The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Marca 28 2024 09:49:45   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
My guardian angel 4
Dobrnęłam do kolejnego rozdziału! Idzie lepiej niż podejrzewałam^.^ Teraz przede mną praca nad kolejną częścią. Zapewne trochę zejdzie nim się pojawi, bo jakoś mi się te rozdziały wydłużają...dziwne nie?Niby pisze je krótko, a one same rosną...yh, może wredne skrzaty w postaci rodziców dopisują tutaj jakieś rzeczy =^.^= Miłego czytania w każdym bądź razie!W razie jakby pojawiły się niezgodności wywołane pracą skrzatów, od razu mi o tym donoście!:D

IV

Ren patrzył na Reji szerokootwartymi oczami. Nie mógł oderwać od niego spojrzenia. Wróciły wspomnienia, z początku te najwspanialsze, których nigdy nie chciał zapomnieć, mimio, iż powinien. Ale nie dało się zapomnieć o tych ślicznych, roześmianych oczach, tak niebieskich jak niebo w najpogodniejszy wiosenny dzień. Cudny uśmiech, który zawsze podnosił na duchu, nawet, po naprawde złym dniu. Odruchowo wyciągnął dłoń by dotknąć policzka Reji, ale wtedy sobie przypomniał, że nie ma ciała. Padł na fotel naprzeciwko łóżka i zamknął oczy. Był zmęczony tym wszystkim, a było jeszcze wcześnie. Dał się porwać wspomnieniom, przeżywając te chwile z Reji raz jeszcze.
Miał siedemnaście lat, kiedy się poznali. Reji przeprowadził się do Penley z innego miasta, i wybrał właśnie tą samą szkołę, w której uczył się Ren. Reji był od niego o dwa lata młodszy, więc nie od razu dowiedzieli się o swoim istnieniu.
Ren należał od zawsze do pilnych uczniów, mimo, iż wyglądał na zupełnie innego. Reji był równie zacięty w zdobywaniu wiedzy. Różnili się od siebie rodzajem rozrywek. Ren spędzał każdą wolną chwilę z przyjaciółmi z zajęć pozalekcyjnych, chodził na lekcję gry na gitarze, był w tym świetny. Preferował bas i zajął się rozwijaniem zdolności w tym kierunku. Reji natomiast, gdy tylko skończył z lekcjami, siadał do rysowania. Cały jego pokój był zaklejony portretami, szkicami roślin, zwierząt, zwłaszcza jego ukochanego kota, albo też pejzażami najpiękniejszych miejsc. Obaj różnili się jak ogień i woda, a jednak wiele ich łączyło.
Ren szedł korytarzem pełnym innych uczniów, była przerwa na lunch. Czytał kolejną książkę historyczną, tym razem o królach i ich życiu. Uwielbiał historię. Nie patrzył na nikogo, wszyscy wiedzieli, że Rena omija się szerokim łukiem, miał, więc swobodną drogę do drzwi.
Nagle coś uderzyło w niego ze sporą siłą. To "coś" wydało z siebie cichy pisk i z jękiem wylądowało na podłodze. Ren przeniósł spojrzenie z książki, na osobnika, z zamiarem zmieszania go z błotem. Jednak nie mógł wydusić z siebie słowa, zaparło mu dech w piersi. Patrzył w wielkie, wystraszone, błękitne oczy, otoczone aureolą złotych kręconych włosków. Sam nie wiedział, kiedy się pochylił i wyciągnął do młodszego dłoń.
- Prze- przepraszam.- mały kulił się na podłodze w puchatym różowym sweterku który zasłaniał mu twarzyczkę aż pod nos. Jego książki rozsypały się po ziemi.
- Nic się nie stało, powinieniem patrzeć gdzie idę...- Ren uśmiechnął się, to było tak dziwne, że uczniowie zatrzymali się by popatrzeć.- I naprawdę nie gryzę...
Chłopaczek wyraźnie się rozluźnił i podał drobniutką dłoń. Ren podciągnął go bez problemu, poczym zebrał książki malca, był dużo niższy od Rena, wyglądał bardziej na podstawówkę niż liceum, i oddał je właścicielowi.
- Dziękuję.- uśmiechnął się słodko.- Jestem Reji...- wyciągnął do Rena dłoń. Ten uścisnął ją delikatnie, by nie zmiażdżyć delikatnej rączki.
- A ja Ren, miło mi poznać. Jesteś tutaj nowy?Nie widziałem cię wcześniej.
- Chodzę do tej szkoły już dwa miesiące.- Reji upchnął książki do plecaczka.
- No tak...nigdy nie zwracałem większej uwagi na ludzi.- podrapał się po głowie w zamyśleniu.
- A ja tutaj nikogo nie znam...- Reji wzruszył ramionkami.
- Idziesz na lunch? Może pójdziemy razem? Przydałoby się towarzystwo...
- Naprawdę?- oczy młodszego zaświeciły się radośnie.- Z chęcią!
I poszli razem przegryźć coś między lekcjami. Wzięli sobie po zapiekance i wyszli na dwór, na pagórek. Usadowili się pod drzewem i zabrali za jedzenie. Często zerkali na siebie z zaciekawieniem. Reji patrzył z zachwytem na oryginalny wygląd Rena, na kolczyki i łańcuszki, którymi był obwieszony. Gdy ich spojrzenia się spotkały, Reji oblał się rumieńcem odwracając szybko wzrok, a Ren zastanawiał się skąd ta reakcja.
-, Do której klasy chodzisz?- Ren skończył pierwszy, oparł się o pień i spojrzał na towarzysza.
- Pierwszej. Ty jesteś w trzeciej, nie?Mówią o tobie w mojej klasie...
- Ahh, to, dlatego byłeś taki przerażony jak na mnie wpadłeś.- zaśmiał się.
- Tak, chyba tak...przepraszam.- pisnął kuląc się zakłopotany.
- Nie przejmuj się, wszyscy mają tu mnie za jakiegoś zabijakę. A ja tylko się uczę i gram.
- Grasz?- Reji spojrzał na Rena zaciekawiony.
- Tak, uczę się dopiero..na basie. Kiedyś będę sławny!- uniósł ręce nad głowę w zwycięskim geście.
Reji zachichotał kiwając główką.
- Napewno będziesz. Gwiazda rocka, pasuje do ciebie.- przyjrzał mu się uważnie.
- Dzięki za wsparcie. Mieszkasz daleko stąd?
- Nie, parę minut drogi. Mieszkam na George Road.
- Niemożliwe!- Ren uderzył dłońmi w kolana z uśmiechem.- Ja też! Jakim cudem cię nie widziałem?
- Nie wychodzę z domu często, do szkoły podrzucają mnie rodzice.
- No to wszystko wyjaśnia, ja po szkole chodzę na zajęcia gry, tylko piątki mam wolne, no i weekendy. O której kończysz zajęcia?
- O czternastej czterdzieści.- Reji wyjął dwa jabłka i jedno podał Renowi.
- Dzięki.- wgryzł się w jabłko.- Kończę tak samo, a, że jest piątek, to może wrócimy razem?Pokażę ci gdzie mieszkam.
- Dobra, z chęcią. I ty też zobaczysz gdzie jest mój dom.- uśmiechnął się w chwili gdy zadzwonił dzwonek.- Oh, trzeba iść. Zobaczymy się przy wyjściu po lekcjach?
- Dla mnie bomba.- Ren wstał i pomógł Reji. Pociągnął go do góry trochę za gwałtownie i młodszy wylądował na nim.
Oboje zmieszani odskoczyli od siebie, wrócili do szkoły w ciszy i, z krótkim "do zobaczenia" każdy poszedł w swoją stronę.
Reji przez wszystkie lekcje był nieprzytomny, siedział wpatrzony w kartki zeszytu i bezwiednie szkicował w nim Rena. Wzdychał, co chwila i zerkał na zegarek. Wydawało mu się, że czas wlecze się by zrobić mu na złość.
Ren w tym samym czasie spisywał notatki, ale wszystko mu się plątało, więc sobie odpuścił, pożyczy od kogoś po lekcji, w końcu nikt mu nie odmówi. Starał się usilnie nie gapić w zegar, ale to również mu nie wyszło.
-...Ren, mógłbyś w końcu odpowiedzieć na pytanie?- dotarł do niego głos nauczyciela.
-, Co? Znaczy się...słucham?- spojrzał na wykładowcę mrugając zdziwiony.
- Nie myśl o niebieskich migdałach na lekcji, co?- profesor spojrzał na niego z litościwym uśmiechem.
- " Oh...i to jak niebieskich..."- pomyślał przypominając sobie oczka Reji. Ale szybko się ocknął.
- Przepraszam bardzo...nienajlepiej się czuję.- to był najskuteczniejszy sposób na stanie się niewidzialnym na lekcji.
- Coś nie tak?- nauczyciel zaniepokoił się wyraźnie.
- Nie, nic, zwykły ból głowy.- Ren uśmiechnął się przepraszająco.
- Aha, dobrze. Wróćmy do tematu. Penny, mogłabyś opisać jak zmieniał się ustrój...- Ren ponownie odleciał bezmyślnie przerzucając kartki książki.
Gdy zadzwonił dzwonek, obaj, Ren i Reji, zerwali się jak oparzeni i wybiegli z klas. W pośpiechu wpadli do szatni i zabrali swoje rzeczy. W kilka minut, jednocześnie, dobiegli na umówione miejsce.
- To jest dopiero zgranie w czasie.- Ren zaśmiał się podchodząc do Reji. Teraz spojrzał na niego z pewnej odległości, zobaczył, więc, prócz różowego sweterka, czarne dopasowane spodnie, z czegoś błyszczącego i buty na niewielkiej koturnie. Jak się okazało włosy miał dłuższe niż Ren podejrzewał. Musiał mieć je związane, gdy jedli lunch. Złote pierścionki kończyły się gdzieś w okolicach pasa Reji.
Takie samo rozeznanie robił Reji. Wcześniej był zbyt podekscytowany by zwracać uwagę na szczegóły. Ren miał na sobie czarną, luźną bluzkę, a na to założony t-shirt z częściowo oddartymi rękawami, dekoldem i kilkoma dziurami z przodu, były one wszystkie podkreślone celowymi przebarwieniami. Spodnie, czarne jeansy, miał poprzedzierane na udach, pod kolanem i łydkach. Przy nich wisiała masa łańcuszków, gdzieniegdzie pobrzdękiwały małe metalowe czaszeczki. Na rękach miał pieszczochy i branzoletki z czaszeczkami, podobnymi do tych przypiętych do spodni. Co do jego twarzy, Reji aż pogubił się w ilości kolczyków. Były wszędzie, w wardze, nosie, uszach i brwiach. Reji zamyślił się chwilę nad tym, czy w języku Ren również ma kolczyk. Co zdziwiło go najbardziej, Ren miał pomalowane oczy, nic specjalnego, czarna kredka i troche cienia tego amego koloru. Ale Reji nigdy nie widział kogoś takiego w swoim całym życiu. Ren miał jeszcze czarne włosy do ramion i do tego zielone oczy.
- Tak, dobraliśmy się.- Reji uśmiechnął się, ale również szybko zmieszał łapiąc znaczenie jego słów.
- Idziemy.- Ren popchnął delikatnie drugiego w stronę wyjścia.- Ciekawe jak daleko od siebie mieszkamy. Najpierw do ciebie?
-, Jeśli chcesz.- obejrzał się z uśmiechem.
-, Więc postanowione, ruszajmy!- wyszli ze szkoły i skierowali się w stronę domów.
Szli wolno, nie spiesząc się, chcąc poznać siebie jak najlepiej. Do okolicy, w której mieszkali, szło się przez park. Był bardzo ładny. Trawniki i krzewy były równo przystrzyżone, drzewa zadbane, a teraz, gdy było jeszcze ciepło, wszędzie kwitły wonne kwiaty. Reji uwielbiał tędy spacerować.
- Zostajecie tutaj na stałe?- Ren zerwał z krzaczka różyczkę i podał ją Reji, który uśmiechnął się zakłopotany i wsadził nos w kwiat, wdychając jego zapach.
- Tak, nic nie wiem o tym, by planowali ruszać dalej. Właściwie to przeprowadziliśmy się z mojego powodu. Szkoła, do której wcześniej chodziłem, nie należała do najfajniejszych. Nie czułem się tam najlepiej.
- Ta jest lepsza?- Ren zdziwił się, zawsze myślał, że gorszej szkoły być nie może.
- Oczywiście. Są tu mili ludzie, no i już kogoś poznałem.- uśmiechnął się szturchając lekko Rena.
Obaj roześmiali się wesoło. Przez resztę drogi rozmawiali głównie o swoich zainteresowaniach. Gdy weszli między domki, Reji uśmiechnął się.
- Zaraz będziemy u mnie.
- To ja mieszkam blisko ciebie.- Ren ucieszył się, że wreszcie będzie miał kogoś bliskiego.
- Super. Będę cię odwiedzał, jeśli chcesz.
- Jasne, że chcę. Zresztą, ja też nie dam ci o sobie zapomnieć.- mrugnął do Reji.
Doszli do białego domku z czerwonym dachem. Reji zatrzymał się, Ren również.
- Jesteśmy u mnie.- obaj odezwali się jednocześnie i wskazali na sąsiadujące ze sobą domy.
- Nie możliwe!- Reji spojrzał na Rena zdziwiony.- Jakim cudem nigdy się nie widzieliśmy?
- Hm...ciężko mi to wyjaśnić...- wzruszył lekko ramionami.
- To ty puszczasz muzykę w weekendy tak głośno!- Reji wytknął Rena palcem.
- A ty masz budzik- trąbkę! Budzi mnie codziennie!- Ren zaśmiał się.
- Muszę wypuszczać kota.
- A więc to jego gania ostatnio mój pies!
Obaj zaczęli się śmiać. Jak się póżniej okazało, mieli okna naprzeciwko siebie, połączone dodatkowo dachem garażów.
Ich znajomość szybko się rozwijała. Stali się praktycznie nierozłączni. Reji odprowadzał Rena na zajęcia gry na gitarze, codziennie razem chodzili i wracali ze szkoły. Całymi wieczorami siedzieli na dachu garażu rozmawiając, śmiejąc się albo gapiąc po prostu w niebo. Ren chodził z Reji po okolicy i patrzył jak ten tworzy kolejne krajobrazy czy portrety.
- Ren! Usiądz przede mną.- Reji wygrzebał różne ołówki.
-, Po co...?- zawołany mruknął leniwie, rozwalony na trawie.
- Chcę cię naszkicować.
- Zapomnij. Nie ma mowy. Jestem za brzydki.
Znali się już od pół roku. Reji często próbował zmusić Rena do pozowania, ale nigdy mu się nie udało. Spojrzał na niego uważnie, od kilku miesięcy czuł coś dziwnego będąc z Renem, nie bardzo rozumiał, co się z nim działo. Miał wrażenie, że Ren czuje podobnie. Dzisiaj, dodatkowo zdeterminowany by wreszcie zdobyć portret przyjaciela, wstał i ruszył w jego stronę.
Ren leżał z zamkniętymi oczami, przeżuwając źdźbło trawy. Nagle coś usiadło mu centralnie na żołądku. Stęknął i otworzył oczy. Zobaczył siedzącego na nim Reji, z ołówkiem w jednej, a bloczkiem kartek w drugiej dłoni. Gapił się na niego nie mogąc sklecić zdania.
-, Co?- Reji zmieszał się w końcu.- Ubrudziłem się?
- Nie...
-, Więc, o co chodzi?- zaczął szkic zerkając na Rena od czasu do czasu.
- Właściwie...to zastanawiałem się od pewnego czasu...- mówił powoli z rozwagą.
-, Nad czym?- spojrzał na Rena przerywając rysowanie.
- Nad...tobą, mną...hm, nami?
Reji zarumienił się mocno. Więc jednak nie mylił się. Nie tylko on czuł coś dziwnego od jakiegoś czasu.
- I do czego deszedłeś?- spytał patrząc mu w oczy onieśmielony.
- W sumie...tylko do tego, że chciałbym, bardzo, by nasza znajomość nie zakończyła się na poziomie koleżeńskim...Jeśli ty masz inne zdanie to zrozumiem. Wiem, że to troche dziwne, sam nie bardzo wiem...- musiał przerwać gdyż Reji pochylił się do niego i dał mu szybkiego całusa. Ren spojrzał na niego zdziwiony.- Czy to znaczy, że nie masz innego zdania?
Reji pokiwał głową, rumiany i uśmiechnięty niepewnie. Ren zaśmiał się radośnie, przyciągnął młodszego do siebie i pocałował. Reji pomyślał nieprzytomnie o tym, że Ren ma kolczyk w języku, po czym zatracił się całkowicie. Leżeli tak na trawie, przytuleni do siebie. Nie przerwali pocałunku dopóki nie zabrakło im powietrza.
To był ich pierwszy pocałunek, którego smak Ren pamiętał do teraz. Gdy teraz patrzył na Reji, po tych wszystkich latach, nie widział żadnej zmiany w jego wyglądzie. Był bardzo ciekawy, czy ma kogoś, czym się zajmuje. Chciał dowiedzieć się wszystkiego. Uśmiechnął się na wspomnienie ich pierwszego razu. Nastąpił niedługo po pocałunku, może miesiąc czy dwa później. Ren pamiętał, że było gorąco tej nocy. Rodzice Reji wyjechali na jakąś wystawę, ojciec Reji jest fotografem a matka zawsze jeździ razem z nim. Gdy tylko zniknęli za zakrętem, Reji otworzył okno i zawołał go. Ren przeszedł do niego po garażu.
- Już pojechali? Myślałem, że wyjadą później.- Ren rzucił się na łóżko Reji.
- Znasz przecież tatę od jakiegoś czasu. Zawsze woli mieć w zapasie trochę czasu, gdyby przyszło na przykład stać w korku. Reji przyklejał do ścian kolejne obrazki.
- No tak...- leżąc na łóżku obserwował go uważnie. Coraz bardziej go pociągał, zwłaszcza, gdy wyciągał się by przyczepić obrazek wyżej niż sięgał stojąc normalnie. Postanowił spróbować, w końcu po coś Reji się z nim umówił podczas nieobecności rodziców.- Reji...chodź do mnie...- wyciągnął zachłannie ręce w stronę kruchej istotki.
Reji zaśmiał się zostawiając obrazy na później. Podszedł do Rena i usiadł wygodnie na nim.
-, Po co miałem przyjść,hm?- spojrzał na partnera zalotnie, opierając brodę na jego piersi.
- Ty po prostu uwielbiasz traktować mnie jak krzesło, co?- Ren uśmiechnął się przeczesując dłonią włoski Reji.- A ty już dobrze wiesz, po co cię wołam, sam to zaplanowałeś. Zdajesz sobie sprawę z tego, że mi już dzisiaj nie uciekniesz?
- Nie mam zamiaru uciekać...- podciągnął się i pocałował Rena namiętnie. Ten przycisnął go do siebie zaborczo i okręcił pod siebie.- Może...wyłącz światło,co?
-, Jeśli chcesz.- w pokoju paliły się dwie lampki po obu stronach łóżka, więc Ren nie musiał się nawet oddalać od swojego drobnego skarbu. Gdy w pokoju zapadł mrok, Reji od razu zabrał się za ściąganie z Rena koszulki.- Widzę, że ci się spieszy...- zaśmiał się powstrzymując delikatnie Reji.- Powoli kotku...- zaczął całować go delikatnie wywołując częste napady chichotu.
- Ren...kocham cię,wiesz?- uniósł głowę kochanka patrząc w jego lśniące, zielone oczy.
- Wiem, i ja ciebie też...- pocałował go w usta ściągając, najpierw z siebie, a potem z Reji, koszulki. Czuł delikatne dłonie badające jego ciało, rozpalone usta na swojej szyi i szybko unoszącą się pierś młodszego.
Ren przesuwał się coraz niżej po ciele Reji, całując każdy milimetr jego ciała. Pozbył się delikatnie spodenek i bielizny kochanka. Chciał, by ta chwila była idealna. W końcu to był ich wspólny, pierwszy raz. Odsunął się trochę, na tyle by nie przestraszyć Reji, i przyjrzał mu się z czcią. Był najpiękniejszą istotą, jaką kiedykolwiek widział. Czuł, że nie pokocha nikogo, tak jak Reji, że chce być z nim już na zawsze. Zabrał się za delikatne pieszczenie kochanka. Reji odpowiedział na nie cichym jękiem, wplótł palce we włosy Rena wiercąc się z rozkoszy. Nie pozwolił jednak skończyć Renowi. Gdy poczuł, że podniecenie rośnie w nim do ostatecznego poziomu, odsunął od siebie partnera.
- Nie chcę sam...Chcę razem z tobą...stać się jednością.- wysapał cicho.
Ren zawahał się chwilę, od dawna przygotowywał się do tego, ale bał się, że sprawi Reji ból.
- Reji...wiesz, że ja też nigdy...
- Wiem, nie martw się...- Reji przyciągnął go do siebie i pocałował.
Sięgnął między ich ciała i ściągnął z Rena resztę ubrań. Oplótł go w pasie szczupłymi nogami i przylgnął do niego całym ciałem. Wiedział jak zmobilizować Rena. Ten sapnął cicho i nie mógł się już powstrzymać. Ostatkiem sił sięgnął po olejek by złagodzić ból. Przygotował Reji i wpił się w jego usta zachłannie. Wtargnął w drobne ciało delikatnie, jednak mimo to wycisnął, spod zaciśniętych powiek Reji, łzy. Obaj zamarli w bezruchu oswajając się z nową sytuacją. Pierwszy poruszył się Reji, zaciskając uda mocniej na biodrach Rena, zmuszając go do zagłębienia, mimo palącego bólu. Ich oddechy przyspieszyły. Reji cierpiał, ale nie okazywał tego, w ciemności nie było widać łez spływających po drobnych policzkach. Cichy jęk wyrwał się z jego gardła, gdy Ren poruszył się gwałtowniej. Od razu poczuł opiekuńczy dotyk na swoich plecach. Ciepły oddech na swojej szyi i uspokajające szepty Rena. To pozwoliło zapominać o bólu, znaleźć siłę by nie rozpłakać się na dobre. Z każdym kolejnym ruchem kochanka, przez ścianę bólu, przebijały się jednak, promienie rozkoszy. Aż w końcu wybuchły z pełną siłą dając Reji najwspanialsze i silne wrażenia. Reji krzyknął cicho wbijając paznokcie w plecy Rena. W tej samej chwili, Ren, czuł się tak samo.
Ich pierwszy raz był spokojny, przepełniony miłością i troską. Szybko padli zmęczeni nowymi doznaniami. Zasnęli wtuleni w siebie. Później sypiali ze sobą bardzo często, nie zawsze kochając się w tym czasie, po prostu obaj potrzebowali ciepła i zapachu drugiego.
A później wszystko legło w gruzach. Po wielu szczęśliwych chwilach, po tak długim czasie, który spędzili ze sobą. Reji zakończył wszystko w ciągu jednego dnia, wypowiadając tylko kilka słów, które jednak zabolały jak tysiące rozżarzonych ostrzy wbijających się w serce Rena.
- Znudziło mi się.- powiedział patrząc mu prosto w oczy. Jego błękitne oczy były ciemne, obce, nieprzeniknione.- Nie chcę już tego więcej ciągnąć, to nie to.
Ren z początku nie rozumiał, o co chodzi, ani tego, co się właśnie stało. Patrzył na Reji nierozumnie.
-, Co masz na myśli...?- wydukał w końcu.- To znaczy, chcesz...odejść?
- Błyskotliwe.- Reji uśmiechnął się w sposób, w jaki nie uśmiechał się jeszcze nigdy. Ten grymas był przerażający, okrutny, przepełniony kpiną.- No, tyle miałem do powiedzenia w tym temacie. Nie łaź za mną, najlepiej na zawsze zejdź mi z oczu.- Reji odwrócił się odrzucając złote loki i odszedł sprężystym krokiem.
Ren patrzył za nim, czuł jakby jego życie się skończyło, jakby ktoś wydarł z jego ciała duszę. To, co zobaczył później, doprowadziło go do łez. Reji podszedł do innego chłopaka i zaczął całować się z nim namiętnie. Tego już było za wiele, Ren odwrócił się i wyszedł szybko. Miał tyle planów na przyszłość, całe swoje życie wiązał z Reji. Teraz już więcej go nie zobaczy, nie mógł oddychać, dusił się jak ryba wyjęta z wody. Potem, z każdym dniem, gdy widział Reji z innym, rosła w nim nienawiści. Miłość tak szybko potrafi zmienić się, w bólu, w kompletnie odwrotne uczucie.

Skrzywił się patrząc na uśpioną postać przed nim, miłość ponownie zniknęła.
- Najchętniej widziałbym cię martwego...a tymczasem mam cię bronić. Ironia, nieprawdaż?- syknął wstając z fotelu i podchodząc do okna. Postanowił odwalić swoją część i zniknąć z tego miejsca jak najszybciej.
Nagle usłyszał kroki, dochodziły zza drzwi, ktoś szedł w stronę pokoju. Ren odwrócił się zaciekawiony. Drzwi otworzyły się i do pokoju weszła matka Reji. Ona również wyglądała znakomicie jak na swój wiek, miała już w końcu dziewiętnastoletnie dziecko. Podeszła do łóżka.
- Reji, obudź się.- ten mruknął niezadowolony, przetarł zaspane oczy i spojrzał na matkę.
- Coś się stało...?- ziewnął.
- Masz iść do biblioteki,prawda?- uśmiechnęła się.
- A, tak, dzięki mamo...- usiadł na łóżku przeciągając się.
- Zrobię śniadanie.- pogłaskała syna po włosach i wyszła.
Reji wstał z łóżka. Ren od razu prześlizgnął się spojrzeniem po jego ciele. Nadal był idealny, włosy mu tylko urosły, sięgały aż do pośladków. Ren westchnął, nic się nie zmieniło, Reji ciągle sypiał nagi. Odwrócił zbolały wzrok zaciskając usta w wąską linię. Reji założył na siebie koszulkę i spodnie. Jego styl zmienił się znacznie, już nie był tak pociągająco słodki. Renowi nie przypadł do gustu ten nowy Reji, szary, niewybijający się z tłumu.
Ren z musu wstał i ruszył za Rejim, który zbiegł po schodach, na dół. Zwlókł się za nim i usiadł na blacie, koło swojego podopiecznego. Gdy ten jadł, Ren rozglądał się po jadalni.
- Byś się streszczył.- warknął w końcu znudzony.
Reji upuścił kanapkę i rozejrzał się uważnie. Wydawało mu się, że słyszał głos, ale nikogo w pobliżu nie było. Reji pokręcił głową i westchnął dojadając kanapkę.
- Słyszałeś mnie...- Ren mruknął cicho gapiąc się na drugiego.- Ale nie powinieneś...
Młodszy wstał od stołu, złapał teczkę z książkami i ruszył do wyjścia.
- Idę mamo! Do zobaczenia.- pomachał jej, zarzucił kurteczkę i wyszedł. A za nim, jak cień ruszył jego anioł stróż, który byłby pierwszy w kolejce by wepchnąć go pod pociąg.
Poszli do biblioteki głównej. Gdy Reji siedział i się uczył, Ren dał sobie czas by zwiedzić szybko okolicę, dał sobie godzinkę. Miasteczko jednak okazało się być taką dziurą, z jednym kinem, supermarketem i szkołą, że Ren wrócił po pół godzinie. Usiadł naprzeciwko Reji i gapił się w niego nachalnie.
-, Czemu ty żyjesz a ja nie,co? Czy to jest sprawiedliwe? To ty zasługujesz na śmierć,a nie ja.- mówił do Reji, ale na tyle cicho by ten nie słyszał. Wolał uniknąć paniki z jego strony.- Ty sobie krzywdzisz ludzi, traktujesz wszystkich jak zabawki, które wyrzucasz jak ci się znudzą, ale i tak jesteś ulubieńcem tych na górze...Świat jest niesprawiedliwy.
Reji siedział spokojnie i robił notatki. Zapowiadało się, że posiedzą w bibliotece dość długo. Ren zaczynał się nudzić. Włóczył się po budynku i oglądał zbiory, ciągle mając na oku podopiecznego.
W końcu, gdy już mu się skończyły możliwości na zabicie czasu, wrócił do Reji. Ten akurat wstawał zbierając książki ze stolika. Ren uśmiechnął się zadowolony, może pójda w jakieś ciekawsze miejsce. Podszedł do Reji w podskokach.
- Gdzie teraz idziesz,co? Może do chłopaka? Ahh...nadarzy się okazja by sobie pooglądać pornola na żywo? Zrób to dla swojego anioła...wredna dziwko.- wysyczał prosto w ucho Reji.
Ten zamarł. Szybko odwrócił się za siebie, był pewny, że słyszał głos...i pamiętał go doskonale. Ren krzyknął zdegustowany, gdy Reji przez niego przeszedł.
- Byś uważał, przez co leziesz...- fuknął.
Reji zebrały się łzy w oczach. Przez chwilę miał nadzieję, że to on, że będzie mógł wyjaśnić...że będzie jak kiedyś...
Otarł szybko oczy, odetchnął i wyszedł z biblioteki. Był tak pogrążony w myślach, że nie bardzo wiedział gdzie idzie. Szedł po prostu przed siebie, potrącany przez ludzi na chodnikach. Ren biegł przy nim, czuł się troche winny, widział łzy ciągle napływające do błękitnych oczu. Ale z drugiej strony, czuł też zimną satysfakcję z faktu, że doprowadził Reji do takiego stanu. Uśmiechał się nienawistnie.
Mijali właśnie sklep z gitarami i Ren przystanął zafascynowany.
- Nowy model! Jak tylko uda mi się wrócić do świata żywych, kupię sobię taką...- dotknął szyby wystawy. Ku jego zdziwieniu, poczuł chłodną taflę szkła. Spojrzał na swoją dłoń.- Niesamowite...czyli mogę dotknąć jeśli tego chce...- poczuł się jakoś tak bardziej żywy.
Nagle ocknął się i rozejrzał. Reji zniknął, nigdzie go nie było w pobliżu. Rena oblał zimny pot, nie miał pojęcia gdzie się mały podział. Ruszył przed siebie biegiem, zauważył, że porusza się dziwnie szybko. Przebiegł przez jedną ulicę, potem kolejną i następną. Już tracił nadzieję, że go odnajdzie, gdy kawałek przed nim, mignęły mu złote kosmki. Spojrzał w ich stronę uważniej, i jego serce stanęło.
Reji szedł ze spuszczoną głową przed siebie, właśnie dochodził do ulicy, ale nie widział jej. Nie widział również białej furgonetki zbliżającej się w zastraszającym tępie.
Ren krzyknał i rzucił się w jego stronę, modlił się w duchu by zdążyć go złapać. Wmawiał sobie, że to tylko rządza, chęć odzyskania ciała i życia. Ale jego serce mówiło coś innego, gdzieś głęboko, ciągle czuł ciepło, gdy zbliżał się do Reji.
Nie wiedział jak to zrobił, w ułamku sekundy był przy nim. Oplótł go mocno ramionami i pociągnął do tyłu w ostatniej chwili. Rozległ się donośny dźwięk klaksonu i pisk opon. Gdyby Ren nie złapał Reji, ten byłby już martwy. Furgonetka zatrzymała się kilka metrów za miejscem, w którym ten stał. Z samochodu wyłoniła się głowa jakiegos faceta.
- Uważaj gdzie łazisz idioto! Jak chcesz się zabić to nie rób innym kłopotów! Małe ścierwo!- wytknął jeszcze, w stronę zszokowanego Reji, środkowy palec i odjechał.
Ren puścił młodszego, który ciągle stał wpatrzony przed siebie.
- Rany, ty naprawdę potrzebujesz stróża...Wcześniej nie byłeś aż taki roztrzepany.- Ren odetchnął głęboko ocierając dłonią czoło.
Reji zamrugał i odwrócił się powoli.
- Ren...?- szepnął cicho.
Ten, gdy usłyszał swoje imię, kompletnie zdębiał. Spojrzał na Reji zdziwiony.
- Ren...jeśli to ty...daj mi znak.- wiedział, że to bez sensu, w końcu on go znienawidził, więc byłby zupełnie gdzieś indziej. Poza tym, w telewizji nie mówili nic o jego śmierci, tylko zaginięciu. Pamiętał doskonale te wiadomości, w których o tym powiedzieli. Ren zniknął nagle, policja nie odnalazła ani ciała ani żywego Rena. To było trzy miesiące temu, taki czas oznaczał zwykle jednoznacznie czyjąś śmierć. Ale Reji nie mógł w to uwierzyć, Ren był dla niego jedyną miłością na świecie. Od czasu gdy się rozstali, nie miał nikogo. Ciągle miał nadzieję, że wpadną na siebie pewnego dnia i wtedy mu wszystko wyjaśni...sam z siebie nie czuł się na siłach, by pojawić się u Rena. Co jeśli ma już kogoś innego? Reji nie mógłby tego znieść.
Ren nagle poczuł, że pragnie nadewszystko dotknąć Reji. Wyciągnął drżącą dłoń w stronę jego policzka. Centymetry, milimetry...Poczuł ciepło jego skóry. I wtedy jego dłoń zanużyła się w Reji jak w wodzie. Ren zabrał szybko rękę odsuwając się odruchowo. Uczucie minęło od razu.
Reji westchnął, pokręcił głową, i ruszył dalej zapominając o zajściu. W kafejce kupił sobie kawę i pączka. Przejrzał gazetę, jak zwykle nie było w niej nic ciekawego. Ren siedział przy nim i zaglądał mu przez ramię.
-, CO?!- ryknął widząc artykuł o swoim zespole szukajacym nowego basisty.- Nie mogą tego zrobić! Asmodeusz! Nie mogą tego zrobić!- wrzasnął gapiąc się w górę. W tej samej chwili jakaś siła zrzuciła go z krzesła.- Ej! To było wredne...- sapnął wstając z podłogi i rozmasowując obite miejsca.- A ja sie z tobą przespałem...- burknął obrażony.
Reji odrzucił gazetę i wstał. Wyrzucił kubeczek po kawie i ruszył dalej. Jego stróż powlókł się za nim wściekły na cały świat.
Po paru minutach byli z powrotem w domu. Reji poszedł do siebie na górę, rzucił teczkę w kąt. Na biurku siedział jego czarny, puchaty kot. Gdy zobaczył swojego pana, zesskoczył z biurka i podbiegł do niego z wdzięcznie uniesionym ogonem.
- Cześć Anabell...- Reji wziął kota na ręce i usiadł na łóżku, głaszcząc go w zamyśleniu.
Ren usiadł na fotelu przy oknie i zamknął oczy, nawet nie zauważył, kiedy zasnął. Obudził go głośny dzwonek telefonu. Usiadł gwałtownie i rozejrzał się. W tej samej chwili, Reji podniósł się wystraszony, musiał również zasnąć. Po chwili dzwonek urwał się. Dotarł do nich głos matki Reji.
- Reji słonko! Telefon do ciebie!- krzynkęła z dołu.
- Erm...Odbiorę u siebie!- Reji zerwał się z łóżka i podbiegł do telefonu.- Słucham?
- "Cześć skarbie!Tęsniłeś?"- po drugiej stronie, rozległ się głos, którego Reji wolałby nie słyszeć.
Ren zaciekawiony podszedł przekonany, że to chłopak Reji dzwoni.
- Skąd masz mój numer...?- Reji ledwo był w stanie wypowiedzieć te kilka słów.
To zaniepokoiło podsłuchującego. Chłopak chyba miałby numer do domu i Reji na pewno by się go nie bał.
- " Myślisz, że tak ciężko zdobyć twój numer?"- rozległ się okrutny śmiech.- "Wystarczyło poderwać jedną z twoich koleżanek"
-, Czego chcesz ode mnie?- Reji warknął nienawistnie.
- "No wiesz, skąd ten ton?"- osoba po drugiej stronie znów wybuchnęła śmiechem.
Ren miał szczerą chęć mu przyłożyć. Ten jeden dzień z Reji, obudził w nim troskę o tyłek tego malca. Nie bardzo wiedział, czemu ma wrażenie, że będą kłopoty.
- " Już zapomniałeś jak było nam dobrze? Dzwonię, bo w sumie, mam ochotę na jeszcze. Kiedy będziesz wracał z biblioteki wieczorem? Nie chciałbym znowu na ciebie polować Bóg jeden wie ile czasu...to strasznie czasochłonne."- głos stawał się coraz bardziej sarkastyczny.- " Więc skarbie? Kiedy masz ochotę pobuszować w krzakach?"
Reji gwałtownie odłożył słuchawkę krzycząc wściekle prze łzy.Osunął się na podłogę zakrywając twarz dłońmi. Nagle otworzyły się drzwi do pokoju Reji. Weszła jego matka i ojciec.
- Reji? Co się stało, kochanie?- dopadła do syna, przytulając go mocno. Ojciec stał obok zaniepokojony.
- To był on, mamo...- Reji wyszeptał przez łzy.- Zadzwonił tutaj! Chce mnie znowu dopaść!- rozpłakał się w jej ramionach.
Rodzice wymienili zaniepokojone spojrzenia.
- Powinniśmy zawiadomić policję. Znów jesteś w niebezpieczeństwie.- powiedział stanowczo ojciec.
- Nie! Nie chcę policji!- Reji pokręcił gwałtownie głową.
-, Ale...
- Nie tato, to moja decyzja. Nie zmienię jej. A teraz...proszę, zostawcie mnie samego...- wstał z podłogi, uwalniając się od uścisku matki, i podszedł do okna, opierając się o parapet.
Rodzice wyszli rozmawiając cicho.
Ren patrzył na Reji uważnie. Po połączeniu suchych faktów, doszedł do wniosku, że Reji przeżył niezbyt przyjemne doświadczenia w życiu. Żal ścisnął jego serce. Podszedł do młodszego i stanął tuż za nim. Westchnął i wyciągnął w jego stronę dłoń, tak bardzo pragnął go teraz przytulić. Ostrożnie zbliżył swoją rękę do ramienia Reji. I wtedy poczuł pod palcami miękki materiał koszulki, ciepło jego ciała. Obaj jednocześnie znieruchomieli, jeden ze zdziwienia, drugi zaś ze strachu. Reji ocknął się pierwszy, i odskoczył w bok, szukając intruza. Jednak w pokoju nikogo nie było.
- Paranoja...- sapnął i padł na łóżko zwijając się w kłębek.
Ren stwierdził, że nie ma sensu bawić się w nawiązywanie kontaktu z małym. Teraz, gdy przemyślał sprawę, stwierdził z zimną krwią, że Reji sobie zasłużył. Gdy widzieli się ostatni raz, zachowywał się jak dziwka do wzięcia w każdej chwili. Nienawiść znów wzrosła zagłuszając promyki uczucia. Padł na fotel, ułożył się wygodnie i zasnął. Reji, gdy w końcu zabrakło mu łez, zasnął również zmęczony i nękany koszmarami.

Tymczasem na dole, rodzice doszli do wspólnego wniosku, iż dalsze przebywanie w tym mieście, tylko szkodzi Reji. Postanowili się przeprowadzić z dala od tego miasta, w którym Reji nie mógł normalnie żyć.













Komentarze
Aquarius dnia padziernika 10 2011 13:24:59
Komentarze archiwalne przeniesioneprzez admina

Moony (ktoskogonieznasz@op.pl)
14:19 15-02-2006
E, fajnesmiley). Troszkę za mało akcji w niektórych moemntach i Reji zbyt płączliwy ale ok. Ja jak zwykle najbadziej lubie postac poboczną, tzn Asmodeusza smiley)No i Rena też
asjana (asjana@gmail.com)
22:57 15-02-2006
hej fajne tylko czemu juz koniec jak moglas zatrzmac w takim momencie ale cos mi sie wydaje ze to skutek wyoadku ktory przezylas i mam nadziej ze tu podobnie sie slkaczy czyli nic nikomu sie nie stanie
An-Nah (Brak e-maila) 22:17 16-02-2006
Musze powiedzieć, ze trudno mi ocenić to opowiadanie. Najpierw skrzywiłam się na widok charakterystyk bohaterów poprzedzajacych właściwą treść. Potem pierwszy rozdział przykuł moją uwagę poprawnym stylem (poza parymi wpadkami w stylu "Jego brzuch i tors zamieniły się w krwawą melasę, ale nie miał teraz na to czasu"smiley i ciekawie zapowiadajacą się fabułą. Drugi rozdizał też był interesujący. Trzeci zabił mi klina - co za szalony panteon wymyśliłas, meiszanina bóstw asyryjsko-babilońskich, egipskich i upadłych aniołów... Potem czwary i piąty - interesująco zcharakterysowani bohaterowie i ich wzajemne stosunki ("Czemu ty żyjesz a ja nie, co? Czy to jest sprawiedliwe? To ty zasługujesz na śmierć,a nie ja."smiley. Czuję się skołowana. Generalne zastrzeżeń mam niewiele - podstawowe to wątpliwosci dotyczące miejsca akcji - japońskie imiona, angielskie nazwy miast i ulic, dziwaczny panteon... Zastrzeżenia mam tez do charakterystyk na początku historii (postaci powinien czytelnik poznawać w toku akcji) i nielicznych wopadek językowych w rodzaju nieszczęsnej "krwawej melasy". Dziwi mnie też, czemu Reji'ego, chodzącego przecież w ubraniu różowym i butach na koturnie, tak zaskoczył makijarz Rena... ale to już drobiazg. Opowiadanie jest napisane przyjemnym, ładnym stylem, postaci jakoś wybijają się z ogólnojaojowego tłumu - moze to zasługa stylu, nie wiem. Czyta się przyjemnie i ogólnie mi się podoba.
em2ka (em2ka@interia.pl)
22:57 19-02-2006
O matko! Prawie dostałam zawału! Co dalej?! Co dalej?! >_< Napisz następną część jak najszybciej, błagam!!! Opowiadanko bardzo mi się podoba ^^ Tylko tak dalej!
Schensi (Brak e-maila) 16:11 24-02-2006
mooore, aj nid mooorrrrrr
Deed (Brak e-maila) 22:04 25-02-2006
Przerywanie w takich momentach powinno być karalne =.= I to bardzo surowo!
sintesis (Brak e-maila) 21:09 23-03-2006
ja chce wiecej wiecej wiecej ladnie prosze ... najladniej na swiecie smiley
lukger (Brak e-maila) 18:50 24-03-2006
w pełni popieram Deed proszę szybko o następne części...PROOOSZĘ!!!!!
Deed (Brak e-maila) 16:06 01-04-2006
Nyuuuuuuuuuuuuu.......... T_T Tego za mało było, nyuuuuuuu............ Jeeeeeeeszcze, błaaaaagam ;_;
lollop (lollop@op.pl)
16:09 01-04-2006
No było za mało... ale skończyło się naprawdę ładnie smiley
sintesis (Brak e-maila) 21:27 06-04-2006
eee i to juz koniec?
Azira (Brak e-maila) 21:06 07-04-2006
To nie koniec,jeszcze nie koniecsmileyAle kiedyś nastąpi zapewne. Dziękuję za Wasze opinie!
Postaram się dostarczyć kolejną część niebawem.
Raisa (wega21@op.pl)
15:12 20-04-2006
Uwielbiam cie!!! To było piikne!!!!!
Shadow (nightangell16@wp.pl)
21:15 27-04-2006
Cudo jakich malo bardzo mi sie podoba, kiedy nastepna notka?
=)
Shadow (nightangell16@wp.pl)
21:16 27-04-2006
Cudo jakich malo bardzo mi sie podoba, kiedy nastepna notka?
=)
Katarina (Brak e-maila) 21:53 27-04-2006
Uuups... wybacz Aziro.. Byłam pewna, że twoje opowiadanie jest skończone... Jak dorwę Fu, to jej przekaże, chyba, że zrobisz to wcześniej..
Wybacz... ^^'
Katarina2 (Brak e-maila) 22:26 27-04-2006
O... i już Fu poprawiła ^^
Azira (Brak e-maila) 15:53 28-04-2006
no no!bez takich mi tu...szczęście,że mnie tu nie byłosmiley moje opko będzie jeszcze troche żyłosmiley ale nie ma sprawy,nie obrażam się!smiley
sintesis (Brak e-maila) 22:19 30-04-2006
ulalal jak fajnie kolejna czesc... wciaz na nowo rozbudzasz moja zadze czytania wiecej i wiecej ... ale to dobrze mam po co zyc smiley
Azira (Brak e-maila) 04:20 14-05-2006
skonczył się mój zapas dziateczki...teraz musicie uzbroić się w cierpliwość.
I oczywiście wspierajcie mnie opiniami!!
Einthel (Brak e-maila) 14:47 14-05-2006
< jeeeszczeeee ... jeeszczeee siebie< przed rączki i ślina cieknie słupki, w oczy zombie,>
spragnionaa <3 (Brak e-maila) 11:59 19-07-2006
Aziro, błagamy, pospiesz sięę z nastepna częściąąą
to jest przecudnee <3
jak nja mam bez Twojergo opowiadania normalnie funkcjonować? smiley
Azira (Brak e-maila) 03:40 23-07-2006
Pracuje nad kolejną częścią dla was!!Ale póki co jak widzę, aktualki się opóźniają..może i lepiej,bo a nóż zdążę skonczyć!
Alexik (Brak e-maila) 13:28 05-08-2006
ja chce dalej ja chce dalej tylko szybko smiley
Ms. Katz (deadly-kitty@o2.pl)
22:00 01-09-2006
Nie każ nam tak długo czekać! Ja tu zawału dostane. Ale bede czekać cierpliwie. [Tylko pliz pospiesz się]
Black Raven (ellune@wp.pl)
22:32 13-11-2006
Piękne ale mam wrażenie że to juz koniec a ja chce jeszcze ^^ no cóż wciągnełem sie ^.^ Jeszcze, jeszcze, chcemy jeszcze =)
Schensi (Brak e-maila) 23:28 14-11-2006
Cuuudo, uwielbiam to opo i wkuncy wiem jak sie konczy xDDDDDDD
Mosa (Brak e-maila) 09:40 08-08-2007
1. Czy to już koniec?
2. Jeśli nie, ile to będzie miało cześci?
3. Mam nadzieje, że planujesz więcej takich opowiadanek.
Proszę oodpowiedź. Z góry dziękuje i pozdrawiam.
Nefren (nephren@o2.pl)
01:46 10-12-2007
Ufff. W końcu przebrnęłam przez te 9 części. Czy to już koniec? Bo z opisu wynika, że opko jest "w trakcie", ale z z traści to już chyba jest zakończone.
Trudno mi jest ocenić. Historia milutka, trochę naiwna, ale to wcale nie przeszkadza. Styl niestety kuleje. Opisy, szczególnie te na początku, jakby zbyt przeładowane ruchem, a za mało obrazami (mam nadzieję, że wszyscy rozumieją, o co mi chodzi). Nie pozwala to się wczuć w klimat i czytelnik się gubi. Wiele rzeczy jest niedopracowanych. Widać, że tworzone na chybcika. Z doświadczenia wiem, że warto swoje dzieło pozostawić na miesiąc i wrócić do niego ponownie. Wyłapuje się wtedy wiele głupich błędów.
Azira (Brak e-maila) 03:19 17-01-2008
Hoo, nie wchodzilam na komenty przez czas pewien i prosze ile sie ulęgło!
Nefren, dzięki za twój koment, to dużo daje jesli ktoś powytyka blędy!smiley Wiem,ze opko nie bylo doskonale ale to w sumie moje pierwsze bo to drugie co tu jest sie nie liczy...więc ja się ciągle uczę i wogole mam tendencje do rzucania prac po paru stronach, wiec niewiele udaje mi sie konczyc. Jak pisalam to...mialam baaardzo duzo wolnego czasu, wiec siedzialam nad nim dniami i nocami. Inne będą lepsze, postaram się o to!
Reszcie bardzo dziękuje za cieple słowa, mile widziane PO przeczytaniu tych batówsmiley Póki co pracuję nad anglojęzycznym opkiem które znajdziecie pod opcją'obcojęzyczne' w spisie alfabetycznym. I nie chce robic nikomu nadziei alee...mam w odleglych planach część drugą do tego opeczka, ta jest w każdym bądź razie skończona..ale doprosic sie o zmiane statusu nie mogę!smiley
Wiec poki co zapraszam do przeczytania 'La suite' z mojego angielskiego opowiadaniasmiley Moze nie jest to 100% czysty angielski ale szlifuje go..bo muszę!
Piszcie do mnie, będę odpisywać!
renfri (renfri@vp.pl)
19:30 08-04-2008
Bardzo jestem szczęsliwa,ze przeczytałam Twoje opowiadanie, bo bardzo wczułam się w przezycia bohaterów i teraz cieszę się,ze skoczylo sie szczesliwiesmiley Moze troszeczkę za bardzo przewidywalne,ale milo bylo pzeczytacsmiley))
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum