ŚCIANA SŁAWY | Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner
|
|
Witamy |
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
|
I didnt know that I loved YOU... |
Ficka tego dedykuję mojej wspaniałej seme PROPHET.
Moje Słoneczko miało doła, dlatego Kate siedziała
do 3 nad ranem i skrobała to dzieło specjalnie
Dla Niej
KOCHAM CIĘ SŁOŃCE!!
Kolorowe światła miasta nikły za horyzontem z każdą kolejną sekundą. Im wyżej samolot się wznosił, tym widok za oknem stawał się piękniejszy, a atmosfera panująca na pokładzie coraz bardziej intymna. Shinya siedział na swoim fotelu wpatrując się raz to w znikający za oknem świat, raz to w śpiących spokojnie kolegów. Wszyscy byli już zmęczeni ciągnącą się od trzech miesięcy trasą koncertową, a jej koniec ciągle zdawał się być dalej niż bliżej. Najgorzej było, kiedy w ciągu zaledwie kilkunastu godzin chłopcy musieli przemieścić się z jednego końca Japonii w drugi. W chwilach takich jak ta, młodego perkusistę ogarniała melancholia, w chwilach takich jak ta marzył, by znaleźć się w swoim przytulnym mieszkaniu z ukochaną osobą przy boku. Problem polegał na tym, że takiej osoby nie było. Jak reszta członków zespołu Shinya był sam. Bo kto chciałby się wiązać z człowiekiem takim jak on? Z ludźmi takimi jak oni? Życie w ciągłym biegu, nieustające podróże, godziny spędzane w studiu i na próbach, a do tego brak prywatności. Żadna normalna kobieta, pragnąca stabilności i stateczności by tego nie wytrzymała. Ale to nie było ważne, gdyż miejsce w sercu blondyna było już zarezerwowane dla kogoś zupełnie innego.
* * *
- Shin-chan! - donośny krzyk Kyo dało się słyszeć z drugiego końca sali koncertowej, pomimo tego, iż nie miał przy sobie mikrofonu. - Shin-chan! Powiedz specowi od oświetlenia, że wszystko gra! A efekt jest zajebisty! Świetna robota! - perkusista bez problemu zrozumiał słowa starszego kolegi, nie chcąc jednak ryzykować zdarcia swojego gardła odmachał Kyo i odwrócił się w kierunku wyjścia ze sceny. Szybkim krokiem podszedł do grupy ludzi z obsługi technicznej i przekazał wiadomość wokalisty, a następnie skierował swe kroki z powrotem do swojej ukochanej perkusji. Był tak podekscytowany jutrzejszym koncertem, że nie zauważył zapomnianego przez kogoś kabla leżącego pośrodku podłogi. W jednej chwili zahaczył nogą o ów kabel i już myślał, że wyłoży się jak długi, kiedy niespodziewanie czyjeś silne dłonie złapały go w pasie i przywróciły do pionu. Zaskoczony tym, co się wydarzyło, Shinya wciągnął głęboko powietrze, a następnie powoli odwrócił głowę w stronę wybawcy. Jak wielkie było jego zaskoczenie, kiedy na dzień dobry zobaczył szeroki i promienny uśmiech Die'a, a następnie poczuł jego słodki zapach, doprowadzający go niemal do drżenia.
- Dziękuję Die-san. - prawie bezgłośnie wyszeptał Shinya, a na jego szczupłą buzię wstąpił potężny rumieniec. - Możesz mnie już puścić. - poczuł się trochę niezręcznie, kiedy zauważył pytający wzrok czerwonowłosego gitarzysty.
- Jesteś pewien Maleństwo, że nic sobie nie zrobisz? Bo widzisz nie chciałbym, żeby mój ukochany pupilek zrobił sobie krzywdę. Kogo bym wtedy męczył i komu robiłbym nieustannie głupie żarty? - o ile to możliwe uśmiech Die'a poszerzył się jeszcze bardziej ukazując rząd równiutkich zębów. Niespodziewanie młodszy wyszarpnął się z jego objęć i zdenerwowany prawie biegiem ruszył w stronę wyjścia.
- No co Ty? Shin-chan! Czy powiedziałem coś nie tak? - krzyknął za nim lekko zdezorientowany Die. Perkusista przystanął w drzwiach i szybko odwrócił się twarzą w stronę kolegi.
- Ile razy prosiłem Cię żebyś nie nazywał mnie MALEŃSTWEM! Albo PUPILKIEM! Co ja upośledzony jakiś jestem, czy co?! - nagły wybuch Shin-chana wprawił wszystkich w osłupienie. - Nie mógłbyś traktować mnie tak samo jak Totchiego czy Kaoru? Dlaczego, powiedz mi, dlaczego tak się na mnie uwziąłeś? Czym ja Ci zawiniłem?
- Eee… - gitarzysta nie wiedział, co powiedzieć. - Niczym, po prostu lubię czasem sobie z Tobą pożartować.
- Pożartować ZE MNĄ?! - perkusista całkowicie już tracił panowanie nad sobą - ZE MNĄ?! Chyba ZE MNIE! Mam już tego dość, słyszysz! Mam dość! Basta! Albo zaczniesz mnie traktować jak normalnego członka zespołu, albo… albo…
- Albo, co? - spytał zza pleców Shina rozbawiony całą sytuacją lider.
- Albo… - rozwścieczony do granic możliwości Shinya rzucił trzymanymi w rękach pałeczkami o ziemię i tupiąc nóżką wyszedł z sali. Trwająca jeszcze chwilę cisza została brutalnie przerwana przez Kyo.
- Wiesz, co Die? Ja się mu wcale nie dziwię. Na jego miejscu wsadziłbym Ci te kijki głęboko w dupę za takie traktowanie i jeszcze bym nimi pokręcił. - wskazał głową na leżące pod sceną pałeczki Shin-chana. - Teraz Twoja w tym głowa żeby przestał się boczyć i normalnie zagrał z nami na jutrzejszym koncercie. - po tych słowach uznając, że z próby i tak nici wyciągnął papierosa z paczki, po czym wsadził go sobie do ust.
- Toto, Kao idziecie na piwo? I tak bez perkusisty wiele nie zdziałamy. - rzucił pytające spojrzenie na kolegów, którzy po chwili namysłu kiwnęli twierdząco głowami.
- Ok. panowie. - krzyknął lider. - Jak widać dzisiejsza próba została odwołana, więc idźcie do hoteli, czy gdzie tam chcecie. Za to jutro widzimy się dwie godziny wcześniej niż było to planowane. Czy wszyscy zrozumieli? - spytał tonem nie znoszącym sprzeciwu.
- Tak. - wszyscy jak jeden mąż odpowiedzieli na bardziej stwierdzenie, niż pytanie Kaoru. Z każdą minutą sala pustoszała. Nawet za sceną nie dało się już usłyszeć krzątających się ludzi. Die został sam w tym ogromnym pomieszczeniu, mając jeszcze przed oczami obraz Totchiego wzruszającego bezradnie ramionami.
- Też mi kumpel… - wyszeptał pod nosem. - Mógł coś zrobić, powiedzieć, a on, co? Na piwko wybył. - mruczał do siebie czerwonowłosy. - Choć z drugiej strony, czemu ja się mu dziwię. Pewnie sam bym tak zrobił. - kontynuował rozmowę z samym sobą. W pewnej chwili poderwał się z głośnika i wiedziony jakimś wewnętrznym instynktem zszedł ze sceny, po czym skierował się w stronę, gdzie leżały pałeczki Shin-chana. Podniósł je i obejrzał dokładnie. "Dębowe… takie, jakie lubi najbardziej." - pomyślał. "Zawsze powtarza, że najlepiej leżą mu w dłoniach oraz, że mają idealną wagę, nie są za ciężkie ani za lekkie." - Die powoli zatracał się w swoich przemyśleniach, kiedy niespodziewanie jakiś dziwny huk przywrócił go światu realnemu. Powoli, starając się nie narobić hałasu wycofał się do barierki ochronnej, gdzie pod przykrywką ciemności, niewidoczny ze sceny mógł obserwować, kto jest autorem tajemniczych dźwięków. Jakież było jego zdziwienie, kiedy jego oczom ukazała się wiotka i szczupła sylwetka perkusisty. Die wstrzymał oddech by czasem nie zdradzić swojej obecności. Shinya rozejrzał się uważnie czy nikt przypadkiem nie został jeszcze w budynku, po czym pewnym krokiem ruszył w stronę miejsca gdzie rzucił pałeczkami. Zdziwił się, kiedy jedyną rzeczą, jaką odnalazł była pusta podłoga.
- Musieli je sprzątnąć - powiedział do siebie, po czym powędrował do swojego sprzętu. Kiedy już zajął odpowiednią pozycję i znalazł nowy komplet pałeczek zaczął grać. Ale nie tak zwyczajnie, lecz z prawdziwą pasją, tak jak to robi będąc wyłącznie sam ze sobą i ze swoją muzyką. Nie wybijał rytmu do żadnego z utworów Dir en Grey, o nie. To, co grał płynęło prosto z dna jego serca, wyrażało wszystkie jego emocje, radości i smutki. To, co grał było wielką improwizacją, improwizacją na ogromną, światową skalę. "Gdyby ktoś to teraz spisał, na pewno powstałby z tego niejeden przebój." - myślał Die nie mogąc otrząsnąć się z niesamowitego wrażenia, jakie wywarła na nim gra Shin-chana.
* * *
"Grać, tylko grać… Tak, to jest teraz dla mnie najważniejsze! Podczas gry nie mam czasu zastanawiać się nad moją chorą miłością do Die, nie mam czasu rozpamiętywać tych wszystkich przepłakanych nocy, samotnych nocy. O ile łatwiej by mi było gdybym miał go u swego boku!? Nawet nie chcę wiedzieć. Po co dodatkowo się ranić. Przecież wiem, że moje marzenie nigdy się nie spełni, przecież wiem, że on nigdy nie będzie mój…" - Oczy Shin-chana zaszły łzami, jednak nie zaczął płakać. Nie wiedzieć, czemu z tego powodu wstąpiła w niego jakaś nowa, niesamowita, trudna do pojęcia energia i emocja. Zaczął jeszcze mocniej uderzać w bębny, ile miał sił w rękach, ile powietrza w płucach.
* * *
Oczy czerwonowłosego utkwione były w jeden punkt. Już dawno przestał zwracać uwagę na otaczający go świat. Nie widział niczego poza ruchami jego odwiecznej zabawki, jego ulubionej ofiary żartów. Die nie słyszał nawet muzyki. Wystarczyła mu sama ekspresja ruchów perkusisty, sama twarz mokra od potu i drżące ze zmęczenia mięśnie, by jego serce ścisną niemiły skurcz, skurcz uświadamiający mu jak ważny w jego życiu jest Shin-chan. Dopiero teraz, gdy atmosfera panująca w sali zrobiła się trudna do zniesienia Die wreszcie zrozumiał, zrozumiał, czemu tak uwielbiał dokuczać młodszemu koledze, czemu to akurat on zawsze stawał się ofiarą jego niewybrednych żartów. Prawda tak prosta i skomplikowana zarazem uderzyła go z mocą pioruna porażając wszystkie jego zmysły…
- Shin-chan… Ja Cię kocham… - wyszeptał.
* * *
Nie wiedzieć jak, podczas grania kulminacyjnego momentu, podczas chwili największej emocji wydobywającej się z jego wnętrza, Shinya usłyszał cichy szept. Natychmiast przerwał grę i z gracją motyla zerwał się, by zapalić światło w głównej części sali. Nieme przerażenie odmalowało się na jego twarzy, gdy ujrzał opierającego się o barierkę Die. Nagła jasność, która zapanowała w pomieszczeniu wyrwała gitarzystę z dziwnego stanu, w jakim się znajdował. Przerażony tym, co się wydarzyło stanął jak wryty. Tym razem, Shinya nie był w stanie pohamować napływających do oczu łez. Odwrócił się w stronę drzwi i już miał uciec, kiedy wezbrała w nim złość tak wielka, że aż nie dająca się ujarzmić. Zdesperowany podbiegł do krawędzi sceny i z zaciśniętymi do granic możliwości pięściami zaczął wyrzucać z siebie słowa w kierunku Die'a.
- Jak śmiałeś… jak śmiałeś!? - podbródek młodszego począł niebezpiecznie drżeć. - Dlaczego miałeś czelność być tu i podsłuchiwać jak gram! Czy już nawet tyle szacunku dla mnie nie masz żeby podarować mi choć odrobinę prywatności i samotności?! - zszokowany Die nie był w stanie wydusić z siebie słowa, pokornie więc słuchał tego co miał mu do powiedzenia młodszy.
- I co teraz? Masz zamiar wyśmiać mnie tak jak zawsze? Proszę bardzo! No proszę, mów, jaki to ze mnie głupi dzieciak i do tego mazgaj! Wypowiedz tych swoich kilka magicznych słów! Pewnie już nie możesz się doczekać, kiedy opowiesz o tym, co widziałeś Totchiemu! Razem będziecie mieli świetny ubaw! - Shinya mówił nieprzerwanie nie dając dojść koledze do głosu. O dziwo, Die nie chciał nic mówić, nie pozwalał mu na to ból, który pod wpływem słów perkusisty zagościł w jego sercu. "Czyżbym był aż takim debilem, i przez tyle czasu nie widział tego, co było aż tak widoczne?" - pytał w myślach sam siebie. Niewiele myśląc Die postanowił zaryzykować i postawić całe swoje dotychczasowe życie na jedną kartę.
- Shin-chan… Maleństwo. - zaczął, jednak nie było mu dane skończyć, gdyż na dźwięk znienawidzonego określenia do oczu perkusisty napłynęły kolejne fale łez.
- NIE MÓW TAK DO MNIE! ROZUMIESZ!? - pod wpływem złości ciałem młodszego wstrząsnął silny dreszcz, powodując utratę równowagi. Shinya chcąc się ratować przed upadkiem ponownie potknął się o źle ułożony kabel i runął głową w dół z prawie dwumetrowej sceny. Nie wiedzieć, czemu całe życie mignęło mu przed oczami. Wprawdzie wiedział, że się nie zabije, ale jednak gorzko pożałował, że nie miał na tyle odwagi by wyznać gitarzyście swoich uczuć. Zacisnął mocno oczy, czekając na ból, jaki poczuje łamiąc sobie kości. O dziwo nic takiego nie nastąpiło. Shinya podniósł wzrok i dławiąc się własnymi łzami natrafił na wystraszony wzrok swojego wybawiciela. Nie czekając na reakcję perkusisty, Die mocno objął jego drżące ciało i mocno do siebie przytulił.
- Już dobrze Shin-chan, już dobrze. Jesteś bezpieczny, nic Ci się nie stało. - najspokojniej jak był w stanie powiedział gitarzysta.
- Die… Die… ja… - urywany przez płacz głos blondyna był ledwie słyszalny w ogromnym pomieszczeniu.
- Ciii Kochanie… Nie mów nic… Ja już wszystko wiem… Domyśliłem się po tym jak grałeś, po tym jak twoje usta poruszały się w niemym "kocham Cię Die". Ja już wszystko wiem, i nie musisz się o nic martwić, bo ja Ciebie też kocham… - Die poczuł na sobie pytający wzrok młodszego.
- Tak, uświadomiłem sobie to teraz, kiedy grałeś, kiedy rozładowywałeś negatywne emocje powstałe z mojej winy, ale teraz obiecuję Ci, że już nigdy nie dam Ci powodu do płaczu! - po tych słowach rudzielec chciał objąć młodszego, ten jednak zwinnym ruchem wywinął mu się i siadając na nim okrakiem przysunął swoje usta do jego. Gitarzysta aż zadrżał pod wpływem dotyku gorącego powietrza, które przyjemnie owiewało jego pełne wargi. Nie czekając na zaproszenie, Shinya delikatnie pocałował starszego, najpierw delikatni, z czasem jednak coraz bardziej zachłannie. Ich języki tańczyły jak szalone chcąc sprawić drugiemu jak najwięcej rozkoszy, tak, aby ta chwila została zapamiętana przez nich oboje aż do śmierci. Nie mogąc złapać powietrza, Shinya odsunął się na chwilę od swojego ukochanego, a ten w tym czasie zdjął z siebie skórzaną kurtkę, położył ją na ziemi a następnie umieścił na niej perkusistę.
- Wybacz Maleństwo, ale w tym związku to ja jestem na górze. - powiedział radośnie Die nie zwracając najmniejszej uwagi na oburzenie jakie wywołał tymi słowami u swojego kochanka.
Bez najmniejszych oporów zaczął rozbierać Shin-chana z koszuli jednocześnie zasypując gradem pocałunków jego śnieżnobiałą szyję, a czasami nawet zostawiając na niej kilka zaczerwienionych śladów. Młodszy jęknął głucho czując jak silna dłoń Die przesuwa się delikatnie po jego mostku, a następnie linii międzyżebrowej dochodząc aż do pępka. Spragniony gorących i wilgotnych pocałunków Shinya zatopił swoje długie palce w czerwonych włosach gitarzysty delikatnie odrywając jego wargi od swojej klatki piersiowej i przeciągając je na swoje usta. Namiętny, pełen pasji pocałunek, który zainicjował Shin-chan nie przeszkadzał Die'owi w powolnym, choć skutecznym rozpinaniu mu spodni. Kiedy w końcu rudzielec uwolnił się od zachłannych warg blondyna, przeciągnął swoim wilgotnym i gorącym językiem wzdłuż ciała kochanka zatrzymując się dopiero gdzieś w okolicach pępka. Tam począł rysować nim niepowtarzalne wzory, lekko łaskocząc swojego uke. W tym samym czasie jedna ręka czerwonowłosego masowała wewnętrzną stronę ud młodszego, a druga sprawnie rozpinała rząd guzików w spodniach Shin-chana.
- Die… - szepnął Shinya.
- Tak Kochanie?
- Tak bardzo Cię pragnę, ale równocześnie strasznie się boję… To mój pierwszy raz z mężczyzną. - powiedział mocno zażenowany perkusista.
- Mój też, nie martw się, będę delikatny najbardziej jak umiem. - spokojny ton głosu gitarzysty uspokoił lekko zdenerwowanego Shina. - Tylko proszę Cię, zaufaj mi, rozluźnij się i poddaj się moim pieszczotom.
- Hai! - odpowiedział młodszy a jego ciało wygięło się w łuk pod wpływem dotyku jego seme. Shinya nawet nie zauważył, kiedy Die rozebrał go do naga i klęcząc nad nim podziwiał jego ciało. Pomimo widocznych kości i chudości, perkusista wydał mu się najpiękniejszą istotą pod słońcem. Kruchą, delikatną i cenną jak chińska porcelana. Nie chcąc już dłużej zwlekać, czerwonowłosy pochylił się nad męskością perkusisty i zachłannie wziął ją do ust. Shinya krzyknął pod wpływem nagłej rozkoszy, która przeszyła jego ciało. Die nie zwracając na to najmniejszej uwagi wodził swoim językiem po członku Shin-chana powodując, iż z każdą chwilą stawał się on coraz większy i sztywniejszy. Nie chcąc tracić czasu, Die wolną ręką masował jądra i dziurkę swojego kochanka, przygotowując go na główne uderzenie. Niemogący zapanować nad własnym ciałem Shin-chan zarzucił ręce nad głowę i jęcząc na cały głos delektował się przyjemnością dawaną mu przez Die'a. Już prawie dochodził, kiedy niespodziewanie Die zaprzestał wykonywanych czynności. Szybkim ruchem ściągnął swoje spodnie i nie dając Shin-chanowi czasu do namysłu wszedł w niego powoli, lecz równocześnie stanowczo, nie znosząc sprzeciwu.
- Au… - krzyknął perkusista.- To boli, ale nie przestawaj! Kocham ten ból, bo Ty mi go zadajesz. - wysapał przez zaciśnięte zęby. Podporządkowując się woli kochanka Daisuke zaczął rytmicznie poruszać biodrami, raz wsuwając, a raz wysuwając się z ciała młodszego. Z każdą minutą Die pracował coraz szybciej, coraz głębiej zatapiając się w ciało kochanka. Shin-chan doszedł pierwszy, jednak nie musiał długo czekać na swojego seme, który w kilkanaście sekund później wlewał swoje gorące soki do wnętrza ukochanego. Jeszcze jakiś czas trwali tak złączeni, dopiero, kiedy emocje opadły Die delikatnie wysunął się z perkusisty i położył obok wtulając jego drobne ciało w swoje ramiona. Usłyszał cichy płacz, na co przestraszył się nie na żarty.
- Maleństwo, czemu płaczesz? - spytał starszy z obawą w głosie.
- Nie przejmuj się Die, to ze szczęścia. Tak długo czekałem byś nazwał mnie Maleństwem, ale wiesz, tak pieszczotliwie, a nie złośliwie. - odpowiedział Shinya.
- Ależ ja zawsze mówiłem to pieszczotliwie. - czerwonowłosy zaperzył się.
- Teraz to wiem… Ai shiteru Die-san. - Shin-chan wypowiedział te słowa, po czym spokojnie usnął.
- Ai shiteru Shin-chan mo. - odpowiedział prawie bezgłośnie Die, po czym wstał, zapiął spodnie, ubrał się i obwinąwszy swój największy skarb w swoją ogromną jak dla Shin-chana kurtkę ruszył z nim na rękach w stronę drzwi z zamiarem odwiezienia do hotelu, do substytutu domu, do ostoi, o której tak marzył Shin. Z zamiarem odwiezienia go do domu i zostania w nim, z nim na zawsze…
No i skończyłam. Nie wiem jak wypadło, trudno mi ocenić. Osobiście wolę pisać angsty,
bo lemony mi nigdy nie wychodzą, a happy end'y też jakoś nie pasują do mnie.
Mam nadzieję, że przyjmiecie ficzka ciepło, bo jak już pisałam powstał on
SPECJALNIE dla PROPHET!
Kochanie pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć!
by Kate
kiyoshi@o2.pl
|
|
Komentarze |
dnia padziernika 19 2011 13:50:21
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina
Angel (Brak e-maila) 23:38 08-12-2005
Kate...może i myślisz że durny, może przesłodzony, naiwny i bez fabuły...Co z tego?? To jest taki niesamowity poprawiacz nastroju^___^ Powinnaś dawać go w przyszłości Twoim pacjentom Ja wiem kochana że Ty wolisz angsty pisać, wiem bardzo dobrze, ale czasem coś takiego nie zaszkodzi człowiekowi, nee? łach...chcę być takim Maleństwem Die'a!! *___*
PROPHET (Brak e-maila) 21:34 10-12-2005
Ooooi, pamiętam, pamiętam, neeeee ^-^. Widzę, że przeniosłas się na tą stronkę, wiesz, że ja też tak zrobię ^0^...? Już wysłałam swoje fiki, mam nadzieję, że nie zrobiłam zadnego błędu przy wysyłaniu ___^___, a co! Ty i a_wia tu będziecie i myślicie, że wam pozwolę samym tu siedzieć...? NIE MA MOWY XDDDD! PROPHET TEŻ CHCE NA TCD!!!!!!!!
a_wia (Brak e-maila) 22:23 11-12-2005
Chyba się jakoś zmieścimy i tutaj, nie tutejsi też nasze twory poznają...
PROPHET (Brak e-maila) 20:14 12-12-2005
A JAKŻE!!! *^0^*
Kate (Brak e-maila) 11:19 13-12-2005
Cytuję: "Jak się popieści, to się wszystko zmieści."
PROPHET (Brak e-maila) 13:26 18-12-2005
TO MÓJ TEXT!!!!!!!!
Kate (Brak e-maila) 22:40 19-12-2005
Dlatego zacytowałam. *kiss seme* |
|
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
|
Oceny |
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.
Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.
Brak ocen.
|
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem? Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.
Zapomniane haso? Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze stałe, cykliczne projekty
|
Tu jesteśmy | Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć
|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|