The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 19 2024 04:11:35   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Szpilka 1
I.
- Tato, ale ja tak bardzo nie chcę tam iść! Czemu nie mogę iść gdzieś do szkoły, gdzie nie ma samych snobów, anoreksyjnych zdzir z miseczką D i wpinania sobie nawzajem szpilek w dupę! - Clara machnęła łyżką i jej zupa mleczna poleciała na stół.
- Uważaj, co robisz, krowo! - Christopher zaczął wycierać stół, po czym wyciągnął oskarżająco palec w stronę siostry. - Zawsze jesteś taka niezdarna! Jakbyś nie była moją siostrą, to bym wątpił, czy te elfie uszy są prawdziwe. Poza tym, jak ktoś jest anorektykiem, to raczej nie ma miseczki D.
- Tato, co to jest aron... aroneksja? - za to ośmioletniej Elizie z buzi sypały się okruszki na dopiero co zamiecioną podłogę.
Michael westchnął. Najczęściej właśnie w takich chwilach tęsknił za swoją byłą żoną, Alison. Ona by wiedziała co zrobić, na wszystko miała jakiś plan i umiała obchodzić się z dziećmi. Jak idealna elfka.
Niestety, śmierć nie wybiera.
- Christopher, nie obrażaj siostry i uważaj na język - Chris tylko uniósł brwi na słowa ojca i jadł dalej. - Claro, wiesz, że wasza matka bardzo chciała, żebyście chodzili do tej szkoły, którą i ona ukończyła. To bardzo prestiżowa szkoła, otworzą się przed wami wszystkie uniwersytety, jeśli ją skończycie.
- Ale ona kosztuje cię fortunę! - Clara nie dawała za wygraną. - Więc po co i ty, i my mamy się męczyć, skoro nikt jej nie lubi?
- Mów za siebie, siostro - Chris i Clara często zwracali się do siebie "bracie" i "siostro", akcentując je i nadając im takie tony, jakby to były najgorsze obelgi. Ojciec już dawno stwierdził, że nie będzie się mieszał do waśni rodzeństwa. A dokładnie było to po tym, jak po jednej z jego interwencji Clara nie odzywała się do brata przez dwa miesiące, a Chris codziennie przed lekcjami przybijał do jej szafki szkolnej stanik lub wysyłał półnagie zdjęcia do internetu. Lepiej już, żeby się nienawidzili cicho i normalnie niż z rozmachem.
- Skarbie, to tylko trzy lata - Michael zaczął sprzątać po małej Elizie, która pobiegła w podskokach do pokoju wykrzykując "Aroneksja! Szkoła!". - Pomyśl sobie, że może ktoś, kogo nie lubiłaś, odszedł z waszej klasy, a przybył ktoś nowy? Tak się często zdarza między gimnazjum a liceum.
Chris zachichotał, a Clara naburmuszona mieszała łyżką resztki zupy. Michael westchnął ponownie. Nie mógł jej winić za ten humor. W końcu gdyby nie wyraźne instrukcje żony w testamencie, że cały spadek ma na pierwszym miejscu iść na edukację dzieci w Princelves School, sam chyba by ich tam nie posłał. Pieniądze się powoli kończyły, a jeszcze Eliza dziś rozpoczyna swój pierwszy rok w tej szkole, nie mówiąc już o Chrisie, który jest w drugiej gimnazjum i Clarze w pierwszej liceum. Będzie musiał jakoś sam wykombinować resztę pieniędzy.
Princelves School jest kompleksem prestiżowych prywatnych szkół dla elfów, zapewniającym edukację od podstawówki do liceum. Właściwie, mogłyby tam chodzić dzieci ludzkie, nie tylko elfie, jednak jej koszta są tak wielkie, że tylko niektóre elfie rodziny mogły posłać tam swoje pociechy, nie wspominając o ludziach. Michael prowadzący małą restauracyjkę na obrzeżach ludzkiej dzielnicy nie miałby na to funduszy, gdyby nie jego żona. Sam był tylko człowiekiem, a jego restauracja nie przynosiła aż takich zysków, żeby posłać trójkę dzieciaków do najbardziej ekskluzywnej i kosztownej szkoły na świecie.
Choć właściwie, jakby się zastanowić, Princelves nie było aż tak ekskluzywne. Pomijając trzy baseny, pole golfowe, szklarnię z egzotycznymi roślinami, salę symulatoryjną i stołówkę, gdzie najtańsza kanapka kosztuje jednego solida, szkoła nauczała całkiem normalnie. Co prawda w każdej klasie na każdej ławce był zawsze komputer, ale nauczyciele bywali różni. A dyrektorka... Brr! Michael otrząsnął się z nieprzyjemnych myśli. I tak będzie musiał się z nią spotkać dzisiaj w sprawie opóźnienia zapłaty. Lepiej nie myśleć o tym zawczasu.
- Dobra, dzieciaki, zbierajcie się! Zaraz wyjeżdżamy! - krzyknął, próbując ubrać w białą wyprasowaną bluzkę rozradowaną Elizę. Zapowiadało się na naprawdę ciężki dzień.

- Nic dziwnego, skoro masz wymiona, głupia krowo! Nawet nie masz pojęcia, co to znaczy być piękną! Popatrz na swoje uda!
- Och tak? Za to ty nie masz za grosz jaj! Spędzasz rano w toalecie więcej czasu niż Santana przy dodawaniu!
I tak znowuż będzie codziennie. Michael siedzący za kierwonicą pokręcił głową, kiedy para nabuzowanych hormonami nastolatków darła się w samochodzie. Clara akurat siedziała z przodu, więc krzyczała przez całą Toyotę do brata. A że akurat robiła to nad uchem ojca... Można powiedzieć, że przyzwyczaił się. Ostatnio nawet nie powodował aż tylu wypadków na drodze. Eliza na szczęście była zajęta swoimi zabawkami, żeby zawracać sobie głowę głośnym rodzeństwem.
- Ja przynajmniej wyglądam jak elf, a nie jak szmata wyciągnięta ze śmietnika!
- A ja przynajmniej nie jestem wypacykowaną dziwką, która daje na prawo i lewo!
- Mnie przynajmniej ktoś chce!
Michael z wrażenia aż zjechał na pobocze. Odetchnął głęboko i odwrócił się do potomstwa, które nagle zamilkło.
- Chris, czy to prawda? Uprawiałeś już... seks?
Chris, czerwony ze wściekłości i zażenowania, milczał zawzięcie. Ależ się wkopał! Gdyby tylko nie ta idiotka...
- Z kim? Z Odysem? - ojciec ciągnął dalej.
Chris pokręcił urażony głową:
- Odys to mój przyjaciel, tato.
Ojciec był blady z gniewu. To nie wróżyło nic dobrego.
- Przecież masz czternaście lat! Nie jesteś nawet pełnoletni! - teraz to Michael krzyczał, a reszta milczała jak zaklęta, nawet mała Eliza. - Co ja gadam, daleko ci do pełnoletniości i rozumu jak stąd na Antarktydę! Jeśli myślisz chłopcze, że tym razem ci odpuszczę, to się grubo mylisz.
Wraz z tą tak groźną frazą ruszył znowu w stronę szkoły. Tym razem nikt mu już nie krzyczał nad uchem, bo Chris zawzięcie gapił się przez okno, a Clara...
A Clara czuła małe ukłucie satysfakcji. Może się wreszcie doigra, dupek.
Po półgodzinie jazdy dotarli pod zabytkowy budynek szkoły Princelves, gdzie wesołe gromadki elfów w mundurkach szkolnych wylegiwały się na nienagannym trawniku. Michael zastanawiał się, czy to tylko jego dzieci mają takie problemy i czy to nie wina jego ludzkich genów. Gorąco znów powróciło na jego policzki. Alison, czemu cię tu nie ma? Czemu po ośmiu latach nadal nie umiał sobie poradzić z dziećmi?
- Zanim wyjdziecie, chciałem wam życzyć dobrego rozpoczęcia roku - widząc, jak Clara kręci głową, dodał: - Będzie trwało tylko dwie godziny, więc myślę, że żadne z was nie przysporzy sobie więcej kłopotów - spojrzał na wychodzącego z auta Chrisa. - Prawda, Chris?
Chris mu już jednak nie odpowiedział, gdyż witał się z grupką przyjaciół przed szkołą. Michael spojrzał na Clarę: - Powodzenia. Ach, będziecie musieli dzisiaj sami wrócić do domu. Mam... pewne sprawy do załatwienia.
- Tia... - jego córka leniwie wysiadła z samochodu. Mała Eliza pomachała jej energicznie.
- Dyrektorko, nadchodzę - szepnął do siebie zmartwiony ojciec. A ten dzień się dopiero zaczął.

- Chris.
- Odys - Christopher uśmiechał się z radości do swojego najlepszego kumpla, którego rodzice pokrzywdzili dziwnym, aczkolwiek charyzmatycznym imieniem. Odyseusz. Jego najlepszy przyjaciel, który teraz ściskał go z całej siły, której miał trochę za dużo.
- Przestań, Odys, połamiesz mi kości!
- Przepraszam - zamamrotał Odys, nadal trzymając w objęciach Chrisa. Po chwili poprawił mu koszulę i krawat. - Wciąż dobrze wyglądasz.
- A ty nadal robisz mi za matkę, olbrzymie - roześmiał się chłopak. Odys był wysoki i wysportowany, ćwiczył karate od dzieciństwa, chociaż usposobienie miał łagodne i poważne. A może właśnie dlatego pasował do tego sportu? Odys odetchnął.
- Słuchaj, pamiętasz o tym projekcie, żebyś mógł spać parę dni w moim domu? Mianowicie ojciec się zgodził...
- To bomba! - Chris nie posiadał się z radości. - Będziemy sobie urządzać pijackie nocki, zrobimy...
- ...tyle że najpierw chce poznać twojego tatę - Odys nie wiedział, jak na tę wiadomość zareaguje przyjaciel. Miał teraz dobry kontakt z rodzicem czy znowu coś przeskrobał?
- Och - zapał został ostudzony. - Myślę, że da się to załatwić, ale nie teraz. Aktualnie... tata jest poza moim zasięgiem.
Czyli coś przeskrobał. Jak zawsze. Jednak Chris szybko się rozchmurzył.
- Choć, odświeżymy nasze stare szafki przed rozpoczęciem. Już sam nie pamiętam, co tam pod koniec roku poupychałem. Hej, odwieziesz mnie dziś do domu?
- Ja... - Odys zasmucił się. - Niestety, nie mogę. Mam jeszcze w szkole parę rzeczy do załatwienia, wiesz, Karate Club i te sprawy...
- Spoko, zaraz znajdzie się ktoś inny do podwózki - zaśmiał się Chris. - O patrz, tam idzie Anastasia, spytam się jej. Ana, tutaj!
Blondwłosa dziewczyna zwana Aną odwróciła się na pięcie, uśmiechnęła szeroko i zaczęła iść w ich stronę.
- Chris, jak miło, że cię widzę! Mam do ciebie sprawę - i pac! Spoliczkowany Chris wylądował na podłodze. - To za imprezę u Stefany - obrażona dziewczyna poszła, zostawiając chłopaka z tłumem gapiów.
- Chodźmy stąd - mruknął Odys, pomagając wstać przyjacielowi.
- Ale ja nie mam pojęcia, za co to? Co się niby stało u Stefki? - szli razem szkolnym korytarzem, Chris trzymał się za policzek, a Odys podtrzymywał go.
- Masz szczęście, że masz całe zęby.
Przy szafce Chrisa stał Carter, jeden z tych chłopaków, którzy nigdy nie wyrastają z pucołowatych policzków i wyglądu aniołka. Spoliczkowany elf ucieszył się, widząc kolegę.
- Cześć, Carter! Co u ciebie? Słuchaj, mógłbyś mi wyśw... - pac! Chris tym razem wylądował na szafce, kaszląc niemiłosiernie, a zdumiony Odys nie mógł wyjść z podziwu. Dwa policzki w ten sam dzień...
- Nawet się do mnie nie odzywaj, ty... ty świnio! Nienawidzę cię! - Carter ze szlochem pobiegł w stronę łazienki, a Chris wykaszlał zęba.
- Na pewno bijesz jakiś rekord, stary - Odys pokręcił głową, znów podtrzymując kolegę. Prawy policzek spuchł do rozmiarów dorodnej purchawki.
- Kiedy ja nie wiem, o co chodzi! Nie pamiętam, żebym poza ruchaniem coś im zrobił...
Odys zobaczył, jak Stefany, śliczna elfka o fiołkowych oczach, zbliża się do nich z gniewną miną. Zapowiadał się wyjątkowo ciężki dzień dla jego przyjaciela.

- Pragnę was i wszystkie maluchy na sali powitać w szkole podstawowej Princelves...
- Które to już dziecko, Mia? - spytał szeptem Michael, tak, żeby prowadząca rozpoczęcie roku go nie usłyszała. Elfka obok uśmiechnęła się promiennie.
- Szóste, mój drogi. Tym razem chłopiec, Edward. Tam po prawej, na samym początku.
Chodziło jej o małego lisiego chłopca, który wiercił się w pierwszej ławce. Mike uśmiechnął się do elfki kącikiem ust: - Ładny chłopiec.
Mia dumnie wypięła pierś, spoglądając na niego z łobuzerskim uśmiechem. Była kimś, z kogo "profesją" nie mógł się przez długi czas pogodzić: "opiekunem" czyli łapaczem dzieci.
Spotkali się osiem lat temu, kiedy Alison umarła przy porodzie Elizy - ich trzeciego dziecka. Na początku udawała zatroskaną sąsiadkę (choć mieszkała parę kilometrów dalej) i koleżankę Ali, a Michael zaufał jej w różnych kwestiach finansowych i rodzicielskich. W związkach mieszanych bowiem naprawdę rzadko się zdarza, żeby to elf umarł szybciej od człowieka, tym bardziej śmierć jego żony była szokiem dla krewnych i bliskich rodziny. On sam załamał się wtedy, wszystkie te dni były w jego pamięci czarne, a pomoc Mii okazała się bezcenna. Mike miał niemowlaka, sześcioletniego syna i ośmioletnią córkę, a także restaurację, pogrzeb i pierwsze zapisy do szkoły, kredyt do spłacenia i masę rzeczy, o których teraz wolał nie wspominać. Myślał wtedy, że Mia jest aniołem z nieba.
Jednak po pewnym czasie wyszła prawdziwa natura z tej wiedźmy: elfka skrycie dokumentowała całą jego depresję, wszystkie problemy finansowe i niesnaski z dziećmi, żeby nagromadzić tyle dowodów na jego niekompetencję, ile się tylko dało. Chodziło jej rzecz jasna o dzieci, które są rzadkim zjawiskiem wśród długowiecznych. Para elfów zazwyczaj ma jedno, rzadko dwoje dzieci, a pozostają jeszcze związki homoseksualne, z rzadka tylko mające własne dzieci z innymi elfami. Tak więc, elfy nie mają żadnych domów dziecka, wszystkie sieroty idą od razu do wyselekcjonowanych różnymi metodami szczęśliwych rodziców. Istnieją też "łapacze", czyli pary, które różnymi, naprawdę dziwnymi i często nielegalnymi metodami zdobywają coraz więcej dzieci, a im więcej małych elfów mają - tym więcej pragną mieć. Nazywa się to kompleksem potomstwa, ale społeczeństwo i państwo nie robi z tym nic specjalnego.
Mia właśnie była takim łapaczem, zasadzającym się na cudze dzieci. Oczywiście w try miga zaprzyjaźniła się z Chrisem i Clarą, a Elizę nawet chciała karmić własną piersią. Pewnie uważała, że byłyby wspaniałymi dziećmi odebranymi zwykłemu człowiekowi, który nie zasługuje na nie. Sprawa szybko trafiła do sądu, który orzekłby niezdolność rodzica do zajmowania się dziećmi, gdyby nie... ktoś, kto całą aferą się zajął.
Wujek Ted.
Michael nie lubił o nim myśleć, ale za to jedno zawsze będzie mu wdzięczny. Za uruchomienie maszyny łapówek i korupcji, dzięki którym dzieci zostały z nim.
Potem przez długi czas Mii nie znosił, chociaż poddała się w jego przypadku i zajęła kim innym.
Ale to były stare dzieje, a teraz elfka była jego jedynym sprzymierzeńcem w klasie pełnej wrogów. Wrogów, którzy najchętniej zmiotliby go z powierzchni ziemi za bycie człowiekiem i wrogów, którzy zajeździliby go na śmierć. Dosłownie. Widział, jak jedna z elfich mam z tyłu klasy oblizuje się na jego widok. Mike szybko odwrócił od niej wzrok.
- Nadal pozostaje dla mnie tajemnicą - Mia zdecydowanie była tutaj jedyną przyjazną duszą, - dlaczego żyjesz w okropnym celibacie, gdy połowa z tych kobiet rzuciłaby się na ciebie i wyssała do nieprzytomności.
- Raczej do śmierci - mruknął Michael. - A druga połowa chętnie by powitała taki stan rzeczy - tym razem trafił wzrokiem na elegancką bizneswoman, która miała mord w oczach, gdy na niego patrzyła. Nie powinien tu nigdy przychodzić. To Alison powinna tu być i chwalić się swoją piękną córeczką.
Eliza siedziała w drugiej ławce i nie za bardzo słuchała, co jej nowa pani ma do powiedzenia. Ze złocistymi loczkami i niebieskimi oczkami wyglądała jak mały, pulchniutki aniołek. Michael cieszył się, że nie okazywała żadnego strachu, tak jak Clara w pierwszej klasie, ani nie napsociła już czegoś jak Christopher. Jedno spokojne, normalne dziecko w zupełności go zadowoli. A ten dzień może nie będzie taki zły.
- ...a teraz chciałabym wybrać przewodniczącą naszej rodzicielskiej trójki klasowej. Myślę, że nikt nie będzie miał mi za złe, jeśli wybiorę panią Lily Everage na to stanowisko... - w klasie zabrzmiały umiarkowane brawa, a mordująca wzrokiem bizneswoman wystąpiła do przodu. Nie, to jednak nie jest dobry dzień, stwierdził Michael.
- Dziękuję wam bardzo za poparcie, a z mojej strony przysięgam - pani Lily zaczęła lekko podnosić głos, - że będę dbać o bezpieczeństwo naszych dzieci i ich edukację, a żaden człowiek - słowo "człowiek" było tak wyraźnie zaakcentowane, że Michael poczerwieniał, a wszystkie matki obróciły się w stronę jedynego mężyczyzny na sali - ani elf mi w tym nie przeszkodzi. Dziękuję wam serdecznie.
- Czyż to nie wspaniałe? - nowa nauczycielka najwyraźniej musiała być przyjaciółką lub kochanką pani Everage, gdyż była bardzo rozentuzjazmowana krótką przemową.
- Mia, mam dla ciebie propozycję - szeptał Michael. - Ja się zaraz powieszę z tyłu sali o! na tamtym drągu, a ty się zaopiekujesz moimi dziećmi. Co ty na to?
- Jak chcesz, mam w torebce sznur - Mia błysnęła uśmiechem. - Na wszelkie wypadki.
Nauczycielka zaś mówiła dalej:
- Dzieci, od dzisiaj każdy następny dzień będzię dla was przygodą pełną zabawy i nauki. Codziennie będziecie zapamiętywać różne nowe słowa i nabywać nowe umiejętności. Będziemy uczyć się pływać w basenie, tworzyć literki i cyferki, a także uczyć się o sobie nawzajem. Powiedzcie, nauczyliście się dzisiaj czegoś nowego?
Cała klasa milczała jak zaklęta, ale nauczycielka spokojnie czekała. Wtem rozległ się anielski głosik Elizy.
- Wycakopana dziwka! - wykrzyknęła dziewczynka z entuzjazmem.
Michael zakrył oczy. Ten dzień nie mógł się udać.

Gdy wybiła dwunasta, Clara mogła wreszcie usiąść. Na szczęście parę samotnych ławek na końcu klasy pozostało pustych. Nikt jej także nie zaczepiał, przekładając plotkowanie z dawno niewidzianymi przyjaciółmi nad tortury. Niestety, jej jedyna przyjaciółka w tej klasie, Terri, przeniosła się tego lata na Florydę, więc teraz została sama na starcie życia licealnego.
Dyrektorka Yrris oczywiście streszczała się, ale wice i przewodnicząca rady rodziców... To była męka. Kobiety zawsze były rozgadane i zawsze powtarzały to samo - "Och, jaka ta szkoła jest ekskluzywna, dzieci grzeczne, a ja mądra, będę teraz o tym gadać przez godzinę". Clara musiała stać w słońcu, szybko się spociła i zmęczyła. Miała wrażenie, że śmierdzi, a wszyscy w jej klasie to czują i zaraz zaczną się chichoty i poszturchiwania. Nic takiego jednak się nie stało, uczniowie bardziej zajęci byli sami sobą i pomimo przydługich przemów, dziewczyna uznała to rozpoczęcie za wyjątkowo udane. Pamiętała jeszcze poprzednie lata - niestety - gdy podczepiali jej na apelach spódnicę do góry lub ukradkiem przyklejali gumy do jej długich włosów. Zawsze musiała je później ścinać, żeby nie wyglądać jak dziwoląg z krótszymi i dłuższymi kosmykami.
Nie, żeby to komuś przeszkadzało.
Rozsiadła się wygodnie przy oknie. Szkolna śmietanka - pizdy z przydługimi nogami i napakowani bezmózgowcy - zawsze siadała z przodu po to tylko, żeby móc być zawsze w centrum uwagi i drwić sobie z nauczycieli. Większość belfrów pozwalała im na to wiedząc, że opór i tak na nic się nie zda, bo prędzej czy później zostaliby wywaleni przez troskliwego tatusia z przerośniętym ego.
Do klasy wszedł nowy wychowawca. Był to wysoki elf, o skórze jak kakao, włosach w kolorze ciemnego orzecha, spokojnym uśmiechu i czarnych oczach. Czarnych i bystrych oczach, które mówiły, że nowy jest tak naprawdę starym z doświadczeniem i nie pozwoli sobie w kaszę dmuchać. Oczywiście, elfki z pierwszych ławek zaczęły do niego machać rzęsami, jakby miały w zamiarze ochłodzić całe powietrze w klasie.
Clara jednak, zamiast zauroczyć się jak każda porządna nastolatka, próbowała sobie przypomnieć, kogo jej ta ciemna sylwetka przypomina. Było w nauczycielu jakieś podobieństwo, może do gwiazdy filmowej? Albo krewnych mamy?
Za nauczycielem do klasy wszedł młody drow. A właściwie młoda, granatowo-czarna elfka o śnieżnych lokach. Miała mięśnie na ramionach wystające spod krótkiej koszulki i podłużną, dziką twarz, zdecydowanie piękną, choć nie tym nudnym pięknem proporcjonalnych i słodkich twarzyczek idiotek z przodu. Zdecydowanie czysty drow, prawdopodobnie z jakiegoś głównego klanu niedźwiedzi, panter czy czegoś innego, co ma pazury i gryzie.
Clara pomyślała, że jeśli okaże się idiotką, jak te z przodu, będzie to jej przekleństwem, ponieważ prawdopodobnie była od nich bystrzejsza i o wiele bardziej niebezpieczna. Jeśli zaś będzie nimi gardzić... to ten rok może nie będzie taki zły.
Nauczyciel stanął na środku klasy i położył rękę na ramieniu drowa.
- Witam was, drodzy uczniowie, w starej szkole Princelves, choć na nowym poziomie nauczania. Nazywam się Peter Sulley i jestem waszym nowym wychowawcą, a także nauczycielem od matematyki oraz logiki ze strategią. Obok mnie stoi Niagara Ray z klanu wilka, która dołączy w tym roku do waszej klasy. Proszę, zaopiekujcie się nią dobrze, jako że wy wszyscy się już dobrze znacie. Niagara, usiądź proszę na dowolnym miejscu. Na początek chciałbym was zapoznać z...
Clara zignorowała ciepły głos nauczyciela, podążając zwrokiem za nową koleżanką. Wszystkie ławki z przodu były już zajęte, więc Niagara nie miała wyboru i musiała usiąść z tyłu, akurat przy niej. Dziewczynie biło mocno serce, ale udawała, że jest zajęta macaniem klawiatury, a nie obserwowaniem ławki obok. Czarna elfka ubrana była w ich mundurek szkolny, białą koszulę i przykrótką spódnicę, spod której wystawały mocne uda. Fakt, że były smukłe i ładne (jak wszystkie inne uda oprócz jej) nakłonił dziewczynę do przemyśleń, czy kiedyś podczas seksu nie ścisnęła nimi za mocno chłopaka i nie zmiażdżyła mu miednicy. W końcu podobno niekontrolowane odruchy się chyba zdarzają... Chyba.
Clara podniosła wzrok z ud wprost na twarz elfki, która się na nią otwarcie gapiła.

Nadeszła ta chwila.
- Skarbie, zostaniesz tutaj chwilę z tymi miłymi paniami - Michael uśmiechnął się do elfki stacjonującej w świetlicy. Jak to dobrze, że nawet w dzień rozpoczęcia jest otwarta - a tata zaraz wróci.
- Ale szybko? - mała Eliza patrzyła na niego błagalnie.
- Szybciutko. Nawet nie zauważysz, że mnie nie było - Michael nie był co do tego aż tak pewny, jednak córka nie musiała o tym wiedzieć. Jej twarzyczka rozpromieniła się.
- Niech się pan nie martwi, małej tutaj nic się nie stanie - elfka wzięła Elizę za rączkę i poprowadziła do środka, gdzie garstka dzieci bawiła się na podłodze.
Michael zwieszając głowę podążył w stronę sekretariatu.
- Cześć, Alex - powiedział do sekretarki.
- Yrris zaraz będzie mogła cię przyjąć - Alex posłała mu współczujące spojrzenie. - Znowu masz opóźnienie?
- Jak zawsze. To już u nas tradycja - Michael, pomimo zapisu w testamencie nie zawsze pieniądze od Ali wydawał na szkołę. Czasem były nagłe przypadki - kontuzje, bóle zęba, trzymiesięczny czynsz do zapłacenia (to akurat nie do końca "nagły"przypadek). Jednak dopóki dzieci chodzą tutaj do szkoły i dyrektorka godzi się na to, prawnik zajmujący się testamentem i wydzielaniem pieniędzy patrzy przez palce. W końcu, jakimś cudem mężczyzna to spłacał kosztem następnego czynszu.
Gdyby tylko nie Yrris...
Z gabinetu dyrektorki wyszedł poważnie wyglądający elf, lekko zataczając się. To znaczy, że spiła następnego rodzica.
- Możesz już iść na dywanik - krzyknęła Alex, próbując nadążyć za gościem. - Przepraszam pana! Pokażę panu wyjście...
Michael powoli wstał i z ciężko walącym sercem wszedł do otwartego gabinetu.
- A tak się przechwalał, jaki to z niego "twardziel"... - Yrris popijając brandy wyciągnęła swoje smukłe nogi na biurko. Machnęła do niego kieliszkiem. - Chcesz trochę, kotku?
- Nie dziękuję. Myślę, że wiesz po co...
- Oj przestań, nie bądź taki! Nigdy nic nie pijesz, a później wychodzisz z taką skwaszoną miną.
- Naprawdę dzięki, Yrris, czy możemy wreszcie porozmawiać?
Kobieta spojrzała na niego zza swoich butów.
- Przecież wiem, co chcesz powiedzieć. Jak co roku pieniądze będziesz miał pod koniec października i jak co roku to kosztuje.
Mike spojrzał na nią smutno.
- Przestań się tak mazać, skarbie, my wszyscy płacimy za swoje błędy - kobieta zaśmiała się, zdjęła z nogi biurka i podwinęła wąską spódnicę. - Poza tym myślę, że nie jest to nieprzyjemna przysługa.
- Nie, oczywiście, że nie - człowiek zapeszył się. I spróbuj się z taką dogadać!
- Część spłacisz dzisiaj, a część kiedy indziej. I gdybyś tak był uprzejmy uklęknąć... - Yrris uśmiechnęła się słodko i rozkroczyła swoje nogi. - Masz już niezłą w tym wprawę, prawda? Mój mały, słodki człowieczek...
Mike ominął biurko, osunął się na kolana i przytulił policzek do ciepłego uda kobiety. Gdyby tylko Alison żyła...

Na chodniku nie było nikogo, ale Clara się o to nie martwiła. W dzielnicy elfów nigdy nie było nikogo na chodniku, bo zazwyczaj każdy członek rodziny miał własny samochód plus szofera, jeśli nie był pełnoletni. Tylko oni oczywiście byli jakimś pieprzonym wyjątkiem.
Cały ten dzień był do bani. A już myślała, że tym razem jej się upiecze...
- Szostra! - usłyszała krzyk dobiegający z tyłu. - Szaczekaj!
Clara odwróciła się i... przemieniła się w słup soli jak żona Lota. Pędzący za nią Chris zwolnił, a po chwili zatrzymał się. Clara oglądała w ostrym wrześniowym słońcu spuchnięty jak bania, fioletowy policzek brata i strupy na wargach, on z kolei podziwiał jej granatowe limo pod lewym okiem.
Naraz obydwoje wybuchnęli śmiechem. Siostra klapnęła na chodnik, a jej brat zgiął się w pół, a z jego oczu leciały łzy.
- Kurde, bracie, czy ty wiesz, jak wyglądasz? Jak jakiś przeklęty Frankenstein! - Clara powoli uspokajała się, choć miała jeszcze napady histerycznego chichotu.
- U czebe to szamo, szosztro, jeśli nie wierzysz w lusztro, to moszesz mi uwieszycz - Chris nie pozostawał jej dłużny i ocierał łzy z policzka. Mówił bardzo niewyraźnie.
- Poza tym myślałam, że ktoś z twoich licznych "przyjaciół" będzie cię odwoził, tak jak zawsze. Ale sądząc po stanie twojej twarzy, jakiś "przyjaciel" grzecznie odmówił, co? - dziewczyna przyjęła z wdzięcznością wyciągniętą dłoń swojego brata i wstała z chodnika. Szli dalej wyludnioną ulicą, trzymając się blisko siebie i uśmiechając jak szaleni.
- Sztraczyłem nawet zełba - elf z dumą pokazał ubytek w szerokim uśmiechu. - A czo sz tobo?
Dziewczyna się zapeszyła: - Wiesz, mamy nową w klasie. Jest drowem. Miałyśmy... mały zatarg. Chyba mnie nie lubi - czarna elfka gapiła się na nią przez całą przemowę powitalną nauczyciela. Clara myślała, że zwariuje od tego makabrycznego, czujnego wzroku. Wreszcie po wyjściu pana Sulleya cała zdenerwowana chciała uciec z klasy, ale oczywiście musiała zahaczyć o ławkę obok i zwalić ją wprost na Niagarę. A czarna błyskawicznie się podniosła, złapała ją i pięścią wyrżnęła ją w oko. Po czym wyszła.
Clara, ścigana przez głośne wybuchy śmiechu i inne "Ale walnęła!" komentarze na poziomie, znalazła się na ulicy, gdzie mogła odetchnąć.
- Tobie za to chyba jakiś super-elf przyłożył. Och, czekaj, czy to był Odys?
- Ni, no czo ty! Odysz by mni ni udeszył - zadziorny błysk znalazł się w jego oku. - To było piłć oszób.
- Pięć osób?!? Boże, bracie, co ty robiłeś do tej pory w szkole, że już wszyscy cię nienawidzą?!
Chris machnął ręką.
- To tylgo połowa mojej klaszy. Szypko to naprawie.
Clara roześmiała się. Tym razem brzmiało to szczerze.
- Wiesz, że ofiary losu powinny trzymać się razem? To zwiększa szanse na przetrwanie.
Przez całą powrotną drogę do domu szczerzyli się wesoło do siebie. Oczywiście, na ile im pozwalały własne urazy...

Zawsze sądził, że seksualne wykorzystywanie jest domeną mężczyzn. Ciężko mu było sobie wyobrazić bardziej subtelne formy, które należałyby w takiej sytuacji do kobiet. Jednak po spotkaniu dyrektorki Yrris Michael został zmuszony do przejrzenia na oczy.
Była to po prostu domena elfów.
Te czarne myśli nawiedzały go, kiedy schodził do świetlicy po swoją córkę. Elfkę, nawiasem mówiąc. Cała jego żyjąca rodzina to były elfy. Gen dominujący czy jakieś inne bzdety, powiadali naukowcy. Zmutowany gatunek homo pulchre, niby lepszy, mający większe przystosowanie do środowiska, żyjący obok zwykłych ludzi, tworzący własną kulturę. Długowieczny, trwały, mający opanować świat poprzez łączenie się ze zwykłymi ludźmi. Homo sapiens ginie szybko, a jego geny, przegrywają z elfimi.
Jednego tylko natura nie przewidziała: uczuć. Pogardy, poczucia wyższości, obrzydzenia. Izolacji. Zresztą cholera wie, co one tam mają jeszcze we łbach.
Michael był już na parterze, gdy postanowił nie myśleć o tym, a zająć się swoją najmłodszą pociechą. Pewnie się już za nim...
Zanim zdążył dokończyć tę myśl, został pochwycony przez kogoś i wepchnięty do pustej klasy. Prawie pustej, bo teraz po jego obu stronach stały i przytrzymywały go kobiety z tego pierwszego rodzaju elfów. Mordującego.
Naprzeciw niego stała ta sama bizneswoman, która chciała go zabić zwrokiem. Jak to ona... Killy? Nie, to chyba Lily. Szkoda, bo Killy pasuje idealnie.
- Posłuchaj mnie teraz, głupi człowieku - "Killy" złapała go za włosy. Poczuł ostre szarpnięcie. Na pewno wyrwała mu parę cennych włosów, które w jego wieku nie rosną już tak ochoczo. - W MOJEJ klasie, w MOJEJ szkole nie będę tolerować tak nieodpowiedzialnych i szkodliwych LUDZI jak ty - odetchnęła głęboko i jeśli to możliwe, jej twarz stała się czerwieńsza. - Nie wiem czemu posiadasz jeszcze opiekę nad tymi biednymi dziećmi, ale postaram się jak najszybciej to zmienić. Gdyby tylko Alison wiedziała, z czym się ożeniła...
Michael do tej pory próbował wyglądać na małego i bezbronnego, pomimo tlącego się czerwonego ognika gdzieś z tyłu głowy. Na dłuższą metę to pomagało, lecz wzmianka o jego zmarłej żonie przepełniła czarę gniewu, niwelując jego wysiłki. W pustej klasie jego krzyk odbijał się echem.
- Gdyby tylko Alison żyła, całowałabyś mi stopy, żeby tylko jej się przypodobać!!! Ty durna, ślepa suko, która nawet nie umieAAAAAAAAA!!!
Michael nie miał szansy dokończenia swej tyrady, gdyż właśnie złamano mu nos. Wnętrze dłoni Killy było całe zakrwawione, ale ona sama zdawała się tym nie przejmować. Złapała za nos jeszcze raz i ścisnęła. Michael był pewny, że zaraz zemdleje.
- A teraz posłuchaj mnie uważnie - kobieta mówiła w szybkim tempie. - Jest mi obojętne, jak zakończysz to nędzne życie. Mogę ci za to przysiąc, że będzie to niedługo i będzie to bardzo bolesne, jeśli sam nie zadbasz o to, żeby dzieci znalazły się w rękach kogoś "czystego". Zrozumiałeś?
Mężczyzna tylko mocniej zawył, mając nadzieję, że elfka go właściwie zrozumie. Ona za to i jej dwie podopieczne bez zbędnego słowa wyszły z pomieszczenia, na którym słaniał się.

- Dobra, ja zrobię nam gorącą czekoladę, a ty może obłóż to sobie jakąś zimną szmatą czy coś... - Clara nie była pewna, co powinna zrobić z kiwającym się smetnie na fotelu bratem. Nie miała prawka, zawieść do szpitala go nie mogła, a taty jeszcze nie było. Ją samą oko nieźle napieprzało, także trochę bardziej spuchło, jednak to nie ona straciła zęby i chyba większość skóry na policzku. Dziewczyna się zastanawiała, jakiego to rodzaju musiały być liście, żeby tak go przyprawić.
Brzęk kluczy i skrzypnięcie drzwi oznajmiły, że ktoś przybył. Clara odetchnęła. Wreszcie przyszedł tata, teraz bezpiecznie mogą jechać do szpitala.
- Kochani, jestem w domu! - usłyszała dziwnie przyduszony głos ojca. - Niestety, zaraz będę musiał...
Umilkł, kiedy zobaczył Clarę krzątającą się po domu z wielkim sińcem pod okiem. Otworzył usta, odchrząknął, zamknął usta. Później spojrzał na swojego syna, siedzącego ze spuchniętym jak ciasto drożdżowe policzkiem. Dopiero teraz zaczął się histerycznie śmiać zduszonym śmiechem kogoś na krawędzi i ze złamanym nosem. Jego dzieci spojrzały na niego przerażone, mała Eliza wręcz umknęła z płaczem do pokoju.
- Tato, wszystko w porządku? - odezwała się nieśmiało Clara. - Co ci się stało z nosem? - ojciec wcześniej przyciskał do nosa materiałową, czerwoną od krwi chustkę, teraz jednak wylądowała na podłodze, odkrywając siny i pełen skrzepów nos.
- Nie martw szeł, my jusz to pszeszylyszmy - odparł Chris swoim niezawodnym głosem.
Michael jak nagle zaczął, tak i nagle skończył się śmiać. Spojrzał zmęczonym zwrokiem na swoje dzieci i podniósł chustkę.
- Wybaczcie swojemu staremu ojcu napad śmiechu. Zbierajcie się, jedziemy wszyscy do szpitala. Pójdę tylko po sąsiada, uspokoję Elizę i możemy jechać - przymknął oczy. - Widzę, że dla nas wszystkich ten pierwszy dzień w szkole był... pełen atrakcji, że tak powiem.
- Pewnie.
- Jak cholela.
- Opowiecie mi po drodze - pomimo bólu i zmęczenia spojrzał na Chrisa czujnym okiem. - A ty nie myśl młody człowieku, że o tobie zapomniałem. Jeszcze zdążymy pogadać o tym.
Chris jęknął, a Clara zachichotała. I pomyśleć, że to tylko pierwszy, niezbyt udany dzień z około dwustudniowej męki szkolnej...

Cdn.


Od autora: opowiadanie to jest pisane tylko dla rozrywki, więc nie za bardzo dbam o szczegóły czy jakieś prawdopodobieństwa.




Komentarze
mordeczka dnia padziernika 13 2011 22:54:51
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

nobody (Brak e-maila) 12:13 21-07-2011
podoba mi się! Ne przejmuj się brakiem prawdopodobieństwa. Przeciez to fantastyka, więc wszystko jest możliwe, nie? Pisz więc kolejne części i to jak najszybciej smiley
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum