ŚCIANA SŁAWY | Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner
|
|
Witamy |
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
|
Chociaż jestem młody |
Chciał uciec. Uciec przed czymś, przed czym nie dało się uciec. Przed faktem, który palił swoją prawdą i prostotą. Podświadomie myślał o tym zawsze. Czuł palący wstyd, mimo iż nie było się czego wstydzić. Elfy były wyrozumiałe, nie obowiązywały ich sztywne zasady, tak bardzo krępujące ludzi.
Haldir z furią szył z łuku w powietrze. Chciał odpędzić palące myśli, myśli, które były natrętne i pomimo jego usilnych starań powracały. Był inny. Nie on jeden. Ale był młody, *za młody*. Jeśli chodziło o starsze elfy to przymykano na to oko, po kilkudziesięciu wiekach spędzonych w Śródziemiu można było wykorzystać już wszystkie możliwości, skosztować każdego owocu. U młodzików traktowano to jako chwilową, nieszkodliwą fascynację. On jednak już dawno wszedł w wiek męski. A fascynacja nie minęła.
Szedł na oślep między wysokimi drzewami Lorien. Miał wrażenie, że wszyscy wiedzą. Że patrzą. Zdecydował. Pojedzie. Lord Keleborn wysyłał ochotników do Wielkiego Zielonego Lasu, potrzebowano elfów do obrony zachodnich granic przed goblinami, które ostatnio się rozzuchwaliły. Może tam odpędzi od siebie widma niezdrowych myśli. Niezdrowych? Piękna twarz Haldira wykrzywiła się w ironicznym uśmiechu. Było mu wszystko jedno. Byle dalej od Lorien. Wystarczyło zgłosić się do Pani Galadrieli, chociaż to Keleborn oficjalnie wysyłał komanda do Zielonego Lasu. Ostateczna decyzja należała jednak do Pani Złotego Lasu. Wszyscy wiedzieli kto nosi spodnie w tym małżeństwie.
Pakował swoje rzeczy. Nie miał ciężkiego bagażu. Najcięższa będzie jego broń. I medykamenty, potrafił się dobrze nimi posługiwać. Przewiesił torbę przez ramię. Odłożył ją i zaczął się szykować do ostatniej nocy w Lorien. Jutro o świcie rusza. Gdzieś podświadomie wyruszał do tej dzikiej, nieznanej krainy z ogromną nadzieją. Sam nie wiedział na co ta nadzieja. Na uzdrowienie? Spokój? A może ukojenie? Rozplątywał misternie pleciony warkocz. Jasne, przetykane srebrem włosy uwolnione ze splotów łaskotały jego nagie plecy. Przymknął powieki. Chciał odnaleźć spokój. Nie ważne czy w postaci uzdrowienia czy ukojenia. Leżał na wznak, z rękoma ułożonymi wzdłuż ciała, powoli popadał w stan nieświadomości, marzenia kształtowały się, wspomnienia wracały. Tej nocy nie odnalazł spokoju.
Młody elf bezszelestnie wszedł do pokoju. Odłożył łuk. Trenował dziś cały dzień. Bolał go tułów i ramiona. Powoli i ostrożnie zaczął się rozbierać. Jaśniutkie, długie do połowy pleców włosy rozpuścił. Zanurzył się w balii gorącej wody. Odrętwienie powoli opuszczało obolałe ciało. Jutro miał przybyć do zamku oddział łuczników z Lothlorien. Legolas liczył na to, że któryś z nich zechce go pouczyć. Łucznictwo od jakiegoś czasu było jego nową pasją. Rozmyślania przerwało mu pukanie do drzwi. Wiedział kto to, więc szybko podniósł się, wytarł i owinął sobie ręcznik wokół bioder. Drzwi się uchyliły i do środka wszedł nadworny uzdrowiciel. Legolas cofnął się o krok do tyłu, gdyż nie poznał go. Jak się okazało był nowym medykiem na dworze i polecono mu tu przyjść. Legolas bez słowa usiadł na posłaniu odwrócony do niego tyłem. Tamten odgarnął z pleców mokre włosy księcia i zaczął delikatnie masować jego kark i ramiona. Legolas poddawał się temu niemal codziennie od paru lat, zwłaszcza jeśli przesadził z ćwiczeniami, co mu się ostatnio zdarzało dosyć często. W pomieszczeniu było parno, oświetlało je tylko kilka grubych świec osadzonych w kandelabrze rzeźbionym z dębiny. Legolas zamknął oczy, skupiając się na doznaniach. Nie potrafił jeszcze nazwać tego co czuje. Drżał, ale wiedział, że nie z zimna. Uzdrowiciel skończył. Życzył księciu miłej nocy i wyszedł. Legolas cicho westchnął i wstał. Odwinął ręcznik z bioder i wstyd zalał go czerwoną falą. Aż po same czubki spiczasto zakończonych uszu.
Haldir rzucił broń na łóżko. On, tak jak wielu innych przybyłych elfów, miał wyruszyć następnego dnia na zachodnie skraje puszczy. Dziwne. Królestwo jest w niebezpieczeństwie, a leśny król urządza w takim momencie turniej łuczniczy. Elf z rozkoszą runął na miękkie posłanie; cały dzień spędzony w siodle dał mu się we znaki. Nie śnił o niczym.
Tarcze ustawiono w równych odległościach od siebie. Łucznicy znajdowali się 50 kroków od celów. Odległość śmieszna jak dla elfów, ale wszystko musiało odbyć się zgodnie z zasadami. Thranduil z synami siedzieli na koniach i obserwowali zawody. Legolas wodził wzrokiem po łucznikach z Lorien. Przyszła kolej na jasnowłosego elfa z pięknym cisowym łukiem. Spokojnie naciągnął cięciwę i szybkim ruchem zwolnił ją. W sam środek. Rozległy się brawa, elf z gracją ukłonił się i uśmiechnął, po czym odszedł nieco w tył. Wzrok młodego elfa nie podążył jednak za kolejnym strzelcem. Haldir poprawił naramienniki i sprawdził stan strzał w kołczanie. Nie wiedział, że każdy jego ruch jest śledzony przez parę ciemnozielonych oczu młodego księcia, który gorąco teraz pragnął, by to ten właśnie nieznany mu elf z Lorien wygrał.
Haldir leniwie rozciągnął się w łóżku. Promienie słońca zaczynały się przebijać przez ciemną gęstwinę lasu, a mgły unosić do góry. Już nie był zły. Wczoraj był gotów przełamać swój łuk na pół w przypływie złości. Wygrał turniej, a w nagrodę miał uczyć królewskiego syna strzelania z łuku. Też mi nagroda! Nie po to tu przyjechał. Teraz jednak, kiedy przespał się ze swoimi nerwami spojrzał na to nieco inaczej. Właściwie to nie chciało mu się nigdzie ruszać. Pałac Thranduila oferował wszelkie luksusy, zaś uczenie młodziutkiego elfa nie mogło być ciężkim zajęciem. Zadowolony ubrał się i pospieszył na pole ćwiczeń, gdzie oczekiwać miał swojego nowego ucznia...
Elf, który zatrzymał Haldira w drodze na pole ćwiczeń, poinstruował go jak należy się zachować. Książe nie życzył sobie, żeby go tytułowano, Haldir nie miał go traktować ulgowo, ale jednak z należytym szacunkiem. To ostatnie było raczej wymysłem puszczańskiego elfa niż samego Legolasa. Zielony Liść. Niezbyt oryginalne.
Galadhrim sądził, że będzie musiał czekać. Mylił się. Legolas już był na wyznaczonym miejscu. Celował w tarczę ustawioną w niedalekiej odległości, na dłoniach miał rękawice, podobne do tych, których używają ludzie i elfy z puszczy. Spudłował. Haldir zbliżył się bezszelestnie, ale młody nie dał się zaskoczyć. Odwrócił się do niego i przez chwilę stał wpatrzony w szare oczy starszego elfa. Haldir miało okazję teraz przyjrzeć się swojemu uczniowi. Dosyć ostre rysy twarzy, zielone oczy i blada skóra. Wszystkie elfy są piękne, ale nawet wśród nich trafiają się wyjątkowej urody osobnicy. Piękno to wcale nie polega na regularnych i symetrycznych rysach, bo takie twarze szybko się zapomina. Cisza przedłużała się już ponad normę, kiedy Haldir zdał sobie sprawę, że obyczaj każe, aby to on pierwszy się przedstawił, mimo iż był starszy. Skłonił się zatem dwornie i wypowiedział swoje imię.
- Haldir z Caras Galadhon.
- Witaj, wiesz kim jestem, więc możemy pominąć tę część.
- Tak, wiem.
- Widziałem jak strzelasz na turnieju, ale chciałbym móc się przyjrzeć z bliska.
Legolas podał swój łuk Haldirowi, chociaż ten przyniósł własną broń. Galadhrim chciał najpierw sprawdzić naciąg, i tworzywo, z którego wykonano cięciwę. Słoneczne promienie grały wesołymi refleksami na jego włosach. Były srebrne. Kombinacja złotych, białych i szarych kolorów składała się na osobliwą całość. Legolas w swoim krótkim życiu nie widział jeszcze nigdy elfów z Lorien, dlatego też ten go fascynował. A przynajmniej książę wierzył, że to było głównym powodem. Haldir wyprostował swoje smukłe ciało i oddał strzał. Oczywiście celny. Odwrócił się z miłym uśmiechem do księcia.
- Zawsze strzelasz bez rękawic?
Legolasa dziwiło to bo zwyczajem jego poddanych było chronić dłonie.
- Tak.
Haldir był nieco zdziwiony pytaniem.
- I nie bolą cię dłonie, palce?
- Nie. Przyzwyczaiłem się.
- Czy myślisz, że ja też mógłbym się przyzwyczaić?
- Tak, ale stopniowo.
Legolas tylko przytaknął.
- Od czego zaczniemy?
- Chciałbym sprawdzić ustawienie rąk.
Legolas wziął łuk i ustawił się tak jak zazwyczaj.
- Prawa ręka trochę do tyłu. Dobrze. Rozsuń bardziej stopy, o tak, musisz mieć lepsze oparcie. Dobrze.
Haldir sam poprawiał ustawienia, ale w miarę możliwości unikał fizycznego kontaktu. Zabronił sobie, chociaż jego ciało go łaknęło. Cóż mógł poradzić ten młody, niewinny elf, że tak na niego działał? Poza tym nie mógł przewidzieć reakcji księcia, a nie był on z pewnością osobą, którą bez konsekwencji można było uwieść.
- Wygnij bardziej tułów. Nie tak. O tak...
Haldir ułożył swoje smukłe dłonie powyżej bioder drugiego elfa i pokierował nim. Legolas czuł jak się czerwieni, a im bardziej chciał przestać, tym bardziej efekt był odwrotny od zamierzonego. Haldir zauważył to, cofnął się i chcąc ułatwić drugiemu elfowi uspokojenie się kazał mu strzelać. Przez resztę ćwiczeń Haldir przekazywał swoje uwagi drugiemu elfowi bez dotyku.
Elf z wypiekami na twarzy, przy nikłym świetle świecy, nerwowo kartkował opasłe księgi. Sterta woluminów leżała na dębowym stole biblioteki. Westchnął z rezygnacją. Nie odnalazł odpowiedzi na swoje pytania. Historia Ei pełna była enigmatycznych tłumaczeń i niedopowiedzeń. Czy ktoś podzielał w przeszłości jego uczucia? Jedyne niejasne wzmianki znalazł o Maedhrosie i Fingonie. Mówiono mu o miłości, o tym jak dwoje elfów zapała do siebie uczuciem, ale nigdy nie wspomniano, aby dotyczyło to dwóch mężczyzn. Sam zaś nie odważyłby się zapytać.
Jaki przeklęty ogień palił jego ciało? Legolas niespokojnie przewracał się z boku na bok w swoim wielkim łóżku, które teraz wydawało mu się jeszcze większe niż w rzeczywistości. Dłonie same błądziły po ciele, chcąc uspokoić drżenie, jeszcze bardziej je wzmógł. W końcu instynktownie odnalazł to, czego szukał. Nieprzytomnie, w półśnie zwinne, długie palce otoczyły lśniącą koronę. Elf coś niezrozumiale zamruczał i wcisnął głowę w poduszkę. Miał przed oczami rozmazane obrazy, poznawał na nich tylko jedną postać. Wciąż nieświadomie pozwalał, aby dłonie przynosiły mu bardzo upragnioną ulgę, za każdym najmniejszym dotknięciem zbliżał się do celu. Obrazy stawały się coraz żywsze, niczym majaki w gorączce. Jęknął głośno pozwalając, aby imię tego, którego twarz miał przed oczami, wydostało się z jego ust. Nie otwierając oczu westchnął cicho i zasnął ukołysany jednostajnym brzęczeniem kropel deszczu o kamienny taras.
Nie było dziś mowy o ćwiczeniach. Deszcz bębnił jednostajnym rytmem o kamienny dziedziniec przez pałacem, wiatr smagał białe brzozy. Haldir siedział przed lustrem plotąc długi warkocz i uśmiechając się do własnego odbicia. Może był odrobinę próżny, ale potrafił zachować zdrowy umiar. Miał dziś prowadzić dalsze lekcje z młodym elfem, ale pogoda wykluczała to. Przez te kilka dni zdążyli się już zaprzyjaźnić, a Haldirowi coraz trudniej przychodziło oderwać wzrok od Legolasa podczas treningów. Nie pozwalał sobie jednak na przekroczenie pewnej granicy. Po pierwsze nie wiedział jak zostanie odebrany, a po drugie... no cóż, wcale nie było to takie proste. Haldir odłożył szczotkę i bez celu snuł się po swoim pokoju. Nie znosił bezczynności i męczył go brak zajęcia. Mógłby może chociaż coś poczytać. Co prawda Thranduil ceni sobie bardziej klejnoty niż księgi, ale przecież, na Valarów!, musi mieć jakąś bibliotekę!
Jak się okazało księgozbiory były niedaleko i Haldir trafił tam bez problemu. Biblioteka nieco mniejsza od tej, która miał Keleborn czy Elrond, była i tak bardzo duża. Haldir powoli przechadzał się między regałami szukając, czegoś co mogłoby go zainteresować. Kiedy już miał sięgnąć po jedną z książek ujrzał kątem oka jakiś otwarty wolumin, który leżał na stole i wyglądał tak, jakby go ktoś w pośpiechu porzucił. Haldir przyjrzał się z ciekawością stronom, bo ryciny zamieszczone obok tekstu wydały mu się znajome. "Quenta Silamrillion - Powrót Noldorów"... rycina przedstawiała Maedhrosa cierpiącego męczarnie i Fingona, który spieszył mu na ratunek. Haldir wziął książkę do rak i smutno się uśmiechnął; ta historia miała dla niego ważne znaczenie i bardzo ją sobie cenił. Pomogła mu zrozumieć wiele rzeczy. Może ktoś szukał odpowiedzi na te same pytania?
- Haldirze z Lorien.
Elf odwrócił się szybko i stanął twarzą w twarz z Thranduilem. Ukłonił się nisko. Thranduil wziął elfa z Lorien pod ramię i powoli oprowadzał go po bibliotece.
- Jak widzisz moje zbiory nie są może tak bogate jak twojego pana, ale cały czas je uzupełniamy... Jak się sprawuje mój syn?
- Radzi sobie bardzo dobrze.
- Chciałbym, żeby miał tyle zapału do nauki, co do broni.
Thranduil wskazał ręką na dalszy kąt biblioteki, gdzie siedział Legolas pochylony nad kartką papieru zapamiętale coś pisząc. Haldirowi mocniej zabiło serce. Przeklął w duchu swoje dziwne zachowanie. Starszy elf dalej mówił.
- Ale oręż też jest ważny. Kiedy za 7 lat będzie mógł decydować o sobie...
Haldir dalej nie słuchał. Coś ścisnęło mu gardło i chciał jak najszybciej uwolnić się od Thranduila.
- Czy dobrze się czujesz?
Król elfów wyglądał na zmartwionego.
- Chciałbym... chciałbym odpocząć.
- Dobrze więc, idź.
Jak mógł wcześniej tego nie zauważyć? Haldir bezwładnie rzucił się na łóżko, myśli kotłowały mu się w głowie. Usiadł wolno i zanurzył dłonie w srebrnych włosach.
- Za 7 lat... - szeptał gorączkowo do siebie - więc teraz ma 43 lata... Przecież to niemalże dziecko! A ja... Jak w ogóle mogłem tak myśleć!! To jakiś obłęd...
Chciało mu się płakać. Z bezsilności.
- Czyżby aż tak mi zależało...?
Ciche pukanie do drzwi wyrwało go z odrętwienia. Królewski sługa podał mu bez słowa zapieczętowany list i wyszedł. Haldir szybko przeczytał tekst i zasępił się jeszcze bardziej. Lord Keleborn wzywał oddział do powrotu do Lorien jeszcze przed zimą. Najlepiej będzie to wszystko zakończyć... Właściwie nic się przecież nie zaczęło. Może to i lepiej.
- Głupiec ze mnie...
- Nie możesz ich jakoś zatrzymać? Nie mogą zostać trochę dłużej?
Legolas był niemal zrozpaczony tym, że elfowie ze Złotego Lasu mają opuścić jego dom. Ojciec jego, mając nawet najlepsze chęci, nie mógł sprzeciwiać się woli Keleborna i Galadrieli. A przynajmniej nie chciał.
- Uspokój się. Nic na to nie poradzę. Zima już za pasem, wiesz, że szlaki są nie do przebycia kiedy zasypie je śnieg... Jedyne co nam pozostaje to godnie ich pożegnać.
Młody elf był niepocieszony, ale siedział cicho. Jego zafascynowanie Haldirem przerodziło się w bezgraniczne uwielbienie, a obecność elfa z Lorien po tych kilku tygodniach wydawała mu się być czymś naturalnym. Kiedy Thranduil wyszedł, Legolas pogrążył się w myślach. Już wcześniej niejasno zdał sobie sprawę z tego co czuje, ale starał się o tym nie myśleć. Teraz jednak, świadomość, że Haldir za kilka dni opuści Las i się nawet nie dowie... już teraz powziął decyzję, że mu powie. Jeszcze nie wiedział jak, ale był zdecydowany.
Kiedy Thranduil skończył swoją oficjalną przemowę, rozległy się brawa i wesołe okrzyki. Elfy z jego królestwa, jak mało które lubowały się w zabawie. Nie szczędzono wina, owoców ani białego mięsa. Była pełnia jesieni, świętowano udane zbiory i obfite plony. Legolas smętnie spoglądał na dno swojego kielicha i co raz kierował wzrok w stronę grupy elfów z Caras Galadhon. Haldir śmiał się wesoło mówiąc o czymś i żywo gestykulując. Młodemu elfowi nagle zakręciło się w głowie. Nie powinien był tyle pić. Wstał i nieco chwiejnym krokiem udał się do swojej komnaty.
Obudził się kilka godzin później. Na zewnątrz wciąż było głośno i wesoło, zupełnie jak wtedy, kiedy opuszczał biesiadników. Powoli zaczął się rozbierać. Tylko w legginsach wyszedł na taras i wyglądał wśród elfów srebrnowłosego osobnika. Jego bystre oczy nie znalazły go jednak w tłumie i Legolas wpadł w popłoch. Przecież nie może zostać bez pożegnania!
- Legolasie...
Elf odwrócił się szybko nieco przestraszony. Haldir uśmiechał się tajemniczo i nie mógł się powstrzymać, aby nie pozwolić swoim oczom spełznąć co smukłym ciele puszczańskiego elfa. Westchnął cicho z zachwytu.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam.
- Nie... Nie spodziewałem się, że przyjdziesz... - Legolas w końcu się odezwał - chociaż miałem taką nadzieję... - dodał już ciszej, mobilizując całą odwagę.
Haldir uniósł lekko brew i spoglądał na elfa badawczo. Czyżby mu się wydawało? A może widział to co chciał widzieć? Młody elf wolno, ale zdecydowanie zbliżył się do Haldira. Wyciągnął drżącą dłoń i oparł ją na klatce piersiowej większego elfa. Podniósł swoje rozgorączkowane oczy i spojrzał prosto w twarz elfa z Lorien. Spuścił jednak wzrok i zbliżając się jeszcze bardziej wyszeptał ledwo słyszalnym głosem.
- Będę tęsknił...
Po czym nieco wyciągnął swoją długą szyję i złożył na ustach drugiego elfa nieśmiały, delikatny pocałunek. Wbrew swoim oczekiwaniom nie został odepchnięty. Haldir przez chwilę sam nie wierzył w to co się dzieje. Zreflektował się jednak szybko i nie potrafiąc się oprzeć, odwzajemnił pocałunek. Rozum jednak wziął górę na emocjami i elf z Lorien zrobił krok do tyłu. Mógł teraz spojrzeć na zaczerwienioną twarz swojego ucznia. Oczy jego błyszczał szkliście a usta nadal były lekko rozchylone. Młody elf był wyraźnie zraniony. Haldir odpowiedział na jego nieme pytanie.
- Bo to nie w porządku...
- Myślałem... myślałem, że ty również...czujesz to co ja...
- Nie mylisz się. - Haldir znalazł się w trudnym położeniu. Tak bardzo go pragnął, ale wiedział, że jeszcze nie nadeszła pora.
- Nie podobam ci się?
Legolas patrzył gdzieś w bok, ale nie udało mu się ukryć zdenerwowania. Haldir westchnął ciężko i zbliżył się do młodszego elfa biorąc jego dłonie w swoje.
- Wręcz przeciwnie... Pragnę cię...
- Ale?
Starszy elf zamyślił się na chwilę. Założył za spiczaste ucho niesforny kosmyk włosów Legolasa. Były tak miłe w dotyku...
- Jesteś jeszcze taki młody... - Haldir mówił w zamyśleniu, jakby do siebie. - jeszcze tyle cię w życiu czeka...
- Wiem, ale...
- Potrzebujesz nabyć doświadczenia...
- Obawiasz się, że... że nie będę potrafił cię zaspokoić?
- Nie!
Haldir był zszokowany tym, ze jego słowa mogły być tak opatrznie zrozumiane.
- Nie chcę, żebyś później żałował.
- Nie będę! - młody elf zapewniał gorliwie.
Haldir zdecydował wreszcie to zakończyć, zanim nie będzie mógł się już wycofać.
- Nie mogę ci ofiarować tego, o co prosisz - ciężko mu przeszły przez gardło te słowa i zaczął ich po chwili żałować widząc zawiedzioną i smutną minę Legolasa, więc zaraz dodał - jeszcze nie teraz...
Książę przytakną tylko i smutno zwiesił głowę. Jasne włosy rozsypały się na nagie ramiona. Haldir wziął w ręce jego twarz i zmusił Legolasa do spojrzenia mu w oczy.
- Nie smuć się, lirimaer.
Twarz Legolasa się rozjaśniła na dźwięk określenia jakiego użył Haldir.
- Ubierz się i chodź ze mną. Chcę ci coś pokazać.
Legolas narzucił koszulę i szybko poradził sobie z zapięciami swojej tuniki. Haldir wziął jego dłoń w swoją i wyszli, zostawiając za sobą ciemny pokój i wszelkie obawy...
Dwóch elfów przemykało się bezszelestnie ciemnymi korytarzami. Legolas szedł za Haldirem w milczeniu i przyglądał się swojemu starszemu przyjacielowi. Zastanawiał się czy wszystkie elfy z Lorien były takie. Minęli drzwi sypialni Haldira. Legolas obejrzał się tęsknie za nimi, ale szedł dalej. Wysoki elf, stojący u drzwi na końcu korytarza, skłonił się nisko i otworzył elfom ciężkie, żeliwne wrota zbrojowni. Haldir wszedł pierwszy i zaraz zabrał się za szukanie czegoś. Legolas przyglądał się i trzymał żagiew. Tak bardzo chciał móc po prostu podejść do Haldira i go objąć. Poczuć jego miękkie usta na swojej szyi i...
- Legolasie.
Elf z Lorien trzymał w rękach duży pakunek, który mógłby pomieścić kilka długich mieczy i zatroskanym wyrazem twarzy przyglądał się Legolasowi.
- Chodźmy. Tu jest za ciemno.
Tym razem trafili do pokoju Haldira. Legolas przytrzymał drzwi drugiemu elfowi i trochę niepewnie przestąpił próg. Rozejrzał się z zaciekawieniem. Jego uwagę zwrócił spakowany bagaż, który stał obok wielkiego łoża i bezlitośnie przypomniał o odjeździe elfów z Lorien następnego dnia. Haldir położył pakunek na stole i kazał Legolasowi podjeść. Odwinął materiał, pod którym się kryło około 30 strzał. Strzał niezwykłych bo białych i z pięknymi grotami. Starszy elf podał jedną Legolasowi. Były dosyć ciężkie.
- To białe strzały Lorien. Są cięższe od tych zwykłych, wymagają większej siły, ale lecą pewniej i rzadko chybiają.
Legolas przyglądał się materiałom z jakich zostały wykonane, drzewiec był niezwykle twardy, grot smukły i zagięty tak, że usunięcie strzały z ciała musiało stanowić nie lada problem. Podniósł wzrok na Haldira. Elf mu się przyglądał.
- Dlaczego nigdy nie miałeś ich na ćwiczeniach?
- Nie używamy ich do treningu, są zbyt cenne... Dlatego też daję je tobie.
Legolas, nie wiedząc co odpowiedzieć, uśmiechnął się tylko. I właśnie wtedy błysnęła mu pewna myśl. Jeszcze miał szansę. Nie tracąc czasu zadał nieśmiało pytanie.
- Czy pozwolisz, żebym ci się odwdzięczył?
Haldir milczał, bo wiedział, że za tym pozornie niewinnym pytaniem kryło się swego rodzaju zaproszenie. Do niego należała decyzja czy je odrzuci czy też nie. Milczał nadal, więc młodszy elf zbliżył się, kładąc dłonie na ramionach wyższego elfa. Legolas uśmiechnął się triumfalnie widząc słabość elfa z Lorien i przymknął oczy zbliżając swoją twarz do twarzy Haldira. Galadhrim rozchylił lekko usta w oczekiwaniu i wkrótce poczuł już znajomy, ale nadal odurzająco słodki smak. Nie opierał się, tylko pozwolił swoim dłoniom znaleźć miejsce na wąskich biodrach drugiego elfa. Nie przerywając frywolnego tańca swoich języków, dwóch elfów wolno osunęło się na dębowe łoże. Legolasowi krew pulsowała w uszach, które miały teraz kolor szkarłatu i nie liczyło się dla niego nic oprócz wszechogarniającego ciepła i bliskości drugiego elfa. Pozwalał swojemu instynktowi wziąć górę, ale pocałunki Haldira stawały się coraz mniej łapczywe, a bardziej zmysłowe i wolniejsze. Legolas, nie odrywając się od drugiego elfa, jęknął i poczuł jak usta starszego elfa formują się w uśmiech. Otworzył oczy i podparł się na łokciu patrząc na swojego nauczyciela, który wyglądał teraz tak bezbronnie wobec jego uroków. Legolas ze smutkiem pomyślał o odjeździe Haldira, który miał nastąpić już za kilka godzin.
- Pewnie jesteś zmęczony...
Haldir nie zaprzeczył.
- Muszę się przespać chociaż kilka godzin. Przede mną długa droga.
- Przepraszam. Powinienem był dać ci odpocząć.
Naprawdę był zmartwiony, ale nie potrafił powstrzymać swojego figlarnego uśmiechu.
- Nie szkodzi.
Elf z Lorien bynajmniej nie żałował. Legolas usiał na łóżku krzyżując nogi i jeszcze przez chwilę patrzył na Haldira, który wyglądał teraz jeszcze piękniej niż zwykle. Srebrne włosy leżały w nieładzie rozsypane na poduszce, a sam elf miał nieco zaczerwienione policzki i błyszczące usta. Galadhrim wyciągnął do Legolasa dłoń.
- Zostań.
Legolas niepewnie zwrócił spojrzał w oczy Haldira. Przecież elf musiał się wyspać. Położył swoją dłoń w większej i ułożył się obok większego elfa. Haldir pocałował go w czoło i czule objął. Książe przez chwilę leżał spięty, nie wiedząc co robić, ale szybko się rozluźnił, wsłuchując się w rytmiczne bicie serca Haldira. Wdychając zapach elfa zasnął.
Ktoś gładził jego twarz. Opuszki palców delikatnie przesuwały się po policzku. Legolas obudził się. Haldir.
- Niedługo zacznie świtać i wyruszę z oddziałem do domu. Lepiej wstań i idź do siebie, zanim ktoś spostrzeże, że spędziłeś noc gdzie indziej. Zobaczymy się przy odprawie.
Elf z Lorien wstał i zaczął pakować ostatnie drobiazgi. Legolas podniósł się leniwie i był już u drzwi, kiedy się zatrzymał.
- Kiedy się znów zobaczymy?
- Później o tym porozmawiamy.
Zamknął za sobą drzwi i wyszedł, nie zauważony przez nikogo.
Nie sposób było znaleźć chwili spokoju. Przed pałacem kręciło się mnóstwo elfów, cały oddział z Lorien siedział już na wierzchowcach, oprócz jednego. Haldir wymieniał ostatnie uściski dłoni i słowa z królem. Później zwrócił się do Legolasa dziękując mu oficjalnie za czas spędzony w puszczy i lekcje. Po wymianie zdawkowych słów i ukłonów oddalił się w stronę swoich pobratymców. W jednym zgrabnym podskoku dosiadł swojego konia i okrzykiem kazał swojemu oddziałowi odwrót. Legolas wystąpił na przód tłumu i z otwartymi ze zdumienia ustami patrzył jak Galadhrim oddala się. Chciał krzyknąć, puścić się biegiem za nim, ale stał jak sparaliżowany. Kiedy już czuł ból koncentrujący się w skroniach, zobaczył powracającego jeźdźca. Haldir spiął lejce konia tuz przez swoim młodym uczniem i nachyli się tak mocno jak to było tylko możliwe. Uśmiechnął się rozbrajająco do złotowłosego elfa.
- Do zobaczenia wiosną, lirimaer.
Po czym wyprostował się i pognał za swoimi towarzyszami. Legolas uśmiechnął się do siebie. Otulił się ciemnozieloną peleryną, która chroniła przed zimnym wiatrem. Pierwsze oznaki zbliżającej się zimy nawiedzały Mroczną Puszczę i jego serce. Aż do kolejnej wiosny.
KONIEC
|
|
Komentarze |
dnia padziernika 18 2011 14:03:35
Komentarze aechiwalne przeniesioneprzez admina
Kirikos (Brak e-maila) 13:29 04-12-2004
Bardzo ładne,takie ciepłe i głębokie.Szkoda,że nie ma następnej części.Może da się z tym coś zrobić?
Puppetdoll (Brak e-maila) 22:05 21-02-2006
Świetnie napisane Ciepłe kochane z kilkoma błędami ale naprawdę świetne Miło się czytało
Scatha (Brak e-maila) 08:50 23-07-2007
To ja powiem tylko, że pięknie ^^
ashes (Brak e-maila) 21:14 23-04-2010
Błagam, niech nastąpi ten ciąg dalszy, albowiem odchodzę od zmysłów!
Jak tak można przerwać w takim momencie?!
Czyta się niezmiernie lekko, naprawdę świetne! |
|
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
|
Oceny |
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.
Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.
Brak ocen.
|
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem? Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.
Zapomniane haso? Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze stałe, cykliczne projekty
|
Tu jesteśmy | Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć
|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|