ŚCIANA SŁAWY | Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner
|
|
Witamy |
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
|
Lustereczko, powiedz przecie |
Ciemność nie przerażała Ciela. Oprócz obecnego stanu.
Było to naprawdę głupie, ponieważ w zasadzie Ciel nie tylko był po swoich szesnastych urodzinach, ale również częściowo lubił ciemność. Spowijała nieskazitelnie białe rzeczy srebrzystą poświatą, zacierała niedoskonałości, tuszowała je, jak zakrywane blizny i ukrywała to, co powinno być zapomniane i nigdy niewyciągnięte na światło dzienne.
A mimo to, Ciel nienawidził nocy. To nie niespodzianka, że dzieci wierzyły w potwory żyjące tylko wieczorem pod ich łóżkami. Ciemność była właśnie po to, żeby pozwolić jaźni przedrzeć się przez pajęczyny i zawędrować do zadymionych pokoi, które były w tak odległych zakątkach umysłu, że ludzie nigdy nie odważali się ich odwiedzać, gdy nad horyzontem świeciło słońce.
Zawsze w nocy Ciel poruszał się i maszerował w stronę ogromnego lustra, umiejscowionego w odległym rogu swojego pokoju. Lizzy dała mu je parę miesięcy temu. Na jej twarzy gościł wtedy jasny uśmiech, zaśpiewała piosenkę urodzinową i dała koledze mokrego buziaka, który smakował brzoskwiniami i całą resztą tych różowych i kobiecych spraw. Jej oczy błyszczały w sposób, który roztopił coś w Cielu, i onieśmielił go. Wymamrotał ciche podziękowania i rozkazał Sebastianowi zanieść lustro do sypialni, zamykając przy tym kapryśnie oczy i wbijając palce w łokcie.
Poczuł, jak coś poruszyło się w nim w momencie, gdy zobaczył lustro, które przybyło w przypływie jasnego różu. Nie minęło nawet parę miesięcy po jego szesnastych urodzinach, a on z prawie nałogową regularnością wracał do owego przedmiotu.
Stało się to teraz prawie rytuałem. Stał w miejscu jak statua, ślad linii jego własnych rysów w lustrze. Pozwolił koniuszkom palców wędrować od swoich oczu do nosa i warg, które wtedy i tylko wtedy porzucały zwyczajną maskę apatii. Obrzydzenie okryte niepokojem zwijało się w jego brzuchu, gdy patrzył na znamię w kształcie pentagramu w prawym oku. Będzie patrzył, aż nie zniesie tego dłużej. Przez większość nocy między odwracaniem spojrzenia, a traceniem rozsądku, Ciel był wciąż na tyle zdrowy na umyśle, by wybrać to pierwsze.
Tej nocy Ciel zachłysnął się powietrzem, budząc się ze snu. Ostatnio nie sypiał dobrze, lecz kiedy jego oczy otworzyły się, nie mógł sobie przypomnieć nękającego go koszmaru. Trąc oczy i powłócząc nogami, skierował się w stronę lustra niemalże automatycznie, zatrzymując się dokładnie przed nim.
Tylko nocą i tylko przed lustrem pozwalał przestrzeni za oczami pęknąć na tyle, by przez powstałą rysę widać było rozciągającą się za nimi niepewność.
Nikłe światło z zewnątrz wpadło przez okno, a lustro rozbłysło, gdy promienie go dosięgnęły. Ciel przechylił głowę i mrugnął, obserwując mimikę odbicia. Podniósł dłoń z wahaniem, a potem ją wyciągnął i, powoli jak delikatne dłonie kochanka przesuwające się w górę dziewiczego uda, przycisnął opuszki palców do powierzchni lustra, przesuwając je po odbiciu swojego prawego oka.
- Paniczu?
Oczy Ciela powędrowały w kierunku drzwi, spoglądając na idącego do chłopca z łagodnym rozbawieniem, ukrytym w odmierzonych ruchach, lokaja. Paznokcie Ciela przycisnęły się do powierzchni lustra, gdy kamerdyner podszedł bliżej. Ciel zauważył, że jego prawe oko pulsuje.
- Sebastianie. - Nie było to powitanie, raczej mocno zawoalowana pogróżka, lecz Sebastian nie zwrócił uwagi na tę jadowitość. Stanął za chłopcem, opierając ręce na ramionach Ciela. Z niemalże desperackim ukłuciem dumy młodzieniec spostrzegł, iż urósł wystarczająco, by szczytem głowy dosięgnąć nosa Sebastiana.
- Paniczu, wybacz mi moje słowa, ale zdaję się, że jesteś wręcz chorobliwie przywiązany do prezentu urodzinowego panienki Elizabeth. Czy mogę zapytać, dlaczego czujesz potrzebę wpatrywania się w swoje odbicie w takim skupieniu?
Ciel wreszcie oderwał wzrok od swojego odbicia, spoglądając na swego sługę.
Napięcie wzrastało, utrudniając Cielowi oddychanie. Sebastian patrzył na niego z rozbawieniem przeplatanym troską. Chłopiec przerwał kontakt wzrokowy i zerknął z powrotem w lustro.
- To nie twój interes. Co ważniejsze... - Widział, jak jego wzrok stężał. - Dlaczego tu jesteś? Czy nie mówiłem ci, że masz nie wchodzić do mojego pokoju w środku nocy uprzednio nie uprzedziwszy? Czy twoim zdaniem tak zachowuje się przykładny sługa? - Brwi Ciela zmarszczyły się w wyrazie niezadowolenia. - Po prostu zostaw mnie w spokoju.
Sebastian wciąż się uśmiechał. Jego słowa ukłuły Ciela jak małe igły.
- Czy jest coś, w czym mogę ci pomóc, paniczu?
Jeżeli tylko jedna rzecz sprawiała Sebastianowi radość, Ciel nauczył się przez wiele lat, że było to albo otwarte ignorowanie go, albo umiejętne znajdywanie luk w jego słowach. Technicznie rzecz biorąc, nie rozkazano mu odejść, więc Sebastian nie musiał tego robić i nawet przelotne spojrzenie na wyraz twarzy lokaja potwierdzało, iż doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Sebastian przechylił głowę, obserwując twarz chłopca.
Ciel zacisnął zęby, buntowniczo odwracając głowę.
Sebastian podniósł rękę w rękawiczce do twarzy Ciela, przesuwając koniuszkami palców po policzkach chłopca.
- Czy w twoim odbiciu jest coś, co ci się nie podoba?
W lustrze oczy Ciela napotkały wzrok Sebastiana. Gniew zapalił się w tęczówkach chłopca, który otworzył usta, by warknąć na sługę i powiedzieć mu, żeby wyszedł, żeby po prostu pozwolił mu pogrążyć się we własnych myślach, żeby tylko sobie stąd poszedł, lecz -
- Sebastianie. - Nawet dla niego samego brzmiało to niezdecydowanie, jego własny głos był ledwo słyszalny. Podniósł swoją rękę i delikatnie trzymał ją przy prawym oku, patrząc jak jego palce podążają linią rzęs. - Zawsze chciałem o coś zapytać. - Zaszczycił Sebastiana spojrzeniem, zanim kontynuował. - Nie myśl, że to znaczy to, co myślisz, że znaczy. Po prostu nigdy przedtem nie myślałem, żeby spytać.
Sebastian powoli się ukłonił z uprzejmym uśmiechem na twarzy.
Ciel przygryzł dolną wargę, jego oczy spochmurniały.
- Moje- moje prawe oko. Ono-
(straszrażające)
- - czasami mnie oszukuje. Tak jakby mną manipulowało, lub mogło wyczuć moje myśli. Jakby nie było... częścią mnie. - Patrzył przez zmrużone oczy na swoje odbicie, jego palce bezwiednie wbijały sie głębiej w oko, aż mógł poczuć kość, która była kołyską narządu. - Nie mówisz mi czegoś o tej okropnej rzeczy. - Jego głos zaostrzył się. - Prawda?
- Paniczu... - Surowość w jego głosie zamaskowało rozbawienie. - Okropność nie jest słowem, którego użyłbym do opisania ciebie.
Ciel prychnął w odpowiedzi.
Ręce w rękawiczkach, podążające w dół od szczęki chłopca do jego szyi, były miękkie. Oczy Sebastiana rozbłysły, gdy powiedział:
- Mogę cię poczuć.
Twarz Ciela w lustrze wyglądała na zdezorientowaną. Sebastian mówił dalej spokojnym oraz opanowanym głosem.
- Potrafię wyczuć twoje emocje, kiedy pozwolę sobie na wsłuchanie się. - Sebastian pochylił się, jego usta otarły się o ucho Ciela, a głos zniżył do szeptu. - To prawie tak, jakbym był w tobie, paniczu, a jednak nie.
Ciel wzdrygnął się. Pięść owinęła się wokół jego serca i zaciskała się coraz bardziej, mocniej -
- To znamię. - Sebastian obrócił głowę Ciela i przycisnął wargi do powieki chłopca. - Jest symbolem naszej więzi.
Dotyk ust Sebastiana przy jego uchu był miękki jak skrzydła motyla, lecz także zwodniczy. Ciel mógł wyczuć aurę lokaja pod swoją skórą, pulsującą jak larwy much pod raną.
Ciel przełknął ślinę. Ciężko.
- Więź? - Jego twarz była apatyczna jak zwykle, ale głos ociekał jadem. - Wyjątkowo sentymentalnie powiedziane jak na ciebie, Sebastianie.
- Paniczu. - Sebastian uśmiechnął się, a jego wargi znalazły się z powrotem koło ucha Ciela. - Wiesz, że mówię prawdę.
Ciel wydał zirytowany, gardłowy dźwięk.
- Nieważne. Ta więź, o której mówisz... - Ciel spuścił oczy, w jego głosie słuchać było wahanie. - Nieważne czy istnieje, czy nie... nie znaczy to, że wiesz wszystko. - Przechylił głowę, co spowodowało, iż język Sebastiana wysunął się z jego ucha. W lustrze ich oczy stopiły się razem, a napięcie między nimi sięgnęło zenitu.
Dłonie Sebastiana puściły ramiona Ciela i podążyły w dół jego rąk. Było to delikatne i zmysłowe, i odrażające tylko wtedy, gdy Ciel myślał o tym. Zupełnie jak wrażenie pająka, który biega w dół i w górę po wrażliwej skórze czyjegoś przedramienia, czym można się cieszyć, dopóki nie otworzy się oczu i nie zobaczy prawdy. Sebastian wetknął nos we włosy Ciela, który poczuł, jak ustępują pod oddechem sługi.
- Paniczu... czy pragniesz być kimś, kim nie jesteś? Czy dlatego patrzysz tak w lustro? Powiedz mi, czego pragniesz, paniczu. Może będę mógł ci to ofiarować.
- Jedyne co możesz mi dać to śmierć.
Powiew gorącego powietrza: Sebastian zaśmiał się. Włosy Ciela stłumiły muśnięcie, lecz udało mu się przeniknąć przez skórę chłopca.
- To okropnie niemiły sposób, w jaki na to patrzysz, paniczu. Dałem ci przecież tak wiele. - Sebastian przerwał; gdy mówił, jego głos był tak spokojny, jak deszcz kapiący z dachu, lecz wiadomość, którą niósł chwyciła serce Ciela w ciasny uchwyt. - Istnieje tylko jedna rzecz, której nie mogę ci dać.
Ciel zamarł.
Sebastian owinął swoje ramiona wokół torsu Ciela, łącząc klatkę piersiową z plecami chłopca.
- Więc, czy panicz poinformuje mnie o swoich życzeniach?
Ciel zastygł na dłuższą chwilę, przetrawiając w myślach pytanie. Wziął głęboki oddech.
- Chcę... Chcę... - Potrząsnął głową tak mocno, że jego włosy smagnęły jego twarz oraz Sebastiana, próbując i próbując to powiedzieć. Parę sekund potem wreszcie dotarło do niego, iż nie może tego powiedzieć, ponieważ on -
- Nie... Nie wiem. - Jego głos był tak słaby, że ledwo utrzymywał się na granicy słyszalności. - Czasami... czasami ja po prostu -
(nie wiem kim jestem)
- - nie wiem. - Odrzucił swoją głowę na stronę, policzki gwałtownie się zaczerwieniły.
Ręka Sebastiana podążała w dół w kierunku brzucha Ciela.
- Czy to dlatego, że wyglądasz tak bardzo jak on? - Przemówił przy uchu Ciela, a jegogorący oddech wniknął od razu w ciało chłopca, gdzie wzbudził iskry. - Twoje rysy wtopiły się tak dobrze w dorosłość. - Podniósł swoje palce do twarzy Ciela. - Twój nos jest taki sam jak jego. - Jego palec zatańczył gdzieś wyżej. - A twoje oczy -
Ciel odtrącił dłoń Sebastiana.
- Co ty mówisz, ty impertynencki głupcze?
Światło zrozumienia zabłysło w oczach lokaja.
- Ach. Czy to oko niepokoi cię tak bardzo, dlatego że... - Podniósł dłoń, by złapać policzek Ciela i pochylił sie do przodu, aby oboje mogli spojrzeć na swoje odbicie. - ...oddziela cię od wyglądania jak on? Jak oni w ogóle? Czy chcesz być właśnie taki, paniczu? - Jego głos jeszcze bardziej sie obniżył. - Nie myśl w ten sposób, paniczu, jesteś piękny sam w sobie.
Oczy Ciela rozświetliły sie z gniewu.
- Skończ tę słodką gadkę, Sebastianie. Co, chcesz, żebym dał ci podwyżkę?
Nie chciał, żeby Sebastian odpowiedział; wbijał swoje spojrzenie w podłogę. Gdy przemówił wyczuwalna była nuta rezygnacji unosząca się na powierzchni wymuszonej nonszalancji.
- Nie żeby się to liczyło - jak piękny jestem lub nie. Albo jak wyglądam w ogóle. Piękno jest tylko na poziomie skóry. Używamy go, by manipulować ludźmi, rozkwitać na ich śmiertelnych żądzach - lub raczej powinienem powiedzieć słabościach - by złapać i posiąść to, co jest uważane za zadowalająco estetyczne. Poza tym, jaka jest wrodzona wartość piękna? Dlaczego powinienem - - Zamarł, prawie dławiąc się własnymi słowami. Jego oczy rozszerzyły się.
- Lustereczko powiedz przecie. - powiedział Sebastian, owijając swoją rękę wokół erekcji Ciela. Jego uśmiech był słodki, lecz w taki sam sposób, w jaki było zgniłe jabłko. - Kto jest najpiękniejszy w świecie?
- Nie jestem już dzieckiem, Sebastianie. Przestań cytować bajki. Nigdy nie potrzebowałem ich pustych obietnic zachodów słońca i księżniczek, i "żyli-długo-i-szczęśliwie" - wydyszał Ciel.
- Masz rację, paniczu. - Ciel wciągnął oddech, poczuwszy mocniejsze ściśnięcie. - Ten stan rzeczy jest w rzeczy samej całkiem pusty, gdyż lustra nie ukazują prawdziwego piękna.
- Sebastianie. - Słowo ociekało trucizną. - Czy to właśnie ten punkt, w którym angażujesz się w rozwlekły monolog o tym, jak smakowite są dusze? - Pozwolił swoim oczom zatrzymać się na uniformie lokaja. - Dla kogoś kto nie uważa fizycznego piękna za prawdziwe, z pewnością jesteś nieco narcystyczny.
Uśmiech Sebastiana poszerzył się w oczywistym rozbawieniu.
- W takim razie nieważne. - Pochylił się do przodu, przygryzając ramię Ciela. - Jeżeli nie jest to ani piękno, ani otucha to w takim razie... czego szukasz w lustrze, paniczu?
Ciel wzdrygnął się, gdy twarz jego lokaja znalazła się w zgięciu jego szyi.
- Potrafisz być.. - Ciel zamknął oczy na moment, rozkoszując się uczuciem języka lokaja na swojej szyi i jego ręką wokół niższych rejonów. Jednakże, szybko wydał zirytowany odgłos z głębi gardła i szarpnął się w jedną stronę. Wargi Sebastiana oderwały się od niego z miękkim odgłosem.
Coś złego błysnęło o oczach Ciela, który zniżył swój głos, igły czające się tuż pod powierzchnią.
- Nie... jednak czasami jesteś dziwką, Sebastianie. Powiedz mi, pieprzyłeś też swoich poprzednich panów? - Jego wzrok stężał. - Zanim oni przekroczyli szesnaście lat?
- Poprzednich panów? - Kpiące zaskoczenie przepłynęło przez rysy twarzy Sebastiana. - Cóż za mało znaczące tematy poruszasz, paniczu. - Ciel mógł wyczuć szeroki uśmiech wijący się z tyłu jego czaszki. - Tak bez znaczenia jak twój wiek, przynajmniej w takich momentach. Bardziej niż tym jestem zainteresowany... innymi rzeczami w tobie, paniczu.
Ciel myślał, jakim cudem było możliwe mówienie rzeczy, które powinny brzmieć romantycznie, lecz zyskiwały protekcjonalne znaczenie. Czy to przez ton głosu, który niósł to rozbawienie, jak gdyby utkwiło ono w jego głosie jak miód w słoiku? Czy może za sprawą tego, iż dla zabawy głaskał jego włosy? Czy było to nawet -
Obdarzył Sebastiana znudzonym spojrzeniem.
- Tak jak powiedziałem, jesteś taką dziwką, Sebastianie.
Przekręcił się nieco w ramionach lokaja, obserwując swoje własne włosy rozkładające się na policzkach Sebastiana i łączące się z jego włosami, dając obraz kamienia księżycowego oraz atramentu. Uścisk Sebastiana nie ustąpił i Ciel sapnął, odwracając głowę oraz zamykając oczy w pokazie wyniosłości.
Sebastian złapał jedno ramię Ciela i podniósł jego nadgarstek do swoich ust, obrysowując niebieskie żyły językiem.
- Nie mówiłem o twoich fizycznych cechach, paniczu. Raczej o tym co leży w kołysce wewnątrz tej kuli w kolorze kości słoniowej w twojej głowie. Co przemyka za twymi powiekami. - Gdy wargi Sebastiana musnęły puls Ciela, chłopiec zadygotał. - Jakie duchy klepią cię po ramieniu i wydobywają z ciebie skomlenie. Kim jesteś pomimo symbolu, który określa twoje życie i przynależność do mnie.
Oczy Ciela rozbłysły gniewem.
- Nie udawaj, że to wszystko wyjaśnia. - Znowu odwrócił głowę, włosy spadły na jego twarz. Nienawidził się za ten zagubiony ton głosu. - Właściwie, dlaczego cię to obchodzi?
Jak zwykle Sebastian od razu pominął pytanie Ciela.
- Niebieskie żyły - powiedział, wpatrując się w nadgarstek Ciela. - Niebieska krew szlachetnie urodzonych. Tak mówią ludzie, nieprawdaż, paniczu? Że krew szlachciców jest niebieska.
- Mówisz kompletnie bez sensu, Sebastianie. - Ciel spojrzał na niego, straciwszy wątek.
- Och, doskonale wiem, że twoja krew będzie tak czerwona jak innych ludzie, paniczu. Co próbuję powiedzieć, to - - Sebastian uśmiechnął się.
- - Mówisz, że każdy jest taki sam i wcale nie jestem wyjątkowy. - Ciel markotnie wyrwał swój nadgarstek, pocierając go, jakby był obolały. - Oszczędź mi puzzli faraona.
Jednak najwyraźniej Sebastian nie skończył.
- Nie powiedziałem, że nie jesteś wyjątkowy, paniczu. - Uśmiechnął się uprzejmie. - Jak mógłbym być tak niemiły?
- Sebastianie, nawet nie chcesz wiedzieć, jakie inne niemiłe rzeczy podejrzewam, iż mógłbyś zrobić. - Zaśmiał się Ciel.
Sebastian przycisnął palec do ust, udając rozważanie wypowiedzi.
- Ach, tak. Panicz ma tutaj racje. - Opuścił dłoń. - Ale nadal nie zmienia to faktu, że tym razem nie zrozumiałeś moich intencji, paniczu.
Przez większość czasu Ciel nie nienawidził Sebastiana. Nie specjalnie.
Jednak czasami, nie znosił go tak bardzo, że pomysł uderzenia go w twarz i wybicia wszystkich zębów wydawał się szczytem jego najskrytszych marzeń.
Cokolwiek czuł, kiedy wypełniała go nienawiść lub zalążek strachu przed uczuciem, gdy kochali się lub walczyli na słowa, jednaj rzeczy Ciel nie mógł zaprzeczyć - kiedy byli razem jego prawe oko pulsowało, a gdy ich ciała stykały się, parzyło.
Ciel czuł to już pierwszego dnia ich spotkania. Ciche ciągnięcie w stronę Sebastiana, jak szpony zjaw wbijające sie w jego kończyny i próbujące zaciągnąć go w kierunku tego pięknego stworzenia. Ciel nigdy nie wiedział, czy zedrzeć z siebie te ręce i pobiec sprintem w kierunku bezpieczeństwa, czy wskoczyć w ramiona Sebastiana.
Ciel wyprostował plecy, gdy Sebastian ścisnął go mocniej. Chłopiec zacisnął zęby, mamrocząc cicho: - S-Sebastianie...
Nawet gdy przekroczyli granicę, stało się to tylko gorsze. Wyciągnięte na światło dzienne i wciągnięte w ich środek jak pulsująca, wroga siła, przyciąganie, które zawsze tam było, nucenie tuż poniżej granicy słuchu Ciela zapoczątkowywało bolesne dla uszu crescendo, którego nie mógł dłużej ignorować w chwili, gdy wyswabadzali się z więzi pana oraz sługi. Obecność Sebastiana była - była prawie jak -
Ciel zmarszczył brwi w lustrze. Było prawdą, iż sporo urósł, a rysy jego twarzy zmieszały się: kości policzkowe przesunęły się, nos stał się tak drobny oraz wąski jak jego ojca, nawet wargi zmniejszyły się i przekształciły w dorosłą szczękę.
Mimo to oczy były wciąż tak wielkie i szerokie, i okropne, jak w wieku trzynastu lat.
Kiedy to powiedział, jego głos ledwo przekraczał granicę szeptu. Nie wiedział, dlaczego dzieli te myśli z Sebastianem ani, że odpowiedź zagrozi jego rozsądkowi. Co najgorsze nie całkiem wiedział, czy naprawdę go to obchodziło.
- Wiem, co chciałeś powiedzieć. - Wziął głęboki oddech. - Moje żyły są niebieskie ale krew czerwona. Innymi słowy, mój wygląd jest kłamstwem. - Przerwał, pozwalając słowom przeniknąć. Gdy Sebastian wydał zaskoczony odgłos i zesztywniał przy Cielu, chłopiec kontynuował. - Również wiem, o co chodziło ci wcześniej. O wyczuwanie mnie. Ja też cię czuję. - Prychnął, a twarz w lustrze nagle stała się brzydką, wątpliwą, maską ewidentnej irytacji. - Ale to niesmaczne, prawda? Demony nie mają nawet duszy. Jakim cudem między nami może istnieć więź? Poza tym, ja nawet cię nie lubię.
Uśmiech Sebastiana zdawał się nawet nie drgnąć mimo ukłuć oraz igieł, które podążały za wypowiedzią.
- Sądzę, że teraz moja kolej wytknąć ci twoją niegrzeczność, paniczu.
- Och, zamknij się. - Przewrócił oczami Ciel.
- Cóż, jeśli panicz pragnie wiedzieć... - Sebastian wzruszył ramionami. - My demony mamy dusze...
Ciel wzdrygnął się, jego oczy otwarły się szeroko, gdy słuchał.
Ręka Sebastiana nareszcie przestała go zadowalać i odpłynęła w górę, wsuwając się pod górę od piżamy Ciel'a, wędrując po delikatnej skórze na żebrach, która zadrżała pod czubkami jego palców.
- To co posiadamy jest tylko nieznacznym przypomnieniem naszych prawdziwych dusz. Co gorsza, nie ważne jak dużo dusz pożremy, nie zapełnią one tego fragmentu, którego się pozbyliśmy.
Ciel wstrzymał oddech i czekał. Sekundy mijały. Dłoń Sebastiana zatrzymała się na miejscu, gdzie było serce Ciela.
- Niektóre demony tracą własną osobowość i stale jedzą. Daremnie. Obżarstwo jest oznaką słabości, jak zawsze powtarzam. Ja sam jestem raczej smakoszem, paniczu. - Podniósł ręce i zaczął bawić się guzikami od piżamy Ciela. - To co czujesz, musi być tym zrujnowanym kawałkiem mojej duszy, która pozostaje we mnie... Prawdę mówiąc, jestem zaskoczony, że jest wystarczająco silna, by odpowiedzieć. - Odpiął guzik, ukazując bladą skórę chłopca, która w blasku księżyca świeciła jak porcelana. - Musiał panicz wyciągnąć ze mnie to co najlepsze. - Sebastian zsunął materiał z jednego ramienia Ciela, pozostawiając je odkryte i nieskalane, i gotowe do bycia zbrukanym przez wargi lokaja.
Ciel zmarszczył brwi, a odbicie w lustrze stało się maską odrzucenia oraz wątpliwości.
- Nie powiedziałem, że mógłbym - - Usta Sebastiana schodziły po ramieniu i delikatnie je całowały. - -po prostu- Po prostu powiedziałem, że tak to odczuwałem, to wszystko. Może to złudzenie. Nie sądzę, żeby było tak jak mówisz. - Potrząsnął głową, jego głos brzmiał twardo. - Nie wierzę w takie sentymentalne rzeczy.
- Bardzo mi przykro słyszeć, iż postrzegasz mnie jako sentymentalnego, paniczu. Uświadamiam ci, że moje uczucia wchodzą teraz w grę.
- Niby jakie uczucia możesz posiadać. - Ciel zaśmiał się na to stwierdzenie, lecz całkowicie bez humoru.
Sebastian uśmiechnął się. Jednak to co powiedział, sprawiło, iż oko chłopca zapulsowało.
- Naprawdę sądzisz, że czuję mniej niż ty...?
W lustrze Ciel napotkał oczy Sebastiana.
Ciel zacisnął dłonie w pięści, mimowolnie wbijając w nie paznokcie. Coś krzyżowało się w jego klatce piersiowej, coś czemu nie był gotowy stawić czoła, bo gdyby to zrobił, pożarłoby go całego.
Tak jak Sebastian.
Oddech Ciela zagwizdał między zębami.
- Zamiast mówić o duszy, której nie posiadasz oraz połączeniu, jakie mogę lub nie mogę sobie wyobrażać... - Oblizał wargi niepewnie; coś w jego oczach się przesunęło. - Po prostu pieprz mnie. Lub pozwól mi pieprzyć ciebie. Sądzę, że teraz moja kolej, ale nie interesuje mnie to w tej chwili.
Dłonie Sebastiana zatrzymały się.
Cisza rozpostarła się nad tą sceną. Ciel wstrzymał oddech tak samo, jak zrobił to Sebastian, gdy napięcie między nimi zgęstniało, przybrało niemal cielesną formę i owinęło się dookoła twarzy Ciela. Dotknięcia Sebastiana podpisywały jego skórę, gdy dotykały go i płonęły wśród jego zmysłów aż do chwili, w której tylko trzema słowami wypowiedzianymi głosem tak niskim, że niemal stawał się szeptem, złamał napięcie z precyzją skalpela.
- Tak, mój panie.
Ciel zadrżał. Dreszcz zbiegł z jego ramion i łopatek wzdłuż palców u stóp.
Pamiętał, gdy zdarzyło się to pierwszy raz.
Miał piętnaście lat, a za parę miesięcy były jego szesnaste urodziny. Moc walcząca między nimi była tak bardzo przewidywalna, jak bardzo przebywali ze sobą, lecz tego słonecznego dnia w jego gabinecie nasiliła się. W przebłysku nudy oraz okrucieństwa Ciel rozkazał Sebastianowi polizać jego buty. Obserwował, jak różowy język Sebastiana przebiega po obcasach obuwia chłopca. Widział ten uśmiech wokół czubka buta i był świadkiem, jak język Sebastiana zostawia mokre ślady śliny, które w popołudniowym słońcu błyszczały jak kryształki. Ciel wzdrygnął się i walczył z nowymi pragnieniami, huczącymi wewnątrz niego, a Sebastian aż za dobrze zdawał sobie z tego sprawę. Ciel mógł stwierdzić to po błysku w jego oczach, sposobie ułożenia warg w diabelski uśmieszek, przechyleniu głowy i tym spojrzeniu, skierowanym na Ciela, mówiącym, 'Wiem, wiem,' a Ciel zajęczał z frustracji, pociągnął go do góry z sykiem i rozkazał ssać, byle tylko zrobił to dobrze.
Co Sebastian uczynił z błyskiem w oczach oraz szybkim, miękkim językiem, a Ciel czuł się tak dobrze, że skręcał się na swym krześle i wyrwał z pół garści włosów Sebastiana. Kiedy fale orgazmu rozbiły się o jego głowę, Ciel oderwał od siebie wargi lokaja razem z jego grzesznym językiem i patrzył, jak dochodzi prosto na twarz sługi. Zatopił się w fotel, zafascynowany tym w jaki sposób biały płyn spływa w dół twarzy Sebastiana, wzdłuż mocno zarysowanych kości policzkowych, szczęki i szyi, delikatny jak roztopione perły.
Przebrnęli razem przez inne rzeczy, które za tym podążały, jak gdyby odhaczając w umyśle listę, zawierającą wszystkie seksualne praktyki, z którymi mogli się zetknąć. Miesiąc później nadeszły kajdanki z odstępem tylko jednego dnia przed zabawą z krwią. Seks analny był potem - oboje nie mieli ochoty być na dole, a słowa Sebastiana były tak ostre, a protekcjonalny ton tak zatruty, że Ciel próbował rozkazać mu dostrzec, iż hrabia stracił erekcję. Pierwszy raz robili to tego dnia w ogrodzie, w jednym desperackim, zapierającym dech w piersiach i szalonym momencie. Jesienne liście były rozrzucone wokół dłoni Ciela, a jęki Sebastiana rozbrzmiewały echem w głowie hrabiego, który doszedł tak mocno, że na jeden boski moment świat stał się czarny. Ciel krzywił się i syczał na Sebastiana obelgi przez resztę dnia, ale seks nadal był taki piękny i okropny, i tak perwersyjnie pasujący, że tak jak wszystko inne szybko wtopił się w ich rutynę. Zabrali ich sekret, ich mały "romans" i uciekli z nim, oszołomieni dreszczykiem oszustwa, który zaniósł ich do nowych miejsc elitarnych przyjemności.
Nikt inny nie mógł nigdy zrozumieć. I nikt by tego nie zrobił. Sebastian tego dopilnuje.
Ciel wzdrygnął się.
Sposób w jaki gładka pidżama spadła z ciała Ciela przypominał miękkie pocałunki, lecz nie aż tak jak dotyk, którym obdarzał go Sebastian. Ciepło zostało wyciągnięte głęboko z chłopca, obsypując jego policzki oraz grzbiet nosa. Wstyd zapłonął wzdłuż kręgosłupa w świadomości własnego nagiego ciała; tak bladego, wciąż tak drobnego jakim było w dzieciństwie, na zawsze naznaczone bliznami pozostawionymi przez dręczycieli. Ciel w zamyśleniu przebiegł palcami wzdłuż strumyków blizn, które rozkwitały na ciele jak szramy, czując obrzydzenie skręcające się pod skórą.
- Sebastianie. - Przeciągał samogłoski, odwracając głowę na stronę i pocierając wargami o klatkę piersiową wciąż ubranego Sebastiana. - Zabierz mnie do łóżka. Nie tutaj.
Lokaj delikatnie dotknął podbródka chłopca i odwrócił go w kierunku lustra. Gdy oczy Ciela spotkały tęczówki Sebastiana w lustrze, chłopiec mógł zobaczyć szelmowski uśmiech lokaja.
- Spójrz na siebie, paniczu.
Ciało Ciela spięło się, gdy zimne i śliskie od kremu do rąk palce Sebastiana zagłębiły się w niego.
- Mogę zanieść cię do studni, z której pijesz, ale nie potrafię sprawić, że woda spłynie w dół twojego gardła. - Głos Sebastiana był niski, intymny.
- Zamknij się, Sebastianie. Nudzisz mnie - zawarczał Ciel.
- Jak sobie życzysz, paniczu. - Sebastian zniżył swoją głowę, ukrywając rozbawiony uśmiech.
Sebastian był za nim, wysoki i czarny jak stworzenie ciemności. Ciel nie był dłużej w stanie stale patrzeć na siebie, więc spuścił głowę. Wydał zaniepokojony odgłos, kiedy Sebastian złapał jego podbródek i zmusił znowu do patrzenia. Błyskawice biegały po jego kręgosłupie, gdy Sebastian rozciągał go. Delikatne przebłyski bólu oraz przyjemności, które zlały się w jedną sensację, uderzającą w Ciela jak fala. Był tak zagubiony w tym uczuciu, że prawie nie usłyszał pytania Sebastiana.
- Jesteś pewny, paniczu?
Ciel przełknął ślinę i posłał lokajowi spojrzenie z ukosa.
- Co to, nasz pierwszy raz? Jesteś kobietą? Nie karz mi się powtarzać. - Część jego wyniosłości powróciła, kiedy dodał kapryśnie: - Po prostu zrób to. Zanim się rozmyślę. - Jego oczy rozbłysły. - Lub gorzej, dotrze to do moich zmysłów.
Uśmiech jakim obdarzył go Sebastian był pozbawiony całej podłości. Zamiast tego, przypominał pierwszą kroplę deszczu w jasny, letni dzień - ciepłą, zaskakującą i zatrzymującą czas przed innymi kroplami, jakie spadną. Ciel czuł bicie swojego serca i prawie chciał powiedzieć, żeby tego nie robił, żeby przestał, aby mógł patrzeć na ten poszerzający się uśmiech, ale nagle Sebastian pchnął biodrami, wszedł w Ciela i powiedział szeptem, który przebiegł w dół kręgosłupa chłopca jak dreszcz:
- Tak, mój panie.
ach.
Mięśnie Ciela spięły się, a jego dłonie zacisnęły się w pięści, gdy uderzył do przodu, łącząc się czołem z lustrem. Fale bólu przedarły się przez jego ciało i zmyły inne odczucia, które mogły się czaić. Umysł Ciela był pustynią oświetloną przebłyskami cierpienia.
Ramię Sebastiana, czarne jak noc, opalające tors chłopca. Pchnięcie bioder Sebastiana; tak twarde, twarde i pulsujące. Ach. Kosmyk włosów na ramieniu Ciela. Gorący oddech przy kręgosłupie, gorący i palący, biegnący wzdłuż jego skóry i -
Głos Sebastiana doszedł z bardzo daleka.
- W porządku, paniczu? Sprawiam ci ból?
Paznokcie Ciela przejechały po lustrze, robiąc okropny dźwięk.
- Nie... Ja... - Podniósł głowę, aby na siebie spojrzeć. Jego szczęka była naprężona, pot perlił się na skroniach, oczy krzyczały. - W porządku.
- Wiesz, lustra - - Sebastian pocałował szyję Ciela.
ach.
- - są przedmiotem okrytym tajemnicą. - Popchnął w przód, zanurzając się do końca w Cielu, który wydał z siebie stłumiony jęk.
Głos lokaja dyszał, gdy kontynuował.
- Dla nas, demonów, są tylko ładnymi rzeczami, które pokazują świat takim, jaki jest. - Kolejne pchnięcie, kolejny pisk paznokci Ciela, drapiących lustro, kolejny jęk z gardła Ciela. - Ale dla ludzi najwyraźniej... zawsze... były fascynujące.
- S-Sebastianie. - Ręce Ciela szukały czegoś, starając się złapać coś, co po prostu musiało tam być. - Dlaczego zawsze... hah... gadasz podczas seksu?!
Sebastian uśmiechnął się z tyłu szyi Ciela.
- Czy wiesz, że... istnieje legenda... - Ręce Sebastiana owinęły się wokół bioder hrabiego, by lokaj mógł się wyprostować. - Którą ludzie... przekazywali... - Pochylił się do przodu, napierając na plecy Ciela.
- Kurwa, spadaj. Ciężki jesteś. - Chłopiec zajęczał i pchnął demona w brzuch łokciem.
Sebastian podniósł się i wyprostował się. W lustrze Ciel mógł zobaczyć, iż wciąż się uśmiechał.
- Legenda mówiąca o istnieniu innego świata za lustrem. Równoległy wszechświat, że tak powiem.
Głos Ciela promieniował.
- To... wszystko... ach... bardzo fascynujące, S-Sebastianie, ale podczas... nng... - Zobaczył się w lustrze, swoją zrumienioną twarz, spocone skronie, szeroko otwarte oraz migoczące oczy. Prawa źrenica płonęła, jakby ktoś wlał w nią kwas. - ...podczas seksu?!
Sebastian wbił paznokcie w biodra Ciela.
- Mam w tym cel... paniczu... - Przerwał, rysy jego twarzy wygładziły się z przyjemności. - Legenda głosi, że jeśli spojrzysz w lustro długo i... mocno...
- Mocno - powtórzył zjadliwie Ciel. Uśmieszek znikł z jego twarzy, gdy Sebastian w odwecie pchnął wyjątkowo szybko, Klatka piersiowa Ciela uderzyła o lustro. - Ach. Kurwa, Sebastianie!
- ...jeśli spojrzysz w lustro dostatecznie długo i mocno... możesz zatracić się w... świecie za nim. To miejsce, w którym gromadzą się ci, którzy nie mogą znieść prawdziwego świata. - Oczy Sebastiana zabłysnęły czerwienią, jak zawsze, gdy zbliżał się do orgazmu. Jego palce wbijały się w biodra Ciela. - Lecz w świecie za lustrem nie ma prawdy, tylko oszustwo... paniczu.
Ciel kiwnął głową, dysząc. Oddychał tuż przy chłodnym lustrze, patrząc jak jego jęki zaparowują powierzchnię. Jego otwarte usta, przyciśnięte do odbicia, palce chwytające złotą ramę, wysoki ton oddechów wyrywających się z gardła i -
Twarz Sebastiana drgnęła, gdy pochylił się, aby ukryć ją we włosach Ciela. Tym razem, dysząc ciężko, chłopiec pozwolił mu na to.
- Czasami jesteś tak jak... jak lustro, paniczu. Cudowne kawałki rozbitego szkła, które błyszczą... błyszczą -
Ostre pchnięcie i Ciel zajęczał. Jedyne co był w stanie zobaczyć to czarne włosy Sebastiana, spływające w dół jego ramienia, czerwień warg wykrzywionych w skoncentrowanym grymasie. Słyszał tylko uderzenia ciał, ich złączone oddechy, skrzypienie paznokci tnących lustro, a jego prawe oko wciąż płonęło i -
- - w świetle... Ale czy wiesz, że najbardziej ironiczne w lustrach jest to, że stają się jeszcze piękniejsze, gdy są bardziej rozbite?
- Już... łapię... ale zamknij się teraz, Sebastianie. - W przebłysku przytomności Ciel syknął na Sebastiana.
- Tak... tak, mój panie. Jak sobie życzysz. - Sebastian uśmiechnął się złośliwie przy włosach Ciela; kąciki ust zadrżały.
Sebastian przyspieszył, a mięśnie Ciela naprężyły się pod skórą, gdy uderzyły w niego biodra Sebastiana. Wkrótce oddechy i pomruki Ciela zamieniły się w coś przypominające szlochy. Kątem oka mógł zobaczyć odbicie własnego znamienia w kształcie pentagramu, błyszczącego w pasującym do oczu Sebastiana odcieniu.
Usta Ciela były suche.
Przez moment, tylko jeden moment, ich połączenie zapłonęło między nimi jasno jak ogień.
Jedna z dłoni Sebastiana odnalazła rękę Ciela i nakryła ją sobą, lecz Ciel był tego tylko w połowie świadomy. W przytłaczającym odruchu zapragnął zgasić ogień i zgnieść go pod swoim obcasem, ale -
Dłoń Sebastiana zacisnęła się. Ciel poczuł, że odpowiada tym samym.
- ale w tej chwili nie mógł nawet o tym myśleć, ponieważ brakowało mu tchu, prawe oko błyszczało, płonęło, reagowało na Sebastiana i -
Był tak rozproszony, że zaskoczył go własny orgazm. Usta Ciela otworzyły się, lecz wydobył się z nich tylko zdławiony dźwięk. Świat zwęził się do fragmentów przyjemności, przebijających się przez jego żyły. Tylko półświadomy własnych czynów zakwilił, jęknął i szarpnął się w przód w obezwładniającym uczuciu.
Nie potrafił powiedzieć, jak długo czasu spędził w migoczących szczytach przyjemności. Ostatnie pozostałości orgazmu zniknęły, kiedy doszedł do siebie na tyle, aby uświadomić sobie, iż Sebastian nadal wbijał się w niego, teraz wchodząc w fazę cichych jęków tłumionych przez włosy Ciela. Chłopiec widział jak coś przemyka za oczami Sebastiana, jak mucha lecąca przez odbicie ognia rzucone na ścianę. Ciel musiał zwalczyć chęć wyciągnięcia dłoni i złapania tego czegoś. Sebastian przycisnął usta do szyi Ciela. Hrabia czuł każdy napięty mięsień w ciele lokaja, którego oddech stawał się coraz szybszy, ręka ścisnęła dłoń Ciela i -
Właśnie wtedy do Ciela dotarło, że jednym z powodów, dla których zawsze lubił uprawiać seks z Sebastianem był jego ludzki wygląd, gdy dochodził.
Sebastian zadygotał obok Ciela. Jego dłoń na pięści chłopca zacisnęła się mocniej, splatając ich palce.
Tylko wtedy wyglądał na łatwego do zranienia. Ciel wiedział, że jeśli ktokolwiek miałby szansę zabić Sebastiana, musiałby zrobić to wtedy. Wbić ostrze w momencie ekstazy, gdy jego ciało drżało tak jak teraz. Tylko wtedy zdrapane były wszystkie pozory, całe nieziemskie piękno. Tylko wtedy demon zatracał się wystarczająco głęboko, by odkryć niewielkie pozostałości ludzkiej natury, które były ukryte w pokrytych pajęczynami zakamarkach tego, kim był Sebastian.
Nawet nie zauważył, że trzymali się za ręce.
Sebastian opadł na plecy Ciela, dysząc ciężko, kiedy odczuwał orgazm. Szybko doszedł do siebie i gdy wyprostował się oraz rozplótł ich palce, Ciel po tylko jednym spojrzeniu wiedział, że maska znalazła się jeszcze raz mocno na swoim miejscu. Mógł stwierdzić to po typowym dla Sebastiana uśmiechu, po sposobie w jaki jego palce wsunęły się do kieszonki na piersi ze zwyczajną elegancją i po intensywnym spojrzeniu tych oczu. Już nie człowiek zdany na łaskę rozkoszy. Znowu piekielnie dobry lokaj, wciąż i wciąż.
Ciel wypuścił powietrze.
Nie padły żadne słowa, gdy Sebastian sięgnął ręką przed chłopca, by wyczyścić lustro chusteczką higieniczną. Cisza zapanowała między nimi, gęsta i ciężka, przerywana tylko nieregularnym oddechem Ciela. Hrabia obserwował twarz Sebastiana, jego gładkie policzki, wąski nos, prawie spokojny wyraz twarzy, a cisza wydawała się dusić Ciela, owijając się wokół jego twarzy jak gruba tkanina.
Mógł to wyczuć, nawet teraz. Oko paliło go, lecz zamiast płomienia podobnego przy podrażnieniu oka, było to stałe pulsowanie ognia, który naciskał na gałkę oczną od wewnątrz. Napięcie, które osiągnęło punkt kulminacyjny, gdy ich spojrzenia się spotkały, gorąco płynące przez jego ciało, kiedy sie dotykali; było to głębokie połączenie, niewyrażalne słowami, a które Ciel musiałby nazwać przyjaźnią od serca, gdyby tylko miał skłonności do romantyzmu. Ciel Phantomhive oddychał znamieniem, krwawił znamieniem, które ich łączyło - i gdzieś wzdłuż linii pentagramu, jego kontury zatarły się tak bardzo, że Ciel wiedział, iż bez tego, co pozostanie, nie będzie dłużej nawet przypominał tego, kim był.
Nieodwołalne zniszczenie zostało w niego wymierzone w dniu, w którym wezwał demona; krzywda, która przez lata rosła oraz mnożyła się jak złośliwy guz i gdzieś po drodze znalazła się w tak intymnym posiadaniu Ciela, że to kim był i kim się stał zlało się w tę samą jednostkę. Ich wieź była niezniszczalna; kontrakt sam w sobie i cokolwiek innego ich łączyło, to oraz uczucia najlepiej nienazwane, które czaiły się w odległych zakamarkach jego piersi.
Chłopiec, jakim kiedyś był, umarł. Był martwy jak stos zgniłych ciał dryfujących w najgłębszych wirach Tamizy.
Ciel musiał odsunąć swoją twarz na bok - łagodny róż zaplamił jego policzki. Natychmiast znienawidził się za to - nie był już trzynastolatkiem, - ale nie mógł nic na to poradzić, gdy w myślach zastanawiał się nad wcześniej wypowiedzianymi przez Sebastiana słowami.
Ciel nie zdawał sobie sprawy, że mówi, kiedy rzekł:
- Miałeś rację. - Wyprostował kręgosłup i podniósł podbródek. - Przynajmniej tym razem.
Sebastian znieruchomiał. W lustrze Ciel dostrzegł, jak unosi jedną brew.
- Wolno mi zapytać, z czym miałem rację, paniczu?
- Już ty doskonale wiesz.
Cisza jeszcze raz zagościła nad tą sceną. Ciel oblizał wargi.
- Czy istnieje jakiś... specjalny powód, dla którego nigdy mnie nie pocałowałeś?
Sebastian przechylił głowę.
- Nie odniosłem wrażenia, że chciałeś, abym cię pocałował, paniczu.
Gniew wybuchnął w Cielu.
- Kto powiedział, że chciałem? Byłem po prostu ciekaw... to naturalne! Robiliśmy wszystko oprócz tego. - Zmrużył oczu. - Czy to dlatego, że nie możesz, czy nie chcesz?
Sebastian znowu zamilkł. Jego oczy były nieprzeniknione jak oczy obrazu, ciągle przemalowywanego akwarelami.
- Pocałuję cię, paniczu. Kiedy nadejdzie odpowiednia chwila.
Lodowaty dreszcz przebiegł po plecach Ciela. Nie powiedział nic, jednak chciał, żeby Sebastian kontynuował.
Lokaj obdarzył go pogodnym uśmiechem.
- Aż do tej chwili istnieje ktoś, kogo raczej powinieneś pocałować, paniczu.
Ciel zrozumiał to, tak jak zwykle czynił. Chciał się roześmiać, prychnąć i zagrzmieć, ale z jakiegoś powodu nie zrobił żadnej z tych rzeczy.
A potem, parę chwil później, gdy patrzył na Sebastiana i świat wokół nich zdawał się roztapiać, gdy napięcie między nimi zagęściło powietrze, a ta więź, czymkolwiek była, pulsowała jak żywa istota, Ciel zamknął oczy, potrząsnął głową. Próbując pozbyć się obrazu twarzy Sebastiana, który odcisnął się na jego rogówkach, pochylił się do przodu.
Lustro było zimne, gdy jego wargi go dotknęły.
Jego prawe oko pulsowało.
Przerwał pocałunek i rzucił zwierciadłu spojrzenie, jakie można posłać obrzydliwej żebraczce,
- Usuń jutro lustro - powiedział przez ramię, gdy kroczył z powrotem w stronę łóżka. - Odeślij je do Lizzy, czy kogokolwiek.
Ciel zdał sobie sprawę z niezniszczalności ich połączenia, jednak nie byłby sobą, gdyby nie dodał, kapryśnie przeciągając samogłoski:
- I nie wchodź do mojego pokoju bez zapowiedzi. Czasami denerwujesz...
Ciel nawet nie musiał się odwracać, żeby wiedzieć, iż Sebastian się uśmiechał.
- Tak, mój panie.
|
|
Komentarze |
dnia padziernika 21 2011 19:03:11
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina
Sirill (Brak e-maila) 22:14 25-01-2010
Dziwię się, że nikt jeszcze nie skomentował... (O_o) Niemniej... Gratuluję tłumaczce zarówno wyboru tekstu, jak i świetnego tłumaczenia. Wszystko wyszło ci naprawdę zgrabnie. Zauważyłam kilka literówek, ale byłam za bardzo pochłonięta tekstem, aby zwracać na nie większą uwagę.
Zdarzyło mi się już wcześniej czytać niektóre fanfiki tej autorki, niemniej 'Lustereczko, powiedz przecie' to moim zdaniem jeden z jej najlepszych dzieł. A ponieważ jestem dość sentymentalną osobą, zapewne nieraz jeszcze wrócę do tego tekstu. Naprawdę odawliłaś kawał dobrej roboty, Łapo |
|
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
|
Oceny |
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.
Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.
Brak ocen.
|
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem? Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.
Zapomniane haso? Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze stałe, cykliczne projekty
|
Tu jesteśmy | Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć
|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|