The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 25 2024 02:59:30   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Trzask
Trzask




Trzask zamykanych drzwi przerwały wrzaski i przepychanki na korytarzu. "Ciemny" - to jedyne co zdążył zanotować o miejscu, w którym się znalazł nim jego nadgarstek szarpnęła stanowcza, silna dłoń. Niemy rozbłysk różdżki, w przerwie między zaborczym pocałunkiem szeptane "lumos" - choć mogliby sobie darować - wystarczy zwykłe "alohamora" by bezwstydnie wystawić ich ciemnolubne ciała na światło.
Odgłos przewracanego krzesła, popękały fiolki, na ziemie upadły słoje - ot krzątanina ciał….

- Reparo!

Czarne włosy, dwie struktury, długie i gładkie, półdługie i rozczochrane, splątane z sobą w ciemności - nie rozróżnisz, nie rozdzielisz w tym chaosie. Dłonie zbyt mocno zaciskające się na ciele, pękła fiolka, pękło coś…

- Reparo, kurwa…!

Ławka, katedra…? I zachęcające (może rozkazujące…?) pchnięcie, i już leży, już leży.

- Uważaj z tymi girami Syriuszu, nie zamierzam machać różdżką jak idiota.



Wtedy było jeszcze miło, kociaku.




***



To było jakoś przed świętem Halloween. Już popowieszane były te wszystkie głupie ozdoby. Była noc - i powietrze ciężkie od nocy. Idąc korytarzem przenikały przez niego perliste i półprzeźroczyste jak zmętniała woda duchy. W bibliotece pachniało niedawno zgaszonymi świecami. Severus siedział wciśnięty między półki, tam gdzie nie łypały na niego oczy żadnego w obrazów.

Syriusza zdradził oddech, trzepot rzęs i białka oczu - bo nie kroki - jego kroki były bezszelestne. Był cichy jak mysz, a przecież jest kociakiem. Kociaki drapią o podłogę, zdzierają skórę z kanap - nie są ciche, nie skradają się.

To była sekretna umowa, zawiązany tajny pakt. Nikt nie miał się dowiedzieć, i to nie miało się powtórzyć. To miało być jedynie potwierdzenie obaw, zapadnięcie wyroku wyroku.
Lecz jeden z nich okazał się zbyt slaby - i paradoksalnie - nie wiadomo który.

Ciemność sprzyjała ich zamiarom, zasłaniając niepewne, przestraszone twarze. Bezlitośnie jednak grały przenikające z okien księżycowe światła, odbijając się w wybałuszonych z niepewności białkach oczu. To była chwila, żadnego słowa, żadnego dźwięku, szamotanina ciał. Jakiś pobliski pokój, czy może klasa. Severus zdzierał z niego ubrania a Syriusz bezwładnie poddawał się jego zaborczemu ciału.

Oni tylko chcieli sprawdzić. Jedynie pragnęli się dowiedzieć. Wydać na siebie wyrok, bo i jednemu i drugiemu nie było na rękę być gejem.

Niestety jeden z nich okazał się zbyt słaby.




*



Od tamtej pory spotykali się regularnie. Zawsze w innym miejscu, zawsze odbywało się to tak samo. Żadnemu z nich nie zależało na romantyzmie, żadnemu z nich ta cała sytuacja nie była na rękę.
Znasz to uczucie, kiedy tak bardzo czegoś nienawidzisz, brzydzi cię to, że to robisz. Nie to co robisz cię brzydzi - a jedynie to, że to robisz. Bo jednak w głębi tego chcesz. Ta sytuacja była jak pancerz orzecha włoskiego. Oni byli tą łupiną - i jakże jej nie nawidzili - ale obaj wiedzieli, że musza i chcą dotrzeć do tego co jest w środku. Cel uświęca środki, rządza uświęca nienawistne twarze.
Przedziwna mieszanina reakcji temu towarzyszyła. Nie cielesnych, a emocjonalnych - bo nic ich nawzajem tak nie łamało jak to, że to właśnie On jest tym drugim.



*
Popołudniu paliło się w kominkach i przyjemne ciepło panowało w bibliotece. Okna powoli zasnuwał szarawy półmrok. Pachniało skóra starych tomiszczy porozkładanych na każdym ze stolików. 4 chłopców siedziało w kącie przeglądając nawzajem swoje pergaminy. Ich twarze wyginały grymasy ironii, co chwile cyniczny śmiech wypełniał salę - a śmiech tych czterech był jak tysiące dzwonów na dziedzińcu -nie do zniesienia.

- Patrzcie to Smarkerus!

I zaczęło się przedstawienie. Próba sił. Wielce niestosowna w swej proporcji - ale kto by się tym kiedykolwiek przejął.
To był jedynie codzienny incydent. Czwórka popularnych, przystojnych chłopaków i odstający od reszty, nikomu nic nie winien nastolatek. Wszystko byłoby jak zwykle tylko, że James był dziś niezwykle cicho.
Wszystko byłoby w normie tylko James, cholera, za bardzo p a t r z y ł.


*



- Cholera jasna, obserwował cię!
- Przeszkadza ci to kociaku?

Nikt nie widział jak łamał się Severus Snape. I on sam także nie wiedział. Działo się to powoli, wdzierało niezauważenie. Jak uzależnienie pod płaszczykiem złudnej wolności.

- Nie dotykaj mnie!
- Chyba nie chcesz by James miał powody by mnie obserwować.

Sączyło się pod skórą, wdzierając się niespodziewanie. To wypierało z niego jego samego. Przestawał być sobą - i to było takie błogie.

- Przestań! Idź… nie mam ochoty.
- Ale ja mam!!

Severus Snape nawet nie zauważył, jak łatwo zaczął w końcu pokonywać wierzchnia łupinę orzecha. Stała się niczym dla jego długich, zwinnych palców.

- Severusie…

Rozgniatały łupinę jak metalowy dziadek do orzechów - i z niecierpliwością, chaotycznie, i już bez wstydu - dostawały się do środka, do orzecha. Severus Snape nawet nie zauważył jak bardzo przestały mu przeszkadzać środki do celu. Jak bardzo pochłonęło go i uzależniło czyjeś ciało. I bez znaczenia już teraz było - czyje.

I orzech i łupina - które są przecież jednością - przestały być dla Severusa przeszkodą. Stały się jedynie martwą, spróchniałą pozostałością, która należy dobrze wykorzystać.





*



Gdy nadeszło tegoroczne święto Hallowen za oknami było ospale i szaro. Jeszcze rano szyby i mury zamku pokrywała cienka mgiełka szronu - jak utkana na szydełku koronka. Teraz, gdy niebo zasnute było szarością o szyby bębnił ulewny deszcz - zmywając lodową koronkę szronu. Strugi deszczu rozmywały krajobraz za oknem - czyniąc go prostszym - i piękniejszym. Święto Hallowen było świeczką na torcie kilkumiesięcznych oczekiwań. Stoły w Wielkiej Sali były nadzwyczaj wystawne, powietrze unosiło świąteczne dekoracje.
Byłoby pięknie gdyby nie deszcz. Tego dnia woda zmywała z Hogwartu wszystko to co
nagromadziło się wciągu tych kilkumiesięcznych oczekiwań. Woda spływała przejrzystymi falami z murów zamku.
Gdzieś wśród tych świątecznych dekoracji skryte były dwa ciała. Wśród zimnych murów podziemnych komnat, niespokojne - ich dłonie wczepiały się w ciała jak nieproszone owady. Pewne było, że w ich głowach szumiało , i słychać było wrzask łamanych zasad - i własnego wstydu.
Była noc Hallowen. W Hogwarcie trwał bal. Pomarańczowe dynie zwisały w przestrzeni na niewidzialnych niciach. Zieleń ostrokrzewu, roziskrzone światła - wszystko to napełniało dusze uczniów nadzieją.

- Severusie powiedz mi, dlaczego to wciąż robisz…?
- Nie wiem. Nienawidzę cię, kocham cię, czemu mi pozwalasz…?
- Nie wiem kim jesteś Severusie….
- Ani ja.

Deszcz, zmęczony, ustał. Może przeraził go brud ludzkich serc. Teraz białe kłęby cumulusów zasłaniały gwiazdoskłon swym leniwym ciałem. Jakiś muglak w Wielkiej Sali puścił Wagnera. Na korytarzu przed Wielka salą samotnie siedział chłopka. Czarnowłosy i rozczochrany wpatrywał się mętnym wzrokiem w wchodzących i wychodzących z Wielkiej Sali.

- Hej James co ty tu odpierdalasz, nie mów, że m y ś l i s z? - zasmiał się Remus.
- Czasem myślę miewam ciemne chwile dużo czytam
- Eee..serio? Nie wiesz gdzie Łapa…?
- Nie.
Skłamał.


Woda, która obmyła dzisiejszego wieczoru mury zamku nie zmyła wszystkiego. Bowiem obmyciu poddać się może jedynie to, co z zewnątrz.



*


Tamtego wieczoru byli nieostrożni. Wtedy, w lochach wypili butelkę wina. Gdy wracali, krętymi schodami, śmiali się, trzymali za ręce i głośno przeklinali. Wcale nie byli tacy głupi - po prostu trwał bal - to nie było prawdopodobne by ktokolwiek...by…
Weszli do łazienki dla chłopców, nie wiedzieli - w skrzydle zachodnim…? Severus rzucił go na umywalki i całował namiętnie a ich twarze odbijały się w lustrach. A potem...potem usłyszeli odgłos spuszczanej wody - i zobaczyli go - a może to on zobaczył ich…?
Severusa oczy pałały nienawiścią, były roziskrzone złością i wypitym winem. Oczy Syriusza były po prosty zmęczone i zrezygnowane. A jego…? Jego oczy mówiły, że już od dawna o tym wiedział.

Wcale nie byli tacy głupi - po prostu trwał bal - kto by pomyślał, że spotkają akurat Jamesa.



*



O świcie było jeszcze ciemno. Białe kłębowiska chmur przysłaniały granatowe niebo. Powietrze było niezwykle lekkie - tak jak każde poranne powietrze - tak jak każdy poranek.
Padało. Krople uderzy o tafle jeziora zmieniając widok w ekspresjonistyczna mozaikę. Nikłe światła - gasnących już gwiazd - igrały z przekwitłą zielenią tafli jeziora. Choć nie było tego widać Syriusz był pewien, że trytony rozpaczliwie chwytają się piaszczystego dna jeziora. Przytulają się i czule obejmują ramionami, przylgnięte do gliniastego podłoża. Może szeptają coś do siebie a ich głosy brzmią jak wężowe syki. Choć dla Syriusza było to nie zrozumiale to wszystkie jeziorne ptaki skupiły się na błoniach wokół wody i przytulały się do siebie, otrzepując krople wody z swoich skrzydeł.

Idąc w dół przez błonia, wiedział, że go tam zastanie. Szedł tępo wpatrując się w plecy skulonej nad brzegiem sylwetki. Długie włosy były mokre i pozbawione swojej złudnej, suchej puszystości. Chwila nieuwagi - ach jaki był nieostrożny - i ich oczy się spotkały. Nie miał wyboru, był już zbyt blisko.

Deszcz ustawał i teraz dopiero dawało się we znaki zimne, poranne powietrze. Przenikało kości, żałośnie przyklejało mokre ubranie do i tak wychłodzonej już skóry. Czasem można było aż syknąć z piekącego zimna, jednak Syriusz bywał tu co ranek i był już przygotowany na ten oczywisty moment - który niezależnie od pory roku zawsze następował tak samo i w tym samym czasie. Bowiem o świcie zawsze następuje ten moment - o świcie zawsze jest najzimniej - i nie zawsze chodzi o temperaturę.

Syriusz wiedział, że on tu idzie.

Usiadł na trawie, mokrej od deszczu i błota. Przez chwilę, przez krótką chwile pomyślał, ze może powinien coś powiedzieć. Że może jest mu winny jakieś słowa, jakiś zalążek rozmowy. Jednak było to tylko krótka nic nie znacząca chwila - jakich pełno jest w życiu - bo po chwili przypomniał sobie o władzy jaką jeszcze niedawno miał nad jego ciałem. Czuł jak powoli uderza mu do głowy, ach władza! Z początku sączy się przez skórę, powodując zimne dreszcze - potem atakuje powoli każdy z narządów po kolei. Z błogą przyjemnością obserwował twarz Syriusza - kamienną, zdenerwowaną, aż po chwili zrezygnowaną. Z niemym zainteresowanie obserwował zielone oczy nieruchomo zwrócone ku jeziorze, ani razu nie zboczyły z swego toru, Syriusz ani razu nie dał mu tej przyjemności - uwagi.

Zimno powoli dawało za wygraną - ustępowało tak jak złość i zniecierpliwienie Snapa. Lekkie i świrze powietrze przemieszało się z bladą, mroźna mgłą osiadająca na tafli wody, i na ich czarnych rzęsach. Niespodziewanie dłoń Snapa ścisnęła nadgarstek Syriusza. Zdecydowane usta wczepiły się w te drugie - zimne i drżące.

Żadnej łagodności, żadnej czułości - może to dlatego Back tak go nienawidził?
Niebo wyblakło, a mroźna mgła ustąpiła ciepłym promieniom grudniowego słońca. Zima w tym roku była łaskawa. Tylko te poranki - gryzły i szczypały.



Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum