The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 26 2024 18:16:57   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Obrazy
Disclamer: To co zawsze - wypączkowało z mojego prowadzenia. Świat nie mój, postaci i historia w większości moje. Teoretycznie dodatek do "Zasłony", ale w praktyce panowie się tam jeszcze nie pojawili, a ja niecierpliwa jestem XD




RAVEN




To są obrazy, które wryły się Ravenowi w pamięć, a teraz nakładają się na siebie, nierozerwalne, zawsze obecne na dźwięk jednego imienia.
Onimura Shinsuke.
Onimura Shinsuke w zaułku, poszarpane, okaleczone ciało, po którym ledwo co można poznać płeć, wieku i rysów twarzy - w ogóle. Ochłap mięsa, ledwo co przypominający ludzką istotę. I tylko oko, jedyne ocalałe, wpatrujące się w Ravena z uporem, z wolą życia, która wręcz przeraża, zważywszy na stan nieszczęsnego ciała. Wola życia tak przytłaczająca, że nie można zrobić nic innego, jak tylko próbować desperackiego ratunku.
Onimura Shinsuke stojący w łazience, przypatrujący się swojej własnej twarzy - nowej skórze, bladej niczym ściana. Piękny wykrój czarnych, orientalnych oczu, kształtna czaszka, na której zaczynają odrastać ciemne włosy. Piękna, niemalże kobieca twarz i delikatne, długopalce dłonie. Nóż w jednej z nich, krew kapiąca do umywalki. Onimura Shinsuke przyglądający się kroplom własnej krwi, nie dostrzegający intruza, dopóki ten się nie odezwie. Odwraca się wtedy z niewiarygodną gracją i spogląda na Ravena wzrokiem, który przez kolejne dwanaście lat ma być nieodgadniony. Pyta, w jaki inny sposób, niż czując, że krwawi, ma poczuć, że żyje. A gdy Raven nie znajduje odpowiedzi, Shinsuke udziela jej im obu.
Onimura Shinsuke na procesie - na pozór nie do poznania. Pochylony, unikający ludzkiego wzroku, długie włosy zasłaniają jego twarz. Są, co Raven stwierdza ze zdziwieniem, białe. Podobnie białe jest jego ubranie i białe jak kość są splecione dłonie. Raven pamięta te dłonie - ich chwyt na swoim nadgarstku, dotyk na swojej klatce piersiowej. Pamięta rozpiętość ramion ukrytych pod białą jukatą. Pamięta ciężar ciała Shinsuke na swoich plecach. Czuje dreszcz, kiedy twarz Shinsuke obraca się w jego stronę - biała maska z czarnymi otworami oczu i ciemnymi plamami namalowanymi ponad wygolonymi łukami brwiowymi. Twarz upiora, nie żywego człowieka. Biel na dalekim wschodzie to barwa żałoby. Kolor kości. Głos składający zeznania jest cichy, przywodzi na myśl powiew lodowatego wiatru. Raven wzdryga się. Jego ciało pamięta, ale to... to nie człowiek, to coś obcego, od Shinsuke wieje chłodem. Wiało już wtedy, oczywiście, zawrócony z granicy między życiem, a śmiercią przesiąkł zimnem zaświatów, ale żeby przylgnęło ono do niego aż tak bardzo? Czy nie po to, by się go pozbyć, czy nie po to wtedy... A teraz ta kościana twarz, kościane ręce, chłód i zero słów, spojrzenie bez znaczenia. To co było między nami, Ravenie, nie miało znaczenia. Nie pomogło mi. Nie znaczysz dla mnie nic a nic.
Onimura Shinsuke w tej samej pozie, ze splecionymi dłońmi, pochyloną głową. Przez dziesięć lat nie zmienił się, zamarznięty w kokonie własnej skazy. Dziesięć lat bycia rzeźbą z kości - dla Ravena to niewyobrażalne. I trudno mu uwierzyć też, że ze wszystkich ludzi na całym świecie to akurat musi być Shinsuke. Czy to los zakpił z nich? Mają współpracować - czy to ironia czy przeznaczenie? Raven wpatruje się w białą sylwetkę, która unosi wzrok i spogląda nieodgadnionymi oczyma. Zero zaskoczenia, zero współczucia. Nic.
Onimura Shinsuke siedzący na piętach, na japońską modłę, perfekcyjny i nieskazitelny jak czarka z białej porcelany, którą trzyma w porcelanowo białych dłoniach. Może, myśli Raven, kontemplując piękny profil, to nie kość, a porcelana? W tle papierowy parawan malowany w żurawie i sosny, z drugiej strony - japoński ogród. Szum wody i miarowy stukot bambusowej rynienki. Zielona herbata faluje wewnątrz czarki, ogrzewa palce. Pachnie dziwnie, niepodobnie do niczego, co Raven dotąd pił. Shinsuke nachyla się, zanurza wargi w herbacie. Jest piękny. Raven znów czuje skurcz i przypomina sobie jego zapach i dotyk. Dziesięć lat. Po dziesięciu latach nadal je pamięta, choć zapomniał imiona mężczyzn i kobiet, z którymi spał w międzyczasie. Tylko dwie osoby pamięta w ten sposób. Karen - bo była jego żoną, kobietą, którą kochał najbardziej na świecie. Shinsuke... bo był pierwszym mężczyzną, z którym Raven spał? Czy przez tę desperację w czarnych, skośnych oczach, desperację w kurczowym chwycie smukłych palców, desperację w każdym ruchu... ciężar jego ciała na plecach... Jak Raven ma powiedzieć teraz cokolwiek? Odważył się podejść do tej zimnej rzeźby z kości, nie dlatego, że chciał seksu, ale żeby dowiedzieć się. Minęło tyle lat, tyle mogło się zmienić... A teraz, patrząc na białą sylwetkę pochyloną nad herbatą, Raven czuje, że jego ciało pamięta o wiele więcej, niżby pragnął. Potem, wieczorem, wymyka się z dojo , czując się koszmarnie - ta gościnność, której udzielił mu Shinsuke jest w końcu czymś nadzwyczajnym, bezcennym... Raven nie może jednak wytrzymać - pożądanie wraca falami, pomimo wszelkich starań. Grozi utopieniem. Raven znajduje właściwy klub. Jeden drink i drugi, kilka następnych w towarzystwie jakiegoś młodzieńca. Półpijany, Raven dociera do "hotelu miłości". Kiczowaty wystrój niemal budzi w nim śmiech, lecz to ma mniejsze znaczenie, niż fakt, że chłopak ma delikatną twarz i długie, miękkie włosy. W orgazmicznym spazmie Raven niemal nazywa przypadkowego kochanka cudzym imieniem. To nie powinno się było zdarzyć, to nie zdarzyło się nigdy dotąd, przez całe dziesięć lat... Wracając do domu swojego gospodarza nad ranem, Raven czuje się koszmarnie.
Onimura Shinsuke na brzegu fontanny, za nim pióropusz wody, nad nim granat nieba. Białe włosy i białe ubranie odcinają się od nocnego mroku. Miasto pogrążyło się we śnie i Ravenowi wydaje się, że tylko oni dwaj na całym świecie są żywi. Przełyka ślinę - irracjonalnie nieśmiały. Jak przełamać taką barierę? Ale przecież, nie można pozwolić, by trwała w nieskończoność... Przysuwa się więc, zbliża twarz do białego profilu, szuka wargami ust. Znajduje jedynie powietrze. Shinsuke odsuwa się, spogląda swoim nieodgadnionym wzrokiem - on, który z czasem nauczył się zdejmować śmiertelną maskę, otwierać przed przyjacielem, ucieka, gdy przyjaciel próbuje zbliżyć się bardziej. Kręci głową i po raz pierwszy nazywa Ravena jego prawdziwym imieniem. Co robisz, Esteban? Nie mówi nic więcej. Co robisz, Esteban. Raven milczy i odsuwa się. Nigdy więcej - obiecuje sobie.
Onimura Shinsuke rozbierający się wolno, mechanicznie. Na oczach Ryana Shade i Szymona Kubiaka - to beznamiętna prezentacja, nic ponad to. Raven, który od dawna widział Shina tylko ubranego, przygląda się zainteresowaniem, próbując zapomnieć własne pożądanie - nie, jedynie sen o pożądaniu. Poraża aseksualizm tych ruchów, aseksualizm pięknego ciała ukrytego pod białym ubraniem. Sylwetka Shinsuke zapiera Ravenowi dech w piersiach - smukła, z lekko zaznaczonymi mięśniami, z elegancko przewężoną talią i lekko rozszerzonymi biodrami - odrobinę kobieca, tak, jak delikatna twarz. I blizny, blizny wszędzie, każda jest świadectwem jednej zadanej rany, każda przypomina Ravenowi o krwawym strzępie ciała, znalezionym przez Karen w alejce. Shinsuke nie patrzy - nie na niego. Zachowuje się, jakby Ravena tam nie było, rozmawia tylko z Ryanem i z Szymonem. Oni mają widzieć. Oni mają wiedzieć. Raven czuje się kimś obcym, choć wie, że w jakiś sposób bliższy jest Shinsuke bardziej, niż ktokolwiek.
A teraz Raven czuje, jak Onimura Shinsuke ściska jego dłoń. Kurczowo i bezwzględnie. Jak przed dwunastu laty. Jak przed kilku godzinami, gdy Raven był martwy. Coś w Ravenie martwe jest nadal i Raven czuje, jak jego własna skaza śmierci zamraża go pomału. Pamięta ból zmiażdżonych wnętrzności i to wrażenie, które najłatwiej opisać jako światło na końcu tunelu. Pamięta głos wołający go z zewnątrz, z prawdziwego świata. Po imieniu.
Shinsuke nadal trzyma jego rękę. Unosi ją - do ust. Raven czuje dotyk warg na wnętrzu dłoni, na nadgarstku. Miękki. Ciepły. Usta Shinsuke są z ciała, nie z porcelany, nie z kości. Białowłosa głowa nachyla się, język przesuwa pomiędzy kciukiem, a palcem wskazującym. Ciałem Ravena wstrząsa dreszcz. Pożądanie tłumione przez ostatnie dwa lata wybucha znowu, zbiega w dół kręgosłupa, wstrząsa podbrzuszem. Raven przełyka ślinę. Wie, że powinien coś powiedzieć - nie może. Widzi, jak twarz Shinsuke unosi się - nadal biała i pozbawiona brwi, już bez namalowanych na czole plam, obca i gładka, piękna jak zawsze. Pocałunek jest delikatny, brak mu desperacji tego sprzed dwunastu lat. Raven czuje w nim pytanie, niepewność.
Wykorzystałem cię, odrzuciłem cię, możesz teraz zrobić ze mną to samo, ale nie chce tego.
Kilka godzin temu Raven był martwy. Jego narządy wewnętrzne zostały zmiażdżone. To był moment, lecz dla Ravena było to jak wieczność. Zabili go szybko - Karen zabijali godzinami, a i tak można powiedzieć, że miała szybką śmierć. Mogliby zabijać ją całe miesiące, tak, jak próbowali zabić Shinsuke.
Śmierć i ból tkwią pod czaszką. Świadomość tego, że było się martwym. Ale ciało żyje. Reaguje na pocałunek, mocniejszy, głębszy. Raven czuje, że jego ubranie staje się niewygodne. Reaguje instynktownie. Wpija sie w wargi Shinsuke, niemal do bólu, z głodem dwunastu lat pustki, wypełnionej tylko przez przypadkowych kochanków. Wsuwa palce pod biała jukatę, wyszukując strukturę mięśni, stwardnienia blizn. Chciałby dotknąć ustami każdej z nich, ale nie umie teraz zwolnić, jego palce gorączkowo ściągają z Shinsuke ubranie. Nadal czuje, że powinien coś powiedzieć - gdy jego wargi znajdują się tuż przy uchu Shinsuke, klatka piersiowa ociera się o łopatki. Nie może. Słowa umarły w nim, zbyt szybki oddech zmienia je w charkot. Gwałtowne ruchy wywołują bolesny skurcz niezaleczonych do końca narządów, ale nie ma już odwrotu. Ciało Shinsuke odpowiada, wyginając się, wypychając w górę biodra. Zjawiskowo piękne, niesamowite. Raven odgarnia białe włosy, całuje biały kark, wbija paznokcie w boki. Ból przeszywa go - opłata za gwałtowność tej namiętności. Ból i rozkosz to świadectwa życia.
Onimura Shinsuke leżący na brzuchu, elegancka linia ramion, kręgosłupa i pośladków, skóra zroszona potem i przyśpieszony oddech. Palce wczepione w prześcieradło, usta duszące krzyk poduszką. Życie wypełniające kościaną rzeźbę, cierpka herbata falująca wewnątrz porcelanowej czarki.




SHIN





Poranek w tym miejscu jest gorący, nawet chłód kamiennych ścian tego nie zmieni. Łóżko przystosowane dla jednej osoby zaś jest zbyt ciasne dla dwóch i Shin budzi się spocony. Czuje się dziwnie - nie nawykł spać opleciony czyimiś ramionami, zaborczymi, przyciągającymi do siebie.
Wyplątuje się ostrożnie. Jego towarzysz wzdycha przez sen i obraca się na plecy. Shin przystaje, wpatrzony w rozciągnięte na łóżku ciało. Trudno mu w to wszystko uwierzyć i trudno nie patrzeć, nie kontemplować. Nie przypuszczał nigdy, że dojdzie do takiego momentu. Siada na brzegu łóżka, unosi dłoń, wahając się, czy dotknąć unoszącej się delikatnie klatki piersiowej, przesunąć palcami po ciemnym paśmie włosów, biegnącym przez tors do podbrzusza, pogładzić ramię lub udo. Ten moment jest jak ze snu. Shinowi trudno uwierzyć, że to właśnie ten mężczyzna leży przy nim, nagi i uśpiony, choć przecież nie mógłby być to nikt inny. Los poprowadził ich obu przedziwną zaiste drogą.
Poznał tego mężczyznę, Ravena, przed dwunastu laty. Pamięta to doskonale - własne odbicie, obce, twarz innej osoby. Nowa skóra, biała jak papier, włosy ledwo co odrastające na czaszce. Własną dłoń, poruszającą się niemal mechanicznie, sploty żył pod cienką skórą. Pamięta ból - nic nie znaczący wobec niekończącego się bólu, którego doświadczył wcześniej. Krew spływającą do umywalki. Krwawię, żyję. To moja dłoń, moja skóra, moja krew...
I wtedy słyszy głos za plecami, głos, który zna, ale którego nie może zidentyfikować. Obraca się. Widzi mężczyznę, który go ponoć znalazł. Nazywają go Raven - tyle wie. Mężczyzna nie rzuca się w oczy - przeciętny z twarzy, przeciętny z budowy, tylko kolczyk w brwi i półdługie włosy mogłyby jakoś go wyróżniać. Nic nie znaczący, nieważny.
Shin wie, że powinien mu podziękować, za uratowanie życia. To obowiązek. Ale ten człowiek zachowuje się jak impertynent, pytając, czemu Shin to robi. Nie rozumie, głupiec, że kiedy zostało się zawróconym z progu śmierci, trzeba udowodnić sobie, że się nadal żyje.
Więc Shin podchodzi, zmuszając Ravena do wycofania się do pokoju.
- Jak w inny sposób mogę udowodnić sobie, że żyję? - pyta.
Ravenowi brak odpowiedzi. Shin uśmiecha się. Zna sposób, wie czego chce teraz. Postanawia zaryzykować. Zbliża się do Ravena i całuje go. Raven nie atakuje ani nie ucieka. Odpowiada. Godzinę później Shin każe mu odejść i jest przekonany, że nie zobaczą się już więcej.
Shin kręci głową. Mylił się, oczywiście, ale cieszy się, że się mylił. Wtedy, dwanaście lat temu zrobił coś niewyobrażalnie okropnego, ale dowiedział się o tym dopiero na drugi dzień.
To nie Raven go znalazł, lecz jego żona. Zabili ją za to, nie mogąc dostać samego Ravena. Shin słysząc to, czuje, jakby rozpadał się na kawałki. Wydaje się sobie obrzydliwy. Pozbawić kogoś ukochanej osoby, a potem wykorzystać go w tak ohydny sposób... Wie, że będzie musiał ponieść konsekwencje swojego czynu.
Shin jest martwy, do połowy martwy. Nie może być inaczej. Blizny na jego ciele i duszy, ślady przebytych tortur, mają być świadectwem. Tak długo, jak długo żyją ci, którzy to uczynili, Shin będzie nosić tę skazę. Nie ma innej drogi.
Na procesie zjawia się odziany w biel. Patrzą na niego bez zrozumienia, mało kto z nich jest świadom, że biel dla Azjaty jest kolorem żałoby. Nie obchodzi go to. Z pewną satysfakcją patrzy, jak cofają się, odpychani jego ciemną aurą. Zeznaje cichym głosem - szept wszedł mu w nawyk. Zeznaje bez złości i pragnienia zemsty, mówi prawdę. Oskarżona dziewczyna patrzy na niego z lękiem. Ten sam lęk widział Shin w jej oczach, kiedy zrywała z niego skórę. Współczuje jej - ona sama jest ofiarą. Nie zasłużyła na wyrok, który chcą wydać. Wie, że musi jej bronić, że zasłużyła na lepszy los, niż śmierć lub unicestwienie duszy.
Czuje, że obserwują go czyjeś oczy. Spogląda w tamtą stronę, najpierw zza bezpiecznej zasłony własnych włosów. Dostrzega Ravena - odrobinę chyba szczuplejszego niż ostatnim razem. Mógł się spodziewać, że tak będzie, że Raven przyjdzie mówić o śmierci Karen. Unosi głowę, spogląda na mężczyznę po raz drugi i widzi, jak Raven wzdryga się, przerażony jego twarzą. Nie tego się spodziewałeś, prawda? Nie bladej twarzy-maski i aury zimnej jak same zaświaty. Teraz myślisz, że tamten stosunek nie miał znaczenia. I dobrze. Nienawidź mnie, zasłużyłem na to.
Dziesięć lat mija szybko - samotność i bezustanne zimno nużą. Shin ratuje się, budując wokół siebie harmonię. Wyważone piękno azjatyckiego ogrodu daje ukojenie. Towarzystwo Inari, a potem, nieoczekiwanie, Yoshiego, pomaga. Ale Shin nie może iść do przodu, zamarza. Słyszy, jak mówią o nim za jego plecami: Oni-no-Shin. Żyje na uboczu. Wie, że niektórzy nienawidzą go - za obronę tamtej dziewczyny. A mimo to po dziesięciu latach nagle dostaje zlecenie. Przyjmuje je, to jego obowiązek - ale widząc, z kim ma pracować, przez moment pragnie uciec.
Raven wygląda inaczej - zdecydowanie stracił na wadze i nie garbi się już. Uśmiecha się do niego - Shin stwierdza, że jego uśmiech jest nadzwyczaj piękny - bez wyrzutów, z sympatią.
- Onimura Shinsuke - mówi, wyciągając dłoń. - Cieszę się, że pana widzę. Powinienem był wcześniej próbować nawiązać kontakt, ale cóż... nie wiedziałem, czy pan tego chce.
Shin unika uścisku dłoni, skłania się tylko po japońsku.
Nie rozumie Ravena. Nie rozumie, jak Raven może traktować go w ten sposób - jakby nic się nie stało, ze szczerą sympatią i zainteresowaniem. Im bardziej Raven próbuje się zbliżyć, tym bardziej Shin ucieka, ale nie może, nie może uciec za daleko. Zbyt dobrze czuje się, pomimo poczucia winy, w obecności Ravena, przy jego bezinteresownej sympatii. I w końcu nie ma wyjścia, zaprasza go do siebie. To jak pieczęć na przyjaźni. Przynosi ulgę. Raven wybaczył.
Wie, że Raven ma swoje życie seksualne - to go nie dziwi. Za pierwszym razem Raven wymyka się nocą z jego dojo, wraca nad ranem, pachnąc obcym ciałem. Shin zastanawia się przez chwilę, mężczyzna czy kobieta? Pewnie kobieta. A zresztą, po co się zastanawiać? Pokazali sobie, że tamten epizod nie ma już znaczenia.
Ale wkrótce Shin przekonuje się, jak bardzo się myli. Raven proponuje sparring - walkę treningową. Shin zgadza się, nieopatrznie. Powinien tego nie robić... Ale Raven już zdejmuje koszulę, naturalny gest, pozbawiony jakiegokolwiek podtekstu, a Shin nie może nie patrzeć. Dziesięć lat temu Raven miał w sobie coś bezkształtnego, za dużo tłuszczu - teraz wszystko wygląda inaczej - ramiona, tors i brzuch mężczyzny pokrywają twarde mięśnie. Raven jest sprawny fizycznie, silny - walka trwa chwilę, nim Shinowi udaje się przewrócić go na matę. Widzi krople potu na jego ciele, czuje jego zapach, ostry, drażniący. Gdyby nieprzyjemny - ale za dobrze pamięta jego smak.
Bez seksu można żyć - walka może rozładować napięcie, medytacja przynosi ukojenie. Naturalne pragnienia ciała można poskromić. Ale zapach potu tego mężczyzny budzi je nieoczekiwanie. Czy seks między mężczyznami nie jest jak walka? Czy walka nie jest jak seks? Shin widzi ciało Ravena pod sobą i czuje podniecenie. Nie wie, czemu to akurat ten mężczyzna działa na niego w ten sposób. Wycofuje się, nim Raven się spostrzeże. Wie, że nawet gdyby to było możliwe, nie powinien. Seks odwróciłby jego uwagę od ważniejszych rzeczy. Tak długo, jak długo ci, którzy go okaleczyli pozostają bezkarni, Shin ma zachowywać ascezę.
Ale to nie było łatwe - myśli Shin, a jego palce bezwiednie dotykają piersi uśpionego Ravena. Może w jakiś sposób było nam to pisane? Nasza karma zaprowadziła nas aż tutaj.
Jak to się stało, że nagle są nierozłączni? Sypiają w jednym pokoju hotelowym i wszędzie chodzą razem. Pozostali przywykli, choć są tacy, którzy koso patrzą na tę niecodzienną znajomość. Klątwa dwóch przeciwnych frakcji. Ale frakcja Shina jego samego traktuje jak pariasa. Shin zostaje wyrzucony poza nawias i jedyne, co go w tym martwi, to ewentualny los Yoshiego. On sam jednak może być Oni-no-Shinem, choć czasem puszczają nerwy i gdy mistrz Cheng zaczyna robić aluzję tak do niepokojącej aury, jak i do kobiecej urody Shina, Shin pokazuje, na co stać takiego zniewieściałego półtrupa jak on. Jednym ciosem gruchoce nos zaskoczonego Chenga, a potem uśmiecha się tylko, widząc cieknącą krew.
- Masz wroga - mówi Raven.
Shin wzrusza ramionami. Nie pierwszego, nie ostatniego. Może mieć całe hordy wrogów - nieistotne, tak długo, jak długo ma przyjaciela, na którym może polegać.
Opuszcza gardę. Raven, z jego przyjaznym uśmiechem i ciepłym spojrzeniem jest zbyt przekonujący, by mu nie ufać. Za otwarty - czasem potrafi chodzić po hotelowym apartamencie albo i własnym domu Shina owinięty jedynie w ręcznik. Bez podtekstów, oczywiście, jego naturalność jest czymś niewiarygodnie bliskim. Ale Shin przyłapuje się na spojrzeniach, których nie powinien rzucać. Niewiele brakuje, by dystans między nimi zmalał. Granicę trzeba ciągle wyznaczać na nowo.
Niemal łamią ją, gdy Raven zjawia się kiedyś u niego zdenerwowany i spięty, a Shin nieopatrznie proponuje mu masaż. Pozwala sobie dotykać barków i ramion przyjaciela, rozciera palcami napięte mięśnie, a Raven rozluźnia się powoli. W pewnym momencie Shin dostrzega wybrzuszenie w jego spodniach i sam czuje skurcz. Nie. Nie wolno. Nie można. Kończy masaż szybciej, niż planował, udając, że nic się nie stało, że niczego nie zauważył. Ale tego dnia po raz pierwszy od dawna nie umie poradzić sobie za pomocą medytacji i pozwala sobie na masturbację. Płacze, dochodząc.
A niecałe dwa tygodnie później Raven próbuje go pocałować. Siedzą na brzegu fontanny, powinni iść już do hotelu, ale noc jest piękna, a im jest po prostu dobrze w swoim towarzystwie. I nagle to. Raven wygląda trochę jak pensjonarka - zarumieniony i nieśmiały, niepodobne do niego, ale czy to nie Shin doprowadził go do takiego stanu? Widzi usta przyjaciela zbliżające się do niego i musi się odsunąć.
- Co robisz, Esteban? - pyta, nadając swojemu głosowi największą możliwą szorstkość.
Powinien teraz uciec. Powinien to zostawić. Nie może.
Shin nachyla się, opierając dłoń na udzie swojego kochanka. Drugą ręką wolno gładzi jego członek, a potem obejmuje go wargami. Ciągle uśpiony Raven wydaje z siebie krótki jęk. Shin palcami odsuwa napletek, obwodzi językiem żołądź, przyciska lekko jej czubek. Penis unosi się i napręża, pobudzony pieszczotą, a jego właściciel wygina ciało i otwiera oczy. Shin wie, że Raven podnosi się, ale nie przerywa nawet wtedy, gdy czuje palce wplątujące się w jego włosy i słyszy głos wymawiający jego imię. Przenosi usta niżej, ssąc skórę moszny, dwa palce wsuwa w ciało kochanka, powodując kolejny jęk. Raven rozsuwa nogi i unosi biodra, a Shin czuje, że pożąda go do szaleństwa. Klęka pomiędzy jego udami i wchodzi w niego, ostrożnie, pamiętając, że jego przyjaciel wciąż nie jest do końca zdrowy.
Poprzedniego wieczora kochają sie po raz pierwszy od tamtego desperackiego czynu sprzed dwunastu lat - z tak niesamowitą czułością i namiętnością, że w chwili orgazmu, słysząc swoje imię, Shin myśli, że umrą obaj z rozkoszy. To byłby piękny finał, czyż nie?
Ale żyją obaj, za bardzo chcą żyć. Raven wysuwa sie z niego, z jękiem opada na materac. Krzywi się z bólu, trzyma za bok. Shin przypomina sobie tę scenę sprzed niecałej doby - Ravena nagle zgiętego w pół, upadającego na posadzkę. Czar Bayara, przeklętego sukinsyna, miażdży mu wnętrzności. Shin krzyczy, wyskakując w górę, uderzając kataną. Głowa Bayara odskakuje, przez chwilę tylko utrzymuje się na cienkim płacie skóry, nim odrywa się i toczy po podłodze. Raven leży jednak na ziemi i umiera. Shin nie może mu pomóc, ma wiedzę, ale skaza śmierci nie pozwala użyć uzdrawiającej magii. Udaje mu sie tylko dopaść przyjaciela, nim nad ich głowami rozpętuje się piekło.
Raven jest piękny, gdy odgina ramiona w tył, chwytając nimi ramę łóżka, eksponując zagłębienia pach i napinając mięśnie torsu. Nieostrożny, zapomina o bólu. Shin zapomina o nim również, zatapiając się w ciele kochanka. Nachyla się, sięgając ustami ku muskularnemu brzuchowi. Jego włosy ocierają się o boki Ravena, który unosi nogi, zaplatając je w niemal akrobatyczny węzeł Shinowi na plecach.
Gdy wszystko się kończy, zostają tylko ciała na podłodze, plamy krwi i kościana maska, własność kobiety, która poświęciła się, by zamknąć portal. Jedno z ciał to Raven. Shin jeszcze nigdy dotąd nie czuł się tak bezradny. Pełne ciepła oczy patrzą w przestrzeń, twarz zastygła w grymasie bólu. Shin chce zabijać - ale nie ma już kogo. Potworna twierdza, w której kiedyś go więziono, teraz naprawdę jest twierdzą umarłych. Shin czuje łzy napływające do oczu. Czy po to tu przychodził?
- Esteban - szepce, tuląc głowę zabitego przyjaciela. - Proszę. Nie zostawiaj mnie.
Widział, że czasem można zawrócić z drogi w zaświaty, czemu nie teraz? Jeśli nie teraz, to kiedy?
- Proszę. Proszę, zrób coś - błaga pierwszą osobę, która się zbliża.
Czuje się bezradny i słaby i może tylko patrzeć na dłonie przesuwające się po ciele Ravena i przywracające je do życia i modlić się o powrót duszy. Niemal płacze, widząc, jak nieruchome oczy ożywają i patrzą na niego, pierwszy obraz, który Raven widzi po powrocie z zaświatów.
Raven krzyczy, na wpół z rozkoszy, na wpół z bólu. Rozluźnia chwyt rąk na ramie łóżka i nóg na krzyżach Shina. Z jego oczu ciekną łzy, ciało kuli się, od orgazmu przechodząc w cierpienie.
- Nierozsądny jesteś - mówi Shin.
Raven uśmiecha się przez te mimowolne łzy.
- To jednak była miła pobudka.
- Zapewne, gdybyś się tak nie napinał.
- Musiałbym zrezygnować... - Raven z jękiem podnosi się i obejmuje Shina ramieniem. - A, na Boga, za długo na to czekałem, żeby sobie odpuścić.
- Byłeś martwy.
- A ty właśnie wykorzystałeś rekonwalescenta. Jak się z tym czujesz?
- Parszywie.
Raven śmieje się.
- Zaraz poczujesz się lepiej - mówi i przyciąga Shina do siebie, do pocałunku.



Komentarze
Aquarius dnia padziernika 09 2011 21:26:02
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

Ome (Brak e-maila) 22:54 18-05-2010
Już to komentowałam na żurnalu i tam się wypisałam - tu tylko dodam, że przy powtórnej lekturze podtrzymuję całą wcześniejszą opinię. Tekst potężnie porusza i nadal pewne elementy (wspomnienia tortur) przerażają, a pewne zachwycają (ta ewolucja bliskości, ta plastyczność emocji).
Poza tym dopiero teraz, gdy zagłębiam się w drugą księgę "Zmierzchu", dotarła do mnie pewna rzecz - kościana maska! Więc w taki sposób zginie ta intrygująca kobieta?...
Tsubomi (Brak e-maila) 19:39 30-05-2010
Przeczytanie tego tekstu było prawdziwą rozkoszą, stanowi ostry kontrast dla innych opowiadań. Piękny język i niesamowity klimat. Jednak, mimo tego, nie mam dla twoich bohaterów szczególnego uczucia. Są mi wyjątkowo obcy, prawie obojętni, coś tu zabrakło... Wydaje mi się że to fragment dłuższej, bardziej zakręconej całości. Wygląda więc na to, że będę musiała przeczytać inne twoje opowiadania, aby zrozumieć o co w tym wszystkim chodzi i poznać bohaterów. Uczynię to z przyjemnością.
Tuli-Pan (Brak e-maila) 00:44 01-06-2010
Nie lubię tak pompatycznych opowiadań, ale przeczytałem całość, bo coś mnie w tym jednak urzekło. Szkoda, że nie stworzyłaś czegoś zupełnie Twojego. Czekam na kolejny rozdział.
An-Nah (Brak e-maila) 12:31 01-06-2010
Dziękuję pięknie za komentarze smiley Miło wiedzieć, ze ktoś czyta.

Tuli-Pan, tworzę rzeczy w 100% autorskie, ale ich nie publikuję, nie w taki sposób przynajmniej smiley
Cyrograf (Brak e-maila) 20:06 04-06-2010
Hm, nie wiedzieć dlaczego bardziej przywiązałam się do postaci z Ogienia oczyszczenia.
Chyba czasem trzeba mieć szczęście z doborem odpowiednich słów. Zawsze się zastanawiam, jak autorzy potrafią sprawić, że niektórzy bohaterowie stają się nam tak bliscy. Cierpimy razem z nimi, śmiejemy się lub płaczemy.
Cholera, tu tego nie czułam. Nie wiem dlaczego.

Ale jak rozumiem muszę się w końcu wziać porządnie do Zasłony by to wszystko ogarnąć. Eh...
Kaj dnia lipca 26 2012 01:03:12
Podoba mi się, nawet bardzo, chociaż nie znam świata. Nie zgodzę się z przedmówczynią (Tsubomi): dla mnie bohaterowie nie są obcy. Tyle, że paradoksalnie bliższy staje się Shin z tym wszystkim, co w nim ludzkie, tą niepewnością, rozterkami, ostrożnością. Nie do końca rozumiem o co chodzi Ravenowi i dlaczego nie tęskni za żoną. Co mnie drażni w tekście: niekiedy nie wiem, co dzieje się wcześniej, a co później, co dzieje się z Ravenem, co z Shinem. Muszę ostro skupić się nad niektórymi fragmentami. To jest jeden z takich fragmentów: "....nim nad ich głowami rozpętuje się piekło.
Raven jest piękny, gdy odgina ramiona w tył, (....) który unosi nogi, zaplatając je w niemal akrobatyczny węzeł Shinowi na plecach.
Gdy wszystko się kończy, zostają tylko ciała na podłodze, plamy krwi i kościana maska, własność kobiety, która poświęciła się...." Może to są wspomnienia w czasie seksu, nie wiemsmiley A tak poważnie takie przeplatanie teraźniejszości z przeszłością wybija mnie z rytmu.
W Twoim ładnym języku tym razem widzę (o dziwo) jeden mały zgrzyt: dla mnie zdanie "Gdyby nieprzyjemny - ale za dobrze pamięta jego smak" nie ma sensu, ale może po prostu kochany word zrobił Ci psikusa i powycinał wg własnego uznania.
I wszystkiego najlepszego z okazji imienin raz jeszczesmiley
ak dnia maja 08 2016 00:27:57
Obrazy mnie nie przekonały.
- Gubię się w retrospekcjach;
- Bije od tego chłód, od opisów postaci przede wszystkim; jest obrazowo, jak w tytule, ale chyba właśnie dlatego takie to suche - możliwe, że takie było założenie;
- Może już późno, dlatego nie chcę skrzywdzić tekstu czytaniem w takim stanie, ale... właściwie nie umiałabym powiedzieć o czym było...
E, idę spać, powyższa ocena jest prawdopodobnie efektem zawieszenia mojego mózgu. Wygaszacz mi poleciałsmiley
Do jutra!
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum