The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 26 2024 10:08:58   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Kwiaty 1
- Dave, idziesz z nami na piwo?
Chłopak odwrócił się patrząc na grupkę dziewcząt.
- Idźcie beze mnie.
Słysząc głośny jęk zawodu, uśmiechnął się delikatnie. Dziewczęta natychmiast zarumieniły się po uszy.
- Następnym razem wam to wynagrodzę!
Posłał im jeszcze jeden nieziemski uśmiech i odwrócił się wychodząc poza terez szkoły.

Wielkie miasto potrafiło cię zjeść, jeśli nie wiedziałeś jak tu przeżyć. On został wrzucony na głębokie wody, więc nic go chyba już nie przerażało. Trzeba było tylko odpowiednio dobierać słowa i nie pchać się tam, gdzie cię nie chciano. Po kilku latach ta metalowa dżungla była dla niego spokojnym domem.
Zatrzymał się na moście patrząc w dal na pola. Gdzieś ponad nimi unosiły się kłęby kurzu za kolejnym autobusem, oddalającym się szybko od tego miejsca.
Czasem zdawało mu się, że dom stał się klatką. Nie było wyjścia.
Rzucił jeszcze jedno spojrzenie za uciekającymi i znów ruszył przed siebie.
A czemu tu się dziwić? W końcu dla tego miejsca nie było już nadziei. Skończyła się dawno, zanim się urodził. Nie był zły. Nikogo nie winił. Miasto ginęło, jak wiele innych w tej części lądu. Było to niemal naturalne.
Lecz nie było ucieczki. Dla niego. Nie miał wystarczająco wiele kasy. Nie mógł też liczyć na pomoc znanej rodziny, która by go stąd wyciągnęła.

Oparł się o ścianę ściągając buty. Zamknął drzwi na klucz przekręcając go dwa razy. Zasunął jeszcze rygle i wyjrzał przez świetlik. Przeszedł spokojnie przez mieszkanie sprawdzając czy żaluzje są wciąż zasunęte. Dopiero teraz zapalił światło i szepnął do siebie.
- Jestem...
Przeszedł do kuchni otwierając lodówkę. Pochylił się sprawdzając zawartość, gdy nagle usłyszał jakiś hałas w sypialni. Znieruchomiał wytężając słuch.
Zdawało mu się? Kręci się tu po okolicy wieli szabrowników, ale mógłby przysiąc, że nikogo tu nie było. Przecież znali go na mieście. Wiedzieli, że nie wyjechał. I wciąż żyje.
Znowu trzask. Potem jakieś głośne kroki i sapanie.
Wyprotował się sięgając powoli ręką do noża, który nosił przypięty do łydki. Rozejrzał się jeszcze po mieszkaniu, po czym zaczął skradać się w stronę pokoju. Stanął koło drzwi i po chwili gwałtownie je otworzył wyciągając przed siebie ostrze.
- Proszę mnie nie zabijać! Jestem Sae Kalto z Trzech Wierzb! Mam dokumenty! Proszę mnie nie zabijać!
Powoli opuścił nóż wpatrując się ze zdumieniem z postać stojącą przed nim. Chłopak zasłaniał jedną ręką twarz a drugą wyciągał przed siebie trzymając jakiś świstek papieru. David nie wiedząc czemu sięgnął po niego, chyba czując wyrzuty sumienia, że tak przeraził nieznajomego. Tak się trząsł, że wyglądał, jakby miał zaraz dostać zawału serca.
Rozwinął dokumenty, lecz nic z nich nie zrozumiał. Były tam podane jakies nazwiska i miejsca, lecz nie kojarzył ich. Stempel także wydawał się dziwny. Uniósł wzrok, mówiąc niepewnie.
- Chyba źle trafiłeś... - Nagle spojrzał dalej. - Coś ty zrobił?!
Pochylił się nad zwęglonym kawałkiem materiału, który jeszcze niedawno służyło mu za łóżko. Przez chwilę stał z otwartmi ustami nie potrafią w to uwierzyć. Powoli przeniósł mordercze spojrzenie na chłopaka, który zaraz cofnął się znów unosząc dłonie.
- Wszystko przebiegło według procedur! Mam nawet odczyty!
Zaczął nerwowo przeszukiać kieszenie wyświechtanego płaszcza. David szedł w jego kierunku nieświadomie bawiąc się nożem. Chłopak przewrócił się nagle wyciągając przez siebie ręce w twórych trzymał coś przypominającego kompas.
- Proszę nie! Ja tylko miałem się dostać do Niebieskich Strumieni!
- Do czego? - David zatrzymał się krzycząc w jego kierunku - Jesteśmy w Cansas!
Chłopak wbił w niego przerażony wzrok. Jednak przez chwilę miał wrażenie, że to nie jego się już boi. Odwrócił dziwny przyrząd w swoją stronę. Tak długo się nie odzywał, że David cofnął się i usiadł na kanapie chowając z powrotem nóż.
W słabej łunie światła dochodzącego z salonu mógł mu się przyjrzeć. Miał okrągłą twarz i nieco zbyt pulchną. Włosy sięgały mu ramion i wyglądały, jakby przydałby im się fryzjer. Nagle powoli wstał i spojrzał na niego. Zdawał się teraz niezwykle mały.
- Chyba się zgubiłem.
- Chodź.
Brunet wstał wzdychając. Przeszedł do kuchni nastawiając wody w czajniku. Odwrócił się patrząc jak chłopak staje na środku pomieszczenia pocierając nerwowo ręce. Wskazał mu palcem krzesło.
- Siadaj.
Ah te świry. Wszędzie ich tu pełno. Tylko wciąż zastanawiał się, jakim cudem udało mu się tu dostać. Pewnie chciał mu coś ukraść. Chyba musiał naprawdę być w potrzasku. Dzieciak nie nadawał się kompletnie na złodzieja. Niezdarny i głośny. Pewnie podpalił łóżko albo coś. I te beznadziejne wymówki. Przedszkolak wymyśliłby lepszą.
- Więc co tu robisz, Sae?
Odwrócił się wyciągając z lodówki masło i nieco stary ser. Były tam jeszcze jakieś pojemniki, ale chyba już zapomniał co w nich powinno być. Postanowił je kiedyś wyrzucić, ale wciąż zapominał. Usłyszał za sobą cichy głos chłopaka.
- Nauczyciele kazali mi dostarczyć moje podanie do szkoły. Trzeba to robić osobiście.
Greg zaczął grzebać w zlewie, szukając czystego noża.
- Tak? Nie da się przez pocztę?
Rozwinął już trochę twardawy chleb i zaczął smarować kromki. Grubo. Potrafił jeść najgorsze możliwe kombinacje, lecz zawsze musiało być masło. Ubóstwiał je.
- Jeżeli uda ci się do nich teleportować, to już masz już niemal pewność, że cię przyjeli.
- Fajnie.
Teleportacja? Ale numer. Sięgnął po jakiś talerzyk i strzepał okruchy, po czym położył na nim kanapki. Odwrócił się i usiadł naprzeciwko chłopaka. Położył talerz na środku, jednocześnie wsadzając jedną kromkę do ust. Kiedyś przyjęli do ich szkoły trochę świrniętego gościa. Myślał, że jest zbawicielem świata i musi pomagać biednym. To był chyba jakiś eksperyment, który miał pomóc mu w powrocie do zdrowia. No cóż. Nie udało się. Koleś chciał pomóc uczniowi, który był męczony przez grupę osiłków. Tak go pobili, że trafił na kilka miesięcy na oddział. Po wyjściu ze szpitala ziomek się całkowicie załamał.
- Więc jesteś czarodziejem?
Sae podniósł wzrok uśmiechając się blado.
- Nie. Nie jestem dzieckiem. Wiem, że oni nie istnieją.
David uniósł brew rzując kolejny kęs.
- Chcę zostać alchemikiem.
Taaa. Teraz to ma sens. Alchemika jeszcze nie spotkał. Przełknął czując suchość w ustach. Wytarł ręce o spodnie i znów wstał. Powoli zaczął przeszukiwać szafki w poszukiwaniu wody. Po drodze znalazł jakąś starą szklankę.
Nagle usłyszał hałas dochodzący z sypialni.
Oparł się o metal wzdychając ciężko po czym rzucił spojrzenie chłopakowi. Co, jeszcze ktoś?
Dzieciak podskoczył na krześle słysząc kolejne dźwięki wydobywające się z pomieszcznia obok. Powoli pokręcił głową wbijając przerażony wzrok w drzwi. David zauważył, że znów zaczął grzebać rękami w tym przeklętym płaszczu.
Westchnął ciężko idąc w kierunku sypialni. Niemal w tym samym momencie drzwi otworzyły się. Stała w nich stała ogromna bestia, przypominająca psa. Z głowy wystawały jej olbrzymie rogi a z tyłu zamiast ogona unosił się wąż.
David cofnął się o krok sięgając po nóż. Zwierzę jednak zadawało się nie zwracać na niego uwagi. Zwróciło swój wielki łeb w stronę drugiej osoby w pokoju i cicho zawarczała. Sae wyciągnął drżącymi rękami coś w rodzaju pałki i wymierzył nią przed siebie. David czekał, lecz chłopak nic nie robił. Bestia wyszczerzyła zęby jeżąc sieść na grzbiecie.
- Zrób coś do cholery - syknął w jego stronę.
Jednak zrozumiał patrząc na niego, że jest zbyt przerażony, żeby się ruszyć. Spojrzał jeszcze raz na bestię, która chwiała się niespokojnie na boki, gotowa w każdej chwili się na nich rzucić. Przeklnął pod nosem i zrobił skok w stronę chłopaka i wyrwał mu z dłoni przedmiot.
Jednocześnie bestia wydała z siebie przerażające wycie i skoczyła w ich stronę. Chłopak szybko nacisnął jedyny przycisk znajdujący się na pałce zamykając oczy. Kiedy to zrobił, poczuł coś w rodzaju szarpnięcia. Gdy podniósł powieku zwierzę zniknęło.
Wypuścił powietrze siadając ciężko na krześle.
Co to było? Jakaś mutacja? Jakiś chory wymysł naukowców? Ale skąd się tu wziął?
- P...przepra-aszam.
Odwrócił się słysząc drżący głosik. Po policzkach Sae płynęły łzy.
- To m..moja wi-ina... P...p.. rzyszedł za mną. N..Nie-e mogłem nic.c.. zrobi-ić..
Osunął się na kolana pocierając oczy. Gdy David usłyszał jego płacz poczuł coś w rodzaju współczucia. Klęknął obok niego obejmując go ramieniem.
- No już, nie jesteś dzieckiem. Nie płacz.
Pogładził go po włosach patrząc znów w stronę miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą stała bestia. Więc to jednak była prawda? Wciąż jakoś nie mógł w to uwierzyć, ale skąd mogło się to tu wziąć? Wyglądało jak coś z fantastycznego snu. Niemożliwie.
Uniósł rękę w której wciąż trzymał przedmiot. Stał się czerwony a ze środka co jakiś czas wydobywało się przytłumione wycie. Przełknął ślinę. Szepnął do siebie.
- Więc to prawda.
Po chwili uśmiechnął się powtarzając głośniej.
- To prawda!
Odsunął od siebie chłopaka i spojrzał mu w oczy.
- Możesz nas stąd zabrać!
Sae otworzył usta, lecz po chwili znów je zamknął.
- Słuchaj - David chwycił go za dłonie - Teleportuj nas. Do twej twojej szkoły.
- Ale ja nigdy nie przenosiłem dwóch osób naraz...
- E tam!
Pomógł wstać chłopakowi ciągnąc go za ręce w górę. Wciąż był blady i wyglądał jakby to wszystko do niego wciąż nie docierało.
- Czego potrzebujesz? Krwi, świec, jakiś tajemnych składników?
David stał gotowy znaleźć wszystko, o co poprosił. Czekał jednak długo, bo dopiero po dłuższym czasie Sae się odezwał się cicho.
- Coś do pisania.

Chłopak patrzył jak na ziemi powstaje wielki rysunek. Było to koło z jakimiś niezrozumiałymi znakami. Sae rysował go już od dłuższego czasu, wciąż spoglądając na jakieś kartki, które wyciągnął z płaszcza. Wyglądał jakby był niepewny każdego ruchu, lecz mimo wszystko chyba dostrzegł jakiś błysk w jego oczach, gdy to robił.
David położył głowę na stół. Miał już spakowany plecack. Zadzwonił też do sąsiadów, że jeśli nie zjawi się przez trzy dni, to znaczy, że udało mu się w końcu wyjechać.
Alchemik wyprostował się i pogrzebał w kieszeniach. Wyciągnął w nich jakąś torebkę z proszkiem, którym zaczął posypywać znaki.
Gdy skończył uniósł wzrok.
- Chyba obliczenia są poprawne.
David uniósł głowę.
- Masz ładne oczy.
Sae zmarszczył brwi zbity z tropu. Spuścił głowę rumieniąc się nieznacznie.
- Co? - burknął pod nosem
- Yhm. Pierwszy raz widzę, żeby ktoś miał tak błękitne oczy.
Zsunął się z krzesła i zarzucił na ramię plecak. Podszedł do chłopaka.
- To jak? Ruszamy?
Uśmiechnął się widząc wahanie w postawie Sae.
- Nie martw się, jestem pewnien, że wszystko zrobiłeś idealnie.
Chłopak spuścił wzrok.
- Nie o to chodzi.
- A o co?
Sae ściszył jeszcze bardziej głos, sprawiając, że z trudem można było go usłyszeć.
- Potrzebuje jeszcze twojego imienia.
- No tak! - brunet uderzył się mocno dłonią w czoło - Nie przedstawiłem się, wybacz. David Tennant.
Chłopak kiwnął głową zaciskając usta. Klęknął kładąc ręcę na podłodze i zaczął mamrotać jakieś słowa pod nosem.
David uniósł wzrok spoglądajac na pokój. Zaczął on się rozmazywać, jakby jechał szybko samochodem. Zakręciło mu się w głowie i w tym samym momencie poczuł jak ziemia ucieka mu spod stóp. Nagle nogi poślizgnęły się, jakby stał właśnie na lodowisku.
Jęknął czując ból w biodrze. Podniósł wzrok i rozejrzał się po okolicy. Błyskawicznie zerwał się na nogi wstrzymując oddech. Nic jednak się nie stało. Stał na środku wody, ale nie wpadał do niej. Klęknął próbując dotknął palcem jej taflę, lecz nie zdołał.
- Wybacz. Narazie potrafię wytworzyć tylko platformę.
David odwrócił się w stronę Sae. Niemal zapomniał o tym, że tu jest! Chłopak wzruszył ramionami.
- Jestem za słaby. Prawdziwi alchemicy potrafią chodzić po wodzie, pływać w niej pozostając suchym. Ja jeszcze tego nie potrafię.
- Żartujesz?! - David podszedł do niego chwytając go za ramiona - To niesamowite! Jesteś wielki!
Blondyn spuścił wzrok mrucząc pod nosem podziekowania. Brunet odwrócił się spoglądając z zachwytem na rozciągający się przed nim widok. Wszędzie woda. Niezachwiana niebieska woda ciągnąca się po horyzont. A ponad nią unosiła się góra, wielka masa skalna.
Podbiegł do Sae wskazując przed siebie palcem.
- Jak ona się unosi? To jakieś czary?
Chłopak zawahał się.
- Przepraszam, ale znam tylko plotki.
- A tam. Czuję, że plotki w tym świecie mogą być lepsze od rzeczywistości. - Uśmiechnął się delikatnie spoglądając na blondyna - Słyszałem też, że w każdej plotce jest ziarnko prawdy.
Chłopak nie odpowiedział. Włożył ręce do kieszeni i zacząc w nich grzebać. Po chwili wyciągnął z niego sporych rozmiarów silnik. Widząc jak montuje go na niewidzialnej platformie, postanowił pognębić go jeszcze wieloma pytaniami.
- To Akademia Alchemików z Trzech Strumieni. - powiedział niepewnie. - Podobno ta góra była kiedyś siedzibami naszych przodków. Byli dużo potężniejsi od naszych mistrzów.
Pogrzebał jeszcze raz w kieszeni i znów wyciągnął znajomy proszek. Zaczął posypywać starannie urządzenie.
- Przenieśli się tutaj. Stworzyli ziemię. Niektórzy mówią, że kiedyś było tu ogromne latające miasto. Jedna wyspa tylko na bibliotekę, gdzie znajdowały się księgi stąd i innych światów. Sunąca delikatnie ponad wodą dolina, gdzie tworzono alchemię. Gdzieś ponad chmurami była kopuła z najczystrzego szkła, gdzie trzymano ostatnie sztuki przedstawicieli swoich gatunków.
Nagle spojrzał na niego szybko.
- Oczywiście to tylko pogłoski.
- A gdzie są teraz?
Sae wyprostował się spoglądając przez chwilę na horyzont. Odezwał się cicho.
- Odeszli. Została tylko Akademia.
Sae odsunął się gdy silnik zaczął delikatnie warczeć. Odwórcił się do niego i znów zaczął grzebać w płaszczu.
- Podróż zajmie nam jakąś godzinę.
Zaczął wyciągać nieco poobijane talerze i kubki. Po chwili pojawiły się też owoce. Niektóre dosyć osobliwe.
David usiadł biorąc do ręki coś przypominające jabłko.
- Co jest z tym płaszczem?
Blondyn uśmiechnął się siadając na przeciwko niego.
- Dostałem go od rodziców z okazji wytypowania do Akademii. Jego kiesznie pomieszczą wszystko. - Pogładził materiał zatrzymując rękę na jednej z licznych łat. Nieco zmarkotniał - Nie jest zbyt okazały.
David uniósł brwi w wyrazie zdumienia.
- Nie musi być okazały. Ważne, że jest cholernie przydatny.
Powąchał trzymany w dłoniach owoc. Po chwili namysłu ugryzł go i zaraz się zakrztusił zmuszając się aby nie wypluć kęsa.
- To co jest?! Smakuje jak surowe mięso!
Wzdrygnął się zasłaniając usta dłonią. Sae uśmiechnął się by po chwili wybuchnąć śmiechem. David spojrzał na niego wściekle, lecz gdy zobaczył jak blondyn rozpromienił się, natychmiast mu przeszło. Jego śmiech był głuchy, lecz pasował mu. Gdy wreszcie się uspokoił otarł łzy w oczach i spojrzał na Davida.
- A co chodzi?
Brunet westchnął z błogim uśmiechem na twarzy.
- Jesteś cudowny.
Chłopak niemal natychmiat się zarumienił spuszczając wzrok.
- Przestań tak mówić.
- Dlaczego? - pochylił się w jego stronę - Nie podoba ci się to?
Sae odsunął się lekko. Po chwili odezwał się cicho.
- Nie o to chodzi. Mówisz to tak... łatwo.
David odsunął się z wyrazem ulgi na twarzy. Wyrzucił ukradkiem owoc za burtę.
- Uf, a już się martwiłem.
Spojrzał podejżliwie w stronę reszty jedzenia.
- Sam nie wiem. Masz w sobie coś co sprawia, że cię lubię.
Sięgnął po kolejny owoc i przysunął blisko twarzy oglądając go jak okaz w muzeum. Sae uniósł kołnierz płaszcza. Być może chroniąc się przed morskim wiatrem, lecz David widział chyba coś na kształ uśmiechu, zanim zdołał go zasłonić materiał.












 


Komentarze
Aquarius dnia padziernika 10 2011 21:04:35
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

NexVesper (Brak e-maila) 01:53 11-07-2011
Ja czytam ^^ Udało ci się... Już nie lubię Davida... Ale za to lubię Sae...Hmm... Pisz dalej ^^
Irma (Brak e-maila) 15:11 13-07-2011
Zapowiada się bardzo ciekawie. Ładnie piszesz, bez jakiś językowych wpadek, poprawnie stylistycznie, więc dobrze się czyta. Nie trać wiarysmiley Pozdrawiam.
fanta (Brak e-maila) 23:06 16-07-2011
a mi się bardzo podoba. fajnie się zaczyna i zastanawiam się, jak potoczą się dalsze losy bohaterów smiley
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum