The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 27 2024 04:48:41   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Smak i zapach czekolady 5
V. Jak pozbyć się Mopsa




Ze snu wyrwało mnie walenie do drzwi i znajomy irytujący pisk:
- Dracusiu! Dracusiu! Wpuść mnie to ważne!
- Odpierdol się Pansy! - warknąłem głośno wciąż nie do końca obudzony.
- Ale Pracusiu, profesor Snape cię wzywa! - odparła nadąsanym tonem.
Imię opiekuna Slytherinu wystarczyło bym pozbył się resztek snu. Momentalnie wyskoczyłem z łóżka i sięgnąłem po uprzednio porzucone bokserki i spodnie. Z irytacją stwierdziłem, że moja koszula jest cała pomięta, ale w końcu sam w niej zasnąłem. Musiałem ją zmienić, uczesać włosy i zawiązać równo krawat. To wszystko zajęło mi ponad piętnaście minut, przez które Pansy niestrudzenie waliła w drzwi, jednocześnie dąsając się, że nie chce jej wpuścić. Dlaczego ona nigdy nie mogła pozostać na mnie obrażoną przez dłuższy czas, albo najlepiej na wieczność? Ddy tylko otworzyłem drzwi uwiesiła mi się na szyi i chyba chciała mnie pocałować, ale zdążyłem ją odepchnąć. Znów się obraziła i całą drogę męczyła mnie swoja naburmuszoną miną. Wyglądała wtedy gorzej niż McGonagall z tymi swoimi zmarszczkami.
Sprawa dla której wzywał mnie profesor Snape dotyczyła zobliviatowania Cabble'a i Goyle'a, jako Prefekt Naczelny miałem pomóc w sprawdzaniu różdżek. Najpierw oczywiście sprawdzono moją i tak jak się spodziewałem, niczego nie odkryto. Jako "kumpel" tych goryli nie byłem nawet na liście podejrzanych. Zresztą takowej listy nie było, Cabble i Goyle byli za głupi by mieć wrogów. Nawet profesor Snape podejrzewał, że ktoś po prostu chciał poćwiczyć przeczytane gdzieś zaklęcie i obrał tych idiotów za cel. Jakoś pominięto szczegół, że zaklęcie było za dobrze wykonane jak na laika, z pamięci obydwóch nie zostały nawet strzępy. W końcu nie znajdując winnego śledztwo umorzono, a poszkodowanych odesłano do Munga, gdzie najprawdopodobniej spędzą resztę życia. Wspaniale, ratując Harry'ego pozbyłem się tych dwóch goryli z mojego otoczenia! Zastanawiałem się czy nie zobliviatować jeszcze Pansy, ale to byłoby już za bardzo podejrzane. Zawsze to jednak dwie zmory mniej.
Ani tego dnia ani następnego nie miałem już okazji spotkać Harry'ego. Widziałem go, ale zwykle z daleka, otoczonego większą niż dotychczas grupką "przyjaciół". Najwyraźniej Gryfoni podwoili straże po jego krótkim zniknięciu. Zaczęło mnie to irytować, był w końcu moim chłopakiem. To co, że mieliśmy nie ujawniać naszego związku, chciałem po prostu znów poczuć, że jest blisko, że tamto nie było tylko snem lub jednym z urojeń mojej bujnej wyobraźni. W poniedziałek rano Pansy mi łaskawie "wybaczyła" moje wcześniejsze zachowanie i radośnie świergocząc poszła ze mną na śniadanie. I bez tego byłem rozdrażniony, ale jakoś nie miałem ochoty na jałowe dyskusje z nią i po prostu ją ignorowałem. Posiłki to była jedyna pora, kiedy mogłem spokojnie przyglądać się Harry'emu, o ile akurat nie zasłaniał mi ktoś z jego ochrony. On wciąż nic nie jadł i przedtem jakoś nie bywał w Wielkiej Sali. Podejrzewam, że też przychodził tylko po to by na mnie popatrzeć. Tym razem musiałem skończyć śniadanie wcześniej i to nie z powodu obowiązków Prefekta tylko tej irytującej PannyMopsowatej, która zamiast jeść lepiła się do mojego boku i głaskała mnie po nodze. Obawiałem się, że za chwilę może się na mnie rzucić, albo że raczej ja nie wytrzymam i wydłubię jej oko widelcem.
Gdy zmierzałem ku wyjściu z Wielkiej Sali dostrzegłem, że Harry też wstaje podrywając za sobą pół stołu Gryfonów chcących mu towarzyszyć. Odwróciłem wzrok, nie mając ochoty patrzeć na to jak łaszą się do mojego chłopaka. Zrobiłem zaledwie kilka kroków gdy ktoś z całej siły wpadł na mnie przewracając mnie na podłogę i lądując na mnie. Znajomy zapach mile podrażnił moje nozdrza:
- Harry - szepnąłem.
- Mówiłem, że nie chcę jej widzieć koło ciebie - szepnął wprost do mojego ucha drażniąc je oddechem. - Daj mi szlaban - dorzucił szybko, gdyż koło nas już zrobiło się zamieszanie.
- Harry nic ci nie jest? - usłyszałem irytujący głos Granger
- Pewnie, że jest, wpadł przecież na tego oślizgłego blondasa - Weasley, aż prosił się o szlaban, ale ten wieczór i kilka następnych już ktoś inny sobie zarezerwował.
Harry został ze mnie podniesiony przez liczne usłużne ręce "przyjaciół". Chłopak szybko wyrwał się z ich uścisków i odsunął się poza krąg mnie otaczający. Widziałem, że był blady i drżał, najwyraźniej wciąż nie znosił dotyku i bliskości innych. Ja musiałem samodzielnie podnieść swoje arystokratyczne cztery litery i nad zgromadzonym tłumem krzyknąć:
- Potter, tygodniowy szlaban za celowe zaatakowanie Prefekta Naczelnego, masz się stawić dziś o dziewiętnastej przed Wielką Salą!
- Ty oślizgły gadzie, on nie wpadł na ciebie specjalnie!
Po raz kolejny zignorowałem błaganie Weasley'a o szlaban i z godnością opuściłem Wielką Salę. Czyli Harry był o mnie zazdrosny. Nie powiem podobało mi się to, ale z drugiej strony to wokół niego wciąż się ktoś kręcił, a do mnie zbliżała się tylko Pansy, która była za głupia by zrozumieć słowo "nie". Mimo wszystko musiałem obmyślić jakiś sposób by się jej pozbyć na dobre, dla własnego spokoju i ukojenia zazdrości mojego ukochanego. Pomysł wpadł mi do głowy całkiem niespodziewanie na widok Blaise Zabini'ego, jednego z nielicznych ludzi z którymi mogłem czasem pogadać. Nie był moim przyjacielem, raczej kumplem, jednym z bardzo niewielu.
- Hej Zab, mam do ciebie sprawę - zaczepiłem go przed wejściem do pokoju wspólnego.
- Draco? - zdziwił się lekko. - No wal!
- Chodzi o Pansy, ostatnio zaczyna mnie coraz bardziej wkurzać, muszę się jej pozbyć...
Zgodził się i to z wyraźną ochotą. Widać jego też denerwowała rządząca się Mopsowata Księżniczka. Zgodnie z planem czekaliśmy w korytarzu prowadzącym do pokoju wspólnego Slytherinu, Pansy mogła nadejść w każdej chwili, ale przewidująco wystawiliśmy czujkę. Z zza rogu wybiegło małe świetliste łasico-podobne stworzonko - patronus. To był znak, że ona się zbliża, a więc przedstawienie czas zacząć.
Zabini oparł się o ścianę, a ja złapałem jego dłonie splatając nasze palce i rozkładając jego ręce szeroko. Kolano wsunąłem między jego nogi i oparłem się całkiem o jego ciało. Nasze usta dzieliło kilka centymetrów, ale nic więcej nie było już potrzebne, jego długie czarne włosy i moje krótsze zasłaniały nas tak, że z boku wyglądaliśmy jak złączeni w namiętnym pocałunku. Zabini posunął się nawet o krok dalej i gdy usłyszał stukot obcasów na korytarzy, jęknął rozkosznie:
- Taaak Draco! Jesteś wspaniały!
Tylko dzięki wyćwiczonej przez lata sile woli zdołałem powstrzymać śmiech, chłopak tylko wyszczerzył się szeroko do mnie wydając kilka kolejnych rozkosznych jęków. Zduszony pisk i oddalający się stukot obcasów obwieściły sukces planu, Pansy uciekła! A my mogliśmy oderwać się od siebie kończąc tą namiętną pozę.
- Dzięki Zabini! - teraz już mogłem swobodnie się śmiać.
- Jeśli o takie sprawy chodzi zawsze służę pomocą - odparł kłaniając się nonszalancko. - Wiesz Draco, zmieniasz się - dodał całkiem poważnie.
- Co masz na myśli? - zapytałem lekko zaniepokojony.
- Po prostu jesteś inny, nie wiem co jest przyczyną, ale takiego cię wolę kumplu - wyjaśnił.
- Wydaje ci się tylko - wzruszyłem ramionami. - Jeszcze raz dzięki za pomoc.
Bez pożegnania skierowałem się do swoich komnat po książki, gdyż za niecałe pół godziny zaczynałem lekcje.
Dzień mijał powoli, Harry'ego już nie miałem okazji zobaczyć ani na lekcjach, ani podczas obiadu, trochę to podejrzane, że ani on ani jego obstawa nie pojawili się na posiłku. Już za kilka godzin miałem się z nim spotkać na szlabanie. Dla formalności musiałem powiadomić o tym Filcha, między innymi po to, by wyznaczył jakieś pomieszczenie do sprzątania. Woźny jak zawsze był wniebowzięty, że ktoś odwali za niego brudną robotę. Swoim zwyczajem mruczał coś o karach cielesnych i batach, jakie należałyby się Harry'emu za te wszystkie przewinienia. Tym mnie rozzłościł, mój ukochany i tak dostatecznie nacierpiał się przez mojego ojca, nikt już nie ma prawa mu grozić biciem. Niestety mogłem jedynie przypomnieć, że takie kary są już zakazane, gniew wyładowałem na jego kotce, ukradkiem podpalając jej ogon, gdy nikogo nie było w pobliżu. Żałosny koci lament niósł się po całym zamku, a sama Pani Noris biegała po korytarzach niczym fajerwerk.
Na kolacji również nie było Harry'ego. Zirytowany tym czekałem pod Wielką Salą odliczając minuty upływające do czasu szlabanu. Pojawił się tuż przed dziewiętnastą jak zawsze w towarzystwie Granger i Weasley'a. Założyłem swą dawną maskę zimnego Ślizgona i syknąłem na powitanie:
- Chciałeś zarobić kolejny tydzień za spóźnienie, Potter?
- Wcale się nie spóźniliśmy! Jeszcze nie wybiła dziewiętnasta! - Weasley jak zawsze odparował atak niczym rozjuszony kogut i z taką samą inteligencją.
- Weasley, Grenger, a wy tu czego? O ile pamiętam szlaban dałem tylko Potter'owi! Ale jeśli tak bardzo chcecie dla was mogę też znaleźć zajęcie... osobno!
- Malfoy, pamiętaj z kim rozmawiasz, nie możesz rozkazywać drugiemu Prefektowi Naczelnemu - słowa Granger nieprzyjemnie zazgrzytały mi w uszach. Na co mi odznaka, jeśli nie mam nad nią władzy? - To my już pójdziemy. Harry, proszę, wracaj potem prosto do wieży, jutro z samego rana mamy eliksiry, więc musisz wypocząć - zwróciła się do chłopaka.
- Tak, pożegnaj się ze swoją niańką Potter, byle szybko bo za każdą minutę sterczenia tutaj odpracujesz godzinę dłużej - warknąłem autentycznie zły, że ktoś ośmiela się tak troszczyć o mojego Harry'ego. Tylko ja miałem do tego prawo!
W końcu sobie poszli, ale wokół wciąż kręcili się uczniowie wychodzący z kolacji i nie mogłem więc jeszcze ściągnąć swojej maski. Poprowadziłem go na trzecie piętro do jednej z opuszczonych sal lekcyjnych, a tam jak na złość czekał Filch.
- No, no, no, jak to miło zobaczyć tego gagatka na szlabanie! - zarechotał głaszcząc tą wyleniałą kocicę.
Z zadowoleniem zauważyłem, że zwierzak ma ogon w bandażach.
- Czegoś pan chciał, panie Filch? - zapytałem siląc się na spokój.
- Tylko upewnić się, że porządnie odpracuje karę, on zasłużył na co najmniej miesięczny szlaban, za notoryczne łamanie szkolnych zasad.
- Być może, ale to ja mu dałem szlaban taki jak uznałem za stosowne i dopilnuję by dokładnie wysprzątał to pomieszczenie, może pan już odejść do swoich obowiązków.
Filch wyszedł jak zawsze mrucząc o wieszaniu na łańcuchach za karę.
- Nareszcie... - usłyszałem szept Harry'ego po czym poczułem jak mocno przytula się do moich pleców.
Porzuciłem maskę na rzecz swojego prawdziwego oblicza. Odwróciłem się do niego i ująłem jego twarz w dłonie i patrząc mu głęboko w oczy, złożyłem delikatny, pełen miłości pocałunek na jego ustach. Gdy już chciałem się odsunąć, poczułem jego ręce na karku, przyciągające mnie bardziej do niego i jego wargi rozchylające się zapraszająco. To był długi, namiętny i słodki pocałunek, Harry musiał niedawno przegryzać jakąś czekoladę gdyż czułem jej smak w jego ustach. Z przyjemnością błądziłem językiem po jego zębach i podniebieniu łaskocząc go lekko. Dopiero po dłuższej chwili oderwaliśmy się od siebie, łapiąc głębokie oddechy. Mój ukochany uśmiechał się szeroko lekko rumiany na twarzy, wyglądał naprawdę słodko i niewinnie. Złapałem go za biodra i podniosłem, sadzając na jednym z stolików. Teraz to ja wtuliłem się w niego korzystając z tego, że znajduje się wyżej niż ja. Z lubością wdychałem jego zapach, oddechem drażniąc bok jego szyi. Wysunąłem język by ponownie zasmakować tej delikatnej skóry. Poczułem jego dłoń wplatającą się w moje włosy po czym zostałem stanowczo odciągnięty od niego.
- Najpierw się wytłumacz - powiedział ostro, a w jego oczach dostrzegłem ból. - O co chodzi z tym Zabinim? Podobno kochaliście się na korytarzu w lochach! A mówiłeś, że poczekasz, aż będę na to gotów!
Roześmiałbym się, gdyby nie jego pełne wyrzutu i zawodu spojrzenie, nie mogłem ranić bardziej tych pięknych oczu.
- Do niczego takiego nie doszło, Harry. Fakt byliśmy razem na korytarzu w lochach i odgrywaliśmy pewną scenę by pozbyć się Pansy, ale nawet się nie pocałowaliśmy. Uwierz mi, przecież wiesz jak plotki wszystko wyolbrzymiają. Dla mnie liczysz się tylko ty, proszę uwierz - w moim głosie była czysta skrucha i błaganie.
Mimo to Harry wciąż patrzył na mnie podejrzliwie nie mówiąc ani słowa, nie wierzył mi. Fakt nie zawsze byłem szczery, ale od kiedy jesteśmy razem nigdy bym go nie oszukał. Przygryzłem zęby wściekły na siebie i na szkolne plotki. Przez taką głupotę mogłem go stracić. Już widziałem tą zwierzęcą chęć ucieczki w jego oczach. Upadłem na kolana przed moim ukochanym, siedzącym na ławce niczym na tronie. Zrozumiałem, że jednak potrafię się tak samo korzyć jak mój ojciec i być tak samo posłusznym... z miłości do Harry'ego.
- Błagam, uwierz mi - szepnąłem, a w moich oczach pojawiły się zdradzieckie łzy.
Mówiono, że Harry ma w sobie cząstkę duszy Voldemorta, ale to nieprawda. Gdyby miał w sobie choć część tego drania uderzyłby mnie wtedy jakąś klątwą. Zamiast tego poczułem, jak zsuwa się z ławki, klęka naprzeciwko mnie i przytula czule szepcząc na ucho:
- Wierzę ci, mój Draco.
Miałem zamknięte oczy, więc tylko poczułem jego oddech na twarzy, gdy zbliżał do mnie usta, ale nie pocałował mnie. Zamiast tego wysunął język i zaczął delikatnie samym końcem zlizywać słony ślad jaki pozostawiły dwie łzy. Zacząłem cicho mruczeć z zadowolenia, a moje usta samoczynnie ułożyły się w jeden z ludzkich uśmiechów. Harry odsunął się, a ja usłyszałem jego cichy śmiech, otworzyłem oczy i z zadowoleniem przyglądałem się jego radości. To zadziwiające, ale uśmiechał się tylko przy mnie, na lekcjach czy na korytarzu w obstawie przyjaciół chodził wciąż przygnębiony i skulony, unikając każdego dotyku. Byłem jedynym, który przebił się przez ten mur strachu i teraz mogłem cieszyć oczy jego szczęściem, i być tym szczęściem. Przez poprzednie lata chyba byłem ślepy nie dostrzegając tego jak wspaniały jest ten Gryfiak, i z wyglądu i z charakteru. Potrzeba było dopiero tych przykrych wydarzeń, bym dostrzegł jaki naprawdę jest.
- Wyglądasz jak zadowolony kot - szepnął z ufnością wtulając się we mnie.
- Jeśli ja jestem kotem, to kim ty? Tulisz się do mnie jakbym był twoim pluszakiem.
- A nie jesteś? - zapytał drażniąc oddechem moją szyję.
Zadrżałem z przyjemności i postanowiłem też trochę podroczyć się z Harry'm. Na szczęście nie miał na sobie szkolnej szaty, powinienem za to odjąć punkty domowi, ale postanowiłem "ukarać" go w inny sposób. Moje dłonie zjechały w dół jego pleców, wyciągnęły koszulę ze spodni i wślizgnęły się pod nią. Delikatnie zacząłem masować jego kręgosłup. W nagrodę usłyszałem ciche, zadowolone mruczenie i poczułem język na mojej szyi. Gryfon nie zamierzał pozostać biernym, rozwiązał mi krawat i rozpiął kilka pierwszych guzików koszuli, gniewnym warknięciem kwitując moją szatę, uniemożliwiająca mu dalsze manewry. Mimo to zaczął drażnić językiem moją szyję, jabłko Adama i odsłoniętą część klatki piersiowej, nacisk kładąc na obojczyki.
To było przyjemne, bardzo przyjemne, a przecież to nie były najbardziej erogenne miejsca. Mimo to te liźnięcia, pocałunki i lekkie przygryzienia wywoływały rozkoszne dreszcze przechodzące przez całe moje ciało i kumulujące się w podbrzuszu. Jego dłonie zaciśnięte na mojej szacie paliły skórę nawet przez materiał, miałem ochotę poczuć ten żar na gołej skórze. Powoli zaczynałem tracić kontrolę, a Harry, najwyraźniej nieświadomy tego, przygryzał pieszczotliwie moje ucho.
Delikatnie, ale stanowczo odwróciłem go tyłem do siebie, usadawiając go między moimi nogami. Najprawdopodobniej nie mógł wyczuć jak bardzo jestem podniecony dzięki szacie, zwiniętej akurat w tamtym miejscu. Ja za to bezczelnie wyciągnąłem resztę jego koszuli ze spodni i ponownie wsunąłem pod nią moje dłonie tym razem pozwalając im pełznąć powoli od brzucha w górę. Poczułem jak Harry wciąga brzuch i zwija się. Przestraszony odsunąłem ręce.
- Mam łaskotki - zaśmiał się łapiąc moje dłonie i z powrotem przykładając je do swojego brzucha.
- Łaskotki powiadasz - szepnąłem złowieszczo do jego ucha. - A w którym miejscu dokładnie?
Zacząłem delikatnie łaskotać go palcami w różnych miejscach na brzuchu z przyjemnością słuchając jego śmiechu i czując jak się kręci chcąc uciec przed moimi dłońmi.
- Przestań!... Litości!... - jęczał przez łzy śmiechu, ale widziałem, że nie traktuje tego poważnie.
Ja też się śmiałem, równie mocno jak on, tak, że po chwili rozbolał mnie brzuch. Wtedy go puściłem odsuwając się na bezpieczną odległość, gdyby na przykład pomyślał o zemście. W końcu też miałem łaskotki. Harry jednak był zbyt zmęczony moimi "torturami" i tylko leżał na ziemi uspokajając oddech.
- Nic ci nie jest? - zapytałem z troską w głosie.
- Jesteś sadystą! - jęknął przewracając się na plecy, tak, że mogłem dostrzec jego szeroki uśmiech, rumiane policzki i iskierki szczęścia w oczach.
- Sam się o to prosiłeś - odparłem i wyciągnąłem różdżkę.
Obawiałem się, że Harry znów skuli się obawiając, że rzucę jakąś klątwą w niego, ale mile mnie zaskoczył gdyż był równie rozluźniony co przedtem. Wokół niego na podłodze była jasna plama, oczyszczona z kurzu, a większość tego świństwa w postaci szarych kołtunów walała się po naszych ubraniach. Powinienem najpierw wysprzątać salę, ale on skutecznie odwrócił moją uwagę od tego pomysłu. Teraz zamierzałem to naprawić. Kilka zaklęć wystarczyło by zniknął cały kurz, bród i wszystkie śmieci. Sala była czyściutka jakby przeszło przez nią stado złaknionych roboty skrzatów. Właściwie mogłem teraz już puścić Harry'ego uznając, że szlaban jest skończony, ale on najwyraźniej tego nie chciał. Siedział dalej na podłodze i ciągnął mnie za skraj szaty niczym szczeniak domagający się uwagi.
- No chodź tu - mruknął dalej szarpiąc moją szatę w dół.
Chcąc nie chcąc, usiadłem z powrotem na już czystej podłodze, a Harry od razu wsunął się między moje nogi, opierając plecami o moją klatkę piersiową odchylając do tyłu głowę, tak, że spoczęła na moim ramieniu. Objąłem go, tym razem nie pozwalając by moje dłonie wślizgnęły się pod jego koszulę. Harry przymknął oczy z pełni rozluźniony i uspokojony.
- Kocham cię - szepnąłem.
- Ja ciebie też, Draco - odparł uśmiechając się przyjemnie.
- Zastanawiałeś się, co by powiedzieli twoi kumple, gdyby się dowiedzieli, że wolisz chłopców? - zapytałem.
Harry uśmiechnął się szeroko, najwyraźniej wyobrażając sobie ich reakcję:
- Ron zacząłby mnie unikać, traktować jak trędowatego i podejrzewać, że zacznę się do niego dobierać gdy tylko zostaniemy sami - mruknął wciąż uśmiechając się szeroko. - A Hermiona jak zawsze poszłaby do biblioteki szukać czegoś o sławnych czarodziejach, którzy byli gejami, albo o sposobie wyleczenia tego. Ginny zalałaby się łzami, gdyż zapewne dalej się we mnie podkochuje, a reszta przyjęłaby to jako kolejny wybryk Złotego Chłopca i tylko podziwiałaby mnie bardziej za to, że odważnie potrafię wyznać, że jestem inny.
Tym razem ja się roześmiałem, po części z jego opisu, a po części z radości, że już się nimi nie przejmuje.
- A ty Draco? Jak twoi znajomi by zareagowali?
To pytanie ponownie wywołało mój śmiech, zakończony wrednych chichotem.
- Oni już wiedzą. Po dzisiejszym zdarzeniu z Zabinim cała szkoła wie, że jestem gejem. Pansy jest zrozpaczona, a reszta... - zamyśliłem się. - Traktuje mnie tak samo jak zawsze, omijając dużym łukiem, bo jestem arystokratą, a to najwyraźniej uznali za mój kolejny wybryk. Malfoy'om w końcu wszystko wolno.
- A twoi rodzice? Wiem, że jak się dowiedzą, że to ja, to będą wściekli...
- Matka nie, ona będzie jedynie zdziwiona po czym zajmie się swoimi sprawami, może skrycie mnie przytuli i ucieszy się, że jednak mam uczucia - westchnąłem. - Mimo że pochodzi od Black'ów, a oni zwykle są równie bezduszni co Malfoy'owie, nie jest tak fanatyczna jak jej siostra i mimo wszystko jako jej syn zajmuję jakieś miejsce w jej sercu. Za to ojciec byłby wściekły i do reszty by mnie wydziedziczył, a pewnie nawet spróbował zamknąć w swoich lochach za kalanie dobrego imienia rodziny. On pozostaje nieświadomy, że my już nie mamy dobrego imienia przez takich świrów jak on. Dla niego zawsze byłem, jestem i będę wyrodnym synem, niegodnym by być przyszłą głową rodu Malfoy'ów.
- Nie wiem co jest gorsze, mieć taką rodzinę jak twoja, czy nie mieć jej w ogóle - Harry wyraźnie posmutniał.
- Twoi rodzice cię kochali, oddali za ciebie życie - szepnąłem tuląc go mocniej. - Powinieneś się cieszyć. Moi złożyliby mnie na stole ofiarnym, gdyby miało im to przynieść jakieś zyski.
Harry wzdrygnął się słysząc to, postanowiłem więc zmienić temat zanim się załamie.
- Masz ochotę na czekoladę? - sięgnąłem do kieszeni spodni i z mozołem wyciągnąłem trochę sfatygowana tabliczkę. - Chyba się połamała podczas transportu - zaśmiałem się.
- To nic, smak pozostał ten sam - odebrał ode mnie tabliczkę i rozwinął ją kładąc na podłodze obok.
Już chciał sięgnąć po pierwszą kostkę, gdy odsunąłem czekoladę poza zasięg jego rąk.
- Hej! - oburzył się, ale nie powiedział nic więcej gdyż nad jego ustami zawisła moja dłoń z kawałkiem czekolady między palcami.
Harry otworzył posłusznie usta, uśmiechając się z zadowolenia, gdy wsunąłem mu ją do środka.
- Biała czekolada - zamruczał zadowolony.
- Specjalnie z myślą o tobie - mruknąłem uśmiechając się do swoich wspomnień.
Czekoladę rozdzielałem sprawiedliwie jedną kostkę dając mu, a jedną samemu zjadając. Gdy tabliczka się skończyła Harry złapał moją dłoń i zaczął oblizywać słodkie palce. Chyba wciąż pozostawał nieświadomy, jak podniecające jest to co robi, zacisnąłem zęby by nie jęknąć, a moja wyobraźnia szalała przenosząc jego usta na mój cżłonek. Wolną rękę wsunąłem ponownie pod jego koszulkę, ale tym razem wędrując w dół. Spodnie były na niego sporo za luźne i nawet spięte paskiem pozwalały bez przeszkód wsunąć w nie dłoń, co też uczyniłem, od razu sięgając też pod gumkę bokserek. Był napięty, nie tak bardzo jak ja, ale podniecenie również jemu dawało się we znaki. Już chciałem objąć jego członek i zacząć go pieścić gdy obie jego dłonie zacisnęły się na moim przedramieniu powstrzymując mnie.
- Dość Draco! Ja nie chcę! - w jego głosie była panika, a w oczach mogłem dostrzec ból.
Przestraszony wyciągałem dłoń, a on momentalnie wstał, odsuwając się kilka kroków.
- Przepraszam, nie jestem jeszcze na to gotowy - szepnął nie patrząc na mnie.
Ja również wstałem i podszedłem do niego, obejmując go czule.
- To ja przepraszam, nie będę cię już tam dotykać, dopóki nie będziesz gotowy, tak jak obiecałem.
Starałem się go uspokoić, ale nadal nie odwzajemniał mojego uścisku, najwyraźniej wciąż przestraszony. Odsunąłem się od niego zły na siebie. W tej chwili miałem ochotę odciąć sobie dłoń, za to, że go zraniła.
- Mogę już iść? - zapytał zerkając w stronę drzwi.
- Tak, szlaban skończony - odparłem. - Ale przyjdziesz jutro?
Pytałem jak jakiś kundel, a przecież miałem władzę nad nim jako Prefekt, musiał odrobić cały szlaban.
- Nie martw się, przyjdę - wychodząc, posłał mi jeszcze uspokajający uśmiech.
Być może nie zraniłem go aż tak bardzo. Taką miałem nadzieję. Nie wiem co bym zrobił, gdybym go teraz stracił, to było coś niewyobrażalnego dla mnie i zbyt przerażającego. Nie chcąc o tym myśleć, szybko wróciłem do swoich kwater.
Mój smutek często przemieniał się w złość, tak też było i tym razem. Następnego dnia warczałem na wszystkich i na wszystko, rozdając szlabany i odejmując punkty wszystkim. A szczególnie wredny byłem wobec Weasley'a, który przypadkiem na mnie wpadł. Wlepiłem mu dwa tygodnie czyszczenia kibli pod nadzorem Filch'a i minus dwadzieścia punktów za zamierzoną napaść na Prefekta Naczelnego.
Właśnie wracałem z obiadu, ani trochę nie uspokojony, a wręcz bardziej zdenerwowany, gdyż na posiłku nie widziałem Harry'ego. Wszedłem w jeden z tajnych korytarzy, skracających drogę do lochów, gdy wpadło na mnie coś niewidzialnego. Upadłem na posadzkę boleśnie się tłukąc, a na mnie upadło owo niewidzialne coś. Usłyszałem cichy znajomy chichot, a po chwili poczułem jak ktoś mnie całuje delikatnie w usta.
- Harry - mruknąłem łapiąc niewidzialny materiał peleryny i zsuwając go z jego głowy.
Ujrzałem jego zadowolony uśmiech i lekko rumiane policzki.
- Mógłbyś ze mnie zejść? - zapytałem czując jak chłód posadzki mile kontrastuje z ciepłem jego ciała.
- Ale tu mi wygodnie - mruknął wtulając się we mnie bardziej.
- Ale mi nie za bardzo - stwierdziłem i pierwszy raz tego dnia w moim głosie nie było gniewu.
Harry niechętnie zszedł ze mnie i zrzucił z siebie całkiem pelerynę.
- Muszę zaraz wracać, Hermiona mnie teraz pilnuje i myśli, że dalej siedzę w łazience, ale skoro obiad się kończy, zaraz wyśle tam jakiegoś chłopaka by to sprawdził - wyjaśnił. - Chciałem tylko zapytać, czy ten gniew to przez wczoraj?
- To nie gniew, to smutek, który próbuję ukryć - mruknąłem opierając się o ścianę.
- Przepraszam - podszedł do mnie i spojrzał mi prosto w oczy. - Po prostu mnie tym zaskoczyłeś, nie byłem jeszcze gotowy.
- Nie chciałem się z tobą kochać, chciałem ci tylko sprawić przyjemność i...
Przerwał mi zgrzyt otwieranego przejścia, Harry błyskawicznie zarzucił na siebie pelerynę niewidkę i jeszcze się do mnie przytulił szepcząc mi na ucho:
- Dzisiaj, dobrze?
Po czym poczułem jeszcze łaskotanie peleryny i usłyszałem jego ciche kroki gdy odbiegał w przeciwną stronę. Wciąż stałem oparty o ścianę zastanawiając się czy dobrze zrozumiałem słowa Harry'ego. Czy on mi pozwolił zrobić to dzisiaj podczas szlabanu? To miały być tylko pieszczoty, ale byłem zaszokowany, jakby co najmniej był już gotowy się ze mną kochać. Pewnie powinienem się bać, czy to nie zajdzie za daleko, w końcu pieszczoty to zwykle gra wstępna do czegoś większego. W tym wypadku jednak nie było się o co martwić, ani Harry ani ja nie byliśmy na to jeszcze gotowi, lęki trzeba przełamywać stopniowo.
- Draco? Nad czym ty tu tak medytujesz? - usłyszałem znajomy głos.
- Hej Blaise - mruknąłem bez większego entuzjazmu, widząc kto mi przerwał całkiem przyjemne chwile z Harry'm.
- To jak, ta larwa się już od ciebie odczepiła?
- Pansy? Tak, na szczęście tak, szczerze powiedziawszy nie widziałem jej ostatnio, może skończyła ze sobą?
- Niestety, dziś rano obrzuciła mnie błotem za "zdeprawowanie jej kochanego Dracusia". Obawiam się, że może knuć coś, by nawrócić cię na hetero.
- Nie ma szans - stwierdziłem.
- W końcu jesteś hetero czy homo? - zainteresował się.
- A co to ma do rzeczy?
- Wiesz w sumie bycie homo to nie taka zła sprawa. Bo kto lepiej zrozumie faceta niż drugi facet. Dziewczyny są takie nieżyciowe, tylko wygląd, plotki i zakupy im w głowie, w ogóle nie wiadomo jak do takiej podejść, cokolwiek zrobisz będzie źle i ona się obrazi...
- Przejdź do rzeczy - przerwałem mu.
- Tak sobie pomyślałem, że ty i ja...
- Nie będę twoim kochankiem - odparłem ostro, mierząc go lodowatym spojrzeniem. - Jeśli szukasz kogoś, by go przelecieć, polecam Brada. Po stracie Cabble'a i Goyle'a czuje się bardzo samotny - zadrwiłem, po czym odwróciłem się do niego plecami i po prostu odszedłem.
Blaise znał mnie na tyle, by wiedzieć, że to koniec rozmowy. Skierowałem się prosto do własnej sypialni, wciąż rozmyślając o słowach Harry'ego. Nacisnąłem klamkę i już zamierzałem wejść, gdy zorientowałem się, że coś jest nie tak, drzwi były otwarte, a ja nigdy ich tak nie zostawiałem. Pieczęci na nich pozwalały wejść tylko Harry'emu, ale po tym automatycznie zamykały się ponownie. Zaklęciem sprawdziłem stan moich zabezpieczeń, okazało się, że wszystkie są złamane. Wyciągnąłem różdżkę i pełen złych przeczuć wszedłem do środka, gotowy zabić intruza.
Na widok mojego pokoju dopiero co zjedzony obiad zażądał wolności, kierując się w stronę gardła. Uspokoiłem go, zastępując mdłości zimną wściekłością. O to bowiem moje komnaty, mój azyl w tym zamku, zostały zbezczeszczone! Ściany i podłoga dotychczas przedstawiały piękno surowego kamienia, a obecnie pokryte były jakąś różową puszystą tkaniną w dziwne wzorki przypominające serca i aniołki wijące się w agonii. Gdzieś zniknął mój tajemniczy gobelin, a zastąpiło go wielkie lustro, na szczęście z stylową złotą ramą. Samo łóżko, zazwyczaj okryte ciemnozieloną narzutą, obecnie pełne było małych puchowych poduszek we wszystkich odcieniach różu i najdziwniejszych kształtach. I właśnie pomiędzy tymi wszystkimi puchowymi straszydłami siedziała sprawczyni tego zamieszania, moja zmora odkąd sięgam pamięcią - Pansy Parkinson. Na jej widok żołądek jeszcze zdecydowanej zaczął protestować, a na moją twarz wypłynęła mina pełna obrzydzenia.
Najwyraźniej dziewczyna, tak jak ostrzegał mnie Zabini, chciała mnie "nawrócić" na bycie hetero. Kierując się swoim bardzo, bardzo małym móżdżkiem zabrała się do tego od najgorszej z możliwych stron. Najwyraźniej chciała zaciągnąć mnie do łóżka, tworząc w mej sypialni swoją wymarzoną scenerię do pierwszego razu. Sama jednak nie była bynajmniej ubrana jak niewinna cnotka, co chyba miało być kolejnym kąskiem mającym zmusić mnie do nawrócenia. Miała na sobie cukierkowo różowy gorset obramowany czarną koronką, który tak ściskał jej piersi, że wypływały górą, do tego stringi od kompletu, wspaniale podkreślające wielkość jej tyłka, czarne pończochy również z koronką na górze i zupełnie nie wiem dlaczego szpilki. Poza, w jakiej leżała, miała najwyraźniej ukazać wszystkie "atuty" jej figury i zmusić mnie do natychmiastowego rzucenia się na nią.
Osiągnęła efekt, jakże by inaczej, zupełnie przeciwny do zamierzonego. Podniecenie, które czułem po spotkaniu z Harry'm i rozmyślaniu o wieczornym szlabanie, na jej widok zupełnie opadło. Przynajmniej wiedziałem, jak sobie z nim poradzić następnym razem. Tyle, że oglądanie często takich widoków z pewnością skończyłoby się impotencją.
- Pansy - warknąłem gdy w końcu odzyskałem zdolność mowy. - Jak tu weszłaś?
- Przyjaciółka z siódmej klasy pomogła mi przełamać te czary na drzwiach - odpowiedziała zalotnym głosikiem mrugając zaciekle rzęsami, jakby jej jakaś mucha tam wpadła.
W myślach zanotowałem, by znaleźć jej wspólniczkę i zaserwować jej miesięczne sprzątanie kibli w całej szkole.
- No chodź do mnie, Dracusiu - jęknęła Pansy wyciągając w moja stronę dłoń zakończoną szeregiem ostrych, intensywnie różowych paznokci.
- Wiesz co kochanie - odparłem ironicznie. - Kiedy cię widzę w tym stroju... - widziałem wyraźne zadowolenie w jej oczach, chyba myślała, że powiem jej coś miłego. - ...chce mi się rzygać - zakończyłem ostro.
Odwróciłem się do niej plecami i metodycznie zacząłem podpalać różdżką różowe zasłony na ścianach.
- Gdzie mój gobelin?! - zapytałem dostrzegając tylko białą plamę w miejscu gdzie powinien być.
- Wyrzuciłam go, był taki paskudny - odparła dziewczyna. - Ty żartowałeś Dracusiu, prawda, tak naprawdę mój widok cię podnieca?
Stojąc plecami do łóżka nie zorientowałem się kiedy wstała i podeszła do mnie od tyłu. Poczułem to dopiero, gdy z całej siły przytuliła się do moich pleców, a jej dłoń zacisnęła się na moim kroczu. Zadrżałem z obrzydzenia i odepchnąłem ją od siebie. Zachwiała się tak niefortunnie, że skręciła kostkę, łamiąc jednocześnie obcas.
- No i zobacz co zrobiłeś! - jęknęła patrząc na mnie ze łzami w oczach.
- Trzeba było mnie nie dotykać! - syknąłem, z satysfakcją patrząc jak krzywi się z bólu. - Wiesz Pansy, właśnie przez takie dziewczyny jak ty zostałem gejem - stwierdziłem niezgodnie z prawdą.
Homoseksualistą stałem się po części przez ojca, ale przede wszystkim przez Harry'ego. Gdy widziałem jego ciało wychudzone i poznaczone bliznami czułem podniecenie, a gdy widziałem prawie nagą Pansy, wypielęgnowaną i pachnącą, z tymi wszystkimi kobiecymi krągłościami czułem tylko obrzydzenie.
- Ależ Dracusiu, zobacz jaka ja jestem ładna! - dziewczyna w akcie rozpaczy zsunęła gorset, odsłaniając całe swoje piersi.
Skrzywiłem się jeszcze bardziej, czując jak obiad coraz dobitniej domaga się wolności.
- Wynoś się stąd! W TEJ CHWILI! - ryknąłem.
- Ale... - dziewczyna zalała się łzami.
- Powtarzam jeszcze raz. WYJDŹ, albo sam cię wyrzucę jakimś stosownie bolesnym zaklęciem - w moim spojrzeniu kryła się lodowata groźba, tak stanowcza, że Pansy, już bez słowa, wstała i wyszła kulejąc.
Zaklęciem zatrzasnąłem za nią drzwi i zacząłem powoli usuwać resztki tego różowego bałaganu. W kominku dostrzegłem pozostałości po moim ulubionym gobelinie, nie dało się już go odratować. Za to z sadystyczna przyjemnością wrzucałem puchate dywaniki i ścienne dekoracje do ognia. Przy poduszkach przystanąłem i przejrzałem je uważnie, kilka najpaskudniejszych spaliłem, a pozostałe przebarwiłem na odpowiednie odcienie zieleni. Pozostało jeszcze lustro, całkiem duże i solidne, bez żadnych różowych paskudztw, postanowiłem więc je sobie zostawić, tylko przewiesiłem je w miejsce, w którym wisiał gobelin. Wspaniale odbijało się w nim całe łóżko, być może po to Pansy je tu wstawiła. Cóż mi tez mogło się przydać do podobnego celu... kiedyś.
Gdy w końcu moja sypialnia wyglądała tak jak powinna, zająłem się drzwiami. Ściągnąłem pozostałości starych pieczęci i założyłem nowe, dużo bardziej skomplikowane, dodając przykrą niespodziankę dla tego, kto by przypadkiem próbował je przełamać. Wciąż jednak pozostawiłem wolne wejście dla Harry'ego.













Komentarze
mordeczka dnia padziernika 19 2011 11:02:22
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

naru (Brak e-maila) 22:39 14-12-2009
O dziwo trafiła się perełka smiley Całkiem dobrze się czytało. Na ogół, kiedy ludzie zabierają się za takie tematy wychodzi mdło, lub odpychająco, a tutaj proszę.
Czekam na dalesze części.
rosa (Brak e-maila) 18:40 26-12-2009
Podoba mi się :] Cóż, teraz nie pozostaje mi nic innego, jak tylko czekać na następne rozdziały. Mam nadzieję, że to już niedługo :-)
strow (Brak e-maila) 20:37 07-05-2010
Ho! Nie komentowałam jeszcze więc zacznę od początku: Ten patos w niektórych wypowiedziach jakby walczący z kanonicznym obrazem konkretnych postaci trochę bije mnie w oczy ale, mimo że często to z b. małą siłą - jestem w stanie uwierzyć, ba! nawet zaufać że masz swoje własne profile tych postaci i właśnie takie bardziej pasują do twojej wersji wydarzeń : ) (Po prostu nie trawię postaci mówiących często o miłości lub okazujących ją w tak... oczywisty sposósmiley. Obrót sprawy bardzo ciekawy, w sumie to zastanawiałam się w jaki sposób chcesz ciągnąć akcję po unicestwieniu Voldemorta i skończeniu Hogwartu co w zdecydowanej większość opowiadań jest punktem kulminacyjnym i zarazem zakończeniem całej historii. Udało ci się mnie nie lada zaskoczyć powrotem postaci o której już zapomniałam a która przecież zdołała namieszać w głownie i zaintrygować czytelnika : ). Mam nadzieję, że akcja z Sukubem nie skończy się nagle w dwóch odcinkach (w końcu trwała trzy lata, nie powinnaś tego IMHO tak zgniatać czasowo w kupie podczas gdy wcześniejsze odcinki szły z tą linią czasu dość wolno). Nie mogąca się doczekać dalszych części - Strowberry.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum