kto chce go sprzątnąć. W końcu w przeciągu tych trzydziestu kilku lat żywota uzbierał pokaźną kolekcję wrogów. Brał też pod uwagę Gildię z innego miasta bądź przedstawiciela bogatego handlarza, którzy chcą mu zaoferować pracę. Właściwie bardziej skłaniał się ku ostatniej opcji, ale ostrożności nigdy za wiele.
- W takim razie nie pozwólmy mu dłużej czekać - zdecydował i wstał, czując przyjemny szum w głowie. Na szlaku nie pozwalał sobie na pijaństwo i ostatnim razem był w takim stanie tydzień temu, gdy zawitali do Esteris.
- Drugie piętro. Pokój dwadzieścia trzy - poinformował go Snas. - Miej się na baczności - dodał w pewien sposób zaniepokojony. Ragen uśmiechnął się drapieżnie i schował ostrze do pochwy na plecach. Kto wie, czy się nie przyda.
- To samo mógłbyś powiedzieć jemu.





Najemnik zapukał w stare, sosnowe drzwi i zrobił krok w tył. Prawą dłoń trzymał na rękojeści potężnego miecza, gotowy użyć go w razie potrzeby. Wyczekiwał.
- Kto tam? - dobiegło z wnętrza.
- Ragen z Gildii Strażników. Ponoć mnie szukasz, kimkolwiek jesteś.
Minęła krótka chwila nim drzwi uchyliły się, a tajemniczy nieznajomy zaprosił go do środka. Ragen bez wytężania zmysłów, które i tak były wyjątkowo wyostrzone, wyczuł ledwie uchwytny zapach niepokoju. Nie słyszał jednak przyspieszonego tętna czy szybszego bicia serca, które zdradzałoby planowany atak. Wszedł do pomieszczenia.
Wewnątrz płonęło kilka świec. Rzucały na ściany cienie nielicznego wyposażenia pokoju, ale mimo, że panował tu półmrok, Ragen świetnie widział wysokiego, szczupłego mężczyznę, który stał teraz przy stole. Miał na sobie obszerny, podróżny płaszcz z kapturem, który skrzętnie skrywał spodnie odzienie. Tak jakby za wszelką cenę starał się ukryć, kim jest i skąd pochodzi. Największe zainteresowanie wzbudziła w Ragenie mlecznobiała skóra, niespotykana w tych stronach. Wręcz jaśniała blaskiem w cieniu kaptura, nie wspominając o intensywnie niebieskich oczach.
- Jestem Lantis z Wodnego Miasta - przedstawił się, a jego głos brzmiał dumnie i chłodno. Przez chwilę obserwował reakcję strażnika. Ten zmarszczył brwi nieufnie, zastanawiając się, czy ma to potraktować jako głupi żart na przełamanie lodów czy prowokację? W końcu prychnął lekceważąco.
- Dobre sobie. A ja jestem młodą, zgrabną dziewką. Do twojej wiadomości: żaden lethyjczyk nie pojawił się tu od zamierzchłych czasów. Podejrzewam, że ich rasa poszła na dno z całą tą, zamgloną wyspą. Daruj sobie kpiny i mów czego chcesz, byle szybko.
- W takim razie wiadomość, że nadal istniejemy, a nasz dom nie poszedł na dno jak to ująłeś, musi być dla ciebie pewnym zaskoczeniem - odparł spokojnie mężczyzna, niezrażony, jakby spodziewał się, że najemnik mu nie uwierzy.
Ragen zmrużył oczy, wpatrując się przenikliwie w nieznajomego. Zaczynał się zastanawiać, czy nie wypił za dużo wina, skoro słyszy takie brednie. Co prawda, sam nigdy nie widział nikogo tej rasy, więc nie był w stanie ocenić, czy to jeden z jej przedstawicieli, ale nie widział też powodu, dla którego miałby mu wierzyć.
- Masz mnie za głupca? Może wypiłem trochę wina, ale głowę mam sprawną - prychnął i zaraz odwrócił się z zamiarem opuszczenia pokoju.
- Zaczekaj, proszę! Wysłuchaj najpierw tego, co mam do powiedzenia.
Ragen zerknął na niego przez ramię rozważając czy zostać i tracić czas niewiadomo na co, czy wrócić do Snasa i dalej dobrze się bawić. Miał nadzieję, że nie pożałuje tej decyzji.
- Cóż... dziękuję - odparł uprzejmie Lantis, widząc, że najemnik jednak zostaje. - Teraz pozwól, że wyjaśnię pewną rzecz. Zapewne słyszałeś legendę o żywo-wodzie, która leczy wszelkie choroby. Odkąd ludzie zaczęli w nią wierzyć i nękać nas z jej powodu, zaprzestaliśmy opuszczania Wodnego Miasta. Tak jest dla nas bezpieczniej. Gdyby nie pewne okoliczności, przypuszczam, że ja sam, ani żadem z moich pobratymców, nigdy nie pojawiłaby się w tych okolicach. Jeśli jednak nadal masz wątpliwość, czy mówię prawdę, być może to cię przekona. - Jak na zawołanie, jego błękitne tęczówki rozbłysły na moment bladym światłem, co wywołało lekkie zdumienie na twarzy Ragena. - Czy teraz mi wierzysz?
Strażnik zmierzwił szczecinę krótkich, ciemnych włosów z konsternacją. Może i nie znał tej rasy, ale słyszał różne opowieści - jedne prawdziwe, inne wyssane z palca. Tyle, że świecące oczy, które pozwalają widzieć na bardzo duże odległości, a nawet we mgle, pojawiały się w każdej z nich. To był wręcz znak rozpoznawczy lethyjczyków. Westchnął.
- Lethyjczyk, czy nie. Nieważne. Mów czego chcesz i lepiej, żebym nie zmarnował przez ciebie wieczoru.
Mimo, że potraktował go z lekceważeniem, za tymi słowami kryła się niemała ciekawość. Lantis skinął głową z ledwie dostrzegalną urazą i wskazał krzesło. - Zechciej spocząć.
Strażnik skorzystał z zaproszenia i rozsiadł się wygodnie, wykładając ostrze na stół - ostrzeżenie, które mówiło "niczego nie kombinuj". Wciąż jeszcze nie miał pojęcia, czego spodziewać się po obcym. Lantis również usiadł i zsunął kaptur z głowy odsłaniając śnieżnobiałą, pociągłą twarz i jasne, długie, proste włosy, charakterystyczne cechy swojej rasy. Strażnik zmrużył oczy, węsząc w jego wyglądzie jakiś podstęp, ale nie doszukał się żadnego. Co prawda słyszał, że lethyjczycy są piękni, ale jak żyje, nie widział takiej istoty. Niewiele brakowało, a rozdziawiłby usta. I nie miało znaczenia, że lethyjczyk był mężczyzną. Ragen potrafił docenić wdzięki obu płci.
- Jak już wspomniałem, zaszły pewne okoliczności, z powodu których musiałem opuścić Wodne Miasto - zaczął Lantis, ignorując zainteresowanie jakie wywołał. - Otóż syn mojego dobrego przyjaciela musi udać się w podróż do świątyni Antam. Jest to bardzo długa i niebezpieczna wyprawa, szczególnie, że od dawna nie zapuszczaliśmy się poza granice jeziora. Uznaliśmy zatem, że bezpieczniej będzie nająć ochronę. Od naszego źródła wiemy, że jesteś znakomitym wojownikiem, który ochrania eskorty na głównych szlakach handlowych z pobliskimi miastami i...
- Chwila, chwila - przerwał mu Ragen. - Czy ta ckliwa opowieść zmierza do tego, że chcesz prosić o ochronę jakiegoś szczeniaka...? Bo jeśli tak, to czy ja na otchłań, wyglądam na niańkę?!
Lantis patrzył na niego w milczeniu, co tylko rozzłościło mężczyznę jeszcze bardziej. - Chyba nie chcesz powiedzieć, że w ogóle to rozważasz?!
- Wybacz. Po prostu uświadomiłem sobie, że nie był to rozsądny pomysł... - stwierdził nagle. Przymknął oczy i westchnął jak ktoś, kto odkrył oczywistą prawdę. - Jesteś tylko zwykłym strażnikiem. Nie możesz zagwarantować mu bezpieczeństwa...
- Hej! - uniósł się Ragen. - Co ty tam bredzisz? Że niby nie gwarantuję bezpieczeństwa? Zapytaj Lanzo czy kiedykolwiek straciłem choćby jeden powóz na szlaku! Ba! Jedną jego przeklęta szmatkę czy przyprawę! Gwarancja bezpieczeństwa to moje drugie imię!
- Czyżby? - powątpiewał Lantis. - Dla kogoś, kto o ma o sobie takie mniemanie, eskorta głupich towarów musi być więc uwłaczająca.
Najemnik zmarszczył czoło. Ta rozmowa zmierzała w wyjątkowo złym kierunku. - Próbujesz mnie obrazić?
- Sądzisz, że jestem tak nierozważny? - zerknął na stół, gdzie ostrze połyskiwało w świetle świec. - Chcę tylko powiedzieć, że eskorta wozów handlowych to żadne wyzwanie.
- Co ty możesz o tym wiedzieć? - zakpił Ragen. - A niańczenie dzieciaka to według ciebie zadanie dla prawdziwych twardzieli?
- Suren nie jest już dzieckiem. To wyjątkowo inteligentny i zaradny młodzieniec. Nie będzie sprawiał kłopotów. Zapewniam, że nie jest to zwykła eskorta. Trzeba zachować wszelkie środki ostrożności, by nikt nie odkrył, kim jest. To nie będzie łatwe zadanie.
Ragen zamyślił się. Co do jednego, lethyjczyk miał rację - ochrona wozów zaczynała go nużyć. Na szlakach ostatnimi czasy nic się nie działo. Wiecznie te same, obrzydłe tereny. Znał już chyba każdy kamień na ścieżkach. Do tego towarzystwo Arlena i Grena, których najchętniej posłałby w samą otchłań... Poza tym, dawno nie widział świata poza granicami Esteris i Northen i chętnie odwiedziłby starych znajomych z tamtych stron. Jeśli rzeczywiście ten ich cały Suren nie był smarkaczem, to może nie sprawi wiele zachodu podczas podróży. Szukasz kłopotów, zaskrzeczał złośliwy głosik w jego głowie.
- Najpierw odpowiesz na kilka pytań - zażądał, obserwując uważnie Lantisa.- Po pierwsze: po jaką cholerę ten dzieciak musi dotrzeć do Antam? Czego szukacie u Kapłanek Światła?
Lethyjczyk odwrócił twarz nie mogąc znieść tego przenikliwego spojrzenia ciemnych oczu. Domyślał się, że najemnik zapyta o powód wyprawy. Nie miał ochoty zdradzać szczegółów, ale czuł, że nie ma innego wyjścia. Westchnął. - Suren cierpi na nieznaną nam chorobę, której nie potrafimy uleczyć. Ciało ma sprawne, ale choroba niszczy jego duszę. Wierzymy, że tylko Kapłanki Światła mogą mu pomóc. Teraz, gdy już o tym wiesz, proszę zachowaj to dla siebie.
Ragen milczał przez chwilę, rozważając to, co właśnie usłyszał. Nie brzmiało to dobrze.
- Muszę wiedzieć czy ta choroba jest niebezpieczna i ostrzegam: nie próbuj kłamać. Chyba, że chcesz mieć jego krew na rękach... - powiedział, mrużąc oczy.
- Nie zarazisz się, jeśli to miałeś na myśli - odparł Lantis. - Oczywiście, jeśli nie będziesz go dotykał - dodał znacząco.
- Sugerujesz coś? - mruknął najemnik. - Dla twojej wiadomości-nie gustuję w dzieciach.
- Mówiłem już, że Suren nie jest dzieckiem.
- Cholera! Dziecko czy nie, możesz być pewny, że nie tknę go nawet palcem!
Obaj przez chwilę mierzyli się wzrokiem.
- Nie wiem, ile warte jest twoje słowo, ale chyba musi mi wystarczyć? - Lantis bardziej stwierdził niż zapytał, co spowodowało u Ragena nerwowe drgnięcie powieki.
- A teraz, jak dobrze zrozumiałem, chcesz żebym dostarczył go tam i z powrotem. To wszystko...? - upewnił się.
- Tak, to wszystko.
- Pozostaje najważniejsza kwestia... Co z tego będę miał?
Lantis sięgnął do schowków ukrytych w połach odzienia i wyjął sakiewkę. Ragen przyglądał się jak rozwiązuje rzemyk i jak w jego dłoni pojawiają się kryształy. W blasku świec zamigotały kaskadą barw oślepiając wręcz swym pięknem, które nawet w niewzruszonym zazwyczaj strażniku wzbudziło pewien podziw, choć nie czuł typowej, ludzkiej żądzy i traktował je raczej jako towar przetargowy za inne, znacznie cenniejsze dla niego dobra. Tylko, czy to nie były zwyczajne podróbki? W końcu swego czasu po Athelur krążyły genialne fałszywki i choć nagonka wsadziła podrabiaczy do lochów, a fałszywki zniknęły z rynku, Ragen nie miał stuprocentowej pewności, czy oto właśnie obcy nie chce mu wcisnąć jednej z nich.
- Sprawdź, jeśli nie wierzysz, że są prawdziwe - powiedział Lantis jakby czytał w jego myślach. Wysypał kilka kryształów na stół. Najemnik zmrużył oczy i sięgnął po jeden z nich. Wybadał najostrzejszą krawędź i wbił ją w dłoń. Na krysztale pojawiła się jego krew, która zaraz pociemniała przybierając czarną barwę. Tak, teraz miał pewność, że były autentyczne.
- To jest zaliczka - oznajmił lethyjczyk. - Resztę otrzymasz po powrocie.
- Resztę, czyli...? I kto powiedział, że się zgadzam?
- Dwie sakiewki.
Ragen parsknął śmiechem i wstał z krzesła, gotowy do wyjścia.
- Ile zatem żądasz ? - zapytał Lantis z nutą desperacji w głosie.
- Hm... Biorąc pod uwagę niebezpieczeństwo, czas, wydatki i trudność zlecenia - wyliczał. - Cztery.
- Trzy - uciął Lantis zdecydowanie.
- Cóż, niech będzie, że stracę. Trzy - zgodził się najemnik wspaniałomyślnie, choć dobrze wiedział, że to i tak zdecydowanie za dużo. Wyglądało na to, że lethyjczyk nie miał zielonego pojęcia o stawkach za ochronę, a on wcale nie czuł się w obowiązku go uświadamiać. Zresztą słyszał gdzieś, że zgromadzili sporo kryształów na wyspie, więc nie ucierpią zbytnio, jeśli uszczupli ich o te kilka sakiewek. Zamyślił się. Po tym zleceniu nie będzie musiał pracować dla Lanzo przez bardzo długi czas, a przy tym może otworzy własną winiarnię...? Cholera, czemu nie? Tylko... czy dobrze robił przyjmując tę ofertę? Wyprawa do Antam do około dwa miesiące drogi w obie strony. Do tego ciągła obecność dzieciaka, którego będzie musiał ukrywać. To może być trochę męczące jak na jego gust. Z drugiej strony, taka propozycja może nigdy więcej się nie trafić. Właściwie, co miał do stracenia?
- Musimy dotrzeć do Mglistego Jeziora, skąd odbierzesz Surena - oznajmił Lantis, przerywając te rozmyślania. - Ile czasu potrzebujesz na przygotowania?
- Możemy wyruszyć jutro w południe - zdecydował najemnik i schował sakiewkę głęboko pod skórzany bezramiennik, nabijany grubymi, żelaznymi ćwiekami.- Ale to nie wszystko... - dodał i uśmiechnął się krzywo, co tylko wprawiło Lantista w rozdrażnienie. Sądził, że wszystko już uzgodnili i nie miał ochoty na żadne niespodzianki. - Zabierzesz mnie do Wodnego Miasta. To jeden z warunków.
Lethyjczyk otworzył usta w niedowierzaniu i już miał zaprotestować, ale zanim zdążył to zrobić, Ragen wstał i zwyczajnie go ignorując, schował miecz i opuścił pokój. Mężczyzna westchnął. Czuł, że droga do domu będzie bardzo długa...




Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum