The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 26 2024 09:57:32   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Zwyczajna miłość
Od autorki słów kilka: jeden z moich pierwszych fików, wygrzebany i poprawiony. Za betę serdecznie dziękuję Soli. Odwaliła kawał niewdzięcznej, katorżniczej roboty. Dobra, cierpliwa beta, która jest w dodatku gratisowym uke, to skarb. Dziękuję, kochanie :*




*****


- Jak to jest z ta miłością, Mały? Myślałem, że nie istnieje, wiesz? A teraz się waham. I jeśli istnieje coś, czego nienawidzę bardziej od obmacującego cię pod publikę Kao, to jest to niepewność... To się różni, jakoś jednak się różni.
Zazdrość nie pozwala myśleć racjonalnie, nie pozwala czuć i oddychać tak, jak czuje i oddycha człowiek spokojny... I, wiesz, uczyli mnie tego, serio.
Że niszczy, że zniewala, że powoli zabija.
Niemalże jak moje zwierzątko, co? Hmm... a niepewność cię nie zabije, ale zniszczy.

Czasem można rozmawiać bez słów.
Można mówić oddechem, bezgłośnym szeptem, cichym westchnieniem, ruchem ciała.
Czasem można tę mowę zrozumieć.


- Może i wiesz. Może rozumiesz. Chciałbym być pewien, że rozumiesz, bo gdybyś rozumiał... Wiesz, jak to jest.
Rozumienie, a zrozumienie to dwa bieguny, ale jak nie od razu Rzym, tak nie od razu Toshiya nauczył się, że kochać można nie raz, można wiele razy, ale nie naraz właśnie... Czuję się jak idiota, rozmawiając o tym z tobą.
Kiedyś... nieważne.

Nigdy nie pokazano ci miłości, prawda?
Nie spojrzałeś na nią, mrużąc oczy, jak patrzy się na słońce, nie musiałeś odwracać twarzy przed jej siłą, kulić się, jak przed wiatrem.
I patrz, żar z ogniska zmusza cię do utrzymywania dystansu, jeśli nie chcesz spłonąć od jednej iskry. Miłości tak przecież nie widziałeś.
Ale widziałeś mokrą od łez twarz Kyo, gdy... wiesz. Widziałeś cierpienie tym boleśniejsze, że skryte, widziałeś matkę, pokazującą świat dziecku, co widziałeś, co widziałeś?
Może ból.
Może strach.
Radość.
Groteskę.
Tak silne niekiedy, choć nie pokażesz palcem ich rysów twarzy, nie określisz sylwetki. Zobaczysz je tak, jak ogląda się sztukę, i odwrócisz wzrok.
Wielkie uczucia to samotnicy. Tyle, że te złe, to samotnicy śmiertelni, prawda?


- A, daj mi spokój z tym telefonem, nie będę się płaszczył jak rozhisteryzowana nastolatka, widząca księcia w tysiącach kolejno napotkanych dzieciaków.
Bell, wynajdując telefon, nie miał na myśli tylko jednokierunkowych przekazów, wiesz? To działa w obie strony.
Ocean, głusza, plaża. Nawet pieprzona Antarktyda. Zasięg rażenia jak w reklamach Adidasa...

A widziałeś kiedyś oblicze dumy? Nie mogłeś, nie posiada go. To bezkształtna, przezroczysta maska, opinająca się na twarzy, zmieniająca jej rysy, zamykająca w niej uczucia. Duma nie ma jednego kształtu, określonego charakteru. W końcu nawet beton nie jest, u diabla, jednolity!


*****


Ciemność zalewającą pokój rozświetlał jedynie ekran chodzącego cicho telewizora.
Die z niesmakiem zerknął na widoczne właśnie na wizji dwie części składowe Diru.
Kyo, wyglądający na znużonego, opierał się o ramię basisty, który obejmował go niedbale.
Siedzący naprzeciwko Daisuke Shin zmarszczył brwi.
Myślał nad czymś, przygryzając dolną wargę, idiotyczny nawyk zapamiętany jeszcze ze szkoły, pozwalający w bliżej nieokreślony sposób zwiększyć skupienie...
Gitarzysta popatrzył na niego, nagle rozbawiony. Mały zachowywał się jak pensjonarskie dziewczę, z niecierpliwością wyczekujące pierwszego w życiu balu na salonach.
- Nie martw się, Shin-chan, przecież wiesz, ze Kyo do ciebie wróci... z Toshiyą to tylko przyjaźń, nie bądź zazdrosny! - nie do wiary! Shin go najwyraźniej nie usłyszał.
Odezwał się dopiero po chwili.
- Ty nie żałujesz, Die?
-, Czego?
- Och, daj spokój. Znam na wylot ten twój kretyński, czerwony łeb. I całkiem nieźle znajduję w nim miejsce zajęte przez pewien fioletowy...
Die parsknął z irytacja, ale nie zdołał powstrzymać zdradzieckiego, rozbawionego uśmieszku, czającego się w kąciku ust.
Perkusista zerknął na niego i nagle obaj wybuchli dzikim śmiechem.
- Aż tak to widać, Młody? A myślałem, że kto, jak kto, ale ja lepiej potrafię udawać, niż zachowywać się naturalnie.
- Wiesz, jak być błaznem, co nie znaczy, ze zapomniałeś, jak być człowiekiem.

W nagle zapadłej ciszy, zakłócanej odległym szumem ulicy, dwóch mężczyzn wpatrywało się w siebie błyszczącymi oczami.
Czarne oczy Daisuke zamigotały ciepłymi iskierkami, gdy usłyszał ostatnie słowa przyjaciela. A jednak...
- Ile się z tym czaiłeś, co, Młody?
- Wiesz, ciężko nie zauważyć, jak koło siebie krążycie. Swoją drogą, to nawet ciekawe, macie jakiś określony centymetr bezpieczeństwa? Jak jeden tu, to drugi za nim, ale, brońże panie!, Nie od razu, tylko czystym przypadkiem. Po...
- ... ręczniki! - dokończyli zgodnie, wybuchając ponownie kanonadą chichotów.

Shin patrzył na gitarzystę z twarzą opartą na dłoni.
Coś w jego oczach nie podobało się Daisuke, choć nie do końca wiedział, co to jest.
- Wiesz, jak się w ogóle dowiedziałem?
Przeczące potrząśnięcie grzywą czerwonych włosów.
- Kiedyś, po koncercie, zostaliście z Kao sami, wszystko pozałatwiać. On sprawy z ludźmi z ekipy technicznej, ty kręciłeś się podejrzanie blisko. A że znam twoje zamiłowanie do wyłgiwania się od takich spraw, zdziwiło mnie to... Czekałem na was na zapleczu.
Wiesz, koło kostiumów. No i w końcu przyszliście... Nie zdążyłem się odezwać, jakoś swojej obecności zaznaczyć, a wy... Boże, Die, ty wiesz, co ja czułem? Potworne zażenowanie.

*****


Na początku wstyd, pomieszany z szokiem, nie skłamałem... Ale było coś więcej - pożądanie. Patrząc na zachłanne pocałunki Kaoru, pokrywające każdy milimetr twojego ciała, czułem rosnące pożądanie.
Jak ja siebie nienawidziłem... Wiedziałem, że powinienem się ujawnić, nie patrzeć, nie słuchać.
Ale stałem jak sparaliżowany, moje dłonie powoli błądziły po całym ciele, jakby niezależne ode mnie.
Gdy Kao wziął cię w usta, zacisnęły się na moim przyrodzeniu niemalże boleśnie, z każdym ruchem jego języka na tobie, czułem jedwabistą śliskość na samym sobie... Widziałem ciebie, jak próbujesz uchwycić dłońmi powietrze, gdy wsuwał w ciebie palce.
Jęczałeś, a ja... razem z tobą.
Brutalnie niemal przewróciłeś go na plecy, niecierpliwymi rękoma drażniąc wnętrze ud, znacząc ustami ślady swojego pożądania.
Gdy zatopiłeś się w Kao, znieruchomiałem, poczułem niemal fizyczny ból, niczym jednak z fizycznością niezwiązany.
Znam Kaoru tyle lat, znam na pamięć każdą z jego masek, nauczyłem się rozszyfrowywać wszystkie lekkie grymasy, ledwie widoczne drgnienia ust, gdy coś go niepokoi, bawi, czy drażni.
A wtedy... takiego Kaoru znasz tylko ty, Die, nikt inny nie powinien nawet widzieć jego twarzy, gdy się w nim poruszałeś.
Miłość nie zmusza do odwrócenia wzroku, a ja to zrobiłem.
Patrzyłem na wasze splecione ciała, na twoje szczupłe biodra, unoszące się i opadające nad nim, na jego długie nogi, zaciśnięte na nich w ekstazie.
Wasze zachłanne usta wyznaczały drogę mojego pożądania... Doszedłem, opryskując nasieniem rzucony na podłogę kostium Kyo, zagryzione do krwi wargi stłumiły krzyk, wyrywający się na zewnątrz...
Płakałeś, Die, płakałeś ze zwykłego, prostego szczęścia, gdy zmęczony Kaoru ciężko oddychał, tuląc się do ciebie... A ja stałem jak idiota, ze spuszczonymi spodniami i nieznośną świadomością, że nie powinno mnie tam być, że nigdy sobie tego nie wybaczę...



*****


- Jezu, Shin, zakładam, że się napatrzyłeś... - Die, w nieudanej próbie ukrycia zażenowania, kręcił głową.
Shin uśmiechnął się delikatnie, wytrącony z własnych wspomnień.
- Cóż, uznajmy, że wtedy zrozumiałem, czemu naprzemiennie z naszym liderem macie niejakie trudności z siadaniem...
- Shin-chan! - czerwonowłosy wybuchnął gromkim śmiechem, nie zauważając ulgi malującej się na twarzy perkusisty.
Niebezpieczeństwo zażegnane. Rozbawić Daisuke znaczyło tyle, co wygrać partię.
Jednak gitarzysta spoważniał. Z cichym westchnieniem sięgnął po leżącą na stoliku paczkę lightów, nie zwracając uwagi na zdegustowane spojrzenie młodszego. A jednak, karmimy zwierzątko...
- Widzisz - Daisuke zaciągnął się dymem, wystukując palcami wolnej ręki jakiś nerwowy rytm na swoim udzie. - A jednak nie bez kozery w parach powinien być stały uke...
Zazdroszczę ci czasem Kyo... Ślicznie się rumienisz, Shin-chan, wiesz? - Daisuke ponownie parsknął radosnym śmiechem.
Shinya w milczeniu obserwował zmieniające się jak w kalejdoskopie nastroje przyjaciela. Die był chyba jedyną osobą, jaką znał, tak absolutnie szczerą w wyrażaniu emocji, jego maska ograniczała się do jej braku.
Kotłujące się w nim namiętności, buzujące uczucia, natychmiast znajdowały odbicie na jego twarzy.
Shin posłał czerwonowłosemu ciepły uśmiech.
Tak ciężko jest zachować przyjaźń, a jednak ten mężczyzna, siedzący naprzeciwko niego, bez wątpienia był jego przyjacielem...
Die niemalże czuł bijące od Młodego fale uczucia, ciepłe fale pozytywnej energii.
I już wiedział, że nieznośny smarkacz wyciągnie z niego, co tylko będzie chciał.
Przyjaciel...
- Kao nie jest uke, ja też nie... ale... znaczy... Wiesz, ja dla niego mogę być, i on dla mnie czasem jest... - rozłożył bezradnie ręce, jakby chcąc wytłumaczyć młodszemu to, czego nie potrafił ubrać w odpowiednie słowa.

Shinya pokiwał głową, raz, drugi.
Z uśmiechem rozjaśniającym jego dziecinną buźkę, zerwał się z kanapy, wyrwał zaskoczonemu gitarzyście niedokończonego papierosa, zgasił go w popielniczce, po czym wybiegł do przedpokoju, by po krótkiej gmeraninie w kieszeni czarnego płaszcza, wyciągnąć z niej telefon, i, zanim starszy zdążył zareagować, zamknąć się z nim w łazience.
Nie zważając na dobijającego się do drzwi Daisuke, pospiesznie wystukiwał kolejne słowa w, wysyłanym z komórki czerwonowłosego, sms-ie.
- Shinya, debilu, wyłaź natychmiast i przestań robić to, co robisz!!! Już!
- Nie mogę! Muszę skończyć, chcesz mi pęcherz rozwalić? - szydercze prychnięcie, dobiegające zza drzwi, sugerowało, że Die nie dał się nabrać na rzekome potrzeby fizjologiczne. - No już, już... - perkusista potwierdził wysyłanie wiadomości, przezornie schował komórkę w koszu na brudną bieliznę i otworzył raptownie drzwi, mało nie tratując przyjaciela, grzebiącego w zamku śrubokrętem.
Die podejrzliwie obadał wzrokiem Młodego, nie dopatrzywszy się jednak niczego szczególnego, nie licząc nieco zbyt niewinnego uśmiechu na słodkiej buźce, wzruszył ramionami.
I tak mu nie powie, po kiego zamknął się w tym kiblu, więc nie ma sensu się niepotrzebnie denerwować... Co miał zrobić, zrobił.

Dzwonek do drzwi zabrzmiał nagłym, przenikliwym terkotem.
Die szedł otworzyć, łypiąc podejrzliwie na Shinyę, zaśmiewającego się w duchu.

Szybki jest Kaoru, szybki! Ciekawe, jak długo jeszcze błąkałby się w okolicy, nie mając odwagi ustąpić i przeprosić, a Die siedział, wypalając jednego papierosa za drugim, i psiocząc na niego... Dzieci, dorosłe dzieci...


*****


Czasem słowa nie są potrzebne.

Gdy ktoś, kogo kochasz, rzuca ci się na szyję, mocząc twarz łzami, gdy twój własny szloch rozrywa powietrze.

Gdy po chwili już nie wiadomo, czy śmiejecie się, czy płaczecie, gdy bezgłośne szepty wpływają na wargi, rozciągające się w uśmiechu, gdy przylegają gwałtownie do drugich, tak bardzo ukochanych, pożądanych.

Gdy cicho zamykają się drzwi za twoim najlepszym przyjacielem, ustępującym świadomie przed miłością, ale jej nie odbierającym.

Gdy czujesz, ze przyjaźń bywa, a miłość istnieje.

Gdy czujesz je, choć przecież nie da się ich zobaczyć w jednej, widzialnej, określonej formie.

Gdy kochasz.



*****


Fika dedykuję t., tej mojej największej, najbardziej
do dziś kłującej miłości
.


Komentarze
mordeczka dnia padziernika 19 2011 13:57:01
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

Bel e Muir (Brak e-maila) 13:24 12-04-2006
Fuck. Wzruszyłam się, znów, jak głupia, bo przecież głupie jest ryczeć na jakimś zwykłym ficzku, który... właśnie, który co? Który pokazuje, jak szeroka jest paleta ludzkich uczuć, że nie tylko miłość, ale i przyjaźń - istnieje...
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum