The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Grudnia 21 2024 17:52:19   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
My guardian angel 7
Heej! dzięki wielkie za wasze opinie!Są pomocne, postaram się do nich odnieść. Po rozdziale 8 będzie chyba dłuższa przerwa, ponieważ utknęłam. Ale pozbieram się,obiecuję! Muszę tylko wybrać którąś z opcji =^.^= Miłego czytania i dalej doładowywujcie mnie opiniami!


VII


Wszyscy wpatrywali się w misę z uwagą, a niektórzy, między innymi Ren, z przerażeniem. Nikt, dosłownie nikt, nie wiedział co się dzieje. Z misy zaczął unosić się czarny dym. Gdy osiągnął wysokość jakiegoś metra osiemdziesiąt, zaczął wirować, zbijać się w litą czerń. Nagle, powyżej połowy wysokości, z całości wyłoniły się dwie ręce. Wszyscy zareagowali wciśnięciem się w ściany.
Ren pociagnął Asmodeusza za rękaw, nachalnie.
-, Co to jest...?!
- Mnie pytasz?- Asmo nie odrywał wzroku od zjawiska.- W życiu tego nie widziałem, i z tego, co widzę, reszta też nie.
Czerń poruszyła się, przesunęła do przodu. Naga stopa stanęła na podłodze, za nią druga, a po chwili obie zniknęły pod czarnym dymem. Dłonie uniosły się do wysokości, gdzie powinna być głowa. Złapały czarny dym i zrzuciły go, jak kaptur.
Wszyscy westchnęli, a starsi bogowie padli na kolana.
- Manat...- rozległy się rozedrgane głosy.
Po tym, cała reszta bogów padła na kolana. Ren rozejrzał się ogłupiały
- Manat...?- powtórzył pytająco. Spojrzał na kobietę.
Była wysoka, jej ciało okrywał czarny dym, tworzący coś na kształt płaszcza. Był długi, zwiewny i dopasowany. Musiała być nieziemsko zgrabna. Jej włosy, były równie czarne jak ubranie, ale za to lśniły niesamowitym blaskiem. Miała piękne, szlachetne rysy twarzy. Ren był pewien, że tak pięknej kobiety nie znajdzie się na Ziemi. Za to oczy, oczy miała po prostu nie do opisania. Miały w sobie każdą barwę, gdy się w nie patrzyło, nie dało się określić koloru, bo były wszystkimi kolorami.
Patrzyła prosto na niego. Przełknął ślinę. Zbliżała się niczym dziki kot. Sprężyście, ciągle gotowa zaatakować, zmienna a zarazem taka sama. Była wszystkim po trochu, a zarazem tylko jednym. Miała w sobie wszystko, wiedziała wszystko i mogła wszystko. Okrążyła go, poczuł chłodne, a zarazem gorące palce na swoim karku. Wzdrygnął się. Bał się, a zarazem odczuwał spokój. Czuł podniecenie, i obrzydzenie. W jego głowie panował mętlik, nie był w stanie pojąć tego wszystkiego.
- Paham , hon hi...Rhine...- mruknęła cicho, stając przed nim.
Ren zamrugał wstrząśnięty. Nie rozumiał ani słowa, mógł się domyślać. Nagle odezwał się Marduk.
- Mo arabedd 'n dafodiaith ' s...- mruknął nadal klęcząc.
- Ah... ddeudaist 'i , claddedig. - uśmiechnęła się lekko.- Nie rozumiesz ani słowa, prawda?- zwróciła się do Rena.
Ten w milczeniu pokiwał głową.
- Nawet nie wiesz, ile straciliście na tym, że zapomnieliście dawnego języka...i jak bardzo obraziliście nas wszystkich, wierząc w innych. A ten ostatni wymysł, jedynego Boga...to było nawet zabawne. Spójrz, jaki świat jest ogromny, jaki skomplikowany...Ten Bóg, musiałby być potężniejszy ode mnie, by poradzić sobie z wami wszystkimi, a zostaje jeszcze wiele więcej, zwierzęta, rośliny, inne światy.- zaśmiała się.
Ren nie wiedział czy się uśmiechnąć, czy też skrzywić. Śmiech był muzyką dla jego uszu, a zarazem brzmiał, jak skrzek wrony.
- Nie wiesz również, kim jestem?- nadal uśmiechała się lekko.
- N-nie...Wiem tylko, że masz na imię Manat...
- Asmodeuszu, wyjaśnij wszystko gościowi...na spacerze.- uśmiechnęła się łagodnie do młodego boga.
Ten wstał szybko i skłonił się.
- Oczywiście pani...- złapał Rena za łokieć i zaciągnął w stronę drzwi.
- Musisz mi wybaczyć...ktoś musi go wprowadzić, a ty jesteś najmłodszy...
- Jestem zaszczycony, że mogę się przydać- Asmodeusz odwrócił się do Manat, i uśmiechnął.
Tamta zasiadła na krześle Marduka, a jego samego, posadziła obok siebie.

Drzwi, za Renem i Asmodeuszem, zamknęły się bezgłośnie. Asmodeusz szedł przed siebie w milczeniu, a Ren, którego rozsadzała ciekawość, wił się, idąc za nim.
- Asmodeusz...- tamten przerwał mu ruchem dłoni.
- Nie tutaj. U mnie.- uciął krótko.
Ruszyli, więc wolno dalej, białym korytarzem.
Tym razem Asmodeusz nie zabrał Rena do sypialni, pozostali na parterze, w salonie. Ren rozglądał się zafascynowany. Wszędzie wisiały obrazy, w kilku, Ren rozpoznał prace Van Gogha, Da Vinci'ego, Van Delfta, Botticelliego i wielu innych.
- Imponujący zbiór...wielu ludzi zabiłoby za jeden z nich.- Ren przyjrzał się uważnie jednemu, przedstawiającemu portret Asmodeusza.- A ten, kto namalował?
- Albrecht Dürer...jak tylko do nas wpadł.- Asmodeusz uśmiechnął się.- Został na dłużej...podobnie jak Leonardo...chociaż on zabawił jeszcze dłużej.- szturchnął lekko Rena.
- Żartujesz...?
- Nie.- zachichotał.
- Nie wierze...
-, Więc chodź...- złapał go za rękę i pociągnął głębiej do salonu.
Ren rozglądał się próbując spamiętać wszystkie te dzieła.
- Zobacz...myślisz, że gdybym kłamał, miałbym coś takiego..?- zatrzymał się przed dwoma oknami, między nimi, wisiał obraz.- Za młodu był cholernie przystojny, no i miał świetny gust...ciężko było się oprzeć.
Ren westchnął na sam widok. Obraz, tak jak ten poprzedni, przedstawiał Asmodeusza. Jednak znacznie różnił się od portretu. Asmodeusz był na nim cały. Stał przy kolumnie łożka, tego samego, które tak dobrze poznał Ren, półnagi, zawinięty niedbale w ciemnoczerwony, długi szlafrok.
- No tak...chyba jednak ci uwierzę...widać różnicę relacji. Tamten obraz był namalowany przez wyznawcę...a ten...khm.
Asmodeusz zaśmiał się i poklepał Rena po ramieniu.
- Gdyby nie to...że zostanę zesłany...- westchnął cicho.- Poprosiłbym cię, by któryś z nich namalował dla mnie Reji...
- Na pewno zrobią to z chęcią...
- Tylko, po co...?
- Kiedy tutaj wrócisz, zabierzesz obraz, umieścisz go w miejscu w którym zamieszkasz...
- Dobrze wiesz, że nie wrócę.
Obaj umilkli. Żaden nie wiedział, co powiedzieć. Zapadła długa, krępująca cisza.

***
Manat półleżąc na fotelu, uśmiechała się do wpatrzonych w nią bogów.
- Powiedzcie mi...jak mogliście skazać osobę, której kosztem zapewnialiście sobie rozrywkę?- powiedziała w końcu.- Nawet go nie przeszkoliliście...i wymagaliście od niego, b nie popełnił żadnego błędu?
Bogowie spuścili spojrzenia. Tylko Marduk siedział, wpatrzony w ścianę, ze smutnym wyrazem twarzy. Bał się o syna.
Manat od razu to dostrzegła, położyła dłoń na ramieniu starca.
- Nie martw się o Asmodeusza...On tutaj nie zawinił, tak samo jak ty i kilku innych.- spojrzała srogo na kilku najstarszych członków Rady.- Dawno tego nie robiłam, ale widać bez mojej interwencji, wszystko się tutaj wali!- podniosła tak gwałtownie głos, że mężczyźni skulili się w sobie, wystraszeni.- Dlatego też, wydam teraz kilka poleceń. Po pierwsze, zastępcą Marduka, a póki, co,jego prawą ręką, będzie Asmodeusz. Jest to jedyna osoba, jaką darzę teraz zaufaniem.
Wstała i zbliżyła się do misy. Uniosła dłoń, i po chwili, w środku, pojawił się roześmiany Reji.
- A to, jest mój drugi rozkaz...przeszkolicie Rena i oddacie go Reji. Jeśli ich uczucie odżyje...Ren wróci do świata żywych.
Przyjrzała się uważnie Reji i uśmiechnęła lekko.
- Los, dla tego dziecka, nie jest przychylny...Ale poradzi sobie, jeśli będzie miał kogoś przy sobie. Dostarczają mi, odkąd się poznali, sporo rozrywki...A Reji, to naprawdę niesamowita osoba. Poświęcił swoje szczęście, by oszczędzić Renowi bólu. Chcę wiedzieć, jak to się zakończy. Marduk, dopilnujesz wszystkiego.
- Oczywiście Pani...- starzec kiwnął głową.
- Jeżeli ponownie zrobicie coś takiego...nie minie was kara. Zapamietajcie sobie, wszyscy.
Bogowie pokiwali głowami.
- A teraz, idę zająć się innymi sprawami...- ziewnęła przeciągając się.- Chociaż właściwie...ty,- wskazała na najmłodszego z pozostałych członków Rady. Miał jasne, krótkie włosy i piwne oczy. Spojrzał na Manat ze strachem.- idziesz po Asmodeusza i Rena. No, pospiesz się.- zamachała dłońmi.
Mężczyzna zerwał się z miejsca i wybiegł z sali.
Manat spojrzała na resztę z uśmiechem.
- No, i ciężko było zrobić to wszystko od razu?
Usiadła ponownie na fotelu, przewieszając nogi przez oparcie.

***
Reji przysypiał. Nauczyciel omawiał właśnie problem głodu na ziemi. Te wszystkie wykresy, obliczenia...to było ponad siły Reji.
Do szkoły poszedł tydzień po powrocie ze szpitala, nie mógł już po prostu wysiedzieć w domu. Mimo odrobiny strachu, wybrał szkołę, do której chodził razem z Renem. Szybko znalazł nowych przyjaciół, i był szczęśliwy. Od pewnego czasu, zauważył, że nauczyciel od geogrefii, na której właśnie siedział, traktował go inaczej niż resztę, uśmiechał się do niego i ogólnie, dziwnie zachowywał.
Reji otworzył leniwie oczy i spojrzał na profesora. Był młody, mógł mieć najwyżej dwadzieścia pięć lat. Miał krótkie, czarne włosy, które zawsze pozostawały w nieładzie. Był przystojny, dobrze zbudowany. Reji widywał go na siłowni, często razem chodzili na basen. A jego oczy, piwne, prawie złote, były zawsze wesołe i ciepłe. Na imię miał Yuichi, i widać było, że ma w sobie trochę japońskiej krwi.
Spojrzał na Reji, uśmiechnął się ciepło, ciągle mówiąc o umierających w Afryce. Ten z trudem, powstrzymał chichot. Spojrzał w złote oczy nauczyciela i nie mógł już oderwać spojrzenia. Westchnął cicho, zawiedziony, gdy Yuichi odwrócił się do tablicy i zaczął pisać jakieś daty. Ponownie położył się na ławce, tym razem z ołówkiem w dłoni. Zerkał na Yuichiego i szkicował go w zeszycie. Dokładnie, nie przegapił żadnego szczegółu.
Spojrzał na swoje dzieło, uśmiechnął się zadowolony, i wtedy usłyszał ciche chrząknięcie nad sobą. Podniósł wzrok, i napotkał złote oczy profesora. Tamten pochylił się i zabrał Reji zeszyt. Przyjrzał się portretowi i uśmiechnął się.
Reji zarumienił się mocno i schował głowę w ramionach. Usłyszał oddalające się kroki nauczyciela. Reji spojrzał na ławkę, zeszytu nie było. Jęknął cicho i ponownie ukrył twarz. Został tak już do końca lekcji.
Gdy zadzwonił dzwonek, zerwał się z miejsca z ulgą. Spakował resztę rzeczy i, już miał wychodzić, gdy usłyszał za sobą głos Yuichiego.
- Reji...mógłbyś poczekać?
Zatrzymał się. Stał chwilę bijąc się z myślami, przed sobą miał upragnione drzwi, za sobą przystojnego nauczyciela, na którego widok, cały się rumienił. Odetchnął głęboko i odwrócił się do profesora.
- Tak...panie profesorze...?
- Oh, daj spokój.- Yuichi machnął dłonią- Mów mi Yuichi, i podejdź proszę.
Reji podszedł powoli, ściskając przed sobą teczkę.
- Oddaję zeszyt.- podał go Reji.- Ładnie wyszedłem na tym portrecie, jestem aż tak przystojny?
Reji zabrał zeszyt i zarumienił się.
- Mam na to pytanie odpowiedzieć...?- spytał niepewnie.
- No...może nie teraz. Powiedz mi, czemu śpisz na moich lekcjach? Tylko szczerze...martwię się, bo potem zbierasz słabe stopnie, nie chcę cię oblać.
- Nudzi mi się!- Reji wypalił i od razu zakrył usta dłonią
Yuichi zaśmiał się wstając.
- Dzięki za szczerość, a teraz...może przyszedłbyś dzisiaj na korepetycje? I przy okazji powiedział, co zmienić w wykładach,hm?
- "Jezu, czy to ma być randka?!"- Reji patrzył na Yuichiego kompletnie nie wiedząc, co począć.- No...dobrze.- wybąkał w końcu.
- Zatem jutro, bo jest sobota, w porze obiadowej? Powiedzmy na...- spojrzał na zegarek.- czwartą?
Reji pokiwał szybko głową i uciekł z cichym "do widzenia!". Odetchnął z wielką ulgą, gdy wybiegł ze szkoły. Piekły go policzki. I wtedy stało się coś, co tylko wywołało mocniejsze rumieńce. Wpadł na Yuichiego w bramie.
- Śpieszysz się?- Yuichi w ostatniej chwili złapał Reji, chroniąc go przed upadkiem.
- T-troszkę...
- Podrzucę cię, chodź...- położył dłonie na ramionach Reji i poprowadził go do samochodu.- Do domu?
- Mhm...- pokiwał główką, ściskając kurczowo teczkę.
Yuichi otworzył mu drzwi samochodu, gdy Reji znalazł się w środku, zamknął je i sam usiadł obok.
- Gdzie mieszkasz?- spojrzał na ucznia. Często go widywał, ale nigdy z tak bliska. Był prześliczny, jak laleczka z porcelany. I jeszcze te rumieńce. Yuichi miał ochotę po prostu się pochylić, dosięgnąć różowych ust, ale wiedział, że to nie jest odpowiedni moment. Poczeka, spróbuje w sobotę. Był prawie pewien, że Reji się w nim podkochuje.
- George Street...- pisnął cicho Reji, wyrywając Yuichiego z zamyślenia.
- To niedaleko.- uśmiechnął się i wyjechał z parkingu.
- No, niedaleko.- Reji pokiwał główką.
Jechali w milczeniu. Yuichi nie wiedział, co powiedzieć, a Reji był zbyt przerażony by mówić.
Gdy samochód zatrzymał się przed domem Reji, ten nie wiedział, co począć, spojrzał na Yuichiego niepewnie. Ten, uśmiechnął się łagodnie.
- Do soboty.- i wtedy pochylił się, nie mógł wytrzymać. To spojrzenie, wielkich, błękitnych oczu, go uwiodło, zatonął w nich, dał się schwytać.
Reji wcisnął się w siedzenie przerażony, serce waliło mu jak oszalałe. Yuichi był blisko, za blisko...a może jednak nie.
Ich usta się spotkały, zachłannie, bez pamięci. Reji jęknął cicho, sam nie wiedział, czego chciał. Nie czuł miłości, nie, jej tutaj nie było. Była czysta żądzą, to go zabolało, ale nie mógł, po prostu nie mógł się opamiętać. Obiął Yuichiego za szyję i przyciągnął do siebie. Poczuł jego ramiona oplatające go w pasie. Zatracił się w uczuciu, którego dawno w jego życiu nie było. Dwie samotne łzy spłynęły po policzkach. W tej chwili, chciał wszystko to, co było, zostawić za sobą...ale nie mógł. Nie był w stanie. Wiedział, że ból będzie nie do zniesienia, gdy stanie się to, co stać się musi...wiedział to, ale ignorował.
W końcu Yuichi odsunął się, wcale tego nie chciał, ale musiał.
- Leć już...- szepnął Reji do ucha i pocałował go w szyję.- Do soboty...
Reji otworzył drzwi i pobiegł do domu, nie oglądając się za siebie. Wpadł od razu do siebie, do pokoju i rzucił na łóżko.
- Rany, rany, rany...!- zakrył głowę poduszką.- Wkopałem się, strasznie się wkopałem.
Gdy pomyślał o tym, co będą robić jutro, poczuł jak jego policzki zamieniają się w żywy ogień. Zerwał się z łóżka, czując jeszcze jedną, niechcianą reakcję swojego ciała. Rzucił się do łazienki, w biegu zrzucił ubrania i wpadł pod prysznic. Odkręcił zimną wodę, ale nadal było mu gorąco. Zamknął oczy, poczuł na swoim ciele dłonie, westchnął cicho. Jego oddech przyspieszył, nie kontrolował już dłużej swojego ciała. Rozchylił usta, zimna woda wdarła się do gardła. Dłonie sunęły niżej i niżej. Reji pamiętał ten dotyk, znał go tak dobrze. Ciepłe palce badały jego brzuch i plecy. Zsunęły się na pośladki i schwyciły delikatnie jego podniecenie.
- Ren...- Reji westchnął głośniej.
Przygryzł wargę, pociekła stróżka krwi. Podniecenie rosło w nim, aż do bólu. Czuł je, płynące po nim jak lawa. Wszechobecny szum, gorąco bijące od środka. Czuł, że nie może, to było za dużo. Krzyknął cicho, zakrywając twarz dłońmi.
W końcu nogi się pod nim ugięły, nie miał go kto przytrzymać...był sam, ciągle sam. Osunął się na zimne kafelki.
Nie mógł dłużej czekać. On odszedł. Reji stracił go już bardzo dawno temu. Musi zapomnieć, i pomoże mu w tym Yuichi. Jutro skończy się jego samotność, nawet, jeśli miałoby to oznaczać tylko wspólne noce, suche, bez miłości. Czuł, że musi, bo inaczej oszaleje.
-...żegnaj...- rozpłakał się. Słone łzy zmieszały się z wodą. Popłynęły z nią daleko, tak samo jak wspomnienia, odpłynęły w zapomnienie.
Był siny, trząsł się z zimna, gdy wyszedł i zawinął się w kołdrę. Jego dłoń odnalazła pod poduszką kartkę, palce zacisnęły się na niej kurczowo. Zasnął. Niespokojnie, nie mógł odpędzić snów, prześladowały go. Bał się, szukał pomocy, ale był sam, juz ostatni raz...ostatni.

***
Ktoś załomotał do drzwi. Asmodeusz i Ren oderwali spojrzenia od obrazu.
- Otworzę...poczekaj.- bóg wyszedł z salonu. Po chwili do Rena dotarł drugi głos.
Asmodeusz pojawił się w drzwiach i przywołał go do siebie. Ren poszedł do niego posłusznie.
- Już czas...?
- Nie wiem, o co chodzi...Idziemy, bogini czeka.- wypchnął Rena za drzwi i poszedł za nim.
Ren pogrążył się w czarnych myślach. Czyżby kara nie była dość sroga? Oby nie...
Drzwi były otwarte. Wszyscy na nich czekali. Ren zawahał się, nie był pewny czy chce tam wchodzić. Ale Asmodeusz nie dał mu wyboru, pociągnął go za sobą dość agresywnie.
Manat krążyła zwiewnie wokół misy. Ren spojrzał na lustrzaną taflę. Zobaczył tam śpiącego Reji. Serce zabiło mu mocniej.
Bogini zatrzymała się i klasnęła w dłonie by wszyscy zwrócili swoją uwagę na nią.
- Ren, mój drogi...- uśmiechnęła się.- Czy chcesz nadal pełnić funkcję Stróża?
- Tak, bardzo...- Ren odpowiedział bez wahania.
-, Zatem dostaniesz dwa dni, ziemskie, by przyswoić wszystkie informacje dotyczące tej posługi...Później wrócisz do podopiecznego. Wszystko jasne?
Rena zatkało, patrzył na Manat niedowierzająco.
- Hej...- zaśmiała się.- Bogini nie kłamie...
Ocknął się i pokiwał gorliwie głową.
- Dziekuję, bardzo dziękuję.
- Chcesz go zobaczyć prawda?- uśmiechnęła się łagodnie.
- Tak...chcę.- westchnął zwieszając głowę.
- Życzę więc powodzenia...i pamiętaj, taka miłość nie trafia się często, a jeśli się trafi..to nie przemija.- uniosła bosą stopę i weszła do misy.- Żegnaj...- pomachała mu i rozmyła się w czarnym dymie.
W ułamku sekundy, nie było już po niej śladu.
Marduk wstał i podszedł do Asmodeusza. Zaczęli cichą rozmowę. Na końcu młodszy uściskał ojca, pokiwał głową i wyszedł, zostawiając zszokowanego Rena.
- Manat dała ci szansę, nie możesz jej zmarnować...- Marduk położył Renowi dłoń na ramieniu.- Chodźmy, dwa dni to nie jest dużo...
-, Czego mam się właściwie uczyć?
- Musisz wiedzieć, co potrafisz by nie stracić kontroli nad sytuacją.
Marduk wyprowadził Rena z sali na korytarz. Poszli w drugą stronę. Po chwili stanęli nad schodami.
- Gdzie idziemy?
- Do biblioteki...Asmodeusz już tam jest, obaj będziemy cię uczyć. Ty pierwszy...- wskazał Renowi schody.
Ren spojrzał na niego niepewnie, ale zszedł. Wolno i ostrożnie stawiał kolejne kroki, nie widział prawie stopni, wszystko było białe.
W końcu, na dole dostrzegł rzędy regałów. Między nimi krzątał się Asmodeusz z pokaźną ilością ksiąg w rękach.
Ren stanął na dole i rozejrzał się. Przy ścianie po lewo, ciągnęła się długachna ława. Po prawo zaś, były tylko regały, niekończąca się ilość regałów.
- Niesamowite...- szepnął.
Asmodeusz podniósł głowę i uśmiechnął się.
- Racja, robi wrażenie...Mógłbyś wziąść ode mnie te księgi i położyć na ławie?
Ren podszedł do boga i wziął księgi. Ugiął się pod ich ciężarem, sapnął i nie czekając ruszył do stołu. Z ulgą postawił je na blacie i sam usiadł na krześle.
Asmodeusz zachichotał.
- Ciężkie? No tak...Ludzie nie mają zbyt wiele siły.- wyjął jeszcze kilka ksiąg i dołączył do Rena.
Po chwili pojawił się także Marduk. Bogowie zabrali się za wertowanie ksiąg. Ren zerknął Asmodeuszowi przez ramię i skrzywił się. Znów ten dziwaczny język.
-, Od czego by tu zacząć...- mruknął stary bóg.- Już sporo wiesz, więc niektóre sprawy pominiemy.
- Tak...Zatem, wiesz już, że możesz przesuwać przedmioty i dotykać ludzi, jeśli tego mocno pragniesz. Wiesz też, że stajesz się widzialny, gdy wzbierają w tobie gwałtowne uczucia. Gdy zaś osoba, którą ochraniasz, jest zagrożona, poruszasz się z niesamowitą szybkością i możesz stanąć w jej obronie.- wyrecytował Asmodeusz.
- No...tak, to wiem.- przytaknął mu Ren.
-, Ale na pewno nie wiesz, że wyczuwają cię zwierzęta. Zwykle to ignorują, więc to nie jest istotne. Możesz latać. Na przykład, jeśli twój podopieczny porusza się samochodem, samolotem czy czymś takim, możesz lecieć za nim. Ogień i woda, są ci posłuszne. Możesz je kontrolować, ale musisz do tego dotrzeć sam, nie da się tego nauczyć na podstawie prób. To się po prostu obudzi. Aha, uważaj na to jak dotykasz obcych, możesz zabić, jeśli gwałtownie przenikniesz dłonią przez serce. A tego lepiej unikać. Możesz zatrzymać czas, jeśli na przykład zgubiłeś podopiecznego, czy też dzieje się coś, czego nie możesz powstrzymać. Wtedy zabierasz podopiecznego i się ulatniacie. Możesz przenosić się w różne miejsca, wystarczy, że się skupisz i pomyślisz o danym miejscu....

Ren słuchał i słuchał. Sam nie wiedział ile to trwało. Gdy Marduk tracił głos, wymieniać zaczynał Asmodeusz, i tak dalej. Z początku były to bardzo ważne rzeczy, potem mniej istotne.
W końcu musieli odpocząć, dali sobie parę godziń na sen, by nie stracić sił. Ren zasnął niespokojnie. Ciągle śnił o Reji wpadającym pod samochód. Czuł, że coś się dzieje z jego podopiecznym. Nie wiedział, czemu, ale czuł straszny, rozdzierający ból w sercu.
***
Reji obudził się po południu. Był zmęczony, niewyspany i w kiepskim nastroju. Wstał z łóżka i jak w transie ruszył do łazienki. Wziął letni prysznic, który go rozbudził. Umył dokładnie zęby, ubrał się i zszedł na dół. Mama i ojciec siedzieli w salonie pijąc kawę i oglądając wiadomości. Reji miał pecha, mówili właśnie o Renie. Nadal nie odnaleziono jego ciała, ani żadnego dowodu na to, że nie żyje. Poszukiwania trwały. Nagle spikerka zniknęła a na jej miejscu pokazało się studio nagraniowe, na schodach, przed bramą i na trawniku, leżały kwiaty, paliły się znicza, a przez chodnik, ciągnęła się biała płachta z napisem "ciągle wierzymy, ciągle czekamy. Fani z całego świata.". Reji westchnął i wycofał się do kuchni. On już nie wierzył...już nie czekał.
Zrobił sobie herbatę i kanapki. Usiadł przy stole i jedząc powoli, patrzył w okno. Zastanawiał się, w co powinien się ubrać. W końcu zdecydował się na dopasowane, czarne, skórzane spodnie i białą bluzeczkę bez rękawów. Nie wiedział czy to przypadek, ale wybrał rzeczy, które Ren uwielbiał. Gdy tylko Reji je zakładał, ten nie odstępował go na krok, aż do łóżka. Uśmiechnął się lekko i dopił herbatę. Wstał od stołu i wszedł do salonu.
- Mamo, nie będzie mnie dzisiaj na obiedzie...i chyba nie wrócę na noc.
- Oh...dobrze.- matka spojrzała na syna niepewnie.- Idziesz do kogoś,tak?
- Mhm...- i wyszedł ucinając rozmowę. Nie chciał drążyć tematu.
Wrócił do siebie, do pokoju. Wyjął rzeczy z szafy i poszedł do łazienki przygotować się. Nie musiał robić wiele, odrobina tuszu, lśniący delikatnie cień do powiek. Troszkę pudru i nawilżająca szminka, tyle wystarczyło. Rozczesał włosy i spiął je spinką. Dwa krótsze kosmki opadły na policzki. Reji uśmiechnął się do lustra. Dzisiaj odżyje, narodzi się na nowo...dla kogoś, dla Yuichiego. Wrócił do pokoju i założył przyszykowane ubranie. Zastanawiał się, czy brać książki. W końcu spakował je do teczki, w końcu to miały być korepetycje.
Usłyszał ciche pomiaukiwanie dobiegające od strony okna. Odwrócił się, na parapecie siedziała jego kotka.
- Witaj Anabell...- podszedł do niej i pogłaskał ją pieszczotliwie. Patrzyła na niego takim smutnym wzrokiem.- Też sądzisz, że robię błąd? Ah...ale ja już nie mogę dłużej. Musicie mi to wszyscy wybaczyć.- pocałował ją w łebek i odszedł.
Anabell zeskoczyła i podreptała za nim, ciągle miaucząc żałośnie. Reji ignorował ją, ale jego serce ścisnęło się boleśnie. Złapał teczkę i zbiegł na dół. Spojrzał na zegarek, miał jeszcze godzinę.
- Wychodzę!-krzyknął zakładając buty.
- Dobrze, uważaj na siebie...- odpowiedział mu zatroskany głos matki.
Reji westchnął zirytowany, wszystko było przeciwko niemu.
Wyszedł szybko z domu i, już spokojniej, ruszył w stronę domu Yuichiego. Mieszkał dość daleko od Reji, więc ten wyszedł akurat, by dojść sobie spacerkiem.
Przeszedł przez park, rozglądając się w zamyśleniu. Ciągle nie był do końca pewny, tego, co zamierzał zrobić. Ale postanowił, że ułoży sobie życie od nowa.
Zatrzymał się przed niewielkim domem. Miał jedno piętro, ciemnoczerwony dach i ceglane ściany. Był ładny, z zadbanym ogrodem. W oknie, na dole, mignęła mu postać Yuichiego. Reji odetchnął i wszedł po schodkach. Zadzwonił do drzwi i czekał. Rozejrzał się po niewielkim tarasie. Z boku stał stolik i dwa krzesła. Usłyszał kroki, po chwili rozległ się szczęk zamka i Yuichi otworzył drzwi.
- Witaj Reji.- uśmiechnął się wesoło.- Wejdź proszę...- odsunął się robiąc mu miejsce.
- Nie przyszedłem za wcześnie...?- Reji zdjął buty.
- Nie, akurat na czas. Ja tylko za późno zabrałem się za obiad...wybacz, ale musimy poczekać.
- Nic nie szkodzi, właściwie, to ja niedawno jadłem...zaspałem.- Reji uśmiechnął się słodko.
- Cieszę się w takim razie. Zapraszam do salonu, może wina?- Yuichi poprowadził Reji korytarzem.
- Hm...chętnie.
Weszli do przestronnego pokoju, z oknami po obu stronach, jednymi na ulicę, drugimi na piękny ogród. Po środku stały dwa fotele i duża kanapa. Ściany były bordowe w różne, dziwne, pomarańczowe zygzaki. Wszędzie porozstawiane były drewnanie maski, rzeźby, wiele najzwyklejszych kamieni zapisanych skomplikowanymi znakami. W kątach stały biblioteczki z masą książek. Wyglądały na stare i kosztowne.
- Oh...niesamowite...- Reji ruszył przed siebie i zabrał się za dokładne oglądanie wszystkich rzeczy.
- Lubię przywozić pamiątki z miejsc, które odwiedzam.- Yuichi stanął za Reji i podał mu kieliszek wina.
- Dziekuję.- Reji spróbował trunku i uśmiechnął się odwracając do Yuichiego.- W wielu miejscach byłeś.
- Tak...kawałek świata widziałem. Ale teraz, muszę trochę odpocząć.
Reji dojrzał starą mapę rozwieszoną na ścianie między oknami i jeszcze kilka zwierzęcych głów. Wzdrygnął się na ten widok. Nie lubił takich rzeczy. Na niewielkiej półce stały, ustawione w rządku, małe, pobabczone głowy.
- Yh....co to jest...?- spytał wskazując na nie.
- To są...ludzkie głowy.- Yuichi uśmiechnął się lekko.- Byłem, dawno temu, w lasach Amazonii...i natknąłem się na plemię, które suszy głowy pokonanych wrogów.
- A co robią z resztą ciała...?- Reji pisnął niepewnie.
- Zjadają je.
Reji zakrztusił się winem, a Yuichi zaśmiał się cicho.
- Nie będę...już...o nic pytać.- wysapał w końcu przerażony Reji.
- Usiądźmy. Na ławie są ciasteczka, przyniosła je rano moja siostra, wyśmienite.
Reji z ulgą zapadł się w mięciutkiej kanapie i spróbował ciasteczek. Yuichi siedział obok, obaj milczeli.
- Miałem ci powiedzieć, co mógłbyś zmienić w wykładach.- Reji przypomniał sobie.
- No tak, słucham więc.- Yuichi spojrzał na swojego ucznia z uśmiechem.
- Mógłbyś pomijać część tych wykresów i liczb...jesteśmy klasą humanistyczną, jak ktoś zagłębia się w liczenie, my śpimy.- Reji przechylił lekko głowę i wpatrzył się w Yuichiego.- No, i nie nawiązujesz kontaktu wzrokowego, wszyscy na to czekają.
- Racja, dzięki za przypomnienie...Muszę się nauczyć paru rzeczy o byciu nauczycielem. To mój pierwszy raz.
- Nauczysz się, jesteś naprawdę świetny. I jeśli nie tłumaczysz, o ile procent wzrosło, w ostatnich latach zużycie węgla, to jest ciekawie, naprawdę.- Reji przysunął się odrobinę.
- Dzięki...To dużo dla mnie znaczy.- Yuichi wpatrzył się w oczy młodszego.
- A...co do kontaktów...- Reji zamruczał przysuwając się jeszcze bliżej.- Nie zaszkodziłyby też te cielesne...
Mówiąc to, wsunął się na kolana Yuichiego. Niepewnie położył dłonie na jego piersi i przysunął się. Ich spojrzenia się spotkały. Chwilę panowała kompletna cisza, żaden z nich się nie poruszył.
- Tak...dopracuję te szczegóły...obiecuję...- Yuichi obiął Reji w pasie i przysunął bliżej do siebie.
Ich usta spotkały się ponownie. Ponownie całowali się zachłannie, spragnieni siebie nawzajem.
- Obiad poczeka...?- Yuichi spytał niepewnie.
Reji uśmiechnął się potwierdzająco i otarł się o Yuichiego, wywołując głośny jęk. Wsunął drobne dłonie pod jego koszulę, całował jego szyję i przysunął się maksymalnie do drugiego ciała. Poczuł gorąco bijące od Yuichiego, jego przyspieszony oddech na szyi, i z każdą sekundą rosnące podniecenie. Zsunął dłonie na jego spodnie, odnalazł guziczki i zabrał się za ich rozpinanie.
- Nie, poczekaj....nie tutaj.- Yuichi przycisnął Reji mocno do siebie i wstał.- Do sypialni...
Reji zamruczał, oplatając go udami w pasie. Rozpiął jego koszulę i zaczął całować go po szyi, obojczykach.
Yuichi na oślep szedł korytarzem, potem schodami. Chciał jak najszybciej znaleźć się w łóżku. Gdy w końcu dotarł do drzwi sypialni, nie miał już koszuli, a Reji bluzeczki. Położył młodszego na łóżku, i nie tracąc czasu, ściągnął z niego spodnie.
Reji zachichotał, przyciągając Yuichiego do siebie. Poczuł jego rozpalone usta na szyi, a dłonie na udach. Westchnął, miał nadzieję, że to wszystko potoczy się inaczej. Yuichi nie był wcale delikatny, chciał wszystkiego szybko, bez zbędnych czułości.
Reji poddańczo oplótł udami talię Yuichiego, a ramionami jego szyję. Było mu wszystko jedno jak to wszystko się stanie, byleby tylko się stało.
Yuichi naparł na Reji wciskając go w poduszkę. Ten pisnął cicho, od tak dawna z nikim nie był, jego ciało się odzwyczaiło. Łapczywie łapał powietrze i powstrzymywał łzy. Poczuł na sobie delikatną dłoń Yuichiego. Podniecenie momentalnie zabiło ból. Reji wyprężył się pozwalając partnerowi na więcej.
Ich palce splotły się ze sobą, usta ponownie złączyły w namiętnym pocałunku. Reji poczuł wzbierające w nim gorąco. Od tak dawna nie było mu tak wspaniale. Otworzył oczy i napotkał spojrzenie Yuichiego. Jego wzrok był zamglony, podniecenie ogarnęło ich obu jednocześnie. Reji wbił paznokcie w plecy kochanka, wywołując ciche syknięcie.
Yuichi naprał na Reji po raz ostatni i obaj opadli z sił.
Reji przytulił się mocno do Yuichiego. Potrzebował ciepła i czułości.
Yuichi zamruczał mu do ucha i objął. Zasnęli przy sobie, Reji wreszcie czuł się bezpieczniej.
Jednak, gdy rano obudził się, pojawiły się wątpliwości. Usiadł i przetarł twarz dłońmi. Spojrzał na Yuichiego, kóry nadal spał. Westchnął.
- Yuichi...obudź się.- szturchnął go lekko.
Ten zamamrotał niezadowolony, przeciągnął się i otworzył oczy.
- Muszę z tobą porozmawiać...no i będę się zbierał.
Yuichi usiadł i przetarł oczy.
- Już idziesz...?
- Jest prawie jedenasta, rodzice będą się martwić.- Reji wyszedł spod kołdry i założył spodnie.- Yuichi...nie chcę żebyś pomyślał, że to coś na stałe...Ja nie jestem gotowy na poważne związki.
- Rozumiem...- Yuichi spuścił wzrok.- Ale, będziesz wpadał...?
Reji uśmiechnął się lekko, podszedł do niego i pocałował czule.
- Będę...obiecuję. Do zobaczenia w szkole...- pogłaskał Yuichiego po policzku i wyszedł.
Poszedł na długi spacer by zebrać myśli. Ta noc była wspaniała, ale Reji nie tego szukał. Westchnął. Widocznie nie była mu pisana druga miłość. Jednak ta jedna noc, dodała mu sił, nie był już przynajmniej sam.
W domu, rodzice o nic nie pytali. Reji zjadł z nimi obiad i zniknął w pokoju. Usiadł przy biurku i zabrał się za szkicowanie. Sam nie wiedział czemu, zaczął rysować Rena. Pamiętał go tak dobrze, jakby widywali się codziennie. Gdy skończył, porównał rysunek z portretem Yuichiego. Obaj byli przystojni, jedyni w swoim rodzaju. Jednak, Ren był bardzej oddany, kochający i delikatny. Troszczył się o potrzeby drugiej osoby. Yuichi był inny, chłodniejszy i bardziej zajęty sobą. No i był zbyt dojrzały dla Reji.
Reji skrzywił się lekko.
-, Czemu nie chcesz zostawić mnie w spokoju Ren...- westchnął.- Ty przecież nie żyjesz, a ja ciągle wiję się w uścisku przywiązania do ciebie...I chyba nigdy się nie uwolnię.
Wstał od biurka i położył się na łóżku. Sięgnął po książkę, która leżała obok. Bez większego entuzjazmu zaczął czytać.
Po chwili usłyszał cichy szelest, łóżko zaczęło się delikatnie uginać. Podniósł wzrok i uśmiechnął się.
- Anabell...chodź do mnie.- przytulił kotkę, która spojrzała na niego tym swoim mądrym wzrokiem i zaczęła mruczeć.- Miałaś rację, pomyliłem się...nie powinienem był zostawać z nim na noc. Żałuję, ale z drugiej strony...cieszę się. Każdy w końcu potrzebuje miłości drugiej osoby.- pocałował kotkę w łebek.
Zwierzak ułożył się wygodnie obok niego i zamknął oczy. Reji poszedł w ślady Anabell. Nie wyspał się w nocy, musiał więc nadrobić.

***
Ren miał już szczerze dosyć nauki. Wertowanie ksiąg i upychanie wiedzy w jego głowę, skończyli dopiero przed chwilą. Pod koniec został tylko z Asmodeuszem, ponieważ Marduk nie miał już siły.
Teraz, pozostała dwójka, leżała na ławie ledwo przytomna.
- Powiedz, że to już koniec...- Ren uniósł głowę i spojrzał na Asmodeusza.
- Koniec...- bóg pokiwał głową.- Teraz odsyłamy cię do Reji...
- Super...prześpię się.
Wstali wolno i ruszyli na górę.
- Mam nadzieję, że w najbliższym czasie cię tutaj nie zobaczę.- Asmodeusz mruknął i przeciągnął się.- Jak tylko się pojawiasz, to mnie wykańczasz...
Obaj zaśmiali się.
Ren spojrzał na Asmodeusza i z zaskoczenia przyparł do ściany. Bóg spojrzał na niego zaskoczony.
- Co...- Ren wplątał palce w ciemne włosy Asmodeusza i pochylił się do niego.
Asmodeusz wpatrzył się w zielone oczy Rena i obiął go za szyję. Zbliżyli się do siebie i Ren delikatnie musnął usta boga. Asmodeusz nie protestował, przyjął pocałunek. Ten był jednak inny od poprzednich. Delikatny, dokładnie przemyślany, nie wzbudzał w ich ciałach podniecenia, tylko ciepło, przyjemne ciepło. Ren w końcu oderwał się od Asmodeusza. Oboje przytulili się do siebie mocno.
- Będę za tobą tęsknił...- Asmodeusz szepnął cicho.
- Ja za tobą również. Ale przecież spotkamy się kiedyś...prędzej czy później.
- No tak...racja.- Asmodeusz odsunął się z uśmiechem.- Masz ułożyć sobie życie, jeśli wrócisz tutaj samotny...to odeślę cię na dół.- zagroził całkiem serio.
- Okey, okey.- Ren uniósł dłonie w poddańczym geście.
- A teraz idziemy, nie możemy się spóźnić.- złapał Rena za rękę i pociągnął korytarzem.
- Znowu dziura?
- Ahaa...
- Tym razem naprawdę się porzygam.- Ren skrzywił się mocno.
- Nie bój się, przeżyjesz.- młody bóg poklepał przyjaciela po ramieniu.- Manat cię polubiła, los będzie ci sprzyjał.
- To wiele zmienia.- Ren zaśmiał się.
Weszli do pomieszczenia, które Ren doskonale pamiętał. Wielka, czarna, dziura była w tym samym miejscu i była tak samo przerażająca. Reszta członków Rady już czekała. Tym razem, Rena będzie żegnać cała masa bogów. Wszyscy stali w kręgu, większość uśmiechała się ciepło, jednak kilku z nich patrzyło na Rena wręcz wrogo.
Ren podszedł do otworu i zajrzał do niego. Wszechoobecna czerń, nie było widać nawet odrobinki światła.
- Dbaj o siebię i o Reji.- Marduk poklepał Rena po plecach.- A my, zrobimy wszystko by ci pomóc w razie potrzeby.
- Tak...Asmodeusz ostatnio bardzo mi pomógł.- Ren spojrzał na boga mrużąc oczy.- To bolało.- pożalił się.
- I miało boleć! Strasznie zrzędziłeś.- Asmodeusz wzruszył ramionami i uśmiechnął się.- A teraz, idź i wypełniaj swój obowiązek.- pomachał Renowi.
I w tym samym momencie Marduk popchnął go w dziurę.
- Sam bym to zrobił...- Ren mruknął nim pochłonęła go ciemność. Zamknął oczy i poddał się sile ciągnącej go w dół.
I wszystko potoczyło się tak samo jak poprzednio. Wylądował na podłodze, w tym samym miejscu. Reji spał na łóżku, co prawda ubrany, a na zewnątrz był dzień, ale nic poza tym nie uległo zmianie.
Ren wstał, otrzepał się i rozejrzał. Dojrzał dwie kartki leżące na biurku. Podszedł zaciekawiony. Zobaczył dwa rysunki. Jednen przedstawiający jego, drugi, jakiegoś nieznanego faceta. Ren skrzywił się i podniósł drugą kartkę. Bezwiednie zgniótł ją i rzucił niedbale.
- Miesiąc mnie nie ma a ty już się kochasz w jakimś dupku.- mruknął zawiedziony, ale i z lekkim uśmiechem.- Zobaczysz, jeszcze ci się odechce mnie zdradzać.
Położył się obok Reji na łóżku i ziewnął. Spojrzał na jego plecy i przysunął się bliżej. Poczuł ciepło bijące od kruchego ciałka. Po lekcjach, które odbył pod czujnym okiem Marduka i Asmodeusza, rozwinął swoje możliwości. Mógł, więc dotknąć Reji i każdą inną osobę, kiedy tylko miał na to ochotę. Obiął delikatnie drobne ciałko.
Reji poczuł delikatny, czuły dotyk. Odwrócił się i wtulił w ciepłe ciało leżące obok. Był zbyt senny, by zastanawiać się, kim jest osoba, do której się przytulił. Poczuł się dobrze, bezpiecznie i spokojnie zasnął.
Ren uśmiechnął się zadowolony i pocałował Reji w czoło.Tym razem postanowił nie kryć swojej obecności. Miał zamiar, na każdym kroku, pokazywać podopiecznemu, że jest przy nim, dzień i noc. Ale teraz był zmęczony, zamknął oczy i myśląc o tym, co będzie robił, co będzie widział, zasnął.
Miał nadzieję, że spokojnie spełni swoje obowiązki i rozwiąże zagadkę niepowodzenia związku z Reji. Nie wiedział jak wiele trudnych prób go czeka.













Komentarze
Aquarius dnia padziernika 10 2011 13:26:09
Komentarze archiwalne przeniesioneprzez admina

Moony (ktoskogonieznasz@op.pl)
14:19 15-02-2006
E, fajnesmiley). Troszkę za mało akcji w niektórych moemntach i Reji zbyt płączliwy ale ok. Ja jak zwykle najbadziej lubie postac poboczną, tzn Asmodeusza smiley)No i Rena też
asjana (asjana@gmail.com)
22:57 15-02-2006
hej fajne tylko czemu juz koniec jak moglas zatrzmac w takim momencie ale cos mi sie wydaje ze to skutek wyoadku ktory przezylas i mam nadziej ze tu podobnie sie slkaczy czyli nic nikomu sie nie stanie
An-Nah (Brak e-maila) 22:17 16-02-2006
Musze powiedzieć, ze trudno mi ocenić to opowiadanie. Najpierw skrzywiłam się na widok charakterystyk bohaterów poprzedzajacych właściwą treść. Potem pierwszy rozdział przykuł moją uwagę poprawnym stylem (poza parymi wpadkami w stylu "Jego brzuch i tors zamieniły się w krwawą melasę, ale nie miał teraz na to czasu"smiley i ciekawie zapowiadajacą się fabułą. Drugi rozdizał też był interesujący. Trzeci zabił mi klina - co za szalony panteon wymyśliłas, meiszanina bóstw asyryjsko-babilońskich, egipskich i upadłych aniołów... Potem czwary i piąty - interesująco zcharakterysowani bohaterowie i ich wzajemne stosunki ("Czemu ty żyjesz a ja nie, co? Czy to jest sprawiedliwe? To ty zasługujesz na śmierć,a nie ja."smiley. Czuję się skołowana. Generalne zastrzeżeń mam niewiele - podstawowe to wątpliwosci dotyczące miejsca akcji - japońskie imiona, angielskie nazwy miast i ulic, dziwaczny panteon... Zastrzeżenia mam tez do charakterystyk na początku historii (postaci powinien czytelnik poznawać w toku akcji) i nielicznych wopadek językowych w rodzaju nieszczęsnej "krwawej melasy". Dziwi mnie też, czemu Reji'ego, chodzącego przecież w ubraniu różowym i butach na koturnie, tak zaskoczył makijarz Rena... ale to już drobiazg. Opowiadanie jest napisane przyjemnym, ładnym stylem, postaci jakoś wybijają się z ogólnojaojowego tłumu - moze to zasługa stylu, nie wiem. Czyta się przyjemnie i ogólnie mi się podoba.
em2ka (em2ka@interia.pl)
22:57 19-02-2006
O matko! Prawie dostałam zawału! Co dalej?! Co dalej?! >_< Napisz następną część jak najszybciej, błagam!!! Opowiadanko bardzo mi się podoba ^^ Tylko tak dalej!
Schensi (Brak e-maila) 16:11 24-02-2006
mooore, aj nid mooorrrrrr
Deed (Brak e-maila) 22:04 25-02-2006
Przerywanie w takich momentach powinno być karalne =.= I to bardzo surowo!
sintesis (Brak e-maila) 21:09 23-03-2006
ja chce wiecej wiecej wiecej ladnie prosze ... najladniej na swiecie smiley
lukger (Brak e-maila) 18:50 24-03-2006
w pełni popieram Deed proszę szybko o następne części...PROOOSZĘ!!!!!
Deed (Brak e-maila) 16:06 01-04-2006
Nyuuuuuuuuuuuuu.......... T_T Tego za mało było, nyuuuuuuu............ Jeeeeeeeszcze, błaaaaagam ;_;
lollop (lollop@op.pl)
16:09 01-04-2006
No było za mało... ale skończyło się naprawdę ładnie smiley
sintesis (Brak e-maila) 21:27 06-04-2006
eee i to juz koniec?
Azira (Brak e-maila) 21:06 07-04-2006
To nie koniec,jeszcze nie koniecsmileyAle kiedyś nastąpi zapewne. Dziękuję za Wasze opinie!
Postaram się dostarczyć kolejną część niebawem.
Raisa (wega21@op.pl)
15:12 20-04-2006
Uwielbiam cie!!! To było piikne!!!!!
Shadow (nightangell16@wp.pl)
21:15 27-04-2006
Cudo jakich malo bardzo mi sie podoba, kiedy nastepna notka?
=)
Shadow (nightangell16@wp.pl)
21:16 27-04-2006
Cudo jakich malo bardzo mi sie podoba, kiedy nastepna notka?
=)
Katarina (Brak e-maila) 21:53 27-04-2006
Uuups... wybacz Aziro.. Byłam pewna, że twoje opowiadanie jest skończone... Jak dorwę Fu, to jej przekaże, chyba, że zrobisz to wcześniej..
Wybacz... ^^'
Katarina2 (Brak e-maila) 22:26 27-04-2006
O... i już Fu poprawiła ^^
Azira (Brak e-maila) 15:53 28-04-2006
no no!bez takich mi tu...szczęście,że mnie tu nie byłosmiley moje opko będzie jeszcze troche żyłosmiley ale nie ma sprawy,nie obrażam się!smiley
sintesis (Brak e-maila) 22:19 30-04-2006
ulalal jak fajnie kolejna czesc... wciaz na nowo rozbudzasz moja zadze czytania wiecej i wiecej ... ale to dobrze mam po co zyc smiley
Azira (Brak e-maila) 04:20 14-05-2006
skonczył się mój zapas dziateczki...teraz musicie uzbroić się w cierpliwość.
I oczywiście wspierajcie mnie opiniami!!
Einthel (Brak e-maila) 14:47 14-05-2006
< jeeeszczeeee ... jeeszczeee siebie< przed rączki i ślina cieknie słupki, w oczy zombie,>
spragnionaa <3 (Brak e-maila) 11:59 19-07-2006
Aziro, błagamy, pospiesz sięę z nastepna częściąąą
to jest przecudnee <3
jak nja mam bez Twojergo opowiadania normalnie funkcjonować? smiley
Azira (Brak e-maila) 03:40 23-07-2006
Pracuje nad kolejną częścią dla was!!Ale póki co jak widzę, aktualki się opóźniają..może i lepiej,bo a nóż zdążę skonczyć!
Alexik (Brak e-maila) 13:28 05-08-2006
ja chce dalej ja chce dalej tylko szybko smiley
Ms. Katz (deadly-kitty@o2.pl)
22:00 01-09-2006
Nie każ nam tak długo czekać! Ja tu zawału dostane. Ale bede czekać cierpliwie. [Tylko pliz pospiesz się]
Black Raven (ellune@wp.pl)
22:32 13-11-2006
Piękne ale mam wrażenie że to juz koniec a ja chce jeszcze ^^ no cóż wciągnełem sie ^.^ Jeszcze, jeszcze, chcemy jeszcze =)
Schensi (Brak e-maila) 23:28 14-11-2006
Cuuudo, uwielbiam to opo i wkuncy wiem jak sie konczy xDDDDDDD
Mosa (Brak e-maila) 09:40 08-08-2007
1. Czy to już koniec?
2. Jeśli nie, ile to będzie miało cześci?
3. Mam nadzieje, że planujesz więcej takich opowiadanek.
Proszę oodpowiedź. Z góry dziękuje i pozdrawiam.
Nefren (nephren@o2.pl)
01:46 10-12-2007
Ufff. W końcu przebrnęłam przez te 9 części. Czy to już koniec? Bo z opisu wynika, że opko jest "w trakcie", ale z z traści to już chyba jest zakończone.
Trudno mi jest ocenić. Historia milutka, trochę naiwna, ale to wcale nie przeszkadza. Styl niestety kuleje. Opisy, szczególnie te na początku, jakby zbyt przeładowane ruchem, a za mało obrazami (mam nadzieję, że wszyscy rozumieją, o co mi chodzi). Nie pozwala to się wczuć w klimat i czytelnik się gubi. Wiele rzeczy jest niedopracowanych. Widać, że tworzone na chybcika. Z doświadczenia wiem, że warto swoje dzieło pozostawić na miesiąc i wrócić do niego ponownie. Wyłapuje się wtedy wiele głupich błędów.
Azira (Brak e-maila) 03:19 17-01-2008
Hoo, nie wchodzilam na komenty przez czas pewien i prosze ile sie ulęgło!
Nefren, dzięki za twój koment, to dużo daje jesli ktoś powytyka blędy!smiley Wiem,ze opko nie bylo doskonale ale to w sumie moje pierwsze bo to drugie co tu jest sie nie liczy...więc ja się ciągle uczę i wogole mam tendencje do rzucania prac po paru stronach, wiec niewiele udaje mi sie konczyc. Jak pisalam to...mialam baaardzo duzo wolnego czasu, wiec siedzialam nad nim dniami i nocami. Inne będą lepsze, postaram się o to!
Reszcie bardzo dziękuje za cieple słowa, mile widziane PO przeczytaniu tych batówsmiley Póki co pracuję nad anglojęzycznym opkiem które znajdziecie pod opcją'obcojęzyczne' w spisie alfabetycznym. I nie chce robic nikomu nadziei alee...mam w odleglych planach część drugą do tego opeczka, ta jest w każdym bądź razie skończona..ale doprosic sie o zmiane statusu nie mogę!smiley
Wiec poki co zapraszam do przeczytania 'La suite' z mojego angielskiego opowiadaniasmiley Moze nie jest to 100% czysty angielski ale szlifuje go..bo muszę!
Piszcie do mnie, będę odpisywać!
renfri (renfri@vp.pl)
19:30 08-04-2008
Bardzo jestem szczęsliwa,ze przeczytałam Twoje opowiadanie, bo bardzo wczułam się w przezycia bohaterów i teraz cieszę się,ze skoczylo sie szczesliwiesmiley Moze troszeczkę za bardzo przewidywalne,ale milo bylo pzeczytacsmiley))
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum