The Cold Desire
   Strona G艂贸wna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsy艂ania prac WYDAWNICTWO
Pa糳ziernika 16 2025 05:40:20   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Sk贸rki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
艢CIANA S艁AWY
Tutaj b臋d膮 umieszczane odnosniki do stron, na kt贸rych znalaz艂y si臋 recenzje wydanych przez nas ksi膮偶ek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez nasz膮 stron臋. W celu zobaczenia szczeg贸艂贸w nale偶y klikn膮膰 w dany banner





Witamy
Strona ta po艣wi臋cona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazuj膮cemu relacje homoseksualne pomi臋dzy m臋偶czyznami. Je艣li jeste艣 zagorza艂ym przeciwnikiem lub w jaki艣 spos贸b nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opu艣膰 t臋 witryn臋 - reszt臋 naszych Go艣ci serdecznie zapraszamy
Lustereczko, powiedz przecie
Ciemno艣膰 nie przera偶a艂a Ciela. Opr贸cz obecnego stanu.

By艂o to naprawd臋 g艂upie, poniewa偶 w zasadzie Ciel nie tylko by艂 po swoich szesnastych urodzinach, ale r贸wnie偶 cz臋艣ciowo lubi艂 ciemno艣膰. Spowija艂a nieskazitelnie bia艂e rzeczy srebrzyst膮 po艣wiat膮, zaciera艂a niedoskona艂o艣ci, tuszowa艂a je, jak zakrywane blizny i ukrywa艂a to, co powinno by膰 zapomniane i nigdy niewyci膮gni臋te na 艣wiat艂o dzienne.

A mimo to, Ciel nienawidzi艂 nocy. To nie niespodzianka, 偶e dzieci wierzy艂y w potwory 偶yj膮ce tylko wieczorem pod ich 艂贸偶kami. Ciemno艣膰 by艂a w艂a艣nie po to, 偶eby pozwoli膰 ja藕ni przedrze膰 si臋 przez paj臋czyny i zaw臋drowa膰 do zadymionych pokoi, kt贸re by艂y w tak odleg艂ych zak膮tkach umys艂u, 偶e ludzie nigdy nie odwa偶ali si臋 ich odwiedza膰, gdy nad horyzontem 艣wieci艂o s艂o艅ce.

Zawsze w nocy Ciel porusza艂 si臋 i maszerowa艂 w stron臋 ogromnego lustra, umiejscowionego w odleg艂ym rogu swojego pokoju. Lizzy da艂a mu je par臋 miesi臋cy temu. Na jej twarzy go艣ci艂 wtedy jasny u艣miech, za艣piewa艂a piosenk臋 urodzinow膮 i da艂a koledze mokrego buziaka, kt贸ry smakowa艂 brzoskwiniami i ca艂膮 reszt膮 tych r贸偶owych i kobiecych spraw. Jej oczy b艂yszcza艂y w spos贸b, kt贸ry roztopi艂 co艣 w Cielu, i onie艣mieli艂 go. Wymamrota艂 ciche podzi臋kowania i rozkaza艂 Sebastianowi zanie艣膰 lustro do sypialni, zamykaj膮c przy tym kapry艣nie oczy i wbijaj膮c palce w 艂okcie.

Poczu艂, jak co艣 poruszy艂o si臋 w nim w momencie, gdy zobaczy艂 lustro, kt贸re przyby艂o w przyp艂ywie jasnego r贸偶u. Nie min臋艂o nawet par臋 miesi臋cy po jego szesnastych urodzinach, a on z prawie na艂ogow膮 regularno艣ci膮 wraca艂 do owego przedmiotu.

Sta艂o si臋 to teraz prawie rytua艂em. Sta艂 w miejscu jak statua, 艣lad linii jego w艂asnych rys贸w w lustrze. Pozwoli艂 koniuszkom palc贸w w臋drowa膰 od swoich oczu do nosa i warg, kt贸re wtedy i tylko wtedy porzuca艂y zwyczajn膮 mask臋 apatii. Obrzydzenie okryte niepokojem zwija艂o si臋 w jego brzuchu, gdy patrzy艂 na znami臋 w kszta艂cie pentagramu w prawym oku. B臋dzie patrzy艂, a偶 nie zniesie tego d艂u偶ej. Przez wi臋kszo艣膰 nocy mi臋dzy odwracaniem spojrzenia, a traceniem rozs膮dku, Ciel by艂 wci膮偶 na tyle zdrowy na umy艣le, by wybra膰 to pierwsze.

Tej nocy Ciel zach艂ysn膮艂 si臋 powietrzem, budz膮c si臋 ze snu. Ostatnio nie sypia艂 dobrze, lecz kiedy jego oczy otworzy艂y si臋, nie m贸g艂 sobie przypomnie膰 n臋kaj膮cego go koszmaru. Tr膮c oczy i pow艂贸cz膮c nogami, skierowa艂 si臋 w stron臋 lustra niemal偶e automatycznie, zatrzymuj膮c si臋 dok艂adnie przed nim.

Tylko noc膮 i tylko przed lustrem pozwala艂 przestrzeni za oczami p臋kn膮膰 na tyle, by przez powsta艂膮 rys臋 wida膰 by艂o rozci膮gaj膮c膮 si臋 za nimi niepewno艣膰.

Nik艂e 艣wiat艂o z zewn膮trz wpad艂o przez okno, a lustro rozb艂ys艂o, gdy promienie go dosi臋gn臋艂y. Ciel przechyli艂 g艂ow臋 i mrugn膮艂, obserwuj膮c mimik臋 odbicia. Podni贸s艂 d艂o艅 z wahaniem, a potem j膮 wyci膮gn膮艂 i, powoli jak delikatne d艂onie kochanka przesuwaj膮ce si臋 w g贸r臋 dziewiczego uda, przycisn膮艂 opuszki palc贸w do powierzchni lustra, przesuwaj膮c je po odbiciu swojego prawego oka.

- Paniczu?

Oczy Ciela pow臋drowa艂y w kierunku drzwi, spogl膮daj膮c na id膮cego do ch艂opca z 艂agodnym rozbawieniem, ukrytym w odmierzonych ruchach, lokaja. Paznokcie Ciela przycisn臋艂y si臋 do powierzchni lustra, gdy kamerdyner podszed艂 bli偶ej. Ciel zauwa偶y艂, 偶e jego prawe oko pulsuje.

- Sebastianie. - Nie by艂o to powitanie, raczej mocno zawoalowana pogr贸偶ka, lecz Sebastian nie zwr贸ci艂 uwagi na t臋 jadowito艣膰. Stan膮艂 za ch艂opcem, opieraj膮c r臋ce na ramionach Ciela. Z niemal偶e desperackim uk艂uciem dumy m艂odzieniec spostrzeg艂, i偶 ur贸s艂 wystarczaj膮co, by szczytem g艂owy dosi臋gn膮膰 nosa Sebastiana.

- Paniczu, wybacz mi moje s艂owa, ale zdaj臋 si臋, 偶e jeste艣 wr臋cz chorobliwie przywi膮zany do prezentu urodzinowego panienki Elizabeth. Czy mog臋 zapyta膰, dlaczego czujesz potrzeb臋 wpatrywania si臋 w swoje odbicie w takim skupieniu?

Ciel wreszcie oderwa艂 wzrok od swojego odbicia, spogl膮daj膮c na swego s艂ug臋.

Napi臋cie wzrasta艂o, utrudniaj膮c Cielowi oddychanie. Sebastian patrzy艂 na niego z rozbawieniem przeplatanym trosk膮. Ch艂opiec przerwa艂 kontakt wzrokowy i zerkn膮艂 z powrotem w lustro.

- To nie tw贸j interes. Co wa偶niejsze... - Widzia艂, jak jego wzrok st臋偶a艂. - Dlaczego tu jeste艣? Czy nie m贸wi艂em ci, 偶e masz nie wchodzi膰 do mojego pokoju w 艣rodku nocy uprzednio nie uprzedziwszy? Czy twoim zdaniem tak zachowuje si臋 przyk艂adny s艂uga? - Brwi Ciela zmarszczy艂y si臋 w wyrazie niezadowolenia. - Po prostu zostaw mnie w spokoju.

Sebastian wci膮偶 si臋 u艣miecha艂. Jego s艂owa uk艂u艂y Ciela jak ma艂e ig艂y.

- Czy jest co艣, w czym mog臋 ci pom贸c, paniczu?

Je偶eli tylko jedna rzecz sprawia艂a Sebastianowi rado艣膰, Ciel nauczy艂 si臋 przez wiele lat, 偶e by艂o to albo otwarte ignorowanie go, albo umiej臋tne znajdywanie luk w jego s艂owach. Technicznie rzecz bior膮c, nie rozkazano mu odej艣膰, wi臋c Sebastian nie musia艂 tego robi膰 i nawet przelotne spojrzenie na wyraz twarzy lokaja potwierdza艂o, i偶 doskonale zdawa艂 sobie z tego spraw臋. Sebastian przechyli艂 g艂ow臋, obserwuj膮c twarz ch艂opca.

Ciel zacisn膮艂 z臋by, buntowniczo odwracaj膮c g艂ow臋.

Sebastian podni贸s艂 r臋k臋 w r臋kawiczce do twarzy Ciela, przesuwaj膮c koniuszkami palc贸w po policzkach ch艂opca.

- Czy w twoim odbiciu jest co艣, co ci si臋 nie podoba?

W lustrze oczy Ciela napotka艂y wzrok Sebastiana. Gniew zapali艂 si臋 w t臋cz贸wkach ch艂opca, kt贸ry otworzy艂 usta, by warkn膮膰 na s艂ug臋 i powiedzie膰 mu, 偶eby wyszed艂, 偶eby po prostu pozwoli艂 mu pogr膮偶y膰 si臋 we w艂asnych my艣lach, 偶eby tylko sobie st膮d poszed艂, lecz -

- Sebastianie. - Nawet dla niego samego brzmia艂o to niezdecydowanie, jego w艂asny g艂os by艂 ledwo s艂yszalny. Podni贸s艂 swoj膮 r臋k臋 i delikatnie trzyma艂 j膮 przy prawym oku, patrz膮c jak jego palce pod膮偶aj膮 lini膮 rz臋s. - Zawsze chcia艂em o co艣 zapyta膰. - Zaszczyci艂 Sebastiana spojrzeniem, zanim kontynuowa艂. - Nie my艣l, 偶e to znaczy to, co my艣lisz, 偶e znaczy. Po prostu nigdy przedtem nie my艣la艂em, 偶eby spyta膰.

Sebastian powoli si臋 uk艂oni艂 z uprzejmym u艣miechem na twarzy.

Ciel przygryz艂 doln膮 warg臋, jego oczy spochmurnia艂y.

- Moje- moje prawe oko. Ono-

(straszra偶aj膮ce)

- - czasami mnie oszukuje. Tak jakby mn膮 manipulowa艂o, lub mog艂o wyczu膰 moje my艣li. Jakby nie by艂o... cz臋艣ci膮 mnie. - Patrzy艂 przez zmru偶one oczy na swoje odbicie, jego palce bezwiednie wbija艂y sie g艂臋biej w oko, a偶 m贸g艂 poczu膰 ko艣膰, kt贸ra by艂a ko艂ysk膮 narz膮du. - Nie m贸wisz mi czego艣 o tej okropnej rzeczy. - Jego g艂os zaostrzy艂 si臋. - Prawda?

- Paniczu... - Surowo艣膰 w jego g艂osie zamaskowa艂o rozbawienie. - Okropno艣膰 nie jest s艂owem, kt贸rego u偶y艂bym do opisania ciebie.

Ciel prychn膮艂 w odpowiedzi.

R臋ce w r臋kawiczkach, pod膮偶aj膮ce w d贸艂 od szcz臋ki ch艂opca do jego szyi, by艂y mi臋kkie. Oczy Sebastiana rozb艂ys艂y, gdy powiedzia艂:

- Mog臋 ci臋 poczu膰.

Twarz Ciela w lustrze wygl膮da艂a na zdezorientowan膮. Sebastian m贸wi艂 dalej spokojnym oraz opanowanym g艂osem.

- Potrafi臋 wyczu膰 twoje emocje, kiedy pozwol臋 sobie na ws艂uchanie si臋. - Sebastian pochyli艂 si臋, jego usta otar艂y si臋 o ucho Ciela, a g艂os zni偶y艂 do szeptu. - To prawie tak, jakbym by艂 w tobie, paniczu, a jednak nie.

Ciel wzdrygn膮艂 si臋. Pi臋艣膰 owin臋艂a si臋 wok贸艂 jego serca i zaciska艂a si臋 coraz bardziej, mocniej -

- To znami臋. - Sebastian obr贸ci艂 g艂ow臋 Ciela i przycisn膮艂 wargi do powieki ch艂opca. - Jest symbolem naszej wi臋zi.

Dotyk ust Sebastiana przy jego uchu by艂 mi臋kki jak skrzyd艂a motyla, lecz tak偶e zwodniczy. Ciel m贸g艂 wyczu膰 aur臋 lokaja pod swoj膮 sk贸r膮, pulsuj膮c膮 jak larwy much pod ran膮.

Ciel prze艂kn膮艂 艣lin臋. Ci臋偶ko.

- Wi臋藕? - Jego twarz by艂a apatyczna jak zwykle, ale g艂os ocieka艂 jadem. - Wyj膮tkowo sentymentalnie powiedziane jak na ciebie, Sebastianie.

- Paniczu. - Sebastian u艣miechn膮艂 si臋, a jego wargi znalaz艂y si臋 z powrotem ko艂o ucha Ciela. - Wiesz, 偶e m贸wi臋 prawd臋.

Ciel wyda艂 zirytowany, gard艂owy d藕wi臋k.

- Niewa偶ne. Ta wi臋藕, o kt贸rej m贸wisz... - Ciel spu艣ci艂 oczy, w jego g艂osie s艂ucha膰 by艂o wahanie. - Niewa偶ne czy istnieje, czy nie... nie znaczy to, 偶e wiesz wszystko. - Przechyli艂 g艂ow臋, co spowodowa艂o, i偶 j臋zyk Sebastiana wysun膮艂 si臋 z jego ucha. W lustrze ich oczy stopi艂y si臋 razem, a napi臋cie mi臋dzy nimi si臋gn臋艂o zenitu.

D艂onie Sebastiana pu艣ci艂y ramiona Ciela i pod膮偶y艂y w d贸艂 jego r膮k. By艂o to delikatne i zmys艂owe, i odra偶aj膮ce tylko wtedy, gdy Ciel my艣la艂 o tym. Zupe艂nie jak wra偶enie paj膮ka, kt贸ry biega w d贸艂 i w g贸r臋 po wra偶liwej sk贸rze czyjego艣 przedramienia, czym mo偶na si臋 cieszy膰, dop贸ki nie otworzy si臋 oczu i nie zobaczy prawdy. Sebastian wetkn膮艂 nos we w艂osy Ciela, kt贸ry poczu艂, jak ust臋puj膮 pod oddechem s艂ugi.

- Paniczu... czy pragniesz by膰 kim艣, kim nie jeste艣? Czy dlatego patrzysz tak w lustro? Powiedz mi, czego pragniesz, paniczu. Mo偶e b臋d臋 m贸g艂 ci to ofiarowa膰.

- Jedyne co mo偶esz mi da膰 to 艣mier膰.

Powiew gor膮cego powietrza: Sebastian za艣mia艂 si臋. W艂osy Ciela st艂umi艂y mu艣ni臋cie, lecz uda艂o mu si臋 przenikn膮膰 przez sk贸r臋 ch艂opca.

- To okropnie niemi艂y spos贸b, w jaki na to patrzysz, paniczu. Da艂em ci przecie偶 tak wiele. - Sebastian przerwa艂; gdy m贸wi艂, jego g艂os by艂 tak spokojny, jak deszcz kapi膮cy z dachu, lecz wiadomo艣膰, kt贸r膮 ni贸s艂 chwyci艂a serce Ciela w ciasny uchwyt. - Istnieje tylko jedna rzecz, kt贸rej nie mog臋 ci da膰.

Ciel zamar艂.

Sebastian owin膮艂 swoje ramiona wok贸艂 torsu Ciela, 艂膮cz膮c klatk臋 piersiow膮 z plecami ch艂opca.

- Wi臋c, czy panicz poinformuje mnie o swoich 偶yczeniach?

Ciel zastyg艂 na d艂u偶sz膮 chwil臋, przetrawiaj膮c w my艣lach pytanie. Wzi膮艂 g艂臋boki oddech.

- Chc臋... Chc臋... - Potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 tak mocno, 偶e jego w艂osy smagn臋艂y jego twarz oraz Sebastiana, pr贸buj膮c i pr贸buj膮c to powiedzie膰. Par臋 sekund potem wreszcie dotar艂o do niego, i偶 nie mo偶e tego powiedzie膰, poniewa偶 on -

- Nie... Nie wiem. - Jego g艂os by艂 tak s艂aby, 偶e ledwo utrzymywa艂 si臋 na granicy s艂yszalno艣ci. - Czasami... czasami ja po prostu -

(nie wiem kim jestem)

- - nie wiem. - Odrzuci艂 swoj膮 g艂ow臋 na stron臋, policzki gwa艂townie si臋 zaczerwieni艂y.

R臋ka Sebastiana pod膮偶a艂a w d贸艂 w kierunku brzucha Ciela.

- Czy to dlatego, 偶e wygl膮dasz tak bardzo jak on? - Przem贸wi艂 przy uchu Ciela, a jegogor膮cy oddech wnikn膮艂 od razu w cia艂o ch艂opca, gdzie wzbudzi艂 iskry. - Twoje rysy wtopi艂y si臋 tak dobrze w doros艂o艣膰. - Podni贸s艂 swoje palce do twarzy Ciela. - Tw贸j nos jest taki sam jak jego. - Jego palec zata艅czy艂 gdzie艣 wy偶ej. - A twoje oczy -

Ciel odtr膮ci艂 d艂o艅 Sebastiana.

- Co ty m贸wisz, ty impertynencki g艂upcze?

艢wiat艂o zrozumienia zab艂ys艂o w oczach lokaja.

- Ach. Czy to oko niepokoi ci臋 tak bardzo, dlatego 偶e... - Podni贸s艂 d艂o艅, by z艂apa膰 policzek Ciela i pochyli艂 sie do przodu, aby oboje mogli spojrze膰 na swoje odbicie. - ...oddziela ci臋 od wygl膮dania jak on? Jak oni w og贸le? Czy chcesz by膰 w艂a艣nie taki, paniczu? - Jego g艂os jeszcze bardziej sie obni偶y艂. - Nie my艣l w ten spos贸b, paniczu, jeste艣 pi臋kny sam w sobie.

Oczy Ciela roz艣wietli艂y sie z gniewu.

- Sko艅cz t臋 s艂odk膮 gadk臋, Sebastianie. Co, chcesz, 偶ebym da艂 ci podwy偶k臋?

Nie chcia艂, 偶eby Sebastian odpowiedzia艂; wbija艂 swoje spojrzenie w pod艂og臋. Gdy przem贸wi艂 wyczuwalna by艂a nuta rezygnacji unosz膮ca si臋 na powierzchni wymuszonej nonszalancji.

- Nie 偶eby si臋 to liczy艂o - jak pi臋kny jestem lub nie. Albo jak wygl膮dam w og贸le. Pi臋kno jest tylko na poziomie sk贸ry. U偶ywamy go, by manipulowa膰 lud藕mi, rozkwita膰 na ich 艣miertelnych 偶膮dzach - lub raczej powinienem powiedzie膰 s艂abo艣ciach - by z艂apa膰 i posi膮艣膰 to, co jest uwa偶ane za zadowalaj膮co estetyczne. Poza tym, jaka jest wrodzona warto艣膰 pi臋kna? Dlaczego powinienem - - Zamar艂, prawie d艂awi膮c si臋 w艂asnymi s艂owami. Jego oczy rozszerzy艂y si臋.

- Lustereczko powiedz przecie. - powiedzia艂 Sebastian, owijaj膮c swoj膮 r臋k臋 wok贸艂 erekcji Ciela. Jego u艣miech by艂 s艂odki, lecz w taki sam spos贸b, w jaki by艂o zgni艂e jab艂ko. - Kto jest najpi臋kniejszy w 艣wiecie?

- Nie jestem ju偶 dzieckiem, Sebastianie. Przesta艅 cytowa膰 bajki. Nigdy nie potrzebowa艂em ich pustych obietnic zachod贸w s艂o艅ca i ksi臋偶niczek, i "偶yli-d艂ugo-i-szcz臋艣liwie" - wydysza艂 Ciel.

- Masz racj臋, paniczu. - Ciel wci膮gn膮艂 oddech, poczuwszy mocniejsze 艣ci艣ni臋cie. - Ten stan rzeczy jest w rzeczy samej ca艂kiem pusty, gdy偶 lustra nie ukazuj膮 prawdziwego pi臋kna.

- Sebastianie. - S艂owo ocieka艂o trucizn膮. - Czy to w艂a艣nie ten punkt, w kt贸rym anga偶ujesz si臋 w rozwlek艂y monolog o tym, jak smakowite s膮 dusze? - Pozwoli艂 swoim oczom zatrzyma膰 si臋 na uniformie lokaja. - Dla kogo艣 kto nie uwa偶a fizycznego pi臋kna za prawdziwe, z pewno艣ci膮 jeste艣 nieco narcystyczny.

U艣miech Sebastiana poszerzy艂 si臋 w oczywistym rozbawieniu.

- W takim razie niewa偶ne. - Pochyli艂 si臋 do przodu, przygryzaj膮c rami臋 Ciela. - Je偶eli nie jest to ani pi臋kno, ani otucha to w takim razie... czego szukasz w lustrze, paniczu?

Ciel wzdrygn膮艂 si臋, gdy twarz jego lokaja znalaz艂a si臋 w zgi臋ciu jego szyi.

- Potrafisz by膰.. - Ciel zamkn膮艂 oczy na moment, rozkoszuj膮c si臋 uczuciem j臋zyka lokaja na swojej szyi i jego r臋k膮 wok贸艂 ni偶szych rejon贸w. Jednak偶e, szybko wyda艂 zirytowany odg艂os z g艂臋bi gard艂a i szarpn膮艂 si臋 w jedn膮 stron臋. Wargi Sebastiana oderwa艂y si臋 od niego z mi臋kkim odg艂osem.

Co艣 z艂ego b艂ysn臋艂o o oczach Ciela, kt贸ry zni偶y艂 sw贸j g艂os, ig艂y czaj膮ce si臋 tu偶 pod powierzchni膮.

- Nie... jednak czasami jeste艣 dziwk膮, Sebastianie. Powiedz mi, pieprzy艂e艣 te偶 swoich poprzednich pan贸w? - Jego wzrok st臋偶a艂. - Zanim oni przekroczyli szesna艣cie lat?

- Poprzednich pan贸w? - Kpi膮ce zaskoczenie przep艂yn臋艂o przez rysy twarzy Sebastiana. - C贸偶 za ma艂o znacz膮ce tematy poruszasz, paniczu. - Ciel m贸g艂 wyczu膰 szeroki u艣miech wij膮cy si臋 z ty艂u jego czaszki. - Tak bez znaczenia jak tw贸j wiek, przynajmniej w takich momentach. Bardziej ni偶 tym jestem zainteresowany... innymi rzeczami w tobie, paniczu.

Ciel my艣la艂, jakim cudem by艂o mo偶liwe m贸wienie rzeczy, kt贸re powinny brzmie膰 romantycznie, lecz zyskiwa艂y protekcjonalne znaczenie. Czy to przez ton g艂osu, kt贸ry ni贸s艂 to rozbawienie, jak gdyby utkwi艂o ono w jego g艂osie jak mi贸d w s艂oiku? Czy mo偶e za spraw膮 tego, i偶 dla zabawy g艂aska艂 jego w艂osy? Czy by艂o to nawet -

Obdarzy艂 Sebastiana znudzonym spojrzeniem.

- Tak jak powiedzia艂em, jeste艣 tak膮 dziwk膮, Sebastianie.

Przekr臋ci艂 si臋 nieco w ramionach lokaja, obserwuj膮c swoje w艂asne w艂osy rozk艂adaj膮ce si臋 na policzkach Sebastiana i 艂膮cz膮ce si臋 z jego w艂osami, daj膮c obraz kamienia ksi臋偶ycowego oraz atramentu. U艣cisk Sebastiana nie ust膮pi艂 i Ciel sapn膮艂, odwracaj膮c g艂ow臋 oraz zamykaj膮c oczy w pokazie wynios艂o艣ci.

Sebastian z艂apa艂 jedno rami臋 Ciela i podni贸s艂 jego nadgarstek do swoich ust, obrysowuj膮c niebieskie 偶y艂y j臋zykiem.

- Nie m贸wi艂em o twoich fizycznych cechach, paniczu. Raczej o tym co le偶y w ko艂ysce wewn膮trz tej kuli w kolorze ko艣ci s艂oniowej w twojej g艂owie. Co przemyka za twymi powiekami. - Gdy wargi Sebastiana musn臋艂y puls Ciela, ch艂opiec zadygota艂. - Jakie duchy klepi膮 ci臋 po ramieniu i wydobywaj膮 z ciebie skomlenie. Kim jeste艣 pomimo symbolu, kt贸ry okre艣la twoje 偶ycie i przynale偶no艣膰 do mnie.

Oczy Ciela rozb艂ys艂y gniewem.

- Nie udawaj, 偶e to wszystko wyja艣nia. - Znowu odwr贸ci艂 g艂ow臋, w艂osy spad艂y na jego twarz. Nienawidzi艂 si臋 za ten zagubiony ton g艂osu. - W艂a艣ciwie, dlaczego ci臋 to obchodzi?

Jak zwykle Sebastian od razu pomin膮艂 pytanie Ciela.

- Niebieskie 偶y艂y - powiedzia艂, wpatruj膮c si臋 w nadgarstek Ciela. - Niebieska krew szlachetnie urodzonych. Tak m贸wi膮 ludzie, nieprawda偶, paniczu? 呕e krew szlachcic贸w jest niebieska.

- M贸wisz kompletnie bez sensu, Sebastianie. - Ciel spojrza艂 na niego, straciwszy w膮tek.

- Och, doskonale wiem, 偶e twoja krew b臋dzie tak czerwona jak innych ludzie, paniczu. Co pr贸buj臋 powiedzie膰, to - - Sebastian u艣miechn膮艂 si臋.

- - M贸wisz, 偶e ka偶dy jest taki sam i wcale nie jestem wyj膮tkowy. - Ciel markotnie wyrwa艂 sw贸j nadgarstek, pocieraj膮c go, jakby by艂 obola艂y. - Oszcz臋d藕 mi puzzli faraona.

Jednak najwyra藕niej Sebastian nie sko艅czy艂.

- Nie powiedzia艂em, 偶e nie jeste艣 wyj膮tkowy, paniczu. - U艣miechn膮艂 si臋 uprzejmie. - Jak m贸g艂bym by膰 tak niemi艂y?

- Sebastianie, nawet nie chcesz wiedzie膰, jakie inne niemi艂e rzeczy podejrzewam, i偶 m贸g艂by艣 zrobi膰. - Za艣mia艂 si臋 Ciel.

Sebastian przycisn膮艂 palec do ust, udaj膮c rozwa偶anie wypowiedzi.

- Ach, tak. Panicz ma tutaj racje. - Opu艣ci艂 d艂o艅. - Ale nadal nie zmienia to faktu, 偶e tym razem nie zrozumia艂e艣 moich intencji, paniczu.

Przez wi臋kszo艣膰 czasu Ciel nie nienawidzi艂 Sebastiana. Nie specjalnie.

Jednak czasami, nie znosi艂 go tak bardzo, 偶e pomys艂 uderzenia go w twarz i wybicia wszystkich z臋b贸w wydawa艂 si臋 szczytem jego najskrytszych marze艅.

Cokolwiek czu艂, kiedy wype艂nia艂a go nienawi艣膰 lub zal膮偶ek strachu przed uczuciem, gdy kochali si臋 lub walczyli na s艂owa, jednaj rzeczy Ciel nie m贸g艂 zaprzeczy膰 - kiedy byli razem jego prawe oko pulsowa艂o, a gdy ich cia艂a styka艂y si臋, parzy艂o.

Ciel czu艂 to ju偶 pierwszego dnia ich spotkania. Ciche ci膮gni臋cie w stron臋 Sebastiana, jak szpony zjaw wbijaj膮ce sie w jego ko艅czyny i pr贸buj膮ce zaci膮gn膮膰 go w kierunku tego pi臋knego stworzenia. Ciel nigdy nie wiedzia艂, czy zedrze膰 z siebie te r臋ce i pobiec sprintem w kierunku bezpiecze艅stwa, czy wskoczy膰 w ramiona Sebastiana.

Ciel wyprostowa艂 plecy, gdy Sebastian 艣cisn膮艂 go mocniej. Ch艂opiec zacisn膮艂 z臋by, mamrocz膮c cicho: - S-Sebastianie...

Nawet gdy przekroczyli granic臋, sta艂o si臋 to tylko gorsze. Wyci膮gni臋te na 艣wiat艂o dzienne i wci膮gni臋te w ich 艣rodek jak pulsuj膮ca, wroga si艂a, przyci膮ganie, kt贸re zawsze tam by艂o, nucenie tu偶 poni偶ej granicy s艂uchu Ciela zapocz膮tkowywa艂o bolesne dla uszu crescendo, kt贸rego nie m贸g艂 d艂u偶ej ignorowa膰 w chwili, gdy wyswabadzali si臋 z wi臋zi pana oraz s艂ugi. Obecno艣膰 Sebastiana by艂a - by艂a prawie jak -

Ciel zmarszczy艂 brwi w lustrze. By艂o prawd膮, i偶 sporo ur贸s艂, a rysy jego twarzy zmiesza艂y si臋: ko艣ci policzkowe przesun臋艂y si臋, nos sta艂 si臋 tak drobny oraz w膮ski jak jego ojca, nawet wargi zmniejszy艂y si臋 i przekszta艂ci艂y w doros艂膮 szcz臋k臋.

Mimo to oczy by艂y wci膮偶 tak wielkie i szerokie, i okropne, jak w wieku trzynastu lat.

Kiedy to powiedzia艂, jego g艂os ledwo przekracza艂 granic臋 szeptu. Nie wiedzia艂, dlaczego dzieli te my艣li z Sebastianem ani, 偶e odpowied藕 zagrozi jego rozs膮dkowi. Co najgorsze nie ca艂kiem wiedzia艂, czy naprawd臋 go to obchodzi艂o.

- Wiem, co chcia艂e艣 powiedzie膰. - Wzi膮艂 g艂臋boki oddech. - Moje 偶y艂y s膮 niebieskie ale krew czerwona. Innymi s艂owy, m贸j wygl膮d jest k艂amstwem. - Przerwa艂, pozwalaj膮c s艂owom przenikn膮膰. Gdy Sebastian wyda艂 zaskoczony odg艂os i zesztywnia艂 przy Cielu, ch艂opiec kontynuowa艂. - R贸wnie偶 wiem, o co chodzi艂o ci wcze艣niej. O wyczuwanie mnie. Ja te偶 ci臋 czuj臋. - Prychn膮艂, a twarz w lustrze nagle sta艂a si臋 brzydk膮, w膮tpliw膮, mask膮 ewidentnej irytacji. - Ale to niesmaczne, prawda? Demony nie maj膮 nawet duszy. Jakim cudem mi臋dzy nami mo偶e istnie膰 wi臋藕? Poza tym, ja nawet ci臋 nie lubi臋.

U艣miech Sebastiana zdawa艂 si臋 nawet nie drgn膮膰 mimo uk艂u膰 oraz igie艂, kt贸re pod膮偶a艂y za wypowiedzi膮.

- S膮dz臋, 偶e teraz moja kolej wytkn膮膰 ci twoj膮 niegrzeczno艣膰, paniczu.

- Och, zamknij si臋. - Przewr贸ci艂 oczami Ciel.

- C贸偶, je艣li panicz pragnie wiedzie膰... - Sebastian wzruszy艂 ramionami. - My demony mamy dusze...

Ciel wzdrygn膮艂 si臋, jego oczy otwar艂y si臋 szeroko, gdy s艂ucha艂.

R臋ka Sebastiana nareszcie przesta艂a go zadowala膰 i odp艂yn臋艂a w g贸r臋, wsuwaj膮c si臋 pod g贸r臋 od pi偶amy Ciel'a, w臋druj膮c po delikatnej sk贸rze na 偶ebrach, kt贸ra zadr偶a艂a pod czubkami jego palc贸w.

- To co posiadamy jest tylko nieznacznym przypomnieniem naszych prawdziwych dusz. Co gorsza, nie wa偶ne jak du偶o dusz po偶remy, nie zape艂ni膮 one tego fragmentu, kt贸rego si臋 pozbyli艣my.

Ciel wstrzyma艂 oddech i czeka艂. Sekundy mija艂y. D艂o艅 Sebastiana zatrzyma艂a si臋 na miejscu, gdzie by艂o serce Ciela.

- Niekt贸re demony trac膮 w艂asn膮 osobowo艣膰 i stale jedz膮. Daremnie. Ob偶arstwo jest oznak膮 s艂abo艣ci, jak zawsze powtarzam. Ja sam jestem raczej smakoszem, paniczu. - Podni贸s艂 r臋ce i zacz膮艂 bawi膰 si臋 guzikami od pi偶amy Ciela. - To co czujesz, musi by膰 tym zrujnowanym kawa艂kiem mojej duszy, kt贸ra pozostaje we mnie... Prawd臋 m贸wi膮c, jestem zaskoczony, 偶e jest wystarczaj膮co silna, by odpowiedzie膰. - Odpi膮艂 guzik, ukazuj膮c blad膮 sk贸r臋 ch艂opca, kt贸ra w blasku ksi臋偶yca 艣wieci艂a jak porcelana. - Musia艂 panicz wyci膮gn膮膰 ze mnie to co najlepsze. - Sebastian zsun膮艂 materia艂 z jednego ramienia Ciela, pozostawiaj膮c je odkryte i nieskalane, i gotowe do bycia zbrukanym przez wargi lokaja.

Ciel zmarszczy艂 brwi, a odbicie w lustrze sta艂o si臋 mask膮 odrzucenia oraz w膮tpliwo艣ci.

- Nie powiedzia艂em, 偶e m贸g艂bym - - Usta Sebastiana schodzi艂y po ramieniu i delikatnie je ca艂owa艂y. - -po prostu- Po prostu powiedzia艂em, 偶e tak to odczuwa艂em, to wszystko. Mo偶e to z艂udzenie. Nie s膮dz臋, 偶eby by艂o tak jak m贸wisz. - Potrz膮sn膮艂 g艂ow膮, jego g艂os brzmia艂 twardo. - Nie wierz臋 w takie sentymentalne rzeczy.

- Bardzo mi przykro s艂ysze膰, i偶 postrzegasz mnie jako sentymentalnego, paniczu. U艣wiadamiam ci, 偶e moje uczucia wchodz膮 teraz w gr臋.

- Niby jakie uczucia mo偶esz posiada膰. - Ciel za艣mia艂 si臋 na to stwierdzenie, lecz ca艂kowicie bez humoru.

Sebastian u艣miechn膮艂 si臋. Jednak to co powiedzia艂, sprawi艂o, i偶 oko ch艂opca zapulsowa艂o.

- Naprawd臋 s膮dzisz, 偶e czuj臋 mniej ni偶 ty...?

W lustrze Ciel napotka艂 oczy Sebastiana.

Ciel zacisn膮艂 d艂onie w pi臋艣ci, mimowolnie wbijaj膮c w nie paznokcie. Co艣 krzy偶owa艂o si臋 w jego klatce piersiowej, co艣 czemu nie by艂 gotowy stawi膰 czo艂a, bo gdyby to zrobi艂, po偶ar艂oby go ca艂ego.

Tak jak Sebastian.

Oddech Ciela zagwizda艂 mi臋dzy z臋bami.

- Zamiast m贸wi膰 o duszy, kt贸rej nie posiadasz oraz po艂膮czeniu, jakie mog臋 lub nie mog臋 sobie wyobra偶a膰... - Obliza艂 wargi niepewnie; co艣 w jego oczach si臋 przesun臋艂o. - Po prostu pieprz mnie. Lub pozw贸l mi pieprzy膰 ciebie. S膮dz臋, 偶e teraz moja kolej, ale nie interesuje mnie to w tej chwili.

D艂onie Sebastiana zatrzyma艂y si臋.

Cisza rozpostar艂a si臋 nad t膮 scen膮. Ciel wstrzyma艂 oddech tak samo, jak zrobi艂 to Sebastian, gdy napi臋cie mi臋dzy nimi zg臋stnia艂o, przybra艂o niemal cielesn膮 form臋 i owin臋艂o si臋 dooko艂a twarzy Ciela. Dotkni臋cia Sebastiana podpisywa艂y jego sk贸r臋, gdy dotyka艂y go i p艂on臋艂y w艣r贸d jego zmys艂贸w a偶 do chwili, w kt贸rej tylko trzema s艂owami wypowiedzianymi g艂osem tak niskim, 偶e niemal stawa艂 si臋 szeptem, z艂ama艂 napi臋cie z precyzj膮 skalpela.

- Tak, m贸j panie.

Ciel zadr偶a艂. Dreszcz zbieg艂 z jego ramion i 艂opatek wzd艂u偶 palc贸w u st贸p.

Pami臋ta艂, gdy zdarzy艂o si臋 to pierwszy raz.

Mia艂 pi臋tna艣cie lat, a za par臋 miesi臋cy by艂y jego szesnaste urodziny. Moc walcz膮ca mi臋dzy nimi by艂a tak bardzo przewidywalna, jak bardzo przebywali ze sob膮, lecz tego s艂onecznego dnia w jego gabinecie nasili艂a si臋. W przeb艂ysku nudy oraz okrucie艅stwa Ciel rozkaza艂 Sebastianowi poliza膰 jego buty. Obserwowa艂, jak r贸偶owy j臋zyk Sebastiana przebiega po obcasach obuwia ch艂opca. Widzia艂 ten u艣miech wok贸艂 czubka buta i by艂 艣wiadkiem, jak j臋zyk Sebastiana zostawia mokre 艣lady 艣liny, kt贸re w popo艂udniowym s艂o艅cu b艂yszcza艂y jak kryszta艂ki. Ciel wzdrygn膮艂 si臋 i walczy艂 z nowymi pragnieniami, hucz膮cymi wewn膮trz niego, a Sebastian a偶 za dobrze zdawa艂 sobie z tego spraw臋. Ciel m贸g艂 stwierdzi膰 to po b艂ysku w jego oczach, sposobie u艂o偶enia warg w diabelski u艣mieszek, przechyleniu g艂owy i tym spojrzeniu, skierowanym na Ciela, m贸wi膮cym, 'Wiem, wiem,' a Ciel zaj臋cza艂 z frustracji, poci膮gn膮艂 go do g贸ry z sykiem i rozkaza艂 ssa膰, byle tylko zrobi艂 to dobrze.

Co Sebastian uczyni艂 z b艂yskiem w oczach oraz szybkim, mi臋kkim j臋zykiem, a Ciel czu艂 si臋 tak dobrze, 偶e skr臋ca艂 si臋 na swym krze艣le i wyrwa艂 z p贸艂 gar艣ci w艂os贸w Sebastiana. Kiedy fale orgazmu rozbi艂y si臋 o jego g艂ow臋, Ciel oderwa艂 od siebie wargi lokaja razem z jego grzesznym j臋zykiem i patrzy艂, jak dochodzi prosto na twarz s艂ugi. Zatopi艂 si臋 w fotel, zafascynowany tym w jaki spos贸b bia艂y p艂yn sp艂ywa w d贸艂 twarzy Sebastiana, wzd艂u偶 mocno zarysowanych ko艣ci policzkowych, szcz臋ki i szyi, delikatny jak roztopione per艂y.

Przebrn臋li razem przez inne rzeczy, kt贸re za tym pod膮偶a艂y, jak gdyby odhaczaj膮c w umy艣le list臋, zawieraj膮c膮 wszystkie seksualne praktyki, z kt贸rymi mogli si臋 zetkn膮膰. Miesi膮c p贸藕niej nadesz艂y kajdanki z odst臋pem tylko jednego dnia przed zabaw膮 z krwi膮. Seks analny by艂 potem - oboje nie mieli ochoty by膰 na dole, a s艂owa Sebastiana by艂y tak ostre, a protekcjonalny ton tak zatruty, 偶e Ciel pr贸bowa艂 rozkaza膰 mu dostrzec, i偶 hrabia straci艂 erekcj臋. Pierwszy raz robili to tego dnia w ogrodzie, w jednym desperackim, zapieraj膮cym dech w piersiach i szalonym momencie. Jesienne li艣cie by艂y rozrzucone wok贸艂 d艂oni Ciela, a j臋ki Sebastiana rozbrzmiewa艂y echem w g艂owie hrabiego, kt贸ry doszed艂 tak mocno, 偶e na jeden boski moment 艣wiat sta艂 si臋 czarny. Ciel krzywi艂 si臋 i sycza艂 na Sebastiana obelgi przez reszt臋 dnia, ale seks nadal by艂 taki pi臋kny i okropny, i tak perwersyjnie pasuj膮cy, 偶e tak jak wszystko inne szybko wtopi艂 si臋 w ich rutyn臋. Zabrali ich sekret, ich ma艂y "romans" i uciekli z nim, oszo艂omieni dreszczykiem oszustwa, kt贸ry zani贸s艂 ich do nowych miejsc elitarnych przyjemno艣ci.

Nikt inny nie m贸g艂 nigdy zrozumie膰. I nikt by tego nie zrobi艂. Sebastian tego dopilnuje.

Ciel wzdrygn膮艂 si臋.

Spos贸b w jaki g艂adka pid偶ama spad艂a z cia艂a Ciela przypomina艂 mi臋kkie poca艂unki, lecz nie a偶 tak jak dotyk, kt贸rym obdarza艂 go Sebastian. Ciep艂o zosta艂o wyci膮gni臋te g艂臋boko z ch艂opca, obsypuj膮c jego policzki oraz grzbiet nosa. Wstyd zap艂on膮艂 wzd艂u偶 kr臋gos艂upa w 艣wiadomo艣ci w艂asnego nagiego cia艂a; tak bladego, wci膮偶 tak drobnego jakim by艂o w dzieci艅stwie, na zawsze naznaczone bliznami pozostawionymi przez dr臋czycieli. Ciel w zamy艣leniu przebieg艂 palcami wzd艂u偶 strumyk贸w blizn, kt贸re rozkwita艂y na ciele jak szramy, czuj膮c obrzydzenie skr臋caj膮ce si臋 pod sk贸r膮.

- Sebastianie. - Przeci膮ga艂 samog艂oski, odwracaj膮c g艂ow臋 na stron臋 i pocieraj膮c wargami o klatk臋 piersiow膮 wci膮偶 ubranego Sebastiana. - Zabierz mnie do 艂贸偶ka. Nie tutaj.

Lokaj delikatnie dotkn膮艂 podbr贸dka ch艂opca i odwr贸ci艂 go w kierunku lustra. Gdy oczy Ciela spotka艂y t臋cz贸wki Sebastiana w lustrze, ch艂opiec m贸g艂 zobaczy膰 szelmowski u艣miech lokaja.

- Sp贸jrz na siebie, paniczu.

Cia艂o Ciela spi臋艂o si臋, gdy zimne i 艣liskie od kremu do r膮k palce Sebastiana zag艂臋bi艂y si臋 w niego.

- Mog臋 zanie艣膰 ci臋 do studni, z kt贸rej pijesz, ale nie potrafi臋 sprawi膰, 偶e woda sp艂ynie w d贸艂 twojego gard艂a. - G艂os Sebastiana by艂 niski, intymny.

- Zamknij si臋, Sebastianie. Nudzisz mnie - zawarcza艂 Ciel.

- Jak sobie 偶yczysz, paniczu. - Sebastian zni偶y艂 swoj膮 g艂ow臋, ukrywaj膮c rozbawiony u艣miech.

Sebastian by艂 za nim, wysoki i czarny jak stworzenie ciemno艣ci. Ciel nie by艂 d艂u偶ej w stanie stale patrze膰 na siebie, wi臋c spu艣ci艂 g艂ow臋. Wyda艂 zaniepokojony odg艂os, kiedy Sebastian z艂apa艂 jego podbr贸dek i zmusi艂 znowu do patrzenia. B艂yskawice biega艂y po jego kr臋gos艂upie, gdy Sebastian rozci膮ga艂 go. Delikatne przeb艂yski b贸lu oraz przyjemno艣ci, kt贸re zla艂y si臋 w jedn膮 sensacj臋, uderzaj膮c膮 w Ciela jak fala. By艂 tak zagubiony w tym uczuciu, 偶e prawie nie us艂ysza艂 pytania Sebastiana.

- Jeste艣 pewny, paniczu?

Ciel prze艂kn膮艂 艣lin臋 i pos艂a艂 lokajowi spojrzenie z ukosa.

- Co to, nasz pierwszy raz? Jeste艣 kobiet膮? Nie karz mi si臋 powtarza膰. - Cz臋艣膰 jego wynios艂o艣ci powr贸ci艂a, kiedy doda艂 kapry艣nie: - Po prostu zr贸b to. Zanim si臋 rozmy艣l臋. - Jego oczy rozb艂ys艂y. - Lub gorzej, dotrze to do moich zmys艂贸w.

U艣miech jakim obdarzy艂 go Sebastian by艂 pozbawiony ca艂ej pod艂o艣ci. Zamiast tego, przypomina艂 pierwsz膮 kropl臋 deszczu w jasny, letni dzie艅 - ciep艂膮, zaskakuj膮c膮 i zatrzymuj膮c膮 czas przed innymi kroplami, jakie spadn膮. Ciel czu艂 bicie swojego serca i prawie chcia艂 powiedzie膰, 偶eby tego nie robi艂, 偶eby przesta艂, aby m贸g艂 patrze膰 na ten poszerzaj膮cy si臋 u艣miech, ale nagle Sebastian pchn膮艂 biodrami, wszed艂 w Ciela i powiedzia艂 szeptem, kt贸ry przebieg艂 w d贸艂 kr臋gos艂upa ch艂opca jak dreszcz:

- Tak, m贸j panie.

ach.

Mi臋艣nie Ciela spi臋艂y si臋, a jego d艂onie zacisn臋艂y si臋 w pi臋艣ci, gdy uderzy艂 do przodu, 艂膮cz膮c si臋 czo艂em z lustrem. Fale b贸lu przedar艂y si臋 przez jego cia艂o i zmy艂y inne odczucia, kt贸re mog艂y si臋 czai膰. Umys艂 Ciela by艂 pustyni膮 o艣wietlon膮 przeb艂yskami cierpienia.

Rami臋 Sebastiana, czarne jak noc, opalaj膮ce tors ch艂opca. Pchni臋cie bioder Sebastiana; tak twarde, twarde i pulsuj膮ce. Ach. Kosmyk w艂os贸w na ramieniu Ciela. Gor膮cy oddech przy kr臋gos艂upie, gor膮cy i pal膮cy, biegn膮cy wzd艂u偶 jego sk贸ry i -

G艂os Sebastiana doszed艂 z bardzo daleka.

- W porz膮dku, paniczu? Sprawiam ci b贸l?

Paznokcie Ciela przejecha艂y po lustrze, robi膮c okropny d藕wi臋k.

- Nie... Ja... - Podni贸s艂 g艂ow臋, aby na siebie spojrze膰. Jego szcz臋ka by艂a napr臋偶ona, pot perli艂 si臋 na skroniach, oczy krzycza艂y. - W porz膮dku.

- Wiesz, lustra - - Sebastian poca艂owa艂 szyj臋 Ciela.

ach.

- - s膮 przedmiotem okrytym tajemnic膮. - Popchn膮艂 w prz贸d, zanurzaj膮c si臋 do ko艅ca w Cielu, kt贸ry wyda艂 z siebie st艂umiony j臋k.

G艂os lokaja dysza艂, gdy kontynuowa艂.

- Dla nas, demon贸w, s膮 tylko 艂adnymi rzeczami, kt贸re pokazuj膮 艣wiat takim, jaki jest. - Kolejne pchni臋cie, kolejny pisk paznokci Ciela, drapi膮cych lustro, kolejny j臋k z gard艂a Ciela. - Ale dla ludzi najwyra藕niej... zawsze... by艂y fascynuj膮ce.

- S-Sebastianie. - R臋ce Ciela szuka艂y czego艣, staraj膮c si臋 z艂apa膰 co艣, co po prostu musia艂o tam by膰. - Dlaczego zawsze... hah... gadasz podczas seksu?!

Sebastian u艣miechn膮艂 si臋 z ty艂u szyi Ciela.

- Czy wiesz, 偶e... istnieje legenda... - R臋ce Sebastiana owin臋艂y si臋 wok贸艂 bioder hrabiego, by lokaj m贸g艂 si臋 wyprostowa膰. - Kt贸r膮 ludzie... przekazywali... - Pochyli艂 si臋 do przodu, napieraj膮c na plecy Ciela.

- Kurwa, spadaj. Ci臋偶ki jeste艣. - Ch艂opiec zaj臋cza艂 i pchn膮艂 demona w brzuch 艂okciem.

Sebastian podni贸s艂 si臋 i wyprostowa艂 si臋. W lustrze Ciel m贸g艂 zobaczy膰, i偶 wci膮偶 si臋 u艣miecha艂.

- Legenda m贸wi膮ca o istnieniu innego 艣wiata za lustrem. R贸wnoleg艂y wszech艣wiat, 偶e tak powiem.
G艂os Ciela promieniowa艂.

- To... wszystko... ach... bardzo fascynuj膮ce, S-Sebastianie, ale podczas... nng... - Zobaczy艂 si臋 w lustrze, swoj膮 zrumienion膮 twarz, spocone skronie, szeroko otwarte oraz migocz膮ce oczy. Prawa 藕renica p艂on臋艂a, jakby kto艣 wla艂 w ni膮 kwas. - ...podczas seksu?!

Sebastian wbi艂 paznokcie w biodra Ciela.

- Mam w tym cel... paniczu... - Przerwa艂, rysy jego twarzy wyg艂adzi艂y si臋 z przyjemno艣ci. - Legenda g艂osi, 偶e je艣li spojrzysz w lustro d艂ugo i... mocno...

- Mocno - powt贸rzy艂 zjadliwie Ciel. U艣mieszek znik艂 z jego twarzy, gdy Sebastian w odwecie pchn膮艂 wyj膮tkowo szybko, Klatka piersiowa Ciela uderzy艂a o lustro. - Ach. Kurwa, Sebastianie!

- ...je艣li spojrzysz w lustro dostatecznie d艂ugo i mocno... mo偶esz zatraci膰 si臋 w... 艣wiecie za nim. To miejsce, w kt贸rym gromadz膮 si臋 ci, kt贸rzy nie mog膮 znie艣膰 prawdziwego 艣wiata. - Oczy Sebastiana zab艂ysn臋艂y czerwieni膮, jak zawsze, gdy zbli偶a艂 si臋 do orgazmu. Jego palce wbija艂y si臋 w biodra Ciela. - Lecz w 艣wiecie za lustrem nie ma prawdy, tylko oszustwo... paniczu.

Ciel kiwn膮艂 g艂ow膮, dysz膮c. Oddycha艂 tu偶 przy ch艂odnym lustrze, patrz膮c jak jego j臋ki zaparowuj膮 powierzchni臋. Jego otwarte usta, przyci艣ni臋te do odbicia, palce chwytaj膮ce z艂ot膮 ram臋, wysoki ton oddech贸w wyrywaj膮cych si臋 z gard艂a i -

Twarz Sebastiana drgn臋艂a, gdy pochyli艂 si臋, aby ukry膰 j膮 we w艂osach Ciela. Tym razem, dysz膮c ci臋偶ko, ch艂opiec pozwoli艂 mu na to.

- Czasami jeste艣 tak jak... jak lustro, paniczu. Cudowne kawa艂ki rozbitego szk艂a, kt贸re b艂yszcz膮... b艂yszcz膮 -

Ostre pchni臋cie i Ciel zaj臋cza艂. Jedyne co by艂 w stanie zobaczy膰 to czarne w艂osy Sebastiana, sp艂ywaj膮ce w d贸艂 jego ramienia, czerwie艅 warg wykrzywionych w skoncentrowanym grymasie. S艂ysza艂 tylko uderzenia cia艂, ich z艂膮czone oddechy, skrzypienie paznokci tn膮cych lustro, a jego prawe oko wci膮偶 p艂on臋艂o i -

- - w 艣wietle... Ale czy wiesz, 偶e najbardziej ironiczne w lustrach jest to, 偶e staj膮 si臋 jeszcze pi臋kniejsze, gdy s膮 bardziej rozbite?

- Ju偶... 艂api臋... ale zamknij si臋 teraz, Sebastianie. - W przeb艂ysku przytomno艣ci Ciel sykn膮艂 na Sebastiana.

- Tak... tak, m贸j panie. Jak sobie 偶yczysz. - Sebastian u艣miechn膮艂 si臋 z艂o艣liwie przy w艂osach Ciela; k膮ciki ust zadr偶a艂y.

Sebastian przyspieszy艂, a mi臋艣nie Ciela napr臋偶y艂y si臋 pod sk贸r膮, gdy uderzy艂y w niego biodra Sebastiana. Wkr贸tce oddechy i pomruki Ciela zamieni艂y si臋 w co艣 przypominaj膮ce szlochy. K膮tem oka m贸g艂 zobaczy膰 odbicie w艂asnego znamienia w kszta艂cie pentagramu, b艂yszcz膮cego w pasuj膮cym do oczu Sebastiana odcieniu.

Usta Ciela by艂y suche.

Przez moment, tylko jeden moment, ich po艂膮czenie zap艂on臋艂o mi臋dzy nimi jasno jak ogie艅.

Jedna z d艂oni Sebastiana odnalaz艂a r臋k臋 Ciela i nakry艂a j膮 sob膮, lecz Ciel by艂 tego tylko w po艂owie 艣wiadomy. W przyt艂aczaj膮cym odruchu zapragn膮艂 zgasi膰 ogie艅 i zgnie艣膰 go pod swoim obcasem, ale -

D艂o艅 Sebastiana zacisn臋艂a si臋. Ciel poczu艂, 偶e odpowiada tym samym.

- ale w tej chwili nie m贸g艂 nawet o tym my艣le膰, poniewa偶 brakowa艂o mu tchu, prawe oko b艂yszcza艂o, p艂on臋艂o, reagowa艂o na Sebastiana i -

By艂 tak rozproszony, 偶e zaskoczy艂 go w艂asny orgazm. Usta Ciela otworzy艂y si臋, lecz wydoby艂 si臋 z nich tylko zd艂awiony d藕wi臋k. 艢wiat zw臋zi艂 si臋 do fragment贸w przyjemno艣ci, przebijaj膮cych si臋 przez jego 偶y艂y. Tylko p贸艂艣wiadomy w艂asnych czyn贸w zakwili艂, j臋kn膮艂 i szarpn膮艂 si臋 w prz贸d w obezw艂adniaj膮cym uczuciu.

Nie potrafi艂 powiedzie膰, jak d艂ugo czasu sp臋dzi艂 w migocz膮cych szczytach przyjemno艣ci. Ostatnie pozosta艂o艣ci orgazmu znikn臋艂y, kiedy doszed艂 do siebie na tyle, aby u艣wiadomi膰 sobie, i偶 Sebastian nadal wbija艂 si臋 w niego, teraz wchodz膮c w faz臋 cichych j臋k贸w t艂umionych przez w艂osy Ciela. Ch艂opiec widzia艂 jak co艣 przemyka za oczami Sebastiana, jak mucha lec膮ca przez odbicie ognia rzucone na 艣cian臋. Ciel musia艂 zwalczy膰 ch臋膰 wyci膮gni臋cia d艂oni i z艂apania tego czego艣. Sebastian przycisn膮艂 usta do szyi Ciela. Hrabia czu艂 ka偶dy napi臋ty mi臋sie艅 w ciele lokaja, kt贸rego oddech stawa艂 si臋 coraz szybszy, r臋ka 艣cisn臋艂a d艂o艅 Ciela i -

W艂a艣nie wtedy do Ciela dotar艂o, 偶e jednym z powod贸w, dla kt贸rych zawsze lubi艂 uprawia膰 seks z Sebastianem by艂 jego ludzki wygl膮d, gdy dochodzi艂.

Sebastian zadygota艂 obok Ciela. Jego d艂o艅 na pi臋艣ci ch艂opca zacisn臋艂a si臋 mocniej, splataj膮c ich palce.

Tylko wtedy wygl膮da艂 na 艂atwego do zranienia. Ciel wiedzia艂, 偶e je艣li ktokolwiek mia艂by szans臋 zabi膰 Sebastiana, musia艂by zrobi膰 to wtedy. Wbi膰 ostrze w momencie ekstazy, gdy jego cia艂o dr偶a艂o tak jak teraz. Tylko wtedy zdrapane by艂y wszystkie pozory, ca艂e nieziemskie pi臋kno. Tylko wtedy demon zatraca艂 si臋 wystarczaj膮co g艂臋boko, by odkry膰 niewielkie pozosta艂o艣ci ludzkiej natury, kt贸re by艂y ukryte w pokrytych paj臋czynami zakamarkach tego, kim by艂 Sebastian.

Nawet nie zauwa偶y艂, 偶e trzymali si臋 za r臋ce.

Sebastian opad艂 na plecy Ciela, dysz膮c ci臋偶ko, kiedy odczuwa艂 orgazm. Szybko doszed艂 do siebie i gdy wyprostowa艂 si臋 oraz rozpl贸t艂 ich palce, Ciel po tylko jednym spojrzeniu wiedzia艂, 偶e maska znalaz艂a si臋 jeszcze raz mocno na swoim miejscu. M贸g艂 stwierdzi膰 to po typowym dla Sebastiana u艣miechu, po sposobie w jaki jego palce wsun臋艂y si臋 do kieszonki na piersi ze zwyczajn膮 elegancj膮 i po intensywnym spojrzeniu tych oczu. Ju偶 nie cz艂owiek zdany na 艂ask臋 rozkoszy. Znowu piekielnie dobry lokaj, wci膮偶 i wci膮偶.

Ciel wypu艣ci艂 powietrze.

Nie pad艂y 偶adne s艂owa, gdy Sebastian si臋gn膮艂 r臋k膮 przed ch艂opca, by wyczy艣ci膰 lustro chusteczk膮 higieniczn膮. Cisza zapanowa艂a mi臋dzy nimi, g臋sta i ci臋偶ka, przerywana tylko nieregularnym oddechem Ciela. Hrabia obserwowa艂 twarz Sebastiana, jego g艂adkie policzki, w膮ski nos, prawie spokojny wyraz twarzy, a cisza wydawa艂a si臋 dusi膰 Ciela, owijaj膮c si臋 wok贸艂 jego twarzy jak gruba tkanina.

M贸g艂 to wyczu膰, nawet teraz. Oko pali艂o go, lecz zamiast p艂omienia podobnego przy podra偶nieniu oka, by艂o to sta艂e pulsowanie ognia, kt贸ry naciska艂 na ga艂k臋 oczn膮 od wewn膮trz. Napi臋cie, kt贸re osi膮gn臋艂o punkt kulminacyjny, gdy ich spojrzenia si臋 spotka艂y, gor膮co p艂yn膮ce przez jego cia艂o, kiedy sie dotykali; by艂o to g艂臋bokie po艂膮czenie, niewyra偶alne s艂owami, a kt贸re Ciel musia艂by nazwa膰 przyja藕ni膮 od serca, gdyby tylko mia艂 sk艂onno艣ci do romantyzmu. Ciel Phantomhive oddycha艂 znamieniem, krwawi艂 znamieniem, kt贸re ich 艂膮czy艂o - i gdzie艣 wzd艂u偶 linii pentagramu, jego kontury zatar艂y si臋 tak bardzo, 偶e Ciel wiedzia艂, i偶 bez tego, co pozostanie, nie b臋dzie d艂u偶ej nawet przypomina艂 tego, kim by艂.

Nieodwo艂alne zniszczenie zosta艂o w niego wymierzone w dniu, w kt贸rym wezwa艂 demona; krzywda, kt贸ra przez lata ros艂a oraz mno偶y艂a si臋 jak z艂o艣liwy guz i gdzie艣 po drodze znalaz艂a si臋 w tak intymnym posiadaniu Ciela, 偶e to kim by艂 i kim si臋 sta艂 zla艂o si臋 w t臋 sam膮 jednostk臋. Ich wie藕 by艂a niezniszczalna; kontrakt sam w sobie i cokolwiek innego ich 艂膮czy艂o, to oraz uczucia najlepiej nienazwane, kt贸re czai艂y si臋 w odleg艂ych zakamarkach jego piersi.

Ch艂opiec, jakim kiedy艣 by艂, umar艂. By艂 martwy jak stos zgni艂ych cia艂 dryfuj膮cych w najg艂臋bszych wirach Tamizy.

Ciel musia艂 odsun膮膰 swoj膮 twarz na bok - 艂agodny r贸偶 zaplami艂 jego policzki. Natychmiast znienawidzi艂 si臋 za to - nie by艂 ju偶 trzynastolatkiem, - ale nie m贸g艂 nic na to poradzi膰, gdy w my艣lach zastanawia艂 si臋 nad wcze艣niej wypowiedzianymi przez Sebastiana s艂owami.

Ciel nie zdawa艂 sobie sprawy, 偶e m贸wi, kiedy rzek艂:

- Mia艂e艣 racj臋. - Wyprostowa艂 kr臋gos艂up i podni贸s艂 podbr贸dek. - Przynajmniej tym razem.

Sebastian znieruchomia艂. W lustrze Ciel dostrzeg艂, jak unosi jedn膮 brew.

- Wolno mi zapyta膰, z czym mia艂em racj臋, paniczu?

- Ju偶 ty doskonale wiesz.

Cisza jeszcze raz zago艣ci艂a nad t膮 scen膮. Ciel obliza艂 wargi.

- Czy istnieje jaki艣... specjalny pow贸d, dla kt贸rego nigdy mnie nie poca艂owa艂e艣?

Sebastian przechyli艂 g艂ow臋.

- Nie odnios艂em wra偶enia, 偶e chcia艂e艣, abym ci臋 poca艂owa艂, paniczu.

Gniew wybuchn膮艂 w Cielu.

- Kto powiedzia艂, 偶e chcia艂em? By艂em po prostu ciekaw... to naturalne! Robili艣my wszystko opr贸cz tego. - Zmru偶y艂 oczu. - Czy to dlatego, 偶e nie mo偶esz, czy nie chcesz?

Sebastian znowu zamilk艂. Jego oczy by艂y nieprzeniknione jak oczy obrazu, ci膮gle przemalowywanego akwarelami.

- Poca艂uj臋 ci臋, paniczu. Kiedy nadejdzie odpowiednia chwila.

Lodowaty dreszcz przebieg艂 po plecach Ciela. Nie powiedzia艂 nic, jednak chcia艂, 偶eby Sebastian kontynuowa艂.

Lokaj obdarzy艂 go pogodnym u艣miechem.

- A偶 do tej chwili istnieje kto艣, kogo raczej powiniene艣 poca艂owa膰, paniczu.

Ciel zrozumia艂 to, tak jak zwykle czyni艂. Chcia艂 si臋 roze艣mia膰, prychn膮膰 i zagrzmie膰, ale z jakiego艣 powodu nie zrobi艂 偶adnej z tych rzeczy.

A potem, par臋 chwil p贸藕niej, gdy patrzy艂 na Sebastiana i 艣wiat wok贸艂 nich zdawa艂 si臋 roztapia膰, gdy napi臋cie mi臋dzy nimi zag臋艣ci艂o powietrze, a ta wi臋藕, czymkolwiek by艂a, pulsowa艂a jak 偶ywa istota, Ciel zamkn膮艂 oczy, potrz膮sn膮艂 g艂ow膮. Pr贸buj膮c pozby膰 si臋 obrazu twarzy Sebastiana, kt贸ry odcisn膮艂 si臋 na jego rog贸wkach, pochyli艂 si臋 do przodu.

Lustro by艂o zimne, gdy jego wargi go dotkn臋艂y.

Jego prawe oko pulsowa艂o.

Przerwa艂 poca艂unek i rzuci艂 zwierciad艂u spojrzenie, jakie mo偶na pos艂a膰 obrzydliwej 偶ebraczce,

- Usu艅 jutro lustro - powiedzia艂 przez rami臋, gdy kroczy艂 z powrotem w stron臋 艂贸偶ka. - Ode艣lij je do Lizzy, czy kogokolwiek.

Ciel zda艂 sobie spraw臋 z niezniszczalno艣ci ich po艂膮czenia, jednak nie by艂by sob膮, gdyby nie doda艂, kapry艣nie przeci膮gaj膮c samog艂oski:

- I nie wchod藕 do mojego pokoju bez zapowiedzi. Czasami denerwujesz...

Ciel nawet nie musia艂 si臋 odwraca膰, 偶eby wiedzie膰, i偶 Sebastian si臋 u艣miecha艂.

- Tak, m贸j panie.




Komentarze
mordeczka dnia pa糳ziernika 21 2011 19:03:11
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

Sirill (Brak e-maila) 22:14 25-01-2010
Dziwi臋 si臋, 偶e nikt jeszcze nie skomentowa艂... (O_o) Niemniej... Gratuluj臋 t艂umaczce zar贸wno wyboru tekstu, jak i 艣wietnego t艂umaczenia. Wszystko wysz艂o ci naprawd臋 zgrabnie. Zauwa偶y艂am kilka liter贸wek, ale by艂am za bardzo poch艂oni臋ta tekstem, aby zwraca膰 na nie wi臋ksz膮 uwag臋.
Zdarzy艂o mi si臋 ju偶 wcze艣niej czyta膰 niekt贸re fanfiki tej autorki, niemniej 'Lustereczko, powiedz przecie' to moim zdaniem jeden z jej najlepszych dzie艂. A poniewa偶 jestem do艣膰 sentymentaln膮 osob膮, zapewne nieraz jeszcze wr贸c臋 do tego tekstu. Naprawd臋 odawli艂a艣 kawa艂 dobrej roboty, 艁apo smiley
Dodaj komentarz
Zaloguj si, 縠by m骳 dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dost阷ne tylko dla zalogowanych U縴tkownik體.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, 縠by m骳 dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa U縴tkownika

Has硂



Nie jeste jeszcze naszym U縴tkownikiem?
Kilknij TUTAJ 縠by si zarejestrowa.

Zapomniane has硂?
Wy渓emy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze sta艂e, cykliczne projekty



Tu jeste艣my
Bannery do miejsc, w kt贸rych mo偶na nas te偶 znale藕膰



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemno艣ci膮 艣ledz臋 Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpud艂a :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, je艣li kto艣 tu zagl膮da i chce wiedzie膰, co porabiam, to mo偶e zajrze膰 do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z r贸偶nych przyczyn staram si臋 by膰 optymist膮, wi臋c b臋d臋 trzyma艂 kciuki 偶eby uda艂o Ci si臋 odtworzy膰 to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro s艂ysze膰, Jash. Wprawdzie nie czyta艂em Twojego opowiadania, ale szkoda, 偶e nie doczeka si臋 ono zako艅膰zenia.

Archiwum