The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 26 2024 08:10:03   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Anioł stróż
od autora: Wiem, że to opowiadanie jest trochę przydługawe, ale niestety nie dało go rady podzielić.



Brutalny powrót do rzeczywistości. Tabun najaranych na maksa górników napierdalał wściekle w jego czaszkę w rytm dyskotekowej techniawki przy akompaniamencie irytująco wibrującego dzwonka. Dzwonka? Jakiego dzwonka? Kurwa, czy on nie może przestać? Nie otwierając oczu przekręcił się na brzuch i zatkał uszy rękoma. Jednak nic to nie dało. Ten cholerny dzwonek niczym kamerton wprawiał jego czaszkę, nawet zęby, w cholernie irytujące wibracje i doprowadzał go do szału. Wyciągnął spod głowy poduszkę i nakrył nią głowę. To też nie pomogło. Dlaczego nie może w spokoju przecierpieć tego cholernego kaca? Właściwie to kaca giganta, bo i popijawa była gigantyczna. Gigantyczny kac, gigantyczna popijawa, gigantyczna okazja, a ściślej, rozwód kumpla z pracy. Rozwód to wolność, a wolność trzeba oblać i to porządnie. Tym bardziej, że ślub to coś gorszego niż więzienie. W więzieniu, jak jesteś grzeczny, to możesz liczyć na jakieś przywileje, a w małżeńskim stadle co? Tylko zapierdalasz pod dyktando wiecznie niezadowolonej hetery dla której zdanie mamusi jest najważniejsze, a mąż jest tylko od zarabiania kasy na jej pieprzone waciki. Ale to nie znaczy, że kobiety są całkiem do niczego. W żadnym wypadku. Są wręcz wskazane dla zachowania zdrowia zarówno fizycznego jak i psychicznego, gdyż przedłużająca się samoobsługa może prowadzić do trwałych uszkodzeń ciała i umysłu. Po prostu należy ich używać, ale tylko na krótko. Dłuższe pogłębianie znajomości nie wskazane, wręcz zabronione. Taka była filozofia Adama, przynajmniej na początku, jak się przyjmował do tej roboty. Pół roku później wyznawało ją większość facetów. Część z nich otwarcie, to byli ci samotni, albo z wyboru, bo nie znaleźli jeszcze swojej połówki, albo z rozsądku, bo właśnie się uwolnili, a część z nich po kryjomu. To z kolei byli ci, którym marzyła się wolność, ale byli zbyt słabi by po nią sięgnąć, więc tkwili w tym swoim małżeńsko-niewolniczym kieracie i tylko wzdychali za tym co utracili. Chociaż czasami, niestety baaaaaaaaaaardzo rzadko, zdarzali się tacy, którym klapki z oczu w końcu spadały i wracali na łono nieskrępowanej niczym wolności. Tak właśnie było z Arturem Majewskim. Trzy lata trwało zanim oprzytomniał. A kiedy już to się stało i rozwód stał się faktem zaprosił wszystkich facetów z działu, i tych wolnych i tych uwiązanych, do pubu "Samotny anioł". Nie restauracja, nie klub tylko pub. Nikt nie wiedział dlaczego akurat tak, ale też nikt nie wnikał. Faktem było, że pub ten szczególnie upodobali sobie ludzie, którzy albo jeszcze byli wolni i nie zamierzali się wiązać, albo już byli wolni i chcieli świętować swoją odzyskaną niezależność. Co nie znaczy, że ci zaobrączkowani, albo szykujący się do zniewolenia, nie przychodzili tu. Oczywiście, że przychodzili, ale byli w zdecydowanej mniejszości.
Poszli więc do "Samotnego anioła". Na początku było trochę sztywno, bo biedny Artur był jeszcze z lekka skołowany i niepewny czy postąpił słusznie, ale po kilku kolejkach razem z innymi wymyślał najgorsze inwektywy na cały babski ród, a towarzystwo rozluźniło się i zabawa rozkręciła się na całego. Adam pamiętał, że jak już procenty zaczęły mu szumieć w głowie, to zaczął podrywać wszystkie babki na sali, za co w pewnym momencie o mało nie oberwał od jednego fagasa. No cóż, widocznie dupek nie miał poczucia humoru. Jak przez mgłę Adam pamiętał jeszcze, że udało mu się nawet przelecieć jedną z kelnerek w kiblu, chociaż nawet nie pamiętał czy była ładna. A potem już ciemność. Nie wiedział jak bardzo narozrabiał, nie wiedział czy jeszcze jakąś laskę przeleciał i nie wiedział skąd się wziął ten cholerny dzwonek w jego głowie. Z trudem otworzył jedno oko, ale szybko je zamknął. Promienie słoneczne zakłuły wzmagając zabawę sadystów w jego głowie. Poczekał chwilę, aż wszystko się trochę uspokoi i ponownie otworzył oko. Tym razem było lepiej, więc otworzył drugie oko. Dopiero po kilku minutach dotarło do niego, że znajduje się w swoim własnym mieszkaniu. Ciekawe jak tu dotarł. Chociaż w tym momencie to stanowiło najmniejszy jego problem. Tym co denerwowało go najbardziej był ten cholerny dzwonek. Zrozumiał, że to ktoś dobija się do drzwi. Dobija się już od jakiegoś czasu i najwidoczniej nie ma zamiaru zrezygnować. Nie było więc rady. Jeżeli chciał, żeby ten irytujący dźwięk ustał, musiał wstać i dowlec się do drzwi. Powoli przekręcił się na plecy i zsunął nogi z łóżka, potem ostrożnie podniósł się do pozycji siedzącej. Jakoś udało się nie rozwścieczyć siedzących w głowie rębaczy. Zachęcony tym wstał i powoli ruszył w stronę drzwi. Im bliżej celu był, tym dzwonek wydawał się głośniejszy, a jego irytacja coraz bardziej wzrastała. W końcu dotarł i przekręcił klucz. Zanim zdążył cokolwiek więcej zrobić drzwi otworzyły się jakby pchnięte niewidzialną siłą i obok niego przeszedł zupełnie obcy mężczyzna kierując się w stronę kuchni i marudząc po drodze.
- No, w końcu otworzyłeś. Ty myślisz, że ja mam całą wieczność, żeby stać pod tymi drzwiami? Stara Kluzikowa już zaczęła gapić się przez judasza.
Zanim Adam oprzytomniał nieznajomy był już w kuchni i rozbijał się szafkami. Nie mając innego wyjścia zamknął drzwi i poczłapał do kuchni. Nieznajomy właśnie zaglądał do lodówki.
- Niedobrze, niedobrze - pokręcił głową. - Lodóweczka też pusta.
- Kim ty jesteś, czego chcesz ode mnie i skąd znasz moją sąsiadkę? - zapytał Adam kiedy w końcu odzyskał zdolność mówienia.
- Ja? - Intruz spojrzał na Adama. -Jestem twoim aniołem stróżem. Możesz mi mówić Michał.
- Nie rozśmieszaj mnie, dobra?- Gdyby nie ten cholerny kac, Adam roześmiałby się. Właściwie, gdyby nie ten cholerny kac, to Adam wziąłby tego gościa za chabety i wywalił z mieszkania. Niestety w tej chwili nie miał na to siły. - A gdzie niby są twoje skrzydła, co? - Spytał z przekąsem.
- Mówisz o tych? - Nagle z pleców mężczyzny wyrosły ogromne białe skrzydła zajmując prawie całą wolną powierzchnię malutkiej kuchni.
Widząc je Adam aż cofnął się, a ponieważ resztki wódki w jego organizmie nie pozwalały na należytą koordynację ruchową, więc nogi mu się z lekka poplątały i wylądował tyłkiem na podłodze. Najarani kolesie w jego głowie zwiększyli intensywność zabaw, więc na chwilę zamknął oczy czekając aż ból trochę się uspokoi. W końcu otworzył oczy. Jego dziwny gość stał i patrzył się na niego nic nie mówiąc. Nie miał już skrzydeł.
- Ja się jeszcze nie obudziłem - jęknął Adam ponownie zamykając oczy. - Ja mam po prostu pijackie zwidy. Au! - Wrzasnął czując potężne szczypnięcie na ręce.
- Skoro to czujesz to znaczy, że nie masz zwidów - odezwał się intruz.
Adam ostrożnie otworzył oczy.
- Znaczy, ty jesteś aniołem? - Zapytał niepewnie.
- No chyba to powiedziałem, nie?
- A nie powinieneś wyglądać jakoś inaczej?
- Niby jak? Może tak? - Nagle na oczach Adama strój przybysza zmienił się. Miał on teraz na sobie długą, śnieżnobiałą szatę sięgającą ziemi, błyszczącą aureolę nad głową, a wokół jego postaci biła jasna poświata.
Adam twierdząco pokiwał głową. W tym momencie wszystko to znikło i gość znowu miał na sobie czarne jeansowe spodnie i długą do połowy uda koszulę, od której ktoś oderwał rękawy i nie pofatygował się na obszycie brzegów, w wyniku czego były one mocno postrzępione. Na lewym ramieniu anioła wytatuowana była przebita sztyletem czaszka, z której z prawego oczodołu wychodził wąż i okręcał się wokół sztyletu.
- Przereklamowana propaganda - mruknął anioł. - Przeznaczona tylko dla niedowiarków, których chcemy nawrócić.
- Znaczy, że ty nie chcesz mnie nawrócić? - Upewniał się Adam powoli podnosząc się do pozycji pionowej.
- Nie.
- To po co tu jesteś?
- To dłuższa historia. Może kiedyś ci ją opowiem. A teraz może skoczysz do sklepu i kupisz coś do jedzenia. Jeszcze trochę i żołądek przyrośnie mi do żeber.
- Od kiedy to anioły jedzą? - Burknął złośliwie Adam. - Myślałem, że wy się żywicie tylko tą... noo... - szukał w pamięci odpowiedniego słowa.
- Strawą duchową? - Podpowiedział usłużnie anioł.
Adam skinął głową.
- Tylko tam w górze. Będąc na ziemi musimy jeść tak samo jak śmiertelnicy. Więc bądź tak łaskaw i leć mi kupić coś do żarcia i cztery piwka. Najlepiej "dębowe mocne".
W tym momencie Adam zdenerwował się. Może gdyby nie ten kac, zareagowałby inaczej na tą impertynencję, teraz jednak nieustający łomot we łbie drażnił go i sprawiał, że wszystko w koło też go drażniło.
- Słuchaj no, facet...
- Tylko nie facet. Już ci mówiłem, jestem Michał.
- Słuchaj no, facet, nie jestem żadnym cholernym chłopcem na posyłki, a już szczególnie nie dla jakiegoś wariata, który wpierdala mi się do mieszkania i bezczelnie wysuwa absurdalne żądania! Idę teraz odespać tego cholernego kaca, a jak się obudzę, to ma cię tu już nie być, bo inaczej dzwonię po policję, zrozumiałeś?!
Ignorując zupełnie wściekłą minę Adama anioł podszedł do niego i powiedział:
- Czyżby kacyk aż tak męczył? Trzeba coś z tym zrobić - i zanim Adam zdążył zareagować wziął jego twarz w ręce i przytknął usta do jego czoła. Po chwili Adam poczuł jak łomot w głowie powoli ustaje, oczy już tak nie pieką, a w ustach nie czuć już tego suchego posmaku. W końcu anioł oderwał się od niego i zapytał:
- Lepiej?
- Co ty mi zrobiłeś?
- Zabrałem twojego kaca, a co? Nie powinienem? Mogę ci go oddać.
- A nie, dziękuję bardzo - odparł szybko Adam bojąc się, że anioł może to rzeczywiście zrobić. - Ale jak ty to zrobiłeś?
- To taka mała sztuczka, każdy anioł ją zna. Ale nie ważne. Idź w końcu do tego sklepu, bo jeszcze trochę, a będziesz musiał pozbywać się moich zwłok - i zanim Adam zdążył zaprotestować anioł okręcił go o sto osiemdziesiąt stopni i popchnął w stronę drzwi.
Ten był tak tym wszystkim zszokowany, że posłusznie poszedł do pobliskiego sklepu. Chodząc między półkami zastanawiał się co też taki anioł może jeść. Wszystko co brał do ręki wydawało mu się zbyt zwyczajne. Łaził więc po sklepie z pustym koszykiem i gapił się na półki. W końcu zdenerwował się. Po cholerę on myśli o tym głupim aniele?! Co on go obchodzi? Nie dość, że mu się wpierdala do mieszkania bez żadnego wyjaśnienia, to jeszcze ma go karmić? Niedoczekanie jego! Burcząc gniewnie pod nosem wrzucił do koszyka dużo mrożonek, jakieś świeże mięso na tacce, bo przecież nie samymi mrożonkami żyje człowiek, wędlinę, nabiał, pieczywo i poszedł do kasy. Tak był wściekły na swojego niespodziewanego gościa, że nawet nie zwracał uwagi na ludzi, którzy albo patrzyli się dziwnie na niego albo omijali go szerokim łukiem. Dopiero stara Kluzikowa sprowadziła go na ziemię. Była stara i pomarszczona tak, że trudno było odgadnąć jej wiek. Właściwie to nikt dokładnie nie pamiętał kiedy się tutaj wprowadziła. Kogo by nie zapytał, to albo rozkładał bezradnie ręce, albo twierdził, że była tu już od początku świata. Razem z dwiema jej podobnymi babsztylami wiecznie podglądały i podsłuchiwały wszystkich w bloku, tylko po to żeby później na ławeczce, gdy pozwalała pogoda, albo przy herbatce, jak było zimno, wymieniać się plotkami. A kiedy nie plotkowały to dreptały do kościoła, bez względu na pogodę, przynajmniej raz dziennie. Adam był już pod klatką, gdy, cały czas mamrocząc gniewnie pod nosem, wpadł na Kluzikową. Odruchowo przeprosił, nie patrząc z kim się zderzył, i chciał ruszyć dalej, niestety sąsiadka uniemożliwiła mu to. Złapała go za rękę.
- Panie Adamie, jak pan wygląda? Powinien się pan wstydzić. Sieje pan tylko zgorszenie. Niech się pan za siebie weźmie - jedną z głównych wad starej Kluzikowej było moralizowanie wszystkim wkoło. Niestety stosowała przy tym swój własny, dosyć pokręcony, zdaniem wszystkich, system wartości.
- Oczywiście, pani Kluzikowa - mruknął Adam i chciał wyminąć sąsiadkę, jednak ta w dalszym ciągu go trzymała za rękaw.
Adam zastanawiał się skąd w tej kruchej i niepozornej staruszce tyle siły.
- No i jeszcze ten pana znajomy - trajkotała dalej sąsiadka.
- Jaki znajomy? - Adam w pierwszej chwili nie zrozumiał o co chodzi tej kobiecie.
- No ten, który dzisiaj się do pana dobijał. To nie wybaczalne zachowanie. Ludzie przez niego spać nie mogli. - Adam zagryzł zęby ze złości. Znowu ten cholerny anioł, miał już go serdecznie dosyć. - Musi pan z nim porozmawiać, nie może tak dalej być. To niedopuszczalne, żeby...
- Zgadzam się z panią, pani Kluzikowa - Adam brutalnie przerwał wywody sąsiadki. - Jeszcze dzisiaj z nim porozmawiam. To się więcej nie powtórzy - i nie czekając na reakcję kobiety ruszył w stronę klatki wyszarpując rękę.
Staruszka jeszcze coś za nim wołała, ale on jej już nie słuchał. Wkurzony wszedł do mieszkania i trzasnął drzwiami. Już wchodząc do mieszkania usłyszał głośny śmiech anioła i jeszcze jakiś dźwięk, którego w pierwszej chwili nie rozpoznał. Przeszedł do salonu. Jego niecodzienny gość siedział w fotelu i oglądał kreskówki o Strusiu Pędziwiatrze, śmiejąc się przez cały czas. Nagle odwrócił się:
- No, w końcu przyszedłeś. Co będzie do jedzenia?
Adam nic nie odpowiedział tylko przeszedł do kuchni. Postawił siatki na stole i zaczął wypakowywać zakupy. Właśnie kończył chować mrożonki, gdy anioł wszedł do kuchni.
- Więc co będzie do jedzenia? Umieram z głodu. Kupiłeś mi browarka?
Adam pochował resztę zakupów i odwrócił się w stronę intruza.
- Nie, nie kupiłem ci browarka - warknął. - A do jedzenia będzie to, co sam sobie ugotujesz - i wyszedł. Przeszedł do łazienki. Stanął przed lustrem i zapatrzył się w swoje odbicie. Nic dziwnego, że stara Kluzikowa tak na niego wskoczyła. Wyglądał jak jakiś lump.
Dekalog skacowanego człowieka: po pierwsze - nie chlej, to nie będziesz miał kaca. Po drugie - jak już wychlałeś, to pod żadnym pozorem nie wychodź z mieszkania dopóki ci kac całkiem nie przejdzie. Po trzecie - jak już musisz wyjść, to przynajmniej doprowadź się do porządku. Po czwarte... - to pewnie przyjdzie później, jak i cała reszta.
Adam westchnął ciężko i rozebrał się. Ubranie wrzucił do kosza na brudy i wszedł do kabiny prysznicowej. Stał z zamkniętymi oczami, a woda ciekła mu na głowę by, spłynąwszy po całym ciele, zniknąć w kanale. Nie myślał o niczym, potrzebował uspokoić się i odprężyć. W pewnym momencie usłyszał odgłos odsuwanej kabiny prysznicowej i głos:
- Słuchaj, gdzie masz jakąś patelnię, bo nie mogę znaleźć.
Adam gwałtownie odwrócił się i zobaczył anioła wsadzającego głowę do kabiny. Odruchowo zasłonił drażliwe miejsce. Wściekłość zaczęła wzbierać w nim na nowo.
- No i co się tak zasłaniasz? - Zdziwił się anioł. - Już trzydzieści lat oglądam twoją gołą dupę, więc jeden raz więcej chyba nie powinien ci zrobić różnicy, nie?
- Ty... - wściekłość tak buchała z Adama, że nawet nie mógł się wysłowić. - Ty cholerny... Wynoś się stąd! - Nie zważając na ściekającą z niego wodę natarł na intruza zmuszając go do cofania się. Pomagając sobie rękami wypchnął anioła z łazienki i zablokował drzwi. Wszedł z powrotem pod prysznic. Dobrą chwilę zajęło mu ponowne uspokojenie się i zapomnienie o wszystkim. W końcu stwierdził, że ma dość moczenia się. Zakręcił wodę i wyszedł spod prysznica. Dokonał resztę niezbędnych czynności wchodzących w składa rytuału porannego mycia i wyszedł z łazienki. Już od progu łazienki uderzył w niego głos Strusia Pędziwiatra i wesoły rechot anioła. Skrzywił się tylko i przeszedł do sypialni. Ubrawszy się skierował się do kuchni. To już południe i wypadałoby w końcu coś zjeść. Wyciągnął z zamrażalnika pierwszą z brzegu mrożonkę. Kiedy wstawiał garnek z wodą na gaz usłyszał odgłos kroków i pytanie:
- To jak, co będzie na obiad?
- Mówiłem chyba, że to, co sam sobie zrobisz - warknął mało uprzejmie Adam.
- Jak miałem zrobić jak nawet nie mogłem znaleźć patelni?
Adam nie odpowiedział, zignorował intruza zupełnie, jednak ten zupełnie się tym nie zraził. Podszedł do stołu i spojrzał na mrożonkę.
- Pyzy z mięsem? Mogą być. Ale czy jedna torebka starczy dla nas obu?
Adam tylko zagryzł zęby i nic nie powiedział. Sięgnął do zamrażalnika i wyciągnął drugą torebkę.
- To ja poczekam w salonie - stwierdził anioł i wyszedł.
Adam bezsilnie opadł na krzesło i oparłszy łokcie o stół schował głowę w rękach. Siedział tak dopóki woda w garnku się nie zagotowała. Wrzucił do środka mrożonkę i czekając aż się ugotuje podszedł do okna. stał tam i gapił się bez celu, co chwila odwracając się żeby zerknąć na garnek. W końcu pyzy wypłynęły na powierzchnię. Podszedł, zamieszał je łyżką cedzakową i wrócił do bezsensownego gapienia się przez okno. Kiedy pyzy już były dobre odcedził je i wyjąwszy z lodówki kawałek boczku stopił go na patelni na skwarki. Rozłożył pyzy na dwa talerze, polał tłuszczem ze skwarkami i zaniósł do salonu. Kreskówki się zmieniły, ale wesoły rechot anioła nie.
- Uwielbiam je - powiedział nie przestając się śmiać znad talerza z jedzeniem.
Adam patrzył jak anioł je nie spuszczając wzroku z telewizora. Był pod wrażeniem jak bezbłędnie trafia w każdą pyzę, jak bezbłędnie macza ją w tłuszczu i jak bezbłędnie trafia widelcem do ust.
- Całkiem nieźle gotujesz - stwierdził anioł, kiedy już zjedli.
- To tylko gotowe mrożonki - nie wiadomo czemu ten niezasłużony komplement sprawił mu dziwną przyjemność. No i dzięki niemu spojrzał łaskawszym okiem na tego dziwnego człowieka, przepraszam, anioła.
- Po dobrym jedzeniu przydałby się browarek - mruknął anioł i zanim Adam zdążył zareagować wyciągnął zza fotela puszkę z piwem.
- Skąd masz to piwo? - Zdumiał się Adam.
- Kupiłem w sklepie, a bo co?
W tym momencie mężczyzna zdenerwował się.
- Ty cholerny dupku! To mnie każesz lecieć po żarcie kiedy sam mogłeś iść?!
- Nie chciało mi się, poza tym nie miałem pieniędzy - odparł anioł między jednym a drugim łykiem piwa.
- A teraz skąd miałeś pieniądze?!
- Wziąłem z twojego portfela.
- Co?! Nie dość, że wpieprzasz mi się do mieszkania, traktujesz jak chłopca na posyłki, to jeszcze kradniesz?!
- Nie kradnę, przecież ci powiedziałem.
- Po fakcie! A to jest kradzież.
- Więc co, miałem uschnąć z pragnienia?
Wściekłość tak dusiła Adama, że nie mógł nic powiedzieć. Kiedy w końcu trochę się uspokoił powiedział cicho:
- Idę się teraz przejść. Jak wrócę ma cie tu nie być, rozumiesz? - i wyszedł nie czekając na odpowiedź.
Jakiś czas szedł bez celu przed siebie, aż w końcu uspokoił się. Postanowił pójść do kina. W końcu była niedziela. Trafił na jakąś komedię przy której zapomniał zupełnie o natrętnym gościu. Kiedy wrócił do domu pierwszym co mu się rzuciło w oczy, a raczej w uszy, była cisza. Kompletna cisza. Przeszedł do salonu. Jedynie cztery puste puszki po piwie świadczyły o tym, że ktoś u niego był. A więc w końcu sobie poszedł, pomyślał, no i dobrze. Wyniósł puszki do śmieci i usiadł przed telewizorem. Niedługo miał lecieć jego ulubiony serial. A że to była niedziela, więc miały lecieć wszystkie odcinki z całego tygodnia. Kiedy w końcu skończył oglądać była pierwsza w nocy. Wyłączył telewizor i przeszedł do sypialni. Nie zapalając światła rozebrał się i rzucił na łóżko. Ponieważ nikogo do siebie nie zapraszał, więc też nie czuł potrzeby codziennego ścielenia łóżka. Nawet jak miał ochotę przelecieć jakąś laskę to albo szli do niej, albo wynajmowali pokój w hotelu. Tak było najbezpieczniej. Niektóre odrzucone kobiety potrafiły być nieobliczalne. Przekonał się o tym w swoim poprzednim miejscu zamieszkania. Babka była tak namolna, a później niebezpieczna, że postanowił wynieść się do innego miasta, zacierając za sobą wszelkie ślady. Na szczęście nie był specjalnie przywiązany do tamtego mieszkania, a pracę i tak zamierzał zmienić, tylko jakoś wcześniej brakowało mu motywacji. W końcu ją znalazł. Przeprowadził się więc z dnia na dzień i już nigdy więcej nie zapraszał kobiet do swojego mieszkania, chociaż niejedna go o to męczyła. A skoro nie zapraszał żadnej, to nie widział potrzeby ścielenia łóżka codziennie. Rozebrał się więc i rzucił na łóżko z myślą o miłym i relaksującym śnie. Jednak szybko o nim zapomniał bo poczuł, że leży na czymś miękkim. Przestraszony odruchowo odskoczył. Niestety zrobił to tak niefortunnie, że nogi zaplątały mu się w kołdrę i wylądował tyłkiem na podłodze uderzając się jednocześnie o nocną szafkę. Zaklął z bólu. Rozmasowując bolący łokieć zapalił nocną lampę i popatrzył w stronę łóżka. I zobaczył na nim śpiącego anioła. Leżał na brzuchy przykryty kołdrą.
- Hej ty! - Potrząsnął śpiącego, ale ten nawet nie drgnął. Potrząsnął nim więc jeszcze raz, mocniej. Niestety jedyne co uzyskał to to, że anioł coś mruknął przez sen i przekręcił się na bok. Plecami do Adama.
Ten wściekły do granic możliwości zaklął i wyciągnąwszy z szafy zapasową poduszkę i koc przeszedł do salonu, na kanapę. Przewracał się z boku na bok, próbując zasnąć, dobre pół godziny. W końcu nie wytrzymał, wstał i poszedł do sypialni. Zapalił górne światło i zaczął grzebać w szafach.
- Gdzieś tu powinna być - mruczał pod nosem.
W końcu ją znalazł. Fabrycznie pakowana piżama, którą dostał od jednej z dziewczyn. Już nawet nie pamiętał jak miała ona na imię. Pamiętał tylko, że chodzili ze sobą w tym feralnym dla niego okresie walentynek. Feralnym bo był zmuszony kupić jej jakiś, jej zdaniem "kosmicznie" słodki prezent, za co ona odwdzięczyła mu się tą piżamą. Pomijając fakt, że była zupełnie nie w jego guście, to on nigdy nie używał piżamy, bo i po co? W delegacje żadne nigdy nie wyjeżdżał, mieszkał sam, więc mógł sobie pozwolić na łażenie nago po mieszkaniu. Teraz niestety będzie zmuszony ją użyć. Rozerwał celofan i wyciągnął spodnie. Obrzydliwa brązowa w białe paski, albo jak kto wolał, biała w brązowe paski. Założył spodnie i podszedł do łóżka. Nie bawiąc się w subtelności zepchnął anioła na koniec łóżka, co przyszło mu z niemałym trudem i zgasiwszy światło położył się spać. Zasnął momentalnie. Kiedy się obudził poczuł, że otula go coś ciepłego i przyjemnego w dotyku. Otworzył oczy i zobaczył, że przykrywają go anielskie skrzydła a on sam przytulony jest do ich właściciela. Ostrożnie wyciągnął rękę i dotknął piór. Były takie delikatne i przyjemne w dotyku. Bezwiednie zaczął się nimi bawić, głaszcząc je i przesuwając miedzy palcami.
- Łaskoczesz - usłyszał nagle spokojny głos. Drgnął przestraszony i odruchowo zabrał rękę. Odwrócił się w stronę skąd dochodził głos i zobaczył wpatrzone w siebie niebieskie aż do bólu i pełne ciepła oczy. - Jeżeli zaraz nie wstaniesz to spóźnisz się do pracy.
Adam zerknął na stojący na szafce zegarek i zobaczywszy godzinę zaklął. Za kwadrans ósma. Zerwał się i pobiegł do łazienki. Mimo iż poranne ablucje zajęły mu rekordowe dziesięć minut, to i tak spóźnił się o całą godzinę, a to z racji panujących na mieście korków. Wpadł do pokoju zdyszany i szybko włączył komputer.
- Kierownik bardzo wściekły dzisiaj? - spytał.
- Nie wiem - odparła siedząca przy sąsiednim biurku blondwłosa Monika. - Jeszcze go nie ma.
Cholera, ale mam farta, pomyślał Michał i zalogowawszy się szybko wziął się za robotę, a przynajmniej próbował. Niestety nie mógł się skupić na tych wszystkich tabelkach, wykresach i zestawieniach. Jego umysł zaprzątały przyjemne w dotyku anielskie skrzydła i te błękitne aż do bólu oczy. Nigdy takich nie widział. Przez chwilę rozmarzony utrzymywał przed oczami tą przepiękną wizję, lecz w pewnym momencie otrząsnął się. Trzeba brać się do roboty. Nie dość, że musi dzisiaj rozliczyć faktury i zakończyć zadania inwestycyjne, to jeszcze kierownik zażyczył sobie raportu. Siłą woli zmusił się do skoncentrowania na danych w komputerze. Po chwili tak się zgłębiła pracy, że zapomniał nie tylko o tych cudownych oczach, ale w ogóle o całym świecie. Cztery godziny później stwierdził, że wypadałoby trochę rozprostować kości, no i w końcu napić się czegoś. Jakby nie patrzeć nie zdążył rano nawet zjeść śniadania, nie mówiąc o porannej kawie.
- Przydałoby się napić herbaty - mruknął przeciągając się. Wiedział, że zaraz któraś z jego koleżanek poderwie się i zrobi herbatę za niego. Był ciekaw która. Kiedy przyszedł do pracy okazało się iż jedyne wolne biurko znajdowało się w pokoju pełnym bab, ściślej sztuk cztery. On miał zająć miejsce piątej, która właśnie odeszła na emeryturę. Dziwnym trafem wszystkie jego koleżanki z pokoju były młode i wyjątkowo ładne. Każda z nich prezentowała inny typ urody. Czarnowłosa, pełna temperamentu Monika, lat trzydzieści, lubiła ubierać się we obcisłe bluzki z dużym dekoltem i obszerne falbaniaste suknie. Długie włosy upinała w różnego rodzaju koki, nosiła dużo biżuterii i wyraziste makijaże. Kiedy Adam pierwszy raz ją zobaczył miał nieodpartą chęć wcisnąć jej w ręce kastaniety i wypchnąć na scenę, tak bardzo kojarzyła mu się z hiszpańskimi tancerkami flamenco. Kaśka, a właściwie Katarzyna, była jej zupełnym przeciwieństwem. Długie i proste, niczym nigdy nie wiązane, blond włosy, delikatny, prawie niewidoczny makijaż, nienaganne garnitury w pastelowych kolorach, delikatna, nie rzucająca się w oczy biżuteria w postaci łańcuszka z różnego rodzaju zawieszkami, spokojna i opanowana. Adam w myślach nazywał ja Królową Śniegu. Jedyne co ją łączyło z Moniką, to wiek. Trzecia z nich, Weronika, stanowiła typ chłopczycy. Krótko obcięta, z niewielkim biustem, powiększanym optycznie odpowiednimi biustonoszami, angażowała się we wszelkie możliwe protesty i nie cierpiała swojego imienia. Twierdziła iż jest staromodne i nie pasuje do tak nowoczesnej kobiety jak ona, dlatego też kazała mówić do siebie: Wera. Czwarta z nich, Karolina, miała włosy koloru mysiego i, mimo wysiłku jaki wkładała w ich ułożenie, zawsze wyglądała jakby w nią piorun trafił. Nosiła nijakie, nie rzucające się w oczy ubrania i miała mnóstwo kompleksów. Adam przespał się z każdą z nich. Na początku żadna nie wiedziała o pozostałych, a kiedy się dowiedziały to najpierw chciały go zabić, a potem zażądały żeby wybrał jedną z nich. Zgodnie z życiową filozofią Adam nie zamierzał wybierać żadnej z nich, ale zdawał sobie sprawę, że lepiej będzie żyć z nimi w zgodzie, więc dyplomatycznie odparł iż wszystkie są tak piękne, że nie może się zdecydować na jedną z nich. Słysząc to każda z kobiet, oczywiście każda z osobna, stwierdziła iż zrobi wszystko żeby przekonać go do siebie. Od tego czasu zaczęły się ciężkie czasy dla Adama. Chociaż na początku było miło, gdy każda z nich nadskakiwała mu, wyręczała w pracy i przynosiła różnego rodzaju słodycze. Jednak szybko mu się to przejadło. Od nadmiaru słodyczy musiał wykupić karnet na siłownię, a od braku zaangażowania w powierzone mu obowiązki non stop obrywał od kierownika. Dlatego też pewnego razu, po kolejnym opieprzu od przełożonego, wkurzył się i wygarnął im wszystkim. Jak było do przewidzenia, obraziły się, lecz nie wytrzymały zbyt długo i znowu wróciły do rozpieszczania go. Jednak tym razem już nie wyręczały go w pracy. Ograniczały się jedynie do przynoszenia słodyczy i wyręczaniu go w takich czynnościach jak parzenie kawy. Taki układ mu pasował. Kierownik już się go nie czepiał, nie musiał kupować kawy ani herbaty, a dzięki słodyczom musiał chodzić wciąż na siłownię, gdzie mógł podrywać kolejne laski. Oczywiście raz na jakiś czas wszystkie cztery buntowały się i stawiały mu ultimatum, jednak wystarczyło iż zabrał je na luksusową kolację, oczywiście każdą z osobna, i znowu miał spokój na jakiś czas.
Tego dnia to Karolina była najszybsza. Stawiając przed nim herbatę popatrzyła na niego z miną zbitego psiaka. Adam już dawno rozpracował wszystkie jej, i pozostałych koleżanek, miny i triki. Przykleił na twarz uśmiech numer dziewięć i już Karolina rozpływała się ze szczęścia. Trzymając kubek w obu rękach odchylił się na oparcie fotela i przymknął oczy. Nie myślał o niczym, po prostu relaksował się. W pewny, momencie do jego nicości coś się wdarło. Najpierw bliżej nieokreślone, później powoli zaczęło się materializować, aż w końcu przybrało kształt długiego czarnego warkocza i śnieżnobiałych anielskich skrzydeł. Zanim zdążył się nad tym zastanowić wszystko zniknęło, a zamiast tego pojawiły się błękitne oczy. Adam denerwował się. Dlaczego ten cholerny anioł znowu mu się narzuca? Przecież jest tylko cholernie wkurwiającym impertynentem. Szybko wstał z fotela i odstawiwszy pusty już kubek ruszy do wyjścia.
- Dokąd idziesz? - zapytała Weronika.
- Muszę się przewietrzyć - mruknął nie zatrzymując się.
- Pójdę z tobą - usłyszał jeszcze głos kobiety.
- Nie! - odkrzyknął i przyspieszył kroku. Tym razem nie miał ochoty na niczyje towarzystwo. Wyszedł z budynku. Niedaleko ich biurowca stał, oddzielony niewielkim parkingiem, czteropiętrowy blok. Tak bliskie usytuowanie obu budynków spowodowało utworzenie naturalnego komina w którym wiecznie wiało. Adam oparł się o jedną z latarni i przymknął oczy. Przez chwilę pozwalał żeby wiatr szarpał jego ciało. Kiedy w końcu ochłonął, wrócił do pokoju i wziął się za przerwaną pracę. Do końca dnia nic już go nie rozpraszało.
Kiedy wrócił do domu pierwsze co usłyszał to telewizor i śmiech anioła. Znowu ogląda te cholerne kreskówki, pomyślał ze złością. Zdjął buty i ruszył do sypialni. Nie zdążył się do końca rozebrać, gdy usłyszał:
- Już wróciłeś? Co na obiad? Głodny jestem - anioł stał w drzwiach ubrany w jasnoniebieskie jeansowe spodnie i pasującą do nich kolorystycznie, również jeansową, koszulkę z krótkim rękawem. Dopiero po chwili do Adama dotarło, że to jego ulubione ciuchy i że na tamtym leżą o wiele lepiej niż na nim. To wprawiło go w irytację.
- Jakim prawem ruszasz moje ubrania?
- A co, twoim zdaniem, miałem zrobić? Latać na golasa?
- Masz swoje ubranie.
- Już mi się znudziło, więc je wyrzuciłem.
Irytacja Adama wzrosła. Już chciał wrzasnąć, ale w ostatniej chwili powstrzymał się. bez słowa minął rozmówcę i przeszedł do łazienki, jednak szybko z niej wypadł i wrzasnął:
- Co to jest, do cholery! - w wyciągniętej ręce trzymał szczoteczkę do zębów i pędzel do golenia.
- Szczoteczka do zębów i pędzel do golenia - odparł spokojnie pytany.
- One są mokre!
- To chyba normalne, skoro były używane.
- Jakim prawem ich używałeś?!
- A niby czego miałem użyć? - odparł anioł z pretensją w głosie. - Jakbyś nie zauważył, nic nie mam.
- Teraz już masz - warknął Adam i wcisnął aniołowi do ręki oba przedmioty. Nie czekając na jego reakcję wyszedł z pokoju, ubrał buty i udał się do pobliskiego Rossmana. Kupił nowy pędzel i szczoteczkę do zębów. Po namyśle wziął jeszcze dwie szczoteczki. Zapłacił i wyszedł. Przeszedł przez ulicę i wszedł do sklepu z używana odzieżą. Chwilę przebierał między wieszakami, aż w końcu wybrał kilka sztuk ubrań. Wrócił do domu, anioł znowu siedział w salonie i oglądał kreskówki. Wszedł do salonu i zasłaniając ciałem telewizor położył na kolanach anioła reklamówkę z ubraniami.
- Ej, zasłaniasz mi - powiedział Michał z pretensją w głosie i przechylił się próbując zobaczyć obraz.
- Zamknij się i słuchaj uważnie - warknął Adam.
Michał popatrzył na rozmówcę, ale nic nie powiedział i powrócił do poprzedniej pozycji.
- To jest twoje - Adam wskazał na reklamówkę. - I jeśli zobaczę, że ruszasz moje rzeczy to zabiję. I śpisz na kanapie. Rozumiesz?
Anioł przez chwilę patrzył na niego, jakby nad czymś się zastanawiał, w końcu zapytał:
- Kiedy będzie obiad? Głodny jestem.
Adam westchnął w bezsilnej złości i poszedł do kuchni. Wyciągnął z zamrażalnika mrożonkę i wstawił garnek z wodą.
- Znowu pyzy z mięsem? - mruknął anioł kiedy już talerz z daniem stał przed nim.
- Niemiła księdzu ofiara? Wracaj cielę do obory - mruknął Adam i chciał zabrać talerz, lecz Michał powstrzymał go.
- Wcale nie mówiłem, ze nie zjem tego. Po prostu czasami mógłbyś ugotować coś innego.
- Jak ci się nie podoba moje gotowanie to nie musisz jeść - mruknął Adam.
- Żebym z głodu umarł? - burczał Michał pochłaniając pyzy. Prędkość z jaką to robił zupełnie przeczyła jego wybrzydzaniu.
- Więc się zamknij i jedz to co ci dają. A tak w ogóle to może byś mi w końcu powiedział dlaczego tu jesteś?
- Bo mnie wyrzucili - odparł anioł nie przestając jeść.
- Jak to wyrzucili?
- Zwyczajnie - Michał wzruszył ramionami. - Powiedzieli, że mam zejść na ziemię i nie wracać dopóki nie zmądrzeję.
- A co ty takiego zrobiłeś?
- Nic takiego.
- Za nic by cię nie wyrzucali z nieba.
- No może trochę za bardzo rozrywkowy byłem. Ale co ja niby miałem robić? - w końcu przerwał jedzenie i spojrzał na Adama. - Tam można umrzeć z nudów.
- A dlaczego żeś akurat do mnie przylazł?
- A gdzie miałem iść? - zdziwił się anioł - Jesteś moim podopiecznym, więc to normalne, że przyszedłem do ciebie.
- Nie masz innych podopiecznych? - Adam wypytywał dalej.
- Nie - pokręcił przecząco głową. - Na początku jak nas było niewielu to mieliśmy nawet po kilkaset, ale teraz jest nas więcej, więc każdy ma przydzielonego jednego podopiecznego.
- Teraz jest was więcej niż wcześniej? To anioły się rozmnażają? Myślałem, że są bezpłciowe - Adam wyraźnie zainteresował się tematem.
- To tylko jedno z wielu kłamstw na nasz temat wymyślonych przez ludzi. Na początku było nas niewielu. To były te anioły stworzone przez szefa.
- "Szefa"? - Adam nie zrozumiał o co chodzi rozmówcy.
- No wiesz, Boga. Ale on woli jak mówimy do niego "szefie".
- Rozumiem. No i co dalej?
- No więc na początku było nas niewielu, ale potem zaczęli przybywać ludzie i zrobiło się nas więcej, więc każdy dostaje jednego podopiecznego, a jak on umrze to dostaje następnego i tak w kółko.
- A ty jesteś stworzony przez Boga...
- Przez szefa - przerwał Michał.
- ...przez szefa, czy też byłeś wcześniej człowiekiem?
- Ja jestem stworzony - anioł z dumą wyprostował się i wypiął pierś.
- A myślałem, że Bóg nie tworzy bubli - mruknął Adam.
- Jaki bubel? Ja nie jestem bubel! - oburzył się Michał.
- Nie? Nie zachowujesz się jak anioł. A tak w ogóle to gdzie byłeś, kiedy nawiedzona psychopatka próbowała mnie zabić? Ledwo z życiem uszedłem. Kiepski z ciebie anioł stróż.
- Wcale nie jestem kiepski, po prostu nie wtrącam się do wszystkiego. Człowiek, jak każda istota żywa musi doświadczać nie tylko przyjemnych rzeczy. Te złe też musi. To jest potrzebne do jego prawidłowego rozwoju. A tak w ogóle to gdyby nie ja, to by cię tu dzisiaj nie było.
- O czym ty niby gadasz?
- Spytaj się matki jak przebiegał poród - mruknął anioł i wyszedł z pokoju. Chwilę potem Adam słyszał trzaśnięcie drzwi od sypialni.
Adam przez chwilę siedział ze zmarszczonym czołem. O co mu do cholery chodziło? Tak go to męczyło, że zadzwonił do rodziców.
- Witaj mamo, co słychać ciekawego?
- Witaj synku - Adam słyszał jak kobieta po drugiej stronie ucieszyła się słysząc jego głos. - Dawno do nas nie dzwoniłeś.
- Dużo pracy miałem - mruknął. - Co u was słychać?
- Ech, szkoda gadać. Twój ojciec zwariował.
- Co takiego zrobił? - Adam zaniepokoił się.
- Odkąd przeszedł na emeryturę zachowuje się jakby mu coś na mózg padło. Nagle stwierdził, że musi zacząć dbać o kondycję, więc codziennie rano wychodzi pobiegać, zaczął jeździć na ryby, czego wcześniej nie cierpiał, no i grzebie w ogrodzie, do czego wcześniej go wołami nie można było zaciągnąć.
Adam roześmiał się.
- Ja myślę mamo, że on po prostu jeszcze nie przyzwyczaił się do roli emeryta i próbuje jakoś zapełnić sobie czas. Za jakiś czas ochłonie, uspokoi się i znajdzie sobie jakieś mniej stresujące zajęcie.
- Tak myślisz? Może masz rację - bąknęła niepewnie matka. - A co u ciebie? Masz już jakąś dziewczynę? Kiedy w końcu doczekamy się wnuków?
- Mamo - jęknął Adam. - Rozmawialiśmy na ten temat już nieraz. Powiedziałem ci, że po tym incydencie nie mam ochoty wiązać się z żadną dziewczyną.
- Wiem synku, wiem. Myślałam jednak, że może już ci przeszło - kobieta zaczęła się tłumaczyć.
- Nie mamo, nie przeszło i raczej długo nie przejdzie.
- Więc, po co dzwonisz? - matka zmieniła temat.
- Chciałem cię zapytać o jedną rzecz.
- Jaką?
- Możesz mi powiedzieć jak przebiegał mój poród?
- Słucham??
- Jak przebiegał mój poród - powtórzył pytanie Adam.
- Dlaczego o to pytasz?
- To chyba nie jest tajemnica? A może jestem adoptowany i nie chcesz mi o tym powiedzieć?
- Nie, skąd, tylko po prostu zdziwiło mnie to pytanie. Nigdy cię to raczej nie interesowało...
- Ale teraz mnie to interesuje. Więc?
- No cóż, ciąża przebiegała wręcz podręcznikowo, USG nie wykazywało żadnych nieprawidłowości. Dopiero w trakcie porodu okazało się iż przekręcając się w brzuchu zrobiłeś to tak niefortunnie, ze pępowina owinęła ci się wokół szyi. Niestety nie można było nic zrobić.
- Więc ja... - niepokój ściskał Adamowi gardło.
- Urodziłeś się martwy - odparła spokojnie matka.
- Więc jakim cudem ja żyję?
- Sama się nad tym zastanawiam. Lekarze robili wszystko co tylko można, ale nie udało im się przywrócić ciebie do życia. Pamiętam jak położyli cie na metalowym stole i przykryli szpitalną chustą - głos kobiecie drżał. - Czekali aż przyjdzie ktoś i cie zabierze. Kiedy w końcu dotarło do mnie, że mój śliczny chłopczyk nie żyje, ty nagle odezwałeś się. Wiesz, to wyglądało tak jakbyś spał i się po prostu obudził. Lekarze nie mogli zrozumieć jak to możliwe i jakim cudem nie doszło do trwałych uszkodzeń mózgu. Byłeś martwy ponad dziesięć minut. Kiedy jednak okazało się, ze żyjesz wzięli cię i zaczęli robić różne badania. Wszyscy mówili żebym zostawiła cię w szpitalu, bo będziesz jak warzywo, że zbyt długo twój mózg był niedotleniony żebyś mógł normalnie funkcjonować. Ja jednak uparłam się, że bez względu na to, czy będziesz normalny czy warzywo, ja będę cię kochać tak samo i wychowywać dopóki sił mi starczy. Jak widzisz, podjęłam słuszną decyzję.
- To prawda mamo - powiedział cicho Adam. - Podjęłaś słuszną decyzję. Dziękuję.
Rozłączył się. Przez chwilę siedział zamyślony aż w końcu wstał i przeszedł do sypialni. Anioł leżał na łóżku przodem do ściany.
- A więc to twoja robota, że nie jestem teraz jakimś niedorozwiniętym imbecylem i że w ogóle żyję?
- A myślisz, że czyja? - Michał burknął nie zmieniając pozycji.
- I pewnie mam ci za to teraz podziękować? - w głosie Adama można było usłyszeć sarkazm.
- Nie zależy mi na tym, ale mógłbyś być bardziej miły.
- Bardziej miły?! Nie rozśmieszaj mnie, dobra? Wpierdalasz mi się do mieszkania, traktujesz jak chłopca na posyłki, używasz mojej szczoteczki do zębów, bierzesz moje ciuchy bez pytania i to wszystko tylko w ciągu dwóch dni. A teraz jeszcze zachowujesz się jak rozkapryszony bachor. Więc wybacz, ale nie mam zamiaru być dla ciebie miły - wypalił Adam i odwrócił się, żeby wyjść z pokoju, jednak zanim to zrobił dodał: - i powiedziałem, śpisz w salonie.
- Więc nie zamierzasz mnie wyrzucać? - nie wiadomo w jaki sposób anioł znalazł się tuż za plecami Adama tak szybko.
- Na razie nie, ale jak mnie zdenerwujesz to nie ręczę za siebie - burknął i wyszedł z sypialni. Wrócił do salonu i włączył telewizor. Dziesięć minut później w salonie pojawił się także anioł. Na początku próbował marudzić o przełączenie telewizora na kanał z kreskówkami, ale szybko umilkł widząc groźną minę Adama.
- Słuchaj, a dlaczego ty właściwie nie masz żony ani nawet żadnej dziewczyny? - spytał Michał po krótkiej chwili milczenia.
- Co z ciebie za anioł, że tego nie wiesz? - spytał kpiąco Adam nie odrywając wzroku od telewizora.
- Anioł nie znaczy jasnowidz - burknął Michał. - Skąd ja niby mogę wiedzieć co ci chodzi po głowie? Nie po to szef dał ludziom wolną wolę. Więc jak to jest? Dlaczego nie możesz zakochać się w jakiejś kobiecie i założyć rodziny?
- Bo miłość to przereklamowana rzecz - odpowiedział Adam i w końcu spojrzał na rozmówcę. - Wszyscy w koło mówią: "kocham cię", ale tak naprawdę co to właściwie znaczy? Spytaj kogo chcesz, nikt ci nie będzie w stanie udzielić konkretnej odpowiedzi. Zwykle ta, tak zwana "miłość" to nic innego jak zwykły pociąg fizyczny. Poza tym przez nią musiałem uciekać do innego miasta, bo psychicznie niezrównoważona babka próbowała mnie zabić kiedy chciałem z nią zerwać, a wszystko to w imię tej cholernej "miłości". Zresztą co ja ci będę opowiadał. Jesteś moim aniołem stróżem, więc powinieneś o tym wszystkim wiedzieć. A tak w ogóle to dlaczego o to pytasz?
- Z ciekawości - anioł wzruszył ramionami. - Niebrzydki z ciebie facet i dlatego nie mogę zrozumieć dlaczego wciąż jesteś sam. A jeżeli chodzi o miłość to jesteś w błędzie. Miłość to nie tylko pociąg fizyczny. To prawda, ze niektórzy mylą jedno z drugim, ale są też tacy dla których miłość to coś więcej.
- Mówisz tak jakbyś sam był zakochany i chciał mnie nawrócić - powiedział Adam patrząc uważnie na anioła.
Ten nagle zmieszał się i uciekając wzrokiem zaczął bąkać niepewnie:
- Ja? Skąd ci taki głupi pomysł przyszedł do głowy? Po prostu jestem ciekawy.
- Akurat, widzę jak się czerwienisz, znaczy, że jest ktoś - w końcu Adam miał okazję odegrać się na Michale.
- Nie ma! - zaprzeczył gwałtownie anioł.
Adam zaśmiał się.
-Mnie nie okłamiesz. Przyznaj się, jakaś anielica zawróciła ci w głowie i nie wiesz jak ją zdobyć?
- Nie!
- Nie, nie anielica, czy nie, wiem jak ją poderwać? - Adam złośliwie drążył temat.
- Jedno i drugie.
- Ooo - zdziwił się Adam. - A więc jakaś ludzka kobieta. I to pewnie za to cię wywalili, co? Za zakazaną miłość?
- Nie twój interes - warknął nagle anioł i wstał.
Adama zdziwiła ta nagła zmiana w zachowaniu Michała, ale nic nie powiedział, czekał co on zrobi. Anioł bez słowa otworzył drzwi balkonowe i wyszedł na zewnątrz. Chwilę potem rozłożył skrzydła i zanim Adam zdążył zareagować już wzbijał się w powietrze. Cholera jasna, pomyślał Adam, jeżeli stara Kluzikowa to widziała, to mam przerąbane. Westchnął ciężko i wrócił do oglądania filmu.
Było grubo po północy kiedy anioł w końcu wrócił. Wylądował na balkonie i wszedł do środka. W całym mieszkaniu panowały ciemności i cisza. Jednak to była tylko ułuda. Jeszcze anioł nie zdążył schować skrzydeł, a światło w pokoju nagle rozbłysło i zobaczył stojącego na progu wściekłego Adama.
- A ty co odpierdalasz? - warknął podchodząc do Michała. - Chcesz, żeby zlecieli mi sie tu wszyscy, łącznie z prasą?
- Niepotrzebnie się czepiasz - mruknął anioł. - W tej postaci tylko ty możesz mnie zobaczyć. Poza tym musiałem rozprostować skrzydła.
- Następny raz rób to jak już nikogo nie będzie na ulicach, zrozumiałeś? - Adam nie do końca był przekonany do tego co przed chwilą usłyszał. Anioł kiwną głową. - W takim razie idę spać - i ruszył w stronę sypialni, a za nim anioł. - A ty gdzie? - zapytał czując za sobą obecność Michała.
- Spać.
- Chyba ci już powiedziałem, że śpisz na kanapie. Zrozumiano?
- Dobra - Michał wrócił do salonu.
Zadowolony z takiego obrotu sprawy Adam przeszedł do sypialni, zamknął drzwi na klamkę i rozebrawszy się położył się spać. W końcu mógł spać tak jak lubił, bez piżamy.
Rano obudził go dźwięk budzika. Leniwie otworzył oczy i pierwsze co zobaczył to była twarz śpiącego anioła, potem poczuł ciepło bijące od otulających go anielskich skrzydeł, i to było przyjemne. Jednak tą przyjemność psuło kolejne odczucie: nogi anioła przeplecione z jego własnymi i ręka tamtego na jego pośladku. Wkurzył się i zaczął wściekle szarpać śpiącego.
- Ty cholerny zboku! Coś ty mi zrobił?! I dlaczego, do ciężkiej cholery, śpisz w moim łóżku, skoro wyraźnie powiedziałem, że masz spać na kanapie?!
- No i czego się tak drzesz? - mruknął Michał przecierając oczy. Ziewnął potężnie i uważnie popatrzył na stojącego przy łóżku i buchającego wściekłością Adama. - Ogłuchnąć przez ciebie można. Poza tym nic ci nie zrobiłem.
- Nie?! A ta twoja łapa to niby co?!
- To tylko ręka. Jak tak bardzo ci to przeszkadza, to możesz swoją położyć na moim tyłku i będziemy kwita.
- Ty.... - Adam aż się gotował w środku.
- Człowieku - mruknął anioł - uspokój się, przecież mówię, że nic ci nie zrobiłem. Nie mogę.
- To znaczy? - Adam momentalnie się uspokoił.
- Zwyczajnie - Michał wzruszył ramionami. - Żelazna zasada: nie zmuszać ludzi do niczego, a jeżeli ktoś ją złamie to zostanie unicestwiony.
- Jak to "unicestwiony"?
- Zwyczajnie, przestanie istnieć. No chyba, że człowiek się zgodzi sam z siebie. To jest właśnie wolna wola. Więc dopóki nie powiesz, że się zgadzasz, to ja nie mogę nic zrobić, choćbym nie wiem jak bardzo chciał. No chyba, że chcę się pożegnać ze swoim życiem. A ponieważ jest ono dla mnie zbyt cenne, więc możesz być spokojny.
- Mimo wszystko masz spać w salonie. Zrozumiałeś? - złość nie przeszła Adamowi jeszcze całkowicie.
- Dobra, dobra - mruknął anioł i przykrywszy się położył z powrotem, tyłem do Adama. Ten zacisnął pięści ze złości. Gdyby nie to że musiał lecieć do roboty, to powiedziałby temu cholernemu ignorantowi co o nim myśli.
W pracy siedział cały czas naburmuszony, tak że koleżanki nawet nie próbowały się do niego odzywać. Po skończonej pracy poszedł na Pigalak. Miał ochotę odstresować się, jednak bez tych wszystkich zbędnych podchodów jakie musiałby uskuteczniać, żeby zaciągnąć jakąś babkę do łóżka. Dziwka to co innego. Nie bawi się w subtelności, nie wysuwa żadnych roszczeń, a jak nie staniesz na wysokości zadania, to nie ma do ciebie żadnych pretensji. A właśnie tego teraz potrzebował - spokoju. Jak się okazało panienka na którą się w końcu zdecydował była profesjonalistką w swoim zawodzie, szybko doprowadziła go do wzwodu i pomogła rozładować całe napięcie. Dzięki temu wracał do domu odprężony i zrelaksowany. Nawet dobiegający z pokoju rechot anioła nad kolejną kreskówką i jego pytanie "Co na obiad? Głodny jestem" nie wyprowadziły go z równowagi. Ugotował obiad, wyjątkowo ze świeżego mięsa i po posiłku, ignorując zupełnie telewizor i Michała, usiadł w salonie nad krzyżówką. Postanowił, że od dzisiejszego dnia nie będzie się w ogóle denerwował. Niestety jego postanowienie szlag trafił już następnego dnia, kiedy znowu obudził się przytulony do Michała. Nie wytrzymał i zrobił mu awanturę, na co tamten tylko wzruszył ramionami i twierdząc, że jest przewrażliwiony, odwrócił się do niego plecami i wrócił do spania. A kiedy Adam wrócił z pracy do domu anioł znowu rechotał się nad kreskówkami i popijał piwo kupione za pieniądze, które wyciągnął z portfela Adama. I tak było codziennie: rano przepychanki o obecność Michała w łóżku Adama, a po południu o pieniądze wyciągnięte z portfela, puste puszki po piwie i niepozmywane naczynia po tym co wyżarł z lodówki. Najbardziej wkurzały Adama codzienne pobudki u boku anioła. Co z tego, że otulające go skrzydła dawały przyjemne uczucie, skoro wszystko psuła ręka na jego pośladku. Bez względu na to czy spał nago, czy w piżamie i w jakiej pozycji, ona zawsze tam była, jak przyklejona. I chociaż zamykał drzwi do sypialni na klucz, a później nawet tarasował meblami, to i tak codziennie rano znajdował anioła w swoim łóżku z ręką na pośladku. Cały czas powstrzymywał się od ostrzejszych słów i jakichkolwiek rękoczynów, mając na uwadze to co anioł zrobił dla niego. Jednak nie wytrzymał kiedy pod koniec miesiąca podliczył wszystkie wydatki. I wkurzył się maksymalnie. Poszedł do salonu, w którym jak co dzień, anioł siedział z puszką piwa z ręce i zaśmiewał się nad kreskówkami. Adam bez słowa wyłączył telewizor.
- Hej, ja to oglądałem - powiedział Michał z pretensją w głosie.
- Zamknij się i słuchaj mnie uważnie - warknął Adam, a jego mina i wściekły ton zniechęciły anioła do jakichkolwiek dyskusji. - Powiem to tylko raz i jeżeli mnie nie posłuchasz, to cię zabiję. I mam gdzieś to, że pójdę za to do piekła, rozumiesz? - A kiedy anioł skinął potakująco głową kontynuował: - siedzisz u mnie już ponad miesiąc i wszystko co z tego mam to pusta lodówka, brudne gary i stos ciuchów do prania, bo ty nie raczysz nawet posprzątać po sobie, nie mówiąc o zrobieniu czegokolwiek. Dlatego też oświadczam ci: podniesiesz teraz to swoje anielskie dupsko, wyjdziesz z tego mieszkania i wrócisz dopiero jak zarobisz na swoje utrzymanie. Zrozumiałeś?
Anioł popatrzył uważnie na Adama, potem nagle wstał i bez słowa wyszedł z mieszkania. Adam tak był tym zdziwiony, że dobre pięć minut stał jak skamieniały. Kiedy w końcu mu przeszło, uśmiechnął się. Resztę dnia spędził oglądając telewizję. W końcu położył się spać. Kiedy rano obudził się nie czuł ani tej denerwującej ręki na swoim pośladku ani otulających go anielskich skrzydeł, ani nawet ciepła drugiego ciała w łóżku. Uśmiechnął się zadowolony, po raz pierwszy ten irytujący anioł posłuchał go. Żeby się upewnić zajrzał do salonu, kuchni, łazienki i ubikacji, ale nigdzie nie znalazł Michała. To wprawiło go w dobry nastrój. Nareszcie wszystko wróci do normy. Był z tego tak zadowolony, że nawet pogadanka w wykonaniu kierownika nie zmieniła jego nastroju. Tak było przez kilka dni, jednak w pewnym momencie coś zaczęło się psuć. Coraz częściej łapał się na tym, iż myśli o błękitnych oczach anioła, jego denerwującym śmiechu i tym miłym uczuciu kiedy budził się otulony jego skrzydłami. Coraz częściej gotując obiad przygotowywał dwa talerze a nie jeden i coraz częściej wszystko go irytowało, a najbardziej jego koleżanki z pokoju. Już się do nich nie uśmiechał, tylko ciągle na nie warczał, aż w końcu obraziły się na niego i przestały zabiegać o jego względy.
Któregoś dnia, gdy rozdrażniony siedział nad jakąś fakturą, do pokoju wpadła Weronika. Była podniecona jak nigdy dotąd. Pewnie znowu załapała się na jakąś idiotyczną akcję protestacyjną, pomyślał Adam i krzywiąc się z dezaprobaty wrócił do faktury. Tymczasem Weronika siadła przy swoim biurku, lecz zamiast pracować zaczęła trajkotać, a że głos miała wyjątkowo donośny, więc chcąc nie chcąc Adam też był zmuszony tego słuchać.
- Wyobraźcie sobie, poszłam dzisiaj do kwiaciarni, tej po drugiej stronie ulicy... Wiecie o której mówię? - a gdy koleżanki potwierdziły, ciągnęła dalej: - no wiec, poszłam do kwiaciarni, bo muszę kupić jakieś kwiatki na imieniny koleżanki, i wyobraźcie sobie, zakochałam się. On jest taki boski - westchnęła i zapatrzyła się przed siebie maślanym wzrokiem.
- W kim? - Zainteresowała się Kaśka.
- W kwiaciarzu - odparła Wera wciąż wgapiając się w ścianę.
- A co w nim takiego rewelacyjnego? - zapytała kpiąco Monika.
- Wszystko - kolejne westchnięcie. - On jest po prostu boski. Długie czarne włosy związane w warkocz, cudownie piękne włosy i boski uśmiech. Ma na imię Michał. Mówię wam, anioł nie człowiek.
Słysząc ostatnie zdanie Adam drgnął, chociaż w dalszym ciągu udawał, że nie interesuje go to paplanie, tylko leżąca przed nim faktura.
- Musicie go same zobaczyć - ciągnęła Weronika.
- No to chodźmy - powiedziała Karolina i wstała zza biurka. Pozostałe kobiety poszły za jej przykładem.
- A wy dokąd? - zdziwił się Adam.
- Na obiad - odpowiedziała Katarzyna.
- Wszystkie razem?
- A co, nie można? - odparła buńczucznie Weronika.
- W takim razie idę z wami - Adam wstał od biurka. W pierwszej chwili kobiety zaczęły protestować, ale uciszył je mówiąc: - chcę zobaczyć to wasze "cudo".
Wiec ruszyli całą czwórką do znajdującej się drugiej stronie niewielkiej kwiaciarni, przed którą ciągnęła się długa kolejka, złożona w większości z kobiet w różnym wieku. Kiedy tylko Adam wraz z koleżankami podeszli do kwiaciarni to wszystkie kobiety wskoczyły na nie, że mają stanąć w kolejce. I nie pomogły tłumaczenia, że one nie chcą na razie kupować kwiatów, a tylko obejrzeć je. Stanęły więc w kolejce i cierpliwie czekały aż w końcu nadejdzie ich kolej. W końcu się doczekały i weszły do kwiaciarni, a za nimi Adam. I zaraz na progu stanął jak wryty. Chociaż miał nadzieję, że to będzie to co myśli, jednak gdy zobaczył Michała uśmiechającego się do klientki, to najzwyczajniej w świecie zamurowało go.
- Adam? - anioł w końcu go zauważył. - Co ty tu robisz?
- To chyba moja kwestia, nie uważasz? - burknął Adam patrząc tamtemu w oczy.
- To wy się znacie? - zdumiała się Monika.
- To mój... - Adam zawahał się. Przecież nie może im powiedzieć prawdy.
- Kuzyn - podpowiedział anioł.
- To mój kuzyn - powtórzył Adam i zwracając się do anioła: - więc? Co ty tu robisz?
- Powiedziałeś, że mam nie wracać do domu aż nie zarobię na swoje utrzymanie, więc znalazłem sobie pracę.
- A coś ty tak nagle zaczął się mnie słuchać, co? - mruknął z przekąsem Adam. -Jakoś do tej pory nie przeszkadzało ci olewanie tego co mówię.
Michał nic nie odpowiedział.
- Więc, gdzie teraz mieszkasz? - mruknął Adam udając zainteresowanie kwiatkami.
- A, w takim jednym miejscu. A co, już się za mną stęskniłeś?
- Ja? W życiu - oburzył się Adam. - Ale jakbyś chciał, to możesz wrócić do domu - i nie czekając na reakcję Michała wyszedł z kwiaciarni. Musiał wyjść, bo inaczej walące jak szalone serce zdradziło by go całkowicie. A nie chciał, żeby anioł wiedział, że Adama ucieszył jego widok. Nie czekając na koleżanki ruszył w stronę biurowca. Tak był zaaferowany, że przechodząc przez jezdnie nie zauważył pędzącego z zawrotną prędkością samochodu. Już był jedną nogą na chodniku, gdy nagle usłyszał krzyk: "Adam!" i poczuł mocne pchnięcie. Tak go to zaskoczyło, że nie zdążył nawet zamortyzować upadku. Kiedy doszedł do siebie spojrzał w stronę jezdni i przestraszył się. Częściowo na jezdni, a częściowo na chodniku stało czerwone sportowe BMW z wgniecionym błotnikiem. Kilka metrów dalej na jezdni leżała nieruchoma postać. Serce podeszło Adamowi do gardła gdy dotarł do niego, że to Michał tam leży. Podbiegł do niego. Anioł leżał nieruchomo, a pod jego głową powiększała się plama krwi. Adam uklęknął przy nim i chciał go przewrócić na plecy, lecz jeden z gapiów, widocznie najprzytomniejszy z nich wszystkich, uniemożliwił mu to tłumacząc, że muszą zaczekać do przyjazdu karetki, bo inaczej mogą poszkodowanemu wyrządzić jeszcze więcej krzywdy. Adam przyznał mu rację.
Czekali więc, chociaż Adamowi serce waliło jak oszalałe z bólu. Karetka przyjechała po dziesięciu minutach, a wraz z nimi policja. Po przeprowadzeniu wszystkich niezbędnych, ratujących życie, czynności sanitariusze wsadzili nieprzytomnego wciąż Michał do karetki. Mimo sprzeciwów policjantów Adam wsiadł razem z nimi i pojechali do szpitala. Przez całą drogę Adam trzymał Michała za rękę i płacząc powtarzał wciąż:
- Dlaczego? Przecież ty nie możesz umrzeć.
Kiedy już dojechali do szpitala Adam chciał iść razem z, wciąż nieprzytomnym Michałem, na salę operacyjną, ale lekarz grzecznie, chociaż stanowczo wyprosił go na korytarz. Operacja trwała cztery godziny. Przez cały ten czas Adam nerwowo chodził po korytarzu tam i z powrotem ignorując zupełnie pielęgniarki pragnące wydobyć z niego dane pacjenta oraz policjanta zadającego pytania dotyczące wypadku. W końcu lekarze wyszli z sali operacyjnej.
- Panie doktorze, co z nim? - Adam podszedł do tego, który, jak sądził, jest chirurgiem.
- Zrobiliśmy co było w naszej mocy. Niestety obrażenia były bardzo poważnie i nie mogę nic obiecać. Jeżeli pacjent przeżyje dzisiejszą noc, wtedy wszystko będzie możliwe.
- Mogę go zobaczyć?
- Nie teraz. Jest po zabiegu, wciąż nieprzytomny.
- Ale ja muszę... - jęknął płaczliwie Adam.
- Teraz pan nie może. W każdej chwili może być potrzebna ponowna interwencja. W takim wypadku tylko by pan przeszkadzał. Proszę przyjść jutro.
- A jeżeli on umrze wtedy gdy mnie tu nie będzie?
- Zrobimy wszystko co w naszej mocy, żeby tak się nie stało. A teraz proszę już iść - powiedział spokojnie lekarz i popchnął lekko Adama w stronę wyjścia.
Widząc, że nic nie wskóra Adam posłusznie wyszedł z oddziału. Wrócił do domu. Próbował oglądać jakiś film, ale w ogóle nie mógł się na nim skupić. Wziął się za krzyżówkę, ale żadne, nawet te najprostsze hasła, nie chciały mu przychodzić do głowy. Cały czas myślał o Michale. Nie mógł zrozumieć jak to jest możliwe, przecież on jest aniołem, więc nie powinno mu się nic stać. Chcąc zająć czymś myśli wziął się za sprzątanie całego mieszkania, łącznie z praniem firan, myciem okien i podłóg. Skupiając się na jak najdokładniejszym wyczyszczeniu wszystkiego odsunął od siebie myśli o Michale. Niestety wróciły one ze zwojoną siłą gdy położył się spać. Przez nie nie mógł zasnąć. Przewracał się z boku an bok, aż w końcu nadszedł ranek. Ubrał się i pojechał do szpitala. Przy pomocy dyżurującej pielęgniarki odnalazł salę w której leżał Michał. Chociaż pielęgniarka uprzedziła go, że pacjent w dalszym ciągu jest nieprzytomny, to jednak wchodził na salę cicho i niepewnie. Michał leżał na łóżku cały w bandażach otoczony masą rurek i dziwnych urządzeń. Adam usiadł na taborecie i pogłaskał dłoń chorego. Reszta jego ręki ginęła w gipsie. Adam siedział prze chwilę i wciąż trzymając rękę anioła wpatrywał się w jego zmienioną wypadkiem twarz. W pewnym momencie poczuł pukniecie w ramię i usłyszał głos:
- Na dzisiaj już wystarczy, proszę iść do domu.
Podniósł zapłakany wzrok i zobaczył mężczyznę w lekarskim kitlu.
- Co z nim, panie doktorze?
- Pacjent jest w miarę stabilny, chociaż zagrożenie jeszcze nie minęło. Na razie utrzymujemy go w stanie śpiączki farmakologicznej, więc nie ma sensu żeby pan tu siedział. Proszę iść do domu.
- Wolałbym jeszcze przy nim posiedzieć.
- No dobrze, ale tylko chwilę - odparł lekarz i wyszedł z sali.
Adam jeszcze chwilę posiedział, po czym, pogłaskawszy Michała po odsłoniętej części policzka, wyszedł. Pojechał do pracy, ale nie po to żeby pracować, tylko żeby wypełnić wniosek o miesiąc bezpłatnego urlopu. Chcąc mieć pewność, że nie zostanie odrzucony osobiście chodził z wnioskiem od jednej osoby do drugiej, aż w końcu uzyskawszy wszystkie niezbędne podpisu zaniósł go do kadr. Ponieważ zeszło mu się z tym cały dzień, więc jak już wychodził z biura to był tak wykończony, że jedynym o czym marzył było łóżko. Wszedł do domu i nie rozbierając się nawet walnął się na łóżko. Zmęczenie i stres spowodowały, że zasnął momentalnie. Niestety sen nie przyniósł mu ukojenia. Śnił mu się wypadek. Powtarzał się raz za razem, jakby ktoś zapętlił obraz. Obudził się z ciężkim oddechem i bardziej zmęczony niż wtedy gdy się kładł. Wziął odświeżający prysznic, zjadł śniadanie i pojechał do szpitala. Niestety od poprzedniego dnia nic się nie zmieniło w stanie zdrowia anioła, wciąż był nieprzytomny. Jednak to nie zniechęciło Adama. Usiadł przy łóżku i siedział tam dopóki głód nie dał znać o sobie. Poszedł do szpitalnego bufetu, szybko zjadł coś, nawet nie zwracając uwagi na to co je, żeby tylko zapełnić żołądek i szybko wrócił do nieprzytomnego anioła. I siedział przy nim dopóki nie nadszedł wieczór i nie został wygoniony do domu przez pielęgniarki. Tak było każdego kolejnego dnia: kąpiel, śniadanie, szpital. Chcąc mieć pewność, że nic nie stanie się podczas jego nieobecności zostawił w dyżurce telefon do siebie z prośbą, żeby dzwoniono o każdej porze dnia i nocy, gdyby coś się zmieniło w stanie Michała.
Telefon odezwał się po tygodniu, gdy akurat brał prysznic. Kiedy skończył poranną toaletę telefon już nie dzwonił. Adam spiesząc się do szpitala nie spojrzał nawet na telefon. Kiedy wszedł na oddział podeszła do niego pielęgniarka i powiedziała:
- Dobrze, że pan przyszedł. Dzwoniłam, ale pan nie odbierał.
- Co się stało? - serce podeszło mu do gardła.
- Pana kuzyn obudził się - pielęgniarka uśmiechnęła się.
Adam nie słuchając jej dłużej pobiegł na salę. W wyglądzie Michała nie zmieniło się nic z wyjątkiem tego, że nie oplątało go już tyle rurek. Adam usiadł po cichu na stołku. W tym momencie anioł powoli otworzył oczy. Widząc gościa otworzyło usta, ale żadne słowo się z nich nie wydobyło.
- Nic nie mów - powiedział Adam. - Jesteś jeszcze osłabiony. Pogadamy jak poczujesz się lepiej.
Michał uśmiechnął się słabo i zamknął oczy. Adam jeszcze chwilę posiedział przy łóżku i poszedł do domu. Kiedy przyszedł następnego dnia do szpitala Michał wyglądał już lepiej i, co najważniejsze, mógł mówić. Z trudem, ale mówił.
- Ty głupku, coś ty najlepszego zrobił? - mruknął Adam próbując ukryć zmieszanie i radość.
- To co zawsze, ratowałem ciebie. Przecież jestem twoim aniołem stróżem, no nie?
- Nie mogłeś tego zrobić jakoś bardziej po anielsku?
- Niby jak? Miałem nagle zniknąć, albo pokazać wszystkim swoje skrzydła? Przecież powiedziałeś, że nie chcesz, żeby ktoś się o mnie dowiedział.
- Wkurzasz mnie, wiesz? - łagodny ton głosu przeczył słowom Adama. - Najpierw robisz wszystko co tylko ci się podoba i zupełnie mnie olewasz, a teraz nagle słuchasz tego co mówię.
- Nic na to nie poradzę. Już taki pokręcony jestem.
- I co ja mam z tobą zrobić? - westchnął Adam.
- Bo ja wiem? Adoptować?
Adam roześmiał się.
- Musisz szybko wyzdrowieć. Nudno mi bez ciebie.
- A myślałem, że mnie nie cierpisz.
- Trochę za mocno powiedziane, po prostu wkurza mnie twoje podejście do niektórych spraw.
Minął miesiąc zanim stan zdrowia Michała pozwolił na wypisanie go ze szpitala. Poruszał się jeszcze z trudnością, ale lekarze uznali, ze dalszą rekonwalescencję może odbywać w domu. Wrócili więc do domu. Ponieważ Michał był jeszcze po wszystkim osłabiony, więc Adam podstawiał mu wszystko pod nos, nawet piwo mu kupował. I chociaż czasami miał wrażenie, że anioł symuluje, to nic nie mówił, jedynie czasami na niego marudził, ot, tak dla zasady. I nawet pozwolił mu spać za sobą w łóżku, za co anioł odpłacił się nie obmacywaniem go.
Tak mijały dni. Któregoś razu Adam obudził się w środku nocy i zobaczył, że miejsce obok niego jest puste. W pierwszej chwili pomyślał, że Michał poszedł do toalety, ale szybko ogarnął go niepokój. A jeżeli zasłabł? Szybko wstał i wyszedł z sypialni. Światło w ubikacji było zgaszone. Dla pewności zapalił je i zajrzał do środka. Niestety Michała tam nie było. Zajrzał także do łazienki i kuchni, też były puste. Z duszą na ramieniu przeszedł do salonu i zapalił światło. I zobaczył leżącego na podłodze nieprzytomnego Michała. Przerażony podbiegł do niego i przekręcił go na plecy.
- Michał, co ci jest?! - zapytał z niepokojem.
- Adam - szepnął anioł otwierając oczy. - Przepraszam. Nie chciałem, żebyś mnie takim zobaczył.
- Ale zobaczyłem. Co ci się stało?!
- Ja umieram.
- Dlaczego? Przecież wszystko było dobrze.
- To nie od tego wypadku.
- A od czego?!
- Wybacz Adam, ale okłamałem cię. Już na samym początku.
- Nie rozumiem. Co to ma wspólnego...
- Ma. I to dużo. Widzisz, tam na górze jest coś takiego jak komnata dusz. Przebywają tam dusze, które jeszcze nie dostały swojego ziemskiego przydziału. Lubiłem przebywać w ich towarzystwie, bawić się z nimi, śmiać się z nimi. One wszystkie są takie słodkie i niewinne. Najbardziej polubiłem jedną z nich, sam nie wiem dlaczego. Po pewnym czasie moja sympatia zamieniła się w miłość, tak mocną, że gdy zobaczyłem jak moja ukochana duszyczka idzie na ziemię, to poprosiłem, żeby dali mi ją pod opiekę. I szef zgodził się.
- Chcesz powiedzieć, że ty...
- Tak. Kochałem cię jeszcze zanim się narodziłeś. Kochałem cię tak bardzo, że złamałem polecenie archanioła Gabriela i uratowałem cię podczas porodu. Nie ominęła mnie za to kara, ale ani razu nie żałowałem tego co zrobiłem. I nie żałowałem żadnego tego razu gdy ratowałem ci życie, wbrew poleceniom Gabriela.
- Ale ja nie przypominam sobie żadnych takich sytuacji, gdzie mógłbym zginąć.
- Niektórych nie pamiętasz, a z niektórych nawet nie zdawałeś sobie sprawy, że mogą być dla ciebie śmiertelne. Jak na przykład ta kraksa autobusu pięć lat temu. Pamiętasz?
- Pamiętam. Byłem wtedy spóźniony do pracy. Biegłem do autobusu, gdy nagle torba mi się odpięła i wszystkie papiery mi z niej wyfrunęły. Zanim je pozbierałem autobus zdążył już odjechać.
Anioł roześmiał się słabo.
- To ja otworzyłem ci tą torbę. Gdybym tego nie zrobił to zginął byś w tym wypadku. Miejsce na którym zwykle siadałeś zostało zmasakrowane. Albo te wakacje u babci, gdy miałeś 5 lat. Pamiętasz?
- Jak przez mgłę. Podobno wtedy o mało się nie utopiłem w jeziorze.
- Zgadza się. Byłeś wtedy strasznie ruchliwym dzieckiem. Ojciec obiecał ci, że rano następnego dnia pójdziecie popływać. Ty jednak nie mogłeś się doczekać i wieczorem, kiedy wszyscy już spali wymknąłeś się nad jezioro. Było ciemno i nie zauważyłeś, że źle poszedłeś. Nagle straciłeś grunt pod nogami i wpadłeś do jeziora. Przerażony zacząłeś się szamotać i przez to zaplątałeś się w wodną roślinność. W pewnym momencie nie miałeś już siły, przestałeś się ruszać. Wtedy ja cię uwolniłem i wyniosłem na brzeg. Potem nakłoniłem psa żeby narobił hałasu i przyprowadził wszystkich do ciebie. Po tym wszystkim pies stał się bohaterem, a ja byłem szczęśliwy, że żyjesz. Takich sytuacji było całe mnóstwo. Zbyt dużo. W końcu szef się zdenerwował. Wiesz, on nie jest taki miłosierny i cierpliwy jak ludzie mówią. Potrafi być wredny i złośliwy. Wszak ludzi stworzył na własne podobieństwo - Michał umilkł i przymknął oczy. Przez chwilę oddychał ciężko. W końcu otworzył oczy i kontynuował: - Szef powiedział, że skoro tak bardzo cię kocham, że gotów jestem dla ciebie łamać wszelkie zasady, to mam zejść na ziemię i sprawić, że odwzajemnisz moją miłość. Dał mi na to trzy miesiące i postawił warunek, że ty o niczym nie możesz wiedzieć. Żeby twoja wolna wola sprawiła, że sam odkryjesz to uczucie. Jeżeli mi się nie uda, to zostanę unicestwiony. Wychodzi na to, że jednak miałeś rację, kiepski ze mnie anioł.
- Nie mów tak, to nie prawda - odparł Adam z oczami pełnymi łez i objąwszy Michała przytulił go mocno. - Tyle razy uratowałeś mi życie. Jesteś dobrym aniołem.
- Ale nie potrafiłem sprawić żebyś mnie pokochał - odparł Michał smutno. - I za to teraz muszę zapłacić. Ale nie żałuję tego. Ten czas który z tobą spędziłem wart był tego. Kocham cię - szepnął tak cicho, że Adam ledwo go usłyszał i zanim tamten zdążył cokolwiek odpowiedzieć, zniknął.
Adam przez dobrą chwilę siedział zszokowany wpatrując się w swoje puste ręce.
- Nie - szepnął. - To nie może być prawda. To nie może się tak skończyć. NIE!!! - krzyknął rozpaczliwie, a łzy pociekły mu z oczu na potęgę. Siedział na podłodze i płakał. W pewnym momencie przestał. Podniósł zapłakaną twarz w górę i krzyknął:
- Ty cholerny stary samolubny sukinsynu! Jakim prawem decydujesz o czyimś życiu i śmierci?! Oddaj mi go! Słyszysz?! Oddaj mi go! - Opadł jakby uszło z niego całe powietrze i szepnął: - Oddaj mi go, żebym mógł go kochać.
Ogromny żal ścisnął mu serce. Siedział i płakał. W pewnym momencie usłyszał za plecami chrząknięcie. Przestraszony odwrócił się i zobaczył obcego mężczyznę. Zanim zdążył zareagować ten rozłożył swoje anielskie skrzydła.
- Kim jesteś? - Spytał Adam ocierając łzy. Widok anioła nie dziwił go już tak bardzo jak za pierwszym razem.
- Jestem archanioł Serafiel - odpowiedział anioł.
- Czego chcesz ode mnie?
- Zostałem tu przysłany, gdyż szef usłyszał twoją dość oryginalną... - anioł umilkł na chwilę - ..."modlitwę" i postanowił jej wysłuchać.
- To znaczy? - zapytał z niepokojem Adam.
W tym momencie z za pleców archanioła wysunęła się druga postać. Adam ze zdumienia rozszerzył oczy. Przed nim stał Michał.
- Szef postanowił ci go oddać - powiedział Serafiel.
- Tak po prostu? -zdumiał się Adam.
- Nie.
- Wiedziałem, że jest jakiś haczyk - mruknął z przekąsem Adam.
- Okazało się, że dużo lepiej sprawuje się tu na ziemi niż w niebie, więc szef postanowił, że od tej pory Michał będzie z tobą jako zwykły śmiertelnik. Chociaż ja osobiście uważam, iż nie zasługuje na to, ale taka jest wola szefa - mruknął Serafiel. - Ciesz się więc nim póki możesz - dodał i zniknął bez pożegnania.
Adam stał przez chwilę patrząc na Michała, jakby nie wierzył w to, co widzi. W końcu podszedł do niego i objął go, a łzy popłynęły mu z oczu.
- Wychodzi na to, że jednak nie jestem takim złym aniołem, skoro udało ci się przekonać szefa - powiedział Michał.
- Przecież ci mówiłem - odparł Adam i uważnie popatrzył byłemu aniołowi w oczy. - Kocham cię - i przytulił się do Michała.
Może gdyby przy tym nie zamknął oczu to zauważyłby na ścianie cień dwóch osób i pary skrzydeł. Anielskich skrzydeł.






KONIEC






Komentarze
mordeczka dnia padziernika 10 2011 12:36:18
KOmentarze archiwalne przeniesione przez admina

Cyrograf (Brak e-maila) 11:59 10-07-2011
Ej, kurcze, podobała mi się prawie całość, oprócz zakończenia. Tutaj tak rozwinięte a końcówka strasznie skrócona. Mogłaś ją mimo wszystko jeszcze trochę przedłużyć, to by było fajnie. Końcówka wydaję mi się po prostu nieco naiwna. Nagle jednym tchem Michał wszystko wyjaśnił, to też było trochę dziwne. W końcu umierał a gadał jak zwykle jak nienormalny smiley.
Ale ogólnie spodobało mi się. Taki obraz "innego" anioła, chociaż jakbyś całość rozwinęła, to byłoby nawet lepiej.
A może tak mi się tylko zdaję, bo lubię długie opowiadania? xd
Ach, Michały są najlepsze! To taka mała dygresja ode mnie smiley. Michały zawsze są świetne! Przynajmniej takich spotykałam.
Nobody (Brak e-maila) 08:43 15-07-2011
A mnie się podobało! I to baaaardzo smiley
Greed dnia maja 10 2012 20:43:59
Ach te słodkie happy endy smiley. Spodziewałam się czegoś z jajem, ale w sumie wyszło dobrze.
Podobała mi się kreacja anioła - stróż z browarem, he he! Dobre! Nie wiem dlaczego, ale zawsze mi się wydawało, że anioły są raczej strasznymi służbistami, taki Gabriel na przykład. Albo Archanioł Michał, anioł-wojownik stojący na czele hufców niebieskich, ten sam, który strącił Lucyfera do piekła, i zdaje mi się, że jest też Aniołem Śmierci... W każdym razie, mniej więcej tak widzę każdego anioła. Może po prostu za dużo Kossakowskiej czytam smiley.
Anioł z browarem podoba mi się nawet bardziej, bo jest taki... ludzki, choć sama osobiście wolałabym nie mieć takiego stróża.

Całość też jest dobra, podobają mi się niektóre porównania, choć akcja strasznie przyspieszyła pod koniec, czego nie wybaczę, bo można było się ładnie rozpisać (co tam, że za długie by było).

Ogólnie: uśmiałam się z janiołka, a na końcu nawet uroniłam nad nim łezkę (metaforyczną ofkors) i jak najbardziej cieszę się, że "modlitwa" Adama podziałała i Szef oddał mu Michała smiley.
Kaj dnia czerwca 29 2012 00:05:25
Limo mi to polecił i muszę powiedzieć, że chłopaczysko ma całkiem niezły gust bo to jest dobre. Ale: wcześniej nie podejrzewamy, że coś tu nie gra, że Michał kręci (przynajmniej ja nie smiley przeciągnięte to jego leżenie w szpitalu (no ile można kogoś za rękę trzymać?), a potem nagłe zakończenie.
I najważniejsze: to opowiadanie nie było za długie: było zdecydowanie za krótkie!
Z Twoimi bohaterami nie żal mi spędzać czasu więc rusz się Aqu i napisz coś (facet na klifie ma Cię ostro molestować!)
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

wietne! wietne! 50% [1 Gos]
Bardzo dobre Bardzo dobre 0% [adnych gosw]
Dobre Dobre 0% [adnych gosw]
Przecitne Przecitne 50% [1 Gos]
Sabe Sabe 0% [adnych gosw]
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum