ŚCIANA SŁAWY | Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner
|
|
Witamy |
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
|
Gakuto czyli Gackt |
Opowiadanie zainspirowane zostało ficem Vanilli pt. "Gackt". Niniejszy wspaniały Tfur jest trawestacją tego fica... znaczy fica Vanilli, utrzymaną w konwencji dresiarskiej. Obraziłyśmy wszystkich bohaterów.. i nie jest nam przykro. Niestety, miałyśmy do tego pełne prawo. Opowiadanie dedykujemy wszystkim "utalentowanym" ficwriterom. R&R [koshimi@o2.pl]
Ps. Wbrew pozorom my też kochamy j-rockerów... naprawdę..
--------------------------------------------------------------------------------
No, był se Gackt. Szedł sobie cienistą, leśną albo parkową aleją przy świetle ulicznych latarni przenikającym przez delikatne listki topoli, szumiące na wietrze w rytm muzyki jego serca. Gackt szedł i szedł, myśląc o swej przyszłości, wszak był tylko małym chłopcem z zacięciem sado-maso-wampirzym, marzącym o posiadaniu wielkiego magnum, tłumu wrzeszczących fanek i... magnum. Tak, ono było najistotniejsze. Niestety Camui zupełnie nie wiedział, w jaki sposób spełnić swe najskrytsze sny. Nagle zza pnia rozrośniętego dębu wyskoczyła wiewiórka z orzechem w pyszczku. To go natchnęło - już wiedział, jak zdobyć sławę.
* * *
Drzwi od jednej z przydrożnych knajp zamknęły się za nim z hukiem. Usłyszał za sobą krzyk jednego z kelnerów:
-Nie pokazuj się tu więcej włóczęgo!!!!!!
Przymknął oczy. Po delikatnej krągłości jego dziecinnego jeszcze policzka spłynęła niewielka łza, połyskująca złociście w świetlne popołudniowego słońca. Jego młodzieńcze uczucia po raz kolejny zostały okrutnie zranione! Ten świat jest zbyt okrutny dla chłopca tak delikatnego jak ja! Dziwny jest teen świaaaat... - zaczął nucić pod nosem, z którego zwisał mały, zielony glutek. Wciągnął go ze smakiem. Cholera jasna, musze se znaleźć jakomś nowom knajpe... - pomyślał, drapiąc się po gęstwinie czarnych jak węgiel gęstych włosów (na głowie!!!), po czym nie zastanawiając się dłużej, ruszył przed siebie, rozglądając się na prawo i lewo, lewo i prawo, prawo i lewo... a czasami nawet spoglądał przed siebie!
Nagle podczas jednej z tych nielicznych, wspaniałych chwil przypływu wielkiego geniuszu jego wzrok przykuł wielki, neonowy napis: SALA PRÓB.
* * *
W owej oświetlonej wielkimi, różowymi neonami SALI PRÓB grał właśnie, tzn. próbował grać sławny na całą Japonię, Skandynawię i Europę Środkowo- Wschodnią zespół Gackta o oryginalnej nazwie Gackt. Wszystkie belki podtrzymujące reflektory i oświetlenie punktowe były dobrze przymocowane i po raz setny sprawdzane przez ekipę techniczną, nad która nadzór sprawował Stary Mechanik (Gackt czytał "Zapiski detektywa Kindaichiego" i znał Złą Moc reflektorów)[1]. Na scenie panował chaos porównywalny do koncertów Dir en Grey; wszyscy biegali, wrzeszczeli, skakali, znęcali się nad markowym sprzętem grającym, rzucali się na siebie (oczywiście w ramach prób do fanservice) i... biegali we wszystkich możliwych kierunkach świata: wschodnim, zachodnim, północnym i południowym. Wreszcie menadżer biorąc kolejny łyk z ukrytej pod marynarką tequilli wrzasnął:
-GAAACKT ty... GACKT przestań zgrywać Upadłego Arystokratę[2] i właź na scenę albo cię na nią wypchnę, tzn...- tutaj znerwicowany mężczyzna chciał coś jeszcze powiedzieć, ale zrezygnował i pociągnął spory łyk ze swej Magicznej Butelki. Wreszcie na scenę wkroczył ON - krótkie blond włosy (tlenione) rozwiewał wiatr (?!), na twarzy gościł nonszalancki uśmiech, a wzrok tęsknie wypatrywał bandy rozwrzeszczanych fanek. Niestety, widownia była pusta więc Gackt trochę mniej kręcąc biodrami, zasłoniętymi obcisłymi spodniami w wężową skórkę, podszedł do mikrofonu i stanął w oczekiwaniu na muzykę, jednak zarówno ekipa techniczna jak i jego własny, prywatny zespół kompletnie nie zwracali na to uwagi. Gackt czekał i czekał, aż w końcu ryknął (subtelnie) ze zniecierpliwieniem:
-Ile do cholery mam tu jeszcze sterczeć i wyglądać jak OSTATNI PALANT?!!!
W tej sekundzie, właściwie był to ułamek sekundy, setna sekundy, jedna z belek podtrzymujących coś zachwiała się od natężenia głosu idola młodego pokolenia nastolatków w Japonii, Skandynawii i Europie Środkowo-Wschodniej. Na Gackta spadła metalowa... belka niestety nieskutecznie pozbawiając go żywota, ale jak najbardziej skutecznie pozbawiając go przytomności.
Na scenie zrobił się chaos, jak na koncercie Dir en Grey, kiedy Kyo zaczyna pluć w publiczność jogurtem.[3] Nikt nie wiedział, co robić. Nikt oprócz naszego małego bohatera, który zrozumiał, że to Czas, by wyjść z ukrycia. Poprawił swe granatowe Dresy Z Czterema Seksownymi Paskami i z okrzykiem: "Ayuto(tm)"[4] na ustach, rzucił się przed siebie. Oniemiali współpracownicy Gackta zaczęli powoli wycofywać się w kierunku ścian- nasz bohater wyjątkowo lubował się w dość dosadnej gestykulacji, pt. machanie rękoma we wszystkie możliwe (i nie tylko) strony... to, że Gackt padł nie oznaczało jeszcze, że oni mieli ochotę do niego dołączyć.
Dzielny chłopiec padł przed swym nowym bogiem na kolana. W tej chwili nie było ważne nawet to, iż może sobie pobrudzić swe nowe (bo kupione koło 6 lat temu w pobliskim Lumpexie) dresy... wiedział, że MUSI. Musi pomóc temu mężczyźnie... nie wiedział jeszcze jaki jest powód tego irracjonalnego zachowania, nie obchodziło go to zbytnio... Ech musze przestać pić, alkohol wypala mi mózg- pomyślał, wykonując zamach prawej ręki w tył w celu ułatwionego trafienia w głowę Gackta.
* * *
-Eee... zaraz, co się dzieje???- Gakuto poczuł silny ból w swym lewym policzku... spróbował otworzyć oczy- ale ukazało mu się jedynie stadko latających Yoshikich. To było ZŁE. BARDZO złe. Czyżbym oślepł??? Nie!!! To byłaby zbyt wielka strata dla tego (i nie tylko) świata! Moje fanki byłyby załamane...- przemknęło mu przez myśl- uhhh... musze się uspokoić... poukładajmy to wszystko. Eee... stałem na scenie... a potem nastała ciemność.. .- myślenie nie było nigdy- a już szczególnie w tej chwili- jego najmocniejszą stroną. W przebłysku geniuszu postanowił jednakże zamrugać kilkakrotnie. Tak też uczynił.
Próba ta przyniosła oczekiwane rezultaty: zasłona Yoshikich w różowych, falbaniastych sukienkach zaczęła powoli się przerzedzać- według Gacktowego osądu był to wielce pomyślny objaw. Dlaczego nie mogłem widzieć Many??? - pomyślał cierpko- Lajf iz brutal.
Nagle stadko znikło zupełnie i jego wspaniałym oczom ukazał się równie- jeśli nie bardziej- wspaniały widok: urocza twarz żula spod budki z piwem, otoczona delikatnym, czarnymi jak heban, potarganymi włosami, pełne wdzięku młode ciało ze ślicznym mięśniem piwnym odziane w markowy :) dres... ideał!
Pochłonięty wpatrywaniem się w swego idealnego dresa, Gackt nie zauważył nawet, że dres zaczął mówić coś nieprzerwanie.
-Moja mama umarła kiedy byłem mały. Mój ojciec był żulem, tak jak ja, i kazał mi sprzedawać się, by mieć na swe dzienne dawki alkoholu. Na początku podobało mi się to, ale spotkany na ulicy ksiądz powiedział mi, że to grzech więc się nawróciłem. To było dla mnie jak odrodzenie. Już moja babcia twierdziła, że jestem stworzony dla czegoś lepszego niż prostytucja... a moja prababcia...
Gackt nie usłyszał więcej. Nagły napływ różowo-falbankowych Yoshikich coraz bardziej zasłaniał mu obraz, pogrążonego w biograficznym monologu nieznajomego. Walczył dzielnie, lecz nie wytrzymał długo, pogrążając się w różowej mgle.
* * *
Przez różową ciemność nieśmiało przebijał się przepity głos. Gackt wytężył swe przymulone zmysły, próbując rozróżnić poszczególne słowa bądź skojarzyć głos. Z jakiegoś powodu przed oczami stanął mu obraz młodego dresa z potarganą czupryną. Otworzył oczy. Gdy tylko jego oczy przyzwyczaiły się do gryzącego światła, jego wzrok został przykuty przez wychudły cień człowieka. Czarne jak heban włosy zwisały w malowniczych kołtunach do połowy pleców, lumpexowy dres- wyświechtany i mocno przybrudzony- zwisał na ciele godnym perkusisty Dir en Grey. Zapadnięte oczu ukryte pod zwisającą grzywką zdradzały jeszcze żulerską przeszłość, a gdzieś z tej jakże pociągającej dla Gackta postaci dobywał się monotonny, lekko zachrypnięty głos:
-Moja praprapra... prababcia Ewa była podobno pierwszą dziwką na świecie... a może drugą... nie, czekaj pierwszą chyba była babcia Lilith[5]... chociaż... nie wiem... to było już tak dawno... w każdym razie wracając do czasów dzisiejszych... moja siostra zmarła trzy dni po tym, jak ojciec wyrzucił nas z domu, po tym jak nie chciałem już dłużej zbierać mu na piwo. Pochowałem ją pod takim drzewem... czekaj... były takie czerwone owoce... nie! To był czerwony facet... tzn. taki z czerwonymi włosami. I tak ładnie się świecił... chyba miał kolczyki... o! Już wiem! To była Dzika Wiśnia, tak... a później... czekaj, to też było dawno... 4 lata temu, ale trzy dni po zakopaniu siostry, a 6 dni po tym jak ojciec wypierd... tzn., wyrzucił mnie z domu, poznałem ciebie...- mężczyzna przerwał na chwile, spoglądając nostalgicznie w białą ścianę nad łóżkiem Gackta. Gackt zaczął myśleć, jego szare komórki odzwyczajone od tak wycięczającej pracy początkowo odmawiały mu posłuszeństwa, jednak po prawie nadludzkim wysiłku Gackt ułożył zdanie pojedyncze nierozwinięte, tzn. równoważnik zdania.
-Jak to 4 lata?- spytał cicho, rozglądając się po niewielkim pomieszczeniu.
-No tak...4 lata temu właściwie 3,358 dni i kilka godzin- brzmiała inteligentna odpowiedź młodzieńca.
-To co ja robiłem przez ten czas?- Gackt widział kilka możliwości A)cały czas chlał z Kaoru w pobliskim barze B) o kilka razy za dużo udawał Upadłego Wampira C) wtedy na scenie za mocno uderzył się w głowę... tyle wątpliwości...
-Spałeś- odparł miłośnik markowych dresów, patrząc na swego boga wzrokiem, jakby rozmawiał z najgorszym kretynem.
-Aha- odparł inteligentnie ex-idol nastolatek z Japonii, Skandynawii i Europy Środkowo-Wschodniej- A jak masz na imię?
-Zez-odpowiedział rozpromieniony chłopak. Gackt doszedł do jakże trafnego wniosku, że coś z nim nie tak.
-Zez?- powtórzył przyglądając się swemu ideałowi, który entuzjastycznie przytaknął potarganą głową... a może to były dredy...- a tak przy okazji... Zez.. dzięki za uratowanie życia.
Nie zdążył powiedzieć nic więcej, bo do sali wpadł przejęty i trzeźwy jak nigdy menadżer.
-Ojej!- zakrzyknął.- Ty wiesz, że przez ciebie straciliśmy od cholery kasy?! Nie dokończyłeś płyty i trasy koncertowej, i filmu, i Taka zaczął się spotykać z Shuse, i akcje La`Crimy wzrosły iii... twoje fanki przestały być nastolatkami, jak ty to wszystko nadrobisz?
Gackt nie wiedział. Tego nie było w jego "Podręczniku Upadłego Arystokraty-Wampira"
Zdania wypowiedziane przez menadżera powoli docierały do jego skołatanej świadomości: stracili kasę..? nie dokończyli nagrywania płyty..? filmu..? Taka spotyka się z Shuse..? akcje La`Crimy wzrosły..? (Gackt ma pamięć jak dyktafon) eee... zaraz... wróć... Taka spotyka się z SHUSE?!?!?...
-Że jak?- idol nastolatek z Japonii, Skandynawii i Europy Środkowo-Wschodniej zadał jakże poprawne gramatyczni pytanie.
-Nie zamierzam się powtarzać.- menadżer wzruszył ramionami- Jesteś nam winny... hmm... -spojrzał do trzymanego w dłoni Różowego Notatnika(tm) -...jakieś dużo-dużo, dużo jenów.
Camui szeroko otworzył oczy.
-A tak poza tym-menadżer kontynuował swój wywód- mam ci coś do przekazania. Od jakiś 3 lat nie jestem już twoim menadżerem.- chwila napięcia- zatrudniłem się w Mini Moni[6]. A "twój" zespół gra teraz z Utadą Hikaru. Ale nie przejmuj się tym zupełnie.- posłał swemu ex- podopiecznemu szeroki uśmiech.
Jednak Gacktowi nie w głowie było przejmowanie się tak przyziemnymi sprawami jak pieniądze. Tu chodziło o jego MIŁOŚĆ!!! JEGO TAKA zdradzał go z tym PASZCZAKIEM Shuse?!? To nie mogło być prawdą! Chyba będzie musiał wybrać się do psychoanalityka! Taka... jak ten dupek może przekreślać te wszystkie piękne chwile spędzone razem? W męskiej ubikacji, w parku, na plaży, pod stołem, na stole, za szafą, w szafie, przed ołtarzem w jakimś kościele, w budzie psa Taki... ach wspomnienia... aż łza się w oku kręci- pociągnął nosem ze wzruszenia.
Zajęty rozmyślaniami Camui nie zauważył, że jego były menadżer we wspaniałym stylu opuścił pokój. Za to siedzący do tej pory cichutko pod ścianą Zez, podszedł do swego boga i objął go ramieniem.
-Chodź, idziemy na jabola!
* * *
Pół godziny później Gackt siedział pod monopolowym ze swym nowym przyjacielem. Zez podał mu butelkę wina marki Vino i zaczął przedstawiać swoich kolegów żuli.
-Ten po lewej to Majk, ten następny to Łysy-był kiedyś skinem, ten rzygający pod ścianą to chyba któryś z tego nowego bojz bendu... Dragon Ash[7], czy jakoś tak... śpiącego nie znam.
Były idol nastolatek z Japonii, Skandynawii i Europy Środkowo-Wschodniej próbował nadążyć z zapamiętywaniem, lecz jego tak długo nieużywane komórki mózgowe postanowiły właśnie zastrajkować. Tak więc porzucił to jakże stresujące zajęcie i zajął się o wiele inteligentniejszym i prostszym: piciem. Zez spojrzał na Gackta z dumą, gdy ex-idolowi udało się wychylić butelkę szlachetnego trunku w ciągu kilku sekund, po czym podał mu następną. Camui już podnosił butelkę do ust, gdy z zamyślenia potrzebnego do trafienia napojem do gardła, wyrwał go nagły okrzyk Zeza.
-Kaoru!!!
Do grupki żuli- do której w tym momencie zaliczał się również Gackt- zbliżała się para dresów.
Niższy, którego Zez nazwał Kaoru, był właścicielem czupryny koloru starego denaturatu, markowego dresu (prawdziwy burżujski cztero-paskowy Adidas(r)) i gigantycznej ilości biżuterii ze sztucznego złota zdobiącej każdy widoczny kawałek skóry. Obok niego szło uwieszone jego ramienia coś. Różowy damski obcisły dresik przykrywał anorektyczne ciało wysokości około 180cm. Białe adidaski z różowymi płomieniami wyglądały na rozmiar 46 jeśli nie więcej. Śliczna, zbyt mocno umalowana buzia zdradzała naturę prawdziwej dresiarskiej dziwki... o ile to w ogóle była dziewczyna...
-Joł!- przywitał się iście po skejciarsku snobistyczny dres- Widzę, że przyprowadziłeś sobie panienkę...
-Bezguście- rzuciło uwieszone na ramieniu Kaoru coś. W tej samej chwili Gackta olśniło: przecież to lider i basista Dir en Grey, ale... ale oni wyglądali inaczej... świat bardzo się zmienił w ciągu tych kilku lat. Bardzo. Postanowił jednak, że nie będzie się przejmował szpanerami spod monopolowego i sięgnął po kolejną butelkę czerwonego wina rocznik 2003 tłoczonego z winogron w sercu winiarskiej krainy w Sandomierzu.[8]
-Co TY możesz wiedzieć o guście Toshiya?!- prychnął Zez, stawiając sobie za punkt honoru bronienie Gackta.
-Kaoru!! Powiedz mu coś!!!- ryknął płaczliwym głosem Toshiya. Żule spojrzeli na niego z dezaprobatą, w końcu niszczył mistyczną chwile picia jabola.
-Uważaj, bo moi koledzy cię załatwią! Zo...- nie dokończył swej groźby lider... ex-lider (nieważne) DeG`a, bo pod wpływem gwałtownego ruchu jeden z jego wisiorów uderzył go zbyt mocno w krocze.
-A mówiłem ci, żebyś kupił krótszy łańcuch- rzucił damsko(?!)-dresiarski towarzysz Kaoru, tonem pełnym sadystyczno-podłego wyrzutu. Kaoru nie odpowiedział swojemu przyjacielowi i trzymając się za obolałe...miejsce, wysłał Zezowi mordercze spojrzenie, mówiące:"Niech ja cię jeszcze dorwę, kiedy będę z kumplami." Po czym usunął się poza krąg światła, rzucanego przez uroczy neon sklepu. Zez spojrzał z dumą po zgromadzonych żulach- w ich oczach ujrzał wyraz niemego podziwu. Tylko śpiący pod ścianą żulik rozbudził się i tęsknym wzrokiem zajrzał do już pustej butelki po Czarnej Perle. Widząc to, co zobaczył, jęknął z zawodem.
-Czy...był...Kaoru..?- spytał zachrypniętym, żulerskim głosem, wyraźnie mając problem ze złożeniem pytania. Rzygający nadal pod ścianą lider Dragon Ash przytaknął.
-Kurwa mać, chuj by go...no-powiedział zawiedziony.
-Walić to-optymistycznie zaproponował Majk, po czym obaj ze zrozumieniem spojrzeli na dość już pijanego Gackta- Kyo...czy myślisz o tym, co ja?
Żulik pokiwał na znak jedności z Majkiem i zmrużył oczy. Zez stwierdził, że A) nic nie wypił i B) że Kyo z Majkiem chcą skrzywdzić w sposób sadystyczny (jak na Raison D`etre albo Tsumi to Batsu- Autorki mają problem) Gackta. Postanowił zaprowadzić schlanego w trzy dupy boga do domu. Pociągnął solidnego łyka ze stojącej najbliżej butelki i lekko chwiejnym krokiem ruszył w kierunku leżącego pod ławką, praktycznie rozebranego już przez napalonych Kyo i Majka Gackta.
-Zostawcie go!- przybrał postawę bojową a`la Sailor Moon- ukarze was w imieniu... eee...Czterech Seksownych Pasków!- cholera co oni do tego wina dolali? Jeszcze nigdy nie miałem tak szybko jazd...niezłe, niezłe...widzę, że chłopaki nie próżnowali- pomyślał, łapiąc Kyo za jego o 10 numerów za duże spodnie i rzucając nim o ścianę. Biedny, mały żul zemdlony padł na ziemię. Majk z przerażeniem wpatrywał się w nagle odmienioną twarz swego kolegi: cała jaśniała bitewnym blaskiem bijącym od oczu. Jednakże ten tylko podszedł do niego i jednym celnym kopnięciem w czaszkę pozbawił przytomności (a może i życia?). pochylił się nad swym bogiem i ze spokojem wskazującym na długoletnią praktykę, zaczął robić mu sztuczne oddychanie metodą usta-nos :)
Gackt natychmiast- pod wpływem cudownej woni płynącej z ust Zeza- otworzył przekrwione oczy i nieprzytomnie rozejrzał się po okolicy. Nagle jego wzrok zatrzymał się na nim samym: hmmm... powiedzmy, że nie do końca ubranym. Jego ubranie poszarpane leżało pod ścianą sklepu, podobnie dwaj żule, których pamiętał...no, prawie pamiętał. Zez pochylał się nad nim z anielskim uśmiechem na swej cudownej twarzy.
Wtedy Gackt wszystko zrozumiał
-Ach, maj hiroł!
* * *
Droga do domu Gackta nie była zbyt owocna- nikt się na nich nie rzucił, nikt nie proponował wspólnej nocki za kilka groszy, nikt nawet nie chciał ich okraść. Zez spojrzał na siebie i Księcia, do którego transportowania został zmuszony przez własną głupotę. No tak- Upadły Arystokrata zamiast obcisłych spodni w wężową skórkę miał na sobie ściągnięte z Kyo spodnie. Co prawda nadal były obcisłe, ale stare dobre żigolakowate wrażenie zostało utracone na zawsze. Gdy Zez spróbował spojrzeć na samego siebie, napotkał pewne trudności- skołtuniona grzywa godna prawdziwego króla reggae skutecznie zasłaniała mu widok czegokolwiek...Zez nie poświęcił ani sekundy na zastanowienie się, jak w takim wypadku był w stanie widzieć Gackta- zrzucił to na siłę swej miłości...
-Miłości?!- tak...o tym jeszcze nie pomyślał. Przecież on...przecież Zez...on...kochał...
w tym momencie podrapał się w głowę i spojrzał na Upadłego Arystokratę.
-o czym ja w ogóle myślałem..?
w odpowiedzi usłyszał tylko jednostajne chrapanie Księcia.
* * *
Wciągnięcie śpiącego ex-idola nastolatek z Japonii, Skandynawii i Europy Środkowo-Wschodniej na schody podrzędnego motelu, który chwilowo robił im za mieszkanie, było wielkim wysiłkiem. Szczególnie, gdy Gackt doszedł do wniosku, że zdobiące ścianę plamy z owadów, tłuszczu i lepiej-nie-wiedzieć-czego były jego własnym zdjęciem, które postanowił obdarzyć odciskiem swojego...powiedzmy, że nosa. W końcu jednak Zez odciągnął go od ściany, zaciągnął mu sznurówki w dresie i dowlókł do drzwi.
* * *
Rzucenie Gackta na łóżko było pierwszą wykonaną przez Zeza czynnością. Drugą było rzucenie samego siebie na stojące obok krzesło. Przepite spojrzenie dresa wędrowało tęsknie po śpiącym Arystokracie. Tak. To uczucie...to była...Zez pochylił się nad Gacktem, aż jego czarne jak heban splątane dredy połaskotały ex-idola w policzek. Gackt otworzył przekrwione oczy.
-Zez...
-Gackt...
-Zez.
-Gackt.
-Zez!
-Gackt!
-Zez...
-Gackt...ja...[9]- usta Zeza dotknęły delikatnie różanych warg ex-idola. Dres zamknął oczy-musiał to z siebie wyrzucić.
-Gackt! Chce się z tobą pieprzyć!!!
Odpowiedzią było głuche chrapanie.
* * *
Następny dzień przywitał ich złocisto-różanymi promieniami wschodzącego słońca, które po przeniknięciu czarno-zatytłanych szyb, były po prostu promieniami. Gackt otworzył jedno oko i natychmiast je zamknął, później otworzył drugie oko. Przez kilka chwil bawiło go otwieranie i zamykanie oczu na przemian. Jednak po głębokim, głębokim namyśle, doszedł do wniosku, że ta zabawa jest głupia. Zajrzał pod kołdrę i jęknął- jego magnum zamiast ubranka z wężowej skórki, miało na sobie paskudne, ohydne spodnie. A fe.- stwierdził Gackt i rozejrzał się wokoło. Zez po tym jak usnął na krześle, nadal zwisał smętnie z jego oparcia (tzn. oparcia krzesła oczywiście), pochrapując od czasu do czasu. Gackt patrzył na niego z rozrzewnieniem, gest, który uczynił wczoraj w stosunku do niego młodzieniec był czymś wyjątkowym. On także był wyjątkowy. Tak przystojny, seksowny, inteligentny...i te jego kurwiki[10] w oczach. Boski. W umyśle ex-idola pojawiła się nowa myśl-Taka i Shuse już go nie obchodzili, a zdrada kochanka nie raniła już serca Gackta. Wspomnienia związku z wokalista La`Crimy były jedynie jak zdechłe muchy zatopione w bursztynie- piękne i nic nie znaczące. Jakże by mogły znaczyć i ile wobec poświęcenia Zeza. Leżał przez dłuższą chwilę, wpatrując się w ucieleśnienie cnót wszelakich, gdy coś zaczęło mu przeszkadzać. Natarczywy, przenikliwy dźwięk komórki z wibratorem, znajdującej się gdzieś w dolnych częściach łóżka, skutecznie wyrwał go z głębokiego zamyślenia.
-Noo...- spytał przeciągle.
-Gakuto-san- w słuchawce zabrzmiał miły, nieco zjechany głos damski.- Mówi Utada. Słuchaj- Gackt słuchał.-Czuje się jak kurwa, bo chamsko zapierdoliłam ci te odjebistą kapelę.
-Utada, ty jesteś kurwą- zauważył ex-idol nastolatek z Japonii, Skandynawii i Europy Środkowo-Wschodniej.
-No tak, kurwa- przyznała Utada- ale czułam się tak z powodów czysto metafizycznych. Gackt do chuja jasnego, przemyślałam to- zbliżają się święta, ludzie robią się komercyjno-sentymentalni i z pewnością zarobisz od chuja szmalu, jeśli zrobisz kom bak ze mną...
-Jak to?
-No...kurwa...-zaczęła Utada.
-Mam na imię Camui- przypomniał jej Camui Gackt.
-Noo, pierdolić to, chciałam wzmocnić wypowiedź. Przyjdziesz na koncert, zaśpiewasz ze mną Sajlent Najt i znowu będziesz chujowo sławny w pizdu. No i jak? Umowa stoi..?
-Stoi- po dłuższym namyśle przytaknął Gackt.- do zobaczenia.
* * *
Kolejne tygodnie upłynęły niezwykle szybko, niemalże niezauważalnie, na próbach, nagraniach, podpisywaniu różnorakich umów... Zez został zatrudniony jako Nowy Mechanik, pozbawiając tego stanowiska Starego Mechanika (ach, cóż na logika...). Od razu zaskarbił sobie sympatię całej ekipy - ze szczególnym uwzględnieniem Utady: jak się okazało wszyscy lubili jabole i posiadali dresiarskie zacięcie. Nim więc ustalono dokładny termin wielkiego kom baku Gackta, większość grupy chodziła zapita w pień i oczywiście, odziana w seksowne czteropaskowe dresy. Ten styl zdecydowanie pasował do muzyki granej teraz przez zespół.
Ten dzień był podobny do innych: zwlekli się rano (tzn. Około 15) ze swych łóżek, doczołgali się do Sali Prób, a teraz w najlepsze PRÓBOWALI GRAĆ. Z drugiej jednak strony była to wieka chwila dla całej ekipy: za kilka godzin miał nastąpić wielki powrót Gackta - co prawda w towarzystwie Utady, ale zawsze. Bohater wieczoru, lekko podenerwowany siedział właśnie w garderobie i poprawiał swe dresy z wężowej skórki. Jego wygolona na łyso głowa połyskiwała ciepło w świetle różowych jarzeniówek. Łańcuchy pobrzękiwały cicho, uderzając o siebie przy każdym - najmniejszym nawet ruchu. Taaak- był z siebie nieziemsko wręcz zadowolony. Nawalony Zez siedział pod stołem i karmił orzeszkami wiewiórki, które - według jego mniemania - biegały właśnie po pomieszczeniu.
-Tee... Gackt... -jęknął, rzucając ostatniego orzecha - wiiisz, cooo...?
-Co mam wiedzieć? - zapytał Camui - zupełnie trzeźwy, co było rzeczą niespotykaną.
-Amm... - mruknął Zez - kurwa.. no... Za...
W tym momencie do garderoby wpadła Utada i zniszczyła ten, jakże romantyczny nastrój.
-Kurwa, chuju jebany, wypierdalamy w pizdu! [11]- Gackt zrozumiał, że musi wyjść na scenę.
-Okej, zaraz idę. - skinął głową po czym odwrócił się w kierunku Zeza - a co ty chciałeś powiedzieć?
-Aaa... - zająknął się Nowy Mechanik - zajebiście wyglądasz w tym dresie.
-Wiem. No, to trzymaj się ramy, to się nie posramy.- pożegnał się z nim były (a może i przyszły?) idol nastolatek z Japonii, Skandynawii i Europy Środkowo-Wschodniej i opuścił pokój.
-Trzymam się ramy i spódnicy mamy [12] - krzyknął za nim Zez.
* * *
Zez z zadowoleniem obserwował jedzące pod stołem wiewiórki gdy coś go tknęło. Rozejrzał się w lewo i prawo. Prawo i lewo, lewo i prawo.. spojrzał prosto gdy od kręcenia głową zachciało mu się rzygać bardziej niż zwykle. Wtedy jego wzrok przykuty został przez linię światła. Na jego dresie jaśniał dodatkowy piąty pasek oświetlając przestrzeń pod stołem, sprawiając, że wiewiórki - do tej pory grzecznie opychające się orzeszkami - gdzieś znikły. Zez wpatrywał się w niego jak człowiek ogłupiony zbyt dużą ilością taniego wina. I nagle zrozumiał, co ten pasek oznaczał.
-Muszę iść poszukać wiewiórek!
* * *
W swych poszukiwaniach Zez zawędrował niedaleko tylnego wejścia na scenę. Rozglądając się za swymi zwierzątkami, nawet nie zauważył, gdy wszedł na pędzące w powietrzu coś.
-Zez!
Z zamyślenia wyrwał go nagły okrzyk dochodzący z ust Gackta. Zez spojrzał nieprzytomnie w stronę ex- (a może i nie ex-) idola nastolatek z Japonii, Skandynawii i Europy Środkowo-Wschodniej.
-Czego? - spytał inteligentnie, nie zwracając uwagi na kłęby dymu unoszące się z jego bluzy, w którą właśnie wpatrywał się Gackt i stojący nieopodal Stary Mechanik.
-O, Stary Mechanik - ucieszył się Zez - co tu robisz?
Jednak nie usłyszał już odpowiedzi. Zbyt dużo dymu unoszącego się wokół jego już i tak przymulonej głowy zmusiło go do spojrzenia w dół. W jego markowo-czteropaskowej dresiarskiej bluzie świeciła dziura, w którą prawie z nabożeństwem wpatrywali się Gackt i Stary Mechanik. Zez ze stoickim spokojem godnym, prawdziwego żula ściągnął bluzę i obejrzał ją z drugiej strony. Tam też był dziura. W tym momencie wszystko zrozumiał.
-O, kurwa!
*FLESZBEK*
-Gackt, stój!
-O... Stary Mechanik... Jak miło cię widzieć...
-Mi też. Wiesz, po co tu jestem?
-Dla zemsty?
-TAK, CHOLERA TAK!
W tym momencie posypał się grad kul. Walka na śmierć i życie, starcie dwóch potężnych sił. Dres kontra Mechanik. Mechanik kontra Dres. Ta walka miała przejść do historii. Stary Mechanik wypuszczał z kałasznikowa serię po serii niszcząc wszystko wokół. Jednak idol się nie poddawał. Musiał żyć. Musiał żyć dla Zeza, dla fanek, dla świata (tego i tamtego). Ostatkiem sił wstał i spojrzał na lecące w jego stronę kule.
-STOP!
Latające kawałki ołowiu zatrzymały się w powietrzu, po czym opadły z hukiem. Jednakże ten moment wystarczył, by Stary Mechanik przebył dzielącą ich przestrzeń. Zimna stal została bezwzględnie przyłożona do czoła Upadłego Arystokraty-Dresa.
-Spróbuj ominąć to! - padło z ust Starego Mechanika. W tym momencie ktoś wpadł na Gackta, przewracając go. Kałasz wypalił.
* * *
Jak wynika z tej wielce inteligentnej, zawiłej i przemyślanej fabuły - Zez umarł. Jego śmierć wywarła ogromne wrażenie na całym środowisku elit dresiarskich. Gackt chciał po bożemu i ze wszystkim honorami oddać ostatnią posługę swemu niedoszłemu kochankowi. W końcu dzięki niemu żył, a Starego Mechanika spotkała zasłużona kara. Camui z rozpaczą spoglądał na mały granitowy nagrobek z wygrawerowanymi na kształt loga Adidasa(r) złotymi literami: Zez de Dres, ponieważ nikt naprawdę nie znał nazwiska bohaterskiego młodzieńca, postanowiono napisać coś, co w pełni oddawałoby jego unikatowy charakter.
Teraz, teraz gdy ewidentnie było już za późno, domyślił się, co chciał mu powiedzieć Zez tamtego pamiętnego dnia w garderobie. Zrozumiał, że Zez był mu przeznaczony, a ich miłość wpisana była w Księgę Przeznaczenia.
Konary starych drzew wiśni lekko skrzypiały przy silniejszych podmuchach wiatru.
:Kurwa, zapierdoliłem się w tobie jak chuj.:
-Ja też cię pierdolę [13]- odpowiedział w myślach ukochanemu Gackt.
* * *
The End
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Ps. Morał: Bycie dresem jest zabójcze. (morał by Ayushi)
Przy pisaniu opowiadania nie ucierpiało żadne zwierzę futerkowe zwane potocznie wiewiórką (Ayuko)
Dopiski:
[1] to taka manga
[2] dedykacja dla wszystkich, którzy użyli tego określenia
[3] brakowało tylko fanek wrzeszczących histerycznie "Kyo, napluj na mnie!!!"
[4] wariacje na temat włoskiego słowa "pomocy"
[5] jak nie wiecie, kto to Lilith zajrzyjcie do Księgi Rodzaju
[6] satanistyczny odłam Morning Musume
[7] hip-hopowy zespół japoński
[8] w Sandomierzu produkują najtańsze wina polskie powszechnie zwane jabolami
[9] -Miaka!!
-Tamahome!!
[10] dedykacja posłance Samoobrony - Renatce
[11] tłumaczenie: Gackt, musimy już wychodzić na scenę.
[12] to tekst Ayumi.. my też tego nie rozumiemy
[13] zasłyszany w autobusie oryginalny tekst dresiarski.
Tłumaczenie: "Kocham cię, Gackt"
"Ja też cię kocham"
* * *
by Koshimi Ayu
sierpień 2003
|
|
Komentarze |
dnia padziernika 19 2011 15:46:03
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina
PANGEA ZALICZYŁA GLEBUSIE (Brak e-maila) 13:38 29-08-2004
Bosh,takiego pwalonego,szalonego,niesamowicie wykręconego ficka jescze nie czytałam!A do tego z GAkutem!^o^
LOL
Porozsyłałam to znajomym,niech się dobra nowina szerzy
Ah,z tego co wiem, Silent Night było z Ayumi Hamasaki,więc A]mamy mistejk mały B]to celowy zabieg ałtorek i tylko ja jtesm niekumata,choć dziś trzeźwa C]Gackto-san jest de best[to oczywiste] o nagrał z obydwiema laleczkami \'sajulentu najtu\'
D]nic z tych rzeczy,a dres no stress! oi! |
|
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
|
Oceny |
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.
Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.
Brak ocen.
|
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem? Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.
Zapomniane haso? Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze stałe, cykliczne projekty
|
Tu jesteśmy | Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć
|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|