The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 26 2024 17:44:21   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Magazyn R-32
Dla Deedo...




Wygłodniałe stworzenie piło łapczywie, dość nieumiejętnie, rozszarpując ranę, a bezdomna kobieta, która padła jego ofiarą, długo szamotała się i broniła. Jej wrzaski odbijały się echem od wysokich ścian remontowanego wieżowca.
Nagle wampir poczuł pewny uchwyt za kołnierz płaszcza i silny cios w potylicę.
- Masz pecha, krwiopijco.
Wampir wypuścił ze szpon bezwładne już ciało i spojrzał za siebie. Zobaczył młodego Łowcę o długich, ciemnofioletowych włosach dzierżącego złoty miecz. Jego jasne oczy miały w sobie coś figlarnego i beztroskiego. Uśmiechnął się i bez chwili wahania uniósł broń lśniącą morderczym, lecz szlachetnym blaskiem.
Twarz wampira umazana krwią ofiary wykrzywiła się w paskudnym grymasie wściekłości.
Ułamek sekundy wystarczył, by świetliste ostrze przecięło powietrze w precyzyjnym, harmonijnym cięciu. Głowa wampira odskoczyła od szyi, upadła na asfalt i potoczyła się kilka metrów dalej ku stercie śmieci. Reszta ciała zwaliła się ciężko pod stopy swego oprawcy.
Chłopak spojrzał na zwłoki pokonanego beznamiętnie, jak na muzealny eksponat, a następnie przeniósł wzrok na nieruchomą kobietę. Leżała rozkrzyżowana na wilgotnym, popękanym betonie, w ciemnym zaułku, a gdy Łowca pochylił się nad nią, słyszał doskonale rwące kaskady ścieków w kanałach znajdujących się tuż pod powierzchnią ulicy.
Ofiara nie żyła.
- Cholera - mruknął pod nosem.
To nie była jego pierwsza misja. Ludzie ginęli każdej nocy, a on nie mógł nic na to poradzić. Zdążył już nabrać dystansu do swojej pracy, ale... gdy spóźniał się kilka minut...
Przy wyjściu z zaułka przetaczały się targane wiatrem stare gazety, a w zwilgotniałych kątach łopotały gnijące szmaty. Ciemność zdawała się wypełzać z każdej szczeliny, jak gęsta ciecz.
- Co za dzielnica... - szepnął sam do siebie, przerzucając nogę przez wspaniały, czarny motocykl.
- Leji, jesteś tam? - rozległo się w słuchawce.
Łowca uruchomił ścigacza i ruszył z piskiem opon.
- Wszystko w porządku? - naprzykrzał się głos.
Chłopak minął inne odrestaurowane budynki i opuścił słabo oświetlone uliczki wpadając na dwupasmową drogę główną. Dopiero, gdy rozpędził się do 150 km/h, odpowiedział na wezwanie.
- Jednego mniej, Alex. Chyba należy mi się...
- Wariat!!! Myślałem, że coś ci się stało! - rozdarła się słuchawka.
- Nie krzycz. Zapomniałem włączyć mikrofon.
- Kłamca! Od tej pory masz meldować się co pięć minut, zrozumiano?
- Tak jest, mój władczy seme - roześmiał się złośliwie. - Gdzie teraz jesteś?
Głos uspokoił się nieco.
- Nie zaczynaj... Jestem w części przemysłowej, przed R-32.
- Co to takiego? - spytał chłopak o fioletowych włosach, wyprzedzając zręcznie pędzącego mercedesa.
- Jakiś walący się magazyn. Nieważne. Mam w środku wampira. Zwiał mi sprzed nosa.
- Zaraz tam będę.

Choć Leji nieźle znał swój rejon, odszukanie magazynu R-32 zajęło mu przeszło kwadrans.
Był to nadgryziony zębem czasu, kilkupiętrowy budynek o dużych, kwadratowych oknach bez szyb i stalowych drzwiach, które poddały się działaniu rdzy. Napis "R-32" wymalowano czerwoną farbą. Nieskrępowany wiatr szalał we wnętrzu, wydając przy tym niepokojące odgłosy przywodzące na myśl zbliżającą się burzę.
Chłopak kopnął w ścianę od niechcenia. Tynk odpadł, pozostawiając wyrwę sporych rozmiarów.
- Nieźle...
Łowca wskoczył do środka przez okno, zaciskając dłoń na rękojeści złotego miecza. Zaniechał próby nawiązania kontaktu. Jeśli Alex nie pokonał jeszcze wampira, mogło mu to tylko zaszkodzić.
Z pustego przedsionka, w którym się właśnie znajdował, prowadziło dalej tylko jedno wyjście. Skierował się ostrożnie w tym kierunku, słysząc, jak pod butami skrzypie potłuczone szkło.
To, co zobaczył w drugim pomieszczeniu przeszyło go najprawdziwszą, niewysłowioną zgrozą. Poczuł się tak, jakby miliardy drobnych, lodowatych igieł przeszyło jego ciało w jednej sekundzie.
- Nie... - wyszeptał wargami posiniałymi z przerażenia.
Jego przyjaciel, jego miłość, jego cały świat...
Alex leżał na środku zbrukanej krwią podłogi. Jego ciałem wstrząsały silne, konwulsyjne dreszcze.
- Alex!!!
Leji chciał podbiec do niego, ale zszokowany organizm odmówił mu posłuszeństwa. Stał tak przez chwilę, jakby czas się zatrzymał i patrzył...
Patrzył jak Alex powstrzymuje jęki, jak zwija się z bólu, jak nie reaguje na nic innego, nawet krzyk przyjaciela.
Po kilku sekundach, a może i godzinach, Leji klęczał już przy nim w kałuży krwi. Nie był pewien w jaki sposób przebył ten dystans, ani w którym momencie zaczął płakać, jednak gdy nachylał się nad Alexem, kilka łez skapało na jego czoło oblepione wilgotnymi pasmami jasnych włosów. Ranny otworzył oczy. Widok Lejiego ukoił go na parę chwil.
- Był bardzo silny... - wyszeptał, a na jego zszarzałą twarz powrócił wyraz umęczenia.
- Max! Max, słyszysz mnie?! - wrzasnął Leji do mikrofonu, z trudem powstrzymując nadciągającą falę szlochu. - Potrzebujemy lekarza! Alex jest ranny! Max, do cholery, odezwij się!
Nagle drżący palec pokryty na wpół skrzepniętą krwią dotknął jego warg. Blondyn potrząsnął głową na znak, że lekarz nie jest mu potrzebny.
Leji poczuł w ustach żelazawy smak. Jego krew... Niemożliwe... To się nie dzieje naprawdę... Alex nie ma rozległej szramy w lewej części klatki piersiowej... Alex nie umiera na jego rękach w magazynie R-32...
- Zabiłem go? - spytał ranny z uśmiechem, lecz to pytanie przyprawiło go o nieprzyjemny, gardłowy kaszel. Z bladych ust popłynęła cieniutka stróżka jasnej krwi, której nie miał siły otrzeć.
Leji wtulił się w przeszywane coraz słabszymi skurczami ciało Alexa. Płakał głośno i histerycznie. Jak dziecko.
- Jak mogłeś być taki głupi! Idiota! Idiota...
- Prze... przepraszam. Nie chciałem, żeby tak się... skończyło.
- Co ty pleciesz?! Kretyn!!! Poczekaj! Jak wydobrzejesz, zapłacisz mi za to! Zapłacisz! Dlaczego na mnie nie zaczekałeś, idioto?!
- Przepraszam...
- Wzruszające... - usłyszeli ponury, melodyjny głos.
- On żyje - wyszeptał Alex tak cicho, że Leji domyślił się znaczenia jego słów tylko z ruchu warg.
Wampir znajdował się kilkanaście metrów dalej. Siedział od ścianą, przeszyty kilkoma złotymi strzałami Alexa. Żadna z tych ran nie była śmiertelna, a mężczyzna, mimo bólu i wyczerpania, zachował spokój.
- Twój przyjaciel był godnym przeciwnikiem - stwierdził rzeczowo.
Leji poczuł, jak ogarnia go furia. Rzucił się na wampira z okrzykiem pełnym frustracji i wściekłości.
- Wstrzymaj się, jeśli chcesz go uratować.
- Nie... Nie słuchaj... go... - wydukał Alex, zanosząc się po raz kolejny chrypliwym kaszlem.
- Co powiesz na układ? - czerwone oczy spojrzały przenikliwie na młodego Łowcę i, jakby pod wpływem tego wzroku, chłopak powoli opuścił broń.
- Mądra decyzja.
Leji przykucnął przy bezbronnym wampirze. Chłopięcą twarz pokrywały łzy i krew Alexa, a w jasnych oczach nie było już beztroski.
- Gadaj. Szybko!
- Moje życie za życie twojego przyjaciela - zaproponował mężczyzna, wciąż przypatrując się Lejiemu.
Drżące ostrze Łowcy dotknęło jego szyi.
- Jak?
- Spójrz na niego - chłopak powędrował wzrokiem za palcem wampira zakończonym ostrym pazurem - Stracił przytomność. Umrze za dwie, może trzy minuty. Nie ma dla niego rachunku. Jeśli darujesz mi życie, dostanie drugą szansę...
- Jako wampir... - dokończył Leji, a jego ciało przeszedł dreszcz.
- Zgadza się. Ale nie każdy wampir jest celem podobnych tobie, czyż nie?
Jeszcze jeden obraz Alexa w kałuży krwi, jedno spojrzenie w pewne, mądre oczy.
- Decyduj.
Łowca odrzucił miecz i wyrwał z ciała mężczyzny strzały, które najprawdopodobniej przyszpilały go do ściany.
- Ratuj go.
Przemiana nie trwała długo. Wampir wpił się w ledwo wyczuwalną tętnicę szyjną Alexa i pozbawił go reszty krwi. Następnie skaleczył własny nadgarstek kawałkiem szkła i pozwolił, by kilka czerwonych kropel skapało do trupiobladych ust blondyna.
Chwilę potem zaobserwowali, jak kły nieprzytomnego Łowcy wydłużają się i wyostrzają, zdradzając jego nową naturę. Mężczyzna uśmiechnął się nieznacznie i zajrzał delikatnie pod powiekę blondyna. Tęczówka przybrała pożądaną barwę ciemnego szkarłatu.
- A teraz odejdź, Łowco.
Leji skamieniał.
- Zabiorę twojego przyjaciela do siebie i przywrócę go do zdrowia. Pod opieką śmiertelnika nie przetrzyma następnych dni.
- Stop! - krzyknął chłopak i wetknął miecz między wampira a leżącego bezwładnie Alexa. - Pozwalam ci odejść. Taka była umowa. Wynoś się.
- Nie zrozumiałeś? On wciąż jest na skraju śmierci. Co wiesz o pielęgnowaniu wampira, chłopcze? - spytał mężczyzna, a w jego dźwięcznym głosie zabrzmiała nutka ironii i rozdrażnienia. - Wy potraficie tylko zabijać. Odejdź, jeśli chcesz jego dobra.

Gdy Leji wychodził chwiejnym krokiem z magazynu R-32, niebo na wschodzie zaczynało się różowić. Kończył się czas jego pracy.
Nagle, wraz z wybiciem godziny piątej na panelu czarnego motocykla wyskoczyło okienko domagające się podania bilansu łowów. Zapłakany Leji ocknął się z otępienia i stuknął klawisz "0".

Alex otworzył oczy po długim, twardym śnie bez marzeń czy koszmarów. Spokój panujący niepodzielnie w pomieszczeniu był tak odurzający, jakby w powietrzu rozpylono jakieś substancje przytępiające zmysły. Kiedyś być może by go to zaniepokoiło, lecz teraz, gdy był martwy, zaciągnął się podejrzanymi oparami jak tytoniem.
Tak, na to miał właśnie ochotę. Na papierosa.
Mimo ciemności i niemal wbrew swemu ociężałemu ciału podniósł się do pozycji siedzącej. Pościel była wilgotna i skotłowana, jak gdyby miał gorączkę i miotał się we śnie. Nic jednak nie pamiętał... Ale czy mogło to mieć jakieś znaczenie? Teraz, gdy nie żyje... Gdy został skazany na tą przeklętą egzystencję...
Postawił stopy na miękkim dywanie, a następnie stanął chwiejnie na nogach. Niestabilny krok, jakim powlókł się w kierunku okna pozbawionego zasłon, zdziwił go nieco, lecz i ta niemoc nie była w stanie przełamać jego obojętności. Westchnął tylko i spojrzał na swoje odbicie w nieskazitelnym szkle.
Wampirza postać była zaledwie podobna do Alexa Sommersa, jak jego widmo. Czerwone, zapadnięte oczy zamknięte w sinych kręgach odróżniały go znacznie od człowieka, podobnie jak kły, które ukazywały się przy najlżejszym nawet uśmiechu. Kredowe czoło owinięto mu kilkoma warstwami wąskiego bandaża, który zdążył już pożółknąć od potu.
Kim się stał?
Ledwo żywym potworem.
Dość!
Otworzył okno na oścież. Rześkie powietrze wdarło się do pokoju. Alex miał nad sobą niebo, szykujące się do przywitania świtu, poniżej zaś betonowy chodnik i ogrodzenie, nieprzekraczalną granicę wyznaczoną przez napięty kolczasty drut. Za nim zaczynał się dziki wąwóz, w którym zalegała mgła, jak mleko wlane do ogromnej, podłużnej misy. Tam już nie było świata, przynajmniej nie dla niego.
Pomimo chłodu postanowił usiąść na parapecie, wystawiając nogi przez okno. Wymachiwał nimi w przestrzeni, około trzydziestu metrów nad ziemią. Targał nim coraz bardziej natrętny głód nikotynowy, choć nie był pewien, czy kiedykolwiek miał w ustach papierosa.
- Trochę to trwało, ale powoli dochodzisz do siebie. Cieszę się.
Głos dobiegał z wnętrza pokoju. Alex zerknął przez ramię.
Smuga bladego, porannego światła padała na postać przystojnego mężczyzny stojącego pod przeciwległą ścianą.
- Kim jesteś?
- Mam na imię Lenart - padła odpowiedź. - ale możesz nazywać mnie swoim panem.
Były Łowca obserwował przez chwilę jego długie, jasne włosy opadające na ramiona prostymi kaskadami. Trzymał w obandażowanej dłoni papierosa i patrzył na wprost w daleki, niedostrzegalny dla nikogo innego horyzont.
- Życzysz sobie czegoś? - spytał.
Dym wydmuchany przez długowłosego wampira powoli zawędrował pod okno, kłębiąc się i przybierając coraz to nowe formy i barwy, a następnie rozpłynął się w powietrzu.
- Zapaliłbym... - wymamrotał chłopak.
Mężczyzna podszedł bliżej i podał mu papierosa.
Paliło się trudno, Alex uniknął jednak zakrztuszenia i, czując zaspokojenie głodu, uśmiechnął się do wschodzącego słońca.
- Co ze mną zrobiłeś? - spytał, zwróciwszy Lenatrowi jego własność.
- Opatrzyłem cię i napoiłem.
- Krwią człowieka?
- Cóż to za pytanie? - mężczyzna rzucił na Alexa martwe spojrzenie. Jego szkarłatne oczy nie miały w sobie ani jednej iskry życia. Były jak otchłań.
- Organizm wampira nie trawi nic innego - odpowiedział chłopak sam sobie. - To ty mnie zabiłeś? Trochę cię pamiętam. Właściwie twój zapach...
Przerwał na moment, by przywołać wspomnienie tamtego dnia. Tak, rzeczywiście. Zapach wampira, niespotykany i ciężki: tytoń, woda kolońska, krew, śmierć...
- Co z Lejim?
- Mówisz o Łowcy, który kupił twoje życie? Obawiam się, że nie posiadam żadnych informacji na jego temat. Pewnie nadal wprawia się w swoim krwawym rzemiośle.
Alex poczuł, jak zalewa go fala zarozumiałej dumy.
- Jest naprawdę dobry. Wyrżnie was wszystkich w pień.
- Was? Wciąż jeszcze trzymasz się swojego poprzedniego życia, jakby miało ono jakieś znaczenie?
- Nie - przerwał chłopak spokojnie i obdarzył Lenarta uśmiechem obnażającym kły. - Myślę, że sam poradzę sobie z potworem, którego stworzyłeś.
Blondyn wychylił się z okna ku czystemu, nieskazitelnemu powietrzu. Po chwili poczuł, jak jego środek ciężkości przemieszcza się niebezpiecznie daleko. Lada moment straci równowagę, runie w dół i roztrzaska się o betonowy chodnik. Każdy wampir, który nie rozłoży skrzydeł, poniesie śmierć w wyniku takiego upadku. A on ich nie rozłoży...
Przepraszam, Leji. Kocham cię, ale nie potrafię tak żyć. Nie potrafię żyć, zabijając dla krwi.
Nagle Alex poczuł jak obejmują go silne ramiona. To było dziwne, wzbudzające zaufanie, dające poczucie bezpieczeństwa. Ten dotyk uspokajał go i odurzał, jak dobre wino.
Lenart wciągnął chłopaka do wnętrza pokoju, obrócił twarzą do siebie i jeszcze raz przytulił.
- A teraz posłuchaj uważnie... - wyszeptał.
Alex czuł na szyi jego ciepły, równy oddech.
- Zabijesz się tylko wtedy, gdy ja będę tego chciał. Tylko wtedy.
Lenart odsunął się nieco od zaskoczonego chłopaka, wciąż trzymając dłonie na jego ramionach.
- Myślałem, że mam do czynienia z istotą obdarzoną zdrowym rozsądkiem - rzekł beznamiętnie i uderzył Alexa w twarz.
Cios był potężny. Osłabiony chłopak zachwiał się i upadł na łóżko. Już po kilku sekundach poczuł w ustach słodki smak krwi z rozciętej wargi.
Lenart przysiadł na skraju łóżka i pochylił się nad poszkodowanym. Na twarzy Alexa zagościł histeryczny półuśmieszek.
- Zabij mnie. Nie prosiłem o twoją krew. Zabij mnie, albo sam to...
Długowłosy zamknął mu usta swymi zimnymi wargami. Przez moment patrzyli na siebie złączeni w pocałunku. Oni. Wrogowie.
Alexa przeszył nieprzyjemny dreszcz, a po jego ziemistej twarzy zaczęły spływać dwa strumienie gorących łez. Nie od razu odwzajemnił pieszczotę, lecz, gdy przymknął mokre oczy i nieśmiało wsunął język do ust wampira, obaj wiedzieli, że spłonęły już wszystkie mosty. Dla jednego było to zwycięstwo, dla drugiego haniebna porażka.
Lenart objął obandażowaną dłonią podbródek blondyna i łagodnie odsunął go od siebie. Usłyszał przy tym jego ciche westchnienie.
Zabawne.
- Odwróć się - rozkazał, a następnie przylgnął wargami do delikatnego, pokrytego jasnym meszkiem karku.
Chłopak jęknął i kurczowym ruchem wbił swe wampirze szpony w materac. To był ostatni gwałtowny ruch, na jaki było go stać.
Opanowała go senność i błogie pragnienie, by czas się zatrzymał. Czuł dłoń Lenarta w swoich włosach, na pokiereszowanych plecach, czuł, jak delikatny dotyk przynosi ulgę jego nie całkiem zasklepionym jeszcze ranom. Napięcie znikło. Mięśnie stały się bardziej elastyczne.
Lenart uśmiechał się melancholijnie. Nie tylko mógł "czytać" Alexa jak księgę, mógł wpływać na niego bez ograniczeń, jakby zmieniał treść, wykreślał zdania i wpisywał inne na ich miejsce. Tak, nowonarodzony wampir był gotów, by coś w nim zapisać...
Odpowiednie słowa, odpowiednie pieszczoty. Potrafił wmówić mu wszystko, na co miał ochotę.
- Kocham cię. Jesteś moim stworzeniem i pragnę twojego szczęścia. Rozumiesz?
- Tak.
- Nie ma nic złego w zabijaniu śmiertelników. My również mamy prawo do życia.
- Rozumiem.
- Łowcy to nasi wrogowie.
- Nasi wrogowie...
- Musisz zabić Łowcę władającego złotym mieczem.
- Zabiję go.
Na koniec udowodnił mu, że jest zwiewny, pełen elegancji i siły, nawet, że potrafi latać w przestworzach.
Kiedy zobojętniały na przeszłość oddawał mu się całkowicie, on zabierał go na skraj wyimaginowanej przepaści, zamykał oczy i bezlitośnie, całkowicie opróżniał z lęków, zahamowań, powinności. Nie zostawało nic prócz oddechu, dotyku i ich wiecznej więzi. Wówczas zmusił go do rozpostarcia skrzydeł i zepchnął w objęcia śmiertelnej zdrady.

Cisza mącona jedynie tykaniem zegara... Dom stał się taki ogromny, odkąd ciebie nie ma. Myślałem, że będę szalał z niepokoju, ale nie mam siły. Kiedy cię wreszcie zobaczę całego i zdrowego?
Co to? Drzwi, otwierają się drzwi!
Zrywam się z miejsca i biegnę. Widzę jak przez mgłę twoje jasne włosy, szmaragdowe, pogodne oczy. Uśmiechasz się, jakbyś chciał mnie przeprosić, że trwało to tak długo. Rzucam ci się na szyję.
- Alex! Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo się bałem. Co ja przeżyłem... Nie, nie musisz nic mówić. Tylko mnie przytul.
- Leji...
Chłopak poczuł, jak Alex wyswobadza się z uścisku powoli, ale stanowczo. Silna dłoń zacisnęła się na jego ramieniu, by zmusić go do maksymalnej uwagi.
- To ja, Max.
Leji jęknął z niedowierzania i, stawiając kilka niepewnych kroków w tył, przyjrzał się przybyszowi. Czarne włosy, zielone oczy, wyraz zdziwienia i zatroskania na twarzy...
- Dobrze się czujesz? - spytał Łowca, a Leji pokiwał głową niespokojnie, osuwając się na podłogę i podkulając kolana pod brodę.
- Od tygodnia nie upolowałeś ani jednego wampira. Nie odpowiadasz na wezwania. Nie chodzisz do szkoły. Będą kłopoty, stary.
- Czekam na Alexa.
Powiedział to w sposób tak naturalny, pewny i oczywisty, jakby Alex wyszedł do sklepu po mleko.
- Co? W twoim rejonie co noc giną ludzie. Musisz się otrząsnąć. Alex nie żyje i nic na to nie poradzimy.
- Zamknij się! Co ty możesz wiedzieć...? Byłeś tam?
Max podniósł wzrok ku białemu sufitowi i przez moment wpatrywał się weń błagalnie.
- Dobra, słuchaj - podjął po raz kolejny, nieco spokojniej, rozważnie dobierając słowa. - To, że nie ma go jeszcze na liście poszukiwanych wampirów, nie znaczy, że nim nie jest. Umarł dla akademii, dla świata. Na Boga, Leji, w środę jest jego pogrzeb.
Gdy sens tych słów dotarł do świadomości skulonego na podłodze chłopaka, wybuchnął głośnym, pozbawionym radości śmiechem.
- Idioci! Czemu otaczają mnie sami idioci?!
Max westchnął ciężko. Przedłużająca się chora wesołość Lejiego nie ułatwiała mu rozmowy.
- Pozwól sobie pomóc. Zgłoś się do dowództwa albo...
- Wynoś się! - ręka Lejiego wystrzeliła w kierunku drzwi - Wynoś się stąd natychmiast! Precz!
- Leji...
- Precz!!!
Chłopak o fioletowych włosach schował twarz w dłoniach i zaszlochał cicho. Dłoń Maxa spoczęła na jego drżącym ramieniu.
- Stary, przecież wiesz, że chcę ci pomóc.
- On wróci, jestem tego pewien. Muszę być w domu, gdy przyjdzie... Wymyśl mi jakieś usprawiedliwienie. Powiedz, że jestem chory. Proszę cię...
Zaczerwienione od płaczu i przemęczenia oczy wyrażały niezachwianą nadzieję.
- Co z Łowami?
- Przecież wychodzę...
- Każdej nocy idziesz tam, prawda? Dlatego nie ma żadnych efektów.
- Co?
- Chodzisz do tego magazynu. Tam, gdzie zginął Alex...
- On nie zginął! Dlaczego nie możesz tego zrozumieć?
- Co ty chrzanisz? Sam mówiłeś, że został zmieniony tuż przed śmiercią. Nie może stać się na powrót człowiekiem!
- Idź już.
- Leji, posłuchaj...
- Chcę zostać sam. Idź! - zażądał Leji kategorycznie, choć tak naprawdę bardzo bał się samotności. Widok odwróconego plecami Maxa powoli zmierzającego do drzwi wprawił go niemalże w panikę. Gdyby miał czelność, upadłby przed nim na kolana i błagał, by został jeszcze choć parę chwil.
Ciemnowłosy Łowca nacisnął klamkę i wpuścił do domu gwałtowny podmuch wiatru, od którego Leji dostał gęsiej skórki.
- Tylko nie odwal jakiegoś głupstwa, stary.

- Wezwałem cię tutaj na prośbę starszyzny. Mówiąc najprościej... Obiecałeś unicestwić Łowcę Dernetha. Słyszałem jednak, że nie poczyniłeś żadnych kroków w tym kierunku - książę przerwał na chwilę, by wybadać reakcję podległego mu wampira. Lenart, nieporuszony, wciąż stał zgięty w ukłonie.
Młody władca odszedł powoli w głąb wykwintnie urządzonego salonu, który oświetlono symbolicznie jedynie kilkoma świecami, i przywołał gestem jednego ze swoich sług. Zaraz potem rozsiadł się w fotelu.
- Co masz mi do powiedzenia? Czyżbym się mylił? - spytał ironicznie, odbierając podany mu puchar pełen bordowej, nieprzezroczystej cieczy.
- Ty, panie, nigdy. Twoi informatorzy owszem... - odezwał się wreszcie Lenart.
Jego głos był szorstki, lecz, ku zadowoleniu starszych wampirów stojących za nim w półkolu, miał w sobie coś z uległości.
- Podejdź bliżej - polecił książę i upił nieco ze swego kielicha.
Gdy Lenart znalazł się w odległości trzech metrów od niego, podniósł smukłą dłoń. Długowłosy wampir przystanął zgodnie z życzeniem. Jego zastygła w skupieniu twarz nie zmieniła się nawet wówczas, gdy władca zmierzył go przytłaczającym spojrzeniem od stóp do głów.
- Co osiągnąłeś do tej pory?
- Zaufaj mi, panie. Proszę tylko o twoją cierpliwość.
Książę uśmiechnął się dość uprzejmie.
- Jestem cierpliwy, Lenarcie. Po prostu martwię się o ciebie. Nam obojgu zależy na powodzeniu tej misji. Porażka mogłaby być... bolesna...
Po sali przebiegł szmer zniecierpliwienia. Większość wampirów miała dość czekania, a poza tym klan coraz częściej szafował wyrokami śmierci.
- Bez obaw. Marionetka Dernetha to tylko dziecko. Nie potrafi panować nad emocjami. Zamknął się w swoistym kokonie, którego duch opiekuńczy nie jest w stanie pokonać.
- Nie bądź naiwny. Nawet największa euforia czy rozpacz są niczym wobec zagrożenia życia. Jeśli Łowca wyczuje niebezpieczeństwo, zadziała instynktownie, a wówczas Derneth bez trudu przejmie nad nim kontrolę.
- Masz słuszność, panie - stwierdził Lenart spokojnie i ukłonił się, by ukryć uśmiech satysfakcji - Jeśli wyczuje niebezpieczeństwo...

Nastała noc. Dla Łowców jak zwykle za szybko, dla wampirów po raz kolejny zbyt opieszale. Księżyc w pełni królował na granatowym, usianym gwiazdami nieboskłonie, z powodzeniem zastępując słońce. Miasto tonące w świetle latarni, neonów i nieba zgubiło gdzieś swoje tajemnice.
Leji siedział pod ścianą, wewnątrz magazynu R-32 i utkwił niewidzący wzrok w brunatnej plamie na środku pomieszczenia. Skrzepnięta krew Alexa, ponure świadectwo jego przegranej, przykuwała uwagę Lejiego jak magnes. Choć robił wszystko, by temu zapobiec, oczyma wyobraźni wciąż widział cierpiącego przyjaciela.
Nienawidził tego miejsca, tego trwałego śladu, odłamków szkła i wiecznych, świszczących przeciągów, ale jednocześnie czuł się od tego wszystkiego w jakiś sposób uzależniony. Dlatego wracał każdej nocy. Nie mógł inaczej...
Ale ta noc różniła się od poprzednich. Środa.
Przed kilkoma godzinami do wykopanego pospiesznie grobu spuszczono pustą trumnę ze złotą blaszką, na której wygrawerowano nazwisko "Alex Sommers". Łowcy wystrojeni w żałobne garnitury oddali cześć poległemu koledze, by niedługo później wyruszyć na łowy, zdając sobie sprawę, że być może spotkają na swojej drodze pożegnaną przez nich istotę.
Farsa.
Leji oczywiście nie brał udziału w uroczystościach pogrzebowych. Od świtu do zmierzchu nie wychodził z domu, a gdy słońce schowało się za widnokręgiem powrócił do magazynu R-32, usiadł pod ścianą, wlepił oczy w brunatną plamę i czekał. Czekał aż przyjdzie...
I Alex rzeczywiście przyszedł. Mimo ciężkich butów poruszał się bezszelestnie, jakby był tylko zjawą, choć tak naprawdę nie zależało mu na pozostawaniu niezauważonym.. Wyszedł z cienia i stanął na wprost przed Lejim. Dzieliła ich jedynie niewielka przestrzeń ruchomego powietrza.
- Wstań - odezwał się wampir głosem niepodobnym do głosu Alexa Sommersa, a nad jego obandażowanym czołem zatańczyły szarpnięte wiatrem kosmyki jasnych włosów.
Leji podniósł się ociężale z betonowej podłogi, nie odrywając wzroku od twarzy przybysza.
- Alex? - spytał i zamrugał kilkakrotnie, czując pieczenie w dolnych powiekach, z których wymknęło się kilka łez. Spłynęły one szybko po policzkach chłopaka i wsiąkły w podłoże. Po chwili nie było po nich śladu. - Alex, to ty?
- Tak mam na imię - padła odpowiedź.
Nagle Alex wyciągnął sztylet i rozpoczął swój ponury marsz w kierunku Lejiego. Jego krwistoczerwone oczy błyszczały w ciemności niczym dwa płomienie zwiastujące śmierć, a kontrastująca z ciemnym ubiorem skóra nadawała mu wyglądu trupa, który porusza się tylko dzięki jakimś kaprysom natury. Choć się nie uśmiechał, z jego ust wystawały długie kły. Wyglądał przerażająco w świetle księżyca, które bez przeszkód wpadało do pomieszczenia przez pozbawione szyb okna..
Groza. Przez te kilka sekund młody wampir stanowił najdoskonalsze wcielenie grozy.
Łowca patrzył na niego niemal nieprzytomnie, z przekrzywioną mimowolnie głową.
I nagle stało się coś niespodziewanego. Coś, co sprawiło, że nawet Alex zamarł w zdumieniu.
Leji zerwał się z miejsca i wybiegł mu naprzeciw.
Wampir zmarszczył brwi. Nie zdążył jednak zrobić uniku. Łowca wpadł na niego z całym swym impetem. Nieprzygotowany na to Alex stracił równowagę i runął na plecy przygnieciony przez Lejiego.
Gdy przebrzmiało już echo ich upadku, fioletowowłosy Łowca podniósł się nieco na drżących ramionach.
- Tęskniłem za tobą... Bardzo...
Alex wytrzeszczył swe wampirze oczy na łagodną twarz Lejiego. Zdziwienie nie pozwalało mu na wykonanie żadnego ruchu.
- Kocham... - chłopak nie dokończył. Usta zatkała mu wypływająca z nich krew. Jęknął cicho, ale tylko raz. Zaraz potem jego głowa opadła bezwładnie na pierś wampira.
Alex leżał pod ciałem Lejiego jeszcze parę chwil. Fioletowe włosy falowały na wietrze tuż przed jego oczami. Wreszcie wampir uwolnił się z objęć leżącego na nim chłopaka i wstał.
Długo nie mógł pojąć, co dokładnie zaszło. Stał nad martwym Łowcą, w którego piersi tkwił sztylet, i patrzył. Tylko tyle. Patrzył...
Nagle poczuł ten dobrze znany zapach i uścisk dłoni.
- To koniec naszej misji. Dobra robota. - podsumował Lenart.
Jego pewnemu spojrzeniu przeciwstawił się zdezorientowany wyraz twarzy Alexa.
- Czy coś cię niepokoi? - spytał, odciągając blondyna od ciała i prowadząc go ku wyjściu.
- Ten Łowca... - zaczął niepewnie, szukając w mądrych oczach Lenarta odpowiedzi. - Chyba podbiegł, żeby mnie przytulić. Nie chciał walczyć. Ja... ja właściwie też nic nie zrobiłem. On po prostu nadział się na sztylet...
Starszy wampir przycisnął Alexa do siebie i pocałował go w skroń.
- Któż zrozumie śmiertelników?


Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum