ŚCIANA SŁAWY | Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner
|
|
Witamy |
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
|
Ciemne szkło |
Tokyo Babylon / X - 1999 fan-fic nr 1: Nigdy nie spodziewałam się, że zajmę się tą tematyką... cóż... tylko krowa nie zmienia zdania, a ja swoje zmieniłam, zarówno o "X" jak i o yaoi. Tak więc w tym opowiadaniu znajdziecie elementy shounen-ai, ale nie jest to żaden lemon...
Jej ciemne, krótkie włosy powiewały na wietrze. Jej oczy były puste, szkliste, wargi rozchyliły się w pół słowa, teraz zimne już, zamilkłe na zawsze.
Jej białe dłonie i sukienka kontrastowały z ciemnoczerwoną kałużą krwi.
Krew wypływająca z jej ciała ciekła mu między palcami, krople uderzały rytmicznie w ziemię, jedyny dźwięk w pustej, zimnej ciemności.
Jej ciało była najzimniejszym, co znał. Jej martwe ciało.
A potem podniósł wzrok i ujrzał spojrzenie stojącego nad nim mężczyzny. Jego uśmiech był jeszcze zimniejszy od ciała dziewczyny. Mężczyzna mówił coś, ale on nie wiedział, czy wymawia jego imię czy dziewczyny.
Jego uśmiech i jej ciało.
Zimno.
Przycisnął jej głowę do piersi i wyszeptał jej imię.
-Hokuto...
Czerwone krople krwi, spadające w ciemność.
A może to były płatki?
Zbudził się, czując jak zimny pot spływa mu po karku. Sen, od którego żadne moce nie mogły go uwolnić, tak jak żadne moce nie mogły zmienić rzeczywistości.
Sny jej siostry mówił prawdę - tego Kanoe była pewna. Teraz tylko trzeba było znaleźć chłopaka (była pewna, że to będzie chłopak) i nakłonić go, by wybrał właściwą drogę. By ocalił Ziemię.
Sny jej siostry mówiły, że "wróci do Tokio, gdy straci kogoś bliskiego". Gdyby Kanoe mogła, przyśpieszyłaby ten powrót, liczyła się z takimi rozwiązaniami, ale nie wiedziała, kim jest ten, którego wybrało przeznaczenie. Jedyne, co mogła zrobić, to odnaleźć pozostała szóstkę i poprosić ich o pomoc w pokrzyżowaniu planów swojej siostry.
Tylko jak ich znaleźć? Z Satsuki nie miała żadnych problemów: dziewczyna "kochana przez komputery", skarb wolnomularstwa, znudzona istota, która zabiła swych towarzyszy, sama zjawiła się któregoś dna u jej drzwi. Yuto był zaś przy Kanoe, odkąd pamiętała. Jeszcze tylko czwórka.
Satsuki powinna ich znaleźć. Sieć, oplatająca cały świat wiedziała więcej o ludziach, niż jakikolwiek wywiad, Satsuki zaś potrafiła z niej korzystać.
Nawet, jeśli nie mogła znaleźć Kamui, mogła znaleźć pozostałe Smoki Ziemi, a tego właśnie Kanoe potrzebowała. Przewagi.
Podziemia urzędu miejskiego były zimne i mroczne. Ci nieliczni ludzie, którzy się tu zapuszczali, nie dochodzili jednak nigdy do samego jego centrum. Czasem brakło im odwagi, czasem potężny komputer Satsuki zwany "Bestią" zadbał o to, aby nie wydostali się z podziemi. Ich korytarze pełne były pułapek, holograficznych ścian i iluzji. Nikt niepowołany nie mógł stanąć oko w oko z "Bestią".
Kanoe patrzyła, jak liczne kable wysuwają się bezgłośnie z ciała Satsuki. Czarnowłosa dziewczyna ubrała okulary i stanęła na podłodze. Kanoe zastanawiała się, jak jej bose stopy znoszą dotyk lodowatego marmuru.
-Nic.
-Zupełnie?
-Zupełnie.
Kanoe westchnęła i już zamierzała odejść, gdy nagle Satsuki podbiegła do swej monstrualnej maszyny.
-Kanoe-san! Mam coś!
Kanoe podbiegła i spojrzała na ekran. Widniało tam tylko jedno słowo.
Sakurazukamori.
Dzień, jak co dzień. Mieszkanie w samotności bywa uciążliwe, ale może tego właśnie potrzebował. Po tym, co się stało, nie odczuwał potrzeby wiązania się z kimś, choć minęło dobre kilka lat. Kawa, którą zrobił sobie do śniadania wystygła i w końcu musiał wypić zimną. Nie za bardzo się tym przejmował, jak również jedzeniem w podrzędnych barach albo kupowaniem błyskawicznych zupek w torebkach. Właściwie jedzenie stało się dla niego wyłącznie obowiązkiem.
Kto by się zresztą tym przejmował?
Kiedy nie miał nic do roboty, próbował coś czytać, ale niewiele było książek, które sprawiały mu przyjemność. Czasem po prostu chodził na Wieżę Tokijską i stał, przyglądając się miastu. "Jak tamta dziewczyna - myślał czasem. - Zupełnie, jak tamta dziewczyna..." Pewnie było w tym trochę racji. Przecież podobnie jak ona nie miał nic, zupełnie nic.
Nie odbierał telefonów, a przynajmniej odbierał je rzadko. Nadal wypełniał swoje obowiązki, nadal kontaktował się z babcią, ale wszystko, co robił, robił bez entuzjazmu. Niektórzy ludzie, którzy znali go wcześniej dziwili się, jak to możliwe, aby w wieku dwudziestu ktoś był już tak wypalony. Nie mogli uwierzyć, że śmierć siostry wpłynęła na niego aż tak. Nie wiedzieli... Oficjalnie zginęła w wypadku. To właśnie powiedziano jej przyjaciołom. Zginęła w wypadku.
Może to był wypadek.
Może to naprawdę był wypadek.
Gdyby to był wypadek...
Telefon.
Nie wstał, żeby go odebrać. Siedział w fotelu, z kubkiem zimnej kawy w dłoni. Automatyczna sekretarka włączyła się po chwili.
-Subaru, znów cię nie ma? - w głośniku odezwał się głos babci. - zadzwoń wreszcie. Jesteś bądź co bądź głową rodu. Nie możesz żyć w izolacji.
Czasem myślał, że to ona powinna być głową rodu. Stara i mądra, rozsądna kobieta, nie trawiona niezrozumiałymi dla siebie uczuciami. Wymagała od niego rzeczy, których nie mógł dokonać. Chciała, żeby zapomniał, ale nie wiedziała... nie wiedziała...
Wstał i odsłuchał jeszcze jedną wiadomość. Jakaś kobieta prosiła o pomoc. Kupiła dom w małej miejscowości, stary dom uważany za przeklęty. Z jej głosu wywnioskował, że jest racjonalnie myśląca osobą, a jego obecność ma jej pomóc nie tyle pozbyć się ewentualnego ducha, co upewnić się, że plotki były jedynie plotkami, a jej własne doświadczenia - złudzeniem, może jakąś anomalią klimatyczna.
Podniósł słuchawkę, wykręcił numer. Odebrał jakiś mężczyzna.
-Słucham?
-Mówi Subaru Sumeragi. Chciałem rozmawiać z panią Aoko Hanagichi.
-Tu Yurou Hanagichi. Żona Mówiła mi, że dzwoniła do pana. Moim zdaniem to bzdura.
"Przynajmniej nie ukrywa swoich przekonań" - pomyślał Subaru.
-Ja tylko wykonuje moją pracę, panie Hanagichi - powiedział. Pańska żona prosiła o pomoc, więc dzwonię.
-Zawołam ją - mruknął mężczyzna.
Po chwili w słuchawce odezwał się głos kobiety.
-Słucham?
-Dzwoniła pani.
-Tak... Ale nie jestem pewna. Ile pan sobie liczy.
Pieniądze! Uśmiechnął się do siebie z politowaniem.
-Pani Hanagichi, jeśli pani obawy są nieuzasadnione, nie wezmę nic. Zresztą pieniądze nie są ważne. Wypełniam tylko mój obowiązek.
-Dobrze... czy mógłby pan w takim razie...
Oczywiście. Czy mógłbym prosić o dokładny adres?
-Oczywiście... - kobieta podyktowała mu.
-Dziękuje. Będę koło trzeciej po południu, jeśli nie sprawi to pani problemu.
-Dobrze.
Odłożył słuchawkę, podszedł do stolika i dopił zimną kawę.
Do trzeciej było jeszcze mnóstwo czasu.
Sakurazukamori...
Kanoe przeglądała pliki, znalezione przez Satsuki. W całej Japonii żyło wielu ludzi nazwiskiem Sakurazuka. Sakurazukamori mogło być kilku... albo jeden. Jak go rozpoznać wśród tego tłumu?
To było zupełnie beznadziejne, nie mówiąc już o tym, że na samą myśl o zadawaniu się z tak bezwzględnym mordercą po jej plecach przechodził dreszcz. Mimo wszystko. Pomimo świadomości celów i sposobów działania Smoków Ziemi, spotkanie z pozbawionym uczuć zabójcą nie był dla niej miłą prespektywą.
Sakurazukamori... Posługujący się ciemną stroną onmyoujitsu mordercy, ponoć na swój sposób chroniący Japonię... Niszczycielska moc ich magii z pewnością byłaby przydatna...
W obliczu końca świata, po co właściwie przejmować się ofiarami?
Przeznaczenie...
Taka śmieszna idea...
Niby dlaczego ma być z góry postanowione, gdzie się urodzisz, czy złamiesz w dzieciństwie nogę, spadając z drzewa, z kim usiądziesz w ławce pierwszego dnia szkoły, jakie studia skończysz, w jakim będziesz pracował zawodzie, kogo pokochasz, w jaki sposób umrzesz?
Na świecie zawsze było wielu mędrców i szaleńców, przepowiadających przyszłość pojedynczych osób, społeczeństw i całego świata. Z reguły te małe przepowiednie spełniają się częściej, niż te duże, ale czy we wszechświecie nie ma w związku z tym miejsca na wolną wolę i własną inicjatywą jednostki?
...gdzie się urodzisz...
Rodzina naznaczona mocą i czarnym znamieniem śmierci...
...czy złamiesz w dzieciństwie nogę spadając z drzewa...
Przygotowywano go od najmłodszych lat...
...z kim usiądziesz w ławce pierwszego dnia szkoły, jakie studia skończysz...
Żadnego normalnego życia, nauka i przerażająca inicjacja...
...w jakim będziesz pracował zawodzie...
Wszędzie, gdzie się udawał, przynosił śmierć...
...kogo pokochasz...
...w jaki sposób umrzesz...
Jeśli istniało jakieś przeznaczenie, on je znał. Wiedział, że szukają go, nie zamierzał się jeszcze ujawniać. Jeszcze nie teraz. Obserwował kobietę oczami swoich shikigami, patrzył, jak przegląda dane osobowe, nie jeden raz prześlizgując się nad jego nazwiskiem i zdjęciem uśmiechniętego mężczyzny w okularach. Pewnie się nie domyśliła, pewnie nie pomyślała, że bezwzględny zabójca może się tak uśmiechać. Wiele osób już zmylił ten uśmiech.
Wiedział o końcu świata. Jego ród przekazywał sobie to proroctwo z pokolenia na pokolenie, może nawet jego poprzednicy wiedzieli, że to na niego padnie. A teraz "Dzień Obiecany" zbliżał się wielkimi krokami. A to oznaczało, że najwyższa pora uwierzyć w przeznaczenie. A może wierzył w nie od zawsze. Od tamtej chwili pod drzewem sakury.
Czasem przychodził pod nie i patrzył na czerwone kwiaty.
Dlaczego, gdy zamykał oczy, widział tylko jedną twarz? Dlaczego nie mógł tej twarzy zapomnieć?
"Jeśli przeznaczenie istnieje, to jeszcze się spotkamy..."
-Subaru - powiedział głośno.
Pociąg spóźnił się, tak więc do małej miejscowości, gdzie mieszkała jego klientka Subaru dojechał dopiero o wpół do piątej. Dom był stary, być może nawet jeszcze z początku ubiegłego wieku, otoczony wielkim, zapuszczonym ogrodem. Gałęzie starych, pokrzywionych drzew wiśniowych pochylały się nad ścieżką. Ich kwiecie było białe niczym śnieg i niczym śnieg sypało się na ramiona chłopaka, gdy szedł w kierunku ciemnych, drewnianych drzwi.
Otworzył mąż kobiety. Minę miał niezadowolona, pewnie liczył, że młody egzorcysta nie pojawi się. Wpuścił go jednak do środka. Subaru zdjął buty i rozejrzał się po wnętrzu domu. Widać było, że jego właściciele nalezą do tego gatunku ludzi, którzy pragną dostosować tradycję do nowych standardów końca dwudziestego wieku. Do mrocznego kiedyś wnętrza wpadały promienie słońca z otwartych na oścież okien, pod ścianami stały kartony pełne zagranicznych książek i magazynów o modzie i technice, na stole stał komputer - zapewne narzędzie pracy pana lub pani domu, jedyny do końca rozpakowany sprzęt w pokoju.
Pani Aoko Hanagichi ubrana była jakby właśnie wróciła z pracy w jakiejś wielkiej firmie, w jasnopopielaty kostium, którego krój zdradzał, że musiała go kupić w ekskluzywnym sklepie. Była kobietą raczej niskiego wzrostu, o włosach koloru kasztanowego (najprawdopodobniej był to efekt farbowania), na wskroś nowoczesną i elegancką. Na powitanie podała mu rękę, "po męsku", do uściśnięcia.
-Dobrze, że pan przyjechał, Sumeragi-san. Mąż jest przeciwny, ale sądzę, że się dogadamy, prawda?
-Oczywiście, Hanagichi-san.
-To dobrze. Napije się pan herbaty?
-Z przyjemnością.
Po chwili cała trójka siedziała przy stole, popijając zieloną herbatę. Pan Hanagichi patrzył na Subaru spode łba, jego żona próbowała przybrać minę kobiety racjonalnie myślącej, ale gdy opowiadała o dziwnych odgłosach, które co noc było słychać w domu, w jej oczach można było dostrzec przerażenie.
-Zaczyna się koło dziesiątej. Słychać zawodzenie w korytarzu z lustrem.
-Wiatr - uzupełnił mąż kobiety. - to tylko wiatr.
-W ścianach domu jest pełno szczelin - poparła go żona. - Wszystko z początku byłoby dobrze, gdyby nie ta twarz... Chociaż może lustro jest zanieczyszczone i w ciemności...
-Jaka twarz?
-Twarz dziewczynki... okropnie blada... lustro musi być zanieczyszczone...
"Gdyby było, nie byłoby mnie tutaj" - pomyślał Subaru, patrząc, jak kobieta próbuje trzymać się swojego racjonalnego sposobu myślenia.
-Chciałbym to zobaczyć na własne oczy - powiedział.
Pan Hanagichi skrzywił się.
-Przecież wiadomo, że...
Żona spiorunowała go wzrokiem.
-Jestem pewna, że pan Sumeragi wie, co robi, prawda?
-Tak. Jeśli to rzeczywiście tylko wiatr i zabrudzenia, odejdę i nie wezmę pieniędzy. Są państwo zadowoleni?
-Tak - kobieta skinęła głową. Jej mąż skrzywił się, ale nic nie powiedział - zaprowadzę pana do korytarza z lustrem.
Było już za dziesięć dziesiąta. Subaru siedział w ciemnym korytarzu, naprzeciw, wielkiego, masywnego lustra. Najprawdopodobniej pochodziło z Europy, skąd wzięło się w tym domu - nie wiadomo. Jego rama była ciężka, rzeźbiona, złota farba odchodziła z niej płatami. Szklana tafla była niemal czarna od brudu, choć pani Hanagichi zaklinała się, że wyczyściła zwierciadło jak mogła najlepiej. Jednak wśród licznych plam i smug kurzu Subaru nie mógł się dopatrzyć żadnej twarzy, poza swoją własną. Czekał, siedząc na podłodze i wpatrując się w lustro.
Nagle wybiła dziesiąta, w ciszy rozległo się dziesięć miarowych uderzeń. Gdy przebrzmiało ostatnie z nich, korytarz napełnił się dźwiękiem, który początkowo przypominał wycie wiatru w szczelinach ścian, po chwili jednak można było wyłowić coś przypominającego płacz. Dźwiek trwał kilka minut, poczym ucichł. Zapadła cisza.
Subaru był już gotowy uznać, że to rzeczywiście złudzenie, gdy nagle tuż przed sobą, w ciemnej tafli lustra, ujrzał srebrzystą postać dziewczynki. Miała bladą twarz i włosy w kolorze księżycowej poświaty. Tylko oczy zjawy były ciemne. Duże, czarne, smutne oczy wpatrywały się w chłopaka, starały się patrzeć na wskroś przez jego duszę...
Dziewczynka przekrzywiła głowę i zamrugała oczami.
-Boi się? - powiedziała jakby do siebie cichutkim głosikiem, przypominającym dźwięczenie małego, srebrnego dzwoneczka.
-Nie. Chcę z tobą porozmawiać.
-Lustro patrzy... - powiedziała dziewczynka jakby nie słysząc jego słów. - Okrutne oczy...
-Jesteś uwięziona w lustrze?
Dziewczynka wyłoniła się ze szkła i stanęła obok niego, jakby odpowiadając na jego pytanie. wyciągnęła dłoń i musnęła widmowymi palcami jego czoło. Jej dotyk był jak podmuch wiatru.
-Skrzywdzono... zraniono... nie uciekniemy...
-Kto cię skrzywdził?
-A ciebie?
-Nikt mnie nie skrzywdził... - gdy to mówił, dziewczynka skrzywiła się. - Jestem tu, żeby ci pomóc, żebyś mogła zaznać spokoju.
-Nigdy nie zazna spokoju, kogo śmierć dotknęła... nigdy nie zazna spokoju, kogo śmierć naznaczyła... ból... ból jest zbyt wielki, żeby można było iść dalej... miłość... miłość i śmierć, odwieczny taniec...
Jej słowa zaczęły być coraz bardziej rytmiczne, ona sama zaś zaczęła krążyć wokół Subaru. Jej oczy były puste, tak, jakby nic nie widziała.
-Chcę... - zaczął.
Dziewczynka zatrzymała się gwałtownie, spojrzała mu w oczy.
-Chcesz?
Jej twarz wykrzywiła się i duch zaczął zdążać prosto na niego. Subaru, zaskoczony ta niezwykłą przemianą, zaczął recytować zaklęcia, ale nie zdążył. po chwili leżał nieprzytomny na podłodze a widmowa dziewczynka unosiła się nad nim.
Zanurzony w dziwnym półśnie Subaru miał świadomość miejsca, w którym się znajdował i ducha dziewczynki znikającego w chwilę po uśpieniu go. Teraz tylko wiatr wlatywał przez szczeliny w ścianach. Jego podmuch mierzwił włosy chłopaka niczym czyjaś dłoń, delikatnie i pieszczotliwie. W tym dziwnym stanie naprawdę łatwo było pomylić wiatr z dotykiem...
...dotykiem dłoni we włosach, palca przesuwającego się po policzku, ust na szyi...
Czy to wiatr świszczał, czy ktoś szeptał jego imię?
Gdy się obudził, słońce stało już wysoko na niebie a w gałęziach drzew śpiewały ptaki.
-Precz z moich snów... - powiedział do siebie, siadając na drewnianej podłodze. Oczy miał pełne łez.
Sny przychodziły do niego rzadko, ale czasem się zjawiały.
Dziwne sny.
Najczęściej były to po prostu obrazy. Łąka pełna kwiatów, falujące delikatnie morze. Kojące obrazy, które pozwalały jego umysłowi odprężyć się.
Wbrew tego, co mówi się o psychice morderców, koszmary nawiedzały go niezwykle rzadko. Czasem tylko widział krew. Po prostu krew, czasem zarys leżącego na ziemi ciała. Jeśli rozpoznał twarz, zdarzało się, że budził się z dziwnym uczuciem. Poczucie winy? Nie, chyba raczej nie...
Tylko jedno potrafiło go wytrącić z równowagi. Czasem przed zaśnięciem bał się, że właśnie tą twarz zobaczy we śnie. Obraz, który budził w nim dziwne uczucie bólu i słodyczy zarazem. Nienawidził tego uczucia, gdy się pojawiało, ale czasem za nim tęsknił. Tak samo, jak tęsknił za osobą, która wywoływała w nim to uczucie.
Teraz, we śnie, widział korytarz w jakimś starym domu. Na podłodze leżała postać w białym ubraniu, w brudnym, starym lustrze widać było jej odbicie. Twarz leżącego była ukryta pod ramieniem, ciemne włosy poruszały się delikatnie pod podmuchem wiatru.
Podszedł bliżej, aby ujrzeć, że dłonie leżącego na podłodze chłopaka są obleczone w ciemne rękawiczki. Uśmiechnął się, o ile we śnie można naprawdę się uśmiechać. Przykucnął na podłodze. Spoglądając w lustro nie zobaczył swojego odbicia, ujrzał za to parę wielkich, ciemnych oczu, oczu dziecka pozbawionych twarzy...
Po przebudzeniu czuł, że wszystkie mięśnie ma zesztywniałe. Sen, zamiast przynieść mu odpoczynek, sprawił, że Seishirou czuł się jeszcze bardziej zmęczony. W dodatku ta świadomość cudzej obecności... Zawsze był przekonany, że sny tak wyraźne jak ten były zarezerwowane dal snywidzących, takich, jak ta ślepa wróżka, ponoć mieszkająca w podziemiach parlamentu, tymczasem teraz byłe pewien, że to co widział, było rzeczywiste. Że naprawdę widział Subaru.
Satsuki zdjęła z głowy okulary i przeciągnęła się. "Bestia" zamarła bez jej obecności, mrugając tylko jasnym światłem monitora. Dziewczyna raz jeszcze spojrzała na zdjęcie... Był nawet przystojny... bardzo przystojny... "Ciekawe rzeczy można znaleźć w tej sieci..." - pomyślała. Kto by przypuszczał, że jeden z podejrzanych o bycie Sakurazukamori spędził cały rok w towarzystwie rodzeństwa z klanu Sumeragi? Dziewczyna nie żyła, oficjalnie zginęła w wypadku, ale chłopak...
...I to głowa klanu! Ile on mógł mieć lat? Dwadzieścia dwa? Dwadzieścia pięć? Miał smutne, ciemne oczy...
"A jeśli ta dziewczyna, jego siostra, nie zginęła w wypadku?" - zaczęła się zastanawiać Satsuki. Przecież wedle danych po jej śmierci Seishirou Sakurazuka zniknął... Nawet komputery nie mogły go wytropić... "To nielogiczne. Mieszkać z nimi przez rok, zwodzić, a potem... Czemu zabił tylko dziewczynę? Czemu oszczędził chłopca? Gdybym ja była Sakurazukamori, pozbyłabym się przede wszystkim jego..."
Pozwoliła, by kable wniknęły w jej dłoń.
-Co o tym myślisz, "Bestio"?
Monitor zamrugał. "There is no rational explanation" - głosił napis na ekranie.
-Czy Seishirou Sakurazuka jest Sakurazukamori?
"Yes"
-Więc dlaczego nie zabił Subaru Sumeragi, tylko jego siostrę?
"Brak danych".
-Dlaczego przez rok udawał ich przyjaciela?
"Brak danych"
-Powtarzam: Czy Seishirou Sakurazuka jest Sakurazukamori.
"Yes"
-Czy Seishirou Sakurazuka jest Smokiem Ziemi?
"Yes"
-Gdzie znajduje się obecnie Seishirou Sakurazuka?
"Brak danych"
"Brak danych"
"Brak danych"
Monitor ściemniał, a po chwili Satsuki ujrzała na nim coś, co w pierwszym momencie wyglądało, jak wygaszacz ekranu. Były to powoli spadające w dół płatki sakury.
Minęła chwila, nim dotarło do niej, że przecież nigdy nie instalowała takiego wygaszacza ekranu. Minęła kolejna chwila, nim uderzył ją kolor płatków...
"Sakura nie jest..."
Wśród czerwonych płatków powoli pojawił się odwrócony pentagram i napis na jego tle: "NIE MIESZAJ SIĘ DO MOICH SPRAW"
Satsuki jak oparzona odskoczyła od komputera.
-To niemożliwe! Jak on zdołał...
W ciszy usłyszała jakiś dźwięk. Przypominał on śmiech.
Po raz pierwszy w życiu poczuła strach. Wdarto się na jej terytorium. Zakłócono jej spokój.
Wybiegła z sali, przekonana, że ściga ją śmiech Sakurazukamori.
-Napije się pan herbaty, Sumeragi-san? - kobieta wydawała się być bardzo spokojna. - Czy może woli pan kawę?
-Kawę, dziękuję - usiadł, zastanawiając się, czy na policzkach nie zostały jeszcze ślady brudu i łez.
Pan Hanagichi patrzył na niego zza gazety. Nie wyglądał na zadowolonego. Co będzie, kiedy dowie się, że potrzebne są egzorcyzmy?
-Jak panu poszło, Sumeragi-san?
-Jest mi bardzo przykro, Hanagichi-san. Muszę zostać tu na jeszcze jedną noc.
Pan Hanagichi mruknął coś o szarlatanach i naciągaczach, żona spojrzała na niego piorunującym wzrokiem.
-Rozumiem. Zdam się na pana ocenę.
Mężczyzna prychnął i schował nos w gazecie. Kobieta westchnęła ciężko i pochyliła głowę.
Subaru wstał.
-Wrócę wieczorem - powiedział.
Pożegnał się z panią domu i wyszedł. Płatki wiśni zaścielały chodnik. Białe.
Jechał pociągiem z powrotem do Tokio. Dookoła niego ludzie rozmawiali, śmiali się, jakiś smutny chłopiec w kącie wagonu słuchał muzyki z CD-Playera. Za oknem przesuwały się widoki, początkowo wiejskie, później za szybą pojawił się krajobraz miasta. Pociąg zatrzymał się na stacji. Subaru wysiadł.
Przechodząc przez dworzec widział swoje odbicie, postać smutnego, zmęczonego chłopaka w białym płaszczu. Zadrżał na ten widok, przypominając sobie lustro w korytarzu starego domu. To nawet nie ono go przerażało... To nawet nie duch dziewczynki, najniezwyklejsza zjawa, jaką spotkał w życiu... To ten sen...
Na wielkim telebimie na dworcu pokazywano wiadomości.
-...zginęła kobieta, matka szesnastoletniego chłopca... - mówił spiker - przyczyny wybuchu pożaru są nieznane, niewykluczone, że było to podpalenie...
Subaru obojętnie minął ekran i ruszył dalej.
W parku było pełno ludzi, dzieci bawiły się na trawnikach, ktoś wołał psa... Tylko wokół jednego
drzewa było pusto, choć jego różowe kwiaty były niezwykle piękne.
Stanął na pobliskiej alejce, nie ważąc się podejść bliżej. Czuł, jak po karku przebiega mu dreszcz... strach i coś poza nim...
Płatki powoli opadały na ziemię, czerwone...
...czerwone...
Zamknął oczy, opierając ramię o pobliskie drzewo...
...tamten dzień...
...wszyscy, na których mu zależało...
...czerwone...
-Dobrze się czujesz?
Znajomy głos? Ale czyj?...
Otrząsnął się.
-Dobrze się czujesz?
Patrzyła na niego dziewczyna, może piętnastoletnia.
-Tak, wszystko w porządku - odwrócił się, by nie patrzeć jej w oczy. Tak bardzo przypominała mu siostrę...
-To...? - stała jeszcze przez chwile, może z nadzieją na jakąś odpowiedź, potem odeszła. Anonimowa twarz z tłumu.
Zjadł obiad w taniej restauracji i wieczorem pojechał z powrotem do państwa Hanagichi.
Tym razem pan domu był nieobecny.
-Mąż pojechał do rodziny - powiedziała pani Hanagichi. Nie było wątpliwości, że to ona go tam wysłała, by uniknąć spięć między nim a omyouji. Subaru był jej za to wdzięczny. - zje pan coś może? Zostało trochę sushi...
Właściwie nie był głodny, ale nie wypadało odmówić. Zresztą sushi było wyjątkowo dobre, a pani domy miła, choć może zadawała zbyt wiele pytań... zbyt wiele osobistych pytań... Chciała być uprzejma i towarzyska, ale wypytywać go o siostrę, po tym, jak wspomniał o niej przez przypadek... Ale skąd miała wiedzieć? Odpowiadał zdawkowo, starając się być uprzejmy, ale chyba nie za bardzo mu to wychodziło. W końcu kobieta zrezygnowała z "przesłuchania".
-Co mógłby mi pan powiedzieć na temat tego ducha? - zmieniła temat.
-To duch dziewczynki, około ośmioletniej... Prawdopodobnie umarła w tym domu, jest w jakiś sposób związana z lustrem...
-Nie poradził pan sobie z nią wczoraj...
-Nie... zaszły pewne... komplikacje... - nie za bardzo wiedział, jak nazwać te "komplikacje". Po raz pierwszy w życiu spotkał się z duchem, który zachowywał się w ten sposób. W dodatku sen... dziewczynka uśpiła go, ale czy to ona sprawiła, że śniło mu się właśnie TO a nie co innego? Miał niejasne wrażenie, że zjawa sięgnęła do jego umysłu, wydobyła na światło dzienne to, co trzymał tam głęboko ukryte.
Głęboko?
Jak głęboko?
sny przychodziły do niego i bez cudzej ingerencji...
Jego siostra...
Mężczyzna z jednym okiem, uśmiechający się lodowato...
...krew, zawsze krew na rękach, rękach tego mężczyzny, jego rękach, nawet na rękach jego siostry...
...wszędzie krew...
-Sumeragi-san?
Otrząsnął się.
-Co się stało? Mówił pan coś o krwi...
-Nie, to nic... - oparł łokcie na stole i ukrył twarz w dłoniach. - to nic...
Kątem oka widział, jak wyraz twarzy kobiety zmienia się. Wyczuła, że to wcale nie było "nic", może nawet chciała coś powiedzieć, ale nie wiedziała, co.
Wstał.
-Już czas - powiedział. - Zrobię co do mnie należy, i nie będzie mnie już pani musiała oglądać.
Takie słowa nie były pewnie bardzo uprzejme, ale kobieta nie przejęła się nimi. Miała zatroskaną minę, jej oczy wodziły za nim, jakby chciała mu w jakiś, jakikolwiek sposób pomóc. Na szczęśnie nie odważyła się pójść za nim do korytarza z lustrem. Za to tez był jej wdzięczny.
Przebrał się w strój ceremonialny i zaczął przygotowania...
Dziewczynka pojawiła się o tej samej porze, co poprzedniej nocy. Próbowała podejść, ale ochronna bariera, która postawił na jej drodze powstrzymała ją.
-Boi się? - spytała jak ostatnio.
-Chcę z tobą porozmawiać.
-Mów.
-To ty powinnaś coś powiedzieć. Kim jesteś, jak się tu znalazłaś, jak mogę ci pomóc.
Dziewczynka przybrała zamyśloną minę.
-W ogrodzie jest wiele drzew sakury... - powiedziała, przekrzywiając głowę.
Subaru poczuł, jak po kręgosłupie przebiega mu dreszcz. Może nigdy nie poczułby się w ten sposób, gdyby nie sen z poprzedniej nocy. Dziewczynka uśmiechnęła się.
-Kwiaty sakury są czerwone, czerwone, twoje serce jest zranione, zranione - zanuciła.
Tego nie mógł już znieść. Machnął ręka, zrzucając stojący na pobliskim stoliku wazon. Porcelanowe naczynie rozbiło się z trzaskiem, skorupy poleciały na wszystkie strony, część z nich przeleciała na wylot przez zjawę, kilka wylądowało w samym centrum pentagramu. Subaru przypadkowo oparł się dłonią o jeden z nch. syknął z bólu. Krew pociekła na podłogę, kropla po kropli.
Dziewczynką zawisła w powietrzu, z otwartymi ze zdumienia i przestrachu. białą, przejrzystą dłoń przyłożyła do otwartych ust.
-Krew, krew...
Więcej nie mogła powiedzieć. Skuliła się, a potem nagle wyprostowała, wyjąc przeraźliwie.
Subaru skupił się i zaczął recytować zaklęcie. Z każdym słowem wycie ducha cichło coraz bardziej, po chwili dziewczynka leżała skulona na podłodze i szlochała cicho.
-A teraz powiedz, co się z tobą stało - rozkazał.
-Lustro... patrzy... człowiek... miły... myślałam... lustro... krew... boję się... to boli... nie, to boli... boli... co się stało? Czemu kopie dół...? Ja... pod murem... pod lustrem...
Zjawa zaniosła się przeraźliwym płaczem. Łzy, niemal rzeczywiste, ciekły strumykami po jej białych policzkach.
-Po raz pierwszy - ścisnęła nerwowo dłonie, aż pobielały jej palce - ktoś włamał się do mojego komputera. Ktoś Włamał się do "Bestii", wyobraża to sobie pani, Kanoe-san?
-Może to będzie dla ciebie jakimś pocieszeniem - kobieta pokazała jej małą, prostokątną karteczkę z narysowanym na niej odwróconym pentagramem. - To nie jego znajomość komputerów, a magia. Nasz Sakurazukamori doskonale strzeże swoich danych osobowych.
Satsuki skrzywiła się. Właściwie nie dziwiła się, choć nie mogła zrozumieć, jakie intencje kierowały tym mężczyzną dziewięć lat temu. Maiła nadzieję, że spotkanie z nim nie będzie nudne
Wstała.
-Tak czy inaczej, wolałabym, żeby nie nachodził "Bestii"... w żaden sposób.
-Oczywiście, Satsuki - rzekła Kanoe spokojnym tonem. - A teraz wracaj do siebie.
Gdy dziewczyna odeszła, czarnowłosa kobieta zgniotła w dłoni małą kartkę papieru. O, tak, Sakurazukamori dbał o swoje interesy... Ale przynajmniej nawiązał kontakt...
Łopata uderzyła o cos twardego. Subaru schylił się i kontynuował kopanie za pomocą rąk. Po chwili z ziemi wyłonił się gładki, owalny przedmiot.
Kobieta stłumiła krzyk, kiedy młody mężczyzna wydobył na światło dzienne czaszkę. Dziecięcą czaszkę. Czuła dreszcz na kręgosłupie.
-Dobry Boże!
-Szukałem informacji... W domu obok mieszkała kiedyś rodzina z dzieckiem, córeczką. Kiedyś dziewczynka zaginęła... nikt nie podejrzewał sąsiada, miłego człowieka, który zawsze był taki życzliwy dla małej... - westchnął. - Kiedy ktoś jest miły, nigdy się go nie podejrzewa... Dziewczynka zginęła przed lustrem, pogrzebano ją tutaj. Kiedy jej zwłoki zostaną przeniesione, duch uspokoi się. Radzę pani zgłosić policji, że znalazła pani ciało i nie wspominać o mojej obecności.
-Dziękuję, Sumeragi-san. Ile panu płacę?
-Nie.
-J... Jak to?
-Pani mąż... Będzie zadowolony, kiedy mu pani powie, że nic nie wziąłem...
-To nie ważne. Ja... chciałabym się odwdzięczyć - wcisnęła mu w dłoń plik banknotów. - Proszę!
-Nie - powtórzył.
Kobieta nie protestowała więcej.
Wracał z umysłem nieco spokojniejszym, niż poprzedniego dnia, choć wciąż pełnym niewesołych myśli. Jak zawsze. Sny, które dręczyły go nocami potrafiły przychodzić i na jawie, wizja wpatrujących się w niego oczy, które zawsze potem znikały... A może to nie było złudzenie i czarne ptaki, siedzące na drzewach były szpiegami? Nie wiedział.
Hokuto... minęło tyle czasu, a ja ciągle myślę o nim tyle, co o tobie... Chcę go znaleźć, ale czasem wolałbym, żeby to on znalazł mnie...
Ptak wylądował na ramieniu ubranego w czerń mężczyzny. Ten uśmiechnął się, odbierając od shikigami obraz młodego mężczyzny idącego ulicą.
-I znów jesteś tak blisko, Subaru-kun... dzień nadchodzi... Ale wybacz, mam tez obowiązki... na razie muszę zająć się kim innym...
Kilka kilometrów dalej szesnastoletni chłopiec wysiadał właśnie z pociągu. Po sześciu latach wracał do Tokio.
KONIEC
Ukończone 22 września 2002
|
|
Komentarze |
dnia padziernika 21 2011 14:02:27
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina
Mikku Kai (mikku_kai@o2.pl) 11:11 03-11-2005
Bardzo dobrze napisany fanfik, wciągający.
Pozdrawiam bardzo serdecznie |
|
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
|
Oceny |
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.
Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.
Brak ocen.
|
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem? Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.
Zapomniane haso? Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze stałe, cykliczne projekty
|
Tu jesteśmy | Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć
|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|