The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Marca 28 2024 16:05:19   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Ciepły poranek
OOC i rozbieżności z serią zamierzone.
Fullmetal Alchemist nie należy do mnie i nie czerpię z niego żadnych korzyści pieniężnych.



"Kochać, to nie znaczy patrzeć na siebie nawzajem, lecz patrzeć razem w tym samym kierunku." (Antoine de Saint-Exupery)


Edward Erlic tydzień temu obchodził swoje siedemnaste urodziny. Wtedy też świętował z bratem rok od czasu, gdy udało mu się odzyskać ciało Alphonse oraz własną rękę i nogę. Od roku żyją normalnie. Od roku są naprawdę szczęśliwi. Minęło także pięć lat odkąd Edward Erlic został Państwowym Alchemikiem. Półtora roku temu zniknął bez śladu i prowadził badania nad alchemią, po sześciu miesiącach spełnił wreszcie największe marzenie swoje i Al'a. Rok temu Edward wrócił do armii. Od tego czasu urósł trzy centymetry, co stanowiło jego prywatny powód do dumy, ale w niewielkim tylko stopniu zmniejszyło docinki dotyczące jego wzrostu. Taki na przykład Mustang przynajmniej co parę dni musiał, MUSIAŁ rzucić jakąś uwagę na ten temat. Mimo, że teraz sięgał mu pod brodę...! Po prawdzie Ed teraz już nie widział w tym tyle kpiny, co niegdyś, a raczej przyjacielskie przekomarzanie. Przyjacielskie, bo okazało się, że Fullmetal i Flame zostali nieoficjalnie przyjaciółmi. W praktyce oznaczało to, że wciąż się kłócili, o co tylko mogli, jeśli akurat znajdowali się na forum publicznym, ale prywatnie wiedzieli, że nie mają nikogo innego, kto w każdej chwili gotów jest pomóc i do kogo można przyjść z każdym problemem. Zaczęło się to po zakończeniu całej sprawy z homunkulusami. W niezrozumiały nawet dla nich samych sposób niespodziewanie zauważyli, iż wśród wciąż pełnej wrogów i ukrywanych eksperymentów armii, na nikim innym nie mogą skutecznie polegać. Na tyle skutecznie, by w razie potrzeby druga osoba była dość silna, aby można było jej zawierzyć życie swoje i innych. Roy Mustang, jako Generał Brygady i Edward Elric, jako nieoficjalnie najzdolniejszy alchemik, jaki miał okazję pokazać się w kraju stanowili dla siebie zabezpieczenie-obaj wiedzieli, że ich wpływy i umiejętności pozwolą na udaremnienie wszelkich spisków i problemów tylko wtedy, jeśli będą połączone tak, by nikt o owym porozumieniu nie wiedział. Dlatego nigdy oficjalnie nie pokazali, że w razie niebezpieczeństwa będą walczyć razem, a nie w pojedynkę. Wręcz przeciwnie. Mustang zwykle trzymał się swojej starej ekipy, a Erlic pokazywał swoją indywidualność i samowystarczalność wyrywając się z owej ekipy, kiedy tylko była taka możliwość. A gdy ewentualni przeciwnicy zmniejszali swoją czujność uderzali cicho, z zaskoczenia, razem. Bo tylko do siebie nawzajem mieli pełne zaufanie. W ten oto nieco pokręcony sposób Edward Erlic i Roy Mustang zostali nieoficjalnie przyjaciółmi.
A przed pięcioma minutami Edward wyszedł ze swojego pokoju w koszarach i w oświetlonej jasnym blaskiem księżyca, orzeźwiającej ciszy nocnej udał się na spacer po polach ćwiczebnych sztabu głównego. Kopnął jakiś kamień, westchnął głęboko i usiadł pod wielkim klonem. Spojrzał na granatowe niebo rozświetlone rzadkimi gwiazdami.
-Cześć.-mruknął cicho, gdy z cienia drzewa wyłoniła się jakaś postać.
-O czym myślisz?-Roy przygładził swój mundur i usiadł obok chłopaka.
Przez chwilę siedzieli w ciszy, przyglądając się dalekim, bladym światłom w oknach koszar.
-Al wyjechał przed chwilą do Rizenbul.-zaczął cichym, spokojnym głosem Edward.
-Tak nagle?
-Powiedział, że musi coś sprawdzić. Jak dla mnie to po prostu nie może wytrzymać zbyt długo bez widoku Winry. Ciekawie, kiedy sam się zorientuje.-zaśmiał się lekko.-Cieszę się, że jest szczęśliwy.
Mustang tylko mruknął potakująco. Nie mieli ochoty, ani potrzeby mówić nic więcej. Najbardziej w tej nietypowej przyjaźni sobie cenili to, że równie dobrze jak rozmawiać potrafią wspólnie milczeć, a często było to dużo wartościowsze od terkoczących nad uchem znajomych. Milczenie z kimś, kto wie, co chcesz powiedzieć, rozumie to i nie czuje potrzeby tego komentować stanowiło naturalną potrzebę odskoczni od hałasu, intryg i niebezpieczeństw armii. Obaj zdawali sobie z tego sprawę i cenili te chwile ciszy, które były zbyt trudne, by znieść je samotnie, i zbyt skomplikowane, by o nich mówić. Teraz chcieli po prostu odpocząć. Obaj przyszli tu w tym właśnie celu i choć ich spotkanie było dziełem przypadku i powinno zaburzyć plany spokojnego rozluźnienia w nocnej atmosferze ciszy, chłodu i spokoju, okazało się być w sumie przyjemnym uzupełnieniem tej chwili dla nabrania tchu i energii na nadchodzące dni.
-Al wciąż jest od ciebie wyższy.-mruknął z rozbawionym prychnięciem Mustang i zerknął na Fullmetala oczekując reakcji. Aktywny odpoczynek bywał czasem wydajniejszy od siedzenia pod drzewem.
-Sugerujesz, że jestem za niski, żeby cię porządnie sprać?-powiedział przez wyszczerzone zęby Edward, marszcząc brwi i odruchowo zaciskając mocniej pięści.
-Mały sparring na dowód?-rzucił z paskudnym uśmiechem Flame Alchemist-Zwycięzca wybiera nagrodę.-dodał widząc mieszaninę wściekłości za uwagę o wzroście i przyjemności na rozruszanie mięśni na twarzy młodszego alchemika. Doprawdy, zaskakujące połączenie.
Stanęli na przeciw siebie, mierząć się wzrokiem. Obaj mieli ochotę na trochę ruchu.
-Zacznij się bać, Mustang!-Edward uśmiechnął się i już prawie klasnął, gdy jego prawą rękę złapała blada dłoń przełożonego, pozbawiona rękawiczki z kręgiem.
-Bez alchemii. Bo pobudzimy wszystkich w koszarach i zniszczymy całą okolicę.
Erlic tylko szerzej się uśmiechnął i podciął mu nogi.
-Wedle życzenia!-zaśmiał się unikając ciosu w policzek. Wyprowadził kilka kopnięć, ale żadne nie dosięgło celu, dopiero nieprzemyślany i w sumie odruchowy cios lewą ręką miał szansę trafić uśmiech wyższości Mustanga, ale ten go zdążył zablokować bez specjalnego starania się. Następne kilka minut spędzili na unikaniu i ewentualnym blokowaniu ciosów przeciwnika, niemal się nie dotykając. Walkę utrudniał rzucany przez rozłożysty klon cień, w którym na przemian ginęli przed swoim wzrokiem. Nic nie mówili. Jedynymi odgłosami były ich kroki, szybkie oddechy i ocierające się o siebie warstwy ubrań. I kiedy Roy miał zamiar z zaskoczenia wyprowadzić uderzenie kolanem, zobaczył przed sobą tylko coś dużego i ciemnego, i nagle poczuł, że ląduje twardo na ubitej ziemi. Gdy zdarł sobie z twarzy płaszcz Erlica, Hagane siedział na nim okrakiem i szczerzył się złośliwie.
-Wygrałem! Co by tu sobie wybrać jako nagrodę...-Edward zerknął w niebo, udając, że głęboko się nad tym zastanawia.
-Myślę, że...-Flame Alchemist uśmiechnął się podstępnie chwytając ramiona Erlica i błyskawicznym ruchem przeturlując się obok. Fullmetal krzyknął cicho, gdy nagle leżał na ziemi, przyciśnięty mocno ciałem mężczyzny, z rękoma unieruchomionymi nad głową silnym uchwytem bladej ręki.-...Myślę, że to jednak ja wygrałem.
-Hej!! Mustang, ty draniu, oszukujesz!-wrzasnął chłopak szarpiąc się, ale gdy spostrzegł, że to tylko strata energii, dał sobie spokój i skierował obrażony wzrok prosto w granatowe oczy nad sobą.
-Ty też. Ta zagrywka z płaszczem była nie fair.-ogłosił poważnym tonem, a Edward tylko fuknął na tak postawioną sprawę.
-Hmpf, niech ci będzie. A teraz złaź ze mnie, bo mi w plecy zimno.
Mustang przyjrzał się uważnie dużym, złotym oczom, w których tliło się zniecierpliwienie, ale i satysfakcja z dobrej walki. Wokół opalonej twarzy Hagane rozsypane były jasne włosy, opadające miękko na wykrzywione do tyłu ramiona. Roy przez kilka sekund wpatrywał się w twarz chłopaka, aż w końcu westchnął zrezygnowany i oparł głowę na jego barku, owiewając gorącym oddechem szyję i ucho Erlica.
-Roy...? Coś ci się stało? Roy?-Edward nagle poczuł, że nie ma pojęcia się wokół niego dzieje, a leżący na nim mężczyzna wcale sprawy nie ułatwiał.
-Nic nie mów i słuchaj.-mruknął cicho Flame, wziął głęboki oddech, podniósł głowę i spojrzał prosto w złote oczy.-Od trzech lat nie potrafię się na niczym skoncentrować, nie potrafię stworzyć z nikim związku dłużej niż na miesiąc, nie potrafię wypełniać spokojnie tych cholernych papierów, ani nawet pamiętać o zrobionej dwa dni temu herbacie. Nawet jak się upiję, to wciąż siedzi w mojej głowie i nie chce odejść. Edward... -zamknął mocno powieki, a gdy je otworzył Erlic po raz pierwszy zobaczył w granatowych, niemal czarnych oczach tyle desperacji-Od trzech lat przez ciebie nie mogę normalnie funkcjonować...Jeśli nie jesteś w pobliżu, to nie mogę się skoncentrować, gdy cię nie ma, to podświadomie myślę, co możesz teraz robić...cholera by z tym wszystkim...-widać było, że nie planował tego mówić i nie wie jak ująć kłębiące się w nim emocje, by najpełniej przekazać je Hagane.
Westchnął zniecierpliwiony, skoro już zaczął, to nie może się wycofać.
-Edward, od trzech lat jestem w tobie zakochany.
Mustang zatopił twarz w jasnych włosach młodego alchemika, czekając na reakcję. Złote oczy nienaturalnie rozszerzone wpatrywały się chwilę w niebo, w końcu mrugnęły dwa razy, a potem do Edwarda nagle dotarł sens słów Roy'a. Roy Mustang, Generał Brygady, niegdyś jego wróg publiczny numer jeden, z czasem tylko przełożony, potem kolega po fachu, w końcu najlepszy i jedyny w armii przyjaciel...od trzech lat go kocha. Od trzech lat... Erlic powoli zamknął i otworzył oczy, wziął kilka spokojnych, głębokich oddechów i odezwał się tak cicho, że Flame Alchemist tylko dzięki wytężeniu słuchu mógł zrozumieć poszczególne słowa.
-Roy...ja...mi nigdy nikt...niczego takiego nie powiedział i...naprawdę nie wiem, co mam teraz zrobić...-wydusił z siebie i z cieniem niepewnego uśmiechu spojrzał na bladą twarz znów patrzącego mu w oczy przyjaciela.
Mężczyzna przez chwilę przetwarzał wypowiedź Hagane, po czym uśmiechnął się lekko i pokręcił głową.
-W porządku...Nie oczekiwałem, że nagle też wyznasz mi miłość. Chciałem tylko ci to powiedzieć. Żebyś wiedział i...um,po prostu wiedział.-zagryzł wargi, spojrzał w bok.
Edward westchnął wewnętrznie. Żebyś wiedział, cholera. Teraz to żeby wiedział, co z tym wyznaniem Mustanga zrobić, to by było dobrze. Nie chciałby tracić tak ważnego przyjaciela jak Roy, a jednocześnie nie wiedział, czy to nie nadszarpnie ich relacji. Z drugiej strony w obliczu tak niespodziewanej informacji w głowie Erlica pojawiło się kilka nowych, niewygodnych pytań. A najtrudniejszym było, czemu to wyznanie go raczej w jakiś pokręcony sposób ucieszyło, niż zezłościło. Przecież obaj są facetami, do tego Roy jest od niego dużo starszy, no i jak on ma się teraz zachowywać wiedząc, że wywołuje taki rozgardiasz w życiu Mustanga. Gorzej, dlaczego go jeszcze nie odepchnął, tylko wciąż pozwala mu na sobie leżeć, zwłaszcza, że w właśnie powstałym nowym świetle ta sytuacja wcale nie kojarzyła mu się już tak bardzo z przegranym sparringiem. Nic dziwnego, z czym niby ma się kojarzyć leżący na tobie facet, wyznający ci miłość...
-Cholera...-mruknął Edward.
-Co...?-zapytał zbity z tropu Flame.
-Cholera.-stwierdził, gdy zauważył, że wcześniej wymknęło mu się to na głos.-Mustang, złaź ze mnie, tu naprawdę jest zimno.-mruknął bez większego przekonania, byle zmienić temat na taki, z którym może sobie poradzić.
Erlic o mało nie wrzasnął, gdy alchemik znienacka spojrzał na niego dziwnie.
-Roy, nie strasz ludzi...-stęknął, głośno wypuszczając powietrze.
-Zamieszkaj ze mną.
-CO?-Edward zakrztusił się śliną.
-Przez tydzień, od jutra. Alphonse i tak nie ma.
-Ale...
-Wygrałem sparring, to moja nagroda.
Edward patrzył na niego przez moment badawczo. On faktycznie mówi serio...? Kiedy stwierdził, że Mustang wcale nie zwariował, odetchnął z lekką ulgą, którą natychmiast zastąpił szok. Chwila, zamieszkać z nim? Na tydzień? Z nim? Po tym, co mi przed chwilą powiedział?! JAK?!
-Złaź.-zrezygnowanym tonem obwieścił Hagane. A zaraz potem wstrzymał oddech i mocno się zaczerwienił, bo poczuł głaszczącą go po boku i biodrze rękę Mustanga. Tak się właśnie zastanawiał, gdzie ją wcięło, skoro tylko jedną trzymał dłonie Erlica...-Roy...cokolwiek planujesz... natychmiast przestań...-odezwał się słabo chłopak, zupełnie nie mając pojęcia co zrobić. Pierwszy raz w życiu ktoś go dotknął...w taki sposób...i Edward nie był pewien, czy ma ochotę na zbieranie nowych doświadczeń, zwłaszcza takich...zwłaszcza na zimnej glebie, w nocy, pod starym klonem, do tego na polach ćwiczebnych sztabu...Złapał się na myśli, że jedyne, co ostatecznie mógłby w tej chwili tolerować to Roy...Szybko przegonił tę uwagę i błagalnie zerknął na Mustanga. Cholera, złaź już, na jedną noc mam wystarczająco dużo nowych problemów...
Flame spojrzał na blondyna nieobecnym wzrokiem i dopiero, gdy po paru sekundach mrugnął, zdawał się skontaktować, gdzie jest jego ręka. Natychmiast ją zabrał.
-Przepraszam.-mruknął cicho i wstał. Wyciągnął rękę, by pomóc Erlicowi, a ten po chwili wahania ją chwycił. Chłopak otrzepał się, starannie unikając spotkania wzroku Roy'a. Po prostu czuł, że mężczyzna go bardzo uważnie obserwuje. I kompletnie nie wiedział, czemu powoduje to u niego takie spięcie.
-Um...dobranoc.-uśmiechnął się słabo Edward i odwrócił się, idąc w stronę koszar.
-Yhm.-kiwnął głową Mustang, a Hagane czuł na karku wzrok Flame, póki nie znalazł się za zakrętem.

***

Dom Roya Mustanga znajdował się kawałek za centrum miasta, około dwudziestu minut piechotą od sztabu głównego. Odległość tę Generał Brygady pokonywał zazwyczaj swoim czarnym samochodem. Sam zaś dom z zewnątrz nie wydawał się być zbyt duży, specjalnie się też na pierwszy rzut oka nie wyróżniał. Ot, zwykły domek jednorodzinny, piwnice, parter, piętro i strych. Przed budynkiem był trawnik z odrobinę zbyt wysoką już trawą, na środku przedzielony chodnikiem od furtki do dwóch schodków przed ciemnobrązowymi drzwiami. Furtka, podobnie jak i gruby, drewniany płot okalający miejsce zamieszkania Mustanga były dość wysokie i choć na pewno bardzo ładne, to mówiły wyraźnie 'obcym wstęp wzbroniony, chyba że macie ochotę zostać pieczenią'. Ściany domu były ciepłożółte, dach bordowy. Ogólnie wrażenie było raczej przyjemne. W środku było miejsca sporo, na jedną osobę wydawało się to być aż za dużo, ale Mustang lubił mieć wokół dużo przestrzeni. W piwnicach trzymał notatki i tym podobne rzeczy związane z alchemią, tam także trzymał kilka zapasowych par rękawiczek. Gdy weszło się do środka widziało się szeroki korytarz. Po lewej było wejście do kuchni, pozbawione drzwi, dalej, naprzeciwko wejścia były białe drzwi do łazienki, po lewej od nich drzwi do spiżarni, po prawej zaś prowadzące na piętro drewniane schody. Po prawej stronie drzwi wejściowych był salon, służący do przyjmowania ewentualnych gości. Także on nie posiadał drzwi, za to wejście było wielkości pół ściany. Widać było, że Mustang ceni sobie szybkie docieranie do celu, a konieczność zamykania i otwierania drzwi przy każdym zmienianiu pomieszczenia byłaby tylko zupełnie niepotrzebnym utrudnieniem. Jeśli poszło się prosto, schodami na górę to dostrzegało się tam kolejno: nad kuchnią drzwi do sypialni Roya, drzwi do jego gabinetu i biblioteczki zarazem nad spiżarnią, przy czym gabinet ów oraz sypialnię także łączyły drzwi. Po stronie prawej, naprzeciwko sypialni Flame znajdowały się drzwi do drugiej, nieużywanej sypialni, którą Roy miał tylko na wypadek nagłego najazdu rodziny, co zdarzało się raz na dwa lata, i o której lubił czasem marzyć, że mieści w sobie pewnego blondwłosego alchemika. Czasem, bo gdy od czasu do czasu musiał tam iść otworzyć okno czy coś podobnego, nienawidził tego momentu rozczarowania, że pokój właściela nie ma i mieć raczej nie będzie. Ostatnie pomieszczenie na górze oryginalnie miało wszystkie cztery ściany, jednak Mustang zburzył te dwie od zewnątrz, wstawił na rogu kolumnę i przeobraził to miejsce w przyjemny taras z dachem, rozsuwanymi ścianami ze szkła(pancernego), dwoma fotelami z wikliny, takimż stoliczkiem i stojącymi pod ścianą kwiatami doniczkowymi. Tak naprawdę nigdy nie wiedział, po co mu te kwiaty, bo i tak często zapominał je podlewać, a to, że wciąż rosły i miały się dobrze, było istnym cudem, ale głęboko wierzył, że kiedyś mu się przydadzą. Poza tym jego matka chyba by nie przeżyła, gdyby usłyszała, że nie ma on w domu żadnych roślinek.
W takim miejscu żył Flame Alchemist.
Roy ziewnął i przeciągnął się. Wyłączył budzik (znowu wstał, nim zdążył zadzwonić, po co on go w ogóle trzyma?) i wyszedł z łóżka, poprawiając piżamę. Nie miał najlepszego nastroju. Powiedzmy szczerze, gdyby ktoś go teraz zaczepił i mruknął choćby 'dzień dobry', najprawdopodobniej Roy by go zabił na miejscu. W nocy nie spał wcale, dopiero nad ranem udało mu się godzinę zdrzemnąć. Był wyczerpany i nie nadawał się do pracy. Ale to nie miało znaczenia. Już nieraz po bezsennej nocy jechał do sztabu i udawał, że wszystko jest w porządku. Ale jeszcze nigdy nie był tak zmęczony psychicznie. Zaklął szukając kapci. Wczoraj najprawdopodobniej zniszczył chyba najcenniejszą rzecz w swoim nędznym życiu egoisty, mianowicie przyjaźń z Edwardem Erliciem. Jedyną osobą, przed którą nie musiał udawać, że jest kimś innym. Jedyną osobą, którą pokochał. Cholera. Lepiej było tego nigdy nie mówić. Widział dobrze, że Fullmetal tylko przez wzgląd na tę przyjaźń nie strzelił go w pysk. Jeśli Hagane jeszcze nie złożył w sztabie rezygnacji i nie wyjechał do Rizenbul, to będzie cud. Albo nie, lepiej niech wyjedzie. Gdyby Roy miał go teraz codziennie widywać podczas pracy w wojsku, i znosić jego dozgonną pogardę, to chyba sam złożyłby wniosek o przeniesienie najdalej, jak tylko by mógł.
Westchnął ciężko i przygnębiony zszedł po schodach. Pierwszym, co go zdziwiło, była torba stojąca przy drzwiach, drugim- zapach dochodzący z kuchni. Co do...? Przecież tam nikogo...
-Cholera!-dobiegł go zirytowany głos. Nie, to niemożliwe...
Mustang w ciągu sekundy stał w odrzwiach kuchni i przyglądał się szeroko otwartymi oczami, jak Edward Elric zalewa dwa kubki herbaty, a potem odwraca się do niego i... Chwila, to nie może być Edward. Nie po tym, co się stało wczoraj! Poza tym...Edward nigdy nie nosi dżinsów i białych podkoszulków, prawda? No dobra, może nosi, w końcu Roy go nie szpieguje, ale... To wszystko było trochę jak sen. Taki, o którym przyjemnie marzyć, ale nigdy nie można w niego wierzyć. Bo zaboli, gdy odejdzie.
-Cześć, co tak stoisz...? AAAAA!!! Cholera! Znowu mi się przypala ta jajecznica!! Masz najgorszą patelnię, jaką w życiu widziałem, Roy!!!-Fullmetal nerwowym ruchem odrzucił na plecy warkocz i pogrzebał łyżką na patelni. Roy, wciąż niezbyt kontaktujący usiadł na krześle przy stole i zagapił się nieelegancko na Edwarda.
-To ty...Edward?-wyjąkał słabo.
-A wyglądam na Havoca?-sarknął Hagane i nałożył śniadanie na talerze.-Jedz, idź się umyć i się obudź po drodze, to pogadamy. Rany, nigdy bym nie przypuszczał, że ktoś taki jak ty, rano jest jeszcze bardziej nieprzytomny niż ja!-roześmiał się Erlic, nabierając na widelec jajecznicę.
Mustang posłusznie zjadł, wypił herbatę, poszedł na górę po swój mundur i poszedł wziąć prysznic, ani słowa nie mówiąc, tylko cały czas podświadomie zastanawiając się, kiedy to się skończy. To musiał być sen. I to był zdecydowanie zbyt piękny sen, by móc łatwo znieść obudzenie się. Już sobie wyobrażał, jaki będzie chodził wściekły, jak już się obudzi... Flame wszedł do salonu w spodniach i koszuli od munduru, marynarkę powiesił na krześle, usiadł na kanapie, naprzeciwko fotela, na którym zwinął się w kłębek Edward popijając swoją herbatę i rozglądając się po wnętrzu.
-Wyspałeś się?-niespodziewanie zaczął Fullmetal, gdy Roy zamierzał otworzyć usta.-Bo ja wcale. Właściwie, to w ogóle nie spałem. Dlatego dzisiaj nie będzie mnie w sztabie, muszę to odespać, albo zaraz padnę.-zaśmiał się lekko i kontynuował-Skoro i tak jesteś moim przełożonym to sobie wymyśl jakiś powód mojej nieobecności, mi się nie chce. No, to jak już mówiłem nie mogłem spać. Całą noc myślałem nad...-zawahał się nad doborem słów-...nad tym wczoraj. Wygrałeś ten sparring, więc jakkolwiek nietypową sobie wybrałeś nagrodę, to ja się zgadzam.-uśmiechnął się szeroko, widząc zaskoczenie w oczach Mustanga-No co? Jesteś moim przyjacielem, bardzo ważnym przyjacielem-stwierdził poważnie Edward patrząc w twarz mężczyzny-więc pomyślałem, że tyle mogę dla ciebie zrobić. Jeśli nadal tego chcesz, i naprawdę sprawi ci to jakąś przyjemność, to zostanę tutaj tydzień. Dobrze, teraz ty. Możesz mi zadać trzy pytania.
Erlic uśmiechnął się, a Flame Alchemist, już opanowany, pogodzony z faktem, że to jednak nie jest sen, za wszelką cenę starał się nie rozpłynąć ze szczęścia po usłyszeniu wywodu Hagane.
-Trzy pytania, tak? Więc najpierw mi wyjaśnij jak tu wszedłeś.
-Nie domyśliłeś się jeszcze? Transfigurowałem zamek w drzwiach w płaski metal, a jak już byłem w środku, to zmieniłem go z powrotem w taki sam zamek. Mam nadzieję, że się nie pomyliłem i klucz nadal będzie pasował.-uśmiechnął się z zakłopotaniem Edward.
-Dlaczego się zgodziłeś? Myślałem, że nie będziesz chciał mnie więcej widzieć.-Mustang skrzywił się lekko na wspomnienie swoich przemyśleń po przebudzeniu. Jak się zastanowić, to chyba trochę przesadził. Duże trochę.
-Nie wiem. Chyba dlatego, że tak cię lubię. Bo wiesz...-Edward nieświadomie ściszył nieco głos i uciekł wzrokiem od mężczyzny naprzeciwko-...jeśli ty naprawdę coś...to...nie chcę, żebyś był z tym taki...jak wczoraj...
Mustang mrugnął.
-Co masz na myśli?
-Nie pozwolę, żeby znowu ludzie, na których mi zależy, przeze mnie cierpieli. Już dość tego zrobiłem w przeszłości. Ja nigdy z nikim nie byłem tak...no, zakochany, i nie wiem na czym dokładnie to polega. Ale chcę dać ci szasnę. Jeśli ty naprawdę coś...no wiesz...-Hagane zaczerwienił się. Powiedzenie na głos tego, do czego doszedł po czterech godzinach myślenia, było trudniejsze, niż przypuszczał. Teraz wszystko zależało od Mustanga.
-Chcesz powiedzieć, że jest szansa, że razem będzie nam dobrze?-podsumował ostrożnie Roy, uważając, by nie posunąć się za daleko w swojej interpretacji słów Erlica.
-Nie wiem, co chcę powiedzieć!-zniecierpliwił się Edward i wstał z fotela-Nigdy nie byłem zakochany, skąd mam wiedzieć, jak to poznać?! Jeszcze po tym wczoraj...! Ja nie potrafię tak, jak ty jasno określić, co czuję i myślę! Dlatego daję nam ten tydzień!-stanął przed Royem z założonymi na piersi rękami, mocno zarumieniony i wyraźnie niepewny, czy się cieszyć, czy złościć, że wreszcie to powiedział.
Edward krzyknął krótko, gdy w ciągu sekundy Mustang przewrócił go na kanapę i leżał na nim, szczerząc się niewiadomo z czego.
-Zostaw mnie! Ej, co ci jeszcze nie pasuje?!-naburmuszył się zaczerwieniony chłopak.
-Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Kocham cię.-Mustang cmoknął go w policzek, a Ed bardziej siłą woli niż autentycznymi możliwościami wyswobodził jedną rekę i zamknął nią usta Roy'a. Mężczyzna spojrzał na niego rozbawiony i Erlic mógłby przysiąc, że się paskudnie uśmiecha.
-Tknij mnie, a się wyprowadzę i już nigdy nie wrócę do Stolicy, ty chory zboczeńcu.-zmarszczył brwi Hagane, a gdy Flame kiwnął głową, na znak rozumienia, odsunął dłoń od jego twarzy. Roy w mgnieniu oka delikatnie pocałował ową dłoń.
-Jesteś okrutny. Zmuszasz mnie do absolutnego celibatu, a chcesz ze mną mieszkać?
-Lepiej już idź. Nadal wyglądasz jak zombie, jeśli jeszcze się spóźnisz, to Havoc oskarży cię o całonocne picie i zrujnuje ci opinię.-złośliwie się wyszczerzył, i odetchnął wewnętrznie, gdy Mustang wstał z kanapy.
-Na górze jest wolny pokój, znajdziesz bez problemu.
-Tak, tak. Idź i daj mi się wyspać. Przez ciebie jestem półprzytomny.-mruknął Fullmetal i ułożył się wygodniej na kanapie. W sumie wciąż nie miał pojęcia, czy ten tydzień z Royem to dobry pomysł i czemu właściwie się na to zgodził... Jak teraz na to spojrzał, to faktycznie przestawał rozumieć własne argumenty... Przeklął w myślach i szczerze postanowił zasnąć i nie wstawać nim będzie to absolutnie konieczne. Tak, na pewno, jak się wyśpi, to wszystko będzie łatwiejsze. Zamknął oczy i starał się ignorować szuranie butów Mustanga, gdy ten najpierw zakładał marynarkę, potem zdaje się podszedł do niego, zawrócił do drzwi, znowu podszedł...Cholera, Mustang, wynoś się juz! To wszystko przez ciebie, więc zrób mi tę przysługę i sobie już idź! Albo weź się przynajmniej zdecyduj, co chcesz zrobić...Edward westchnął wewnętrznie i usiadł niespodziewanie. Flame zamarł w pół kroku, jakiś metr przed kanapą.
-Co?-głosem Erlica można było spokojnie ciąć ołów.
-E...-mężczyzna był wyraźnie zaskoczony nagłym ruchem nowego lokatora, a chyba jeszcze bardziej tym, że podchodził do niego. Po co? A skąd on ma wiedzieć? Co on, niby ma myśleć racjonalnie, gdy Hagane sobie beztrosko leży na jego kanapie?!-To na razie.
Fullmetal w lekkim szoku przyglądał się jak drzwi błyskawicznie zamykają się za Royem, wzruszył ramionami i postanowił wreszcie się wyspać. Potem może poszukać tego pokoju i się rozpakować.

***

-Pożycz mi piżamę.-odezwał się Erlic i siorbnął herbatę.
-Co?-Mustang nie od razu zrozumiał pytanie.
-W koszarach byłem rzadko, a w podróżach spałem w ubraniu. Nie mam piżamy. Pożycz mi jakąś.-Hagane mówił takim tonem, jakby tłumaczył dziecku coś oczywistego i wyraźnie był tym znudzony. Trudno mu się dziwić. Dla niego to było oczywiste.
Poszli na górę, do sypialni Roya, który odsunął jakąś szufladę i wyjął dwie piżamy-granatową i szarozieloną. Ed bez większego zastanowienia wybrał ciemniejszą.
-Rany, jaka wielka...-mruknął chłopak rozkładając przed sobą koszulę.-Spodni nawet nie biorę, bo prędzej bym się w nich zgubił albo spadł ze schodów, niż miał jakiś pożytek.-oszacował, nie zwracając najmniejszej uwagi na minę Flame.-No, dzięki.
-Na południu są jakieś zamieszki, wysłałem tam Havoca.
-Co?-jęknął żałośnie blondyn-Jesteś bez serca. Przecież on...sam wiesz, jaki jest Havoc.
-Właśnie. Do czarnej roboty najlepiej nadają się nowi i debile. Nowych akurat nie było.-uśmiechnął się paskudnie Roy, a Fullmetal tylko pokręcił głową ze zrezygnowaniem.-No i on mi zarzucił, ze całą noc piłem.
Tu już Edward nie wytrzymał i roześmiał się głośno.
-Czemu go karzesz za swoją głupotę, Mustang? Masz doły pod oczami na pół metra i jesteś jeszcze bledszy niż zwykle, co jest niebywałym osiągnięciem. Jak chodzisz, to trzymasz się ścian. Cud, że cię nie wzięli za naćpanego.-Elric wybuchnął kolejną salwą śmiechu.-Założe się, że Liza musiała ci co najmniej pięć razy przypominać, które papiery masz wypełnić-Hagane uśmiechnął się z satysfakcją widząc siedzącego w kącie czarnowłosego mężczyznę, nad którym unosiła się nieznanego pochodzenia niebieska mgiełka.-Dobra, dobra, zaraz do niego zadzwonię i odwołam ten wyjazd.
-Co?-Roy najwidoczniej był dzisiaj w nastroju na inteligentne pytania.
-Pojadę tam sam i załatwię szybko sprawę. Szkoda mi Havoca, nie jego wina, że wyglądasz jak skacowany trup w Halloween.
-Ej, Hagane, to ja mam wydawać rozkazy...-zaczął Mustang, ale Edward nawet nie mrugnął.
-Wiedziałem, że się zgodzisz.-uśmiechnął się promiennie blondwłosy i już schodził do salonu.-Jaki jest numer do Havoca?
-A skąd ja mam wiedzieć? Zresztą on chyba mieszkał w koszarach, nie?
-Hm, faktycznie, tam jest...-mruknął do siebie Ed i wykręcił numer do koszar, a już po chwili odezwał się jakiś głos-O, cześć Ruby. Zawołaj mi tu Havoca, tylko szybko, ok? No, dzięki, czekam.
Mustang rozsiadł się na drugim końcu kanapy i przyglądał się Elricowi spod zmrużonych powiek. W duchu cieszył się, że chłopak nie nosi swoich zwykłych, dopasowanych spodni, i po domu biega w luźnych dżinsach i podkoszulku. Blondyn wychylił się, by sięgnąć po swoją herbatę, a Mustang miał wrażenie, że wszystkie jego ostatnie teorie zaczynają się niebezpiecznie chwiać. Bo Edward jest absolutnie przepełniony energią i ciągle go gdzieś nosi. Zamiast jak normalny człowiek wstać i wziąć kubek, on woli się wyciągnąć na pół stołu, bo akurat drugą ręką robi coś innego i nie ma czasu przerywać. Wobec czego w sumie na jedno wychodziło-i tak te spodnie co chwilę się na nim napinały. Nie, żeby Mustang na taki widok marudził, wręcz przeciwnie. Było to tylko trochę...niewygodne, jeśli nie zamierzał rzucać się na Erlica. Postarał się odpędzić te myśli i skupić się na czymś innym. Łatwo powiedzieć...
-No, załatwione, jutro o piątej jadę na południe. Już się stęskniłem za jakąś akcją!-strzepnął palce i na próbę klasnął parę razy.
-Nic z tego, to mój tydzień.-zmarszczył brwi Roy i wpatrzył sie w Ed'a.
-Pomieszkać tu mogę później, a praca to praca.-wzruszył ramionami chłopak, bez większego przejęcia.-Nie chce mi się znowu pakować...-westchnął wstając z kanapy i kierując się na górę.-Bagaż mógłby mi przeszkadzać, więc do płaszcza mogę włożyć notes, jak mi coś będzie trzeba to najwyżej od kogoś pożyczę albo coś...-mamrotał do siebie blondyn, wchodząc po schodach.-Hej, Mustang? Mogę moje rzeczy zostawić rozpakowane, czy będzie ci tamten pokój potrzebny?
Roy najchętniej odpowiedziałby, że ten pokój należy już na wieczność do Erlica, ale powstrzymał się przed tym w ostatniej chwili i tylko krótko się zgodził. Zerknął zmęczonym wzrokiem za okno. Ledwo, co się cieszył, że teraz bez przerwy i bez żadnych konsekwencji może cały dzień wpatrywać się w złote oczy Hagane, a tu nagle wielkie bum i Edward wyjeżdża. Od początku czuł, że za pięknie się robiło. Żeby choć w pracy miał jakąś rekompensatę za tak zszarpane nerwy, a tu nic...! Nawet głupich krótkich spódniczek nie może wprowadzić w sztabie! Burknął obrażony na cały świat i postanowił iść do łóżka. Wyśpi się, to pomyśli jak się zemścić za tak paskudnie zniszczony humor. Najlepiej na jakichś nowych, niech poznają, co to prawdziwa armia. Albo na Havocu. O, to może być dobry pomysł.

***

Flame Alchemist naciągnął właśnie na siebie kołdrę ze szczerym zamiarem spania, gdy drzwi do jego sypialni skrzypnęły i stanął w nich Elric. Chłopak miał na sobie koszulę od piżamy, sięgającą mu niemalże kolan, rękawy podwinął trochę. Stał boso i patrzył w podłogę. Jedynie świecący za oknem księżyc przełamywał nocny mrok, rzucająć srebrny blask na twarz młodego alchemika.
-Um, Roy...? Śpisz już?-odezwał się cichym szeptem.
Mężczyzna najpierw pokręcił głową, a potem zorientował się, że Edward wciąż nie oderwał wzroku od podłogi i sam nie wiedząc, czemu szeptem, zaprzeczył.
-Ta piżama faktycznie jest wielka...-zaczął Edward, przygryzł wargę, nabrał powietrza i mruknął:-Bo jak się kogoś kocha, to znaczy ja nie wiem, ale tak mi się wydaje...no, że chce się być z tym kimś cały czas, tak myślę...-chłopak się plątał, rumieniąc się lekko. Nie lubił takich sytuacji. Nigdy.-Wiem, że ty byś sam nie zapytał...więc...um...aaaa, niech to wszystko szlag!-mruknął w końcu zdenerwowany, zrobił trzy duże kroki i wpakował się do łóżka Roya.
-E...Ed...?-Mustang nie był pewien czy cię cieszyć, że oto spełnia się jedno z jego największych marzeń, czy podejrzewać Erlica o zmowę z wrogiem i natychmiast rozpocząć poszukiwania ukrytych zabójców. Było nie było, takiego zachowania by się po Fullmetalu nigdy nie spodziewał. Ale nic przeciwko nie miał. Nie, właściwie, to teraz żadni potencjalni wrogowie go nie obchodzili. Ani trochę.
-Ani słowa, Mustang.-warknął zirytowany głos spod naciągniętej po sam czubek głowy kołdry. Flame mrugnął dwa razy i uśmiechnął się szeroko.
-Piżama jest w porządku, Hagane. Tylko ty naprawdę jesteś niski.-wyszczerzył się paskudnie, gdy nagle tuż przed sobą miał czerwoną po czubki uszu twarz Erlica, otoczoną rozczochranymi blondwłosami, z pałającymi absolutną chęcią mordu, złotymi oczami.
-TY...!-słowa uwięzły mu w gardle, gdy blada dłoń odgarnęła mu z twarzy włosy w nieznanym chłopakowi, intymnym niemal geście. Cały gniew został zastąpiony czymś innym, dziwnym i zupełnie obcym Edwardowi. Czymś, czego nie potrafił nazwać, a przez co twarz wydała mu się być jeszcze gorętsza i czerwieńsza niż przed chwilą. I nie wiedział, jak przyjąć to nowe uczucie. Ręka mężczyzny zdjęła mu gumkę z włosów i rozplotła je delikatnie.
-Będzie ci wygodniej.-powiedział cicho Roy, Na twarzy miał mały, łagodny uśmiech a w oczach coś, co sprawiło, że Ed poczuł nagłą ochotę zakopania się głęboko pod kilkoma grubymi kołdrami i zostania tam co najmniej kilka dni. I prawdopodobnie byłby wprowadził ten plan w życie, gdyby Mustang nie położył się z powrotem na swojej puchowej poduszce i nie zamknął oczu.-Dobranoc, Ed.
Chłopak tylko mruknął coś niezrozumiale pod nosem i otulił się swoją częścią wielkiej kołdry, wciąż czując niepokojące ciepło na policzkach. A potem jakaś silna dłoń owinęła mu się dookoła talii i przyciągnęła do jakiegoś ciała. Wolał nawet w myślach nie mówić, czyje ono było. I tak czuł się, jak w saunie. Powiercił się trochę, by znaleźć najwygodniejszą pozycję, co nie było wcale takie proste z tą przeklętą ręką w pasie. Gdy w końcu mu się udało, i już miał zamiar spokojnie zasnąć, Mustang pocałował go w ucho i przeciągnął nosem po opalonym policzku.
-Zboczeniec.-burknął Hagane, nakrywając się szczelniej kołdrą. Ale jak tu uciec przed kimś, kto leży tuż za twoimi plecami...? Niech to...
-Kocham cię-uśmiechnął się Roy, a Edward przeklął wewnętrznie. Po jaką cholerę on tu przyłaził?!

***

Prawdę mówiąc, to Roy się tego spodziewał. Nie był zbyt dobry w przewidywaniu czegokolwiek, co wiązało się z Edwardem (przekonał się o tym parę dni temu-Erlic był absolutnie nieprzewidywalny i wątpił, by ktoś mógł powiedzieć o nim coś na pewno), ale tym razem mu się udało. Po prostu czuł, że tak będzie i już. Trzy dni temu obudził się, ziewnął, przypomniał sobie, że zeszłej nocy Hagane z własnej woli wlazł mu do łóżka, zauważył, że chłopaka nie było, zagapił się na łóżko, przypomniał sobie, że Erlic pojechał na południe zamiast Havoca, wyłączył budzik dziesięć minut przed przewidywanym dzwonieniem, przeklął i poszedł do pracy. Od trzech dni ma w głowie tylko wielkie, złote oczy i absolutnie na niczym nie potrafi się skupić. Cholera by to...! Havoc na początku żartował z niego, ile się dało, ale ostatnio zaczął mówić coś o znajomym lekarzu...Liza i reszta też. Chyba zaczął ich martwić taki półprzytomny przełożony. To wzruszające... Albo po prostu bali się, że zapomni dać im wypłatę. Mustang nieskoncentrowanym wzrokiem pobłądził po biurku. Skąd tu się wzięło tyle papierów? Ciekawe, czy Ed zjadł jakieś śniadanie? Może powinienem je wypełnić? Te zamieszki nie miały być niczym wielkim, ale jeśli coś się stanie Hagane, to przysięgam, zamorduję winnych! Hm, papiery...hm... Z drugiej strony, kto mógłby coś zrobić Erlicowi? Tak, to raczej mało prawdopodobne. Nic mu nie jest. Papierów tak dużo się nagle zrobiło...skąd one tutaj się w ogóle wzięły? Ale czemu do jasnej ciasnej tak długo go nie ma?!
Rozmyślania przerwało mu pukanie. A, Liza.
-To raporty z ostatniego tygodnia, tu są wyniki...Wszystko w porządku?
-Co?-granatowe oczy były nieobecne.
-Mustang, może ty się przepracowujesz? Wyglądasz jakbyś wcale nie spał.
-Prawie nie śpię.-zgodził się Flame, westchnął głęboko i skupił się na Lizie. Jeśli jest ktoś, kto zawsze myśli racjonalnie i zawsze o wszystkim pamięta, to tym kimś może być tylko Liza. Dobrze mieć ją po swojej stronie. Bardzo dobrze.-Jakieś nowe wieści na temat tych zamieszek na południu?
-Nie, dopiero, gdy Edward wróci, poznamy sytuację.
-A kiedy wróci?-zapytał alchemik z nadzieją i wpatrzył się w Hawkeye, jakby na dodatek znała odpowiedzi na wszystkie pytania. Niestety, tylko wzruszyła ramionami.
-Obiecał przyjść na urodziny, więc dziś wieczór powinien tu być.
-Co? Jakie urodziny?
-Nawet nie mów, że zapomniałeś.-zmierzyła go niedowierzającym spojrzeniem i tylko krótko westchnęła.
-Elysia kończy dzisiaj siedem lat, a Edward obiecał mi, że przyjdzie.
-TOBIE?
-Tak. Zaskakujące, ale on doskonale zna się na prezentach dla dzieci. Mam się z nim spotkać dziś o piętnastej, żeby coś kupić małej, potem pójdziemy na przyjęcie. Ty też jesteś zaproszony, więc radzę ci coś kupić, póki pamiętasz. Za chwilę znowu zaśniesz, Mustang.
Flame chwilę patrzył tępo w ścianę.
-Idę z wami.-ogłosił nagle wstając.
-Co?
-Która godzina?
-Wpół do trzeciej.
-Zbieraj się, za dziesięć minut widzę cię przed sztabem.
Liza kilka sekund patrzyła na nagle ożywionego Mustanga, a potem odetchnęła z ulgą. Stary Roy wrócił. Już nie muszą się martwić o wypłaty.

***

Siedzieli pod fontanną na środku rynku. Liza przyglądała się niebu, nie trudząc się choćby próbą rozmowy z Royem. Nic dziwnego. Flame cały czas nerwowo się rozglądał i patrzył na zegarek. Gdyby nie wiedziała, to uznałaby, że jest na misji inflirtacyjnej...
-Cześć, Liza! Przepraszam, że się spóźniłem, ale po drodze pociąg się wykoleił i...
-Ed, jesteś cały brudny!-Liza przyjrzała się oprószonemu ubraniu blondyna.-Zrób z tym coś, bo nas nigdzie nie wpuszczą.
-Jej, zupełnie o tym zapomniałem-uśmiechnął się lekko chłopak, klasnął i przyłożył dłonie do ciuchów. Kurz i błoto spadły na ziemię już jako drobne kamyczki.-No, możemy iść. Tylko jedna prośba, pożycz mi kasy, nie zdążyłem iść od sztabu po moją.
-Hagane...-blondyn odwrócił się na dźwięk zimnego głosu za plecami.
-Mustang? Nawet cię nie zauważyłem, cześć!-wyszczerzył się radośnie.-Ej, Liza, co mu jest? Wygląda, jakby go Havoc prochami nafaszerował...
-Od trzech dni, Edward. Dopiero pół godziny temu zaczął normalnie reagować, jak mu powiedziałam o urodzinach Elysii. Nagle zachciało mu się pomóc nam w zakupach.
-Współczuję wam.-Erlic pokiwał poważnie głową w stronę Hawkeye, a ta tylko westchnęła krótko.-Mustang? Żyjesz?-zwrócił się do stojącego bez ruchu mężczyzny. Gdy nie doczekał się reakcji (zgrzyt zębów zignorował), uśmiechnął się lekko-Roy, weź głęboki oddech, pogap się na laski w mini, oprzytomniej, dogoń nas i powiedz, co się dzieje.
Fullmetal i Liza uśmiechnęli się porozumiewawczo i ruszyli do najbliższego sklepu z pluszakami. Flame chwilę przetwarzał słowa przyjaciela i w końcu westchnął głośno. Jakim cudem Ed zawsze wie, co zrobić...? Pokręcił głową z uśmiechem i poszedł w stronę sklepu. Dwójka blondwłosych istot właśnie przeszukiwała ogromny pokój wypełniony najróżniejszymi pluszakami w nadziei na spotkanie odpowiedniego, gdy znalazł ich Roy. Poczekał, aż Hawkeye zajęła się przebieraniem miśków i podszedł od tyłu do Hagane. Chłopak na moment zamarł, gdy przed twarz wyskoczył mu niebieski, puchaty królik i nagle przemówił cichym, niskim, stawiającym wszystkie włosy na ciele Edwarda głosem, niewątpliwie należącym oryginalnie do granatowookiego Generała Brygady.
-Mogłeś mnie uprzedzić, że wracasz.
Przed Erliciem stanął Mustang i zmierzył go wyczekującym wzrokiem.
-Po co? Od pięciu lat nic, tylko gdzieś jeżdżę. Nie zgubię się na dworcu.-prychnął blondyn i wyciągnął z dłoni mężczyzny pluszaka, by mu się dokładniej przyjrzeć.
-No nie wiem, w końcu taki niski jesteś, mógłbyś nie zauważyć, jak...-Edward wepchnął pluszowego delfinka w paskudnie wyszczerzone usta Roya i poszedł do Lizy.
-Zobacz, mamy już królika, jeszcze jakaś lalka i...-zastanowił sie na moment, nie zwracając uwagi na mamroczącego pod nosem coś o zemście Flame-Może taka wielka piłka? To powinno jej się spodobać.
-O...ok-wydusiła Liza, zaskoczona dobrym humorem Mustanga, aktualnie kłócącego się z Hagane, który z nich wypatrzył królika. Uśmiechnęła się. Chyba już wiedziała, czemu jej dowódca ostatnio chodził taki osowiały. Nikt tak nie rozświetlał świata jak złotooki alchemik w swoim znoszonym, czerwonym płaszczu.

***

Wszyscy troje stanęli pod domem pani Hughes. Drzwi otworzyła im Elysia i natychmiast uśmiechnęła się szeroko.
-Ed!-rzuciła się chłopakowi na szyję, o mały włos go nie przewracając.
-Cześć, mała. Daj nam wejść do środka, dobra?-zaśmiał się Erlic, zdejmując z siebie dziewczynkę.-Zobacz, co dla ciebie mamy!
Liza miała rację. Edward miał niebywały talent, jeśli chodziło o wybieranie prezentów i Elysia była zachwycona. Cały wieczór chodziła z niebieskim królikiem pod pachą i wszystkim się chwaliła, jaką dostała wieeeeeelką piłkę i jaką śliiiiczną lalkę. Nie odstępowała Fullmetal nawet na minutę, co powodowało aluzje jej matki, uśmiechy znajomych i bardzo skutecznie ukrywaną pod wyrafinowymi zaczepkami zazdrość Mustanga. Mała padła dopiero po północy, wobec czego Ed ogłosił, że następnego dnia pracę w sztabie zaczną nie normalnie, o siódmej, ale o dziewiątej.
-Ej, a niby z jakiej okazji to ty o tym decydujesz?-Roy lekko kopnął siedzącego na dywanie Erlica i rozsiadł się w fotelu.
-Bo ja myślę praktycznie-odezwał się poważnie blondyn i rzucił jakimś pluszakiem w siedzącego obok Havoca.-Mustang, chyba nie chcesz, żeby spali w pracy pół dnia? Te dwie godziny wszystkim się przydadzą, nie?
Fuery, Breda, Farman, Armstrong, Havoc i Liza zgodnie potwierdzili. Mustang miał wrażenie, że tak naprawdę to nie ma żadnej władzy. Normalnie go przegłosowali, cholera. Nawet pani Hueghes ich poparła! Zmowa. Spiskują przeciw niemu. Stracił autorytet. Jak tak dalej pójdzie, to zostanie zdegradowany. Dlaczego Ed, w końcu jego podwładny, robił, co chciał bez żadnych konsekwencji...? Roy fuknął słabo.
-Widzicie? Mówiłem, że się zgodzi!-wyszczerzył się Edward i zjadł ciastko.
Mustang mrugnął.
-Hej...zaplanowaliście to?-zmierzył podejrzliwym wzrokiem najłatwiejszą do zeznań osobę, czyli Havoca.
-Mustang, sadysto, nie stresuj Jeana!-oburzył się młodszy alchemik, gdy Havoc przełknął głośno ślinę.
-Planowanie doskonałych akcji jest moją tradycją rodzinną.-zaświecił szpanerskimi mięśniami Armstrong, a Farman szybko wypił jeszcze jedną szklankę oranżady. Nie miał pod ręką nic mocniejszego.
-Ed nas przekonał, że miewasz ludzkie odruchy i możesz się zgodzić, Mustang.-burknął Havoc i natychmiast pożałował, że się odzywał, bo Flame roztarł swój palec wskazujący o kciuk i sugestywnie spojrzał w jego stronę. Erlic tym razem rzucił pluszaka prosto w twarz Roya.
-Dobra, to teraz karaoke!-wrzasnął zadowolony chłopak, nie przejmując się dłużej granatowookim alchemikiem, gdy pani Hughes przyniosła mikrofon.
-Jest pani pewna, że nie obudzimy Elysii?-zainteresowała się Liza, szukając słów do jakiejś piosenki.
-Oczywiście.-uśmiechnęła się promiennie matka dziewczynki.
Roy zrezygnowanym gestem przejechał dłonią po twarzy.

***

Wszyscy wynieśli się po pierwszej, a Ed zaofiarował pomoc przy sprzątaniu. Naturalnie Mustang stwierdził, że nie może pozwolić aby jego niepełnoletni podkomendny sam włóczył się w nocy po mieście, więc też zostanie, by później go odprowadzić. Erlic prychnął urażony, ale nic nie powiedział. Rzucił w mężczyznę jakimś pluszakiem i zabrał się za sprzątanie razem z panią Hughes. Pożegnali się z nią dopiero przed drugą. Szli w ciszy. Mrok rozjaśniało tylko słabe światło rzadkich latarni. Edward założył ręce za głowę i odetchnął głośno. Z lekkim uśmiechem spojrzał na bladą twarz Roya.
-Nie patrz tak na mnie.-burknął Flame.
-Czemu?
-Od czterech godzin zmuszam się, żeby cię nie pocałować. Lepiej mnie nie prowokuj.
Erlic zaśmiał się cicho.
Gdy doszli do skrzyżowania, Mustang zatrzymał się.
-W którą stronę idziesz?
Po lewej był sztab i koszary. Prosto-dom Roya.
-Głupie pytanie. Nie mów, że zapomniałeś, gdzie teraz mieszkam. Poza tym w koszarach nie mam lodówki.-wzruszył ramionami chłopak, idąc przed siebie.
-Pewnie dlatego, że nie dosięgnąłbyś do najwyższych półek.-sarknął złośliwie Mustang, otaczając ramiona blondyna własnym. Edward wyrwał się natychmiast i wystawił mu język.
-Było mnie nie obrażać-wyszczerzył się złośliwie.
Pół godziny później Fullmetal stał przed drzwiami sypialni Mustanga i zastanawiał się czy wejść. Mężczyzna brał prysznic, więc Erlic nie miał zbyt wiele czasu na myślenie. Wchodzisz albo nie. To tylko dwa wyjścia, weź się określ i zrób coś! Tylko co? Ostatnio strzelił taką mowę, że jakby teraz zrezygnował, sam by sobie zaprzeczył. A wybitnie nie lubił takich sytuacji. Ale znowu jeśli wejdzie...Gniótł w dłoni przydługi rękaw koszuli, wściekły na swoje niezdecydowanie, gdy nagle znalazł się za nim Flame. Nawet nie słyszał, kiedy tu przyszedł.
-Właź, bo zmarzniesz.-czarnowłosy lekko wepchnął go do środka i zamknął drzwi.
Edward, pozbawiony konieczności wyboru, od razu odzyskał humor. Uśmiechnął się i otulił kołdrą. Nie mógł wyjść z podziwu, jaka ona była ogromna. Mustang usiadł obok niego.
-Tak się cieszysz, że będziesz ze mną spał?
-Chciałbyś.-prychnął Erlic.- Cieszę się, że wstajemy dopiero o ósmej. To był jednak genialny plan.
Mężczyzna burknął coś pod nosem o utraconym autorytecie.
-Dzięki, Roy...
Kilka jasnych włosów połaskotało bladą twarz, a potem Mustang poczuł niepewny, szybki pocałunek miękkich, ciepłych ust Edwarda. Chłopak błyskawicznie odsunął zarumienioną mocno twarz i wbił wzrok w dłonie, kurczowo ściskające pościel.
-J...ja nie umiem...bo...nigdy...ale...um...jak ci się...nie podobało, to powiedz...dobra?...no...bo...no bo...um...chciałem ci podziękować...i...sam nie wiem czemu...-skończył bardzo cicho. Czuł się tak po raz pierwszy w życiu i nie miał pojęcia, co z tym zrobić, ani jak.
Roy wyciągnął rękę i przytulił zaskoczonego blondyna do siebie. Drugą dłonią delikatnie chwycił go za brodę i uniósł nieco do góry.
-Kocham cię, mój wariacie.-uśmiechnął się do tych wielkich, złotych oczu i cmoknął go lekko w czoło. Edward zarumienił się jeszcze mocniej, gdy zauważył, że wczepił dłonie w piżamę Mustanga i sam się w niego wtula, a obejmujące go przed chwilą ręka, rozplata teraz jego włosy.
-Rano mi je zapleciesz.-wychrypiał cicho Erlic.-Ostatnio przez ciebie mało co nie spóźniłem się na pociąg.-wydął wargi udając obrażonego.
Flame uśmiechnął się tylko i naciągnął na nich kołdrę.
-A pocałujesz mnie jeszcze raz?
-Zamknij się.-fuknął Ed i schował głowę w białej piżamie Roya.

***

Do sztabu doszli milcząc. Edward nie miał ochoty nic mówić, bo zajęty był wewnętrznym przeklinaniem się, co też mogło mu strzelić w nocy do tej pustej łepetyny, żeby...! Argh, nawet w myślach się na siebie wściekał. Mustang natomiast był zainteresowany oglądaniem nietypowej u blondyna miny i z ciekawością się mu cały czas przyglądał. Chłopak miał na twarzy niewiarygodną mieszankę złości na cały świat z chęcią ucieczki i na dodatek żądzą mordu. Flame gotów był się założyć, że gdyby teraz choćby palcem tknął ramię Erlica, w ciągu pięciu sekund zniknąłby z powierzchni ziemi. Nie przejął się tym jednak zbyt mocno, bo kiedy weszli na wielkie, białe schody sztabu zatrzymał się i wyjął z teczki z papierami białą kopertę.
-Hagane, zanieś to do biblioteki, weź parę książek i za kwadrans widzę cię w moim biurze.-bezceremonialnie wepchnął kopertę w rękę Eda i tak szybko, jak było to możliwe, by nie wyglądało na ucieczkę, wszedł do sztabu. Czuł na plecach rozpalone gniewem spojrzenie młodego alchemika. Prawie odetchnął z ulgą, gdy usłyszał, jak Havoc wita się Erliciem. A potem uśmiechnął się pod nosem, słysząc warknięcie chłopaka i krzyk Jeana w stanie strachu przedzawałowego. No, na szczęście to ktoś inny miał okazję ujrzeć wybuch wulkanu...
Fullmetal poczłapał do biblioteki i wciąż w podłym nastroju wręczył kopertę Scieszce. Nie zwrócił uwagi na jej radosne powitanie i już miał wyjść, gdy...
-Yaaaay!-pisnęła Scieszka.-Edward!
-Hm?-burknął mało komunikatywnie i spojrzał na nią spode łba.
-Generał Brygady Mustang oficjalnie udzielił ci zezwolenia na korzystanie ze wszystkich zbiorów biblioteki!
-Co?-momentalnie wyparował z niego cały gniew, zwalniając miejsce zaskoczeniu.-Jakie zezwolenie?
-Nie pamiętasz? Tylko wojskowi z wysoką rangą mogą czytać wszystko, co jest w bibliotece. Zawsze marudziłeś, że tam jest tyle ciekawych rzeczy, a nie wolno ci tam wejść.-przypomniała z uśmiechem dziewczyna-Pan Mustang napisał tu, że teraz możesz czytać, co chcesz!
Hagane przez chwilę przetwarzał tę informację.
-Scieszka! Zaprowadź mnie tam!-zaświeciły mu się oczy i podążył za bibliotekarką. Teraz już rozumiał to 'weź parę książek i za kwadrans widzę...' O cholera, jak on ma tak szybko znaleźć odpowiednie książki? Edward rozejrzał się po pomieszczeniu, do którego zaprowadziła go dziewczyna. Było WIELKIE i pełne książek... Blondyn klapnął na podłodze i wodził wzrokiem naokoło. Powoli wstał i podszedł do najbliższego regału. Niemal z czcią obejrzał pierwszą z brzegu książkę. Scieszka przełknęła głośno ślinę, gdy zobaczyła twarz Erlica. Włosy zasłaniały mu oczy, ale uśmiech, szeroki i wybitnie zadowolony uśmiech, wyglądał jakby Ed właśnie planował coś niebezpiecznego...albo szalonego...a może on w ten sposób zawsze reagował na widok tak długo pożądanych książek...? Tak, to by mogła zrozumieć.
-Um...Edward?-zaryzykowała i podeszła do niego.
Chłopak zrobił kilka głębokich oddechów i już z normalnym wyszczerzem odwrócił się do dziewczyny. Trzymał w dłoniach pięć książek.
-Wypożyczę je, dobra? Masz coś, żeby zapakować? Nie chcę ich pobrudzić...
Dziesięć minut później drzwi biura Generała Brygady Mustanga otworzyły się i wkroczył do środka uśmiechnięty szeroko Fullmetal. Zamknął drzwi za sobą, ostrożnie położył pakunek z książkami na stole po lewej i podszedł do biurka, zza którego obserwował go rozbawiony wzrok czarnowłosego mężczyzny.
-Dobra, mów, po co miałem tu przyjść, bo się śpieszę.-Edward był wyraźnie zniecierpliwiony i nie mógł się już doczekać, kiedy zacznie czytać.
-Oh, nic takiego-Mustang z premedytacją mówił powoli, jeszcze niby to przyglądając się jakimś papierom-Pomyślałem sobie, że możemy sobie nawzajem pomóc.- uśmiechnął się i spojrzał z ukosa na blondyna.-Ty będziesz mógł czytać, co zechcesz, a ja wreszcie będę mógł skupić się nad pracą.
Ed mrugnął. Przez głowę przetoczyło mu się kilka pomysłów, co takiego może chcieć Flame. Były to bardzo...różne pomysły. Chłopak zrobił poważną minę i z wyczekiwaniem wpatrzył się w bladą twarz.
-Widzisz tę kanapę?-Roy wskazał na lewo na miękki, skórzany mebel pod ścianą. Fullmetal kiwnął powoli głową i lekko zaróżowiły mu się policzki. Mustang nie omieszkał tego zauważyć i uśmiechnął się paskudnie, ale postanowił wykorzystać to kiedy indziej. Teraz musi doprowadzić plan do końca-Właśnie postanowiłem przydzielić ci specjalną misję. Masz prowadzić badania nad czymkolwiek chcesz, bylebyś siedział tam cały dzień zamiast latać w tę i z powrotem po mieście, zrozumiano?
-Niezupełnie-przyznał Hagane. O co temu idiocie chodzi? Kanapa? Badania? Co jest?
-Po prostu teraz twoja praca polega na siedzeniu tam. Żebyś się nie nudził, masz dostęp do pełnych zbiorów biblioteki. Już wiesz?
Erlic zerknął na Roya jak na wariata.
-Tak po prostu dajesz mi dostęp do tego wszystkiego i pozwalasz cały czas nic nie robić, tylko czytać?
Flame skinął głową.
-Roy, jesteś materialistą, nie udawaj, że to bezinteresownie. Co ci trzeba?-Edward uniósł brew, gdy mężczyzna wzruszył lekko ramionami.
-Bądź tu.
-Co?
-A teraz nie przeszkadzaj, mam randkę z zaległymi papierami.-mruknął i zabrał się za dokumenty.
Hagane postanowił zignorować dziwne zachowanie przyjaciela i zadowolony rozłożył się na kanapie i zabrał za książki.
-Mogłeś mnie chociaż pocałować w ramach podziękowania.-poskarżył się lampce na biurku Roy. Ale nie doczekał się odpowiedzi. Lampka jej dać nie mogła z przyczyn wiadomych. Edward zaś czytał. To oznaczało, że jest absolutnie stracony dla świata i nikt ani nic nie oderwie go od lektury. Mustang westchnął zrezygnowany. Przynajmniej teraz może normalnie pracować, bo nie zastanawia się, co w tej chwili, może robić Ed. Jedynym problemem były krótkie chwile, gdy jego podświadomość przypominała mu usłużnie, że oto dwa metry obok na skórzanej kanapie siedzi w swoich dopasowanych spodniach i czarnym podkoszulku bez rękawów pewien młody, doskonale zbudowany i cholernie seksowny blondwłosy alchemik i jego obiekt westchnień zarazem. Szybko nauczył się wygaszać te myśli krótkim stwierdzeniem. Siedzi tam i zupełnie nie zwraca na mnie uwagi.

***

Roy skończył zmywać po kolacji i wytarł dłonie. Ciekawe, czy Ed dalej siedzi w salonie i czyta? Wszedł do pomieszczenia i nie zdziwił się, gdy ujrzał leżącego na kanapie Erlica, czytającego jakąś grubą książkę w bordowej oprawie. Ech, to chyba jednak nie był taki mądry pomysł. Dobra, Liza była w szoku, gdy udało mu się dzisiaj skończyć pracę na czas i nawet uzupełnić zaległości. Wprawdzie nie wiedział, czemu zauważywszy Fullmetala (który zaczytany nawet się z nią nie przywitał) uśmiechnęła się lekko i mruknęła coś w stylu 'ach, no tak...', niemniej był z siebie dumny. Nareszcie znowu potrafi skoncentrować się na tym, na czym powinien. To było budujące. Tylko powstał jeden, dość poważny problem. Hagane zupełnie nie zwracał na niego uwagi. Cały czas, nawet, kiedy szli do domu, podczas obiadu, kolacji, ciągle czytał. Przerwał tylko na pięć minut, by się przebrać po obiedzie i tyle. Roy przestał dla niego istnieć. Mężczyzna westchnął żałośnie nad swoimi genialnymi pomysłami. Kiedyś sam się za to powiesi. W depresyjnym nastroju wczłapał się do salonu i klapnął na kanapie, koło stóp chłopaka. Z nudów przyglądał się jego skarpetkom. Jaki ja głupi byłem, pomyślał, samemu tak się załatwić...Podciągnął nosem i jęknął, gdy coś uderzyło go w twarz. Chusteczki...? Zerknął na Edwarda.
-Nie przeszkadzaj mi.-odezwał się blondyn, nie przerywając studiowania grubej książki.
O, więc jednak mnie zauważa.
-Wybacz, za mały jesteś i cię nie dostrzegłem.-Mustang uśmiechnął się paskudnie i spróbował ataku frontalnego. Jak to nie zadziała, to gotów był spalić bibliotekę.
-Raaaanyyy....-chłopak przewrócił oczami i zmierzył mężczyznę zmęczonym wzrokiem-O co ci chodzi?
-Od rana cały czas czytasz.-zaczął poważnie Roy i splótł ramiona na piersi- Odezwałeś się do mnie trzy razy. Prawie mnie nie zauważasz. Nic, tylko czytasz, czytasz, czytasz i czytasz. Czuję się zazdrosny.
Ed spojrzał z politowaniem na Flame Alchemista i wymierzył mu niezbyt delikatnego kopniaka w policzek.
-Idiota.-mruknął blondyn i wrócił do lektury.
Mustang roztarł bolące miejsce, zastanawiając się krótko czy odbił mu się wzorek szwu skarpetki.
-A podobno to ja jestem bez serca.-mruknął naburmuszony i dłuższą chwilę nad czymś się zastanawiał. W końcu wstał i podszedł do wieszaka, by założyć płaszcz.
-Dokąd idziesz?-odezwał się niespodziewanie Erlic.
-Do burdelu.-odparł sucho Royowaty głos-Mam ochotę na seks, a ciebie nie mógłbym pieprzyć.
-Nie...?-zapytał Hagane na wpół z ulgą, na wpół zdziwiony.
-Nie, z tobą chcę się kochać. To nie to samo.
-A... aha... um...-Mustang przyglądał się, jak Edward zarumienił się i wbił wzrok w rękę, dziwnie mocno trzymającą książkę.-...um...ja...
-Co?
-Um...nie, nic ważnego.-chłopak schował twarz między kartkami.
Roy jeszcze sekundę patrzył na dziwną emocję czającą się w złotych oczach, a potem wyszedł.
Godzinę już łaził po mieście i marzł. Jakoś mu nawet na seks przeszła cała ochota, gdy uderzył w niego zimny, wieczorny wiatr i pomyślał o opalonych policzkach pokrytych lekkim rumieńcem. Od trzech lat jego życie płciowe było wywrócone do góry nogami przez młodego alchemika, niezdającego sobie nawet z tego sprawy, i Mustang już nie miał pojęcia, co dalej robić. Wprawdzie znalazł sposób na odpowiednie nastawienie w pracy, ale...Do licha, on też miał swoje potrzeby! I może nawet by mu to tak nie przeszkadzało, gdyby Ed go wtedy tak zupełnie nieumiejętnie, dziecinnie i słodko nie pocałował, o ile można tak to nazwać. Tak, gdyby nie ten drobiazg...może Flame nie zacząłby robić sobie nadziei. A ostatnio takie nadzieje żywił dość aktywnie-w końcu Erlic z własnej woli się do niego wprowadził, z własnej woli wlazł mu do łóżka, z własnej woli go pocałował, wreszcie, z własnej woli spędzał z nim prawie cały dzień. A potem nagle prast i Roy spadł w przepaść rzeczywistości, w której blondyn jest może i jego najlepszym przyjacielem, ale nic poza tym. No i co takiego miały w sobie te książki, że były ciekawsze od niego?! Ze złością kopnął kolejny zabłąkany kamień. Edward chciał coś powiedzieć, przypomniał sobie mężczyzna. Ciekawe co? Hmp, sam stwierdził, że to nic ważnego. Mustang nerwowo przeczesał włosy i nagle zatrzymał się. Cholera, mimo wszystko Fullmetal to twój przyjaciel! Powinieneś wiedzieć, że jeśli uzna coś za nieważne, to na pewno chodzi o coś śmiertelnie ważnego! To Ed, on nie mówi wprost o rzeczach, z którymi nie potrafi sobie radzić. Głupi dzieciak, myśli, że sam stawi czoło całemu świata. A ty tak nie myślałeś? Cichy, opanowany głos rozsądku odezwał się w głowie Mustanga. Nie myślałeś tak samo, gdy godzinę temu wychodziłeś? Że wcale nie potrzebujesz Erlica i sam sobie dasz radę? Idioto, kochasz go i właśnie dlatego go potrzebujesz.
-Cholera by to.-mruknął Roy pod nosem zawracając w stronę swojego domu.
Chciał coś powiedzieć, a ja jak ostatni kretyn sobie poszedłem! I co mu jeszcze powiedziałem? Do burdelu, cholera. Że z nim to ja bym chciał się kochać. Dobra, chciałbym, ale teraz to się mogę założyć, że nie podejdzie do mnie na dwa metry. Chyba, że w zbroi. Boże, co on zamierzał mi powiedzieć?! Że też ja muszę czasem tak powoli wszystko rozumieć.
Wszedł do środka, zdjął płaszcz, buty i rozejrzał się. Było dopiero po ósmej, Ed nie powinien jeszcze spać. W salonie pusto. Zaraz... Zajrzał do kuchni. Fullmetal zalewał właśnie dwa kubki...czego? Herbaty? Mustang nie wiedział, i prawdę mówiąc mało go to obchodziło.
-Cześć.-mruknął. Nie tak miało to zabrzmieć, ale teraz już trudno.
-Zrobiłem właśnie kakao, chodź, wypijemy w salonie.-chłopak uśmiechnął się do niego i z dwoma kubkami pomaszerował na kanapę. Flame bez specjalnego powodu po prostu poszedł za nim i usiadł obok Erlica. Ok, a co teraz?
-Ed...przepraszam-wymamrotał z nadzieją, że nie będzie musiał tego powtarzać. Nie dałby rady.
-Za co?-Hagane zamrugał zaskoczony.-Nie przewiało cię tam czasem? Wiesz, zimno na dworze, może ci mózg zmroziło...-zasugerował z udawanym zmartwieniem.
-Edward! Przestań udawać, że nic się nie stało!
Blondyn spojrzał na niego z naganą, a mężczyzna nagle poczuł, że nie ma żadnego prawa podnosić głosu na Erlica. Nikt nie ma takiego prawa.
-Roy, ale naprawdę nic się nie stało. Jak powiedziałeś, że to nie to samo...wiesz co, więc nie patrz tak na mnie-burknął zaczerwieniony Fullmetal i fuknął słabo-no...to było nawet... miłe. A że potem sobie poszedłeś i jak cię znam, to złaziłeś pół miasta przeklinając do trzeciego pokolenia każdy spotkany kamień, to już trudno.
Blondyn wydął wargi i lekko trzepnął Mustanga po głowie.
-Następnym razem jak się wkurzysz to weź się za mycie kafelków w łazience, nie zaszkodziłoby. No i tam nie zmarzniesz, idioto.-prychnął i schował twarz w kubku kakao.
Flame z niedowierzaniem patrzył na Edwarda. Kolejne teorie na jego temat się właśnie rozsypały. Wcale nie ucieka od Mustanga, to raz. I on naprawdę potrafi dać sobie ze wszystkim radę, nawet z takim głupim, zamkniętym w sobie idiotą, jak Roy. Uśmiechnął się lekko i odetchnął głośno. Mały, impulsywny Elric był mu absolutnie konieczny do życia.
-Nie ciesz się do sufitu, tylko pij kakao, bo ci wystygnie.-sarknął blondyn i wyszczerzył się w kubek.-Jak tak ci to przeszkadza, to czytał będę tylko w sztabie.-dodał niby neutralnie, ale podświadomie odrobinę ściszonym głosm i zerknął w bok.
-Nie o to chodzi. Chciałbym mieszkać z tobą tak...-Flame zastanowił się nad doborem słów-...jak zakochani.-burknął w końcu i zarumienił się leciutko. Edward zapatrzył się na niego w zdziwieniu.
-Nie ma szans.-ogłosił spokojnym tonem i siorbnął kakao, gdy Mustang przeżywał największe życiowe rozczarowanie.-Roy, przestań dramatyzować.-zwrócił mu uwagę przynudzonym głosem.-Mówiłem ci już, że się na tym nie znam, więc nie oczekuj, że będę umiał się tak zachowywać.
-No...mogę cię nauczyć.-zaproponował mężczyzna z podstępnym uśmiechem.
-Dziękuję, postoję. Nie interesują mnie twoje zboczone fantazje.-mocnym kopniakiem zwalił Flame Alchemista na podłogę.
-Au...Zacznij od tego, że zamiast bić, mógłbyś mnie przytulać.-rozmasował sobie bolące plecy i położył się na kanapie, bezceremonialnie kładąc głowę na kolanach Elrica.
-C...co ty robisz?-pisnął zaskoczony chłopak.
-Zadowalam się poduszką, bo jesteś za mały na...-nie skończył, bo brew Eda drgnęła nerwowo i blondyn klasnął. Mustang uśmiechnął się paskudnie i nagłym ruchem owinął dłoń wokół karku Hagane i przyciągnął nizej jego głowę.-Kocham cię...-chuchnął mu gorącym oddechem w usta i lekko je musnął własnymi. Gdy Fullmetal ani nie zaczął uciekać, ani nic nie odpowiedział, a jedynie zaczerwienił się mocno, Roy pocałował go. Powoli, delikatnie i bardzo podniecająco. Kiedy się od siebie odsunęli o parę centymetrów, Edward miał lekko uchylone wargi i z niemym pytaniem wpatrywał się w granatowe oczy. Trwali tak dłuższą chwilę, aż niespodziewanie blondyn się wyprostował i ukrył nadal palącą go twarz w kubku kakao. Roy z ociąganiem podniósł się i usiadł tuż obok chłopaka, otaczając go ramieniem. Przejechał nosem po jego skroni i przytulił mocno.
-Ed...-zaczął miękko, z uśmiechem na twarzy.
-Ani słowa-mruknął gniewnie Erlic, ale nie zrobił nic, by się wyrwać.

***

Hagane właśnie mieszał coś na patelni, gdy znienacka w kuchni pojawił się Mustang i objął w talii chłopaka, kładąc mu głowę na ramieniu.
-Dzień dobry, kochanie-wymruczał i skubnął ucho blondyna.
Dwie minuty później Flame siedział przy stole naburmuszony i rozmasowywał piekące po uderzeniu łyżką czoło. Po raz pierwszy cieszył się, że nosi grzywkę. Nie będzie widać siniaka.
-Od czterech dni ci powtarzam, żebyś mnie nie dotykał.-wywarczał Edward i zabrał się za śniadanie, co chwilę pomrukując pod nosem przekleństwa, niewątpliwie wszystkie skierowane ku siedzącemu naprzeciw alchemikowi.
Ale tak wyglądała sytuacja. Od czasu tamtego pocałunku w salonie Erlic zrobił się strasznie drażliwy na ten temat i choćby zależało od tego jego życie, nie tknąłby Roya palcem. Nawet przeprowadził się do swojej sypialni, co Mustang przyjął dwugodzinną depresją w kącie. Zatem pomijając nietykalność Fullmetala, wszystko było normalnie. Jedynie blondyn wciąż się zastanawiał, czemu pocałunek mu się podobał i co ważniejsze, czemu sam na niego pozwolił. Dotychczas skuteczne było zwalanie winy na Flame. Tak, gdyby mężczyzna nagle nie pojawił się wtedy na polach ćwiczebnych i nie zaproponował tego głupiego sparringu, Ed nie miałby teraz tylu zmartwień. Więc co złego, to Mustang, i z głowy. Tylko...na wszelki wypadek...tak profilaktycznie...Erlic wolał unikać jakiegokolwiek kontaktu fizycznego z Royem. Choć wciąż szukająca okazji do sugestywnej miny blada twarz z granatowymi oczami i tym złośliwym uśmieszkiem i tak była wystarczającym utrapieniem.

***

Edward Erlic najbardziej na świecie nie cierpiał, gdy nazywano go niskim. Drugą rzeczą, jaka mogła wywołać u niego furię było ignorowanie go. A teraz Fullmetal łaził w tę i z powrotem po biurze Mustanga, nie mogąc skupić się nawet na książkach i mamrotał pod nosem. Na wszelkie próby zapytania, o co mu chodzi odpowiadał warknięciem i błyskiem ogarniętych gniewem oczu. Po pierwszych dziesięciu minutach zaprzestano więc pytań. Tylko Roy siedział za biurkiem i znudzony przyglądał się blondynowi. Dobrze wiedział, że tym razem to nie on zawinił. Bo dokładnie przeanalizował pod tym kątem ostatnią dobę. Niskim także Erlica nikt ostatnio nie nazwał. Flame zapatrzył się na nerwowy krok Hagane i nagle go olśniło.
-Zadzwoń do niego.-mruknął i obserwował reakcję chłopaka.
Ed zatrzymał sie gwałtownie, spojrzał na Mustanga, uśmiechnął się szeroko, w ułamku sekundy stał koło telefonu na biurku a potem nagle zmierzył Roya podejrzliwym wzrokiem.
-Czemu miałbym?
-Al wyjechał przeszło tydzień temu i wkurza cię, że nie masz z nim kontaktu. Zadzwoń pierwszy i po problemie.-wzruszył ramionami mężczyzna.
-Ale to on jest młodszy!
-Mówiłeś, że pojechał do młodej Rockbell, tak? Więc nie licz na to, ze będzie pamiętał o tobie.
Fullmetal zastanowił się nad tym stwierdzeniem i w końcu kiwnął lekko głową.
-Dobra, dzwonię.
Blondyn zabrał się za wykręcanie numeru do ciotki Pinako, a drugą ręką zebrał papiery, nad którymi pracował własnie Mustang i zgrabnym ruchem usiadł na blacie biurka. Roy mrugnął zaskoczony, ale nic nie powiedział. Oparł brodę na ręce i spojrzał na uśmiechającego się do niego Edwarda.
-Cześć Winry! Yhm, jest tam gdzieś Al? No, dobra, poczekam.-by zająć czymś wolną dłoń chłopak zaczął bawić się złotym sznurkiem przy mundurze Flame-Hej, Al! Co u ciebie? Tak? Kiedy?! Nie, no coś ty...Ja? A czemu? W porządku, i tak nie lubiłem tamtego pokoju. Wiem, Al! Ale to już moje zmartwienie, ty masz się cieszyć...Co? Serio?! Po co się jeszcze pytasz?! Pewnie, że jej powiedz! ...co? No...to nie będzie łatwe, wiesz o tym. Al, jeśli naprawdę ci na tym zależy, to na pewno dasz radę! Tak? Skąd mam wiedzieć?! A co moje włosy mają z tym wspólnego?! Rany, Al, pomyśl trochę! Jakieś kwiatki albo coś...czekaj moment!-Edward zwrócił się do przysłuchującego się rozmowie Mustanga- Roy, co dać dziewczynie wyznając jej miłość?
Flame chrząnął zaskoczony pytaniem (cała rozmowa wydawała mu się nieco...dziwna, patrząc na żywiołowe reakcje Fullmetala...) ale odpowiedział:
-Jeśli to młoda Rockbell, to pewnie nowy silnik-prychnął, ale Hagane trzepnął go po głowie-Dobra, dobra...Kwiatki, słodycze, biżuteria, wszystkie na to idą.
-No, słyszałeś Al. Hm? Ah, bo dzwonię z jego biura. Al, to długa historia... Też się cieszę. Ok, pozdrów Winry i cioteczkę, na razie.
Ed odłożył słuchawkę i westchnął głośno.
-Już ci lepiej?-spytał mężczyzna, a alchemik kiwnął głową.
-Al chce zbudować dom w Rizenbull.
-Przecież mieliście tam dom.
-Ale go spaliliśmy. Zresztą, to ma być dla niego i Winry. Ma jej to zaproponować dziś wieczorem.
-A przy okazji powie, ze ją kocha?
-Właśnie. Zawsze wiedziałem, że pasują do siebie.-wyszczerzył się-Chociaż z Winry taki narwaniec...jak Al z nią wytrzyma?
-Da sobie radę. Nie ma nikogo równie nieobliczalnego jak ty, a ja sobie jakoś radzę.-Roy uśmiechnął się złośliwie.
-Spadaj.-burknął Erlic udając obrażonego.
-Ładnie wyglądasz na moim biurku.-Mustang rysował palcem przypadkowe wzorki na udzie blondyna.-Siadaj tak częściej, dobra?
Zaczerwieniony Erward momentalnie zeskoczył z mebla, ale nim zdążył zrobić choćby jeden krok, objęły go w talii ramiona Flame Alchemista.
-Roy, jesteśmy w pracy.
-Kocham cię.
-Puść.
Roy podniósł się z fotela i przybliżył się do Fullmetala, tak że ich twarze dzieliło tylko parę centymetrów.
-Nie uciekasz...-gorący oddech owionął twarz chłopaka.-Czemu...?
-Puść, to coś ci dam po kolacji.-wyszeptał Ed z podstępnym uśmiechem. Wewnętrznie pogratulował sobie pierwszego kroku w stronę racjonalnego myślenia w tak małej odległości od Roya. Chyba się zaczyna przyzwyczajać.
-Trzymam za słowo-Mustang cmoknął go krótko w nos i odsunął się.
Hagane zebrał całą swoją siłę woli i zdobył się na zignorowanie palącego mu twarz rumieńca, by uśmiechnąć się z satysfakcją do mężczyzny. Ledwie zdążył usiąść na kanapie i wziąć do ręki książkę, gdy do biura wszedł Havoc z jakimś raportem. Całe szczęście, że Flame jednak go puścił. Wprawdzie tylko Ed nigdy nie pukał i zawsze zaległe raporty (o puntkualnych nie mogło być mowy, choćby dla samej zasady) przynosił niespodziewanie i gwałtownie otwierając drzwi...ale mimo wszystko zdesperowany Havoc z zaległym raportem, śpieszący się na randkę, dopingowany przez Armstronga, mógł się zapomnieć i wejść do biura Genrała Brygady Mustanga bez pukania. Bardzo rzadko, ale się mu zdarzało. Prawdopodobnie Roy pomyślał o tym samym, bo puścił Erlicowi krótkie, rozbawione spojrzenie, nim zajął się raportem Jeana.

***

-Ale czemu właśnie tutaj?-Roy usiadł w wiklinowym fotelu i z zainteresowaniem przyglądał się zaciętej minie Fullmetala.
-Bo tu jest ładnie.-burknął chłopak bez zastanowienia i wbił ręce w kieszenie.-To jedyne miejsce w twoim domu, gdzie wejście można alchemicznie zablokować. -- Czemu?
Mustang wydął dolną wargę i spojrzał w drugą stronę. Erlic cały dzień trzyma go w tej cholernej niepewności! Obiecał dać mu coś po kolacji i od tego momentu nawet słowem o tym nie wspomniał. Ciągle był zajęty pisaniem jakichś bzdetów i tylko powtarzał 'po kolacji, Mustang, daj mi teraz spokój' i tym podobne wymówki. Flame nie należał do osób szczególnie cierpliwych. A już zwłaszcza, jeśli chodziło o coś dotyczące Edwarda. W tej kwestii nienawidził opóźnień choćby o minuty.
-Przejdź do rzeczy, Ed.-burknął.
Blondyn wyszczerzył się złośliwie, podszedł do mężczyzny i usiadł mu okrakiem na kolanach. Zignorował zaskoczenie Roya i wyciągnął z kieszeni coś białego.
-Wszystkiego najlepszego.
Mustanga wcięło. Po pierwsze, czemu Hagane usiadł mu na kolanach? I jak on ma teraz o czymkolwiek myśleć?! No dobrze, załóżmy, ze jakoś uda mu się przywrócić funkcję myślenia, ale pozostają inne zagadnienia. Co to jest, to dziwne białe w dłoni blondyna? I co on ma z tym zrobić...? W ogóle to czemu on tak się szczerzy i jeszcze jakieś 'wszystkie najlepsze' życzy?! Co jest, święta mamy a on zapomniał, czy co?
-Co?-wydusił w końcu Flame.
-Zapomniałeś!-fuknął Edward-Masz dzisiaj urodziny, ciole jeden! To dla ciebie!-pomachał białym czymś. Mężczyzna przyjrzał się temu 'czemuś' uważniej i nagle zorientował się, że to rękawiczki.-Dzięki tym książkom z biblioteki udało mi się je trochę ulepszyć.-uśmiechnął się dumny z siebie Erlic, gdy Mustang przyglądał się rękawiczkom.
-Kiedy to zrobiłeś?
-Ostatnie dwie noce mi się nudziło, więc mogłem nad tym popracować. Sama transfiguracja nie była trudna, rozpracowanie ich działania to też drobiazg. Tylko namęczyłem się, żeby zdobyć rekawiczki. W końcu odkryłem, że w piwnicy walały ci się zapasowe, no to sobie jedne wziąłem. Nawet sobie nie wyobrażasz ile musiałem się namęczyć, żeby je znaleźć.
-Domyślam się, były na GÓRNEJ półce-sarknął czarnowłosy z udawaną obojętnością.
-KOGO NAZYWASZ TAK MAŁYM, ŻE NIE DOSIĘGNIE NAWET NAJNIŻSZEJ PÓŁKI W TWOIM DOMU?!-zaperzył się blondyn, a Mustang dał mu pstryczka w nos.
-Dzięki, Ed.-uśmiechnął się i już miał zamiar pocałować chłopaka, gdy ten zasłonił mu usta ręką i zarumienił się trochę.
-To może później, teraz muszę ci coś powiedzieć. Wprawdzie chciałem cię zaskoczyć, ale jeszcze miałbyś jakieś plany i bym ci je zepsuł...-Edward zamyślił się lekko a potem zrobił obojętną minę-No, w każdym razie, zostaję tutaj.
Mustang mrugnął.
-Może ci być trochę niewygodnie, ale obiecuję być delikatny.-uśmiechnął się paskudnie, otoczył Hagane ramionami i cmoknął w szyję.
-SPADAJ ZBOCZEŃCU!!!-Erlic, zawiedziony, że nie może trzasnąć Roya w tej pozycji, przynajmniej wrzasnął mu to do ucha najgłośniej jak dał radę.
-Au...to ty mi wlazłeś na kolana...-wyrzucił załamany Flame i odsunął głowę, nie zwalniając jednak uścisku. Fullmetal wykorzystał okazję, by oswobodzić ręce, po czym oparł dłonie na ramionach Mustanga i westchnął głęboko.
-Słuchaj mnie uważnie, idioto skończony, bo nie mam zamiaru tego powtarzać. Od teraz mieszkam u ciebie.
-No mieszkasz, od niemal tygodnia.-zgodził się Roy.
-Właśnie. I już tak zostanie.
-Co?
-Al przeniósł się na stałe do Rizenbul. Za pokój w koszarach musiałem bulić, choć i tak ciągle gdzieś jeździłem. Do tego przecieka tam dach, nie ma lodówki, jest zimno, słychać wszystko, co się naokoło dzieje, nie można robić eksperymentów nawet na kawałku świeczki, zresztą prąd wysiada średnio, co dwa tygodnie, woda cuchnie jak skarpetki Havoca, nie ma miękkich łóżek z ogromnymi kołdrami, na posiłki trzeba chodzić do sztabowej stołówki a tam żarcie jest zwykle okropne, a jak pada to nie sposób wejść do środka i nie przemoczyć butów. Poza tym już załatwiłem papiery o zwolnieniu mojego pokoju.-Ed powiedział to wszystko spokojnym, opanowanym głosem, przyglądając się twarzy Mustanga, na koniec głośno wypuścił powietrze i wbił w niego złote oczy, czekając na jakąś odpowiedź.
-Więc jak długo chcesz u mnie zostać?
Edward zmierzył go wzrokiem i trzepnął po głowie.
-Póki nie znajdę innego wariata z dużym domem, który byłby we mnie na tyle zakochany, by pozwolić mi się wprowadzić-prychnął chłopak i pokręcił głową.-Czyli póki mnie nie wyrzucisz.
-Kocham cię.
-Dlatego uznałem, że nie będziesz protestował.
-Wszystko zaplanowałeś i założyłeś, ze od razu się zgodzę?
-Prawdę mówiąc, to mnie zawiodłeś.-stwierdził nagle poważnie Fullmetal a widząc pytanie w granatowych oczach dodał-Liczyłem, że bardziej się ucieszysz, a tu tylko tyle.
-Tutaj czy wolisz w łóżku?
-NIE O TO MI CHO...!!!
Roy uśmiechnął się złoślwiie i pocałował Edwarda. Korzystając z otwartych ust chłopaka wsunął w nie język, co spotkało się z cichym jęknięciem blondyna. Pocałunek był długi, głęboki i namiętny. Mustang wiedział już, że to Erlica nie odstraszy, nie teraz w każdym razie, ale z drugiej strony... Odetchnął wewnętrznie, gdy dłonie Erlica otoczyły jego kark i wsunęły się nieśmiało w czarne włosy. Flame jedną reką przytrzymywał głowę Eda, drugą wsunął pod jego podkoszulek. Chłopak zadrżał lekko, gdy zimne palce musnęły jego ciało, a potem zaczęły je delikatnie pieścić. Gdy wreszcie odsunęli od siebie usta, Edward oparł swoje czoło na Roya. Jego oddech był szybki, urywany, gorący, a w złotych oczach tliła się dziwna emocja. Mężczyzna przez chwilę rozkoszował się tym widokiem, a potem zaczął całować policzek, ucho i szyję blondyna. Hagane zamknął oczy z cichym jęknięciem. Przez ciało przepływały mu fale gorącego, zdecydowanie przyjemnego i nowego uczucia. Nie był do końca pewien, co to jest, ale jednocześnie nie miał ochoty tego kończyć. Nie teraz, gdy... tak się czuł. Odchylił głowę do tyłu, kiedy Roy przejechał językiem po jego gardle, a potem jeszcze raz pocałował. Ed uchylił zamglone nieco oczy i uśmiechnął się lekko.
-Roy...-szepnął cicho patrząc w granatowe oczy.-Co my robimy...?
Mustang delikatnie chwycił w dłonie zarumienioną twarz otoczoną złotymi włosami i powoli pocałował chłopaka, który nieśmiało oddawał pieszczotę.
-Ja cię kocham, a ty...-głos mężczyzny postawił wszystkie włosy na karku Erlica-...mi na to pozwalasz...
Odsunął trochę głowę od Edwarda, który położył się na jego piersi. Przez dłuższą chwilę milczeli, i tylko Roy gładził spokojnymi ruchami plecy Fullmetala.
-Co teraz, Ed?
-Teraz powiedz, że podoba ci się prezent-mruknął blondyn i uśmiechnął się-Potem ty zajmiesz się pracą, a ja pójdę na długi spacer.
-Zmarzniesz.-skrzywił się Roy.
-Pomyślę. -skorygował chłopak.
-Co zrobić na śniadanie?-zasugerował Mustang i natychmiast poczuł palec wbijany między żebra.-To najlepszy prezent, jaki kiedykolwiek dostałem, Hagane.
-To dobrze.-Edward uśmiechnął się z właściwą sobie pewnością siebie i z ociąganiem zszedł z kolan mężczyzny. Roy dopiero teraz zauważył, że na drugim fotelu wisi czarna bluza i czerwony płaszcz. Więc Fullmetal wszystko dokładnie przewidział i zaplanował... Erlic ubrał się, rozsunął szklaną ścianę i zeskoczył na dół. Flame przysłuchiwał się coraz dalszym krokom młodego alchemika. Podniósł rękawiczki, które spadły gdzieś w międzyczasie i przyjrzał im się. Wprawdzie wiedział to już odkąd pierwszy raz spotkał Edwarda, ale mimo wszystko on wciąż go zaskakiwał. Dotychczas tylko dwóm osobom udało się rozpracować działanie jego rękawiczek, a ten dzieciak w ciągu dwóch dni zdołał je jeszcze ulepszyć. Roy zastanowił się, co właściwie się zmieniło. Zerknął na narysowane na nich kręgi przemian. Wyglądały tak samo. Nie, zaraz, w środku oryginalnego kręgu był mniejszy, dość skomplikowany. Mustang nigdy wcześniej nie widział takiego...hmmm...czemu miał wrażenie, że to pewien młody, blondwłosy geniusz go wymyślił? Może dlatego, że nikt inny nie mógłby wpaść na pomysł kręgu w kształcie ośmioramiennej gwiazdy z dziwnymi symbolami w centrum... Na próbę pstryknął palcami. Powinna pojawić się mała iskra...o cholera... Ok, iskra była, nawet mała, rozmiar był w porządku, tylko... ona nie zgasła od razu... pstryknął jeszcze raz...uch, zadziałało, zgasła...no doobraaa...że powietrze wciąż dzieli się na dwie części dla wywołania ognia, to wyczuł od razu, ale dopiero po paru sekundach zauważył, że od biedy może powstać ogień i z niepodzielonego powietrza, przy samym zwiększonym parę tysięcy razy tarciu jego cząsteczek o siebie...hm, no tak, zagęszczone...w porządku... jasna cholera, Erlic to geniusz...

***

Mustang postanowił nie mówić Edwardowi, jaki jest genialny, bo jeszcze wpadłby chłopak w samouwielbienie, albo coś... Za to wieczorem, gdy chłopak wpakował mu się do łóżka(grożąc, ze jak tylko Roy go tknie, to blondyn transfiguruje mu piżamę w coś oślizgłego i obrzydliwego, jednak ostatecznie zgadzając się na jeden pocałunek i koniec końców wtulając się w mężczyznę) stwierdził, że prezent bardzo mu się podoba, bo rękawiczki są świetne (Fullmetal go oświecił, ze są także wodoodporne), a jeszcze lepsze było 'to później'. Jak o tym wspomniał to Ed wykopał go z łóżka, ale uznał, że jednak warto było się poświęcić. Bo Hagane wyglądał w tamtym momencie pięknie i cały uroczo czerwony zgodził się kiedyś to powtórzyć. Mustang westchnął krótko i zabrał się za kolejne papiery, podczas gdy Erlic siedział na swojej kanapie i coś pisał. Ktoś zapukał, drzwi biura się otworzyły i do środka wszedł Havoc.
-Dobry-przywitał się i zaciągnął papierosem-Mustang, masz tu papiery od Armstronga i raporty kilku nowych. Bali się sami przyjść. Masz opinię nieczułego i okrutnego potwora.-wyszczerzył się.
-Ty się nie bałeś?-Mustang uniósł jedną brew i uśmiechnął się paskudnie. Havoc, już weteran, ale jednak przełknął ślinę i gwałtownie zbladł.
-Sadysta-zanucił wesoło jakiś głos z kanapy i obaj mężczyźni spojrzeli na podchodzącego do nich ze swoim firmowym wyszczerzem Hagane.-Cześć.
-...Cześć, Edward.-Havoc wyraźnie poczuł się pewniej wiedząc, że nie jest skazany na złośliwe poczucie humoru swojego szefa.-Ostatnio prawie cię nie widuję. Nawet w koszarach cię nie ma.
-Bo już tam nie mieszkam.
-CO?
-Przeprowadziłem się.-Edward wzruszył ramionami a na zaskoczoną minę Havoca tylko wskazał głową Roya.
-Do... do NIEGO?!-papieros Havoca spadł na podłogę i zginął śmiercią żałosną pod butem Fullmetala.
-No. Płaci za rachunki, zakupy, dobrze gotuje i ma dużo wolnego miejsca.-wyszczerzył się chłopak a Mustang jęknął. Chyba jego teoria o geniuszu Eda właśnie upadła.
-Ed, byłeś świetnym kumplem!-Havoc energicznie zarzucił ramiona na szyję blondyna i rozpłakał się- Pomyśleć, że dałeś się omotać takiemu draniowi! A ja cię za bystrzaka miałem!-smarknął parę razy.
-E...Jean?-Ed rzucił pytające spojrzenie przyglądającemu się całej scenie z niekrytym zainteresowaniem czarnowłosemu mężczyźnie, a potem niepewnie poklepał Havoca po plecach-Wszystko w porządku?
-Ten drań...-Havoc smarknął i wskazał palcem Roya, który zmarszczył brwi-...umawia się ze wszystkimi ślicznymi dziewczynami w mieście! Przez niego cały sztab żyje w niepewności, komu tym razem odbije dziewczynę! I do tego-znowu smarknął-on je po jednej randce wszystkie rzuca! Ba! Czasem nawet skurczybyk jeden tylko spojrzy na dziewczynę, a potem ona wzdycha do niego i co? I on nic, cholera! Ed, nie zadawaj się z nim! Jesteś młody i przystojny, ten drań wykorzysta także ciebie! Ed, nie zostawiaj mnieeeeee!!!
Havoc rozbeczał się na dobre, wciąż wisząc na Erlicu. Mustang zastanawiał się, czy się śmiać, czuć obrażonym, czy być zazdrosnym o widoczną bliską znajomość blondynów przed jego biurkiem. Do licha, Havoc zachowywał się, jakby opuszczał go kochanek...! Fullmetal natomiast z lekka skonsternowany próbował uspokoić Jeana.
-Lepiej ci już?
-Ed, nie odchoooodź!
-Nigdzie nie idę.-mruknął chłopak.
-Niepraawdaaaaaaaa!! Zostawiłeś mnieeeee!!!
-Coś ty, w życiu bym cię nie zostawił.-Erlic poklepał kumpla po plecach, a Mustang robił się coraz bardziej zazdrosny. Zastanawiał się, czemu.
-Ale już u niego mieeeeszkaaaasz!!! Pewnie ten drań już się do ciebie dobierał! I do tego więzi cię w swoim cholernym biurze!!!
-Ej...-Fullmetal lekko się zaczerwienił, ale szybko się opanował i chrząknął.-To, gdzie mieszkam czy pracuję nic nie znaczy.
-Pewnie cię zmusza, żebyś tak mówił! Ed, czemu mnie zostawiłeeeeeś!!!-zawył rozpaczliwie Havoc.
-Nikt mnie nigdy do niczego nie zmusi, Jean, więc się już uspokój, albo cię strzelę przez ten głupi łeb.-burknął Edward i spróbował choć trochę odsunąć od siebie Havoca.
-Dobrze.-smarknął cicho mężczyzna i usiadł na podłodze, patrząc na Erlica, jak na wyrocznię.-Nie zostawisz mnie?-poprosił z zaszklonymi oczami.
-Przepraszam, że przerywam w tak romantycznym momencie, ale co wy odstawiacie, do jasnej cholery?!-Mustang siedział za biurkiem i nerwowo uderzał palcem o blat.
-Nigdy-obiecał Ed, ignorując Roya.-Weź głęboki oddech i powiedz, czemu histeryzujesz, dobra?
Havoc kiwnął głową, wykonał polecenie, strachliwie spojrzał na swojego szefa i przytulił się do kolan Fullmetala.
-Ed, bo jak ten drań by cię uwiódł to już nikt by mnie nie obronił przed jego chorymi rozkazami!
-O Boże...-jęknął Mustang i oparł czoło na ręce, patrząc jak Erlic zrezygnowanym gestem poklepał Havoca po głowie.
-Jeśli tylko o to ci chodzi, to nie masz co się martwić. Ten sadysta-blondyn spojrzał wymownie na nagle zaskoczonego Roya-nie wyśle cię na żadną idiotyczną misję ani nie zwali na ciebie swojej zaległej roboty, póki mu nie podpadniesz.
-Ale jak coś, to możemy nadal na ciebie liczyć, nie? Przekonasz go w razie czego, dobra?
-Ja?
-Ed, ty wszystko potrafisz!-Havoc utkwił w blondynie przepełnione wiarą oczy. Mustang poczuł, ze w porównaniu do Erlica to jego autorytet nie znaczy zupełnie nic.
-Ekhem...-chrząknął Roy. Ok, autorytet autorytetem, jakoś to przeboleje, ale ten Havoc mógłby się już odsunąć od JEGO Edwarda!
-Dobra już, dobra, Havoc. A teraz wracaj do pracy. Cóż czuję, ze czeka mnie interesująca rozmowa.-sarknął Hagane i już po chwili zamykał drzwi za Havociem. Westchnął z ulgą i podszedł do biurka Flame Alchemista.
-Nie wiedziałem, że ty i Havoc jesteście tak...blisko.-prychnął mężczyzna.
-Z Bredą, Farmanem, Armstrongiem i Fuerym jestem równie, jak to ująłeś blisko, co z Havociem. Często idziemy razem do jakiegoś baru, gramy w karty albo zastanawiamy się, jak oddać ci zaległy raport i ujść z życiem -Edward uśmiechnął się złośliwie-A z Lizą od czasu do czasu wychodzę na ciastko. I nie rób takiej obrażonej miny, Mustang. Wprawdzie nie mogę im powiedzieć o tym wszystkim, co tobie, ale oni także są moimi przyjaciółmi.
-Traktujesz mnie jako takiego samego przyjaciela jak na przykład Havoca czy Lizę?-Mustang udawał obojętnośc, nawet bawił się długopisem, ale w rzeczywistości żżerała go ciekawość, jaką otrzyma odpowiedź.
-Przecież wiesz, że TY jesteś moim najlepszym przyjacielem.-odparł spokojnie Erlic i uśmiechnął się do Roya.-Poza tym to z tobą mieszkam, śpię i się całuję.-lekko się zarumienił, ale nie odwrócił wzroku.
-Więc pójdziemy gdzieś dzisiaj?
Fullmetal zaczerwienił się mocniej.
-Jeśli ci to przeszkadza nie traktuj tego jako randkę, tylko spotkanie z przyjacielem.-mruknął mężczyzna.
-Łatwo ci mówić-odbrurknął Ed i spojrzał na niego-Pod warunkiem, że nie będziesz się oglądał za każdą dziewczyną w mini.
-Czyżbyś był zazdrosny?-Roy wyszczerzył się paskudnie.
Erlic spojrzał na niego uważnie.
-Kto wie...-mruknął tajemniczo i wrócił na kanapę, zabierając się za pisanie z małym złośliwym uśmiechem na twarzy.
Mustang w lekkim szoku mrugnął i dopiero po chwili mógł skupić uwagę na papierach, zamiast zagadkowej odpowiedzi blondyna.

***

Roy siedział w swoim domowym gabinecie i przyglądał się uważnie jakiejś kartce. Edward siedział na fotelu i coś bazgrał. Flame dokładnie kilka razy przestudiował ową kartkę, popatrzył na Erlica, ponownie na kartkę i w końcu westchnął.
-Ed...
-Taa?
-Zalegasz z ostatnim raportem. Znowu.
-Yhm, wiem.-chłopak nie przerwał pisania i z obojętną miną kiwnął lekko głową.-Ten z zamieszek na południu?
-Dokładnie. Kiedy zamierzasz mi go oddać?
-A do kiedy mam termin?
-Dzisiaj powinienem zrobić dokumentację z ostatniego miesiąca. Więc jeszcze masz jakąś godzinę.
-Aha.-blondyn wzruszył ramionami nie przejmując się gadaniną Roya.
Mustang westchnął ponuro. Pewne rzeczy nigdy się nie zmienią. A Fullmetal nigdy nie odda raportu na czas. Tylko, że tym razem mężczyzna przynajmniej wiedział, że chłopak nawet przez moment nad pisaniem raportu nie myślał. Wiedział, bo od jego powrotu z misji są razem niemal bez przerwy. Ok, to jeszcze nic nie znaczy, Ed już nie raz go zaskakiwał i robił rzeczy teoretycznie niemożliwe. Ale teraz...Roy zastanowił się. Hagane naprawdę miał dużo czasu. Bo jeśli nie był czymś zajęty, to tylko czytał. Gdyby chciał, to mógł ten raport napisać już parę razy, nauczyć się go na pamięć i zaszyfrować na piętnaście sposobów. Takie rzeczy to w końcu pestka dla Edwarda. Ale nie, on raportem nie zajmował się wcale. A Roy mu nie przypomniał. To też źle. Jako jego przełożony powinien był o tym pamiętać. Zwłaszcza, że ma przy sobie Erlica przez całą dobę. Ale do jasnej ciemnej, to Ed jeździ na misje i to on musi zdawać raporty, powinien się do tego już przyzwyczaić i pewną systematyczność w sobie wyrobić. Od biedy wystarczyłby tylko krótki opis sytuacji, gdyby FAKTYCZNIE nie miał czasu... Ale Ed czas miał. I Mustang o tym wiedział. Niestety, wiedział również, że spóźnianie się z raportami należy do żelaznych zasad blondyna. Czarnowłosy mężczyzna jęknął wewnętrznie. ZNOWU Fullmetal dołoży mu solidnie roboty przez swoje 'widzimisię'... Jak on ma się potem wyrobić ze wszystkim, jeśli spadnie mu na głowę robienie dokumentacji z następnego miesiąca, a jeszcze ta nie będzie gotowa tylko przez pokręcone przyzwyczajenia siedzącego niedaleko chłopaka o złotych oczach. Cholera.
-Ed, ja potem nie będę miał czasu, żeby zajmować się tylko twoim raportem.
-Jasne, od siedmiu lat to powtarzasz, ale czas znajdujesz.-prychnął Ed i spojrzał na niego z figlarnym błyskiem w oku.
-Ledwo co. Będę musiał zabierać papiery do domu.-skrzywił się.
-I tak ciągle to robisz.
-Nie będę miał czasu dla ciebie.
-E tam.-machnął ręką chłopak i podszedł do drzwi-Wrócę za dwie, trzy godziny, cześć.- uśmiechnął się i nacisnął klamkę.
-Chwila, moment, Hagane! Dokąd idziesz?
-Nikogo mordować nie będę, nie stresuj się tak.
-Ed...-Mustang stuknął parę razy palcem o biurko.-Dokąd idziesz?
Erlic przewrócił oczami, podszedł do mężczyzny, cmoknął go szybko w policzek, i wyszedł z gabinetu.
-Nie lubię się tłumaczyć, to strata czasu.-powiedział zza drzwi i Roy słyszał już tylko kroki na schodach, a potem mało delikatne zamykanie drzwi do domu.
Flame westchnął zrezygnowany. Fullmetal nigdy nie zachowywał się logicznie. I fakt, jeśli już musiał coś tłumaczyć, robił to szybko, kiepsko i tak nieskładnie, że aż nielogicznie. Jak się zastanowić to i tak do niego niepodobne, że powiedział, kiedy wróci. A raportu jak nie było, tak nie ma.

***

Edward zawinięty swoim czerwonym płaszczem łaził po mieście bez konkretnego celu. To znaczy, miał pewien cel, ale niematerialny. Myślał. Ostatnie dni były dość dziwne...Erlic sam nie był pewien, co z tym wszystkim powinien zrobić. Nagle się okazało, że jego najlepszy przyjaciel od trzech lat go kocha. Od trzech lat...Hm, długo. I w ogóle się nie zdradził. Trzy lata temu to jeszcze darli koty i kłócili się ile popadnie. Albo słodko ignorowali swoją obecność. Fullmetal uśmiechnął się lekko na te wspomnienia. Wtedy naprawdę nienawidził Mustanga. Podejrzewał zresztą, że i Roy początkowo go nie znosił. Dopiero po tych kilku latach wspólnej służby w armii ich charaktery dotarły się na tyle, by zawiązała się między nimi cienka i bardzo słaba nić wzajemnego porozumienia i...zaufania. Tak, chyba wtedy dopiero zaczęli zauważać w sobie potencjalnego towarzysza, nieirytującego gościa z pracy. Przyjaciółmi stawali się powoli. Ale i takie rzeczy wymagają czasu. Ed nigdy nie zdawał sobie sprawy jak wiele znaczy dla niego przyjaciel, póki Al był ciągle obok. Wtedy faktycznie nie potrzebował innych znajomych. Tak mu się wydawało. Ale wiedział jednocześnie, że Alowi wszystkiego powiedzieć nie może, to by go za bardzo martwiło. Poza tym to jego młodszy brat, tak wielu rzeczy jeszcze nie rozumiał, a naiwnie wierzył w inne... Nie, nie mógł mu mówić wszystkiego. A sam... mimo wszystko pragnął się z kimś podzielić swoimi kłopotami, planami, obawami...Duszenie ich w sobie stało się w pewnym momencie zbyt męczące. Może dlatego podświadomie zaczął szukać przyjaciela. Kogoś, kto był na tyle blisko, by zawsze można było się do niego zwrócić (dlatego jego sensei się nie liczyła-zrozumiałaby pewnie wszystko, ale Hagane za rzadko ją widywał), kogoś kto ma pewne doświadczenie w alchemii i zrozumie jej procesy i wiążące się z tym niebezpieczeństwa i nadzieje, kogoś na tyle inteligentnego, by doradził, zachował sekret i zdobył informacje, kogoś dość silnego, by mógł wesprzeć w walce, kogoś kto nie potraktuje go jak dziecko i w niego uwierzy. Los chciał, że jedyną osobą spełniające te warunki okazał się Mustang.
Edward westchnął głęboko. Naprawdę się nie spodziewał wówczas, jak bardzo potrzebował przyjaciela. Sam zresztą nie wiedział jak zaczęła się jego przyjaźń z Royem. Gdzieś między ciągłymi podróżami, gdy bywał w sztabie i składał wiecznie spóźnione raporty, gdy kłócił się z tym wrednym, egoistycznym Mustangiem, gdy ten wredny, egoistyczny Mustang wyciągnął do niego pomocną dłoń... To pojawiło się samo. I z czasem stało się bardzo ważnym elementem życia Edwarda. Może nie na tyle, by od razu temu zaufać, ale ważnym. A obecnie ten czarnowłosy mężczyzna o granatowych oczach jest dla niego najważniejszą po bracie osobą i najlepszym przyjacielem. Ale...jeśli on stał się tym dla Edwarda, to czym stał się Edward dla niego? Blondyn potrząsnął głową. No tak, przecież wiedział. Sam również był przyjacielem Roya...nawet czymś więcej. Zastanowił się, czemu właściwie ktoś taki jak Mustang zakochał się właśnie w nim. Przecież mógł (wciąż może, jeśli idzie o ścisłość) mieć każdą kobietę, której zapragnie. A on nie. Trzy lata temu w jakiś zupełnie niezrozumiały dla Erlica sposób on zakochał się akurat w nim, niskim, trzynaście lat młodszym chłopcu. JAK? Aaaarrrggghhh....! Gdyby to wiedział, to może odpowiedziałby sobie wreszcie na pytanie, czemu on się w Mustangu nie zakochał? Bo może i lubił spędzać z nim czas, lubił się z nim kłócić, lubił jego samego, w końcu-musiał przyznać, że lubił te wszystkie pocałunki i przytulanki, jakie serwował mu mężczyzna. Ale do cholery, to jeszcze nie znaczy, że go kocha! Ma siedemnaście lat, to normalne, że podobają mu się takie rzeczy! Co z tego, ze z Royem? Hm, pytanie...! Jak to co?! Roy to jego przyjaciel...i o 13 lat starszy facet...Poza tym...Ed może nie był specjalnie przywiązany do jakiejkolwiek wiary bądź tradycji...w ogóle ciągle wymyślał jakieś nowe zaskakujące otoczenie alchemiczne drobiazgi...nie przejmował się żadnymi zasadami, prawem czy tym podobnymi...i konserwatywny też nie był...ale głęboko wierzył, ze jak się kogoś kocha to...tak na całe życie. Nikomu by się do tego nie przyznał, ale w tej jednej sprawie miał poglądy bardziej staroświeckie niż ciotka Pinako, jeśli ona nadaje się na jakiś przykład... Fullmetal burknął w kołnierz bluzy. Mustang absolutnie nie nadawał się na jego życiowego partnera. Absolutnie. Był wysoki, przystojny, miał własny dom, dobrze płatną pracę, w której piął się na szczyty, do tego z poczuciem humoru i cholernie inteligentny, doskonały przyjaciel i bardzo zdolny alchemik, potrafi pocałować tak, że człowiek zapomina, co dzieje się wokoło...Niech to szlag, czemu ja jego zalety wymieniam?! Arg...Ok, no niech będzie, ale z drugiej strony ma manię na punkcie minispódniczek, podrywa większość kobiet, które spotka, sprawia wrażenie, jakby niczego ani nikogo nie traktował poważnie, zawsze musi powiedzieć coś złośliwego, a przede wszystkim jest o 13 lat starszym facetem!!! Jak Edward miałby się z nim związać tak...na stałe? Przecież Roy nie jest specjalnie stabilnym obiektem lokowania uczuć, ma opinię podrywacza i...Ale skoro twierdzi, że kocha Hagane od trzech lat...No to już coś...Trzech lat...w sam raz, żeby mu się teraz znudziło...pewnie nie wycofał się tylko dlatego, ze chłopak z nim zamieszkał i pozwala się całować...ta, na pewno czeka aż zgodzi się na seks, a jak mu się znudzi to rozejrzy się za jakąś panienką i wmówi jej, że ją od iluś tam lat uwielbia, i od początku zabawa...
-O czym ja myślę...? Znam go przecież, nie mógłby...
A jeśli...? Cholera, uspokój się! Edward! To Roy! ROY!!! Może sobie być draniem, ale to twój przyjaciel, nie zrobiłby ci takiego świństwa, tego możesz być pewien. No doooobraaa....załóżmy, że mogę być pewien. Ale jeśli on nie planuje tego jako związek tak na...Na ile? Na zawsze? Co wtedy? Oh, daj spokój, przecież ty go nawet nie kochasz! Czym się przejmujesz? Nie kocham? Racja...nie kocham...ja go nie kocham, ani trochę...To tylko on cię kocha... No właśnie... Tylko co z tym teraz zrobić? A gdybym ja... Gdybym co? Gdybym ja go kochał? Lubię go, bardzo lubię, ale miłość...? Chociaż czasem to już sam nie wiem... Może to przez jego zachowanie, może to tylko złudzenie, ale czasem...chciałbym go kochać. Być z nim i czuć, ze go kocham. Bo on kocha mnie. Tak mało, a jednak wszystko. Myślałem, że jak z nim zamieszkam, to sprawa szybko się wyjaśni. Też mi się marzyło...! Guzik się wyjaśnił, do jasnej ciemnej... Powiedziałem, ze u niego już zostanę, ale...czy to na pewno w porządku? Obaj się będziemy męczyć. Ciężko mieszkać z osobą, na której ci zależy wiedząc, ze ona tego nie odwzajemnia. Nawet pomimo tego, że czasem chce.
-Kocham czy nie...Jakie to ma dla niego znaczenie?

***

Przygnębiony wrócił do domu i z ponurą miną poszedł szukać Roya. Siedział ciągle w gabinecie. Bez słowa powitania wszedł do środka i usiadł na fotelu. Przez chwilę po prostu siedział i wpatrywał się w biblioteczkę przed sobą, bardzo nad czymś skupiony. Zupełnie ignorował zdziwienie Mustanga takim zachowaniem i jego pytania. Mężczyzna w końcu zrezygnował i wrócił do swoich papierów, widocznie stwierdziwszy, ze nie ma sensu zmuszać Erlica do powiedzenia czegokolwiek, jeśli on sam tego nie chce. Ok, może było to miłe z jego strony, uszanował w końcu decyzję blondyna i pozwolił mu wybrać, czego chce, ale... właśnie w tej chwili chłopak podświadomie błagał, by go proszono. Nie chodziło o modły na klęczkach, nie... Tylko o takie zwykłe, ludzkie zmartwienie. O zmartwienie szukające wyjaśnienia do skutku. Nawet męczące i wrzeszczące, obrażone, ale nie takie ciche i...zupełnie nim nie zainteresowane. Obojętne. Edward zmusił się, by zatrzymać łzy. Nie wiedział, czemu, nagle po prostu zachciało mu się płakać. Bo Roy go kocha, ale... to nie jest taka miłość, jaką on mógłby odwzajemnić. To nie jest miłość, która się nim interesuje. Owszem, Mustang zapytał parę razy czy wszystko w porządku, ale nie otrzymawszy odpowiedzi zrezygnował. To zabolało Fullmetala. Bo on chciał, by ktoś się nim opiekował. Nawet trochę natarczywie, ale...zauważalnie. By nie zostawiał go samemu sobie, aż zechce mówić tylko wyduszał z niego słowa. Bo wtedy wiedziałby, że mężczyźnie zależy. Że go obchodzi. Że jest kochany. Mocno, namiętnie i szczerze. Roy, dlaczego pozwalasz mi tu siedzieć i beczeć jak dziecko...? Dlaczego ja cię nie interesuję...?! Dlaczego chcę, żebyś to ty mnie kochał?!
-Ed...
Chłodna, blada dłoń otarła mu delikatnie policzki. Spojrzał wielkimi, złotymi, załzawionymi oczami na mężczyznę, który przykucnął obok fotela. Na bladej twarzy widoczne było zaniepokojenie i troska. W każdym razie bardzo chciał to właśnie zobaczyć. Nie wiedział tylko, czy faktycznie tak było, czy sam sobie to wyobrażał...
-Kocham cię, Ed...
Delikatny, mokry pocałunek na czole... Kocham cię...Słowa, słowa, słowa...a jednak tego właśnie pragnął teraz Edward. Chłopak zacisnął oczy, z których wciąż płynęły słone łzy i mocno objął ramionami szyję Roya. Nie wiedział czemu, ale poczuł się naprawdę szczęśliwy, gdy silne, blade ręce przytuliły go mocno i dziwnie czule.
-Kocham cię, kocham cię, kocham cię-szeptał mu do ucha mężczyzna jeszcze dłuższy czas, a Edward nagle odniósł wrażenie, że niczego więcej mu już nie trzeba.

***

Było cicho, ciepło, spokojnie i przyjemnie. Powoli podniósł powieki i lekko unosząc głowę rozejrzał się półprzytomnym wzrokiem. Jasno. Czyli ranek. Łóżko Roya. Oh. Mrugnął parę razy i zauważył jeszcze parę rzeczy. Na wpół leży na piersi Mustanga. Czuje bicie jego serca. Miarowe. Przyjazne. Dłoń Roya delikatnie głaszcząca go po plecach. Granatowe oczy przyglądające mu się cierpliwie. Nie wymagają. Tylko patrzą. Skrzyżował ramiona na klatce piersiowej mężczyzny i oparł na nich głowę, spoglądając z uwagą na Flame Alchemista.
-Gdybym teraz odszedł...?-zapytał cicho, mrużąc złote oczy.
-Odnalazłbym cię...-wyszeptał równie cicho Mustang.
-Jak długo byś szukał?
-Niedługo. Nie warto marnować na to czasu.
-A na co warto?
-Na bycie z tobą.
Edward otworzył nieco szerzej oczy, a mężczyzna uśmiechnął się lekko. Blondyn zawahał się. Teraz albo nigdy...
-...jak długo...?-mruknął chłopak ledwo słyszalnie i spuścił wzrok. Musiał się dowiedzieć. Od tego zależało, co dalej zrobi.
-Wieczność.
Mężczyzna chuchnął mu ciepłym powietrzem w twarz i pocałował delikatnie, niepewnie, z czymś, czego Ed nie potrafił nazwać. O czym był pewien, że kojarzy mu się tylko z Royem.
-Ile...trwa wieczność?
-Za krótko...-Mustang ujął opaloną twarz w dłonie i wpatrzył się w dwoje wielkich, złotych oczu. Uśmiechnął się czule-...za krótko, bym kiedykolwiek mógł przestać cię kochać.
Erlic westchnął krótko i zarumienił się.
-Jeśli ja cię nie...-mężczyzna przerwał mu leniwym pocałunkiem.
-Wtedy nie śmiałbym cię odnajdywać.

***

Edward bębnił palcami o szybę i patrzył przed siebie z obrażoną miną. Roy uśmiechał się głupkowato. Super. Pół godziny temu chłopak dał mu się namówić na coś, czego wcześniej raczej nie robił. Bo jaki normalny, blondwłosy siedemnastolatek idzie do wielkiego centrum handlowego po Wielkie Zakupy sam, pieszo, z jedną, maksymalnie dwiema reklamówkami? Oczywiście, Erlic. Nigdy mu nie było trzeba zbyt wiele, to i taki spacerek ze skromnymi zakupami był dla niego normalką. Za to Mustang w tym jednym punkcie był nieodrodnym mieszkańcem stolicy. Ten raz w tygodniu, gdy miał zrobić Wielkie Zakupy, brał swój czarny samochód i w drodze powrotnej miał zawsze cały bagażnik i jeszcze tylne fotele pełne zakupów. Nie to, żeby tak uwielbiał zakupy, albo potrzebował aż tyle. Było nie było, on też zawsze mieszkał sam, i nie pożerał zbyt wiele. No i nie miał czasu na robienie wymyślnych potraw, bo całe dnie spędzał w pracy. Roy po prostu musiał kupić sobie spore zapasy kawy(bo znowu mu się w biurze skończyła...pewnie Havoc mu podbierał...), długopisów(te wszystkie papiery...zestarzeć się przy nich można), rękawiczek(papiery papierami, ale alchemik musi dbać o swoje główne zajęcie i pilnować śnieżnej bieli rękawiczek) i masy innych rzeczy, z których pewna część była mu przydzielona z urzędu, i którą to część wziąć musiał 'bo taki trafił mu się przydział, więc płać pan i nie marudź'. A odkąd Ed i Roy zamieszkali razem, oczywiste stało się, że potrzeba więcej prowiantu. Zatem Wielkie Zakupy dla obu stanowiły czarne widmo udręki wybierania, pakowania, przywożenia i rozpakowywania. Koszmar. A do tego wszystkiego teraz stanęli na jakimś wygwizdowie(czytaj: wokół ani jednego człowieka, który mógłby pośpieszyć z pomocą przedstawicielom armii, a jedynie jakieś cholerne stare magazyny z jednej strony, z drugiej niewielki lasek, a w perspektywie przyszłości z przodu znak obwieszczający, że do owego centrum handlowego już jedynie 5km), bo się Mustangowi paliwo akurat musiało skończyć w połowie drogi. Choroba no...!
-Roy...-zaczął Fullmetal niebezpiecznie spokojnym tonem.
-Tak...?
-MÓWIŁEM, ŻEBY IŚĆ PIECHTĄ, KURDE BALANS, TO TY SIĘ MUSIAŁEŚ UPRZEĆ NA TEGO SWOJEGO GRATA, TAK?!
-Auć.-mruknął mężczyzna i odsunął palce od uszu.-Nie denerwuj się, bo nie urośniesz. Mam w bagażniku bak zapasowy, to zaraz doleję.
Erlic łaskawie na uwagę o wzroście nie zabił przyjaciela, a jedynie spiorunował go wzrokiem. Roy nie był pewien, czy szybka śmierć nie byłaby przypadkiem lepszym rozwiązaniem.
-kap-
Obaj z zaskoczeniem spojrzeli, jak na przednią szybę spadła kropla wody. Eh? Ciepło przecież jest, słoneczko świeci i w ogóle...
-kap-kap-
Brew Hagane drgnęła nerwowo i chłopak z głośnym trzaśnięciem drzwiami, wyszedł z samochodu.
-AGHGHRHGRHGRHGRHR!!!-wywarczał zaciskając pięści i kopiąc jakiś niewinny kamień tak mocno, że przeleciał conajmniej 100 metrów.Cóż, niechby tam nie leżał.
-kap-kap-kap-
-Noż do jasnej ciemnej, ani mi się waż padać!-wrzasnął do góry.
-SZSZSZSZSZSZSZSZSZSZSZ-
Edward w mgnieniu oka wpakował się z powrotem do auta i zignorował paskudny wyszczerz Flame Alchemista. Lało jak z cebra. I tak dobrze, ze zdążył wsiąść, nim przemókł do reszty. Tylko podkoszulek miał mokry. Chłopak sarknął ściągając z siebie ciuch i rzucił go gdzieś do tyłu. Mustang przyglądał się, jak blondyn wygrzebuje z tylnego siedzenia swoją czarną bluzę, zakłada ją, zasuwa zamek pod samą szyję i naburmuszony siada na swoim miejscu.
-Jak przestanie padać, to doleję benzyny i po kłopocie. Do tego czasu sobie tu posiedzimy.-stwierdził pogodnie mężczyzna.
Ed westchnął i uśmiechął się słabo.
-Na to wygląda.-mruknął, patrząc na Roya.-Kiedy zrobiłeś prawo jazdy?-zapytał, by zapełnić czymś nudną ciszę.
Czarnowłosy zastanowił się krótko.
-W twoim wieku.
-Czyli ja też już bym mógł.
-Raczej nie.
-Czemu?
-Nie dosięgnąłbyś pedałów.-wyszczerzył się paskudnie alchemik.
-ZABIJĘ!!!-warknął chłopak i wojowniczo podwinął rękawy.
-A co, nie mam racji?-prychnął.
-NIE, CHOLERA!
Flame uniósł powątpiewająco brew i zmierzył wzrokiem mocno wkurzonego Erlica.
-To chodź, sprawdzimy.
Blondyn raźnie kiwnął głową ze zdeterminowanym wyszczerzem i wlazł na kolana Roya. Spróbował dosięgnąć pedałów. Cóż, spróbował.
Zapadła cisza, w której Ed usiłował pohamować złość, a Roy śmiech.
-Jakbym siedział na fotelu, to bym dosięgnął!-stwierdził w końcu chłopak.
-Niewątpliwie.-Mustang oparł głowę na ramieniu blondyna i otoczył go w talii ramionami.
-...co robisz...?-spytał zaskoczony Fullmetal, gdy blady palec zaczął obrysowywać mu usta.
-Przez chwilę bądź cicho, Ed.-mruknął czarnowłosy i przekręcił nieco głowę Erlica, by móc go pocałować. Chłopak ostrożnie oddawał pieszczotę. Zimne dłonie nieśpiesznie rozsunęły zamek czarnej bluzy i zaczęły dokładnie badać opalony tors Edwarda. Roy przeniósł się na szyję i kark Hagane. Młody alchemik odruchowo odchylił głowę do tyłu i zamknął oczy. Sprawny język zostawiał mokre ślady na jego skórze. Mustang odsunął nosem jasne włosy, by pocałować miejsce za uchem. Blade ręce na przemian gładziły, uciskały i szczypały. Blondyn nawet nie zwracał uwagi, że ciągle cicho pojękuje i wzdycha krótko i urywanie. Nie wiedział, co takiego robił Flame, ale podobało mu się to. Było mu dziwnie gorąco i przyjemnie. Przez ciało przepływały dreszcze czegoś, co chłopak już kiedyś czuł, i co miało związek z Royem... Który aktualnie całował, ssał i przygryzał jego ucho. Oooohhh....! Cholera, to było niezłe.... Edward wiedział, że jest mocno zaczerwieniony, i nie był tylko pewien, czy to przez niezwykłe, acz niewątpliwie...hm, pożądane praktyki Roya, czy też wstyd za własne myśli na ten temat. Mustang nosem zsunął mu bluzę z ramion i zaczął całować nowo odsłonięte ciało, wywołując u Hagane bardzo głębokie westchnięcie. Blada, delikatna dłoń wsunęła się nieco pod spodnie blondyna. Chłopak uchylił powieki. Zaraz, czy jemu się dobrze wydaje, że... Uch, trudno się myśli czując ciągle usta Roya... Druga ręka także znalazła się kilka centymetrów pod dżinsami. Edward zebrał całą swoją siłę woli i chwycił nadgarstki Mustanga.
-Roy...nie...-wyszeptał, dysząc ciężko.
-Przecież chcesz...-wymruczał mu Flame wprost do ucha, po czym zaczął je z powrotem przygryzać.
Chłopak jęknął, wijąc się na kolanach mężczyzny
-Nn...nie...-czuł, że jak tak dalej pójdzie, to już za moment nie będzie w stanie się opierać i puści blade dłonie...a nie chciał tego.-Roy...ooh...!....nnie...
Mustang spojrzał na gorące, rozpalone ciało, na twarz z czerwonymi policzkami, uchylonymi kusząco miękkimi ustami i wielkimi złotymi oczami, w których za mgiełką przyjemności dostrzegł coś na kształt smutku i prośby zarazem. Zabrał dłonie i przytulił do siebie blondyna, który ufnie oparł się na jego piersi z cichym westchnieniem. Mężczyzna podniósł lekko podbródek Erlica. Pocałunek był delikatny i słodki.
-Dziękuję...-szepnął Ed, gdy odsunęli się od siebie odrobinę, i uśmiechnął się niepewnie.
Roy w odpowiedzi cmoknął go jeszcze raz w usta.
Fullmetal wtulił się w niego i dłuższą chwilę milczeli.
-Deszcz przechodzi, już tylko kropi z rzadka.-powiedział neutralnym głosem Hagane i usiadł prosto, by zasunąć bluzę.
-Rzeczywiście.-Roy zerknął na przednią szybę. Wokół było wprawdzie sporo kałuży, ale zza chmur wychodziło już słońce.
-Patrz! Tęcza!-wrzasnął znienacka Edward, wskazując coś na niebie-Chodź, szybko!
Nim Flame zdążył choćby mrugnąć, Erlic już wyciągnął go z samochodu i stali na jezdni. Chłopak szczerzył się wesoło, pokazując mu kolorowe pasma na tle nieba. Powietrze było świeże, czyste i bardzo przyjemne.
-Obu nas otrzaskałeś wodą...-zamarudził Roy, przyglądając sie z niesmakiem nogawkom ich spodni. Fullmetal i jego nieograniczona energia...
-E tam, patrz jaka piękna tęcza!
Mężczyzna stanął za blondynem i objął go w pasie.
-No niezła, fakt...bardzo mocne kolory...
-Uwielbiam oglądać tęczę.-zwierzył się nagle Ed-Czasem robię ją sobie alchemicznie, ale wolę taką naturalną. Ma przyjemniejszą atmosferę wokół.
-Kocham cię, wariacie.
Chłopak odwrócił się i spojrzał dziwnie poważnie w granatowe oczy.
-Co? Myślisz, że dosięgniesz tęczy? Zapomnij, nawet jakbym cię podsadził, to byś nie dał rady.-prychnął Flame z paskudnym uśmiechem. Ku jego zdziwieniu Erlic nie zareagował na przytyk.
-Chyba właśnie zrozumiałem.
-Co takiego?
-To twoje ciągłe 'kocham cię'. Ty naprawdę mnie kochasz. Tak naprawdę naprawdę.
-Powtarzam ci to od jakichś dwóch tygodni, a dopiero teraz zrozumiałeś? A podobno jesteś geniuszem...-mężczyzna z politowaniem pokręcił głową.
-Zamknij się i podziwiaj tęczę.-burknął Hagane i ponownie wpatrzył się w niebo.
-Kocham cię.
-To dobrze, bo...-zaczął Fullmetal, ale zawahał się.
-Bo co?
-...tęcza jest wspaniała.-uśmiechnął się Edward i ostrożnie pocałował Roya.
-Wciąż zwlekasz z raportem.
-Cholera by cię. Psujesz nastrój.
-Muszę.
-Oh, doprawdy? A to czemu?
-Myślałem, że nie chcesz, żebyśmy doszli do...czegoś więcej.
Erlic przez moment milczał, a potem odwrócił wzrok na tęczę i odezwał się dziwnie poważnie.
-Na pewno nie w taki sposób w takim miejscu.-stwierdził w końcu, a Roy objął go mocniej.
-A na tylnym siedzeniu?
Tego dnia zrezygnowali z zakupów. Mustang stwierdził, że nie może się pokazać ludziom, a już zwłaszcza panienkom w mini, po tym jak Ed wrzucił go w wielką, błotnistą kałużę...

***

-Nie sądzisz, że to dość dziwne?-Edward przechadzał się po biurze Mustanga i demonstrował, że się nudzi.
-Co takiego?-mężczyzna przyjrzał się jakiemuś dokumentowi, po czym odłożył go pod stos innych, sprawdzając, czy nikt się nie domyśli, ze to zrobił. Nie, leżał równiutko. Lata praktyki.
W tym momencie do biura weszła Liza i położyła na biurku kilkanaście kartek. Gdy tylko wyszła, blondyn podszedł do Roya i chwycił pierwszą z góry.
-Właśnie to. Doniesienia o zamieszkach leżą sobie na twoim biurku, a ja? Nic.
-Co w tym takiego dziwnego?
-Daj spokój, Roy. Nie przydzielasz mi żadnych misji. To się zaczyna robić podejrzane.
-Masz misję.-stwierdził czarnowłosy prosto, a widząc uniesioną brew Erlica, dodał-Związaną ze zbiorami biblioteki. Nawet mogłeś sobie wybrać temat.
Ed pokręcił głową z westchnieniem.
-Jesteś skończonym egoistą, Roy i wiesz o tym.
-Wiem.-przyznał Mustang z paskudnym uśmiechem-I dlatego chcę cię mieć cały czas przy sobie.
Chłopak podszedł do mężczyzny i przyglądał się przez ramię jego papierom.
-O, tu mogę jechać. Załatwię to szybko, a przynajmniej się trochę rozruszam.
-Nie. Żadnych informacji nie potrzebujesz, bo sam wszystko wiesz, niebezpieczeństwa też żadnego nie mamy, zostajesz tutaj, Ed, i koniec. Nigdzie nie jedziesz.
Fullmetal wydął dolną wargę. Od kiedy to Mustang mu rozkazuje, co? Hm, no dobra, odkąd wstąpił do armii. Ale to jeszcze nic nie znaczy!!
-Poza tym zwlekasz z dwoma raportami.
-...hmp...
-Zamieszki na południu i efekty prac nad książkami ze zbiorów, które ci odtajniłem. Ja też muszę się ze wszystkiego tłumaczyć, Ed. A takie pozwolenie potrzebuje dobrego uzasadnienia, wiesz?
Hagane prychnął cicho. Nie przejmował się nigdy takimi rzeczami. Od tego był zawsze Mustang. Aha. No tak, to by wyjaśniało, czemu to Roy wydaje rozkazy i siedzi za biurkiem. Bo ktoś musi to wszystko ogarnąć. A najlepiej, gdy ten ktoś potrafi bardzo gładko kłamać przełożonym.
Edward podszedł do kanapy, wziął jakieś papiery, rzucił je na biurko mężczyzny i wpakował mu się na kolana.
-Masz te raporty.-mruknął, od niechcenia opierając się na piersi Flame Alchemista. Ostatnio coraz łatwiej przychodziły mu wszelkie oznaki czułości z granatowookim Generałem Brygady. Interesujące.
-A ty co?-zdziwił się Mustang.
-Jak się nie podoba to schodzę i zabieram raporty.
-Ani mi się waż.-uśmiechnął się Roy i pocałował Eda głęboko.-Dobra, zobaczmy, co tu jest...zamieszki...to było coś poważnego, Ed?
Fullmetal zmrużył oczy i zastanowił się.
-Nie, w sumie nie. Ale możnaby wysłać tam jakąś kontrolę, żeby...A, najlepiej sam tam pojadę za parę tygodni. A czemu pytasz?
-Bo dziwnie gruby ten raport. Mniejsza z tym, potem zrobię dokumentację. O, ciekawy temat sobie wybrałeś...
-Transfiguracja bez rysowania kręgów. To dotyczy także twoich rękawiczek, więc mam na miejscu obiekt do badań i doświadczeń.-wyjaśnił chłopak z uśmiechem i cmoknął Mustanga w policzek.
Mężczyzna błyskawicznie chwycił spłoszone usta do kolejnego pocałunku, a potem spojrzał poważnie w złote oczy na zarumienionej lekko twarzy.
-A teraz mów, co ci trzeba.
-Trzeba?
-Inaczej siedziałbyś wśród książek i mnie ignorował.
Hagane rozważył to krotko. Coś w tym było. Roy pocałował go w czoło.
-Nudno się robi. Nic się nie dzieje...-zamarudził blondyn z westchnieniem.
-Zawsze ja mogę zająć ci czas.-zaproponował Mustang wsuwając zimne palce pod koszulkę Edwarda. Erlic pisnął cicho i cały się wygiął. Naprawdę były zimne!
-Jadę do Shamelot!-ogłosił nagle Ed i zeskoczył z kolan mężczyzny.
Dwie minuty później Fullmetal szedł sztabowym korytarzem, prawdopodobnie obmyślając, kiedy wyjechać. Roy oparł brodę na ręce i zapatrzył się w drzwi.
-Shamelot...-uśmiechnął się podstępnie.

***


marzec 2006
primea



Komentarze
wielkamorda dnia padziernika 19 2011 20:47:01
Kometarze archiwalne przeniesione przez admina

Ann (Brak e-maila) 18:18 31-10-2006
Uwaaah, świetne ^o^ Naprawdę dobrze napisane i wprawiło mnie w taki przyjemnie rozanielony humor smiley

P.S. Zbieram podpisy pod petycją o kontynuację ^_____^
Anioł_Hellsinek (Brak e-maila) 08:53 01-11-2006
szczerze - bardzo mi się podoba (głównie to, że jest zachowany nastrój i nie ma scen erotycznych na prawo i lewo a czyta się bardzo przyjemnne smiley
mogę oddać swój podpis pod petycją smiley
Zettai (Brak e-maila) 02:50 04-11-2006
Tiaaa, miau ^^
Tylko, priiii, kiedy skończy opcia??? HG, W, S i AOSIF wołają o pomstę do nieba i zmiłowanie. I to od dwóch latek już...
Ale ficzek cudo <3
Anioł_Hellsinek (Brak e-maila) 18:35 08-11-2006
chociaż doszukałam się przypadkiem paru błędów smiley : mały zonk z urodzinami Elysii - ona przyszła na świat w urodziny Eda smiley (w którymś z pierwszych epków anime o tym byłó - bodajże w 6 ^^)
Elia (Brak e-maila) 18:08 11-11-2006
Co z kontynuacją..? >.>
Corniak (xD) 00:02 12-11-2006
ja chce dalszy ciąg ;_;
Yan (Brak e-maila) 20:50 16-11-2006
Aww!
No proszę bardzo, wreszcie ludzie cos z FMA piszą.
Bardzo wery najssss!!!!

A jesli jesteście takie chętne do czytania to zapraszam tutaj www.yan.toxic.pl !


Kilkadziesiat fików po polskiemu, to nie w kij dmuchałsmiley
Koharu (Brak e-maila) 21:23 16-11-2006
Uwielbiam tego fanfika! Kontynuacja, błagam!
ania (Brak e-maila) 16:48 17-11-2006
bardzo mi sie podoba mam nadzieje że szybko pojawią sie nastepne czesci
Tomoko (tomoko-_-namura@tenbit.pl) 18:10 18-11-2006
Nie mogę się doczekać dalszej części (o ile ma ona powstać).
Powiadom mnie jeśli tak ową dodaszsmileysmiley
primea (primea@poczta.onet.pl) 12:32 08-01-2007
wai, naprawdę się wam podoba?** (szok) next części będą, spoko, także reszty moich tekstów, to tylko kwestia, kiedy mojego kompa naprawię(czytaj-kiedy będzie mnie na staćXD)
Ireth (Brak e-maila) 22:34 28-01-2007
No i miałam gdzieś ponad godzinę z głowy ^^" I musze przyznac, ze ten czas nie był stracony, bo czytało się bardzo przyjemnie. Błedy może i były. Widac nie zauważyłam - czyli były nie ważne. Może trochę szwnakuje estetyka - czasami powinnaś postarać się o spacje po myślnikach, ale poza tym fajnie smiley
I dołączam się do prosby o dalsze części o ile są w planie smiley
Anioł Hellsinek (Brak e-maila) 22:06 02-02-2007
wiesz co - łaaaaadnie proszę o kontynuację ;_; (minęło już sporo czasu a Ty trzymasz nas na głodzie - jak tak można ?! >XD)
Anioł Hellsinek (Brak e-maila) 22:22 02-02-2007
wiesz co - łaaaaadnie proszę o kontynuację ;_; (minęło już sporo czasu a Ty trzymasz nas na głodzie - jak tak można ?! >XD)
Urani (Urani@interia.pl) 14:09 05-02-2007
Bardzo podobał mi się twój fik, czekam na kontynuacjesmiley
Zettai (Brak e-maila) 01:37 20-03-2007
Wszyscy chcą kontynuację... WAAAAAAh, ja też T_T
I dalsze części Holy Grenade, Sweetboy'a i Szachów, priiii!!!
Patii (pantera132@interia.pl) 02:16 17-04-2007
Naprawde świtny fick. Już się nie moge doczekać kolejnych części, mam nadzieje że niedługo się pojawią
MaGeXP (Brak e-maila) 15:48 17-04-2007
Jeeee...czekamy na ciąg dalszy ^^
Nobodyknows + (michiyotao@interia.pl) 22:00 25-04-2007
Takie piękne opowiadanie i nie doczekało się kontynuacji T^T Żałuję...
Patii (pantera132@interia.pl) 16:42 27-04-2007
czekam, czekam i czekam... kiedy będzie następna część Primea? to jest nnaprawde świetny fick i nie moge się już doczekać... kiedy będzie następna część? (wiem że się powtarzam ale to mi nie daje spokoju już od tygodnia śnią mi się Ed i Roy przytuleni do siebie)
Patii (pantera132@interia.pl) 11:35 29-04-2007
kiedy będzie następna część? (o ile wogóle będzie ehh) nudno troche nie ma co czytać. mam nadzieje że będzie następna część bo ten fick działa na mnie jak norkotyk i juz sie nie moge doczekać kolejnej dawki heh... Do czekamy się nast części do wakacji? (o ile ona wogóle będzie)
Wiwiór (Brak e-maila) 09:08 03-05-2007
Aktualnie mój ukochany ff z FMA smiley
Piękny był ten moment kiedy Ed pottrzebował od Roya opieki smiley. Łii to było taki słodkie ^__^
Ja również bardzo proszę o kontynuację _^_ Fani czekaja smiley.
Pozdrawiam i weny życzę!!!
Patii (pantera132@interia.pl) 19:44 03-05-2007
ehhh... czekam i nic nie ma go nudno troche bo nie ma co czytać (ten fick jest najlepszy) więc czekam zniecirpliwiniem na jego kontynułacje!!!...

...doczekamy się kiedyś jej??
Wiwiór (Brak e-maila) 20:02 05-05-2007
To co z kontynuacjąsmileysmileysmiley?
Patii (pantera132@interia.pl) 20:52 05-05-2007
jak narazie nie wiem Wiwiór dobrze by było gdyby juz była kolejna część, ale Prim gdzieś wcieło ehhh...
swoją drogą ciekawe kiedy się pojawi?
Patii (pantera132@interia.pl) 16:48 13-05-2007
ehhh... czekamy czekamy i nic. ;( troche nudno nie ma co czytać ehhh...
Aranel (Brak e-maila) 22:25 28-05-2007
*_* cuuudo!! Bosskiee!! Tylko ciemu nie ma kontynuacji? T>T ja kcem kontynuacjęęę!! Oni są tacy sweeeet!!
MaGeXP (magexp@gmail.com) 16:05 01-06-2007
I gdzie ta kontynuacja???
My chcemy kontynuację!!!!

Patii (pantera132@interia.pl) 20:27 02-06-2007
popatrzcie kiedy był pierwszy post a kiedy ten.
Juz chyba sie nie doczekamy cdn'a ehhh prim nie odpowieda na maile nie ma jej nigdzie. ehhh dobrze by boło gdyby się wreście pojawiła ale z nią nigdy nic nie wiadomo...
April_Ryan (Brak e-maila) 18:34 04-06-2007
Świetne. Naprawdę niesamowite. Tylko dwie nazwy własne trochę przekręcone. "Elric", nie "Erlic" i "Riza", nie "Liza". No.
A tak to jest genialne ^_____^
Tęcza jest piękna. Mhm. ^^
Nobodyknows+ (Brak e-maila) 20:44 07-06-2007
Ja chcę kontynuację! T^T To takie śliczne jest, noo!
Patii (pantera132@interia.pl) 11:03 19-06-2007
jak narazie to nie ma kontynu łacji ale moze bedzie za rok albo dwa ehhh... czekamy tu z niecierpliwością na kontunuacje i nie możemy się doczeklać bo prim cały czas nie ma smiley
Akari (nanase_akari@interia.pl) 12:56 26-06-2007
Śliczniusie......czytałam to już dwa razy.....i mi mało. Chcę dalej.
Napisane part 1 więc czekamy na part 2.
I to najlepiej jak najszybciej bo zejdziemy tu wszyscy *przynajmniej ja....*
Da______________________alej!!!!
Vex (alex_kociak@wp.pl) 08:29 29-06-2007
Bardzo przyjemny tekst. Czytam codziennie i nie zmieniam opinii. Wzoszę modły aby pojwił się "part 2". Pozdro.
insania (Brak e-maila) 13:09 13-11-2007
Jakie to piękne! Więcej!
Urani (Urani@interia.pl) 19:09 16-11-2007
Kiedy kontynuacja?smiley
colld (Brak e-maila) 01:31 30-11-2007
no żesz kurde, a gdzie reszta?! ;p
(Brak e-maila) 19:25 08-01-2008
JEZU WSZYSCY BŁAGAJĄ O KONTYNUACJE I JA TEŻ!!!!!!!!!!!!!!!!! Zlituj się kobieto i daj nam ciąg dalszy! ONEGAISHIMASU!!!!
Miryoku (Brak e-maila) 19:26 08-01-2008
JEZU WSZYSCY BŁAGAJĄ O KONTYNUACJE I JA TEŻ!!!!!!!!!!!!!!!!! Zlituj się kobieto i daj nam ciąg dalszy! ONEGAISHIMASU!!!!
Alex (Brak e-maila) 22:21 31-01-2008
Cudowny tekst po prostu! Kiedy będzie kontynuacja? Baaardzo ładnie poooszę ^^
Urani (Brak e-maila) 23:05 19-02-2008
Taaaak, błagamy o kontynuacje smiley
Nobodyknows+ (Brak e-maila) 22:53 13-03-2008
Prooosimy, napisz ciąg dalszy! KONTYNUACJA ;3;
Kaede (kaede@onet.eu) 15:58 27-04-2008
Uwielbiam ten fik i często do niego wracam _^_ Niestety mam wrażenie, że kontynuacji już się nie doczekam T.T Proszę o kolejną część bardzo bardzo smiley
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum