The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Marca 28 2024 13:55:49   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Gackt
- Szybciej panowie jesteśmy już spóźnieni z programem - krzyknął reżyser poganiając grupę artystów.
Na estradzie pojawiły się mrugające reflektory, jednak zespołu nadal nie było, na widowni zapanowała cisza.
Widownia wpatrywała się w scenę, chcąc wyłapać skąd dochodzi cichy dźwięk gitary. Na scenie pojawił się perkusista, chórek oraz dwóch gitarzystów. Muzyka była głośna - ale gdzie jest wokalista ? - nagle scenę rozjaśniły estradowe fajerwerki i siwa mgła. Na samym środku stała chuda postać z mikrofonem w ręku. Zaczęło się. Widownia była zachwycona takim widowiskiem. Gdzieś pomiędzy ludźmi, niedaleko sceny, mały chłopiec, w wieku ośmiu lat, lekko pociąga rękaw ojca. Kiedy mężczyzna odwraca twarz i nachyla się nad synem, ten mówi do niego nie odrywając, błyszczących oczu od wokalisty na scenie:
-Tato, w przyszłości chcę być taki jak on!

*************************************************************************************

- Szybciej panowie jesteśmy już spóźnieni z programem - krzyknął reżyser poganiając grupę artystów.
Młodzi mężczyźni jeszcze raz sprawdzili instrumenty, zabrali gitary, scenarzyści podłączyli mikrofony, a na widowni zapanowała cisza ogarnięta półmrokiem.
- Leć, nie chcę abyś się przeze mnie spóźnił! - powiedziała dziewczyna, wokaliście.
Chłopak wstał z kanapy, wziął mikrofon, jeszcze raz się obrócił, pocałował dziewczynę i ruszył w stronę sceny. Tymczasem na estradzie zespół był już przygotowany. Efekty specjalne zatrzymywały dech w piersiach widowni. Przed sceną panowała cisza, nikt nawet nie drgnął. Muzyka już unosiła się w powietrzu, wtem już zza sceny dobiegał cichy i coraz głośniejszy głos wokalisty. Kiedy tylko chłopak pojawił się na scenie, widownia wydała z siebie przeraźliwy pisk, pierwszym dźwiękom muzyki od tamtej pory towarzyszyły równe, głośne okrzyki na cześć artysty.
- Gackt!, Gackt!, Gackt!! - krzyczała widownia.
Ale po pierwszych słowach piosenki wszystko umilkło, można było usłyszeć jedynie wokalistę razem z zespołem.
Można było powiedzieć z ręką na sercu, że koncert był udany, same oklaski i wiwaty publiczności o tym świadczyły, a i sam zespół był z siebie zadowolony. Po całym wydarzeniu ekipa postanowiła odpocząć, każdy na swój sposób. Camui postanowił spędzić tę noc z dziewczyną, w końcu następnego dnia o świcie mieli jechać dalej, a ona miała zostać w mieście i czekać na jego powrót. Zabrał ją na romantyczną kolację, następnie do kina na nocny seans. Spędzili cudowny poranek wpatrując się we wschodzące słońce nad morzem. Ale chwilę potem musieli się rozstać.
- Pamiętaj, że będę czekać Camui! - krzyknęła Sara machając za odjeżdżającymi samochodami.
Jak zawsze w trasę wyruszył cały zespół, styliści, makijażystki, reżyser koncertów i stary mechanik. Pierwszy koncert minął pomyślnie, na drugi musieli jechać 12 kilometrów do niedużego miasteczka. Zaraz po śniadaniu zaczęły się przygotowania: podłączanie sprzętu, próby, sprawdzanie instrumentów i reflektorów. Było prawie południe i już 10 próba.
- Dobra chłopaki, jeszcze raz była pomyłka! - krzyknął reżyser na zmęczoną grupę Gackt'a.
Wtedy się zaczęło, w korytarzu do sali koncertowej słyszano krzyki i groźby ochroniarzy, ale zespół tego nie zauważył, gdyż po paru dźwiękach z gitary błysły iskry, mikrofony przestały działać, a z góry zerwał się reflektor. Wtem do sali przez drzwi wbiegł zdyszany chłopak, krzyknął - Uwaga!! - i ruszył naprzód w stronę sceny. Dopiero wtedy Gackt się spostrzegł, że coś na niego leci, próbował uciekać lecz nie zdążył. Na całe szczęście przygniotła go jedynie belka podtrzymująca reflektor, ale wszyscy byli w tak wielkim szoku, że nie potrafili ruszyć się z miejsca, stali wpatrując się w wokalistę. Jedynie nieznajomy młodzieniec podbiegł do niego zbadał puls, szybko się rozejrzał i krzyknął:
- Co tak stoicie, ruszać się! Ej, wy, przynieście coś do podważenia bali, a ty dzwoń po karetkę! No nie gapcie się tak, ważna jest tu każda sekunda!
- Dzi....- Gackt nie mógł dokończyć, czuł ból przeszywający całe ciało, powoli zamknął oczy i zasnął.
- Panie Gakuto !- krzyczał chłopak klepiąc leżącego wokalistę w policzki.
Karetka przyjechała kilkanaście minut potem i zabrała Gackta do szpitala, koncert odwołano, a przynajmniej do czasu powrotu do zdrowia wokalisty. Pierwszego dnia leżał nieprzytomny, drugiego czuł się lepiej, ale musiał jeszcze zostać w szpitalu pod nadzorem lekarzy. Trzeciego dnia od samego rana zaczęły się odwiedziny przyjaciół i częste telefony Sary. Gackt przez cały dzień rozmawiał ze znajomymi, ale gdzie jest ten chłopak?
- Siedzi na korytarzu w poczekalni, odkąd cię tu przywieźli nie chciał spać, ani nic jeść dopóki nie wstaniesz! - Odpowiedział reżyser na pytanie Gackt'a.
- Przyprowadzicie go do mnie, chce z nim porozmawiać!- rzekł Gackt.
Wszyscy wyszli, a po chwili w drzwiach ukazał się chłopak średniego wzrostu, o węglowych oczach i czarnych włosach ukrytych pod czapką. Wolnym niepewnym krokiem, z rumieńcem na policzku zbliżył się do łóżka. Gackt chciał się trochę podciągnąć na łóżku, aby móc mu się lepiej przyjrzeć, ale kiedy tylko się trochę podniósł złapał go skurcz, nie mógł się ruszyć, chciał krzyczeć z bólu, ale tylko zacisnął zęby i lekko przymrużył oczy. Wtedy podbiegł do niego chłopak, objął go i podtrzymał. Gackt podniósł głowę i spojrzał mu prosto w oczy, były czarne jak dwa węgle, a takie błyszczące i głębokie zupełnie jakby chciały coś powiedzieć. Camui lekko się uśmiechnął i zapytał:
- Jak się nazywasz?
- Nazywam się Zaz. - rzekł cicho chłopak jeszcze bardziej się rumieniąc.
Gackt oparł się o oparcie szpitalnego łóżka, zmierzył chłopca i zaczął pytać o rodzinę, dom i co właściwie chłopak robił w teatrze.
- Moja matka zmarła jak miałem 5 lat, ojciec był pijakiem, kazał mi kraść, żeby mieć za co pić, a kiedy się nie zgodziłem wyrzucił mnie z domu razem z młodszą siostrą, ale ona była mała i chora więc zmarła trzy dni później, zakopałem ją w nocy pod starym drzewem w parku. Potem próbowałem znaleźć pracę, lecz nikt nie chciał mnie przyjąć. Tułałem się po ulicach, ale jak przyszła jesień musiałem znaleźć jakieś lokum, wiec zakradłem się do tego teatru. I pewnego dnia ktoś mi strasznie przeszkadzał w drzemce więc postanowiłem się trochę rozejrzeć i natknąłem się na pańskich ochroniarzy. Kiedy zacząłem uciekać, wpadłem do sali gdzie była wasza próba i zobaczyłem jak coś na pana spada!
Gackt słuchał uważnie i przypatrywał się młodzieńcowi po czym powiedział:
- Tak przy okazji dzięki za uratowanie, a dokąd będziemy w mieście możesz zostać z nami, będziesz miał wszystkiego pod dostatkiem, pod jednym warunkiem, nazywam się Camui!
Kilka dni potem Gackt czuł się dużo lepiej i mógł wyjść ze szpitala. Nie chciał zwlekać z koncertem więc od razu ruszył w stronę sali koncertowej, gdzie miała odbyć się próba. Nikt się go nie spodziewał gdyż w szpitalu został jedynie Zaz. I to właśnie on eskortował teraz Gackt'a przez teatr. Szedł jako pierwszy i tuż przed drzwiami wejścia na sale natknął się na ochroniarzy. Dwóch wielkich mężczyzn w czarnych koszulkach zatarasowało mu drogę. Spojrzał na nich przerażony, pamiętając ich poprzednie spotkanie. Wtedy Gackt odezwał się z tyłu:
- Przepuśćcie go, jest ze mną!
Ochrona spojrzała po sobie i odsunęli się, a Zaz uśmiechnął się, podniósł głowę i dumnym krokiem ruszył dalej. Z wielkim trzaskiem otworzył drzwi na oścież i krzyknął w stronę ludzi zgromadzonych na scenie:
- Uwaga gwiazda idzie!
Wszyscy byli zaskoczeni powrotem przyjaciela, rzucili wykonywane dotychczas obowiązki i podbiegli do niego serdecznie go witając. W tym czasie Zaz po cichu, nie zauważony zmierzał w stronę sceny, uważnie przyglądając się jedynemu człowiekowi w sali, który nie witał Gackta, był to siwy mężczyzna, który dorabiał jako mechanik. Chłopak po cichu podszedł go od tyłu, przypatrując się co starzec robi.
- Moim zdaniem powinien pan to przylutować, a nie sklejać i wiązać, taki wypadek może się powtórzyć! - powiedział.
Wszyscy odwrócili się w jego stronę, a stary mechanik krzywo na niego spojrzał. Gackt przeszedł obok kolegów kierując się do chłopaka. Stanął za nim i powiedział:
- Widzę, że trochę się na tym znasz?!
Zaz odwrócił się, popatrzył na Camuiego, kiwnął ramionami i lekko przytaknął.
- Świetnie, od dziś ty będziesz naszym mechanikiem, a stary w tym czasie odpocznie, co ty na to?
- Super, zgadzam się!
Starszy mężczyzna popatrzył na niego ze wzgardą, zacisnął zęby ale nie chciał się odzywać. Zaz natychmiast został wszystkim przedstawiony, oprowadzony i zapoznany ze sprzętem. Szybko się tam zadomowił i zaprzyjaźnił z ekipą. Do jego codziennych obowiązków należało sprawdzanie sprzętu, naprawy, przyjmowanie poczty, ale stał się również pomocnikiem Gackt'a. Kilka dni potem wyjechali z rodzinnego miasta Zaza, ale w czasie odjazdu musieli zrobić postój, wszystkim to było na rękę, mogli sobie spokojnie zapalić, a Zaz pożegnał się z martwą siostrą. Trasa koncertowa ruszyła dalej.
Zostało im już tylko kilka koncertów. Dwie godziny przed jednym z nich Gackt z Zazem siedzieli w garderobie wokalisty rozmawiając, a jednocześnie Zaz pomagał wybrać Gackt'owi strój na występ. W pewnym momencie Zaz zwrócił się do Gackt'a:
- Camui...
I w tym momencie otworzyły się drzwi wpadł jeden z gitarzystów i zawołał:
- Gackt, dzwoni Sara, chce z tobą rozmawiać!
- Już, moment. - zwrócił się w stronę Zaza. - Co chciałeś mi powiedzieć?
- Że lepiej ci było w poprzednim kostiumie - powiedział chłopak lekko się uśmiechając, na co Gackt odpowiedział takim samym uśmiechem i wyszedł z pokoju. Kiedy drzwi się zamknęły Zaz oparł głowę o ręce i ciężko westchnął. Tymczasem Gackt szybkim krokiem zmierzał w stronę telefonu. Złapał za słuchawkę i usłyszał:
- Camui...muszę ci coś powiedzieć, jestem zaręczona, wczoraj był u mnie Majk i oświadczył mi się. Nie gniewaj się, ale ja nie mogę czekać na ciebie w nieskończoność, więc się zgodziłam, musimy się rozstać! Żegnaj.
Po czym się rozłączyła, a Gackt stał ze słuchawką w ręku, nie mógł uwierzyć, tyle lat byli przyjaciółmi, potem chodzili ze sobą, a ona przyjmuje zaręczyny innego. Nie mógł się otrząsnąć, nie mógł normalnie funkcjonować. Przez co koncert nie wypadł najlepiej. Chłopcy z zespołu dowiedzieli się co się stało, więc po koncercie postanowili go trochę rozluźnić i zabrać do pobliskiego baru. Gackt nic nie tknął, siedział przy stole podpierając rękoma tak ciężką głowę, przyglądał się jak jego koledzy podrywają dziewczyny, upijają się i tańczą, wszyscy, oprócz Zaza. Zaz siedział naprzeciw niego uważnie mu się przyglądając, jeszcze nigdy nie widział go w takim stanie. Gackt to zauważył, podniósł głowę i zapytał:
- Czemu mi się tak przyglądasz?!
Właśnie wtedy chłopak otrząsnął się i lekko się rumieniąc opuścił głowę. Gackt miał zamiar powtórzyć pytanie, ale do stolika podbiegł Yuu. Ciągnął Gackt'a za rękaw mówiąc o promocji alkoholu. Zaz został sam przy stoliku, teraz on podpierał głowę o ręce i rozmyślał. Gackt niespokojnie na niego spoglądał spoza baru. Widział, że chłopaka coś gnębi.
Nad ranem grupa młodych, zmęczonych mężczyzn, na chwiejnych nogach kierowało się w stronę własnych garderób. Jeden odprowadzał drugiego. Zazowi, który był najtrzeźwiejszy przypadło odprowadzić tego najbardziej pijanego, czyli Gackt'a. Biedny chłopak, nie należał do grupy najsilniejszych, a musiał zaciągnąć własnego szefa do jego pokoju.
Nie było to łatwe zadanie, Gackt był pijany prawie do nieprzytomności, nie mógł ustać na nogach, prawie wcale nie kontaktował. Jednak Zaz nie poddawał się doprowadził go na miejsce. Otworzył drzwi i wprowadził do środka.
- Dobrze, to ja już pójdę, ty się rozbierz i kładź spać!- powiedział Zaz próbując postawić Gackt'a na nogi.
Ale ten tylko zachwiał się i runął wprost w ramiona Zaza. Chłopak ciężko westchnął, posadził szefa na łóżku i zaczął rozpinać mu koszule mówiąc:
- Żebym tylko tego potem nie żałował.
Co chwila spoglądał w twarz starszego chłopaka, jego pół-zamknięte oczy świadczyły o zmęczeniu, kiwał się na boki, co utrudniało Zazowi jego rozebranie. Kiedy zdjął mu koszule, przyszedł czas na spodnie. Było o wiele trudniej, młody mężczyzna nie okazywał z żadnej strony pomocy. Zaz musiał go podnieść, aby go rozebrać, a kiedy to dokonał, myślał że to już koniec. Lecz Camui zachwiał się i spadł wprost na niego. Zaz próbował go podnieść. Chwycił go w pół i postawił na nogi, przy czym sam wstał z podłogi. Zaz jeszcze raz spojrzał na twarz Camuiego, postanowił go położyć do łóżka. Wtedy Gackt poczuł dotyk ciepłej dłoni na swojej piersi, a kiedy młodszy chłopak posadził go na łóżku powiedział:
- Ja ją naprawdę kochałem...
Zaz lekko się przestraszył, ale gdy spojrzał na Gackt'a zauważył, że jest prawie nieprzytomny i wycieńczony.
- Wiem, ale teraz o niej zapomnij... - powiedział szeptem.
Oparł rękę o jego ramię, przysunął twarz i pocałował go. Czując, że Gackt nie odpowiada przestał. Położył go do łóżka, okrył i po cichu opuścił jego garderobę. Wychodząc rozejrzał się wokoło, nikogo nie zauważył. Jeszcze chwilę przystanął i spojrzał na księżyc i gwiazdy, westchnął głęboko i skierował się w stronę swojej garderoby. Jednak nie zauważył starego mechanika zespołu, który przez niego stracił pracę. Teraz stał za drzewem i przyglądał się młodemu zastępcy z ogniem w oczach.
Następny dzień nie zapowiadał nic dobrego, ranek był pochmurny w powietrzu czuć było coś niedobrego. Jednak zespół nie zniechęcał się, przecież dziś miał się odbyć kolejny koncert. Gackt czuł się już o wiele lepiej. Tyle, że zupełnie nie pamiętał co robił wczoraj po koncercie. Niedługo przed koncertem wszyscy siedzieli w jednej garderobie, poprawiając fryzury, makijaż, sprawdzając sprzęt. Jak zwykle w tych czynnościach towarzyszył im Zaz. Gackt siedział przy lustrze lekko poprawiając włosy, ale jednak przyglądał się zapracowanemu Zazowi. Każdy go do siebie wołał, aby mu pomógł. W końcu Gackt odważył się go zawołać do siebie, ale właśnie wtedy do pokoju wbiegł reżyser ponaglając ich na scenę. Gackt nie mógł porozmawiać z Zazem.
Koncert był naprawdę udany, tłumy pokryły stadion. Wszyscy głośno wiwatowali. Po koncercie Zaz pobiegł pogratulować zespołowi dobrego występu, lecz już zza rogu usłyszał dziwne hałasy. W ciemnym pomieszczeniu, między kablami, rurami i rusztowaniami, stała cała grupa naprzeciwko byłego mechanika trzymającego pistolet.
- Pokażę ci co to znaczy lojalność, zabrałeś mi całe zaszczyty, a na dodatek zatrudniłeś jakiegoś włóczęgę!!- krzyczał.
Kiedy Zaz to zobaczył natychmiast ruszył w stronę zastraszonego zespołu. Nieszczęśliwym trafem pistolet akurat wystrzelił, trafiając młodego chłopaka. Przestępca rzucił broń i zaczął uciekać w stronę wyjścia. Cała grupa długo by stała w szoku, ale Gackt natychmiast ukląkł przy rannym i zawołał:
- Nie patrzcie się tak, ruszcie się! Łapcie go i niech ktoś zadzwoni po karetkę i policję!
Wtedy dwóch pobiegło do telefonu, reszta rzuciła się w pościg. Kiedy zostali sami Zaz złapał drżącą ręką za kołnierz Gackt'a i zbliżył go do siebie. Po raz pierwszy Gackt poczuł, że się rumieni. Zaz chciał mu coś ważnego powiedzieć.
- Camui....ja musze ci coś wyznać.....ja..... - nie dokończył, był wycieńczony, rana się powiększała.
Krew cały czas płynęła z rany, przez ciało Zaza przepływały dreszcze i niesamowity ból, jakiego jeszcze nigdy nie czuł. Nie dokończył już nigdy tego co chciał powiedzieć. Zmarł przed przyjazdem karetki, w ramionach osoby, która tak mu pomogła w życiu. Umierał wciąż się uśmiechając przez łzy.
Jego pogrzeb odbył się w rodzinnym mieście Gackt'a, trasę koncertową odwołano, przestępcę złapano i oskarżono.
Cały zespół z ekipą stawił się na pogrzebie, wszyscy go polubili. Gackt stał nad grobem w długim, czarnym, powiewającym na wietrze płaszczu i czarnych okularach, ukrywając rzewnie płynące łzy. Patrząc na jego grób i zdjęcie, zrozumiał co chłopak chciał mu powiedzieć, przypomniał sobie co się stało tamtej nocy. Zrozumiał, on chciał powiedzieć
........ "GACKT, JA CIĘ KOCHAM !".........
- Ja ciebie też... - szepnął Camui.


KONIEC!


Komentarze
mordeczka dnia padziernika 19 2011 15:44:05
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

pangea... (Brak e-maila) 16:31 29-08-2004
heh,śmieszne....Nie,tak nie moze być,przeciesh Gackto-san to \'Upadły Arystokrata\' \'vampajer\',on to tylko w sado-maso zwiazju moze być ^-^ Dobrze,ze jest parodia smiley
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum