艢CIANA S艁AWY | Tutaj b臋d膮 umieszczane odnosniki do stron, na kt贸rych znalaz艂y si臋 recenzje wydanych przez nas ksi膮偶ek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez nasz膮 stron臋. W celu zobaczenia szczeg贸艂贸w nale偶y klikn膮膰 w dany banner


|
|
Witamy |
Strona ta po艣wi臋cona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazuj膮cemu relacje homoseksualne pomi臋dzy m臋偶czyznami. Je艣li jeste艣 zagorza艂ym przeciwnikiem lub w jaki艣 spos贸b nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opu艣膰 t臋 witryn臋 - reszt臋 naszych Go艣ci serdecznie zapraszamy
|
M贸j ma艂y |
Mam zamkni臋te oczy.
Nie ruszaj si臋. Po prostu jeszcze chwil臋 tak zosta艅. Je艣li si臋 porusz臋, ciche zakl臋cie, wisz膮ce w powietrzu, zostanie z艂amane.
M贸j pan dawno ju偶 zamilk艂 i zastyg艂 bez ruchu. Nie mog臋 zmusi膰 si臋 do tego, 偶eby porzuci膰 obecn膮 niepewn膮 pozycj臋, w jakiej pochylam si臋 nad nim - chc臋 cho膰 na chwil臋 z艂apa膰 nikn膮cy po nim 艣lad. Niewyt艂umaczalne pragnienie.
Trac臋 ludzk膮 posta膰. Smak duszy, nawet tak nik艂y, ciemny, s艂odki, pachn膮cy truskawkami, kt贸rej najmniejszy k臋s szarpa艂 moim g艂odem trzymanym na uwi臋zi. R臋ka, kt贸ra mi pozosta艂a, le偶y obok ma艂ej i delikatnej g艂owy ch艂opca. Przez szparki w powiekach mog臋 zobaczy膰, jak moje paznokcie rosn膮, zaostrzaj膮 si臋.
Nie chc臋 si臋 zmienia膰. Jeszcze nie. Kawa艂ki duszy mojego pana, kt贸re uciek艂y mi z ust, wci膮偶 szybuj膮 - mog臋 je wyczu膰, obserwuj膮c b艂yszcz膮cymi oczyma. Nie chc臋, 偶eby zobaczy艂 mnie takiego, jakim jestem naprawd臋. S膮dz臋, 偶e to dotyk ludzkiego sentymentalizmu: pragn臋, aby zapami臋ta艂 mnie takim, jakim by艂em. Sebastianem. Ma艂om贸wnym, pos艂usznym, oddanym, czarnym lokajem.
Nie ruszaj si臋. Po prostu... zosta艅 tak. Jeszcze troch臋.
Co艣 delikatnego dotyka mojego karku. Otwieram oczy i patrz臋 na blad膮, pozbawion膮 偶ycia twarz panicza. Te pi臋kne oczy s膮 zamkni臋te, te s艂odkie, ma艂e usta lekko otwarte, jakby oczekuj膮ce kolejnego nieobecnego oddechu.
Znowu - jak gdyby mu艣ni臋cie palc贸w na sk贸rze. Odwracam nieco g艂ow臋, instynktownie rozpoznaj膮c dotyk tych palc贸w.
- Panie? Jeste艣 tu?
W odpowiedzi s艂ycha膰 艣miech - ten protekcjonalny, bole艣nie znajomy odg艂os.
- Ale偶 oczywi艣cie, 偶e to ja, g艂upku - m贸wi czule panicz, jego g艂os dochodzi z powietrza. - Nie odszed艂em ca艂kowicie.
Moje wargi wyginaj膮 si臋 w u艣miechu.
*
A by艂em przekonany, 偶e nie u艣miechn臋 si臋 ponownie przez d艂ugi, d艂ugi czas, bo jego ju偶 nie b臋dzie.
*
- Ciesz臋 si臋 - odpowiadam mi臋kko.
Jestem w po艂owie 艣wiadomy jego konturu, pojawiaj膮cego si臋 przede mn膮 z nik膮d w 艂agodnej, migocz膮cej formie. Oczy widz臋 pierwsze. Ten jeden raz s膮 spokojne, pogodne. Prawie roze艣miane, ale nie ca艂kiem.
Oczy mojego pana zatrzymuj膮 si臋 na ciele, le偶膮cym na 艂awce obok mnie. Jego krzywy u艣mieszek pojawia si臋 jako drugi i zmienia si臋 w co艣, przypominaj膮ce zamy艣lony grymas.
- Wiesz co - m贸wi. - To wcale nie takie z艂e. Umieranie.
- Naprawd臋? - Pod膮偶am za jego wzrokiem z powrotem do by艂ego naczynia na dusz臋, teraz nie b臋d膮cego niczym innym jak tylko zimnymi ko艣膰mi oraz martwym cia艂em.
- Ko艂ysanka pomog艂a. - Jego niewidzialne palce si臋gaj膮 do przodu i ocieraj膮 si臋 o m贸j policzek - uderza we mnie subtelne uczucie ironii. Ile razy robi艂em to samo jemu? Dotyka艂em go delikatnie w przyp艂ywie czego艣, co mo偶na by艂o nazwa膰 czu艂o艣ci膮.
- Chocia偶 - kontynuuje, a jego g艂os zamienia si臋 w ujmuj膮cy ton opanowanego ch艂odu. - "London Bridge" to by膰 mo偶e najbardziej nietrafiony utw贸r, jaki mog艂e艣 mi za艣piewa膰, Sebastianie.
M贸j u艣miech powi臋ksza si臋 odrobin臋.
- Wybacz mi. To by艂a pierwsza rzecz, kt贸ra wpad艂a mi do g艂owy.
Milkn臋, czuj膮c jego wzrok skierowany na mnie. Moje w艂asne spojrzenie jest skoncentrowane na za艂amanej twarzy panicza.
Czy to... smutek?
Czy to w艂a艣nie to?
Jeszcze nigdy nie by艂em tak przyt艂oczony jakimkolwiek uczuciem.
- Ju偶 za mn膮 t臋sknisz, czy偶 nie? - m贸wi m贸j pan z urywanym 艣miechem. Lecz wtedy zarys jego sylwetki materializuje si臋 bardziej w powietrzu, a palce znowu dotykaj膮 mojego policzka. - Jeste艣 smutny?
- Tak. Mo偶e troch臋. - Nie mog臋 na niego patrze膰 i nie mog臋 wyja艣ni膰 dlaczego. - Powiedzia艂em ci, 偶e... jeste艣 moim ulubie艅cem spo艣r贸d wszystkich moich pan贸w. Przykro mi ci臋 straci膰.
Tak, to musi by膰 smutek. To nie 偶al, czy troska - nie, to smutek.
Jestem prawie wstrz膮艣ni臋ty, jak ca艂kowicie ta ludzka emocja mn膮 zaw艂adn臋艂a. Nigdy wcze艣niej nie do艣wiadczy艂em pojedynczego uczucia tak silnie.
Mi臋kkie, ma艂e, niewidzialne ramiona owijaj膮 si臋 wok贸艂 mojej szyi. Mi臋kki, dzieci臋cy policzek ducha le偶y na moim ramieniu.
- Nie zabra艂e艣 jej ca艂kowicie, prawda? - m贸j pan z ciekawo艣ci pyta 艂agodnie. - Mam na my艣li moj膮 dusz臋. Zosta艂 we mnie jeszcze kawa艂ek.
Zamykam oczy.
- Nie mog艂em... zmusi膰 si臋 do tego.
- Nie rozumiem ci臋, Sebastianie.
U艣miech, kt贸ry powraca na moje wargi, jest smutny - nawet ja potrafi臋 to wyczu膰.
- Czasami nawet ja nie w pe艂nie siebie rozumiem, m贸j panie.
- Jeste艣 dziwnym stworzeniem, Sebastianie. Zawsze to w tobie lubi艂em. - Mi臋kki policzek znika zast膮piony delikatnym ko艅cem podbr贸dka. Wargi ch艂opca poruszaj膮 si臋 przy mojej szyi. - Tak sobie my艣la艂em, wiesz, kiedy mi 艣piewa艂e艣... c贸偶, nie ca艂kiem my艣la艂em... raczej by艂em 艣wiadomy, tak s膮dz臋...
Zamiera, oddycha, albo wydaje si臋 oddycha膰 i zaczyna znowu.
- ...偶e... mieli艣my dobre 偶ycie, prawda?
Nienawidz臋 tego uczucia. Nigdy nie lubi艂em ludzkich uczu膰, a to... to przejmuje nade mn膮 kontrol臋. Chwyta za 偶ebra, ogrzewa, pr贸buje wype艂ni膰 oczy 艂zami.
- Tak - odpowiadam. - My艣l臋, 偶e by艂o bardzo przyjemne, paniczu.
- Och, ty - m贸wi m贸j pan, zdaj膮c si臋 rozumie膰 ogie艅 w mojej piersi. - Chyba nie zamierzasz si臋 rozp艂aka膰, nie? Ile razy powtarza艂e艣 mi, 偶e to niew艂a艣ciwe? Daj spok贸j. Jeste艣 demonem. Nie mo偶esz p艂aka膰.
Delikatny nacisk na mojej nodze, jak gdyby dziecko wdrapywa艂o si臋 na kolana i opiera艂o si臋 o mnie.
- Nie pozwol臋 na to - m贸wi szeptem ch艂opiec, arogancki, ma艂y, rozkazuj膮cy szept i...
Pozwalam mojej g艂owie opa艣膰 i zamykam oczy.
Cholerne, ludzkie emocje. Pieprzy膰 to obce, mokre uczucie za powiekami, te palce 艣ciskaj膮ce 偶ebra, narastaj膮ce gor膮co. Do diab艂a z tym s艂odkim, dzieci臋cym, kochanym g艂osem.
Nie mog臋 tego znie艣膰.
*
Ani razu. Ani razu przez tysi膮ce lat w ludzkiej postaci. Ani razu nie p艂aka艂em.
Och, m贸j paniczu. Zmieni艂e艣 mnie w takie dziwne stworzenie. Uczyni艂e艣 mnie kim艣, kim nie jestem.
*
- Daj spok贸j - m贸wi ten g艂os, niski oraz koj膮cy. - Nie doprowadzi艂em ci臋 do p艂aczu, no nie? Och, Sebastianie, prosz臋. Nie pozwoli艂by艣 mi - nie p艂acz. Nie mog臋 na to patrze膰. Nie pozwol臋 ci.
Jego zimne, czu艂e palce dotykaj膮 mojej twarzy. Nie mog臋 tego znie艣膰. Nie mog臋.
- Sebastianie... Na lito艣膰 bosk膮, Sebastianie, nie b膮d藕 艣mieszny - m贸j pan szydzi delikatnie. - Nie jeste艣 cz艂owiekiem. No co? Czy偶bym by艂 rzeczywi艣cie taki wa偶ny dla ciebie?
Chc臋 wyci膮gn膮膰 d艂o艅 i z艂apa膰 jego nieobecn膮 posta膰, ale jego tutaj tak naprawd臋 nie ma, jest niewidzialny i znik艂, i nie znios臋 tego.
- Nie pozwol臋 na to. Och... sko艅cz, Sebastianie, zasmucasz mnie. Nie s膮dz臋, 偶e umia艂bym tak p艂aka膰. Doprawdy. - Jego ma艂e palce 艣ciskaj膮 mocniej moj膮 twarz. - Wstydz臋 si臋 za ciebie, g艂upi demonie... we藕 si臋 w gar艣膰. No! W rzeczy samej, nie mia艂em poj臋cia, 偶e lubi艂e艣 mnie tak bardzo.
Niewyt艂umaczalny 艣miech ucieka z moich ust.
- Oczywi艣cie, 偶e ci臋 lubi艂em.
- 呕a艂ujesz tego? No wiesz... zabrania mi duszy?
- Nie.
- Jeste艣 smutny, 偶e j膮 masz?
- Nie.
- No to czemu p艂aczesz, g艂uptasie? - Mi臋kkie, ma艂e czo艂o dotyka mojego. Otwieram oczy, mierz膮c si臋 z ch艂opcem spojrzeniem. - To ca艂kowicie w porz膮dku. Przecie偶 mia艂em umrze膰. C贸偶, w膮tpi臋, 偶eby艣 m贸g艂 to powstrzyma膰. Ju偶 po wszystkim. I, na lito艣膰 bosk膮, nie jeste艣 dzieckiem, nie jeste艣 nawet cz艂owiekiem, wi臋c przesta艅 pochlipywa膰!
- Wybacz. Nie wiem, co mnie op臋ta艂o. - U艣miecham si臋.
- Och, prosz臋... Mo偶e takie 偶ycie wraz z lud藕mi przeistacza ci臋 w jednego z nich. - Jego wygi臋te wargi zmieniaj膮 si臋 w u艣miech. - Ale. - Drobne palce dryfuj膮 w kierunku moich powiek. - Sko艅czy艂e艣 ju偶? Doprawdy... nie oczekiwa艂em, 偶e b臋dziesz mnie op艂akiwa艂.
Nie znajduj臋 na to odpowiedzi.
Nie ruszaj si臋. Prosz臋, nie ruszaj si臋... Zanim znikniesz na dobre, chc臋 widzie膰 twoje oczy wype艂nione 偶yciem.
M贸j pan mruga niebieskimi oczami, patrz膮c w d贸艂.
- Sebastianie... czy nasz kontrakt dobieg艂 ko艅ca?
- Tak.
Nienawidz臋 tego s艂owa.
M贸j pan spogl膮da do ty艂u na swoje cia艂o, le偶膮ce za nim na 艂awce.
- Gdzie teraz p贸jd臋? - pyta z odrobin膮 smutku i dezorientacji w g艂osie. - Do piek艂a? Czy pod膮偶ysz za mn膮? - K膮ciki jego ust opadaj膮. - Ufam, i偶 nie sk艂ama艂e艣.
Jest to my艣l, kt贸ra przychodzi mi do g艂owy. Pod艣wiadomie pozwoli艂em, aby wymkn膮艂 mi si臋 kawa艂ek jego duszy... Czy teraz mog臋 to zrobi膰?
Sk艂ama艂em. Nie mog艂em p贸j艣膰 za nim wsz臋dzie, nie po czym艣 takim. Cho膰 mo偶e... teraz...
Duch mojego pana odp艂ywa na bok, szarpi膮c mnie delikatnie za r臋kaw.
- No? Chod藕偶e. Piek艂o jest wieczne, prawda? Wieczno艣膰? Nie chc臋 by膰 sam na zawsze. Wiesz, to taki d艂ugi czas.
Czy m贸g艂bym?
C贸偶... to by艂oby szcz臋艣cie.
- Tak, m贸j panie - odpowiadam mi臋kko.
M贸j pan u艣miecha si臋 kwa艣no, jego wargi wykrzywiaj膮 si臋 mocno, a palce, kt贸re nie ca艂kiem tam s膮, wsuwaj膮 si臋 w moj膮 pozosta艂膮 d艂o艅.
- Cho膰, my艣l膮c o tym - m贸wi z b艂膮dz膮cym po ustach marzycielskim u艣mieszkiem. - Przypuszczam, 偶e... je艣li ty tam jeste艣... to wieczno艣膰 jest cudownym czasem.
*
Wyj膮艂 mi te s艂owa z ust.
 |
|
Komentarze |
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, 縠by m骳 dodawa komentarze.
|
Oceny |
Dodawanie ocen dost阷ne tylko dla zalogowanych U縴tkownik體.
Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, 縠by m骳 dodawa oceny.
Brak ocen.
|
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym U縴tkownikiem? Kilknij TUTAJ 縠by si zarejestrowa.
Zapomniane has硂? Wy渓emy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze sta艂e, cykliczne projekty

|
Tu jeste艣my | Bannery do miejsc, w kt贸rych mo偶na nas te偶 znale藕膰

|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|