The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 26 2024 17:14:36   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Świadek 1
Męska Gra: "Świadek" - część1

Przedmowa

Opowiadanie to dedykuję Schensi i mojej kochanej siostrzyczce. Na wstępie zaznaczam, że najprawdopodobniej nie będzie się ono nadawało dla osób niepełnoletnich. "Świadek" to jedna z części opowiadania 'Męska Gra' opisująca dążenie do realizacji marzeń trzech przyjaciół, które napisałem dawno temu.
Część z tej opowieści opisuje Max. Zawarte są także odczucia Jacka ,Grega i Danna, a to czego nie da się oddać uczuciami, bądź nie wynika z opowieści pokazuje narrator. Stąd czytający może odnieść wrażenie dziwności, co związane jest z tym, że narrator wypowiada się w różnym czasie i różnych osobach. Z góry przepraszam za błędy i zapewne złe odmiany imion. Jednak w innych językach do imion nie dodaję się końcówek i nie było mi ich łatwo odmienić w języku polskim. Jak to mówią: "Polska język trodna język":)






Jestem Maxmilian Corry osiemnastoletni student student College w Los Angeles. Mam szczupłą budowę ciała, 166 m wzrostu, dość nietypowe zielone oczy oraz czarne kręcone włosy do ramion zaplecione w warkocz i jak każdy osobnik w moim wieku lubię szaleć. No i pewnego dnia zaszedłem chyba za daleko. Jeden z moich kolegów poprosił mnie o przysługę. Był chory, więc miałem dostarczyć za niego przesyłkę jakiemuś gościowi. Być może w normalnych okolicznościach uznałbym to za dziwne, ale Conor jest moim kumplem od podstawówki i w dodatku pracuje w firmie przewozowej, więc zgodziłem się od razu. Zabrałem małą paczuszkę i pojechałem pod wyznaczony adres. Moim celem okazał się Średniej wielkości domek w dość bogatej dzielnicy stojący pośród bujnej roślinności. Widok był naprawdę porażający. Jednak nie dane mi było się nim nacieszyć, gdyż zaraz po przekroczeniu bramy usłyszałem strzały, a chwilkę później martwe ciało jakiegoś mężczyzny przygniotło mnie do ziemi. Nim otrząsnąłem się z szoku podbiegł do mnie drugi facet, podniósł mnie do pozycji pionowej i pociągnął za sobą. Nie było czasu pytać, co się dzieje, za sobą usłyszałem kolejne strzały, a wierzcie lub nie jakoś nie miałem ochoty sprawdzać czy mnie też zastrzelą. Niedługo potem ów mężczyzna wrzucił mnie do swojego samochodu i odjechał z piskiem opon przyciskając moją głowę do swoich kolan. Usłyszałem za nami jakieś kilka strzałów, ale po paru minutach wszystko ucichło. Jednak ja nadal leżałem w bezruchu zastanawiając się, kim jest mój wybawiciel i czy rzeczywiście nim jest czy wpadłem z deszczu pod rynnę. Jechaliśmy, więc tak w milczeniu przez jakieś 30 minut. Ja bojący się nawet ruszyć, żeby go nie wkurzyć i on prowadzący spokojnie samochód z jedną ręką trzymającą zimny pistolet na moim karku.
W pewnym momencie samochód przystanął i usłyszałem głos mężczyzny.
- Witam Pułkowniku! Jak poszła akcja?
- W porządku Smedt. Powiedz Dannowi, że zgarnąłem stamtąd jakiegoś dzieciaka.
- Tak jest!
Potem samochód pojechał dalej by po jakiejś chwili zatrzymać się zupełnie. Pułkownik wysiadł ciągnąc mnie za sobą do jakiegoś budynku przed nami. Mężczyzna zaciągnął mnie na dół do piwnicy i zaprowadził do jednego z tamtejszych pomieszczeń. Wewnątrz którego było duże lustro po jednej ze ścian. Na środku stolik, a po jego dwóch stronach krzesła. Nietrudno zatem się domyślić, co czułem, gdy usadzał mnie na jednym z krzesełek, a drugie zajmując samemu. Wiedziałem, że muszę znajdować się w jakiejś bazie wojskowej, a przede mną bez wątpienia siedział pułkownik wracający z jakiejś akcji, której bez wątpienia przez przypadek musiałem być świadkiem. Jednak nie miąłem pojęcia, jakie są intencje mojego wybawiciela i czy aby na pewno jestem po właściwej stronie.
Teraz wreszcie miałem czas żeby się mu przyjrzeć i muszę przyznać, że widok jaki ujrzałem przeraził mnie jeszcze bardziej. Na przeciw siedział dwumetrowy zarówno wzdłuż i wszerz mężczyzna w ciemnej koszulce bez rękawków z zawieszonymi na szyi metalowymi blaszkami. Miał ciemne jeansy tyle zdołałem zauważyć wcześniej jednak teraz nie były zbyt widoczne. Na prawym ramieniu widniał tatuaż przedstawiający czarną kobrę. Był krótko przystrzyżonym brunetem o bladoniebieskich oczach i twarzy poznaczonej bliznami. Iście szatański widok zwłaszcza jak dodać, że cały czas siedział na przeciw świdrując mnie wzrokiem z parszywym uśmiechem na ustach bawiąc się pistoletem. Na pierwszy rzut oka widać było, że gdyby chciał mógłby mnie złamać jedną łapą nawet się nie wysilając. Więc pewne było, iż nie chce mnie zabić, bo zrobiłby to już dawno. Pytanie tylko czego chciał i czy uznawał mnie za przyjaciela. Bałem się odezwać, żeby nie uznał mnie za winnego i czegoś czasem nie zrobił zatem czekałem aż sam postanowi się odezwać. Długo to nie trwało prześwidrował mnie wzrokiem i zaczął mówić.
- Jestem pułkownik Jack Trru dowódca Oddziałów Czarnej Kobry. Znajdujesz się w jednostce wojskowej. Powiem szczerze sprawa wygląda tak ja pytam, ty odpowiadasz. Jeśli kłamiesz dostajesz w łeb. - Musiał chyba dojrzeć przerażenie w moich oczach zwłaszcza po ostatnim zdaniu, bo uśmiechnął się jeszcze szpetniej, a ja już powoli zaczynałem się modlić. Nigdy nie byłem odporny na ból. Wręcz przeciwnie zawsze byłem wątły i chorowity. Chorobie serca zawdzięczam wolność od wojska, a to monstrum chce mnie bić. Moje rozmyślania przerwały kolejne słowa Jacka.
- Imie i Nazwisko.
- Maxmilian Corry - wydukałem niepewnie.
- Na pewno?
- Tak.
- Sprawdzę - Uniósł groźnie brwi, a ja skuliłem się bardziej na krześle. Wyciągnąłem z tylnej kieszeni spodni mój świeżo upieczony dowód i mu podałem. Obejrzał go dokładnie uśmiechnął się nawet dość przyjemnie pytając dalej.
- Co tam robiłeś? - Spojrzałem na niego niepewnie, ale postanowiłem mu nie kłamać.
- Miałem dostarczyć przesyłkę za mojego przyjaciela, który jest chory pod ten adres, ale jak wszedłem to usłyszałem strzały i spadł na mnie ten mężczyzna i potem pan mnie zabrał.
- Jaką przesyłkę?
- Taką małą paczuszkę, mam ją w kieszeni. - mówiąc to podałem pułkownikowi pudełko o wielkości może 10 na 20 centymetrów. Trru wziął pakunek rozpakował i otworzył pudełko po czym obejrzał jego zawartość pod stołem.
- Wiesz co jest w środku? - Zaprzeczyłem ruchem głowy. Skąd miałem wiedzieć przecież tylko oddawałem przysługę kumplowi. Pytanie tylko czy mi uwierzy, bo jeśli nie to już po mnie. Zacząłem panikować. Nie uwierzy mi. Sam bym sobie nie uwierzył, a jeśli pójdę do więzienia? Przecież ja tam nie przeżyje...

Max z minuty na minutę denerwował się bardziej. Jego oddech przyśpieszył, a on z trudem już łapał powietrze. Serce waliło mu w piersi jak oszalałe. Czarne plamy powoli przesłaniały mu obraz, aż do nastania całkowitej ciemności.

Pułkownik Jack Trru od samego początku skrzętnie obserwował chłopaka, który przeszkodził mu w akcji. Pewnie nie podniósł by go z ziemi, gdy tamci zastrzelili tego gościa, ale nie miał pewności czy on miał z tym coś wspólnego. - Na szczęście Dann stoi za lustrem i zapewne już ma całkowite dane o tym dzieciaku. Swoją drogą mały wygląda na naprawdę przerażonego, albo tak dobrze gra. Wszystko się już niedługo wyjaśni. Jak tylko stąd wyjdzie to dowie się wszystkiego o Maxie. - Myślał cały czas nie odwracając wzroku od chłopaka. Początkowo tylko szybciej oddychał, ale chyba miał jakieś problemy, bo po chwili zaczął się dusić i obsuwać w krześle. Jack złapał go szybko w momencie jak do pomieszczenia wpadł Dann z Telem.
- Jack mały ma chore serce! Dawaj go szybko na oddział szpitalny to może być coś poważnego. - Wykrzyczał Dann zobaczywszy, że jego przyjaciel już trzyma chłopaka. Jack bez zbędnych pytań zastosował się do polecenia podkomendnego i zabrał Maxa do Grega. Ten z kolei zabrawszy z jego ramion chorego poprostu wyrzucił go na korytarz. Jak zresztą zwykł robić zawsze nie przejmując się wyższym stopniem oficera. Trru przez swoje dziesięć lat służby nauczył się, że słów Danna i Grega się nie kwestionuje nie zależnie od tego kim jesteś. Dann zajmuje się techniką i komputerami. Potrafi włamać się do każdego miejsca w sieci, wyszukać wiadomości o każdym i dowolnie je przekształcać. Trudno jest zaleźć komuś takiemu za skórę wiedząc, że przykładowo jutro możesz obudzić się bez domu, rodziny i pracy, jako poszukiwany na całym świecie zamachowiec. Do tego ma duże plecy i co rusz wymyśla nowe cacka, które jednego dnia mogą uratować Ci życia, a drugiego zabić. Greg natomiast jest specjalistą od biochemii, lekarzem i zielarzem. Mawiają, że:" Jeśli jest ktoś, kto wyleczy cię z każdego świństwo to właśnie Greg". Każdy ranny na akcji żołnierz nie mający już nadziei modlił się by otrzymać od niego pomoc. Były sytuacje, że na takowe prośby przemycano go potajemnie do różnych części świata. Prawie każdy będący w jego bazie czy oddziale był przez niego leczony, więc było mało osób sprzeciwiających się mu. Do tego miał jeszcze jeden ważny czynnik przemawiający za tym by go nie drażnić: Danna, który jest jego starszym o rok bratem. Mimo wszystko Trru nie bardzo się ich boi, ale przede wszystkim szanuje. Obaj należą do jego bliskich przyjaciół od wielu lat, którzy dzięki pracy, wytrwałości i inteligencji dotarli bardzo wysoko.
Pułkownik Trru siedział w poczekalni i rozmyślał o Dannie, Gregu i tym do czego we trzech doprowadzili chcąc zrealizować marzenia. Razem dorastali i pomagali sobie w staniu się najlepszymi w swojej dziedzinie. Każdy z nich miał inny cel, inne zainteresowania, tak różni, a jednak tak podobni. Nie trudno się domyślić jak skończyła się ich wieczna pogoń za ideałami. Osiągnęli swój cel, ale stali się ludźmi bez nazwisk. Mimo wszystko żaden nie żałował.
Rozmyślania Jacka przerwał odgłos zamykanych drzwi. Wiedział, że to Greg, więc spytał nim zdążył unieść głowę.
- Co z nim? Mam do niego jeszcze parę pytań i ... - nie zdążył dokończyć, bo Greg przerwał mu w pół zdania. - Być może, ale nie zapominaj, że dzieciak jest teraz pod moją opieką, a Tobie od mojego oddziału szpitalnego wara, bo przed następną akcją wpakuję Cię do jednego z tamtejszych łóżek i nawet generał Ci nie pomoże - Powiedział po czym prześlicznie się uśmiechnął. Jack nie należał do osób cierpliwych, ale perspektywa subtelnej zemsty Grega musiała ostudzić jego temperament, gdyż spojrzał na przyjaciela wyczekująco, lecz nie odezwał się już. Lekarz widząc zmianę w zachowaniu pułkownika uśmiechnął się szerzej. Uwielbiał trzymać wszystko i wszystkich pod kontrolą. Zwłaszcza Jacka i Danna.
- Z chłopakiem jest już dobrze. Nie będę Ci tłumaczyć co i jak, bo i tak się na tym nie znasz. Powiem jedynie, że to przez nerwy. Nie powinieneś tak straszyć biednego dziecka.
- Ale Greg przecież ja nic mu nie zrobiłem. Ściągnąłem go z akcji, gdzie mogli go zabić. Zaprowadziłem do przytulnego pokoiku i delikatnie wypytałem co i jak. - Tłumaczył Jack z miną niewiniątka. Greg tylko pokiwał z politowaniem głową. - Jack znamy się nie od dziś. Ty nie umiesz załatwiać spraw delikatnie. Zapewne wszedłeś gdzie miałeś wejść i zrobiłeś rozróbę. W drodze powrotnej dzieciak wpadł Ci w paradę, więc wziąłeś go za szmaty i bez zbędnych wyjaśnień przytachałeś tutaj, gdzie wrzuciłeś go do pokoju przesłuchań. Usiadłeś naprzeciw z groźną miną i zacząłeś bawić się bronią, albo po prostu przyłożyłeś mu ją do łba i straszyłeś, że go zabijesz lub pobijesz. Czego w przypadku tego chłopaka on napewno by nie przeżył i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. - Im więcej mówił Greg tym mina Jacka stawała się bardziej pochmurna. Obaj zdawali sobie doskonale sprawę, że lekarz się nie mylił. Jack z miłą chęcią po nieudanej akcji dzięki małemu wprasował by go za jedno złe sowo w krzesło. - Dobra masz rację - przyznał w końcu. - Miałem ochotę zatłuc gnojka jak przeszedł przez furtkę. Gdyby tego nie zrobił doszło by do realizacji i ten mafiozo by wpadł. Dzieciak chyba nawet nie zdaje sobie sprawy, że był świadkiem umowy dwóch szych mafii. Jeśli nie jest z nimi związany, na co wygląda to ma duże kłopoty.
- Cieszę się, że się przyznałeś. Rozmawiałem już z Dannem przez telefon wygląda na to, że Max jest czysty.
- Jesteś pewien? - zapytał Jack unosząc brwi w powątpiewaniu.
- Dobry uczeń, miły. Pracuje społecznie pomagając w domu dziecka, w którym się wychował, oprócz tego dorabia jako informatyk w jednej z renomowanych firm. Zarekomendował go jego poprzednik. Sumienny pracownik. Nigdy nie karany. Na 'brudne' życie nie pozwala mu silna wada serca.
- Jak bardzo poważna?
- Bardzo, jeśli nie będzie miał przeszczepu pożyje może jeszcze z 6 lat. Poważniejsze komplikacje zaczną się gdzieś za 4 lata i będzie go trzeba do maszyny podłączyć. Zapewne zdaje sobie z tego sprawę, bo jest na listach oczekującego na przeszczep i jednocześnie dawcy jeśli mu się nie uda. - Greg podsumował i patrząc poważnie na Jacka. Ten natomiast zrobił głupią minę, jakby przyjaciel odgadł co miał zamiar zrobić Maxowi, gdyby nie zemdlał.
- Powinieneś pójść porozmawiać z Dannem, Jack i obmyślić plan działania. Osoby z poza Kobry nie mogą przebywać na terenie bazy. - zamilknął, by po chwili dodać z uśmiechem - Chyba, że w roli więźnia do czego nie możemy oczywiście dopuścić.
- Wiesz to nie było by takie złe, jako więzień był by bezpieczny. Ponadto początkowo i tak miał tam trafić. Tam lub do Thoda. - Twarz Trru wykrzywiła się w wrednym uśmiechu. Lekarz popatrzył na niego z politowaniem.
- Jack wiesz przecież jakim oddziałem kierujesz. Kobra to największe szumowiny w wojsku. Do tego cholernie zdolne. Większość z nich po za oddziałem miała by już dożywocie, a Thod to jeden z gorszych elementów tej układanki. Do tego pedofil. No i tyle o oddziale. Więzienie natomiast to... - nie zdążył dokończyć, bo Jack wszedł mu w słowo naśladując jego molizatorski ton. - ...nic innego jak ów Kobra w wydaniu gorszym, bo nie zdyscyplinowanym.
- Właśnie - Potwierdził Greg nic nie robiąc sobie z zachowania kolegi. - A skoro to już zrozumiałeś. Przestań zachowywać się jak gówniarz, którym od lat już nie jesteś i idź załatw co trzeba. Masz w końcu całe 36 lat i jesteś już dużym chłopcem. - Odwrócił się i wszedł z powrotem do pomieszczenia za nim. Dodając przy tym - Choć czasem mam wrażenie, że to ja jestem z was wszystkich najstarszy, bo otaczają mnie sami narwańcy.



Komentarze
mordeczka dnia padziernika 10 2011 12:41:30
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

Mary Madness (Brak e-maila) 19:21 13-07-2007
Na prawdę dużo błędów, brak czasu nie bardzo to usprawiedliwia, bo pożądna beta to jedna rzecz, a dwukrotne przeczytanie tego co się napisało, druga.
Już w pierwszym zdaniu razi po oczach: "Jestem Maxmilian Corry osiemnastoletni student student College w Los Angeles." Zaraz potem duża litera w środku zdania: "Moim celem okazał się Średniej wielkości domek".

Po drugie występuje brak konsekwencji między tworzonymi przez ciebie opisami, a wydarzeniami. Na przykład chwila, w której Corry podziwiał sobie domek i nie wiedzieć skąd, nie zauważony wcześniej spada na niego trup faceta. Jakby się pojawił z nieba. Albo najpierw pułkownik zaciąga Corry'ego, żeby jeszcze w tym samy zdaniu stało czarno na białym, że go prowadzi.

Jest też trochę powtórzeń.

Podejrzewam, że wszystkie te błędy wynikają tylko z twojej niedbałości. Proponuje przed wysłaniem kolejnej części, przeczytać ją i wyłapać te najbardziej rażące błędy, bo po prostu "uwierają" w czasie czytania, całkiem dobrze zapowiadającej się historii. Styl masz nie najgorszy i myślę, że akcja rozwinie się ciekawie.
Arvin (Brak e-maila) 12:08 08-08-2007
Błędy nie do końca są zależne odemnie, ale w niektórych przypadkach masz rację brak uwagi z mojej strony. Nie mniej jednak dziękuje za opinię. To bardzo pocieszające, że ktoś coś napisał.
Askqa (askqa@vp.pl) 13:39 21-08-2007
Opko zapowiada się ciekawie, gdyby nie te błędy.Ech...Czekam z niecierpliwością na cd. ;D
clea (Brak e-maila) 23:56 23-08-2007
Uwagi Mary Madness sluszne, niemniej opowiadanie zapowiada się ciekawie i bardzo fajnie byłoby gdybyś kontynuowala..
Pomijając drobne blędy wynikajace z pospiechu i niedopatrzenia, opowiadanie dobrze się czyta. Jedyne, co mi nie odpowiadało to początek, właściwie pierwsze zdanie. Jakieś to nienajlepsze wprowadzenie (bohater się przedstawia, podając swoje wymiarysmiley - dość mocno odstaje od reszty, według mnie bardzo dobrej fabuły.
Czekam na więcejsmiley
Arvin (Brak e-maila) 23:34 27-08-2007
No, jak tyle opinii się tu uzbierało to wypada napisać dalej, albo wysłać resztęsmiley Wszystkim bardzo dziękuje za opinie. Jestem bardzo wdzięczny.
biru (Brak e-maila) 22:01 21-01-2011
Ujdzie ;]
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum