The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 19 2024 13:34:34   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Wyzwanie
Harry postanowił, że nie chce już więcej być kapitanem drużyny.

Właściwie, w ciągu ostatnich kilku tygodni, dochodził do tego wniosku każdego dnia. Kapitan Quidditcha. Jeżeli kapitan Quidditcha jest zarazem na siódmym roku i do tego dwa tygodnie przed ukończeniem szkoły, jest odpowiedzialny za poprowadzenie reszty Gryfońskich siódmoroczniaków przez coroczny konkurs psot, rozgrywany przeciwko Ślizgonom, który zwieńczy ich naukę w Hogwarcie. Więc, od dnia ostatniego egzaminu Harry codziennie spotykał się nie z kim innym jak Draco Malfoy'em, żeby przedyskutować kolejne wyzwanie. A teraz, siedział przed resztą Gryfonów, oznajmiając im propozycję żartu, jaką złożyła im konkurencja.

- Zdezorganizować zajęcia z Eliksirów? To... - Hermiona wyglądała, jakby miała się rozchorować. Gwoli uczciwości, przeszkadzanie na jakichkolwiek zajęciach nie było zachowaniem odpowiednim dla Prefekta. - To głupie. Nie musimy tego robić. On nas zabije.

Albo gorzej, wywali.

Odbyli te samą rozmowę dwa dni wcześniej, kiedy to Slytherin rzucił wyzwanie, aby ogłuszyli Panią Noriss, i wystawili ją w gablocie z trofeami. Harry nadal nie mógł uwierzyć, że nie zostali za to ukarani. Dyrektor przymknął oko na ich wybryki w imię tradycji. Ślizgoni nawet nie stracili punktów za walkę na jedzenie, którą wszczęli dzień wcześniej. Oczywiście, musieli posprzątać cały bałagan, bez użycia magii, co sprawiło, że stali się ogromnie irytujący i mściwi. Stąd ostatnie wyzwanie.

- Może nie będzie tak źle. Znaczy, dyrektorowi to chyba nie przeszkadza. - Doszła do wniosku Parvati.

- Jakoś nie wyobrażam sobie, żeby Snape pytał Dumbledore'a o radę, co do kary przewidzianej dla nas. - Powiedział smutno Seamus.

- Przewidzianej dla mnie, chciałeś powiedzieć - burknął Harry. To był jego obowiązek, jako kapitana drużyny, aby wziąć na siebie winę. Zaczął się zastanawiać, dlaczego to zawsze on musiał się poświęcać dla dobra sprawy. Zabił Voldemorta. Czy to za mało? Westchnął zrezygnowany. - Więc, jak zamierzamy to zrobić?

- Mam super pomysł! - powiedział Dean.

Ostatnie, sławne słowa.

***

Harry naprawdę nie chciał już dłużej być kapitanem drużyny. I, technicznie, odkąd sezon się skończył, a on sam odchodził ze szkoły, nie był nim. Ten nieznaczący detal, jednakże, nie zdawał się mieć znaczenia dla kolegów z klasy, którzy byli aż nazbyt chętni, aby ukryć się bezpiecznie za jego plecami, kiedy on zmieniał lekcję Eliksirów w chaos. Patrząc na to z jaśniejszej strony, może to być ostatnia rzecz, którą będzie organizował, ponieważ Snape na pewno go zabije.

Harry był zajęty kruszeniem swoich skarabeuszy i marzeniem o tym, aby Snape wykończył go szybko, gdy łokieć Rona zasygnalizował mu, że już najwyższy czas zacząć. Dean uśmiechnął się do Harry'ego przez ramię, a ten spojrzał się na niego spode łba. Świetny pomysł, naprawdę, piosenka. Dean usłyszał ją w czasie ferii noworocznych. Było to jedno z nagrań jego ojca. Powiedział, że kojarzyło mu się ze Snapem. Spędzili całą noc na ćwiczeniach i teraz Harry miał poprowadzić całą klasę jak chór.
Jeżeli tylko zdoła wydobyć z siebie głos.

Snape spacerował po klasie, nadal radząc sobie z doprowadzeniem klasy wypełnionej prawie w pełni wykwalifikowanymi czarodziejami, do całkowitego posłuszeństwa, tylko dzięki swojemu szyderczemu uśmieszkowi. Bynajmniej nieprzyzwyczajeni do tego złowrogiego uśmiechu, złowieszczego falowania szat, demonicznego, sarkastycznego wyrazu twarzy, uczniowie kulili się głębiej w swoich krzesłach z każdym mijającym rokiem. To zdawało się tylko zachęcać Mistrza Eliksirów do wypracowywania nowych poziomów okrucieństwa.

- Panie Potter - wycedził Snape. Harry na krótko nawiązał kontakt wzrokowy, ale zdecydował, że to i tak nie pomoże jego już więdnącej odwadze. W zamian, przykuł swój wzrok do rzeczy leżących na biurku. - Zdaje się, że powiedziałem mielić, a nie gnieść na proszek. Naprawdę, jak kompletnie roztrzepanym trzeba być, żeby przebrnąć przez siedem lat moich zajęć bez nauczenia się, jak powinno się trzymać tłuczek.

Harry utrzymywał swój wzrok na skarabeuszach, gdy Snape odszedł dumnym krokiem, próbując wyśledzić źródło chichotu, który nastąpił po jego zjadliwej uwadze. Chłopak wziął głęboki oddech, starając się nie zwracać uwagi na błagalny wzrok Hermiony. Nadszedł czas. Ron trącił go łokciem, więc Harry przełykając całe zaniepokojenie i dumę, rozpoczął cicho:

We don't need no education...

Kontynuował mielenie, próbując nie zauważyć, że szelest szat Snape'a zbliżał się teraz w jego kierunku.

- Co to było, panie Potter?

Zanim Harry miał czas, żeby odpowiedzieć, inny głos zaśpiewał trochę głośniej:

We don't need no thought control…

Snape okręcił się wokół. Ślizgoni odwrócili się pełni oczekiwania.

- To mnie wcale nie bawi - warknął Snape - Minus 20 punktów dla Gryfindoru. Wracajcie do pracy! - krzyknął.

No dark sarcasm in the classroom…

- Trzydzieści punktów, panie Thomas!
Snape wyglądał na bliskiego wylewu. Jego ziemista cera nabrała różowego odcienia. Z wyszczerzonymi zębami warknął - Mimo tolerancji dyrektora, ten coroczny nonsens nie będzie miał miejsca na moich zajęciach. Jeżeli myślicie, że nie dam wam wszystkim szlabanu, jesteście w poważnym błędzie.

W pokoju zapadła cisza. Snape odzyskał zdolność oddychania. Podszedł na przód klasy, rzucił ostatnie złowrogie spojrzenie, po czym usiadł przy biurku.

Teacher leave those kids alone...

- Minus 50 punktów panie Weasley! - Ron zrobił się purpurowy w chwili, gdy reszta klasy zawołała:

HEY, TEACHER! LEAVE THOSE KIDS ALONE!

Nie było szans, żeby Gryfindor wygrał tegoroczny puchar domów. Harry zastanawiał się, czy jest możliwość, aby dostać jakieś ujemne punkty. Zdecydował, że to nie ma najmniejszego znaczenia. On i tak tego nie dożyje.

Wypełniony wolnością, którą można osiągnąć tylko, kiedy jest się pewnym, że się nie przetrwa, Harry podwyższył głos w jedności z resztą kolegów.

All in all you're just another brick in the wall.
All in all you're just another brick in the wall.
***
Snape usiadł z otwartą buzią nie wierząc w ich bezczelność. Jego oczy skanowały pełne winy twarze zwrócone w dół, które mimo jego zaskoczenia śpiewały dalej. Stwierdził, że wina, jeżeli miał ją na kogoś zwalić, leżałaby po stronie Draco Malfoya, który upozorował cały ten horror. To było jego wyzwanie, bądź co bądź. Jednakże nie odbiegając zbytnio od swoich przyzwyczajeń, Snape zdecydował ukarać Pottera, który, jeżeli miałoby to zależeć od niego, nie zobaczyłby światła dziennego aż do samego rana, kiedy to przestałby być jego problemem. Snape oparł się o tył krzesła, przybierając swój najbardziej wredny uśmiech, i czekał.
We don't need no education...

Plan był taki, żeby albo śpiewać dopóki dzwonek nie zadzwoni, albo Snape nie powybija ich wszystkich. Którekolwiek nadejdzie pierwsze. Harry pozwolił sobie na ukradkowe spojrzenie w stronę Mistrza Eliksirów i jego wnętrzności zmroził lód, gdy zobaczył złośliwe spojrzenie utkwione w nim. Pomyślał, że może piosenka nie potrwa już dużo dłużej.

We don't need no thought control...


Snape ich obserwował. Nie mógł zrobić nic więcej. Obserwował i stukał palcem o biurko, a w myślach prowokował Pottera, aby zrobił to, co zrobić musi i tym samym ściągnął winę na siebie. W imię tradycji, lider domu musiał zaakceptować brzemię odpowiedzialności za postępki klasy. Jego usta wykrzywiły się w obrzydzeniu na wspomnienie Draco wymazanego jedzeniem, wdrapującego się na stół Slytherinu i mianującego siebie Królem Cycków Murzynki*. A jak bardzo poniży się Potter? Snape przyznał niechętnie, że naprawdę był ciekaw.

No dark sarcasm in the classroom...

Skoro Harry i tak miał niedługo umrzeć, równie dobrze mógł to zrobić z pompą. Jego zadanie byłoby łatwiejsze, gdyby Snape nie patrzył się na niego w ten sposób. Zerknął na mężczyznę i zobaczył brew uniesioną w sposób, który nie wróżył nic dobrego. Zacisnął szczękę, przypominając sobie o powinności względem klasy. Jednakże nie mógł przestać myśleć, że zostanie przysortowanym do Slytherinu nie byłoby wcale takie złe. Przynajmniej to spojrzenie nie byłoby wymierzone na niego. Oddając swój los w ręce przeznaczenia, zebrał resztkę odwagi i czekał na swoją kolej. Nadeszła wcześniej, niż się tego spodziewał.

Call the Potions master! - Krzyknął Neville ,rumieniąc się wściekle, zanim zanurkował za kociołek. Chór zamilkł. Spojrzeli na Harry'ego.

Cholera. Na pohybel!

Harry wysunął się zza ochronnej tarczy kociołka i stanął w przejściu między ławkami. Zamknął oczy, w duchu nucąc mantrę, którą nasunęła mu Levander: Jestem Leo - urodzony artysta.

Parodiując Snape'a najlepiej jak potrafi, Harry krzyknął:

I always said he'd come to no good.
Wszystkie spojrzenia zwróciły się ku niemu. W tym momencie prawie poczuł się jak ryba w wodzie. Uczucie szybko zniknęło, gdy zauważył złowrogi uśmieszek Snape'a. Grał dalej odwrócony twarzą do Ślizgonów.
In the end, Your Honour,
If they'd let me have my way,
I could have flayed him into shape.
Harry rzucił okiem na Snape'a, żeby ocenić jego reakcję. Powstrzymał pisk, gdy spostrzegł demoniczny błysk nienawiści w gniewnie patrzących na niego oczach. Zwrócił się w stronę Gryfonów i kontynuował:
But my hands were tied.
The bleeding hearts and artists
Let him get away with murder.
Let me hammer him today.
Przerwał czekając na jakiś odzew. Jednakże Snape tylko cierpliwie czekał w zimnym opanowaniu na wykrzywionej twarzy. Chór Gryfonów zainicjował z nowym impetem. Harry chwycił blat biurka, podtrzymując się przed upadkiem.
HEY TEACHER! LEAVE THOSE KIDS ALONE!
Snape musiał przyznać, że show, którym go raczyli było całkiem śmieszne, a z pewnością bardzo trafne. Tak czy siak, Potter gorzko pożałuje, że śmiał odstawić przedstawienie na jego lekcji. Odkąd zaczął tu uczyć uczniowie byli na tyle przewidujący, by nie wyskakiwać z takimi głupotami w czasie jego zajęć. Harry Potter stanie się dobrym przykładem, dlaczego właściwie tak się działo.
All in all you're just another brick in the wall...
Zadzwonił dzwonek.
- Wynoście się - wywrzeszczał Snape zanim wysyczał - Panie Potter, pan zostanie.
Ton głosu obiecywał ból, a Harry'emu wydawało się, że usłyszał w nim złośliwą satysfakcję. Patrzył, jak jego rówieśnicy czym prędzej wylewali się z klasy, każdy z nich z coraz bardziej przepraszającą miną.
- Sorry Harry. Ale było warto zobaczyć wyraz jego twarzy. - Uśmiechnął się Ron.
- Mówiłam ci, że to był głupi pomysł. Powodzenia. - Powiedziała Hermiona rzucając Harry'emu płaczliwe spojrzenie i odeszła przegryzając wargę.
Malfoy minął go uśmiechając się bezczelnie. - Brawo Potter. Gryfindor stracił właśnie 100 punktów. A to znaczy, że Slytherin wybierze finałowe wyzwanie - Harry'emu zdecydowanie nie podobał się jadowity uśmieszek widniejący na jego twarzy - Cóż, do zobaczenia na kolacji. Jeśli dożyjesz.
Harry naprawdę bardzo mocno nie cierpiał być kapitanem drużyny.
***
- Czwarta? Nad ranem? Czy ten facet nigdy nie śpi? - warknął Ron.
- Mówię wam, ten gościu to wampir! - krzyknął Seamus.
- Nie bądź imbecylem. Za dnia prowadzi lekcje, prawda? - powiedziała Hermiona, wywracając oczami.
Harry siedział osowiały, pałaszując tłuczone ziemniaki, kiedy znajomi rozprawiali nad jego złym losem. Pięć dni szorowania klasy od eliksirów, bez użycia magii, od czwartej do siódmej.
- Widzisz dobrze, że Hermiona poszła do Lupina, co? Mogło być o wiele gorzej, gdyby Lupin i Dumbledore nie przyszli w porę - próbował pocieszać ich Neville.
Harry mruknął i powędrował wzrokiem do stołu nauczycielskiego, gdzie Snape siedział krzywiąc się na wszystkich. Chłopak zastanawiał się, czy w rzeczywistości spotkało go szczęście, że został uratowany przez dyrektora. Harry miał nieodparte wrażenie, że zamiast dającego się przeżyć skrobania klasy, Snape planował spędzić te 15 godzin na pastwieniu się nad nim. Kolana Harry'ego bolały na samą myśl o kamienistej podłodze, z którą zapewne zdąży się bliżej poznać podczas codziennego czyszczenia. Całkiem możliwe, że jego własną szczoteczką. O ile nie językiem.
Wzdychając zaryzykował spojrzenie w stronę stołu Ślizgonów. Napotkał wzrok Malfoy'a, który skinął na niego. Harry jęknął, dziecinnie ciskając widelcem. Wstał.
- Nie zgadzaj się na nic głupiego - powiedziała na odchodnym Hermiona. - To poszło za daleko. Nie wiadomo, co jeszcze wymyślą. Zielono srebrne dodatki na uczcie pożegnalnej wcale nie brzmią najgorzej.
- Nie chodzi o kolory Hermiona - westchnął z oburzeniem Ron - ale o zasady. Jesteśmy Gryfonami. Nie możemy przegrać z tymi żmijowatymi kalekami. Już wystarczającą porażką jest to, że w tym roku nie wygraliśmy Quidditcha. Przepraszam Harry. A do tego Slytherin zgarnął Puchar Domów. O ile Voldemort nie zmartwychwstanie i Harry nie zbierze kilku dodatkowych punktów, to jest to nasza ostatnia szansa, żeby zachować godność! - Twarz Rona przybrała niebezpieczny odcień czerwieni, a on sam wyglądał na bliskiego eksplozji. Hermiona i Harry patrzyli na niego z przerażeniem. Ron uśmiechnął się słabo - No dalej, idź - zachęcał.
Harry odchodził, czując rosnące zaniepokojenie. Nic dobrego z tego nie przyjdzie. Jeszcze nigdy, od kiedy Harry przyszedł do Hogwartu, nie zdarzyło się, żeby Ślizgoni mieli szansę wybrać finałowe wyzwanie. Był to przywilej przysługujący temu domowi, który ma najwięcej punktów w dniu przyznawania zadania. Dzięki utracie 150 punktów tego samego popołudnia, Gryfoni przesunęli się z miejsca pierwszego na trzecie.
Przechodząc obok stołów Krukonów i Puchonów Harry zastanawiał się, czemu nie został przydzielony do jednego z tych domów. Nigdy nie sprawiali problemów. Tworzyli przyjazną i ambitną grupę, która nigdy nie zniżyłaby się do tego poziomu tylko po to, by sprawdzić, który z domów posiada największą ilość matołów. Zastanawiał się, czy nie jest jeszcze za późno, żeby zadeklarować neutralność. Stałby się Szwajcarią Hogwartu.
Oczywiście, fakt, że Ślizgoni także musieli wziąć udział w wyzwaniu dawał trochę otuchy. Przecież nie wymyśliliby niczego okropnego. To przynajmniej, wmawiał sobie Harry, gdy spotkał się z Malfoy'em w progu. Sadystyczny uśmieszek rozlewający się na ustach drugiego pozbawił Harry'ego wszelkiej nadziei.
***
- Co Potter, tchórzysz?
Tchórzyć? Harry? Stawiał czoła śmierci prawie na każdym roku swojej bytności w Hogwarcie. A przed tym wytrzymał z Dursley'ami. W pojedynkę pokonał Czarnego Pana, najpotężniejszego złego czarodzieja od tysiącleci. Z pewnością nie bał się porwać Głowę Slytherinu.
Był przerażony.
- To tradycja - wytłumaczył Malfoy.
Mała poprawka: to była tradycja. Tradycja, która bezceremonialnie została zakończona z chwilą, kiedy Snape został Głową Slytherinu. Harry'emu nie wydawało się, aby był to przypadek. A teraz Malfoy wznowił wyzwanie. Odkąd Voldemort został pokonany z wielką zaciekłością próbował znaleźć inne sposoby, by zabić Harry'ego. Jako że plan polegający na zakłóceniu lekcji Snape'a nie wypalił, to mogła być jego ostatnia szansa.
- Oczywiście możesz się wycofać - prowokująco zaproponował Malfoy.
Harry zwęził oczy - Skąd mogę mieć pewność, że nie będziesz oszukiwał i nie powiesz Snape'owi, jakie jest wyzywanie.
- A skąd ja mogę mieć pewność, że ty nie powiesz McGonagall? - prychnął blondyn.
- Nie przesadzaj Malfoy. Jestem Gryfonem - uczciwym i dobrym. A ty Ślizgonem - przebiegłym i niewdzięcznym.
- W takim razie, po prostu będziesz musiał mi zaufać, prawda?
To, że jego życie zależało od prawdomówności Malfoy'a, nie zachęcało Harry'ego do nakreślania żadnych dalekosiężnych planów. Ale co innego mógł zrobić? Poza tym miał przewagę nad Ślizgonem, która mogłaby obrócić się na jego korzyść. Dwie rzeczy, które niemalże gwarantowały zwycięstwo. Pelerynę niewidkę, która pomoże mu dorwać Snape'a, zanim ten zdąży sięgnąć po swoją różdżkę, i Mapę Maruderów, dzięki której reszta Gryfonów będzie w stanie znaleźć Malfoy'a i McGonagall. Jeśli tylko udałoby mu się rzucić zaklęcie krępujące na Snape'a i przetransportować go do Wrzeszczącej Chaty. To zapewniłoby mu wygraną.
Biorąc głęboki oddech, wyciągnął rękę i westchnął zrezygnowany. Malfoy z pogardą popatrzył na wyciągniętą w geście zgody dłoń Harry'ego. Prychnął lekceważąco i zakpił - Czyżbyś chciał zawrzeć przyjacielski układ Potter?
Przyjacielski? Jasne. Harry nie mógł powstrzymać szyderczego uśmiechu. Ślizgońska część jego osobowości, którą starał się zdusić w sobie odkąd znalazł się w Hogwarcie, zdawała się przejmować nad nim kontrolę.
- Jeśli my wygramy - zaczął Draco - będziesz musiał zadeklarować swoje dozgonne oddanie Mistrzowi Eliksirów podczas Uczty na zakończenie roku. A jeżeli wy wygracie - zrobił minę świadczącą, że sama perspektywa jest co najmniej śmieszna - zrobię to samo przed McGonagall.
Czemu zawsze Malfoy i Snape? Harry czuł jakby został połączony jakimś chorym związkiem z tymi dwoma - A co jak zremisujemy? - spytał. - Co jeśli żadnemu z domów nie uda się znaleźć zakładników przed wyznaczonym czasem? Albo, jeżeli obydwoje ich znajdziemy?
- Wtedy oddanie zadeklaruje każdy z nas. Kto zrobi to lepiej, wygrywa.
Gdyby Harry nie był w połowie tak dobrej myśli, że wygra, jak był, nigdy by się na to nie zgodził. Jednakże przystał na to, nie bez pewnej nadziei, że dobra passa, która do tej pory ratowała go w sytuacjach zagrażających życiu, pozostanie przy nim. Dopiero później, kiedy przekazywał wiadomość, zazwyczaj dzielnym Gryfonom, którzy teraz byli całkowicie przerażeni, uświadomił sobie, że nie tylko będzie musiał porwać Snape'a, ale również wykombinować, co z nim zrobić, dopóki Ślizgoni ich nie znajdą albo do ósmej rano następnego dnia.
To da Snape'owi mnóstwo czasu, żeby rzucać na niego zaklęcia w nieskończoność.
W tej chwili Harry nienawidził Quidittcha z całych sił. W następnym wcieleniu na pewno nie zostanie kapitanem drużyny.
***
Harry zrobił, jak zaplanował.
O dokładnie piętnaście po piątej, udając ból brzucha, opuścił zajęcia z Zaklęć. Była to jego ostatnia lekcja w życiu, ale jakoś nie czuł z tego powodu ukłucia żalu. W zasadzie, jeżeli miał powiedzieć prawdę, miał ochotę zwymiotować. Mimo to, nie poszedł do pani Pomfrey.
Musiał złapać Snape'a.
Wyciągnął pelerynę z teczki i niewidzialny ruszył w kierunku lochów, gdzie czekał aż ostatnia klasa opuści zajęcia. Wiercąc się, wycierał spocone ręce o szatę i próbował nie zapominać, jak się oddycha.
To było żenujące. Zwalczając Voldemorta nie trząsł się tak, jak teraz. A profesor Snape nie był Czarnym Panem!
Był jeszcze gorszy.
Czarny Pan był zbyt zaślepiony żądzami, żeby myśleć logicznie. Zawsze się przechwalał jaki to on nie był fantastyczny, potężny, jak nie wielbili go jego słudzy, kłaniający się do jego stóp i tym samym dającym naszemu bohaterowi szansę na ucieczkę.
Snape nie zawraca sobie głowy takimi głupotami. Szybki, opanowany, bezwzględny, Severus Snape jest definicją zła sam dla siebie.
W chwili, kiedy Harry zdążył już przekonać siebie, że nie zależy mu na wygranej, drzwi do sali otworzyły się z hukiem i zaczęły z nich wypływać grupy podekscytowanych uczniów zadowolonych, że kolejny raz udało im się przetrwać przez następny rok złośliwości Snape'a. Harry obserwował zza rogu rozchodzących się studentów. Drżąc ze zdenerwowania, zaczął się zastanawiać, czy profesor nie wyszedł czasem innym wyjściem, gdy nagle pojawił się znikąd, obrócił w około i zamknął klasę.
Podążył wzdłuż korytarza, przecinając go długimi, zamaszystymi krokami i będąc śledzonym przez chłopaka, który miał nadzieję, że uda mu się to przeżyć. Gdy tylko znaleźli się w bezpiecznej odległości od jakichkolwiek ociągających się uczniów, Harry wyciągnął różdżkę i krzyknął: "Petrificus Totallus".
Snape stanął jak wryty.
Jak gdyby w zwolnionym tempie Harry przyglądał się żółtemu światłu wystrzeliwującemu z różdżki, mknącemu w stronę falującej szaty Snape'a, na której zatrzymało się, by po chwili ześlizgnąć się w dół i rozprysnąć żałośnie. Harry otworzył usta ze zdziwienia.
Miał przechlapane.
Snape odwrócił się ze świstem, różdżką uniesioną ku górze. Chłopak stał wrośnięty w podłogę, jak gdyby zaklęcie odbiło się od Snape'a i trafiło w niego, jedną ręką trzymając swoją bezużyteczną różdżkę, a drugą zakrywając buzię, by uspokoić rzężący oddech.
Złośliwy uśmieszek pojawił się na twarzy mistrza eliksirów. - Accio peleryna niewidka.
Harry stał głupkowato, podczas gdy peleryna zsunęła się z jego ramion i posłusznie pofrunęła w stronę wyciągniętych rąk profesora.
- Ze mną Potter.
Ciche, mrożące krew w żyłach warknięcie Snape'a, otoczyło Harry'ego płaszczykiem przerażenia. Chłopak podążył za nim do biura. Przekraczając próg potknął się, cudem unikając zderzenia z zamykającym się drzwiami. Jego walące z przestrachem serce stanęło, gdy Snape obrócił się w poświacie wirującej szaty( jakim cudem zawstydził się jak dziewczynka z powodu kawałka materiału plączącego się jak sukienka wokół jego nóg?) i przygwoździł Harry'ego do podłogi maniakalnym spojrzeniem, które zdążył poznać tak dobrze.
To był rodzaj spojrzenia, który mówił: Twój tyłek należy do mnie.
- Jaka szkoda panie Potter. A myślałem, że bohaterowie zawsze atakują od przodu.
- Ja... przepraszam.
- Milcz! Stoisz przed groźbą wydalenia.... - uciął i ściągnął usta w wąską kreskę.
- Właściwie to... znaczy... jestem już po. - Ugryzł się w język zdecydowanie za późno.
- Naprawdę panie Potter? - wysyczał Snape. Harry zadrżał na wibracje spowodowane tym niskim głosem. Z zakłopotaniem stwierdził, że wibracje zdawały się wpływać na pewną część anatomii, o której nie chciał teraz myśleć. Poruszył się nieskładnie.
Snape kontynuował - I co ja mam z tobą zrobić Potter? Już przestałem marzyć o tym, że dyrektor ukarałby cię tak, jak na to zasługujesz. Z drugiej strony, jeżeli zawiadomię opiekuna twojego domu, uniemożliwię Ślizgonom udział w wyzwaniu. Widocznie skrobanie lochów nie było wystarczająco paskudną karą, żeby oduczyć cię pakowania się w te....
- Proszę pana, wie pan, że nie miałem wyjścia - kłócił się Harry. Kącik ust Snape'a drgnął niebezpiecznie, a oczy błyskały gniewnie. Chłopak przełknął kluchę zalegającą w gardle i mówił dalej - Znaczy się... nie wybrałbym ... gdybym... sam...znaczy...
To było bez sensu. Harry nie mógł wymyślić żadnej dobrej wymówki, a po wyrazie twarzy Snape'a mógł się domyślić, że i tak by go nie wysłuchał. Oddał swój los w jego ręce, mając tylko nadzieję, że cokolwiek Opatrzność ześle na niego, nie będzie to zawierało słowa "Crucio".
Snape otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale nie zdążył. Drzwi otworzyły się z trzaskiem.
- Stupefy!
Nastała ciemność.
***
- Harry?
Zamrugał oczami, próbując skupić się na czterech zmartwionych twarzach, patrzących na niego.
- Co się stało?
- Yyy.. - zaczął Ron z głupim uśmiechem - Zobaczyliśmy na mapie, że ty i Snape jesteście w jego biurze. Kapnęliśmy się, że coś poszło nie tak, więc przyszliśmy, żeby ci pomóc. A ty.. tak jakby wszedłeś nam w drogę.
Harry podciągnął się do pozycji siedzącej i powiódł wzrokiem po znajomym, obskurnym, słabo oświetlonym pokoju. Był we Wrzeszczącej Chacie. Snape leżał w rogu, rzucony jak worek ziemniaków, nieświadomy niczego. Zwalczył wrażenie dejavu i zaczął tłumaczyć - Jego szaty... zaklęcie odbiło się od nich.
- Zaklęcie odbijające - powiedziała Hermiona. - To ma sens, że Snape nosi zaklęcioodporne ciuchy. Blokują większość słabszych uroków. Masz szczęście, że ja wiem, jak rzucać zaklęcia. Ci trzej idioci cię oszołomili. - Hermiona rzuciła gniewne spojrzenie winowajcom.
- Dobra już - mruknął Ron zmieniając temat. - Więc, teraz to już cię chyba zostawimy samego. Jeszcze nie znaleźliśmy Malfoy'a . Hermiona myśli, że używa zaklęcia antywykrywającego, dlatego nie możemy go namierzyć. - Ron wstał, uśmiechając się niezręcznie - Nie pozwól, żeby się obudził, a wszystko będzie dobrze.
- Do zobaczenia rano. - Uśmiechnął się Seamus. Dean chichotał. Rona gryzło poczucie winy, a Hermiona wyglądała na jak zwykle zmartwioną.
- To wszystko twoja wina! Nie powinieneś był się na to zgodzić. - Wykrzyczała Hermiona, zanim wyszła. Oczywiście, miała rację. Jednakże Harry nie mógł pozbyć się wrażenia, że mogłaby okazać mu trochę więcej współczucia. Reszta podążyła za nią, oferując Harry'emu na odchodnym słowa wsparcia, które jednak nie pasowały do ich rozbawionych min.
I Harry został sam... z mistrzem eliksirów.
Przez dłuższą chwilę Harry tylko gapił się na mężczyznę pozostawionego w raczej dziwnej pozycji, z głową zwisającą na boku, twarzą przykrytą kurtyną ciemnych włosów i długim nosem przedzierającym się przez nią. Jeżeli pobędzie w tej pozycji, nabawi się ogromnego bólu pleców, zanim zaklęcie się wyczerpie albo Harry go obudzi. A może by tak go przenieść?
Chłopak powoli zbliżył się do ciała leżącego na podłodze. W zasadzie wiedział, że nie musi się obawiać. Ale nie mógł przestać myśleć, że oszołomić nauczyciela to jedno, a dotykać go to zupełnie co innego. Harry zawisnął nad Snapem z miną pełną wyrzutów sumienia.
- Przepraszam - mruknął - To wszystko przez Malfoy'a. To na niego powinieneś się wściekać. Ale... uczciwość nigdy nie była twoją mocną stroną, co?
Wzdychając schylił się, wcisnął ręce pod ramiona Snape'a i podciągnął go do góry. Był zaskakująco lekki jak na swój wzrost. Harry przypuszczał, że to poświata, którą koło siebie roztaczał sprawiała, że wydawał się tak demoniczny. W rzeczywistości, pomyślał Harry, bez swoich ubrań ważyłby tyle, co nic.
Szybko odrzucił od siebie myśl o nagim Snapie, ponieważ, nawet po siedmiu latach, Harry nie był pewien, czy Snape potrafi czytać w myślach. I mimo że mężczyzna był nieświadomy, chłopak nie mógł pozbyć się wrażenia, że i tak wie, o czym Harry myśli.
Zataszczył go do łóżka i ułożył, jak mu się wydawało, w wygodnej pozycji. - No. Mam nadzieję, że teraz ci lepiej. - Westchnął Harry, usadawiając się obok niego.
Zaraz jednak przyszło mu na myśl, czy aby nie powinien zabrać mu różdżki. W razie, jakby zaklęcie przestało działać. Harry pamiętał, że zaklęcie paraliżujące trwa dobre trzy godziny, ale nie mógł sobie przypomnieć, czy zaklęcie ogłuszające jest mocniejsze i dlatego działa krócej, czy z tego samego powodu trwa dłużej. Westchnął z rezygnacją. Wyglądało na to, że każda uncja informacji, którą wklepał sobie do głowy przygotowując się do OWUTMów, wysączyła się z niej do pióra, kiedy zdawał test.
Tak. Będzie lepiej, jeśli weźmie tę różdżkę. Na wszelki wypadek.
Zaczął powoli przesuwać rękę w stronę klatki piersiowej Snape'a. Zawahał się. - Wezmę twoją różdżkę. Przykro mi, ale... - Nie wiedział, czemu odczuwa potrzebę mówienia. Szczerze mówiąc, często rozmawiał z rzeczami, wiedząc, że go nie słyszą. Wywnioskował, że to musi mieć coś wspólnego z przebywaniem w zamkniętym, ciemnym schowku pod schodami.
Przygryzając dolną wargę z zaniepokojenia, Harry przetrząsnął zewnętrzne warstwy ubrania Snape'a w poszukiwaniu kieszeni. Nie znalazł żadnej. Zaczął, więc wodzić ręką po ciele, szukając znajomej, twardej długości różdżki. Poczuł, że się rumieni, lecz szybko przegnał uderzającą na policzki krew. Na nieszczęście, popłynęła teraz do innych części jego ciała. Harry zaprzestał poszukiwań, czując lekkie przerażenie.
Usiadł i przyglądał się mężczyźnie przez dłuższą chwilę, starając wytłumaczyć sobie jakoś dziwne motylki w swoim brzuchu. Wcale nie twardniał przez patrzenie na Snape. Sama myśl była.. była..
- Niepokojąca - wyszeptał Harry. Komu mógłby się podobać taki pacan z tłustymi włosami? Z pewnością nie Harry'emu.
Z drugiej strony komuś musiał się podobać. Choć raz.
Harry uśmiechnął się szelmowsko. - Och, profesorze jest pan taki... podniecający.- Zachichotał Harry. - Gdzie pan ukrywa swoją różdżkę profesorze? - powiedział niskim, uwodzicielskim głosem. Parsknął śmiechem, a później westchnął ciężko, odgarniając pukiel czarnych włosów, leżących na czole mężczyzny.
- Na pewno nie jesteś przystojny, prawda? - Harry powiódł wzrokiem po twarzy Snape'a, dużym, rzymskim nosie, cienkich wargach. Jego palce gładziły rysę między brwiami profesora, grzbiet nosa i zmarszczki wokół ust, zdradzające obecność jego zwyczajowego drwiącego uśmieszku.
Rysy miał interesujące. Musiał to przyznać. Prawdę powiedziawszy, nie można było stwierdzić, że mężczyzna był brzydki. Harry zaczął szukać odpowiedniego słowa. On był... estetycznie wyzywający. Przypominał Harry'emu o portretach kobiet i mężczyzn, którzy w czasie, kiedy malowidła zostały stworzone, byli uważani za pięknych i tylko zmiana gustów zadała kłam temu stwierdzeniu. Harry stwierdził, że może w innych czasach Snape mógłby zostać uznanym za przystojnego. Tak, jak Mona Lisa.
Poza tym, dolną wargę można by uznać za zmysłową, gdyby nie była tak nieprzyjemnie naprężona w demonicznym uśmieszku. Była taka... nęcąca?
Harry zeskoczył z łóżka. Z dala od myśli. Zaczął dreptać po pokoju, niemalże prosząc bogów, żeby grupa Ślizgońskich padlinożerców wpadła do pomieszczenia i uratowała go od własnych myśli. Rzucił szybkie spojrzenie na śpiącego mężczyznę.
- Nie podobasz mi się. Nawet cię nie lubię. Jesteś wredny i paskudny. - Nie, nie to chciał powiedzieć - Dobra. Uratowałeś mi życie Mam względem ciebie dług wdzięczności, tak, jak kiedyś ty miałeś względem mojego ojca. Mógłbym ci powiedzieć, że jestem ci wdzięczny, ale zapewne byś w to nie uwierzył. Nigdy mi nie wierzysz! Ale jestem wdzięczny. Nawet, jeśli jesteś dupkiem, to w głębi twojego zimnego serca jest coś ludzkiego! Coś opiekuńczego. Nie żebyś kiedykolwiek się do tego przyznał.
Harry podszedł do łóżka raz jeszcze i przyglądał się mężczyźnie. - Czemu taki jesteś? Zawsze byłeś taki zgorzkniały? Czy kiedykolwiek byłeś zakochany? - wydał z siebie długie westchnięcie, opadł materac i ułożył się obok Snape'a. Wpatrywał się w sufit i zastanawiał, czy to może być przyczyną, że mistrz eliksirów był takim sukinsynem przez cały czas - bo nigdy nie kochał. Czy on też, Harry, skończy tak samo? Zadrżał na samą myśl.
- Jestem gejem, wiesz? Nikomu nie mówiłem. Ale byś miał pole do popisu, gdybyś wiedział. Pastwiłbyś się nade mną. "Panie Potter nalegałbym, aby nie robił pan maślanych oczu do pana Malfoy'a w czasie moich zajęć. Proszę zostawiać swoją pokręconą orientację w dormitorium." - Harry bezlitośnie parsknął śmiechem. Zerknął na mężczyznę, zanim skrzywił usta w zamyśleniu i przewrócił się na bok.
- Nie wyciągnąłeś różdżki, kiedy byliśmy w twoim gabinecie, prawda? Nie sądzę. Ron nie wpadłby na to, żeby ją od ciebie zabrać. Czyżbyś miał ukrytą kieszeń? - Harry wydął usta. Wyciągnął dłoń i podążył nią wzdłuż boku Snape'a... w celu znalezienia różdżki, powtarzał sobie. Czuł pod palcami delikatne mięśnie, żebra wystające spod materiału szaty. Ale nie było różdżki. Harry powiódł ręką po klatce piersiowej mężczyzny, z jednej strony na drugą, a później w dół, aż do bioder. Mięśnie, kości, zero różdżki. Chłopak niemalże nie mógł złapać tchu, kiedy usiadł i wyciągnął swoją własna różdżkę.
- Myślę, że będzie lepiej jeśli... Nie możesz tak.... Leżeć. Nudzi mi się. Więc, jeśli przyrzekniesz, że mnie nie zabijesz, to cię obudzę. W porządku? - wycelował różdżką w Snape'a.
Biorąc głęboki oddech i próbując pozbyć się wstydliwej erekcji, Harry wyszeptał: Enervate.
Czarne oczy otworzyły się nagle, po czym zaczęły wirować wściekle, próbując przyzwyczaić się do światła. Zatrzymały się na Harrym i zwęziły. Chłopak spiął się, ale nadal trzymał różdżkę w pogotowiu, przybierając najbardziej przepraszający wyraz twarzy, jaki znał. - Bardzo pana przepraszam. Ale.. musi pan tu zostać. Do jutra rana. - Snape zrobił lekkiego zeza, skupiając spojrzenie na różdżce Harry'ego, który roześmiałby się, gdyby nie bał się reakcji mistrza eliksirów.
Mężczyzna gapił się przez kilka chwil. Harry stwierdził, że wolałby, żeby na niego nawrzeszczał, obraził albo nawet rzucił jakiś urok. Gapienie nie było czymś, czego oczekiwał. Czuł się nieswojo.
- Proszę pana?
- Nie celuj we mnie tą różdżką, ty głupi szczylu! - Snape ściągnął usta w nadzwyczaj cienką linię i zamknął oczy. Harry obniżył różdżkę i stał w miejscu. Zaczął się zastanawiać, czy podjął dobrą decyzję budząc mężczyznę. Teraz nie czuł się znudzony, teraz czuł się po prostu niezręcznie. Jakoś nie mógł sobie wyobrazić, że zagłębi się ze Snapem w miłą pogawędkę. Przynajmniej nie, kiedy jest przytomny. Harry znowu zaczął dreptać po pokoju.
- Jeżeli masz zamiar łazić tak całą noc, lepiej ogłusz mnie jeszcze raz. - Bąknął Snape.
Chłopak przestał, przepraszając pod nosem i oparł się o ścianę.
Profesor usiadł na łóżku, spuszczając nogi na podłogę. Rozejrzał się po pokoju z miną cierpiętnika, a później spojrzał na Harry'ego, który natychmiast spuścił wzrok.
- Nie podejrzewam, abyś był na tyle przewidujący, żeby przynieść tu jedzenie?
Harry zaczerwienił się, kręcąc przecząco głową. - Przepraszam.
- A, już na pewno oczekiwałbym zbyt wiele, mając nadzieję, że wziąłeś ze sobą jakąś książkę, żeby poczytać dla zabicia czasu?
Harry skrzywił się w wyrazie bezradności. - Przepraszam. Miałem ze sobą plecak, ale zostawiłem go u ciebie w gabinecie.
- Rozumiem - Snape z powrotem klapnął na materac, mamrocąc coś niezrozumiale. Harry'emu wydawało się, że usłyszał coś jak: zabijcie mnie teraz, ale ręki by nie dał sobie za to uciąć. - Po prostu ogłusz mnie ponownie.
- Słucham?
- Będę się lepiej bawił, jak mnie oszołomisz.
Chłopak wydął usta z oburzeniem. - Wiesz co, nie jestem już taki zły! Wiem, że uważasz mnie za idiotę, ale nim nie jestem! - wykrzyknął Harry.
- Pozwól, że ci coś wyjaśnię - powiedział Snape siadając. - Chcesz mi wmówić, że polubiłbym cię, gdybym cię poznał? Daruj sobie.
- Ja też nie jestem zachwycony perspektywą przebywania z tobą.
- W takim razie ja ogłuszę ciebie.
Harry roześmiał się nagle, ale szybko się opamiętał. - Nie możesz. Nie masz różdżki. - Powiedział to w sposób, jakby chciał wytknąć język na Snape'a. Mężczyzna zagłębił rękę w fałdach szaty i wyjął to, czego Harry szukał tak zapamiętale. Przez chwile chłopak gapił się na niego z otwartymi ustami. Chwila była wystarczająco długa, żeby Snape mógł zabrać Harry'emu różdżkę.
Ciągle się gapił.
- Ale... jak to? Sprawdziłem...przeszukałem...gdzie? - Snape uniósł brew, a Harry zaczerwienił się wściekle, zdając sobie sprawę, że właśnie się przyznał do obmacywania nauczyciela. Przeklął się w duszy za ten rumieniec, po czym zaczerwienił się nawet bardziej.
- Moje szaty są zaczarowane Potter. Nawet jeśli ktoś zbliży się wystarczająco blisko, żeby w nich myszkować, nie będzie w stanie odkryć zawartości - zadrwił Snape.
Harry zsunął się po ścianie i ukrył głowę w dłoniach. Był teraz bezbronny i, co za tym szło, przegrał wyzwanie oraz naraził na szwank honor swojego domu. Jego koledzy będą zmuszeni do paradowania w kolorach Slytherinu podczas Uczty Pożegnalnej. I, jak gdyby tego było mało, on sam będzie musiał wyznać Snape'owi swoje dozgonne oddanie. - Więc, już po wszystkim? Myślę, że możemy już wracać.
- Uwierz mi, że chciałbym - wymamrotał Snape - ale nie mogę na to pozwolić Potter. Udało ci się mnie porwać i teraz jestem zobligowany, żeby tu zostać i pozwolić moim uczniom na uratowanie mnie. - Słowa Snape'a ociekały goryczą.
- Dumbledore? - zgadywał Harry.
Profesor zadrwił jeszcze bardziej. - Twierdzi, że popiera dobre stosunki między domami. Koleżeńskie współzawodnictwo.
- Czy on zwariował? - wykrzyknął Harry - Koleżeńskie? Malfoy notorycznie stara się mnie zabić... znaczy...nie, żebym myślał, że...
- Nie. O myślenie bym cię nie posądzał. Tak czy siak, utknęliśmy tutaj, dopóki albo mnie nie wypuścisz, albo moi uczniowie nie przyjdą mi z ratunkiem. Zakładając, że niewielu z nich wie, czym naprawdę jest ta sterta desek, w której teraz jesteśmy, szanse, że się tu zjawią są żałośnie niskie. Nalegam więc: ogłusz mnie. - Snape odrzucił różdżkę Harry'ego. Chłopak gapił się na mężczyznę podejrzliwie, a później pokręcił głową przecząco.
- Ja... ja nie chcę. Nie możesz po prostu iść spać albo coś?
- W takim razie Potter, nie zostawiasz mi wyboru. - Snape uniósł różdżkę i wysyczał - Stupefy!
Harry poczuł, jak jego ciało odmawia posłuszeństwa i opada bezwładnie na podłogę. Tylko jakim cudem zdawał sobie sprawę z upadku? I odgłos kroków zbliżających się w jego kierunku. I ten głos mówiący do niego.
- Postanowiłem wcześniej Potter, że będę wspaniałomyślny i nie dam ci nauczki dzisiaj. Zapewne dowiedziałbyś się o tym wcześniej lub później, a samo wspomnienie twojej głupoty wywołałoby jedynie zażenowanie, a nie bezgraniczne upokorzenie, jakie czujesz teraz. Spodziewałem się, że absolwent rozumie różnicę między oszołomieniem, a pozbawieniem kogoś przytomności. Ale teraz już rozumiesz Potter, prawda?
Ręce - Snape'a - podźwignęły Harry'ego do góry. Został rzucony - niezbyt delikatnie zresztą- na łóżko i ułożony w tej samej pozycji, w której on ułożył Snape'a. Mimo że jego umysł pochłonięty był panikowaniem, pozwolił sobie na chwilę dygresji i ucieszył się, że przynajmniej pozycja była wygodna. Zaraz potem zagłębił się w poniżeniu, które zdawało się wypełniać każdy centymetr jego ciała.
Snape słyszał. Wszystko. Wiedział, że go dotykał. Snape czuł ręce Harry'ego, wędrujące po swojej klatce piersiowej, zapamiętujące każdy szczegół, pieszczące owal twarzy. Chciał umrzeć, teraz. Już nigdy więcej nie otworzyć oczu.
- Oszołomienie zaledwie wstrzymuje możliwość odruchów warunkowych. Ale nie funkcji, na które nie możesz wpłynąć, jak bicie serca, oddychanie, zdolność do czerwienienia się - Snape powiódł palcem po policzku chłopaka. Niewykluczone, że Harry by się wzdrygnął, gdyby nie to, że nie mógł się poruszyć. Mężczyzna kontynuował - Niektóre reakcje naszego ciała są poza kontrolą Potter - ten sam palec, który muskał twarz Harry'ego, zszedł teraz w dół, do klatki piersiowej. Harry nie mógł nawet jęknąć.
- Oczywiście, odkryłbyś ten nieszczęsny fakt, gdybyś zawędrował troszkę dalej w poszukiwaniu mojej różdżki. - Palec mężczyzny zatrzymał się na zapięciu jeansów Harry'ego, postukał w guzik kilka razy i wycofał się z gracją. Chłopak próbował wmówić sobie, że był mu za to wdzięczny, jednakże rozczarowanie musiało być jednym z niewarunkowych reakcji, o których wspominał wcześniej Snape, ponieważ ogarnęło całe jego ciało.
- Więc chłopiec, który przeżył lubi innych chłopaków. Niespodzianki nigdy się nie kończą - Harry wzdrygnął się wewnętrznie i pragnął każdym centymetrem swojego( całkiem bezużytecznego, bądź co bądź) ciała, żeby mógł zniknąć, cofnąć się w czasie i powiedzieć samemu sobie, żeby się zamknął w cholerę! - Nie możesz być normalny pod żadnym względem, prawda? Zawsze niezwykły, zawsze zadziwiający. Nasz Harry Potter. Zawsze pół kroku przed wszystkimi.
W myślach, Harry ukrył głowę w rękach i dziękował każdemu bogu, jakiego znał, że pojutrze nie będzie musiał patrzeć na tego mężczyznę już nigdy więcej. Marzył ponad wszystko, by Snape nie zdjął zaklęcia, żeby nie musiał sprostać rzeczywistości stawienia mężczyźnie czoła. Jakkolwiek bezbronny by teraz nie był, przynajmniej nie musiał się tłumaczyć, z tego, co zrobił.
Niski, demoniczny śmiech mężczyzny osaczył Harry'ego jak zimna mgła. - Chłopiec, który nigdy nie kochał. Mały, biedny Harry Potter - Harry czuł oddech Snape'a na swojej twarzy i wzdrygnął się wewnętrznie na samą myśl, że jest tak blisko niego. Zauważył, że nie było to jednak nieprzyjemne uczucie.
Snape ciągnął dalej - Podejrzewam, że nie rozpoznałbyś miłości nawet, gdyby ktoś ci ją podał na złotym talerzu. Ty czekasz na Le Grand Amour - jedyny rodzaj miłości, który nie uwłacza bohaterowi, mam rację Potter? Ból egzystencji i romantyzm. Kiedy zdasz sobie sprawę, że wielka namiętność, którą łączysz z dramatyzmem, jest krótkotrwała, podążysz dalej, by odnaleźć kolejne " i żyli długo i szczęśliwie". Nigdy nie zostaniesz wystarczająco długo, by rozpoznać prawdziwą miłość. Trzeba być cierpliwym, żeby dostrzec subtelność. A miłość jest niczym innym jak właśnie subtelnością.
Harry nie wiedział, co właściwie ma myśleć na temat tej pogadanki. Przyzwyczaił się już, do bycia pouczanym, obrażanym i zwymyślanym przez Snape'a. Ale, że mówił do niego na ten temat i do tego głosem, który wskazywał, że miał w tej dziedzinie jakieś doświadczenie, było po prostu nie do pomyślenia. Chłopak roztrząsał w myślach możliwość, że mężczyzna być może kiedyś kochał lub wciąż kocha, kiedy poczuł dotyk twarzy Snape'a na swojej, muśnięcie nosa o swoje ucho. Zapewne naprężyłby się z wyczekiwaniem.... gdyby mógł.
- Miłość panie Potter - szepnął Snape. Ciało Harry'ego chciało zadrżeć - to mówienie mężczyźnie, że jest brzydki, pieszcząc jego policzek z uwielbieniem. - Snape zaśmiał się odchodząc i zostawiając chłopaka rozdygotanego, pobudzonego w miejscach, które zdawały się reagować zupełnie autonomicznie. Gdyby ktoś dał mu wtedy wybór, czy woli pozostać oszołomionym, czy odzyskać kontrolę, nie wiedziałby, co ma wybrać. Jedyne, co wiedział, to to, że chciał, aby Snape mówił dalej. I, żeby się zamknął. I, żeby go dotykał. Wszędzie.
***

I wiedział to wszystko w jednej chwili.
- Ty z pewnością jesteś ładniutki, prawda? Ładniutki i nudny jak flaki z olejem. A przynajmniej tak mi się zdawało do teraz. Szkoda, że częściej nie pozwalasz dojść do głosu swoim mrocznym popędom Potter. Cienie, jak powie ci każdy artysta, tworzą głębię. Ale ty wolisz skrzętnie ukrywać swoja czarna stronę pod płaszczykiem oślepiającego światła. Muszę przyznać, że zaskoczyłeś mnie, kiedy w poszukiwaniach mojej różdżki wykroczyłeś poza sferę stosowną zacnemu Gryfonowi. Harry Potter wykorzystujący bezbronnego mężczyznę.... dlaczego? Ciekawe, co by na to powiedział dyrektor? Gdzie powędrowałyby twoje ręce, gdybyś posiadał, chociaż gram odwagi?
- Ale nie. Takie zachowanie bardziej przystoi Harry'emu Potterowi, ustawicznej ofierze ciemności. To ci pasuje, prawda? Bezbronny. Zmuszony, aby ulec. Gdybyś tylko mógł, uciekłbyś. Nawet, jeśli wcale byś tego nie chciał. A, ja nie sądzę, że chciałbyś wziąć nogi za pas. Nie, wolałbyś przekonać się, jak ta scena się rozegra. Powiedz mi, co bym znalazł, gdybym zaczął szukać twojej różdżki?
Harry czuł się równie wzburzony, co zaciekawiony. Dodając do listy przerażenie, otrzymywało się miks, w którym chłopak czuł się całkowicie zagubiony. Snape miał rację. Jeśli dostałby szansę, byłby w połowie drogi do Wieży Gryfindoru, gdy tylko poczuł dłoń mistrza eliksirów zjeżdżającą po jego torsie. Ponieważ jednak, nie mógł uciec, Harry przyznał w duchu, że jakaś część niego chciałaby odpowiedzieć na pieszczoty tej dłoni, zachęcając ją, aby czym prędzej zeszła w dół. Och, i pieprzyć Snape'a, że zna Harry'ego lepiej niż on sam.
Chłopak czuł, jak jego męskość twardnieje, jak gdyby ręka skierowała całą krew w i tak już za ciasne spodnie nastolatka. Panika i podekscytowanie przygniotły jego klatkę, kiedy uświadomił sobie, że Snape znajduje się milimetry od "strategicznego miejsca". Gdy ręka, raz jeszcze, zatrzymała się na zapięciu jeansów Harry'ego, zduszony jęk osiadł w gardle chłopaka, z nadzieją, że zostanie wyartykułowany.
- Iść dalej Potter?
Zapamiętale torturujące palce Snape'a, muskały długość talii Harry'ego. Nawet przez warstwy ubrania chłopak czuł zimno od nich bijące.
- Muszę cię zawieść, nie posunę się dalej, mimo iż pewnie byś chciał. Skakałbyś z radości na samą perspektywę bycia ofiarą kolejny raz. Ale nie interesują mnie chłopacy, którzy nie potrafią sprostać swoim pragnieniom. Nigdy nie rozsmakowałem się we wstydliwości, Potter. Znacznie bardziej wolę gorzki posmak odrzucenia.
Ręce zniknęły nagle i Harry poczuł ciężar przemieszczający się na drugą stronę łóżka. Wkrótce po tym usłyszał cichy głos mówiący "Evervate" i westchnął z ulgą, odzyskując kontrolę nad ciałem. Jęki i ponaglające mruknięcia uwięzione do tej pory w gardle chłopaka, zaczęły z niego powoli uchodzić.
- Dobranoc, panie Potter - powiedział Snape.
Harry obrócił się, by zobaczyć mężczyznę leżącego na boku, odwróconego do niego tyłem. Chciał coś powiedzieć. Robić coś, co doprowadziłoby ich do upojnych chwil w nagości i zapomnieniu. Nie chciał być ofiarą. Marzył o rzuceniu się na mistrza eliksirów i wtargnięciu językiem w te jego skrzywione w pogardzie usta. Chciał dokończyć odkrywanie tego gibkiego ciała i oddać swoje w zamian.
- Profesorze? - szepnął.
Burknięcie na znak zrozumienia.
Harry wziął głęboki oddech. Od tego, co zrobi teraz będzie zależało, jak potoczy się dalsza sytuacja. Musiał to wszystko jakoś naprawić.
- Ja... - wstrzymał oddech i westchnął. Słowo - Przepraszam - wydostało się na świat z przez chwilę wstrzymywanym oddechem.
Przez resztę nocy Harry zastanawiał się, co ma zrobić, żeby cofnąć to, co powiedział.
***
- Rusz się! Już czas.
Harry otworzył oczy z ociąganiem. Nie był do końca pewien, kiedy w końcu przestał wkurzać się na samego siebie i zasnął, nie mogło to jednak być dłużej niż kilka sekund temu. Uniósł się lekko z naburmuszonym mruknięciem, by zobaczyć Snape'a podążającego ku wyjściu. Harry pospieszył się i dogonił resztę, skupiając się z całych sił na przemowie, którą układał przez większość nocy, a która teraz ulatywała mu z głowy pełnej poczucia winy, kiedy dreptał u boku mistrza eliksirów. Zanim doszli do zamku, jego monolog był już tylko mglistym wspomnieniem.
Gdy weszli do Wielkiej Sali, oczy wszystkich zwróciły się ku nim. Stół Gryfonów wybuchł jowialną radością, a inne, z wyjątkiem ślizgońskiego, wiwatowały równie głośno. Harry skierował się do własnego stołu.
- Żyjesz! - wykrzyknęła Hermiona, zarzucając chłopakowi ręce na szyję.
- Oczywiście, że żyje - Dean poklepał Harry'ego po plecach - jest w końcu chłopcem, który przeżył.
- Rozumiem, że go nie wybudzałeś? - spytał Seamus zza stołu.
Harry wzruszył ramionami, wpychając kawał tostu do ust, żeby nie musieć odpowiadać na zadane pytanie.
- Ja bym go nie wybudził. Leżałby tak, a ja bym w niego rzucał różnymi rzeczami przez całą noc. - Wyszczerzył się Ron.
- To nie byłoby zbyt mądre. Rzuciłby na ciebie jakiś paskudny urok, gdy tylko by doszedł do siebie.
- Przecież nigdy by się o tym nie dowiedział Hermiono. Byłby oszołomiony.
- Oszołomiony jełopie, a nie pogrążony we śnie. Jezu, czy ty naprawdę nigdy nie czytasz książek?
Harry jęknął, ukrywając głowę w dłoniach i zaczął się zastanawiać, czemu nie słuchał Hermiony do tej pory.
- Znaleźliście Malfoy'a? - spytał, zręcznie zmieniając temat rozmowy. Rozwścieczone spojrzenia na twarzach jego znajomych były dla niego wystarczającą odpowiedzią. Właśnie chcieli mu wszystko opowiedzieć, kiedy drzwi do sali otworzyły się z hukiem i Malfoy wszedł raźnym krokiem, z workiem przerzuconym przez ramię. Uśmiechając się bezczelnie, położył worek na podłodze i rozsupłał go. Wyślizgnął się z niego bury kot, który w ułamku sekundy stał się rozczochraną profesor McGonagall, gotową wydrapać oczy blondwłosemu chłopakowi. Obróciła się, szeleszcząc szatami i dołączyła do kolegów siedzących przy Stole Głównym, mamrocąc coś o książkach Moody'ego i fretkach.
Draco przykuł wzrok Harry'ego i posłał mu złowrogi uśmieszek. Harry zamrugał, zastanawiając się nad następnym wyzwaniem. Gdyby mógł poćwiczyć wcześniej, może zdarzenia wczorajszej nocy nie zakończyłby się tak tragicznie. Miał ostatnią szansę, by to naprawić.
Dwuznaczny uśmieszek wpełzł na usta chłopaka. Malfoy zauważywszy to pobladł z lekka. Harry wziął kolejnego tosta i pożegnał się z przyjaciółmi.
Miał mowę do przygotowania.
***
Uczta Pożegnalna była uroczysta, jednakże trochę smutna. Harry Potter opuszczał Hogwart, a wraz z nim dziedzictwo ciekawości i robienia psot. Ale nikt zdawał się tego nie zauważać. Wszyscy siedzieli jak na szpilkach, czekając, by przekonać się, kto wygra dogrywkę między Gryfonami a Ślizgonami. Nawet najważniejsi członkowie domów nie mieli zielonego pojęcia, co mają zamiar zrobić kapitanowie drużyn.
Harry czekał z niecierpliwością, zerkając w kierunku stołu Slytherinu, wyczekując jakiegoś znaku od Malfoy'a, że powinni już zacząć. Gdy talerze zostały wyczyszczone z jedzenia i pojawiły się desery, Malfoy kiwnął głową. Żołądek Harry'ego podskoczył, a Harry razem z nim. Nadszedł czas. Chwila prawdy. Harry stanął na stole i krzyknął:
- Oczom mego pana daleko równać się do słońca
I naprawdę daleko im teraz do niego było. Harry nie mógł sobie wyobrazić niczego, co byłoby tak nie podobne do słońca. Oczy zwróciły się na niego z zapytaniem - czarne, głębokie jamy ziejące groźbą - zwęziły się po chwili. Grobowa cisza unosząca się nad Wielką Salą spadła, roztrzaskując się na kawałki i została pochłonięta w gwarze przyciszonych szeptów i chichotu. Harry wytrzymał przenikliwe spojrzenie Snape'a i pokonywał długość stołu, klucząc między gobletami z deserem.
- Koral czerwieńszy jest od czerwieni jego ust
Wspomniane usta zwęziły się w nieprawdopodobnie wąską, białą linię.
Harry odchrząknął i wymusił z siebie nierówny głos, by kontynuować: Przy bieli śniegu pierś jego wydaje się śniada. Jeśli włosy są drutami, to czarne druty wyrastają z jego głowy.
Harry doszedł do końca stołu wśród szumu kiepsko ukrywanych chichotów. Zwrócił się w stronę uczniów, czując raz jeszcze, podekscytowanie z powodu bycia na scenie, które nie różniło się znowu tak bardzo od łapania Znicza. Oczy wszystkich były skupione na nim.
- Znam róże, których białość przechodzi w purpurę
Lecz nie takie się róże rumienią w jego cerze.
Rozkoszniejszą woń mają perfumy niektóre
Niż tchnienie mego miłego - nie więcej niż świeże.

Chłopak zeskoczył ze stołu w salwach szczerego, głośnego śmiechu i zaczął piąć się po schodach prowadzących do Głównego Stołu. Zauważył, że ręka McGonagall uspokaja mistrza eliksirów, którego mina nie wyrażała już gniewu, tylko chęć mordu. Harry pozwolił sobie na chwilę przerwy wśród zachęceń rozentuzjazmowanego tłumu. Wiedział, że nie może się spodziewać, iż rozsierdzi Snape'a szybko, ale miał plan, który miał nadzieję, przynajmniej roznieci zainteresowanie mężczyzny.
- Lubię słuchać, gdy mówi - powiedział Harry niemalże za cicho. Jego oczy były skupione na czarnych jamach, które wciągały go do swojej głębi. - Lecz wiem doskonale, że stokroć bardziej mnie muzyka wzrusza. Bogów chodzących nie widziałem wcale, a wiem, że miły mój ciężko się porusza.
Harry stanął naprzeciwko mistrza eliksirów, zwróconego do niego przodem. Jego ponure spojrzenie zmiękło dziwnie, kiedy chłopak nachylił się ku niemu, opierając ręce o oparcie krzesła Snape'a, centymetry od twarzy mężczyzny. Gdyby mógł teraz zaryzykować spojrzeniem na widownię, spostrzegłby pewnie morze szczerzących się do niego twarzy. Był jednak zajęty czym innym, twarzą, wgniatającym w ziemię spojrzeniem, ustami, które były rozchylone w zdziwieniu i, Harry miał przynajmniej taką nadzieję, oczekiwaniu.
Wyrecytował ostatnie linijki, patrząc na przedmiot swojego zainteresowania.
- Lecz, na Niebiosa, jest wart kochania
Ponad fałszywe wszelkie porównania!

Spuścił głowę i otarł usta o usta Snape'a, muskając językiem mocno zaciśnięte wargi mężczyzny - trwało to chwilę, ale wystarczyło, by zostawić na nich ślad swojej bytności.
Ręka, które nagle zacisnęła się na jego gardle była zupełnie niespodziewana. Ta sama ręka przyciągnęła Harry'ego, dopóki, moment wcześniej całowane usta Snape'a, nie znalazły się na poziomie ucha chłopaka.
- Zrobiłeś ze mnie głupca po raz ostatni, Potter. Ale nie zawsze będziesz otoczony wianuszkiem potencjalnych świadków. Strzeż się. Zapłacisz. Mi. Za. To. - Ręka mocno go odepchnęła.
Wreszcie zrozumiał, czemu ludzie nazywali to osłupieniem. Stał tam, zbyt osłupiały, by zrobić coś więcej, niż gapić się głupkowato. Gdy widownia, będąc najwyraźniej pod wpływem tych samych emocji, wreszcie wybuchła mocą okrzyków i wiwatów, Harry zdołał odwrócić się, wracając do swojego stołu, nie sprawdzając jednak, jak gwizdy i nawoływania działały na Snape'a.
- Oo. Mój. Boże! - krzyknął Ron, kiedy Harry usiadł niepewnie na wprost niego. Sporadyczne klepnięcia w plecy prawie wbiły go w dzban z sokiem dyniowym. - Ty... ty.. po...
- Recytowałeś Shakespeare'a - przerwała Hermiona, uśmiechając się z dumą.
Ron popatrzył na nią przez chwilę i potrząsnął głową z niedowierzaniem. - To było niezłe Harry. Wiesz, chciałem, żebyśmy wygrali, ale ty..
- Pocałowałeś Snape'a! - powiedział Seamus, a jego wyraz twarzy nosił znamię najgłębszego podziwu.
Harry nie zwracał uwagi na swoich przyjaciół. Skoncentrował się na bólu w klatce i niesamowitym poczuciu winy, które było tak ogromne, że aż zatykało go w piersi. Nawet nie podniósł wzroku, gdy usłyszał głos Malfoy'a wołającego:
- Koo, ko, ko , koo, ko McGonagall!!!!!
Harry nie widział nagłego błysku światła i nie zdawał sobie sprawy z białej fretki, fruwającej po całym pomieszczeniu, która w końcu bezceremonialnie wylądowała w cieście z kremem. Nawet Dumbledore wylewający sok przez dziurki swojego długiego nosa, nie był w stanie przykuć uwagi pogrążonego w myślach, posępnego chłopca. Harry wstał zza stołu, wśród wrzawy i chichotu, postanawiając, że utopi się w jeziorze. Gdy spojrzał na Stół Główny, nie zauważył, jak profesor Lupin wyciera łzy rozbawienia o rękaw płaszcza Hagrida; spostrzegł tylko, że nie było tam Snape'a.
W chwili wypełnionej desperacją i nieograniczoną głupotą, ruszył, żeby odwiedzić swojego byłego profesora.
***

Najwidoczniej była to noc nieoczekiwanych wydarzeń.
Niespodziewane było, że drzwi do komnat Snape'a otworzyły się zamaszyście, zanim Harry zdążył nieśmiało zapukać. Jednakże, jeszcze bardziej niespodziewane było to, że został przywalony do ziemi przez mężczyznę, celującego Harry'emu różdżką między oczy.
- Jesteś głupim, bezmyślnym, małym szczylem, który powinien wysłuchać dobrych rad - warknął Snape.
Harry odnalazł swój głos po krótkiej chwili. - Ja, ja, ja..
Najwyraźniej jednak jego zdolność do wypowiadania się spójnie i logicznie wciąż stała za drzwiami.
- Język. Za. Zębami. - Mężczyzna mruknął niebezpiecznie. To była dobra rada, stwierdził Harry, biorąc pod uwagę to, że język wcale mu nie pomagał. Przygryzał go teraz zapalczywie.
- Siedem lat Potter. Siedem nieszczęsnych lat mnie prześladowałeś. Siedem lat powstrzymywałem się przed ukręceniem ci tego zgrabnego karku. Zasługuję na pieprzony medal za trzymanie siebie w ryzach. A teraz... - uśmiech, demoniczny i okrutny, rozlał się na twarzy Snape'a. Podjął znowu cichym, przeraźliwe zimnym, groźnym głosem. - Nie jesteś już moim uczniem. A ja już dłużej nie jestem zmuszony, żeby zapewnić ci bezpieczeństwo i nareszcie mogę ci pokazać, co robię czarodziejom, którzy nadepną mi na odcisk.
Pisk zrodził się w gardle Harry'ego. Lecz umarł równie szybko, ściśnięty przez długie, białe palce.
- Niezbyt dobrze radzę sobie z byciem poniżonym Potter. Ani nie lubię, kiedy robi się ze mnie widowisko. Spodziewałeś się, że omdlony wpadnę ci w ramiona? Albo, że zedrę odpychającą zbroję pod wpływem twojego pocałunku? A może, że posmak twojego słodkiego języka rozbudzi we mnie upadłego kochanka?
Oddech Snape'a był urywany, a piana złości zbierała się w kącikach jego ust. Ręka na gardle Harry'ego zacisnęła się mocniej i poczuł, jak twarz mu puchnie.
Czego on właściwe oczekiwał? Monolog Snape'a odzwierciedlał zamiary Harry'ego, które jednak nie wydawały mu się aż tak żałosne, kiedy je planował. Jego zamiary ubrane w głos - ten głos - udowodniły mu, jak bardzo był naiwny. Jednakże świadomość tego nie pomagała mu teraz w niczym.
Uścisk wokół jego szyi zelżał trochę i Harry zachłysnął się powietrzem z wdzięcznością.
- Przykro mi - powiedział z trudnością.
- Dopiero będzie ci przykro - wyszeptał Snape, schylając się i muskając językiem usta chłopaka. - Smakujesz tak niewinnie Potter. Ale kiedy z tobą skończę, będziesz trącił deprawacją. - Dłoń spoczywająca na gardle Harry'ego wycofała się ku szacie, z której wyjęła fiolkę ze świecącym na zielono płynem.
Chłopak zastanawiał się przez chwilę, czy Snape nosi przy sobie eliksir na każdą okazję. Dreszcz przebiegł mu po kręgosłupie, kiedy przypomniał sobie, jak na czwartym roku Snape zagroził, że użyje na nim Veritaserum. Aż do teraz, nie mógł sobie wyobrazić nic gorszego, niż zostanie zmuszonym do połknięcia tego odkrywającego prawdę specyfiku. Wyraz twarzy mężczyzny mówił mu jednak, że nie będzie sobie musiał tego wyobrażać. Przeżyje to na własnej skórze.
- Tak sobie myślę Potter, czy ty kiedykolwiek słyszałeś o Serum Pożądania? -mężczyzna potrząsnął buteleczką przed oczami Harry'ego. Chłopak mrugnął. Nie słyszał o nim i chciałby pozostać w słodkiej nieświadomości, aż do końca swoich dni.
- Nie? Pozwól, że cię oświecę. Serum pożądania, mój drogi chłopcze, jest eliksirem, który uniemożliwia panowanie nad tym, co świadome i podświadome. Dzisiejszej nocy przekonamy się, kim naprawdę byłby Harry Potter, gdyby podążał za swoimi żądzami, zamiast dusić je w sobie. Otwórz usta.
Harry zacisnął usta, gapiąc się z przerażeniem na rozwścieczonego mężczyznę. Zaciskając zęby, rozchylił nieznacznie usta, by wypiszczeć słabe: Nie!
Kąciki ust Snape'a zadrgały złośliwe. Powędrował zimną dłonią po policzku Harry'ego, pozorując pieszczotę. - Co jest Potter? Obawiasz się tego, co możesz zrobić, gdy będziesz pozbawiony kontroli? - mężczyzna zachichotał zwodniczo. - I, masz rację, bój się. OTWÓRZ. USTA.
Rozchylając wargi najwęziej jak tylko mógł, Harry starał się przywrócić Snape'owi rozsądek.
- Proszę pana, błagam. Nie chciałem zrobić z pana pośmiewiska. Naprawdę. - Snape nie mówił poważnie. Przecież nie mógł...
- Posłuchaj mnie, ty mały, irytujący gówniarzu. Przyszedłeś tutaj oczekując czegoś. Specjalnie zignorowałeś moje ostrzeżenia i przylazłeś tu oferując się jako ofiarę. Powinieneś się przekonać do tej pory, że ja zawsze mówię serio. Choć raz zapłacisz za to, co zrobiłeś. Twoja bezczelność przekroczyła wszelkie granice. I, tym razem nikt nie uratuje ci tyłka.
Ręka Snape'a powędrowała do gardła Harry'ego i zacisnęła się na nim. Chłopak walczył jak długo mógł, ale w końcu otworzył usta, by nabrać powietrza. W tej samej chwili mężczyzna przechylił fiolkę i dwie krople wpadły do ust chłopaka, ześlizgując się w dół przełyku. Dłoń zniknęła, a Harry połknął resztkę płynu.
Snape wstał i zawisnął nad kaszlącym chłopakiem.
- Oddaj różdżkę - rozkazał.
- Odpieprz się! - wykrztusił Harry, patrząc wściekle na mężczyznę.
- Potter, w ciągu nie więcej jak dwóch minut, nie będziesz w stanie kontrolować żadnych impulsów, które zawładną twoim ciałem. Jeżeli nie chcesz, żeby pierwszym czynem, który popełnisz, jako w pełni wykwalifikowany czarodziej, było morderstwo, zrobisz, jak ci każe.
- Powinieneś był pomyśleć o tym wcześniej, zanim wlałeś we mnie to gówno! - warknął Harry.
- Jak sobie chcesz - szydził Snape - w końcu to twoje sumienie.
Harry wziął głęboki oddech, rozważając pozycję, w jakiej się znalazł. Nie mógł zrobić nic, co poprawiłoby jego sytuację. Musiał to wszystko przeczekać. Najlepiej, gdyby przetrwał noc bez zabijania Snape'a. Z niechęcią sięgnął do swoich szat i wyciągnął różdżkę, a następnie podał ją mężczyźnie.
- Jak długo to potrwa? - spytał, wydymając wargi.
- W przybliżeniu, godzina na jedna kroplę. Czujesz to Potter? Wzmagające się pieczenie w gardle? - wyśmiewał się Snape, wkładając różdżkę chłopaka głęboko w kieszeń. Harry przełknął ślinę, myśląc o wspomnianym pieczeniu, mocnym posmaku mięty, pozostającym na jego języku.
- To genialny eliksir. W dwie minuty wchłania się w ciało i rozprzestrzenia w krwioobiegu. Praktycznie czujesz, jak puszczają ci wszelkie zahamowania, gdy krąży po całym twoim ciele. - Głos Snape'a był niski, a intensywne wibracje wzbudzały dreszcze na skórze.
- Wkrótce to poczujesz. Potrzebę. Odurzenie, niczym nieskażonym pożądaniem. Być może, będziesz chciał rozerwać mnie na strzępy za to, co ci zrobiłem. - Oczy mężczyzny migotały wściekle, gdy odsuwał się od Harry'ego. Chłopak usiadł i przysłuchiwał się opisowi efektów eliksiru, jakie zachodziły w jego ciele. - Potrzeba dusi cię w piersiach, aż nie możesz oddychać. Nie możesz przestać o niej myśleć. Ona rośnie, pochłania cię, aż w końcu wypełnia cię w każdym szczególe. Potrzeba. Chcesz mnie skrzywdzić. Chcesz mnie ukarać. I nie możesz nad tym zapanować. - Snape roześmiał się głośno. - Już nawet nie chcesz nad tym panować.
Jak gdyby Snape wymówił zaklęcie, Harry poczuł to wszystko. Chciał mu zrobić krzywdę. Rozedrzeć go na strzępy za to, co mu zrobił. Za to, że był taki niesprawiedliwy. Chciał skończyć, co zostało zapoczątkowane wcześniejszej nocy. Pokazać Snape'owi jasno i klarownie, że jest zainteresowany. Przyszedł do jego komnat, żeby przeprosić, naprawić zło, jakie, nieświadomie, wyrządził. A teraz... W zasadzie, nie był pewien, jakiej karze był poddawany. Wiedział tylko, że jest wściekły. Jego złość powoli zmieniała się w szał i ...
Z okrzykiem na ustach, Harry rzucił się na starszego czarodzieja. To, że nie miał różdżki, nie miało już znaczenia. Chciał doświadczyć przyjemności rozrywania Snape'a na kawałki.
- Petrificus Totalus
Harry opadł na ziemię z głuchym dudnięciem, twarzą w dół, sparaliżowany. Huragan jego emocji zmieniał się w nieszkodliwą bryzę. Słyszał, jak mężczyzna zbliża się do niego i poczuł delikatne muśnięcia palców, biegnące wzdłuż pleców.
- Proszę, proszę, mój mały, głupi Gryfon. Chyba nie przypuszczałeś, że pozwolę ci się skrzywdzić? To twoja kara Potter. Powiedz mi, jak to jest. Piecze cię? Czujesz się, jakbyś był rozciągany w tysiące różnych kierunków?
Harry chciał pisnąć, że tak, bolało. Piekło. Miał wrażenie, że jest rozciągany. Rozdarty pomiędzy potrzebą zabicia mężczyzny, który dotykał go lekko, pieszcząc delikatnie kręgosłup, a inną, nie aż tak zgubną, jednakże niemniej palącą, by przekonać tę rękę, żeby ścisnęła jego nabrzmiałego z podniecenia penisa.
W końcu dłoń wycofała się i chłopak miał wrażenie, że Snape wstał. Usłyszał ciche "Mobilus Corpus", oderwał się od podłogi i niewidzialna siła zaniosła go w nieznanym kierunku. Jego ciało stężało z chęci działania. Chciał walczyć. Chciał uciec. Chciał skulić się pod łóżkiem i kwilić.
W międzyczasie jednak, nie mógł zrobić nic więcej, jak unosić się bezwładnie w powietrzu, przymocowany magicznymi sznurkami do wysuniętej ręki Snape'a, gapiąc się na zimną, kamienną podłogę, marząc, że nigdy byłby nie podążył za swoim impulsem, popychającym go do podążenia za tym okrutnym mężczyzną, marząc, że nigdy byłby się nim nie zainteresował, a co więcej, że nie zostałby kapitanem drużyny.
Mimo jego szczerych chęci, Harry ciągle był spetryfikowany, ciągle unosił się tuż nad podłogą, aby za chwilę wznieść się na poziom łóżka, pościelonego czarnym kocem, i spaść na niego twarzą w dół. Ręce chwyciły jego sztywne ciało i przekręciły na wznak. Gapił się teraz na mistrza eliksirów, który patrzył się na niego drwiąco, wyraźnie zadowolony z siebie.
Harry nie mógł odwrócić wzroku.
Ogień, pochłaniający jego samokontrolę, wybuchł w nim na nowo, pragnąc zamienić się w czyn. Harry pragnął złożyć dłoń w pięść i przyłożyć nią w ten garbaty nos. Łzy złości i bezradności popłynęły mu po policzkach.
Snape pozbierał słonawą ciecz palcem, który po chwili powędrował do ust chłopaka, mocząc jego dolną wargę.
- To boli, prawda Potter? - kontynuował Snape magnetyzująco niskim głosem. - Pragnienie. Wyobraź sobie odczuwanie takiego bólu przez siedem lat. - Mężczyzna położył ręce na klatce Harry'ego, dokładnie nad miejscem, które wydawało się być źródłem potrzeby chłopaka. - Siedem lat przepełnione pożądaniem, żeby coś zrobić i niemożność zrobienia czegokolwiek. Każda moja próba była udaremniona, podgrzewając jeszcze bardziej już palącą się we mnie niesprawiedliwość.
Snape wodził koła na piersi Harry'ego pieszczotliwymi ruchami, mrucząc cicho, uspokajająco, łagodząco. Jedynie jego słowa były szorstkie - A ty ciągle mnie prowokowałeś, ty głupi smarkaczu. Dbałem, żeby nic ci się nie stało, a ty mnie podejrzewałeś. Uratowałem ci życie, a ty mnie poniżyłeś. Ciągle i ciągle. A teraz... - Snape przysunął się bliżej tak, że jego oddech padał na usta Harry'ego. Jego głos stał się jeszcze niższy, basy dzwoniły w uszach chłopaka. - Spodobałem ci się, co Potter? Może powinienem paść na kolana, dziękując bogom, że Harry Potter, nasz Łaskawy Bohater, Odważny i Przystojny Superchłopak, ma na mnie ochotę? Potrzebuje mnie. Wiesz, co ci powiem? Pieprz się Potter!
Jego przekleństwo zmieniło się w ledwo dosłyszalny szept, który wniknął w głąb skóry Harry'ego. Złośliwy wywód Snape'a, przedstawiony w dwuznaczny sposób, cichym, podniecającym głosem, jakby był wyznaniem miłości, miał dziwny wpływ na Harry'ego. Jego wzburzenie, zrodzone z oskarżeń, jakimi był obrzucany, miało się nijak do wzwodu wywołanego pieszczotami mężczyzny. Po chwili jednak, wszystko zostało załagodzone słodyczą tego niskiego, uspokajającego głosu. Serce nastolatka waliło jak szalone, a jego oddech stał się urywany. Chciał uciec jak najdalej, uderzyć mężczyznę będącego obok, dotykać się, dotykać Snape'a. Pragnął. Pożądał. Był prawie ogłupiały przez siłę i zasięg swoich impulsów.
Snape wycofał swoją rękę, wstał i zaczął zdejmować ciuchy. Zniknął z ograniczonego pola widzenia Harry'ego, który, w tym momencie, oddałby wszystko, co miał, żeby tylko móc odwrócić głowę.
Profesor na nowo podjął swoją mowę, za co chłopak był mu bardzo wdzięczny, gdyż odwracało to jego uwagę od żaru trawiącego jego wnętrzności. - Jak ty to sobie w ogóle wyobrażałeś Potter? - Głos mężczyzny wrócił do normalnego brzmienia. Jak odgłos odległej burzy, przeszło przez myśl Harry'emu. - Że przyjdziesz do moich komnat, żeby dostarczyć swoje najgłębsze wyrazy współczucia? Może, na początku, byłbym niechętny i uparty, a ty wmawiałbyś mi, że naprawdę jest ci przykro. Że, tak naprawdę, chciałeś mi tylko dać znać, iż, jesteś mną zainteresowany. A później, być może, pocałowałbyś mnie, miażdżąc swoje usta na moich, pełen desperacji, żeby twoje przeprosiny zostały zauważone, przyjęte. Wtedy zapewne, moja niewzruszona postawa zmieniałaby się w nieokiełznaną namiętność. Po czym niewątpliwie, zacząłbym dobierać się do twojej cnoty. Po nocy spędzonej na łóżkowych uniesieniach, odpłynąłbyś w krainę snów, leżąc w moich ramionach. Bohater zdobywa mistrza eliksirów i żyją długo i szczęśliwie. Love story szyta na zamówienie specjalnie dla naszego naiwnego bohatera.
Harry, gdyby mógł dojść do słowa albo, gdyby w ogóle mógł mówić, wspomniałby, że w jego planach nie uwzględnił motywu z przeprosinami, aczkolwiek teraz ta propozycja nie wydawała mu się wcale taka zła. Nie komentując oczywiście części: "Żyć długo i szczęśliwie". Sam pomysł życia długo i szczęśliwe, z podkreśleniem na "długo", ze Snapem wydawał się co najmniej śmieszny. Niestety, Harry nie był w stanie nawet wykrzywić się sarkastycznie.
- Jednakże podążając za tą wersją naszej bajki, natrafiamy na pewien problem. Otóż, Bohater zagalopował się nieco w twierdzeniu, że Czarny Charakter odwzajemni jego uczucie. Łajdak więc wymyśla pewien plan, który stawia naszego protagonistę w podwójnej roli. Od tej pory Potter, jesteś swoim największym wrogiem.
Snape zniknął z pola widzenia Harry'ego. Chłopak mało nie zakrztusił się powietrzem, kiedy jego oczom ukazał się mistrz eliksirów bez zbędnej odzieży, przyodziany tylko w czarne, luźne spodnie. Biel jego torsu przypomniała Harry'emu o kartce, którą niegdyś widział. Była na niej nietknięta, dziewicza plaża, której widok wzbudził w chłopaku chęć pozostawienia na piasku śladów swojej bytności. Chciał dotknąć i zaznaczyć każdy centymetr tego ciała. Wyryć na brzuchu: " Harry tu był".
Snape położył się obok Harry'ego, przewracając na bok. - Ponieważ w głębi mnie jest coś człowieczego, jak sam zdążyłeś mi wytknąć, dam ci szansę Potter. Mogę cię wypuścić, żebyś publicznie zrobił z siebie kompletnego durnia albo możesz zostać tutaj, poniżając się dla mojej czystej przyjemności. Jeżeli wybierzesz pierwsze, jestem pewien, że twoi przyjaciele będą wyrozumiali na każdą głupotę, jaką popełnisz. Ale jeśli zostaniesz tutaj, chętnie stanę się ofiarą twoich zapędów, jakie by one nie były. - Mężczyzna uśmiechnął się drwiąco, muskając udo Harry'ego, zanim położył rękę na jego biodrze. Przysunął się bliżej. - Co wybierzesz Potter? Finite Incantatem.
Ciało Harry'ego wgniotło się w łóżko, uwolnione od magicznych więzów. Przetarł bolące oczy, ciesząc się odzyskaną wolnością. Wstrzymywane przez tak długo żądze poczęły wydobywać się na zewnątrz w postaci leniwych jęków. Chłopak otworzył oczy. Był obezwładniony przez tyle impulsów, że nie wiedział, co robić najpierw. Twarz Snape'a zwisała tuż nad jego i Harry poczuł niekontrolowaną ochotę, by polizać mężczyznę.
Tak też zrobił.
Liznął go w sam środek jego rzymskiego nosa.
Snape najwyraźniej się tego nie spodziewał, bo odchylił się raptownie, przerażony. Harry zaczął się śmiać i nie mógł przestać. Wyraz całkowitego zaskoczenia na twarzy mężczyzny wprawiał go w coraz lepszy humor. Śmiech zdawał się uśmierzać ból przygniatający jego wnętrzności. Nie był w stanie, jednak, załagodzić całego. Wkrótce poczucie śmieszności całej sytuacji zmieniło się w świadomość bliskości półnagiego ciała, leżącego tuż obok.
Harry zerknął na Snape'a, który leżał teraz na plecach, zakrywając rękoma swoją twarz. Chłopak odciągnął jedną dłoń, a mężczyzna otworzył oczy.
- Poddaję się - powiedział mistrz eliksirów. - Nie mam już siły. Wygrałeś. Wynoś się z mojego życia, do jasnej cholery.
Harry odciągnął drugą dłoń. - Nie, nie chcę. - Powiedział, zanim przetoczył się na mężczyznę. Zderzenie z ciałem Snape'a rozpaliło w nim kolejny ogień, tym razem dużo niżej. Usiadł na nim okrakiem i zaczął ocierać się lekko. Nic nie mógł na to poradzić. Musiał to robić. - Ty mi to zrobiłeś. Wszystko, co będę teraz robił, to będzie twoja wina. -Wyszeptał, pochylając się, by pocałować te mocno ściągnięte usta. - Nienawidzę cię. - Powiedział, nim zaatakował językiem.
Snape pozostał naprężony, nie będąc pod wrażeniem starań Harry'ego. Ręce trzymał sztywno przy bokach, wargi mocno zaciśnięte, oczy zwężone, był definicją tego, co wnosił do aktu.
Harry jęknął zirytowany, gdy usta dalej odmawiały rozchylenia się. Ześlizgnął się niżej, uderzając z całą siłą ustami na białą szyję. Znaczył każdy zarys swoim językiem. Uświadomił sobie, że nigdy wcześniej nie widział karku Snape'a. I to bardzo źle, pomyślał Harry, że mężczyzna go nie odsłania. Kiedy usta Harry'ego były zajęte poznawaniem dotychczas nie odkrytego terytorium szyi i ramion mężczyzny, jego ręce wędrowały po torsie Snape'a. Wspomnienie doskonale wyrzeźbionego ciała było wciąż żywe, jednakże dłonie chłopaka były pełne zapału w odkrywaniu go na nowo.
Wkrótce jednak usta chłopaka chciały eksplorować miejsca, którymi tak strasznie zachwycone były jego ręce. Harry stworzył językiem ścieżkę biegnącą od gardła do mostka Snape'a, zanim raptownie zboczył z drogi i wziął między zęby różowy sutek. Ciche westchnienie dochodzące znad jego głowy, zachęciło go do dalszej gry. Chciał uzyskać więcej reakcji od mężczyzny. Potrzebował tego.
Jedna ręka zeszła w dół, chętnie znikając w spodniach. Harry jęknął, kiedy odkrył, że Snape jest twardy. Reakcja, nad którą nawet Snape nie mógł zapanować. Brzuch Snape'a naprężył się, gdy uniósł lekko nogi, przyciskając je o członka Harry'ego.
- O, bogowie! - westchnął chłopak, wypuszczając z zębów sutek i patrząc się na mężczyznę. Jego palce przemierzały długość jedwabiście gładkiej skóry, pnącej się w górę spomiędzy nóg Snape'a, a jego biodra ocierały się nachalnie o uda mężczyzny.
- Profesorze mogę...? - zaczął Harry, ale zanim zdążył skończyć, majstrował już przy spodniach Snape'a. Właściwie, to nie obchodziła go odpowiedź. W ogóle głupotą było samo pytanie. Musiał to zrobić. Nie miał wyjścia.
Harry zdarł przód spodni mężczyzny, odsłaniając nabrzmiałą męskość. Nie miał zielonego pojęcia, za co się zabrać. Raz widział coś takiego w magazynie i miał teraz ochotę wypróbować to na Snape'ie, wywołując u niego raz jeszcze tę słodką odpowiedź. Zwarł usta na główce i wędrował językiem, smakując błyszczący płyn wyciekający z niej. Drugą ręką rozpiął swoje spodnie i zacisnął ją wokół penisa. Jęknął, gdy zaczął nią przesuwać w górę i w dół; gdzieś z oddali słyszał identyczne stęknięcie aprobujące jego starania. Harry uniósł wzrok i zobaczył swojego profesora, gapiącego się na niego z otwartymi ustami. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, Snape zamknął oczy i zacisnął usta. Chłopak wodził dłonią po członku mężczyzny w tym samym tempie, co po swoim.
To nie wystarczało. Potrzebował więcej. Pożądanie, które go wypełniało, żądało akcji. A Harry nie wiedział, czego chciał. Podciągnął się wyżej i mruknął sfrustrowany. Nie mógł pomyśleć, złapać tchu. Uklęknął między nogami Snape'a i ukrył głowę w dłoniach, próbując zmniejszyć katusze, które przeżywał.
Panika napłynęła do niego z całą siłą. Albo coś podobnego do paniki. Jego serce dudniło w piersiach, a ciało drżało z nieskoordynowaną siłą. Jednej rzeczy był pewien: już nie chciał być ubrany.
W chwili, kiedy przyszła mu do głowy ta myśl, zawładnęła nim ochota, żeby się rozebrać. Jego skóra zdawała się kurczyć pod dotykiem materiału. Zeskoczył z łóżka jak poparzony i zaczął zdzierać z siebie ubranie. Czuł, że mężczyzna go obserwuje, ale nie mógł oderwać się od tego, co robił. I czemu, do jasnej cholery, taka prosta rzecz jak rozpinanie guzików, stawała się nagle tak przerażająco trudna?
Palce nie pracowały wystarczająco szybko i zacięły się przy jednym z guzików. Przeskakiwał z nogi na nogę, warcząc z wściekłości. Kiedy już był bliski rozdarcia piekielnej szaty, spłynął na niego ciężki głos.
- Jakiś problem Potter?
- Ciii - warknął Harry - Nie mogę... nie mogę... - spojrzał w górę z desperacją w oczach, starając się nie zwracać uwagi na tkaninę drapiącą jego skórę, zmniejszającą się nieprzyjemnie z każdą sekundą, duszącą. - Proszę?
Snape uśmiechnął się krzywo, wytrzymując bestialskie spojrzenie Harry'ego, ześlizgnął się z łóżka i stanął naprzeciw niego. Jego dłonie zakryły ręce Harry'ego, zanim odepchnęły je i podjęły rozpinanie, gdzie skończył chłopak. Dłonie Harry'ego znalazły milutkie, wygodne miejsce, tuż nad biodrem Snape'a , gdzie spoczęły, aby za chwilę ześlizgnąć się w dół i krążyć po pośladkach mężczyzny.
Snape poświęcał się swojemu zadaniu z oddaniem, nigdzie się nie spiesząc, jak gdyby chciał zmusić Harry'ego, by cierpliwie czekał. Harry natomiast, nie miał już w sobie ani krztyny cierpliwości. Robił, co mógł, żeby się nie wiercić, by w końcu zostać wyzwolonym z tych ograniczających wolność warstw ubrania, żeby móc otrzeć się ciałem o coś delikatnego i żywego. O Snape'a. Aczkolwiek, jeżeli stałaby przed nim McGonagall, to pewnie też skorzystałby z okazji. Członek Harry'ego napierał mocno o materiał jego szortów, błagając o dotyk, błagając by dotknąć. Błagając o litość.
- Pospiesz się - jęknął chłopak, wodząc palcami po swoim przyrodzeniu. Ten ruch wywołał stłumiony chichot mężczyzny stojącego naprzeciwko.
- Jaki chętny.
- Zamknij się - burknął Harry, a później stęknął zniecierpliwiony.
- I jaki niewychowany - naśmiewał się Snape.
Harry zacisnął zęby, z zapałem pocierając dłonią o penisa. Dłońmi drugiej ręki odkrywał przestrzeń pomiędzy pośladkami Snape'a. - To twoja wina. - Sapnął, z trudem łapiąc oddech.
Snape odrzucił głowę w tył i zaśmiał się perliście. Ręce Harry'ego nagle znalazły się w górze i, nim chłopak mógł je powstrzymać, uderzyły mężczyznę z całej siły. Nie żeby w ogóle był w stanie je zatrzymać. Snape raptownie przestał się śmiać i wykrzywił usta w uśmiechu, pod którym Harry poczuł się nieswojo. Chłopak jęknął cichutko, po czym zaczął pocierać się ręką raz jeszcze, opuszczając wzrok, by uniknąć morderczego spojrzenie Snape'a.
- Dobrze ci teraz Potter? - wymruczał Snape, zanim osunął się na kolana i kontynuował rozpinanie szat chłopaka. Harry zamrugał kilkakrotnie oczarowany wizją Snape'a na kolanach, tuż przed nim. Zatracił się wyobrażając sobie swojego członka w ustach Snape'a. Poczuł nagłą ochotę, żeby wślizgnąć się w te wykrzywione usta, doświadczyć ich wilgoci. - Och, boże! - westchnął i zaczął drżeć. - Chcę twoje usta...- wyszeptał.
Te boskie usta zwęziły się we wrednym uśmieszku, a Snape rzucił Harry'emu przelotne spojrzenie.
W chwili olśnienia Harry uświadomił sobie, że jego ubranie jest rozpięte na tyle, by wyślizgnąć się z niego. Zrzucił je z ramion, przyglądając się jak spada w ręce profesora. Szybko zerwał z siebie spodnie i szorty i chwycił głowę Snape'a przyciągając ją w kierunku penisa. Zaskoczyło go to, że Snape nie wydawał się opierać, ale jego zdolność do rozsądnego kojarzenia faktów zniknęła z pierwszym dotknięciem czerwonych warg na przyrodzeniu.
Biodra Harry'ego wyrwały się ku górze w akcie desperacji, a jego dłonie zatopiły się w przetłuszczonych włosach Snape'a. Chęć umycia włosów walczyła z nieodpartą ochotą poruszania biodrami. Obydwa pomysły wyparowały z umysłu chłopaka, kiedy dłonie Snape'a przywędrowały do bioder Harry'ego chcąc, nie jak mu się wydawało powstrzymać ich ruch, ale spowolnić szybkość. Język ślizgał się po długości członka, kiedy chłopak napierał i krążył wokół główki, gdy Harry się wycofywał. Chłopak szamotał się z dłońmi powstrzymującymi go, chcąc ruszać się szybciej, wchodzić głębiej. Przeżywał najpiękniejszą chwilę w swoim życiu i pragnął więcej. Mięśnie brzucha napinały się stopniowo, kontrolując jednak impuls przed wtargnięciem głębiej. Harry jęczał i krzyczał coś chaotycznie, z trudem oddychając ciężkim powietrzem. Jego penis był nabrzmiały, bliski eksplozji spełnienia. Snape najwyraźniej to przewidział, ponieważ zassał go mocno. Harry krzyknął, gdy doszedł, wypełniają usta Snape'a nasieniem i czując niekończące się fale czystej rozkoszy, przepływające przez jego ciało. Pomyślał, że jedyną rzeczą trzymająca go na nogach, są ręce Snape'a boleśnie zaciśnięte na biodrach i usta owinięte wokół jego członka.
Harry zadrżał gwałtownie, gdy usta ześlizgnęły się z niego; stał, oddychając głęboko, kręciło mu się w głowie. Snape wstał niespodziewanie, chwycił twarz chłopaka i przyciągnął go do pocałunku. Harry chętnie rozchylił usta, owijając ramiona wokół szyi mężczyzny. Snape w końcu rozwarł usta, dzieląc się z Harrym życiodajnym płynem.
Chłopak pisnął w geście zaskoczenia, kiedy ciecz przelewała się do jego buzi, oczy miał szeroko otwarte, a wargi Snape'a mocno przyciśnięte do swoich. Harry przełknął, a Snape wyglądał na raczej zadowolonego z siebie. Sam nie wiedział, czy ma się wściekać, czy nie. Być może to był zwyczaj. Nie wiedział, co o tym myśleć.
Doszedł do wniosku, że nie ma to najmniejszego znaczenia. Mimo że nie smakowało to obezwładniająco, sama idea dzielenia się czymkolwiek ze Snapem bardzo mu się podobała. Wspomnienie języka ocierającego się o jego własny wybiło z głowy Harry'ego wszystkie nieistotne myśli.
- Dziękuję - westchnął Harry, przyciągając Snape'a bliżej.
Snape pozwolił sobie na jęk zdziwienia, całując Harry'ego z całej siły, penetrująco, jakby chciał zabrać to, co przed chwilą mu oddał. Zerwał koszulkę z chłopaka jednym ruchem, odsuwając się na tyle, by mogła przejść przez głowę. - Jesteś beznadziejny. -Wydyszał Snape, zanim zakrył usta Harry'ego swoimi i zaczął prowadzić go w kierunku łóżka.
Uda mężczyzny zderzyły się z brzegiem łóżka, stanął na moment, by zrzucić z siebie szorty, po czym runął na materac, pociągając za sobą chłopaka. Harry jęknął cicho, gdy jego tors dotknął nagiej, gładkiej skóry czarodzieja, członek zderzył się z erekcją Snape'a. Ustawił się tak, żeby całym sobą chłonąć te niebiańskie ciało. Wyzwolony od palącej potrzeby, która kierowała nim wcześniej, Harry delektował się teraz każdą sekundą w obecności drugiego człowieka.
A, że tą drugą osobą był akurat Snape, nie niepokoiło Harry'ego tak, jak myślał, że będzie.
Snape przewrócił się na Harry'ego, więżąc go pod sobą i przerywając nieskończenie długi pocałunek. Chłopak rozchylił nogi, robiąc miejsce mężczyźnie i zaplótł je na biodrach Snape'a. Penis mężczyzny otarł się o członka Harry'ego i miednica chłopaka wystrzeliła w górę. Ręce Snape'a uspokoiły rozbiegane biodra Harry'ego, który otworzył oczy i zobaczył, że mężczyzna przygląda mu się spod przymrużonych powiek.
- Co? - spytał Harry.
- Ty - odpowiedział Snape, jak gdyby to miało wszystko wyjaśnić.
Chłopak uśmiechnął się szeroko i uniósł głowę, muskając usta mężczyzny. Nie oddalając się szepnął - Naprawdę przepraszam, że cię ośmieszyłem. - I raz jeszcze pocałował go namiętnie. Snape stężał na wspomnienie o całym zajściu. Harry miał ochotę uderzyć samego siebie za bycie tak nietaktownym, ale Snape mruknął coś niewyraźnie, pogłębiając pocałunek i uderzył biodrami w strategiczne miejsce. Biodra Harry'ego odpowiedziały z równą żarliwością, a jego członek zadrżał lekko i wtopił się w zrozumienie, jakie zrodziło się między ich ciałami.
Snape oderwał się od ust Harry'ego, skupiając się na jego szyi. Chłopak krzyknął zaskoczony, kiedy delikatna skóra została zaatakowana. I kto by pomyślał, że ta część będzie taka wrażliwa? Harry wił się pod ciałem mężczyzny, zwracając uwagę na każdą reakcję swojego ciała, którą wywołał Snape. Wszystko, co robił Snape- od ledwie zauważalnego muśnięcia językiem po okolicach jabłka Adama, do najsłabszego nawet oddechu wydychanego w delikatną skórę, wysyłało fale nieziemskiej przyjemności po ciele Harry'ego, które miały swoje ujście w rozbudzonym członku chłopaka. To było niespotykane doświadczenie dla Harry'ego, który wkrótce doszedł do wniosku, że Severus Snape jest najpotężniejszym człowiekiem na ziemi, potrafiącym igrać z jego zakończeniami nerwowymi, jak gdyby studiował je całe życie.
Gardło młodszego czarodzieja mruczało niekończące się pochwały dla zdolności Snape'a. Od czasu do czasu jego wargi i język przyłączały się, formując słyszalne "tak" lub "bogowie", które z czasem stawały się naglącymi "więcej" i "teraz".
Snape jednakże wydawał się całkowicie niepodatny na błagania wydobywające się z ust Harry'ego i leniwie kontynuował drażnienie ciała młodego czarodzieja wyuczonymi do perfekcji uszczypnięciami i ugryzieniami, głębokimi pocałunkami, subtelnym dotykiem, lizaniem i ssaniem. Harry nigdy nie podejrzewał, że usta mogą mieć taki potencjał w dawaniu przyjemności. Teraz właściwie też się nad tym nie zastanawiał, pochłonięty rosnącym napięciem w dole brzucha.
Zawisając w powietrzu tuż nad pępkiem Harry'ego Snape wślizgnął końcówkę języka do środka, obdarowując tę małą depresję najcudowniejszą grą dotyku i wilgotności, wydychając mgiełkę powietrza dla polepszenia efektu. Harry westchnął przeciągle, unosząc biodra z nabrzmiałym przyrodzeniem wysoko w górę i trafiając nimi prosto w podbródek Snape'a. Mężczyzna przestał, a Harry zerknął na dół i spostrzegł, że Snape przygląda mu się uważnie z miną, jakiej Harry jeszcze nigdy u niego nie widział. Miną niebezpieczną, ale nie przerażającą. Przepełnioną groźbą, ale nie onieśmielającą. Zdeterminowaną, lecz nie noszącą znaku typowej złośliwości. Harry przegryzł dolną wargę, jęcząc żałośnie.
- Czego chcesz... Harry?
Żołądek chłopaka przekręcił się, słysząc swoje imię wypowiadane tym głosem. Harry pomyślał, że byłby całkowicie zadowolony, gdyby ten głos powtarzał jego imię w nieskończoność. Jednak po chwili doszedł do wniosku, że wolałby najpierw oddać swoje uciążliwe dziewictwo w ręce niczego niepodejrzewającego mężczyzny, zanim umrze.
- Ty - powiedział Harry, mając nadzieje, że to wystarczy. Kto jak kto, ale Harry powinien wiedzieć, że profesor Snape nie odpuści mu tak łatwo.
- Czego ode mnie chcesz? - ponownie spytał mężczyzna, patrząc na chłopaka i poświęcając uwagę pępkowi Harry'ego.
Harry jęknął. - Chcę ciebie.
Słowa "kochać się ze mną" przemknęły przez umysł Harry'ego, ale zdążył je zniszczyć, zanim dotarły do ust. Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że byłyby niewłaściwe i na pewno upokorzyłby się jeszcze raz.
- Chcę... - powtórzył i zaczął się zastanawiać, gdzie, do jasnej cholery, podziała się reszta zdania. Byłoby o tyle prościej po prostu powiedzieć kluczowe słowa, bez ubierania ich w zdanie. - Ja...
Harry warknął rozczarowany i odchylił głowę do tyłu. Zaciskając mocno oczy, wyrzucił z siebie: Pieprz mnie.
Przez jeden długi moment wszystko się zatrzymało. Prośba Harry'ego zakłóciła spokój pokoju. Kiedy chłopak poczuł, że materac się ugina, co było nieodłącznym sygnałem, że Snape schodzi z łóżka, przełknął gulę goryczy i przewrócił się na brzuch, ukrywając w fałdach koców rumieńce na swojej twarzy.
Jakże był głupi myśląc, że Snape da mu to, czego pragnął. Bądź co bądź, to miała być kara. A to w końcu był Snape, mężczyzna, który uwielbiał pastwić Harry'ego, przy każdej nadarzającej się okazji. Harry poczuł, jak ginąca nadzieja odciąża jego brzuch. Może i dobrze, pomyślał. Chyba jednak nie powinien tracić dziewictwa z mężczyzną, który go nienawidził. Może i faktycznie byłoby lepiej oszczędzić siebie dla "tego jedynego".
Harry powstrzymał stęknięcie beznadziejności i zaczął modlić się do bezimiennych bogów, żeby Snape zmienił zdanie.
Prawie krzyknął "Alleluja", kiedy poczuł, że ktoś rozsuwa mu nogi, lecz jego krzyk szybko zmieniał się w piska zaskoczenia, gdy śliski palec, błądzący po rowku między jego pośladkami, powędrował do jego wejścia.
To - to jest to, do czego prowadziło całe jego życie. Ten moment. Choć, według Świata Czarodziejów, było nim pokonanie Czarnego Pana. Nikt jednak nie zdawał sobie sprawy, że te "wielkie wydarzenie" było czystym przypadkiem. Skąd, do jasnej cholery, Harry mógł wiedzieć, że zwrot "Idź do diabła" przetłumaczony na język Naigini był nieodwracalną komendą nakazującą atak. Z całą pewnością nie chciał, żeby Voldemort został połknięty w całości przez swojego węża.
Nie, to na pewno był moment o wiele bardziej godny zapamiętania. A już na pewno przyjemniejszy. Harry wypiął się w kierunku palca, kierującego się w stronę dziurki. Chłopak zadrżał, gdy palec wsunął się w głąb i zaczął przesuwać się w te i we te, co chwila wchodząc coraz głębiej, nakłaniając zwężające się mięśnie do ustąpienia, poddania się wtargnięciu.
Kiedy dołączył do niego drugi palec, okrzyk wymknął się Harry'emu. Snape położył się u boku chłopaka. Harry odwrócił głowę i patrzył na niego z wielkimi, jasno świecącymi się oczami. Jego usta otworzyły się szeroko i sapał ciężko. Snape wprowadził dwa palce mocniej w głąb, a Harry zacisnął oczy i zamknął buzię, powstrzymując się od krzyku.
- Podoba ci się? - wysyczał Snape. - Jest tak, jak sobie wymarzyłeś Harry? Boli, prawda? Ból, który czujesz teraz, to dopiero początek. Kiedy w ciebie wejdę, poczujesz, jak gdyby ktoś rozerwał cię na strzępy. Tego chcesz? Czy po to tu przyszedłeś?
Harry odparł krótkie: "O tak, boże!". Snape nagrodził chłopaka trzecim palcem, rozszerzając Harry'ego ponad wszelką miarę. Czuł, jak te palce kręcą, poruszają się w nim. Był wypełniony do granic, a jednak nie wystarczająco pełny. Chłopak oddychał z trudem, a Snape pieprzył go nieprzerwanie.
I wtedy Snape zrobił coś.
- Auuach! - wykrzyczał Harry, gdy coś eksplodowało w jego wnętrzu. Chłopak pochylił się do przodu, a wewnętrzna sensacja powtarzała się w każdej sekundzie i Harry myślał, że zwariuje albo umrze, albo obydwie rzeczy na raz. Niekończąca się powódź przekleństw wylewała się z ust Harry'ego, poetycki zlepek błagań i próśb jak: "nigdy więcej" i "nie przestawaj". Nie mógł już dłużej wytrzymać tej tortury, ale jeśli ona się zakończy z pewnością umrze.
Mimo wszystko tortura zakończyła się. A Harry był zszokowany i niemile zaskoczony, że jednak przetrwał.
Jego rozczarowanie szybko zmieniło się w oczekiwanie, kiedy poczuł coś twardszego niż palce napierającego ku jego wejściu. Harry wypiął się do tyłu niecierpliwie, chcąc przyspieszyć wybuch eksplozji wewnątrz ciała, ale jakieś ręce pohamowały jego zapędy.
- Poproś mnie Harry. Poproś mnie ładnie, żebym cię skrzywdził. - Powiedział Snape przybliżając się bardziej, naciskając mocniej we wrażliwe miejsce.
- Proszę - błagał Harry - skrzywdź mnie. Po prostu... wejdź we mnie. Proszę. - Chłopak jeszcze raz próbował walczyć z powstrzymującymi go rękoma. Zupełnie niepotrzebnie, ponieważ Snape niemal natychmiast przedarł się przez wąski krążek mięśni, ocierając się o wrażliwe ścianki i doprowadzając Harry'ego do głośnego krzyku. W chwili, gdy chłopak zaczerpywał oddech, Snape wycofał się trochę, a następnie wszedł mocniej i, tym razem, głębiej.
Harry odwrócił głowę, gdy ból i niezaprzeczalna przyjemność opanowała jego ciało, rozpływając się razem z krwią, podróżującą bezustannie. Snape pchnął raz jeszcze i zatrzymał się, będąc całkowicie zagłębionym. Harry zapewne ucieszyłby się, słysząc przerywany oddech mężczyzny, ale był za bardzo zajęty pieczeniem w tyłku i ciśnieniem rosnącym w jego lędźwiach. Jego uwagę, na moment, przykuła dłoń głaskająca go po kręgosłupie, uspokajająca.
Harry westchnął. Robiąc to zauważył, że ból zmniejszył się, zmieniając się w przyjemność. Wziął kolejny głęboki oddech i wypuścił go. Czuł, jak jego mięśnie rozluźniają się, dopasowując do rozmiarów członka mężczyzny. Ból z tyłu przygasał kosztem nasilającego się mrowienia w przedniej części. Kiedy mężczyzna zaczął krążyć biodrami, Harry wygiął się w ekstazie.
- Och - jęknął, łącząc się ze Snapem w zadziwiającym tańcu bioder. Rytm zmieniał się, gdy dwaj mężczyźnie ruszali się zmysłowo. Wirowanie zmieniło się w lekki ruch, a następnie w coraz mocniejsze, pewniejsze ruchy, które, mimo nasilenia, i tak nie wystarczały.
Wilgotna ręka objęła Harry'ego i owinęła się na jego penisie, za co chłopak był dozgonnie wdzięczny. Gładzenie doskonale synchronizowało się z pchnięciami i wkrótce połączone ruchy przyniosły niezwykłą przyjemność, iskry pożądania, które wędrowały do penisa i jąder Harry'ego.
- Proszę pana... profes... Severus! Ja... - głos Harry'ego załamał się, gdy chłopak doszedł i rozlał się w dłoń owiniętą wokół jego przyrodzenia. Mięśnie zacisnęły się na twardości poruszającej się w szaleńczym tempie. Poddał się bezwładnie, gdy został pchnięty na materac i wypiął się do tyłu, czując, że Snape szczytuje. Przyjemne ciepło rozlało się wewnątrz niego, wypełniając go niczym uspokajający balsam. Jęknął cicho i zapadł się w miękkość materaca. Ukłucie zadowolenia zrodziło się w jego piersi, kiedy znajomy ciężar nachylił się, przykrywając go. Lekki pocałunek sprawił, że zadowolenie wpełzło na jego usta.
Po zdecydowanie zbyt krótkiej chwili wytchnienia, Snape uniósł się i chwycił różdżkę. Szybkie zaklęcie czyszczące sprawiło, że mimo ogromnego wycieńczenia, poczuli się, jak nowonarodzeni, leżąc w poświacie nocy. Harry przyczołgał się i ułożył wygodnie, kładąc głowę na poduszce i spoglądając na - jak mu się zdawało - Snape'a, który patrzył na niego zupełnie inaczej, niż przez siedem lat łypania na niego groźnie.
Snape pokiwał głową, westchnął i przysunął się do Harry'ego. Obydwoje leżeli w ciszy dopóki chłopak nie prychnął.
Snape podniósł wzrok.- Co?
Harry uśmiechnął się szelmowsko. - Biorąc to wszystko pod uwagę, powinienem ci chyba podziękować za zrobienie tego Serum Pożądania. Znaczy... to przywiodło nas ...tutaj, prawda? - Harry zanurkował pod ramię Snape, kładąc głowę na jego klatce, jak gdyby chciał pokazać o jakim " tutaj" mówi.
Mężczyzna stężała na moment, zanim burknął coś od niechcenia i otulił Harry'ego ramionami.
- Ale powinieneś sprawdzić, czy jeszcze jest dobre - zaproponował chłopak.
Snape pozwolił sobie na warknięcie umiarkowanego zaciekawienia.
- Przestało działać zastraszająco szybko, nie?
Kolejne warknięcie.
Harry zachichotał. - Następnym razem to ty powinieneś to zażyć. Potrzebujesz rozluźnienia znacznie bardziej niż ja.
Snape wstrzymał oddech na chwilę zanim westchnął. - Nie bądź śmieszny. Zdążyłbym cię zabić z dziesięć razy do tej pory. Ale jeśli się nie zamkniesz i nie pójdziesz spać, może jeszcze się skuszę.
Harry parsknął i wtulił się mocniej w mężczyznę. - Dobranoc... Severusie. - Westchnął.
Odpływając w krainę snów chłopak pomyślał, jakim był szczęściarzem zostając kapitanem drużyny. Może przejdę na profesjonalizm? - rozmyślał.
***
Snape głaskał głowę leżącą na jego ramieniu, wsłuchując się jak z każdą chwilą oddech chłopaka staje się coraz wolniejszy. Gdzie to wszystko nie poszło zgodnie z planem? Przecież to było genialne! Przekonać chłopaka, że wziął groźny eliksir i pozwolić mu zrobić z siebie głupka, kiedy wierzył, że robi to pod wpływem eliksiru. Pozwolić mu na upokarzanie się w nieskończoność, pod płachtą wrażenia, iż nie może się powstrzymać. A później, gdy nastanie koniec, ujawnić złowieszczą tajemnicę.
Odświeżacz do ust.
Chłopak byłby zmuszony przyznać się do swoich poczynań, byłby zupełnie przerażony, że popełnił je z własnej, nieprzymuszonej woli i zwiałby czym prędzej z komnat Snape'a.
Jakimś cudem ten plan zawiódł.
Udaremniony. Pokrzyżowany raz jeszcze przez Chłopca, Który Przeżył.
Severus westchnął ciężko. Koleje jego losu. Teraz jednakże, nie był w nastroju, żeby się z tego powodu wściekać.
Poddając się wymaganiom miłości, Czarny Charakter zatopił się w cieniach nocy.
Dorwę cię następnym razem Potter. Następnym razem.


Koniec.





Autorka wykorzystała: "Another brick in the wall" i "The trial" zespołu Pink Floyd. "My mistress' eyes…" to sonet Szekspira, który pozwoliłam sobie przetłumaczyć, z drobną pomocą, i przekształcić, dopasowując do konwencji monologu Harry'ego. Pisownia "Bóg" z małej litery był całkowicie zamierzona, zarówno ze strony mojej jak i ze strony autorki.
*Cycki Murzynki to ja wiadomo ciasto. W oryginale Malfoy obwołał się Królem Spotted Dick(jakże wiele mówiąca nazwa), który jest nazwą angielskiego puddingu.



Komentarze
mordeczka dnia padziernika 19 2011 10:42:29
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

mary madness (myxomatosis1@o2.pl) 12:36 24-11-2006
Tlumaczenie swietne, co mam wiecej powiedziec? Czytalam to opowiadanie juz ze trzy razy ale i tak dalej zasmiewam sie do lez przy ulubionych fragmentach. smiley
fefe (Brak e-maila) 21:53 16-05-2008
ciekawe
Alumfelga (Brak e-maila) 23:41 06-07-2010
Dzięki za przetłumaczenie, w przeciwnym razie nigdy bym nie przeczytała tego ff. Harry jako Szwajcaria Hogwartu wymiata smiley
Pozdrawiam i życzę dalszwgo świetnego doboru tekstów.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum