The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Grudnia 22 2024 03:58:05   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Jeżeli jesteś gotowy 13
Rozdział trzynasty: Powrót do zdrowia



Eliksir parzy mój przełyk, pali żołądek i rozprzestrzenia się po całym ciele. Przestaję drżeć. Nie mogę się ruszyć. Prześcieradło pode mną, koc, którym jestem owinięty wypalają moją skórę. Jeśli się poruszę... jeśli będę oddychał... umrę. Ciemna, przezroczysta postać wślizguje się do pokoju i zatrzymuje przede mną. Obserwuje mnie, czeka na mnie. Mnóstwo rąk. Dotykają, parzą, rozrywają. Krzyczę i nawet mój krzyk pali bólem. Chcę umrzeć. Kwas wypala moje usta, wybucha płomieniem, gdzie chwilę przedtem inny płyn spalił na popiół mój żołądek. Głosy piszczą w moich uszach. Przewracam się na bok. Ból. Nie mogę się ruszyć. Nie mogę oddychać. Otwieram oczy.

To on. Przezroczysty. Czarny. Cień. Śmierć.

- Severus?


Budzę się nagle i z przyzwyczajenia nasłuchuję jego oddechu. Jestem lekko zaskoczony, że znajduję się na łóżku. Później przypominam sobie, że przyszedłem do niego, kiedy bolała mnie blizna. Ale... obudziłem się już od wtedy.. prawda?

Tak. Pamiętam jak przyglądałem mu się, gdy spał. Obudziłem się w jego łóżku i patrzyłem na niego godzinami. Słuchałem jego oddechu. Starałem się powstrzymać się od dotykania go. Odgarniania włosów z jego twarzy. Poza dwoma cienkimi liniami nie ma śladu, że jego usta są zazwyczaj wykrzywione w drwiącym uśmiechu. Jego oczy zamknięte i zrelaksowane. Delikatne. Chciałem go pocałować...

O, boże. Pocałowałem go. I kochałem się z nim. Ze Snapem.

Nagła realizacja jest dla mnie szokiem i zaczynam się zastanawiać, czy to się naprawdę stało. Pamiętam łazienkę. Mokry, przykryty tylko ręcznikiem Snape. I pocałował mnie. Ja też go pocałowałem, ale on pocałował mnie w odpowiedzi. Boże, czy mi się to śniło? Jego usta, jego język, jego ręce wszędzie na moim ciele. Ręce wszędzie na moim ciele.

Voldemort.

Przebiega przeze mnie dreszcz. Ciasto. Świstoklik. Lądowanie w ciemnościach. To nie był tamten loch. To był inny loch - albo piwnica? Wylądowałem i chciałem otworzyć kufer, żeby wyciągnąć różdżkę i zapalić pochodnie. Głosy. Od razu wiedziałem. Nie mogłem znaleźć różdżki. I było za późno.

Znienacka jestem zbyt przestraszony, żeby otworzyć oczy. Nie chcę wiedzieć, gdzie jestem. Pamiętam ból. Pamiętam - boże - ręce, które mnie dotykały, drapały, rozdzierały. I chciałem tego. Coś musiało być w cieście. Było zatrute. Voldemort patrzył się na mnie i śmiał, kiedy wiłem się z potrzeby po podłodze.

Ale uciekłem, prawda? Wydaje mi się, że przybyłem do Hogwartu. I ból. Glizdon magicznie przymocował kufer do mojej ręki. Mój kufer zabrał mnie z powrotem do Hogwartu. Ręce. Zabijały mnie. I... on nie żyje.

Jego duch mnie obserwuje. Pamiętam jak się na mnie gapił. Był tutaj. Nie żyje. Czekali na niego, kiedy się aportował. Czekali, żeby go zabić. Nadal tu jest? Boże. Wydaje mi się, że słyszę jego głos i zmagam się z sobą, żeby otworzyć oczy. Słyszę jak sam pojękuję i jak ktoś wypowiada moje imię. To chyba Dumbledore. W końcu udaje mi się otworzyć oczy i rozejrzeć dookoła, by sprawdzić, czy nadal tu jest, obserwuje mnie. Jego duch. Widzę białą, zamazaną postać Dumbledore'a, ale nie ma Snape'a. Znowu zamykam oczy. Jeśli go tu nie ma, nie chcę się obudzić. Już nigdy nie chcę się obudzić.

Biorę głęboki oddech i staram się zmusić, żeby zasnąć. Moje gardło zamyka się na krzyku, który usiłuję przełknąć. Wydostaje się jednak na zewnątrz jako przerywany pisk. Zabili go. Dumbledore znowu mówi moje imię; nie chcę go tutaj. Sam nie chcę tu być. Chcę być z nim. Nie żyć.

- Harry czy coś cię boli?

Jego głos. Snape. Moje serce kurczy się i walczę o oddech. Boję się otworzyć oczy. Boję się, że go tu nie będzie. Że znowu będzie. Przezroczysty. Jak duch. Nieżywy. Zakrywam głowę dłońmi. Chcę z nim porozmawiać. Chcę coś powiedzieć. Ale nie chcę, żeby Dumbledore usłyszał. Nie chcę, żeby Dumbledore wiedział.

- Tak bardzo mi przykro. - Szepcę, mając nadzieję, że mnie usłyszy. Mając nadzieję, że dyrektor nie. - Proszę, nie zostawiaj mnie tutaj.

***

- Harry, jesteś teraz w Hogwarcie.

Dumbledore mówi jak do dwuletniego dziecka. Chłopak nie daje znaku zrozumienia. Dalej szepce do swoich dłoni, ale nie rozumiem co. Spoglądam na dyrektora, który marszczy brwi w trosce. Uświadamiam sobie, że chłopaka nic nie boli. Zwariował. Jeszcze żyje.

Zamykam oczy i wciskam się w kąt. Naiwnie trzymałem się nadziei, że wyjdzie z tego, może trochę roztrzęsiony, ale bez szwanku. Pomimo wszystkich faktów, oczywiście. Potężniejsi czarodzieje przeszli przez mniej, a wylądowali na długich wakacjach w Świętym Mungo. Ja, tak samo jak wielu innych idiotów, nieświadomie założyłem, że Harry Potter jest niezwyciężony. Muszę poradzić sobie z wiedzą, że nasz super-bohater jest tylko człowiekiem.

- Kto nie żyje Harry? - Pyta Dumbledore, więc otwieram oczy. Starzec garbi się nad chłopakiem. Potter potrząsa energicznie głową i przekręca się, ukrywając twarz w poduszce. Mój żołądek znika. Więc, zabił Pettigrew.

Nie wiem, czy powinienem czuć ulgę, że jest na tyle świadomy, by mieć wyrzuty sumienia. Jestem rozdarty miedzy żalem a nieokreślonym podziwem. Trzeba być potężnym czarodziejem, żeby zabić. Oczywiście większość czarodziejów nie byłaby na tyle głupia, żeby spróbować. Pomijając Azkaban, mrok jaki wypełnia po tej zbrodni człowieka doprowadza do szału. Nawet Śmierciożercy nie użyją klątwy, chyba, że będą do tego zmuszeni. Jest wiele innych sposobów, żeby zabić, które mają zdecydowanie mniej efektów ubocznych.

Jeżeli zabójstwo spowodowało, że jeszcze kontaktuje się ze światem, to może jest szansa, żeby z tego wyszedł. Z drugiej strony, jeżeli do tej pory tylko balansował na granicy stabilności, to zastanawiam się, czy będzie miał wystarczająco dużo siły, żeby wyzdrowieć. Dochodzi do mnie, że teraz równie dobrze możemy szturmem otoczyć Voldemorta i zabić go. Sam bym to zrobił, uwalniając chłopaka od cierpienia.

Nagle przytłacza mnie chęć znalezienia się w zacisznej ciemności mojego lochu.

Pomfrey wpada do pokoju, rzucając Dumbledore'owi spojrzenie ociekające dezaprobatą. - Co się stało Albusie? - Spogląda w stronę chłopaka, który popłakuje w poduszkę. Głaszcze go delikatnie, szepcąc uspokajająco. - Harry, kochanie. Weź to. Od razu poczujesz się lepiej. - Podaje mu środek nasenny.

Przełykam drwiące warknięcie. Jak długo będą go usypiać, zanim pozwolą mu stawić czoła rzeczywistości? Odsuwanie nieuniknionego nie oznacza, że będzie ono łatwiejsze do zaakceptowania. Chłopak przyjmuje rozwiązanie Pomfrey, a później przekręca się na bok, twarzą do mnie. Jego oczy błyszczą zaczerwienione. Pociąga nosem. Widzę jak zaciska oczy, twarz wykrzywia się w grymas. Wyobrażam sobie, że próbuje od siebie odsunąć obraz martwej twarzy Petera. Bierze głęboki oddech, a jego twarz relaksuje się.

- Poppy zostaniesz z nim, dopóki Syriusz nie wróci?

- Oczywiście. - Odpowiada.

Spojrzenie mężczyzny zatrzymuje się na mnie i załapuję, że mam iść z nim. Wychodzę z kąta, ostatni raz spoglądając na chłopaka, który zapadł w narkotyczny sen. Powstrzymuję falę zaniepokojenia. Nic nie mogę dla niego zrobić. Poczekam do chwili, kiedy te jelenie uzmysłowią sobie, że kiedyś on będzie musiał się obudzić.

***

Wychodzę z kominka, rzucam przeklętą pelerynę i siadam w tym krześle, przyzywając butelkę brandy. Oferuję trochę Dumbledorowi, który chwilę po mnie opuszcza kominek. Odmawia. No i dobrze, więcej dla mnie. Wychylam głęboki łyk ze szklanki.

- Za dwa dni będzie spotkanie Severusie. Będziemy usprawniać system bezpieczeństwa zamku. Ale przedtem, muszę przenieść chłopaka ze skrzydła szpitalnego. Nikt go nie może zobaczyć. Jeżeli nie masz nic przeciwko, chciałbym, żeby został tutaj z tobą. Myślę, że dobrze mu zrobi przebywanie w miejscu, w którym czuje się dobrze.

Kiwam głową i jestem prawie wdzięczny, że dyrektor nadal ufa mi na tyle, by pozostawić pod moją opieką swój bezcenny nabytek. Ostatnim razem chłopak o mało przeze mnie nie umarł; nie wspominając już o tym, że go przeleciałem - ale przecież starzec wcale nie musi o tym wiedzieć.

- Zabezpieczę twoje komnaty. Z chwilą, kiedy chłopak będzie w środku, zapieczętuję je. Jeżeli ktokolwiek będzie tu czegokolwiek szukał, zastanie pusty pokój, lustrzane odbicie salonu. Wy dwoje będziecie nie do zlokalizowania. Oczywiście, zostaniecie zamknięci od zewnątrz, przynajmniej dopóki będę pewny, że zabezpieczenie zamku jest wystarczające. Możesz dać mi listę rzeczy, które wydaje ci się, że będą ci potrzebne.

Pierwsza rzecz jaka przychodzi mi do głowy to chlanie. Dużo chlania. Staram się wyciszyć swój gniew. Chłopak kolejny raz jest więźniem. Tak samo jak ja.

Mówi dalej - Sam też powinieneś zabezpieczyć komnaty. Wymyślę jakiś system komunikowanie, jeżeli któryś z nas potrzebowałby drugiego. Mądrym posunięciem byłoby, żebyśmy nie mówili o tym chłopakowi. O niczym. Im mniej mu powiemy, tym mniej Voldemort będzie w stanie się dowiedzieć.

- Więc podejrzewasz, że Voldemort znalazł nas przez sen chłopaka?

Ucieka spojrzeniem i widzę jak przygotowuje doskonale wywarzoną odpowiedź. - Podejrzewam, że przez jego połączenie z Harrym, jest w stanie określić jego miejsce pobytu i wiele innych rzeczy. Ukrywanie Harry'ego wydaje się bezsensowne, jeżeli Voldemort nadal współpracuje z dementorami. Natomiast zmylenie lokacji chłopaka pomoże nam uchronić go od niebezpieczeństwa. Nadal jest mnóstwo informacji, których nie mam na temat związku między nimi. To nie jest precedens, aczkolwiek jestem pewien, że Voldemort nie ośmieli się tknąć chłopaka, póki jestem w Hogwarcie. Pozostałe środki ostrożności mają nas zapewnić, że jeżeli Czarny Pan ma szpiegów w naszym otoczeniu, to nie będą oni w stanie pomóc mu w niczym co jest związane z Harrym.

- Jak długo masz zamiar to robić Albusie? - Pytanie wylatuje z moich ust gnane falą długo tłumionej wściekłości w imieniu chłopaka.

Unosi brwi. Jego oczy poszukują moich. Odwracam wzrok. - Boisz się, że nie wyzdrowieje.

Prycham drwiąco. - Boję się Albusie, że pracując ciężko, starając się utrzymać go przy życiu, rabujemy go z możliwości życia. Jeżeli ma on być zamknięty przez cały czas przeznaczony mu na ziemi, możemy równie dobrze od razu go zabić. A żeby mu wszystko jeszcze bardziej skomplikować, utrzymujemy go przy życiu, żeby później móc zwalić odpowiedzialność za zabicie jednego z najpotężniejszych czarodziejów naszych czasów na jego drobne ramiona. I jaką dostanie nagrodę, jeżeli w ogóle mu się uda? Sam też zginie. Genialnie.

- Zgadzam się z tobą Severusie. To niesprawiedliwe.

- Z całym szacunkiem Albusie, ale "niesprawiedliwe" nie jest nawet dobrym początkiem, żeby to określić.

- To jego przeznaczenie Severusie.

Drwię. Ale teraz powiedział. - A niby kto tak powiedział? Być może jego przeznaczenie byłoby inne, gdybyśmy pozwolili mu sobą kierować.

Moje insynuacje ranią go. Od razu żałuję, że się wypowiedziałem. Wzdycha. - Czy wiesz dlaczego Voldemort wybrał syna Jamesa do swojego eksperymentu?

Nie chcąc przyznać się do swojej niewiedzy, unoszę brew i czekam aż mi powie.

- Lord Voldemort jest ostatnim żyjącym dziedzicem Salazara Slytherina.

Tak. To wszystko wyszło na jaw na drugim roku Pottera. Mała bajeczka o chłopcu zwanym Riddle. Kolejna zagrażająca życiu sytuacja, w którą wpędził się Potter i cudem zdołał z niej wybrnąć. I, odkąd James nie żyje, Harry jest ostatnim dziedzicem Godryka Gryffindora. Jestem zniesmaczony, że nie odkryłem tej zależności wcześniej.

- Wybierając Pottera Voldemort zapewniłby, że linia Gryffindora nie przetrwa. - Mówię beznamiętnie. A że Potter jest ciotą i tak by nie miała kontynuacji. Prawie zaczynam się śmiać ze swoich wniosków. W zamian prycham drwiąco.

- Dokładnie.

- Z tego co mówisz wynika, że chłopak musi walczyć z dziedzicem Slytherina, ponieważ jest dziedzicem Gryffindora. Oczekuje się od niego zakończenia trwającej wieki, niedorzecznej bitwy, tylko z powodu jego korzeni? Naprawdę. Nie skończyliśmy jeszcze z głupiutkimi waśniami między domowymi?

Unosi brew. We własnym sumieniu przyznaję się do hipokryzmu i wysyłam mężczyźnie rozwścieczone spojrzenie. Nie wycofam się z tego, co powiedziałem. To absurd. Uświadamiam sobie jednak, że jakikolwiek absurd to by nie był, Voldemort już rozpoczął swoją walkę.

- Aczkolwiek zdarzyło się cos nieprzewidzialnego. Widzisz, kiedy zaklęcie zabijające zwróciło się przeciwko Voldemortowi, część jego mocy, dokładnie te odziedziczone w linii Slytherina, zostały przekazane chłopakowi. Niespodziewanie, Harry jest dziedzicem i Gryffindora i Slytherina. Voldemort zauważył to jednakże i zareagował. Krew chłopaka krąży w jego żyłach. Obydwoje, w istocie, są sobie równi.

Równi. Może i bym się roześmiał, gdyby te słowa nie wyszły z ust najbardziej szanowanego czarodzieja w Anglii. Ten facet naprawdę zwariował. - Albus, jakoś nie mogę zrozumieć jakim cudem szesnastoletni chłopak, który nie jest nawet w pełni wykwalifikowanym czarodziejem, może być uznanym za równego najpotężniejszemu Czarnemu Panu od stu lat. Ach, i nie zapominajmy o takim maleńkim szczególe jak nieśmiertelność Voldemorta, która raczej przechyla szalę zwycięstwa na jego korzyść.

Jego oczy robią się czarne. Strzelam focha i popijam brandy.

- Co do młodości Harry'ego masz całkowitą rację. Ale w przyszłym roku będzie miał siedemnaście lat i stanie się pełnoletni. Co do tego, czy nieśmiertelność Voldemorta sprawia, że jest silniejszy, to Severusie, jest już kwestią postrzegania. Powiedziałbym, że zdolność chłopaka od miłości powoduje, że to on jest tym silniejszym.

Prawie dławię się ze śmiechu. Miłość, dobre sobie. Miłość z pewnością nie uchroniła go od śmierci ostatnim razem.

Kwestia postrzegania. Och, pie*prz się.

Stary głupiec podśmiewa się z mojego zdegustowanego wyrazu twarzy. Błysk rozbawienia w jego oczach znika szybko zamieniając się w refleks znużenia, często dostrzeganego ostatnimi czasy. Przez przerażający moment zastanawiam się ile więcej ten człowiek będzie w stanie wytrzymać, zanim się podda. Jedna walka ze złem w ciągu życia wystarczy. Mężczyzna toczy już trzecią. Przestaję podążać tym tokiem, nie mogąc sobie wyobrazić świata bez niego. Nie chcę próbować. Bądź co bądź, jeżeli nie jemu, to komu byłbym dozgonnie wdzięczny.

Podnosi się z westchnięciem. - Od razu zacznę pracować nad zabezpieczaniem twoich komnat. Mam nadzieję, że jutro przeniosę tu chłopaka. Spróbuj trochę odpocząć Severusie. Wyglądasz okropnie.

Już chcę mu wygarnąć, że wcale nie wygląda lepiej, ale widzę, że oczekuje tego komentarza. Nic nie mówię, a on wchodzi do kominka i znika. Nalewam kolejną szklaneczkę brandy, walcząc z ochotą by napić się prosto z gwinta. Zostanę zamknięty w swoich własnych komnatach jak przypomnienie wakacji ze stukniętym Potterem.

Powracam do naszej ostatniej rozmowy. Wydaje się jak gdyby zdarzyła się w innym życiu. Uświadamiam sobie, że za każdym razem, kiedy próbuję pozbyć się chłopaka ze swojego życia, on zawsze znajduje drogę z powrotem. Gdyby chłopak nie został poddany wielu rundom tortur, z których jedna na pewno uwzględniała zawsze ulubiony gwałt grupowy, to zacząłbym się martwić, co się stanie, gdy zostaniemy odizolowani. Ale to wszystko się stało i najprawdopodobniej chłopak nie będzie chciał być tkniętym już nigdy więcej. Zatrzymuję pęd myśli, dziękując jeszcze raz, że przeleciałem go pierwszy. Przynajmniej wiedział jak to wszystko powinno wyglądać, zanim stał się ofiarą chorych impulsów, zgłodniałych władzy, podporządkowanych lizusów.

Zaciskam mocno oczy, próbując uspokoić ten pęd myśli. Podnoszę szklankę do ust, ale nagle jest mi niedobrze i nie mogę pić. Kąpiel. Później łóżko. Nie będę się przejmował tym, czy wyzdrowieje, czy nie. Ani tym, przez co przeszedł i czy sobie z tym poradzi. Wypchnę chłopaka z mojego umysłu, dopóki nie nadejdzie taki czas, kiedy będę mógł wkraść się do jego głowy i przywrócić go światu.

Nie chcę wiedzieć, co mogłoby się stać, gdybym zawiódł. Nie mogę sobie na to pozwolić.

***

Otwieram oczy i spostrzegam ciemną postać siedzącą w nogach łóżka, czarna głowa objęta bladymi palcami.

- Profesorze?

Głowa unosi się. - Nie. To ja... Syriusz.

Oczywiście. Snape nie żyje, przypominam sobie nagle. A ja tak. Syriusz przyciąga swoje krzesło bliżej szczytu łóżka. Widzę wymuszony uśmiech na jego twarzy. Łapie moją dłoń i ściska ją. Skupiam się na dotyku, starając się odepchnąć od siebie ochotę do płaczu. Przepraszam cicho za to, że pomyliłem mojego ojca chrzestnego z jego śmiertelnym wrogiem. Pomyłka byłaby śmieszna... tylko, że nie jest. Snape nie żyje. A ja nadal jestem chłopcem, który przeżył.

- Jak się czujesz? - pyta.

Pozbawiony nadziei. Jest mi niedobrze. Jestem samotny. - Chce mi się pić.

Nalewa mi szklankę wody z dzbanka stojącego obok łóżka. Siadam. Moje gardło nie chce przełykać. Wypluwam wodę z powrotem do szklanki. - Co dzisiaj za dzień? - mówię z trudem.

- Wtorek rano. Byłeś nieświadomy przez prawie pięć dni. - Kiwam głową. To by tłumaczyło dlaczego czuję się jak ołów. - Dumbledore powiedział, że wczoraj przebudziłeś się na moment. Przepraszam, że mnie tu nie było. Wyszedłem na chwilkę. Już nie to poczucie czasu. - Śmieje się lekko, a ja staram się uśmiechnąć. Mój uśmiech wygląda bardziej jak grymas. Przestaję próbować.

- Znaleźli ciało? - Szepce, koncentrując się na piciu, żeby zamaskować obezwładniające mnie uczucia. Udaje mi się przełknąć trochę, zanim spoglądam na Syriusza, który wygląda na zaskoczonego. Jego wyraz twarzy zmienia się w ten, który wygląda jak przegrana, więc biorę głęboki oddech, przygotowując się na odpowiedź.

- Tak... ale Harry.. nie chcę, żebyś o tym myślał, dobrze? Musisz... wyzdrowieć i... Słuchaj, on na to zasłużył. Cokolwiek się stało.

Ogromny ciężar, który siedział w mojej klatce odkąd się obudziłem, przeistacza się w płyn i napływa do moich ust. - Jak... - Zaczynam drżeć. Nie ważne jak bardzo nienawidził Snape'a, nikt nie zasługuje na to, by umrzeć. Nie w ten sposób. - Jak mogłeś to powiedzieć? Jak mogłeś w ogóle tak pomyśleć... - Łzy spływają po policzkach, zanim mogę powstrzymać. Chcę go uderzyć. Mój ojciec chrzestny. Zaciskam pięści i opadam na materac.

- Przepraszam Harry. Nie powinienem był...

- Idź sobie. - Mówię szeptem, obawiając się, że jeżeli powiem głośnie, zacznę na niego wrzeszczeć.

- Harry...

Odwracam się i przyciskam twarz do poduszki. Nagle mam ochotę powiedzieć mu o wszystkim, co zaszło między mną a jego dziecięcym wrogiem. Chcę mu powiedzieć, że to Snape był przy mnie, kiedy jego tam nie było. Chcę mu powiedzieć jak bardzo kocham mężczyznę, którego on nienawidzi. Chcę go skrzywdzić. - Wynoś się. Proszę.

Słyszę jak się podnosi i wychodzi z pokoju. Kiedy tylko dochodzi do mnie klikniecie drzwi, krzyczę w poduszkę, przywołując całą energię jaką posiadam. Znowu płaczę. Nie obchodzi mnie to. Nie chcę robić nic innego. On nie żyje. Jak moi rodzice. Jak Hagrid. Jak Cedrik. Jak wielu innych umrze przeze mnie?

Słowa Voldemorta wracają:

Harry Potter .Powinienem ci podziękować za pomoc w odnalezieniu mojego raczej nieuczciwego przyjaciela ze Slytherinu. Obawiałem się, że być może już nigdy nie będę w stanie go dopaść. To byłaby nieoszacowana strata. Na szczęście, wygląda na to, że jest on tak drogi twojemu sercu jak i mojemu. Nie martw się Harry. Niedługo zobaczysz swoją miłość. Śmiem twierdzić, że to kwestia godzin.

Voldemort wiedział. Nie wiem, skąd się dowiedział. Mój sen. To nie był sen. Ani wizja. Znalazł mnie. Znalazł Snape'a... Severusa. Jego imię to Severus. To było jego imię. Zabili go. A ja przeżyłem. Znowu.

Nie mogę już więcej płakać. Czuję się jakbym zawisł w niekończącym się szlochu. Nie mogę nabrać oddechu i pozbyć się odczucia jakbym się dusił. Staram się nie myśleć o ty, co się stanie, kiedy już sta wyjdę. Albo jakie będzie moje życie bez niego.

Przewracam się na bok, wycierając twarz w prześcieradło. Zaczynam się zastanawiać, gdzie teraz jest. Dochodzi do mnie, że jego duch nie był jak pozostałe duchy z Hogwartu. Nie był blady, tylko ciemny i zaciemniony. Nie chcę wiedzieć, co to może oznaczać. Skupiam się na myśleniu, czy kiedyś wróci. Mając nadzieję, że wróci, choćby tylko na chwilę. Ucieka mi pełne drwiny prychnięcie, gdy uświadamiam sobie, że chcę być prześladowanym przez mistrza eliksirów. Wyobrażam sobie, jak podąża za mną korytarzami. Krzywiąc się na wszystkich. Byłby bardziej przerażający niż Krwawy Baron. Może nadal mógłby uczyć. Jak Binns.

Słyszę jak uchylają się drzwi. Spinam się w sobie. - Harry? - To Dumbledore.

Przewracam się na plecy i otwieram oczy. Zaklęcie zamyka drzwi, a ja siadam, zastanawiając się po co. Podchodzi do mnie - białe i purpurowe plamki stają się coraz wyraźniejsze. Mrużę oczy, próbując mu się lepiej przyjrzeć i zastanawiam się przez chwilę, czy w świecie czarodziejów są okuliści. Nie patrzy na mnie. Patrzy przeze mnie. Oglądam się, żeby zobaczyć na co patrzy.

- Severusie. - Mówi, a mój żołądek znika. Jak szalony wpatruję się w miejsce, w które patrzy się dyrektor, prawie oczekując, że zmaterializuje się tam czarna, rzucająca gniewne spojrzenia chmura. - Mógłbyś..

Ciężkie westchnięcie dochodzi moich uszu z rogu. Duchy nie wzdychają, prawda? Moje serce łomoce z hukiem. Obserwuję jak ściąga z siebie moją pelerynę. Moje gardło zaciska się; jestem obezwładniony ogromna ilością sprzecznych odczuć, które moja głowa staje się nazwać.

Dezorientacja. Ulga. Szczęście. Poniżenie. Miłość. On żyje.

To zbyt wiele, ku mojemu zaskoczeniu zaczynam płakać - jak dupek, którym okazało się, że jestem.

***

Zszokowany patrzę jak Black błyskawicznie wypada z pokoju. Prawie współczuję kretynowi. Uczucie jest jednakże tak nieznaczne jak gniew do chłopaka za to, że zachował się niewdzięcznie w stosunku do osoby, która uratowała jego tyłek. Oczywiście, Black też nie wykazał się taktem mówiąc tak lekko o śmierci Pettigrew. Ale ten wredny gryzoń zabił rodziców chłopaka. Potter powinien o tym pamiętać.

W chwili, kiedy zamykają się drzwi chłopak zaczyna krzyczeć w poduszkę, waląc ręką w łóżko. Krzyk przeistacza się w skomlenie. Jestem zaskoczony i zafascynowany tym, że zostałem świadkiem prywatnego wybuchu tak gwałtownych emocji. Niepohamowanych i czystych. Przerażające.

Powinienem się wstydzić tego, jak bardzo cieszy mnie ukrywanie się i zwykłe obserwowanie. Bez problemu mógłbym do końca życia przesiedzieć pod tą przeklętą peleryną, niezauważony przez nikogo. Zdaję sobie sprawę, że wiele osób byłoby z tego bardzo zadowolonych. Jako że nie przywykłem do uszczęśliwiania innych, odsuwam od siebie tę myśl. Jeżeli chłopak wyzdrowieje, będę musiał ją oddać. Peleryna niewidka to niebezpieczna sprawa dla takiego samotnika. Nie wspominając o podglądaczach.

Po kilku momentach jego pochlipywanie ustaje, więc jestem przekonany, że zasnął zmęczony płaczem. Odwraca się w moją stronę, wycierając zaczerwienioną, spuchniętą od emocji twarz. Jego zielone oczy są nawet bardziej magnetyzujące przez czerwone obramowanie. Jestem rozdarty pomiędzy ryzykiem zostania spostrzeżonym i uspokojeniem go a ucieczką do pozbawionych sentymentalizmu ścian mojego lochu. Nie robię nic. Stoję wpatrzony w jego smutną twarz. Prycha drwiąco i lekki uśmiech muska kąciki jego ust. Jestem ciekawy, co go tam przywiodło.

- Harry? - Dumbledore wchodzi, zamykając drzwi zaklęciem i podchodzi do łóżka. Spogląda na mnie i kiwa głową na przywitanie. Zawzięcie kręcę głową, żeby mu zakomunikować, że wolałbym zostać niewidzialnym. Nie chcę sobie wyobrażać spojrzenia chłopaka, kiedy uświadomi sobie, że jego napad histerii miał widza. Powiedziałbym, że Potter umarłby z poniżenia. Ja zresztą wcale nie lepiej.

Jak zawsze, Dumbledore ignoruje moją desperacką prośbę. - Severusie. - Wskazuje ręką krzesło u boku chłopaka. Wzdycham, wysyłając mu zabójcze spojrzenie, innymi słowy, robię wszystko, żeby dać znać mężczyźnie, że go nienawidzę. A on nawet nie mrugnie. Zresztą chłopak też, mrużąc oczy i wpatrując się w miejsce, gdzie stoję z przerażaniem wyrytym na twarz. Wzdycham przygnębiony i zdejmuję pelerynę.

Chłopak szeroko otwiera usta, a ja odwracam spojrzenie. Cholera. Jestem zboczeńcem. Podglądaczem. Na swoja obronę mam to, że zabroniono mi, abym został spostrzeżony. Zrobiłem to wszystko z troski o dobro Pottera. Przecież nie patrzyłem jak się onanizował. Ale jakimś cudem, nie wydaję mi się, żeby on na to spojrzał w ten sposób. Opadam na krzesło, odsuwając od siebie myśl, że mógłbym czerpać chorą przyjemność z patrzenia jak sobie dogadza. Jestem zdeprawowanym mężczyzną.

Słyszę dławiący szloch i powracam wzrokiem w jego stronę. No i dlaczego teraz się marze? Rozmyślam nad wydaje się niekończącym się zapasem łez. Prędzej czy później się skończy.

Wolałbym wcześniej.

Usuwam z mojej twarzy obrzydzenie i obserwuję jak stara się nad sobą zapanować. Gapi się na mnie, rzucając groźne błyski spod przymrużonych oczu. Dumbledore odchrząkuje, więc odrywam spojrzenie od Pottera, mając nadzieję, że on także wykaże się taką kurtuazją.

- Harry?

Chłopak potrząsa głową i spogląda na dyrektora. Relaksuję się troszeczkę.

- Jak się czujesz?

Bierze głęboki oddech i marszczy brwi. - Ja.. - Śmieje się cicho, patrząc na mnie. - Myślałem, że ty... znaczy... widziałem cię. Myślałem, że widziałem...

Gdyby chłopak kiedykolwiek posiadał zdolność do logicznego wypowiadania się, zmartwiłbym się, że jego mózg został nieodwracalnie zniszczony. Przegryza dolną wargę, a mi nagle przypomina się prawdziwy talent jego ust.

- Myślałeś, że mnie widziałeś. - Powtarzam.

- Byłeś tutaj. Myślałem, że... nie żyjesz. Ale żyjesz. - Śmieje się. - Jak widać.

- Przepraszam, że cię rozczarowałem Harry. - Mówię.

Szybko okręca głowę w moją stronę, usta otwarte, żeby zripostować, ale Dumbledore mu przerywa. - Harry, jeżeli czujesz się na siłach, obawiam się, że muszę zadać ci kilka pytań.

Z pewną niechęcią odwraca się w stronę Dumbledore'a. - Nie wiem jak wiele mogę powiedzieć dyrektorze. Znaczy, do tej pory myślałem, że profesor Snape jest duchem.

Mentalnie drwię z wyobrażenia, że jestem skazany na wiekuiste przebywanie na ziemskim padole. Nieznacznie zastanawiam się, czy to miałoby coś wspólnego z nawiedzaniem kątów w pożyczonej pelerynie.


Dyrektor, jak zauważam, odzyskał ten przeklęty błysk w oku. - Co sprawiło, że tak myślałeś? - Jego oczy rozbłyskują rozbawieniem i spojrzenie zwraca się ku mnie.

Potter marszczy nos. - Może... może to był sen. Pomyślałem...w nocy, kiedy tu dotarłem... - Spogląda na mnie. - Widziałem cię. Ale przez ciebie. Dziwne. Ja.. - Bierze głęboki oddech. - Boże, cieszę się, że żyjesz.

- Czy to mogło być spowodowane eliksirem Severusie? Wygląda na to, że cię widział. W końcu odezwał się do ciebie.

Pochrząkuję. - Tak. Gdybyś nie był chwilowo obłąkany, zapewne skusiłbym się, żeby zabrać punkty twojemu domowi za nazywanie mnie po imieniu. - Czerpię przyjemność z szoku chłopaka i jestem wdzięczny, że dyrektor nie widzi poczucia winy rysującego się na jego twarzy.

Dumbledore chichoce. - Tak, myślę, że w tym przypadku, możemy nie zważać na to małe wykroczenie. - Pochrząkuje i przyjmuje bardziej poważna pozę. - Harry, chcę, żebyś wiedział, że pomimo wszystko zrobię co mogę, żeby cię chronić. Ale musisz mi powiedzieć wszystko co wiesz o śmierci Petera Pettigrew.

Usta Pottera otwierają się szeroko. - On nie... - Jego ramiona zapadają się lekko i zaczyna bezmyślnie skubać koc. - On.. mi pomógł. Ocalił mnie.. widocznie Voldemort musiał... - Wzdycha ciężko. Spinam się w sobie, oczekując kolejnego ataku histerii. Nie nadchodzi.

Widoczna ulga rozlewa się na twarzy Dumbledore'a. Opadam na oparcie krzesła, mentalnie skreślając "morderstwo" z długiej listy rzeczy, których chłopak jest za młody by zrobić. Nagle uświadamiam sobie, że skoro chłopak nie zabił Pettigrew, jego wcześniejszy kryzys emocjonalny musiał być spowodowany myślą, że to ja nie żyję. Co oznacza, że myślał, że Black mówił o mnie. Co oznacza, że wyrzucił Blacka za drzwi. Dla mnie. Drwię bezgłośnie na ciepłe wrażenie rozpływające się po mojej piersi i odpycham od siebie ochotę, by pocałować głupiego chłopaka.

- Harry, nie martw się o to teraz. - Mówi Dumbledore sprowadzając mnie na ziemię z niczym nie zmąconej radości ze zwycięstwa.

- To o nim mówił Syriusz. - Rozmyśla na głos. - Boże.. on musi.. ale ze mnie kretyn. - Ukrywa głowę w dłoniach, zanim patrzy na mnie. - Dlaczego się ukrywałeś? - Jego wyraz twarzy jest naznaczony lekką nutka złości. Dumbledore wcina się, nim mam szansę odpowiedzieć.

- Poprosiłem Severusa, aby pozostał niezauważony. Syriusz sobie poradzi. Wytłumaczę mu to nieporozumienie. Ale na razie, chciałbym dowiedzieć się więcej o śnie, który miałeś w nocy przed schwytaniem.

Spojrzenie chłopaka opada na łóżko. - To.. to nie był sen, proszę pana. To było.. sam nie wiem dokładnie. Ale Voldemort znalazł mnie dzięki temu. On powiedział, że my.. że ja i on jesteśmy ... połączeni ze sobą. Jakoś. Nie wiem. Ale on wiedział.. różne rzeczy. Jak gdyby czytał z moich myśli. Wiedział, że profesor Snape był ze mną.

- Wiesz, skąd mógł się tego domyślić?

Patrzę na Dumbledore'a, którego twarz jest kompletnie neutralna. Moje oczy powracają do Pottera, który potrząsa głową. - On po prostu powiedział... Nie pamiętam. Może przez moją bliznę?

Wypuszczam niezauważalne westchnięcie ulgi. Chłopak nic nie wie. Lepiej dla niego, że pozostaje nieświadomy.

- Rozumiem. Czy pamiętasz coś jeszcze? Być może jakąś rozmowę? Coś innego, co powiedział Voldemort? Cokolwiek.

- W zasadzie nie, proszę pana. On... nie był tam przez cały czas. Było trzech Śmierciożerców, którzy ze mną zostali. Mieli maski, ale... Glizdogon tam był. Wie pan, on miał te rękę. I nie jestem pewien, ale jednym z nich był pan Malfoy, oceniając po głosie. Nie znam pozostałych. Voldemort powiedział... że planuje party...och... - Oczy chłopaka rozszerzają się, gdy uderza go ta myśl. - On, to było dziwne, powiedział, że będzie świętował swoją nieśmiertelność. Powiedział, że potrzebuje mnie, żebym mu pomógł albo cos takiego. - Potter spogląda na Dumbledore'a, który kiwa głową. - Proszę pana, ja byłem już oszołomiony, kiedy on tam dotarł. Znaczy, nie pamiętam. Zbyt wiele. - Spostrzegam jego zaciśnięte szczęki. Wie więcej niż chce powiedzieć.

- Rozumiem - mówi Dumbledore. Naprawdę rozumie. - Jeżeli jeszcze coś ci się przypomni, daj znać profesorowi Snape'owi. Obydwoje będziecie musieli powrócić do ukrycia na...

- Nie!

Odmowa chłopaka jest co najmniej niespodziewana. Przepływa przeze mnie nagła fala paniki, kiedy zaczynam się zastanawiać, czemu nie chce już być ze mną zamknięty.

Nieugięcie potrząsa głową, zanim znajduje głos. - Nie profesorze Dumbledore. Ja.. on... Voldemort znalazł mnie. Nie wiem jak, ale z pewnością może to zrobić jeszcze raz. Ja nie chcę.. On wiedział, że profesor Snape jest ze mną. Nie mogę... proszę. - Jego głowa jest spuszczona w dół, jak gdyby obawiał się spojrzeć na któregokolwiek z nas.

Dumbledore uśmiecha się smutno, a ja krzywię się drwiąco na altruistyczne ciągoty chłopaka. Dochodzi do mnie, że jego nie zainteresowanie sobą jest jedynie ukrytym instynktem obronnym. Jeżeli to, czego byłem świadkiem wcześniej jest jakimkolwiek poświadczeniem jego stanu emocjonalnego, spowodowanego tym, że umierają inni, ponieważ on sam jest wrogiem Voldemorta, całkowicie rozumiem jego pobudki. Rozumiem. Ale nie będę ich tolerował.

- Doceniam pańską troskę o moje bezpieczeństwo panie Potter. Ale prędzej zgniję w piekle niż pozwolę ci się zamęczać z tego powodu. Jeżeli zostaniesz sam z pewnością wywiniesz jakąś głupotę. Nie będę miał twojej śmieci na swoim sumieniu.

- A ja twojej na moim! - Jego oczy pobłyskują jego wcześniejszym nieposłuszeństwem.

- Harry, mogę cię zapewnić, że obydwoje ty i profesor Snape będziecie bezpieczni. Teraz, kiedy już wiemy, że Voldemort posiada środki, żeby cię wytropić, możemy się na to przygotować. Żaden z was nie opuści Hogwartu, a pewne środki ostrożności zostały już powzięte. Proszę cię, żebyś mi zaufał.

- Ja.. - zaczyna, ale nie dopuszcza do siebie końca zdania. - Nie mam wyboru, prawda?

- Przykro mi Harry. Obawiam się, że to jedyna droga, abym był pewny waszego bezpieczeństwa. - Potter masuje twarz rękoma i prycha. Dyrektor wstaje z krzesła. - Powiem Madam Pomfrey, że już wiesz, że będziesz się wypisywał.

- Musze porozmawiać z Syriuszem. - Mamroce.

- Porozmawiam z Syriuszem dzisiaj po południu. W tej chwili odzyskuje siły. Nie martw się Harry. On zrozumie. - Dumbledore uśmiecha się do chłopaka, który nawet na niego nie patrzy, a później odchodzi, by znaleźć Pomfrey. Znika w korytarzu prowadzącym do jej kantorka. Potter odrywa głowę i gapi się na mnie.

- Jeżeli coś się stanie... jeżeli umrzesz... - Potrząsa głową, patrząc na koc. - Nie będę w stanie sobie z tym poradzić. Nie.. nie będę...

- Potter zamknij się. Przestań się mazać. Nie mam zamiaru umierać. - Gniew w moim głosie jest oczywisty. Wiem, gdzie zmierza w swoim szaleństwie i na to nie pozwolę. - Los nie byłby tak pomyślny dla mnie. A nawet jeśli, jakimś szczęśliwym trafem, zginę, jestem pewien, że to przebolejesz - jesteś w końcu młody i odporny.

- Do jasnej cholery, nie rozumiesz, prawda? - Mówi przez zaciśnięte zęby. Jego poliki są zaczerwienione. Otwieram usta, żeby zganić jego brak kontroli, ale zaczyna przede mną. - Nie chcę być tutaj bez ciebie. Jesteś jedynym.. ty.. - Wypuszcza z siebie podirytowane mruknięcie i opada na poduszki. Przykrywa twarz dłońmi i próbuje się uspokoić.

- Ty mały, egoistyczny gnojku. Jest masa ludzi, którzy zamartwiają się o twoje dobro. Co Potter, zabiłbyś się? Przeze mnie? Świetny sposób, żeby odpłacić swoim rodzicom, którzy poświęcili swoje życie, żeby cię ratować.

- Zamknij się. - Jego głos jest niski i lodowato zimny.

- Że co proszę?

- Słyszałeś mnie.

- W rzeczy samej. Co z tobą Potter? Nie chcesz, żeby ci przypominano o poświęceniach, jakie inni dla ciebie powzięli? - Mówię sobie, żeby przestać, zostawić to w spokoju, ale jakaś część mnie idzie dalej. Ta część, która chce zabić jego desperację. Jego niezdrowe przywiązanie. - Oczywiście, nie chciałbyś kłopotać tej swojej ładnej główki odpowiedzialnością za tych, którzy za ciebie zginęli. Zapamiętam, żeby ci nie przypominać, że kolejny człowiek właśnie zginął, żebyś ty mógł przeżyć. - Słowa wylewają się z moich ust z niepokojącą płynnością. Wiem, że to tylko pół- prawda. Ze tak naprawdę, chłopak jest ofiarą tych wszystkich, którzy oddali za niego swoje życie. Cedując odpowiedzialność za odpowiedzialnością na jego barki. Niesprawiedliwie, zwracam swoje wzburzenie za jego życie właśnie na niego. Rozumiem czemu chce umrzeć. I ta część mnie, która patrzy jak kładę mu do głowy jego narzucone obowiązki też chce, żeby umarł.

- Ty chamie. - Wykrztusza z siebie.

- Prawie. - Wstaję, narzucając na siebie pelerynę, gotów, by wrócić do komnat. Staram się nie słyszeć, jak mnie wyklina, mówiąc do swoich dłoni. Powracam do swoich komnat, gdzie zamierzam zwymyślać sobie, że skopałem chłopaka, kiedy już był na samym dnie, a później, być może, uspokoić się na tyle, żeby być gotowym zrobić to jeszcze raz.

***

- Harry?

Otwieram oczy i zauważam Dumbledore'a, który się na mnie gapi. Musiałem zasnąć. Mój żołądek jest pusty i nie ma to nic wspólnego z tym, że nie jadłem od wieków. Zamykam powieki. Nie chcę robić nic innego jak spać, dopóki wszystkie szanse na to, że się z powrotem obudzę wyczerpią się.

- Gotowy?

Czy kiedykolwiek będę? Nie. Siadam; nogi zwisają mi z brzegu łóżka. Wstaję, ale od razu muszę usiąść, czekając aż moja głowa przestanie się obracać. Pustka mojego żołądka zostaje wypełniona mdłościami.

- Dostaniesz coś do jedzenia jak tylko dotrzemy do lochów.

Moja duma. Mój honor. Moje serce. Zbalansowany posiłek złożony z poczucia winy i wstydu, zmieszanych z odrobiną depresji. Normalnie nie mogę się doczekać. Wstaję ponownie, a Dumbledore podtrzymuje mnie za łokieć. Świat dookoła mnie to jedna, wielka wirująca plama. Potrzebuję moich okularów. To wydaje się takie banalne w porównaniu z rzeczami, które zdarzyły się w ostatnim tygodniu. Ale chodzenie na oślep jest jedną z tych, o których nie mogę przestać myśleć.

- Proszę pana, kiedy dostanę zastępcze okulary?

- A, tak. Obawiam się, że to będzie musiało poczekać do rozpoczęcia semestru Harry. W międzyczasie, z pewnością profesor Snape nie będzie miał nic przeciwko przygotowaniu dla ciebie eliksiru wyostrzającego wizję .Że tak powiem, będziecie mięli mnóstwo czasu. - Chichoce, a ja przełykam rozrastająca się pustkę.

Nie wiedziałem, że jest eliksir korygujący wady wzroku. Dochodzi do mnie, że ta wiedza pomogłaby mi nieraz na boisku. Wspomnienie Quidditcha pozbawia mnie wszelkich sił. Idea zagrania kiedykolwiek jeszcze sprawia, że robi mi się niedobrze, a to przeraża mnie nawet bardziej. Kocham Quidditcha, mówię sobie. To jedna z rzeczy, które trzymają mnie przy życiu. Jestem ogarnięty nieprzemożoną ochotą, by powrócić do spania, kiedy uświadamiam sobie, co jest tą drugą. Albo właściwie kto.

Cham.

Dumbledore prowadzi mnie do pustej klasy, a później do kominka. Rzuca proszek Fiuu w płomienie. - Komnaty profesora Snape'a. - Mówi, uśmiechając się. Podążam za nim, biorąc głęboki oddech i powtarzam cel podróży. Wytaczam się z jego kominka chwilę później i cudem udaje mi się nie upaść na twarz. Siedzi w swoim krześle, ale nie potrafię rozgryźć jego wyrazu twarzy. Nie odzywam się do niego. Podchodzę do innego krzesła i siadam. Nie sądzę, żebym był w stanie stać. Po chwili Dumbledore wychodzi z płomieni.

- No więc Severusie. Mam nadzieję, że masz już wszystko, czego potrzebujesz? - Wydaje mi się, że wyczuwam nutkę rozbawienia w jego głosie.

- To jeszcze nie wszystko jeśli chodzi o lato Albusie. - Odpowiada Snape gorzko.

- Nie. Oczywiście, że nie wszystko. Czegokolwiek potrzebowałbyś z kuchni, możesz to przywołać. To, co odeślesz, będzie przekierowane, więc nikt się nie domyśli skąd pochodzą talerze. Severusie, Harry'emu przydałby się eliksir na poprawę wzroku, jeżeli znalazłbyś czas. - Prawie zaczynam się śmiać, kiedy pomyślę jak kpiący ton Dumbledore'a musi na niego wpływać. Mogę sobie wyobrazić, jak wygląda jego twarz. Oczy zabijają spojrzeniem, usta ściśnięte w wąską linię.

Nie to, żeby mnie obchodziło jak wygląda. Nie obchodzi. To kretyn. Wredny i nienawistny kretyn.

- Znajdziesz dodatkowe łóżko w sypialni. Jeśli potrzebowałbyś czegoś więcej, wiesz jak się ze mną skontaktować Severusie. Harry, jeżeli będziesz czegoś potrzebował, powiedz profesorowi Snape'owi. Twój kufer już tu jest.

Snape prycha drwiąco, a ja mam ochotę czymś w niego rzucić. Jakieś zaklęcie najlepiej. Ale moja różdżka jest w kufrze, a nie dojdę do niego, dopóki nie będę widział. A nie będę widział, dopóki on nie uwarzy dla mnie tego przeklętego eliksiru, a sczeznę w piekle zanim poproszę go o pomoc. Nigdy więcej.

- Dobrze, jeśli nie macie pytań, to muszę już iść.

- Proszę pana. Niech pan powie Syriuszowi, że mi przykro. Że nie zasłużył na to, cokolwiek myślałem. - Jednego dnia zdołałem stracić Snape'a, Syriusza i Quidditcha. Powracam myślami do łóżka, o którym wspomniał Dumbledore, zastanawiając się co jest przeciwieństwem bezsenności.

- Nie martw się Harry. Pomówię z nim. Spróbuj cieszyć się resztą swoich wakacji, dobrze?

Kiwam głową, zwalczając gorzki śmiech. Cieszyć się resztą wakacji. Zajebista zabawa, być zamkniętym z mężczyzną, który uwielbia wkładać paluch w już i tak nie zagojone rany. Z mężczyzną, który usilnie mówi do mnie jak do jedenastoletniego dziecka, mimo że...

Nie. Nie będę o tym myślał.

Słyszę odgłos płomieni zabierających dyrektora. Panika zaczyna narastać w tej ziejącej chłodem dziurze, która niegdyś była moim sercem. Nie chcę być z nim sam. Nie w ten sposób. Czemu Dumbledore nie zostawił mnie w tym głupim lochu raz jeszcze? Gdzie nie musiałbym odpowiadać Snape'owi. Gdzie nie byłoby możliwości, że zabiję kogoś innego. Powiedział, że nie doceniam, że inni oddali za mnie życie. Chciałbym, żeby zrozumiał, że z przyjemnością oddałbym swoje, żeby oszczędzić ich. Cholernie ciężko jest czuć wdzięczność i poczucie winy. Ale on tego nie rozumie. Nikt nie rozumie.

Moja złość w stosunku do niego zmienia się w smutne rozczarowanie. To moja wina, że oczekiwałem, że będzie inny od wszystkich. Miał rację. Powinienem być wdzięczny. Bezgłośnie przeklinam się za to, że nie jestem w stanie się na to zdobyć.

- Powinieneś coś zjeść. - mówi cicho, zanim wstaje.

Tez wstaję. - Nie jestem głodny. Pójdę się położyć.

- Świetnie. Głoduj.

- Dziękuję. Właśnie to zrobię. - Ripostuję i próbuję szybko odejść do sypialni. Na nieszczęście moje efektowne wyjście traci na wymiarze, ponieważ muszę iść powoli jako że jestem ślepy i słaby. Czuję na sobie jego spojrzenie, gdy pokonuję pokój. Śmieje się. Jeżeli bóg by istniał, zabiłby go teraz. Gorąco uderzające na moja twarz, sprawia, że kręci mi się w głowie. Szybko siadam na podłodze i mówiąc do moich dłoni, życzę sobie nagłej śmierci.

Słyszę jak podchodzi do mnie. Kuca u mojego boku, podsuwając mi kanapkę pod usta. - Jedz ty głupi kretynie. Nie zemrzesz w moich lochach. - Wrażenie jego bliskości zagraża, że kolejny raz zamienię się w kupę skomlącego gówna. Zwalczam to w sobie, przyjmując od niego kanapkę. Moje dłonie dotykają jego i resztka samokontroli znika.

Upuszczam chleb i rzucam się na niego. Spada na tyłek a ja ukrywam głowę w jego szyi, nie zastanawiając się, czy go to zszokowało, czy nie. Nagle wszystko, co się zdarzyło - porwanie, torturowanie, myślenie, że nie żyje, uświadomienie, że byłem w błędzie - wraca do mnie, zgniatając mnie falą po fali obezwładniających emocji. Przywieram do niego, mam wrażenie, że przez wieczność. Dopiero kiedy uspokajam się, zauważam, że obejmuje mnie. - Nigdy więcej mnie nie opuszczaj. - Szepce do jego szyi, tylko na wpół świadomy, że w ogóle mówię.

Jedna ręka niezręcznie wędruje po moich plecach. Prycha drwiąco. - Mówisz jak gdybym miał wybór. - Wzdycha i opiera głowę o moją. Przestaję ściskać go mocno, ale nie puszczam. Nie mogę. Po raz pierwszy od tego, co się wydarzyło, czuję się człowiekiem. Bezgłośnie pragnę, żeby czas się zatrzymał, żebym mógł zostać tu z nim na zawsze. Bezpieczny.

- Głupi chłopak - mamroce - Jestem na ciebie skazany.












Komentarze
mordeczka dnia padziernika 19 2011 09:04:31
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

Neferet (Brak e-maila) 01:36 06-02-2005
Cudowne.... Eh
Neferet (Brak e-maila) 01:45 06-02-2005
Czekam jak najszybciej na następne cześci... Uwielbiam was za te tłumaczenie i pzy okazji dziekuje Atli że mnie na nie napowadziła!
sintesis (Brak e-maila) 01:10 07-02-2005
najlepszy fik o harrym jaki mialam okazje w zyciu przeczytac... cudownosci wspaniale mrah... czekam na kolejna czesc z niecierpliwoscia...
LosPeciakos (a_peciak@wp.pl) 18:51 07-02-2005
Dziekujemy za komentarze.Tego mi brakowało,teraz znowu się zabiorę do pracy, skoro wiem, że ktoś to czyta:-)Obiecuję niedlugo następną część.
Anathae (anathae@o2.pl) 23:07 07-02-2005
Koniecznie muszę dostać adres strony z oryginałem, nie mam siły czekać na kolejne tłumaczenie - chcę więcej! Rozpłynęłam się nad tym. a \"Kurwa mać. Zabijcie mnie teraz\" w ustch Severusa... _-_ ze szczęścia
Rahead (Brak e-maila) 11:25 08-02-2005
Tłumaczenie wspaniale! Jezu ja nie wiem jak wytrzymam do następnej cześci... Naprawde swietny fik!
Aion (Brak e-maila) 15:50 08-02-2005
gratuluje, klaniam sie do nozek i czekam na wiecej smiley
Fu (Brak e-maila) 17:11 08-02-2005
Emi, Peciak, jak ja nie zdam tego cholernego egzaminu z mikry, to to będzie wasza wina. Tego nie da się przeczytać raz. Przeczytałam dwa razy i tylkopoczucie obowiązku każe mi wrócić do Jabłońskiego =__=. ALE JESZCZE TU WRÓcĘ. Naprawdę dobra robota smiley
LosPeciakos (Brak e-maila) 18:04 08-02-2005
Kończę już tłumaczenie kolejnego rozdziału,Emi sprawdzi tylko moje błędy i niedługo powinniście je ujrzeć na stronce. Kochamy Was za to, że to czytacie.To dla nas dużo znaczy.
Sol (Brak e-maila) 19:44 08-02-2005
Świetne! Jezu ciekawe kiedy będzie następna aktualizacja - - boże nie doczekam się takie te aktualki s± w ekspresowym tempie dawane - -
*idzie pić brandy żeby o tym nie myśleć* ;_;
Jeszcze raz świetnie!
niniel (Brak e-maila) 21:54 08-02-2005
Fajne. Już co prawda czytałam, ale po polsku to zawsze trochę wygodniej. I fajnie, że w dłuższych kawałkach niż Piętaszek, do w końcu IYAP jest tak potwornie długi, że zdążyłabym posłać dziecko do szkoły, nim by się skończyło.
Przy okazji - kiedy doczekamy końca Piętaszka, bo utkwiliście w połowie?
soma (Brak e-maila) 14:03 11-02-2005
Oh jak miło wreszcie przeczytać to po ludzku w rodzimym języku. Chwała wam!
Musca (Brak e-maila) 20:51 11-02-2005
Nie-sa-mo-wi-te. Czytałam to już na stronce Emi (?) i jestem kompletnie zachwycona. Nie jest może idealne, ale ma w sobie COŚ. To COŚ to jest po prostu takie cudne napięcie, które cały czas się między nimi utrzymuje. Czytelnik aż drży z niecierpliwości i nie może się doczekać, kiedy któryś z nich coś palnie. Achhh... Super smiley
Atla (Brak e-maila) 14:13 12-02-2005
A mozna poprosic o adres do strony Emi? ;D

A opowiadanie? Czytalam juz czesc po angielsku, cudowne! ;>
O malo nie padlam ze szczescia, gdy sie dowiedzialam, ze bedzie tlumaczone. Chwala wam za to. ;*
Wole jednak czytac w naszym jezyku. ;>
Emi (Emi_Yume@interia.pl) 15:18 12-02-2005
Wow, jak dużo komentów smiley. Bardzo się cieszę, że się Wam podoba. Ten przekład ukazuje się też na stronie mojej siostry, Zuzyy: www.sinful-flower.com.pl (ja własnej strony nie posiadam), aktualki są tam znacznie częstsze niż tutaj smiley. Niestety, teraz jest mały zonk, LosPeciakos wyjechała na ferie do Irlandii (na piwo ;P) i nie przekazała mi pierwszego rozdziału drugiej części (przez przeoczenie..), więc jest chwilowy zastój. W tym projekcie to ona jest głównodowodzącym tłumaczem, ja się zajmuję jeszcze dwiema innymi rzeczami. Ale jak LosPeciakos wróci, to ruszymy z kopyta, mam nadzieję. Dziękuję za komentarze, w imieniu LosPeciakos i swoim własnym smiley.
Libra (Brak e-maila) 11:03 14-02-2005
wręcz nie do opisania ... Po prostu świet-ne ! Wspaniały wybór opowiadania do tłumaczenia smiley Nie wiem jak wytrzymam do następnej części ...
lollop (lollop@op.pl) 23:01 14-02-2005
WOW... po prostu wow.... brak słów na jakikolwiek inny komentarz...
LosPeciakos (a_peciak@wp.pl) 13:47 16-02-2005
Bardzo sie ciesze ze podoba sie wam If you are prepared.obiecuje ze nastepny epizod bedzie juz niedlugo opublikowany ok 24 lutego przynajmniej na sinful flower.Dziekuje za wspaniale komentarze :-)
LosPeciakos (Brak e-maila) 20:45 25-02-2005
Następny rozdział \"If you are prepared\" został opublikowany na www.sinful-flower.com.pl tu też pewnie będzie, ale tam aktualki s± robione częściej :-)
kathy (Brak e-maila) 18:40 02-03-2005
kiedy będzie następna część?? ja się muszę odstresować a to jest możliwe tylko przy takich super ff-ach!!!!!!!!!!!
Niv (Brak e-maila) 12:42 17-03-2005
Świetne .... czekam z niecierpliwością na dalsze części smiley
Ashura (Brak e-maila) 19:24 04-04-2005
Jesli istnieje jakies opko ktore w moim prywatnym rankingu mogloby pobic Tea Series( a nie sadzilam ze to mozliwe)to jest to wlasnie If you(...).Czytalam juz troche w oryginalnej wersji jezykowej i tym co sa ciekawi moge powiedziec ze im dalej tym lepiej.A zakonczenie jest po prostu...zarombiste.Zwala z nog i nie pozwala zasnac w nocy.Ficol wart tlumaczenia i czytania.To juz nawet nie fiction, to prawdziwa sztuka!
LosPeciakos (a_peciak@wp.pl) 17:29 05-04-2005
Wiesz Ashura, jesteś pierwszą osobą wśród ludzi na forum, która mówi, że bardziej jej się podoba IYAP niż Tea Series-no oprócz mnie oczywiściesmiley To naprawdę świetny fik,piękne opowiadanie,warte, aby poświęcić mu każdy czas.
Lelwani (Brak e-maila) 15:23 09-04-2005
Powiem tyle: no ba! Zgadzam się w stu procentach. Tea Series mi się przejadła.
pazuzu (Brak e-maila) 09:51 18-04-2005
Podobało mi się, będę czekała na ciąg dalszy
ja =) (Brak e-maila) 02:14 26-08-2005
Eee... A kiedy będzie ciąg dalszy?... Tylko błagam, niech będzie szybko bo niewytrzymam!!!
bassiunia (bassiunia1@o2.pl) 18:42 14-11-2005
prosze Cie pisz szybciutko nastepne czesci... to jedno z najlepszych opowiadan umieszczonych w swiecie HP, jakie czytalam smiley
Makare (Brak e-maila) 16:30 06-02-2006
Bardzo fajny fick tylko czemu tutaj są przetłumaczone tylko trzy części? Na stronie innej były przetłumaczone 4. No dobra mniejsza o to. Nie będe orginalna w zadawaniu pytań: Kiedy pojawi się dalszy ciąg tłumaczenia?
sintesis (Brak e-maila) 21:02 08-02-2006
ja sie zsatanawiam tylko kiedy strona www.sinful-flower.com.pl znowu zacznie dzialac skoro nietlumaczycie tego tutaj ehhhhhh
Lelwani (lelwani@interia.pl) 00:58 03-04-2006
Pozwolę sobie wtrącić swoje trzy grosze. Tłumaczenie tego fika to sprawa LosPeciakos, najlepiej chyba poganiać ją/pytać przez maila, pragnę natomiast wyprostować pewien fakt, mianowicie ten tekst z całą pewnością się na zreaktywowanej Sinful Flower nie pojawi, więc nie ma na co liczyć. A reaktywacja strony powinna nastapić w miarę niedługo, w przeciągu kilku najbliższych miesiecy.
ti (Brak e-maila) 18:26 01-05-2006
Cudowne, tylko kiedy beda kolejne czesci??
IsabellRaven (izka111@buziaczek.pl) 12:36 12-09-2006
OMG! niesamowite, cudowne, kiedy dalsze czesci????
IsabellRaven (Brak e-maila) 19:17 04-11-2006
Pochlonelam...
prosze, prawda, ze bedzie wiecej???smiley
Pozdrawiam
Darla (Brak e-maila) 20:40 25-11-2006
Byłam naprawdę zachwycona że wchodząc tutaj zastałam aż dwie części opowiadania nowesmiley Bardzo świetne były i jestem bardzo zadowolona że je przeczytałamsmiley No i czekam z wielkim zapałem na następnesmiley
Lizz (Brak e-maila) 19:00 29-11-2006
przeczytalam wszystkie rozdzialy chyba z 10 razy i nie moge sie doczekac kolejnych czesci!!!

jj (Brak e-maila) 09:22 02-12-2006
cudowne, ale kiedy nastepne części, bo nie moge sie juz doczekacsmiley
Rajka (Brak e-maila) 17:53 05-12-2006
Jeden z najlepszych slashy HP/SS jaki czytałam, przede wszystkim dzięki zabójczym, świetnie przetłumaczonym tekstom Seva. Mam nadzieje, że na kolejne rozdziały nie będziemy czekać już tak długo ?
agCHa (Brak e-maila) 20:34 28-12-2006
To jest najlepszy fanfick (zaraz po SH i mmf), ktory czytałam smiley Mam wielką nadzieje, że niedługo pojawi się następna częśc, bo te ktore sa opublikowane przeczytałam juz chyba 3 razy i bardzo chcialabym wiedziec co bedzie dalej smiley
Życze weny tłumaczom smiley
Raven (Brak e-maila) 13:44 14-03-2007
smiley czekam i czekam na dalsze czesci i czuje smutek ze ich jeszcze nie ma, zakochalam sie w tym ficku i nie moge sie doczekac reszty rozdzialow!
pozdrawiam
OKias (Brak e-maila) 22:19 19-03-2007
To jest.. po prostu brak mi słw. Jak mogłam tego ne czytać wczesniej? Wspaniałe, naprawde wspaniałe. I jak zawsze w takiej chwili rodzi się pytanie - kiedy bedzie dalej?
Oka (Brak e-maila) 04:05 13-07-2007
tak cudowne. Wspaniałe. Idealne. Uwielbiam to opowiadanie. najepsze Snarry jakie powstało. zkoda, że tak dawno nie pojawiły się now rozdziały smiley
Malina (Brak e-maila) 01:42 29-12-2007
nie no....prosze....ile mozna czekac... ja juz nie wytrzymuje...WIĘCEJ!!!
LiLuAin (liluain@poczta.onet.pl) 23:04 04-11-2010
AAA!!! Wspaniałe smiley cudne tłumaczenie i fanfic. Sama zakochałam się w Sevie.Zazwyczaj nie lubię ff napisanych w pierwszej osobie, ale ten czytam z wielką przyjemnością. Mój ulubiony fragment? "JA, SEVERUS SNAPE, BĘDĄC W PEŁNI WŁADZ UMYSŁOWYCH...Kurwa mać. Zabijcie mnie teraz." hahaha uwielbiam tosmiley
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum