ŚCIANA SŁAWY | Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner
|
|
Witamy |
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
|
Reinkarnacja |
Komnata była okrągła, zbudowana z litego kamienia. Żadnych okien, żadnych drzwi. Jedynie jakiś metr od ściany naokoło znajdowały się dwa kamienne stopnie prowadzące w dół na niższą część posadzki.
Na środku komnaty, niczym punkt oznaczający środek podłogowego koła, wisiał nagi człowiek. Dwie pary kajdanów więziły jego nogi i ręce rozkrzyżowując je jak na rysunku da Vinci. Na szyi mężczyzny znajdowała się ciasna obręcz z czarnego kamienia wytapianego z serca chaosu. Nie tylko utrudniała oddychanie, ale przede wszystkim blokowała jakąkolwiek magię i dodatkowo osłabiała fizycznie.
A miała co osłabiać, więzień był bowiem zbudowany jak młody grecki bóg. Piękna, rzeźbiona przez lata muskulatura skrywała siłę byka. Płaski i twardy brzuch unosił się wraz z klatką piersiową. Mięśnie ud, aż rwały się do skoku mimo pęt. Kruczoczarne włosy nierówno przycięte tylko dodawały mężczyźnie uroku. Zresztą zdobiły nie tylko głowę. Od pępka w dół wiodło ciemne pasmo włosków w końcu zamieniając się w skręcone czarne gniazdo otaczające przyrodzenie. Ten ideał piękna szpeciły, a może wręcz przeciwnie - dodawały mu uroku, liczne blizny znaczące całe ciało.
Wśród nich była jedna szczególna, usytuowana na czole, w kształcie przypominająca błyskawicę. Ten, lub raczej ci, którzy go pojmali, musieli stoczyć ostrą walkę. Świadczyły o tym jeszcze świeże rany, otarcia, oparzenia i sińce na ciele spętanego. Któryś z oprawców zebrał się na odwagę i już po związaniu więźnia wychłostał go, tak, że plecy mężczyzny zdobiła sieć świeżych ran, z których wciąż sączyła się posoka.
W pewnym momencie w jednej ze ścian po lewej stronie więźnia uformowało się kamienne przejście. Weszła przez nie postać odziana w czarny, sięgający ziemi płaszcz. Gdy tylko bose stopy przekroczyły próg komnaty przejście zniknęło. Przybysz zszedł po dwóch stopniach na poziom, na którym znajdował się więzień i podszedł do niego.
- Wiem, że nie śpisz, Potter, więc nie udawaj - powiedział, a jego głos bardziej przypominał syk węża, niż ludzką mowę.
Dotychczas więzień miał zamknięte oczy, a ciało zwisało bezwładnie w pętach. Słusznie mogło więc się wydawać, że śpi. Jednak na dźwięk głosu mężczyzny, człowiek podciągnął się w więzach, stając na tyle, na ile pozwalały mu na to kajdany.
Otworzył oczy i z odwagą spojrzał w blade oblicze przybysza. A trzeba było posiadać odwagę, by nie spuścić wzroku na widok nienaturalnych oczu z pionowymi źrenicami, płaskiego nosa będącego właściwie dwoma szparkami w skórze i kłów wystających z ust nie posiadających warg.
- Voldemort - syknął z nienawiścią więzień.
- We własnej osobie - Czarny Pan uniósł wargę obnażając wężowe kły. Najwyraźniej miał być to drwiący uśmiech. - Siedem lat... siedem lat moi ludzie szukali cię po całym świecie. Aż w końcu tydzień temu młody Malfoy zameldował mi gdzie się ukrywasz. Tybet. Piękne miejsce. Byłem tam, wiesz? I wiadomość o twoim pobycie tam przypomniała mi o jednej rzeczy...
Blady, długi, kościsty palec zakończony szponiastym paznokciem przejechał po szczęce więźnia w jakby pieszczotliwym geście.
- Czego chcesz?!
- Wypełnić przepowiednie. Widzisz życie ludzkie to tylko zabawka w rękach przeznaczenia. Uciekłeś do dalekich krain, Harry. Obawiałeś się starcia ze mną, a teraz znów jesteś w Anglii. Najzabawniejsze, że jesteś zupełnie bezbronny w moich rękach. Przed przeznaczeniem nie ma ucieczki. Pamiętasz? Tylko jeden z nas może przeżyć...
- Nie obchodzi mnie już ta głupia przepowiednia, nie będę zbawcą świata! Zostawiłem cię w spokoju więc i ty zostaw mnie!
- Nie. Jesteś mi potrzebny, Harry. W końcu znalazłem sposób na wieczne życie i wieczną młodość, ale do tego potrzebuję ciebie, bo tylko ty masz w sobie cząstkę mnie...
Blada, lodowata dłoń powoli sunęła po piesi mężczyzny. Od lewego barku w dół, aż do podbrzusza. Jej ruchy wywoływały dreszcze zimna, obrzydzenia... a może czegoś zupełnie innego?
- Zostaw! - głos Harry'ego nie był już taki opanowany, słychać w nim było ślady paniki.
Dłoń zniknęła, a Voldemort powoli obszedł więźnia stając za jego plecami. Ciasna obręcz uniemożliwiała odwrócenie głowy nawet na kilka centymetrów. Niespodziewane, lodowate dotknięcie na świeżych ranach wyrwało krzyk bólu i zaskoczenia z ust mężczyzny.
- Malfoy przesadził z tym batem, został już stosownie ukarany - głos Czarnego Pana zdradzał przyjemność jaką mu to sprawiło. - Cóż, to się zagoi i nie będzie w niczym przeszkadzało.
- Co ty chcesz zrobić? - głos więźnia brzmiał coraz bardziej rozpaczliwie.
Lord Voldemort nie odpowiedział tylko zsunął delikatnie dłoń niżej, na krzyż, gdzie już nie było ran. Przez chwilę masował to miejsce okrężnymi ruchami, by po chwili bez ostrzeżenia wjechać dłonią między pośladki mężczyzny.
- Nie! - Harry szarpnął się w więzach wyginając biodra jak najdalej do przodu, aż coś strzeliło w kręgosłupie. - Nie dotykaj mnie tam!
- Dlaczego nie? - głos wraz z lodowatym podmuchem owiały szyje więźnia. - Jesteś piękny i pewnie o tym wiesz.
- Nie, nie, nie... - mężczyzna powtarzał jak mantrę, gdy jedna dłoń Lorda uwięziła jego biodra w mocnym uścisku, a długie zimne palce drugiej ponownie wsunęły się między jego pośladki. - Ah!
Jęk przyjemności jaki wyrwał się z jego ust nie był zamierzony. To była tylko reakcja na zimny palec na jego wejściu. Kolejny krzyk, spowodowany pazurem zagłębiającym się lekko w dziurkę, stłamsił, mało nie dławiąc się własnym językiem. Głos mógł powstrzymać, ale jego ciało samo reagowało na przyjemność.
- Podoba ci się - w głosie Czarnego Pana słychać było drwinę.
Dłoń trzymająca jego biodra zniknęła, lecz zanim zdołał wykonać jakikolwiek ruch znalazła się na jego powoli twardniejącym członku.
- Nie...! Ah... - Harry ponownie zagryzł wargi, lecz rumieniec wstydu pozostał na jego policzku.
Blada dłoń z wprawą zaczęła poruszać po całej długości członka mężczyzny skutecznie wybudzając go do reszty. Z gardła więźnia wyrywały się kolejne jęki. Tymczasem Voldemort palcami drugiej ręki masował wejście.
W pewnym momencie w ciele Harry'ego aż do końca zagłębiły się dwa długie palce, mężczyzna krzyknął z bólu, ale zaciśnięcie dłoni na jego członku zamieniło ból w przyjemność. Palce poruszały się w środku rozciągając wejście. Już nie bolało, a wręcz przeciwnie szpony zahaczające o prostatę wywoływały rozkoszne dreszcze i niemal mroczki przed oczami. Biodra więźnia poruszały się samoistnie i nawet nie zauważył, gdy Voldemort wsunął trzeci palec jeszcze bardziej rozciągając wejście.
Gdy Harry był blisko szczytu obie dłonie zniknęły jęknął w proteście i szarpnął się w kajdanach próbując odwrócić głowę i zobaczyć co robi Czarny Pan.
Lord Voldemort obszedł go dookoła uważnie się przyglądając jego ciału, jakby je oceniał. Zupełnie nie zwracał uwagi na błagalne jęki więźnia, chociaż uważnie, z niejaką satysfakcją przyglądał się mokremu i naprężonemu członkowi mężczyzny.
- Wszystkie ofiary torturujesz w ten sposób? - wydyszał więzień wciąż wijąc się podniecony i niezaspokojony.
- Nie. Tylko ciebie spotkał ten zaszczyt - odparł Lord i rozpiął klamrę przytrzymującą jego ubranie.
Szata opadła ukazując blade, nagie ciało. Być może w młodości Voldemort był piękny, ale ciało uformowane dziesięć lat temu dzięki czarnomagicznemu eliksirowi nie miało w sobie nic ładnego.
Blada skóra przypominała skórę węża bez łusek, zresztą całe ciało miało w sobie coś z gada. Wyglądał jakby zatrzymał się w połowie stadium przekształcania w animaga. Jako mężczyzna też nie został specjalnie obdarzony przez naturę, jego członek, który teraz sterczał dumnie wyprostowany, wilgotny na czubku i gotowy do działania był przeciętnej długości i grubości. Ktoś mógłby stwierdzić, że lepiej taki niż nienaturalnie mały, ale w porównaniu z sterczącym naprzeciwko penisem Harry'ego to był koliberek.
Mimo podniecenia we wzroku więźnia dało się wyczytać lekkie obrzydzenie, Lord nie byłby władcą grona zamaskowanych śmierciożerców gdyby nie umiał czytać ludzkich spojrzeń. A niechęć w oczach mężczyzny go rozwścieczyła.
Jednym susem znalazł się tuż przy Harry'm, szponiasta dłoń zacisnęła się na szczęce więźnia rozchylając lekko jego usta. Wężowy język Czarnego Pana wsunął się w nie i zaczął drganiami pieścić podniebienie mężczyzny, jednocześnie dłoń trzymała mocno nieomalże dusząc Potter'a, mimo to ofiara jęczała z przyjemności. Voldemort z szybkością węża cofnął się pół kroku w tył i najwyraźniej zamierzał uderzyć więźnia w twarz, jednak pięść zatrzymała się kilka milimetrów przed nią.
- Nie - zasyczał. - Nie chcemy cię uszkodzić, nie w ten sposób - zaśmiał się złowieszczo, aż więzień zadrżał ze strachu.
Członek Harry'ego wciąż był napięty, podniecenie lekko opadło, ale zimny oddech na karku i uczucie, że jego plecy i lodowate ciało Lorda dzieli zaledwie parę milimetrów powietrza, wystarczyły by wszystko wróciło. Więzień krzyknął z rozkoszy, gdy dłonie rozsunęły jego pośladki, a o dziwo ciepły członek dotknął wejścia.
- Zrób to... - szepnął pragnąc poczuć go w sobie.
Lord jeszcze chwile drażnił się z nim, aż w końcu jednym pchnięciem wsunął się do środka mężczyzny, jednocześnie przytulając całe ciało do jego pleców. Harry krzyknął z przyjemności, czując jak ciepły, pulsujący członek idealnie wpasowuje się w miejsce przyszykowane przez palce.
Czarny Pan od razu zaczął mocno posuwać więźnia, jednocześnie jego dłoń odnalazła członek mężczyzny i pieściła go z taką samą szybkością, mocno obejmując.
Potter krzyczał i jęczał osiągając kolejne stadia rozkoszy, od strony Lorda słychać było tylko co jakiś czas przyjemne sapnięcie. W końcu szponiaste palce zacisnęły się silniej na członku mężczyzny, ciało Voldemorta spięło się, a Harry poczuł jak coś ciepłego zalewa jego wnętrze. Nie wytrzymał tych bodźców, przed oczami pojawiły mu się plamki gdy wszystkie jego siły poszły w jeden potężny wytrysk, nasienie opadło na kamienną posadzkę, a on sam stracił na chwilę przytomność.
Lord wysunął się ze swojego więźnia z zadowoloną miną, czuł się osłabiony, ale przyczyną nie był niedawny wytrysk, a przynajmniej nie do końca. Jego ciało drżało gdy zakładał szatę, która wydawała się zbyt obszerna. Cichy jęk za jego plecami oznaczał, że Harry odzyskał przytomność.
Mężczyzna spojrzał na czarną sylwetkę przed sobą i zrozumiał jak bardzo się poniżył, zalała go fala wstydu, jego gryfońska natura nie mogła tego znieść, szarpnął się w kajdanach, ale nic nie mógł zrobić, był bezradny jak dziecko.
- Czemu to zrobiłeś?! - warknął, bo to jedynie mu pozostało.
- Chcesz wiedzieć czemu? - Lord odwrócił się w stronę więźnia, wydawał się trochę mniejszy i starszy niż przed momentem. - Byłeś w Tybecie więc wiesz, że tamtejsi mnisi wierzą w reinkarnację? By odrodzić się w lepszym bycie trzeba żyć dobrze i spełniać dobre uczynki, ale i na to znalazłem sposób. Czarna Magia jest kluczem do wiecznego życia i wiecznej młodości. Wystarczy przelać swoja duszę w nowe, młode ciało. Ty już masz w sobie kawałek mojej duszy, to będzie o tyle prostsze, a teraz moje czarne nasienie niczym kwas wyżre twoją dusze, twoje myśli, wspomnienia, przyzwyczajenia, cały twój charakter i zastąpi to mną. Czyż to nie wspaniałe? Jednocześnie wypełni się przepowiednia w sposób jakiego nikt się nie spodziewał i co najważniejsze w twoim ciele, ciele Zbawcy Czarodziejskiego Świata czekają na mnie nowe, wspaniałe możliwości!
- Nie... - wyszeptał więzień pobladłymi wargami.
- Jeszcze jeden albo dwa takie rytuały i całkiem przejmę twoje ciało - upiorny śmiech poniósł się echem po kamiennej komnacie.
- Nie, nie możesz... - Harry zaczął rozpaczliwie szarpać się w kajdanach próbując się uwolnić, albo chociaż wytrząść czarne nasienie z siebie.
Lord Voldemort podszedł do ściany, a gdy jej dotknął otworzył się tunel, którym przyszedł. Więzień ponownie został sam w komnacie, rozpaczliwie szarpał się w kajdanach walcząc nie tylko o wolność ciała, ale i przetrwanie duszy. Walka była z góry przegrana, kajdany trzymały mocno i jedynie poobcierał sobie nadgarstki i kostki do krwi.
Lord wrócił, prawdopodobnie następnego dnia, chociaż trudno było szacować upływający czas w komnacie bez okien. Wydawało się, że Czarny Pan jest dużo mniejszy, starszy i jakby schorowany mimo to uśmiechał się perfidnie, a kolejne szarpnięcia więźnia tylko bardziej go rozbawiły:
- Nie szarp się tak, to bezsensu, twój los jest przesądzony, a raniąc siebie niszczysz moje przyszłe ciało - podszedł do niego i złożył na jego policzku parodię czułego pocałunku.
- Nie dotykaj mnie! - krzyknął Harry i splunął mu w twarz.
Oczy Lorda zalśniły złowrogim blaskiem, otarł ślinę z policzka i złowrogo wysyczał:
- Chciałem po dobroci, ale widać, ze ty nie chcesz więc, dziś już nie będzie tak przyjemnie.
Zrzucił szatę i bez ceregieli podszedł od tyłu do więźnia. Ten ze zdziwieniem zauważył, że nie ma kontroli nad własnymi biodrami, chciał je odsunąć jak najdalej od Voldemorta, lecz te przysuwały się do niego jakby miały własną wolę.
- Co jest...? - sapnął z zaskoczeniem.
- Czyżby pierwsze problemy z opanowaniem mojego ciała? Jak widzę, ta część mnie, która jest już w tobie chce więcej - zaśmiał się Lord.
Złapał więźnia w pasie i bez ceregieli wsunął się w niego cały, aż do końca. Harry krzyknął z bólu, gdyż mięśnie po wczorajszym stosunku zdążyły ponownie się skurczyć w dodatku nie był niczym nawilżony. Lord nie przejął się tym tylko zaczął posuwać mężczyznę równie mocno i szybko jak dzień wcześniej.
Tym razem Potter nie odczuwał żadnej przyjemności jedynie ból rozrywania na kawałki. Z oczu ciekły mu łzy, a krzyki bólu przemieszane były z błaganiami, by przestał. Cierpienie ofiary najwyraźniej jeszcze bardziej podniecało Voldemorta gdyż doszedł szybciej niż poprzednim razem, a nasienie obficiej zalało wnętrze więźnia.
Tym razem Czarny Pan był tak osłabiony, że zwalił się na posadzkę i dopiero po kilku chwilach był w stanie doczołgać się do swojej szaty. Z wielkim wysiłkiem wstał chwiejnie na nogi i zataczając się ruszył do wyjścia.
Więzień pozostał sam, na kamiennej posadzce między jego nogami była tylko jedna kropla czarnego nasienia, reszta pozostała w środku wnikając w organy i przejmując ciało.
Łzy upokorzenia i kompletnej bezradności spływały po policzkach mężczyzny, wręcz czuł jak traci siebie, wspomnienia znikały pozostawiając czarne dziury, które powoli zapełniały mroczne myśli Czarnego Pana. Zapominał kim był, kim jest... A właściwie nie, pamiętał to, był Lordem Voldemortem, najpotężniejszym czarnoksiężnikiem jakiego widział świat, a teraz właśnie odkrył sposób na nieśmiertelność.
Następnego dnia Czarny Pan nie przyszedł sam, towarzyszył mu wysoki, elegancko ubrany blondyn - Lucjusz Malfoy. Z dawnego ciała Lorda nie pozostało wiele, ale to co pozostało z dumą spojrzało wprost w oczy swojej reinkarnacji. Oczy mające tak samo pionowe, wężowe źrenice jak jego, tylko tęczówki pozostały zielone.
- Ostatni rytuał. Lucjuszu uwolnij go, a właściwie mnie - rozkazał.
Był taki słaby, że gdy Malfoy go puścił, musiał usiąść na posadzce, żeby się nie przewrócić. W tej chwili przypominał bardziej starca niż tego wysokiego, dumnego mężczyznę sprzed trzech dni, ale już za chwilę starzec miał zniknąć, przenieść się do nowego ciała.
Gdy tylko pęta opadły więzień odepchnął blondyna i dosłownie rzucił się na starca, nie męczył się z ściąganiem jego szaty, po prostu rozsunął ją w miejscu gdzie był członek i nabił się na niego jednym stanowczym ruchem. Dosiadał Lorda dręczony pragnieniem, by połączyć wszystkie części duszy w nowym ciele.
W Harry'm nie pozostało już wiele z niego samego, zaledwie kilka wspomnień i cień wystraszonego dziecka, które niedługo miało zostać do reszty zabite. Nowe ciało czarnego Pana czerpało przyjemność z seksu. Dłoń wprawnie wodziła po dużym, naprężonym członku, a mniejszy penis gładko wchodził w odbyt uderzając co jakiś czas w prostatę, wywołując tym samym fale rozkoszy.
Lucjusz patrzył na to z obrzydzeniem ale i fascynacją. Jego Mistrz był prawdziwie potężny, dotąd podziwiał go za zdobycie nieśmiertelności, a teraz jeszcze znalazł sposób na wieczną młodość i co najważniejsze wtajemniczył w to jego, Lucjusza Malfoy'a okazując mu tym samym swoje zaufanie.
W głowie Lucjusza dojrzewał plan, bo dlaczego by nie zostać towarzyszem Lorda przez wieki? Przecież niedawno urodził mu się wnuk, który kiedyś wyrośnie na tak samo pięknego, postawnego i przystojnego Malfoy'a, jak jego dziad, więc dlaczego by nie, za parę lat, gdy dzieciak będzie dostatecznie dojrzały... Po prostu przejmie jego ciało, tak jak to właśnie robił jego Mistrz.
Skurczone ciało starca wygięło się w luk gdy ten doszedł wlewając ostatnią dawkę czarnego nasienia własnej duszy w nowe ciało.
Mężczyzna doszedł nieomal w tym samym momencie odchylając się do tyłu i jęcząc z rozkoszy. Nasienie wylało się na to co pozostało z jego dawnego ciała - skurczoną, zasuszoną mumie.
Mężczyzna wstał i przeciągnął się z pomrukiem zadowolenia rozciągając wszystkie te idealnie rzeźbione mięśnie nowego ciała.
- Lucjuszu, moja szata.
Chociaż ciało było nowe, głos Lorda wciąż brzmiał tak samo zimno i rozkazująco.
Malfoy natychmiast podał Czarnemu Panu nowe szaty. Tym razem to nie była czarna szmata jak dotychczas tylko szyte na miarę dopasowane arystokratyczne ubranie z peleryną. Przypominał w nim wampira, szczególnie kiedy odsłonił lekko wydłużone wężowe kły.
- Wezwij śmierciożerców, pora przedstawić im moje nowe wcielenie i dalsze plany. A, i pozbądź się tego ścierwa - kopnął pozostałości swego dawnego ciała.
|
|
Komentarze |
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
|
Oceny |
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.
Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.
Brak ocen.
|
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem? Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.
Zapomniane haso? Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze stałe, cykliczne projekty
|
Tu jesteśmy | Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć
|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|