The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 25 2024 09:44:54   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Wojownik
Alkan popatrzył na złowioną przed chwilą rybę. Była duża. Wystarczy na kilka posiłków. Do wioski zaniósł dzisiaj wystarczająco dużo ryb, więc ta będzie dla niego. Jutro może uda mu się upolować jakąś antylopę, będzie mógł wtedy ususzyć trochę mięsa i skupić się na dostarczaniu żywności do wioski. Odkąd kobieta jego ojca wydała na świat kolejne dziecko ich potrzeby zdecydowanie wzrosły. Spojrzał w niebo. Czarne chmury zwiastowały nadchodzącą burzę. Zarzucił rybę na plecy i szybko ruszył w stronę jaskini w której mieszkał. Miał nadzieję że zdąży dojść zanim zacznie padać. Inaczej będzie musiał rozpalić ognisko w jaskini żeby się wysuszyć, a strasznie tego nie lubił.
Był w połowie drogi, kiedy deszcz lunął znienacka, a niebo przecięła błyskawica. Niestety las nie dawał żadnej osłony. Deszcz padał tak mocno iż liście uginały się pod ciężarem wody. Alkan westchnął cicho i przyspieszył kroku. Dobrze ze przynajmniej zdążył coś złowić zanim rozpętała się burza. W czasie burzy wody jeziora robią się niespokojne i zwierzęta w nim żyjące stają się bardziej agresywne. Łatwo wtedy stracić życie.
W pewnym momencie potknął się. Na szczęście nie stracił równowagi. Spojrzał pod nogi i zobaczył, że tym o co się potknął była... ludzka noga. Reszta ciała niknęła pod olbrzymimi liśćmi nerkowca. Ostrożnie położył rybę na ziemi i odchylił liście. Zdumiał się ogromnie. Na ziemi leżał drobny jasnowłosy chłopak. Martwy? Ostrożnie dotknął go. Usłyszał jęk. A więc żyje. Odwrócił go na plecy. Nie miał blizn, więc to był jeszcze dzieciak! Co on tu robił sam i to w takim stanie? Nieprzytomny i cały rozpalony. Podniósł go ostrożnie. I poszedł w stronę jaskini. Kiedy doszedł położył dzieciaka na skórach. Zdjął z niego całe przemoczone ubranie i zaczął delikatnie wycierać. Kiedy skończył przykrył go drugą skórą i wyszedł z jaskini. Ne może przecież zostawić tak ogromnej ryby. Wrócił chwilę potem. Zrzucił rybę na ziemię i rozpalił ognisko. Kiedy już było wystarczająco duże szybko zdjął hakije i wytarł się do sucha. Podszedł do chłopaka. Nadal nie otwierał oczu i był cały rozpalony. Alkan nie wiedział co robić. Takimi rzeczami zajmują się zawsze kobiety. On niestety nie miał kobiety, która mogłaby się zająć tym dzieckiem. Miał nadzieję, że dzieciak niedługo oprzytomnieje. W przeciwnym wypadku będzie musiał udać się do wioski, a tego nie chciałby robić. Odkąd zdecydował się odejść z plemienia jego wizyty w wiosce ograniczały się tylko do dostarczania pożywienia. Odkąd wódz plemienia, po walce z groźnym tygrysem stał się niezdolny do polowania, cały ciężar utrzymania jego rodziny spadł na Alkana. Jednak po tym jak został przez ojca potraktowany nie chciał wracać do wioski. Wolał swoją samotność w tej jaskini. Przyzwyczaił się do tego, że żadna kobieta go nie chce. Nikt nie chciał robić sobie wroga z wodza plemienia Taruri. Mimo, iż niezdolny do zdobywania pożywienia, w dalszym ciągu budził grozę wśród sąsiednich plemion. Dlatego też Alkan skazany był na samotność po tym jak sprzeciwił się ojcu. Był pierwszym i właściwie jedynym wojownikiem, który tak otwarcie sprzeciwił się woli wodza. Wódz doskonale wiedział, że bliską sercu Alkana jest Tanuki z plemienia Kamori, jednak zdecydował że jego kobietą zostanie Ururi z plemienia Tunaka. Ururi była brzydka jak noc, ale była córką wodza. Połączenie obu plemion dawało obustronne korzyści. Niestety Alkan odmówił i żeby uniknąć wojny odszedł z plemienia. Nie zamierzał się z nimi nigdy kontaktować, jednak kiedy tygrys szablasty pozbawił wodza władzy w nogach Alkan postanowił dostarczać pożywienie jego rodzinie. Nie robił tego ze względu na wodza, swego ojca. Do niego nie czuł już nic. Ale żal mu był jego czterech młodych żon i tych dzieci, które były jeszcze zbyt małe by wziąć na siebie ciężar utrzymania całej rodziny. Tak więc codziennie upolowaną zwierzynę czy złowione ryby zanosił najpierw do wioski, a dopiero później do swojej jaskini.
Nadeszła noc. Dzieciak w dalszym ciągu leżał nieprzytomny. Jeżeli jutro przed porannym polowaniem nie odzyska świadomości wtedy Alkan pójdzie do wioski.
Nadszedł ranek. Alkan wstał z posłania i podszedł do dzieciaka. Wyglądało jakby spał spokojnie. Położył rękę na jego czole. Nie było już takie ciepłe jak wczoraj. Jest więc szansa, że dzieciak wkrótce się obudzi. Już chciał zabrać rękę gdy nagle dzieciak otworzył oczy. Zobaczywszy pochylającą się nad nim obcą twarz krzyknął przestraszony i odsunął się najdalej jak to było możliwe. Gdyby nie ściana jaskini pewnie odsuwałby się jeszcze dalej.
- Nie bój się, nie zrobię ci krzywdy - mruknął Alkan. - Jesteś głodny?
Wstał i podszedł do wygasłego ogniska. Wygrzebał z popiołu resztki ryby z poprzedniego dnia i ułożywszy ją na liściu nerkowca położył przed dzieciakiem.
- Niestety ryba jest wczorajsza, dzisiaj nie zdążyłem jeszcze nic zrobić.
Dzieciak rzucił się na rybę i zaczął ją połykać w pośpiechu jakby bał się, że ten nieznajomy wojownik rozmyśli się i mu ją zabierze.
- Jak ci na imię? - spytał Alkan, ale dzieciak nie odpowiedział. - Z jakiego plemienia pochodzisz? Co robisz tak daleko od swojego plemienia?- Alkan nie rezygnował, lecz dzieciak dalej nie odpowiadał. - Nie chcesz rozmawiać to nie. Jak skończysz jeść idź w swoją stronę. Ja muszę iść na polowanie.
Alkan wstał i ruszył w stronę wyjścia z jaskini.
- Nie mam imienia - odezwał się dzieciak kiedy Alkan był już prawie na zewnątrz. Alkan zatrzyma się i popatrzył na niego uważnie. Siedział ze spuszczoną głową. - Nie mam plemienia. Wypędzili mnie z plemienia i odebrali imię - z oczu dzieciaka popłynęły łzy.
Alkan cicho westchnął. I co on ma teraz zrobić z tym dzieciakiem? Przecież nie może go tak wyrzucić.
- Możesz tu na razie zostać, później się zastanowię co z tobą zrobić - mruknął Alkan i ruszył na polowanie.
Niestety nie miał szczęścia w trakcie polowania. Był tak rozkojarzony że uciekły mu aż dwie antylopy. Znowu będzie musiał zadowolić się rybami. A to wszystko przez tego dzieciaka. Nie mógł zrozumieć jak można było wypędzić z plemienia takie dziecko. Cóż on takiego zrobił, że posunęli się aż do tego? Kiedy w końcu nałapał wystarczającą ilość ryb i zaniósł ją do wioski zrobiło się już ciemno. Wrócił do jaskini i rozpalił ogień przed wejściem.
-Wychodź - odezwał się w stronę jaskini. Chłopak ostrożnie wyszedł i stanął tak że Alkan mógł go widzieć w blasku ognia. - Podejdź bliżej, nic ci nie zrobię - chłopak posłusznie podszedł. - Siadaj - chłopak usiadł przy ognisku.
- Więc mówisz że nie masz ani imienia ani plemienia? Dlaczego? Co takiego zrobiłeś że cię wygnali?
Chłopak siedział ze spuszczoną głową i nic nie mówił.
- Nie chcesz powiedzieć? To może chociaż powiesz mi, co ja mam z tobą zrobić?
- Pozwól mi zostać ze sobą - chłopak podniósł głowę, a jego oczy błyszczały. Alkan nie wiedział czy to od ogniska , od choroby czy może jeszcze coś innego.
- Nic z tego. I tak mam już wystarczająco dzieciaków do wyżywienia. Jeden więcej nie jest mi potrzebny.
- Nie jestem dzieckiem! - wykrzyknął chłopak.
- Nie widzę na twoim ciele rytualnych blizn, więc nie jesteś jeszcze mężczyzną. A skoro tak to znaczy że jesteś jeszcze dzieckiem. Ile ty masz właściwie lat?
- Osiemnaście - szepnął chłopak.
- I jeszcze nie zdobyłeś rytualnych blizn? Jak to możliwe?
- Właśnie miałem przejść rytuał, ale dzień wcześniej wypędzili mnie z plemienia i odebrali imię. Teraz nie mam dokąd pójść, dlatego proszę, pozwól mi zostać z sobą!
- Polowałeś kiedykolwiek? - chłopak przecząco pokiwał głową - Więc jak ty to sobie wyobrażasz? Muszę żywić rodzinę mego ojca i jeszcze ciebie mam sobie brać na kark? Nic z tego.
- Więc pozwól mi zostać jako twoja kobieta - szepnął cicho chłopak.
- Słucham? - Alkan uważnie popatrzył na dzieciaka. W jego oczach zobaczył jakąś dziwną determinację.
- Pozwól mi zostać jako twoja kobieta. Będę oprawiał zwierzynę którą upolujesz, będę przygotowywał ci pożywienie, będę dbał o twoją broń i o twoje ognisko. I... - chłopak chwilę się zawahał - ... oddam ci swe ciało, jak kobieta. Będę robił to wszystko co robić powinna kobieta.
Alkan przez chwilę patrzył w milczeniu na chłopaka. W końcu odezwał się.
- Dobrze, zostaniesz jako moja kobieta. - Wyciągnął z ognia rybę i podał dzieciakowi. - Jedz.
- Więc jak mam do ciebie mówić? - spytał Alkan kiedy już skończyli jeść.
- Nie mam imienia - chłopak wzruszył ramionami - więc możesz do mnie mówić jak chcesz.
- Więc będę na ciebie mówił: Nava, co znaczy "dziecko burzy". Ja jestem Alkan.
- Nava... podoba mi się - dzieciak uśmiechnął się.
- Czas spać - mruknął Alkan i zgasił ognisko.
Nava poszedł do jaskini, zdjął hakiję i położył się na skórach. Serce biło mu jak oszalałe. Czy Alkan skorzysta ze swojego prawa i wykorzysta jego ciało tak jak ciało kobiety? Leżał nie ruszając się. Słyszał jak Alkan rozbiera się i kładzie obok niego. Leżał czekając co tamten zrobi, aż w końcu usłyszał jego miarowy i spokojny oddech. Zasnął. Nava odetchnął z ulgą i odprężył się. Chwilę potem także spał.
Kiedy Alkan rano obudził się miejsce obok niego było puste. Pewnie dzieciak przestraszył się i jednak uciekł, pomyślał. Założył hakiję i wyszedł przed jaskinię. Zdziwił się zobaczywszy palące się ognisko. Chwilę potem zobaczył wychodzącego z lasu Navę. Niósł w rękach zawiniątko z liścia nerkowca.
- Już wstałeś? - spytał chłopak. - Nazbierałem trochę owoców. I ryba powinna być już chyba dobra - położył liść z owocami na ziemi i wygrzebał z ogniska rybę i spróbował - Już jest dobra. Proszę - podał Alkanowi jeden kawałek, a sam wziął drugi.
Alkan patrzył uważnie na dzieciaka.
- Nie smakuje ci? - Spytał Nava widząc, że Alkan nie je.
Alkan bez słowa wziął się za rybę i owoce. Zazwyczaj nie zawracał sobie głowy zbieraniem owoców. To zawsze było zajęcie kobiet. Chociaż musiał przyznać, że owoce stanowiły miłe urozmaicenie posiłku.
- Idę na polowanie - mruknął Alkan po skończonym posiłku. - Wrócę dopiero gdy słońce zajdzie.
- Rozumiem - odpowiedział Nava.
Kiedy Alkan zniknął miedzy drzewami Nava wziął się za porządki. Już poprzedniego wieczora zauważył że w jaskini od dawna nie było sprzątane. Wyciągnął skóry, które służyły ze legowisko i porozkładał je tak żeby wiatr je przewiał. Wygarnął popiół z ogniska. W ciemnym końcu jaskini, gdzie nie dochodziło światło z ogniska znalazł kilka sztuk brudnych hakij i buki. Na szczęście niedaleko jaskini znajdowało się niewielkie jeziorko zasilane wodą z równie niewielkiego wodospadu. Nadmiar wody natomiast wypływał niewielkim strumieniem i ginął w gęstwinie lasu, kończąc swą drogę w położonej niedaleko rzece. Jeziorko było wprawdzie małe i niezbyt głębokie, ale dwie osoby mogły się w nim spokojnie razem wykąpać. No i oczywiście idealnie nadawało się do prania ubrań. Nava zaniósł hakije nad wodospad. Kiedy zbierał w lesie owoce znalazł monoki - roślinę, której korzenie wydzielały mleczny sok doskonały do prania odzieży. Poszedł do lasu i wykopał korzeń. Jeden powinien wystarczyć. Wrócił nad wodę. Kiedy już wszystko wyprał porozwieszał na rosnących w pobliżu krzakach żeby szybko wyschło. Ponownie wszedł do lasu. Tym razem musiał zagłębić się trochę dalej, ale w końcu znalazł to czego szukał: palmowiec. Wziętym z jaskini nożem poucinał jego długie i wąskie liście, po czym wyciągniętym z jednego z nich łykiem związał wszystkie razem. Zadowolony z efektu wrócił do jaskini i wziął się za wymiatanie całego nagromadzonego tam brudu i kurzu. Kiedy już wysprzątał całą jaskinię zabrał się za resztę złowionej poprzedniego dnia przez Alkana ryby. Niestety jedyne co mógł zrobić, to upiec ją żeby się nie zepsuła. Pokroił ją na mniejsze kawałki, owinął w liście nerkowca i wsadził do popiołu. Kiedy już zrobił wszystko, co jego zdaniem powinien Zrobić, usiadł przed jaskinią i zapatrzył się w dal. Miał jeszcze całe pół dnia zanim wróci Alkan. Przed oczami przeleciało mu całe jego dotychczasowe życie. Urodził się jako trzeci syn wodza. Chociaż od początku wiadomo było że po śmierci wodza nie zajmie jego miejsca to jednak wymagano od niego tego samego co od następcy już od najmłodszych lat. Niestety mimo iż się starał zadowolić ojca nigdy mu się nie udawało, nigdy nie usłyszał z jego ust pochwały. Szczerze mówiąc nigdy nie był w stanie wykonać poprawnie tego co inni chłopcy pojmowali błyskawicznie. Nie potrafił nauczyć się jak być wojownikiem. Znacznie łatwiej wychodziło mu pomaganie matce i innym kobietom. Więc kiedy tylko mógł to kręcił się koło matki albo podpatrywał ją i inne kobiety w trakcie ich pracy. To dzięki temu mógł teraz zostać w jaskini Alkana. Jednak nigdy nie zrezygnował z bycia wojownikiem. Niestety dzień przed rytuałem wszystko przekreślił. Rezem z innymi młodymi, którzy razem z nim mieli stać się mężczyznami, ćwiczył rzut dzidą do celu. Jak zwykle nie trafił. Wszystko byłoby w porządku gdyby nie fakt że dzida ugodziła śmiertelnie najmłodszą żonę woda, która nie dość że była jego ulubioną żoną, to jeszcze na dniach miała wydać na świat jego potomka. Tylko fakt że jest synem wodza uchronił go przed niechybną śmiercią. Niestety kara jaką mu wymierzyli okazała się dotkliwsza niż śmierć, bo skazywała go na powolne konanie z głodu i wyczerpania. Pozbawiono go imienia i wygnano z plemienia nie dając żadnej broni ani zapasów. W przeciwieństwie do swoich rówieśników, którzy byli już w stanie upolować mniejszą zwierzynę, jak na przykład króliki, czy złowić jakąś mniejsza rybę, on nie potrafił nic. Zwierzyna uciekała przed jego niecelnymi i słabymi rzutami dzidą. Zaraz po wypędzeniu próbował złowić jakąś rybę, ale im bardziej się starał tym gorzej mu wychodziło. Był już na granicy śmierci gdy znalazł go Alkan. Gdyby nie Alkan Nava już dawno byłby martwy. Dlatego też musi się postarać jak najlepiej i być dla niego dobrą kobietą.
Słońce chyliło się ku zachodowi gdy Alkan wrócił niosąc na ramionach młodą sarnę pasiastą. Rzucił ją na ziemię przy ognisku a obok niej wbił w ziemię ogromny nóż.
- Oporządź tą sarnę. Tylko uważaj na skórę, będzie ją można na coś wymienić.
- Zmęczony jesteś? - spytał Nava - Może chcesz się oczyścić najpierw?
- Czemu nie - mruknął Alkan i poszedł w stronę jeziorka. Rozebrał się i usiadłszy w wodzie zamknął oczy .
Nava szybko rozpalił ognisko i wsadził do popiołu upieczoną wcześniej rybę. Potem wszedł do jeziora i kawałkiem materiału z naniesionym na niego sokiem z liści kowonu zaczął myć klatkę piersiową Alkana.
- Hej, co robisz? - Alkan złapał Navę za rękę.
- Pomagam ci się oczyścić - odparł zdziwiony Nava. - Czyż nie tak powinna robić kobieta?
Alkan bez słowa puścił rękę chłopaka. Zamknął oczy i pozwolił mu dokończyć to co zaczął. Nava powoli mył każdą część ciała wojownika od klatki piersiowej, poprzez ręce aż do nóg.
- Czy mógłbyś się odwrócić? Chciałbym oczyścić twoje plecy - powiedział nieśmiało Nava.
Alkan bez słowa odwrócił się. Kiedy Nava skończył powiedział:
- Gotowe. Jedzenie też już powinno być dobre - i poszedł w stronę ogniska. - Niestety dzisiaj jest tylko wczorajsza ryba. Gdybym miał więcej rzeczy to mógłbym zrobić coś więcej.
- Co ci potrzeba? - mruknął Alkan między jednym kęsem a drugim.
- Paele, kociołek, kamień do ziarna, ze dwa noże, trochę glinianych naczyń, kilka igieł...
- Sporo tego - mruknął Alkan przerywając wyliczankę.
- To są podstawowe rzeczy - odparł nieśmiało Nava.
- Za siedem dni w wiosce plemienia Kurumi odbędzie się targ. Możemy tam pójść i zobaczyć co uda się zdobyć. Na razie musi ci wystarczyć to - rzucił w stronę Navy jakiś materiał.
- Co to jest? - zdziwił się chłopak.
- Hunari - odparł Alkan. - Jesteś moja kobietą, więc będziesz się ubierał jak kobieta.
Nava bez słowa założył hunari. Okazało się że jest zbyt długa i ciągnęła się po ziemi. Alkan bez słowa wziął nóż i odciął kawałek materiału tak, że długość była odpowiednia.
- Oporządź sarnę jeszcze dzisiaj. Połowę mięsa przygotuj do suszenia, a połowę zostaw surową i przygotuj do transportu. Jak skończysz możesz iść spać - mruknął Alkan.
- Dobrze - odpowiedział Nava i wziął się za oprawianie sarny.
Zajęty praca nawet nie zauważył, że Alkan uważnie go obserwuje. Patrzył jak chłopak wprawnymi ruchami oddziela mięso od skóry i jak porcjuje je na mniejsze kawałki. Kiedy skończył wszystkie kawałki pozawijał w liście nerkowca. Część z nich przygotował do transportu, a część zakopał w ziemi. Zajmie się suszeniem go następnego dnia od rana. Potem wziął skórę i rozłożył wewnętrzną częścią do góry. Oczyścił ją z wszelkich możliwych pozostałości mięsa i mięśni i natarł piachem. Poprzyciskał brzegi skóry kamieniami przyniesionymi z jeziorka. Kiedy skończył poszedł do jaskini i położył się spać. Tak jak poprzedniego dnia serce waliło mu jak oszalałe. Bał się. Alkan był małomówny, więc Nava nie wiedział czego można się po nim spodziewać. Czy dzisiejszej nocy Alkan wykorzysta go tak jak kobietę? Przed oczami Navy stanął nagle goły Alkan. Jego umięśnione plecy i idealne pośladki kiedy wchodził do wody, wspaniała w dotyku klatka piersiowa, silne ręce i nogi i ta jego proporcjonalna do reszty ciała, widoczna pod wodą męskość. Idealny wojownik. Nava westchnął cicho. Dlaczego on nie może wyglądać tak wspaniale? Nagle usłyszał jak Alkan wchodzi do jaskini, rozbiera się i kładzie obok niego. Chwilę potem poczuł jego ręce na swoim ciele. Nie wiedział czego ma się spodziewać, wiec leżał nieruchomo. Czuł jego oddech na swoim karku, jego ręce błądzące w okolicach jego podbrzusza. W pewnym momencie Alkan bez słowa przewrócił Navę na brzuch, rozchylił jego nogi, podniósł biodra do góry i wszedł w niego. Ostro i do samego końca. Nava krzyknął rozdzierająco. Alkan zaczął poruszać biodrami, najpierw powoli, potem coraz szybciej. Nava słyszał jego coraz bardziej przyspieszony oddech. Jednak tym co zwracało największą uwagę Navy był ogromny ból wdzierający się brutalnie w każdy zakamarek jego ciała wraz z każdym ruchem Alkana. Mimo to leżał spokojnie z twarzą wciśniętą w skórę. Musi to przetrzymać, nie może się skarżyć. Sam przecież tego chciał. To jest cena jego przetrwania. Nie wiedział jak długo to trwało. Ból nie pozwalał mu jasno myśleć. W pewnym momencie poczuł, że Alkan zaspokoił się już i leży obok próbując uspokoić oddech. Ukradkiem otarł łzy. Z bijącym sercem czekał na to co będzie dalej. Czy Alkan znowu go weźmie, czy da sobie spokój? Słyszał jak jego oddech staje się coraz spokojniejszy. W pewnym momencie zrozumiał że Alkan zasnął. Tłumiąc cisnące mu się do oczu łzy Nava także poszedł spać. Kiedy w końcu się obudził miejsce obok niego było puste. Podniósł się i krzyknął rozdzierająco czując ból w dole podbrzusza. Ostrożnie spojrzał w dół i na skórze zobaczył zaschniętą krew. Z oczu popłynęły mu łzy. Leżał jakiś czas płacząc. W końcu postanowił podnieść się, przecież ma co robić. Powoli, tak żeby ból był jak najmniejszy, podniósł się i opierając się o ścianę jaskini ruszył powoli do wyjścia, a potem do jeziora. Musi to z siebie zmyć. Jak najszybciej. Ostrożnie wszedł do wody. Ze zdziwieniem stwierdził, że ból nieco złagodniał. Nie mogąc siedzieć położył się na brzuchu opierając brodę na rękach na brzegu jeziorka. Leżał tak nie wiadomo ile i płakał. Płakał z bólu targającego jego ciałem. Kiedy już zabrakło mu łez sięgnął ostrożnie między pośladki. Nadal było pełno krwi na ręce. Leżał więc pozwalając wodzie pieścić łagodnie jego poranione ciało. W końcu jednak zdecydował się wyjść. Ma dzisiaj jeszcze coś do zrobienia. Powoli, przytrzymując się ściany wrócił do jaskini i ubrał hunari. Każdy, nawet najmniejszy ruch sprawiał mu ogromny ból, ale zaciskał zęby i ze łzami w oczach powoli robił co do niego należy. Przez cały czas powtarzał sobie, że będzie dobrą kobietą dla Alkana. Poszedł do lasu i nazbierał patyków. Niewielkim nożem jaki wcześniej znalazł w jaskini oczyścił je i ponabijał na nie mięso, które wcześniej zakopał w ziemi zostawiając kawałki na dzisiejszy posiłek. Rozpalił ognisko. Kiedy już rozpaliło się na dobre rzucił w ogień przyniesione z lasu liście mururi. Ogień zgasł momentalnie, za to pojawił się biały dym o przyjemnym zapachu. Powbijał kijki z mięsem wokół ogniska tak żeby dym owijał mięso. Powoli, cały czas płacząc z bólu, poszedł w kierunku skóry. Natarł ją jeszcze raz piachem i zostawił na słońcu. Z powodu rozdzierającego go bólu wszystko robił cztery razy wolniej niż normalnie. Kiedy skończył ze skórą niebo zaczęło robić się coraz ciemniejsze. Wiedząc że Alkan niedługo wróci z polowania wziął pozostawione wcześniej mięso, owinął je w liście nerkowca i włożył do ogniska. Dołożył drwa, żeby nie zagasło całkowicie i nową porcję liści mururi. Potem ostrożnie poszedł w stronę jeziora. Tym razem nawet nie próbował zdjąć hunari. Wszedł do wody i tak jak poprzednio położył się na brzuchu. Spod przymkniętych powiek popłynęły mu łzy. Nawet nie zauważył kiedy zmęczony płaczem zasnął. Obudził się nagle w środku nocy. Przypomniał sobie, że przecież musi przyszykować jedzenie dla Alkana. Chciał się poderwać ale jakiś ciężar na jego piersiach uniemożliwił mu to. Dopiero wtedy zrozumiał, że nie leży w jeziorku tylko w jaskini, a ten ciężar to ręka Alkana. Czuł jego oddech na karku. Ostrożnie przekręcił się i popatrzył na jego twarz. Nie widział jej dokładnie, jedynie zarys. Wyciągnął rękę i delikatnie pogładził go po policzku. Na szczęście nie obudził się. Nava ostrożnie przysunął się bliżej. Poczuł zapach skóry Alkana. Przez chwilę delektował się nim, na koniec wtulił twarz w jego klatkę piersiową i zasnął. Kiedy się obudził rano wojownika już nie było. Ostrożnie wstał, założył hunari i wyszedł przed jaskinię. Ból był mniejszy niż wczoraj, chociaż w dalszym ciągu był. Powoli podszedł do ogniska i zdziwiony zobaczył, że mięso które wczoraj wędził teraz leży obok ogniska na liściach nerkowca. Ostrożnie spróbował jeden kawałek. Było idealne. Pozawijał wszystko dokładnie w liście i zaniósł do jaskini. Przez chwilę się zastanawiał w którym miejscu zrobić spiżarnię, aż w końcu się zdecydował. Wykopał dziurę w miejscu do którego nie dochodziły promienie słoneczne i włożył tam mięso. Ostrożnie przykrył leżącymi w pobliżu niewielkimi kamieniami. Wyszedł z jaskini i podszedł do skóry. Przewrócił ją na drugą stronę i przejechał ręką po włosiu. Wszystko było ok. Jeszcze dwa, trzy dni i skóra będzie gotowa. Odwrócił ją z powrotem, natarł ponownie piachem i wyszorował kamieniem wyciągniętym z jeziorka. Kiedy skończył ostrożnie zdjął hunari i wszedł do jeziorka. Delikatny dotyk wody sprawiał iż prawie nie czuł bólu. Leżał tak nie myśląc o niczym. W pewnym momencie usłyszał jak Alkan wraca. Jęcząc z bólu szybko ubrał hunari i podszedł do ogniska. Alkan właśnie zrzucał z pleców złowioną rybę.
- Wróciłeś wyjątkowo wcześnie. Nie udało się polowanie?
- Poszło wyjątkowo szybko, wiec mogłem wcześniej wrócić. Zajmij się rybą - mruknął Alkan i poszedł do jeziorka.
Nava posłusznie zabrał się za patroszenie ryby. Co chwila zerkał z ukosa na Alkana próbując odgadnąć w jakim jest nastroju, ale jedyne co widział to jego przymknięte oczy. Szybko oprawił rybę. Część upiekł na dzisiejszy posiłek, a część postanowił uwędzić tak jak wczorajsze mięso. Poszedł powoli do lasu po liście mururi. Kiedy już ryba na dzisiejszy posiłek była gotowa wrzucił liście mururi do ognia i ponabijał rybę na patyki.
- Alkan, ryba już gotowa - zawołał w stronę jeziorka.
Alkan bez słowa wyszedł, ubrał się i podszedł do ogniska.
- Dlaczego nie jesz? - spytał Alkan widząc, że chłopak siedzi ze spuszczoną głową nad rybą ale jej nie rusza.
- Jestem dla ciebie złą kobietą - szepnął Nava a z jego oczu popłynęły łzy.
- Dlaczego tak uważasz?
- Wczoraj nie czekałem na twój powrót z posiłkiem. Nie skończyłem przygotowywać mięsa. Jestem do niczego.
- Mięso znalazłem w ognisku już gotowe, a to które się wędziło też było w porządku. Więc nic takiego się nie stało.
- Właśnie że stało się! - Nava poderwał głowę. - Powinienem czekać aż wrócisz z polowania, pomóc ci się oczyścić i podać posiłek, tak żebyś sam nie musiał nic robić! Nic takiego wczoraj nie zrobiłem.
- A ja ci mówię, że wszystko jest w porządku. I jeżeli nie chcesz mnie zdenerwować, to lepiej nie wracaj więcej do tych głupot. I zjedz w końcu tę rybę - mruknął Alkan.
Nava posłusznie zjadł. Kiedy nadszedł wieczór poszedł bez słowa do jaskini, rozebrał się i położył na skórach. Już prawie zasypiał gdy poczuł na sobie rękę Alkana. Nie czekając co tamten zrobi położył się na brzuchu i wypiął pośladki. Chwilę potem poczuł jak Alkan w niego wchodzi. I poczuł ból, większy niż poprzednio. Wcisnął twarz mocno w skórę żeby tylko Alkan nie usłyszał jego głosu przepełnionego bólem. Przynajmniej w nocy będzie dla niego dobrą kobietą.
Minęło kilka dni. Za dnia Alkan wychodził na polowanie, Nava wykonywał wszystkie prace jakie powinna wykonywać kobieta, a w nocy Alkan bez słowa odbierał od Navy to co mu się należało. Za każdym razem Nava czuł ogromny ból, ale milczał, wiedząc, że tylko w ten sposób może odpłacić Alkanowi za to co dla niego zrobił. Któregoś ranka Alkan wrócił z polowania wyjątkowo wcześnie ciągnąc za sobą niewielkiego ururaka.
- Ururak? - Zdumiał się Nava.
- Jutro wyruszamy na targ w sąsiedniej wiosce. Przygotuj mięso, zęby i skórę tak żebyśmy mogli je zabrać.
Nava bez słowa wziął się do pracy. Szybko oddzielił mięso od skóry i podzieliwszy je na mniejsze porcje pozawijał w liście nerkowca. Potem wziął się za wydłubywanie zębów. Ponieważ robił to po raz pierwszy więc szło mu trochę topornie, ale w końcu wyciął je wszystkie. Podszedł do jeziora i używając piachu i niewielkich kamyków wypolerował je. Kiedy skończył podszedł do Alkana i pokazał mu efekt swojej pracy.
Alkan uważni e obejrzał wszystkie zęby.
- Dobra robota - mruknął. - Myślę, że będziemy mogli za nie dostać trochę towaru.
Nava zadowolony z pochwały poszedł dokończyć wyprawianie skóry. Matka kiedyś w wielkim sekrecie zdradziła mu co musi zrobić, żeby skóra po ściągnięciu z ururaka nie wysychała i wyglądała przez cały czas jakby dopiero co ją ściągnięto. Poszedł w las przez cały czas mamrocząc pod nosem:
- Korzeń kurysu i dwuny, liście karao i ahany, kwiat kolonu, owoc wareny.
Na szczęście udało mu się odnaleźć wszystko bez zbytniego oddalania się od jaskini. Powtarzając w myślach przepis sporządził paćkę którą wysmarował wnętrze wyprawionej skóry ururaka i rozłożył w pobliżu jeziorka tak żeby słońce na nią nie padało. W ciągu całego dnia podchodził jeszcze parę razy do skóry i na przemian moczył ją w wodzie i nacierał paćką. Przez cały ten czas nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że Alkan pozornie zajęty przygotowywaniem broni uważnie go obserwuje. Kiedy nadszedł wieczór skóra była gotowa. Po skończonym posiłku Nava poszedł do jaskini i rozebrawszy się położył się spać. Wiedział, że za chwilę przyjdzie Alkan i jak co dzień wykorzysta jego ciało tak długo dopóki się nie zaspokoi całkowicie. Leżał niecierpliwie czekając. Chociaż przez te kilka dni ból nie zniknął jednak zdążył się już do niego częściowo przyzwyczaić. W końcu Alkan przyszedł. Nava słyszał jak rozbiera się i kładzie. Nagle poczuł jego rękę na swoim biodrze. Czekał aż ręka ta przesunie się niżej na jego podbrzusze, ale nic takiego się nie działo. W pewnym momencie ze zdziwieniem stwierdził że Alkan śpi. Nie mógł zrozumieć dlaczego dzisiaj Alkan nie wziął go tak jak robił to codziennie, przecież wyraźnie czuł na swoich pośladkach jego pulsującą męskość. Próbował się odwrócić przodem do Alkana, ale ten tylko coś mruknął i objął go przyciskając mocniej do siebie. Nava wziął delikatnie w dłoń rękę obejmującą go w pasie i przycisnął do własnej piersi. Na koniec zasnął. Obudził się rano czując, że Alkan nim potrząsa.
- Wstawaj, musimy już wyruszyć.
Nava szybko wstał, chociaż ból w dalszym ciągu dawał o sobie znać.
- Jak daleko jest ta wioska?
- Czemu pytasz?
- Jeżeli nie zdążymy wrócić przed zachodem słońca, to muszę wziąć skóry żebyśmy mieli na czym spać.
- Weź skóry. Gdybym szedł sam to dotarłbym w ciągu jednego dnia, ale z tobą nie wiem jak nam długo zejdzie.
Nava zwinął skóry, wyciągnął trochę wędzonego mięsa i ryby, przyszykował skórę ururka i antylopy pasiastej i wykorzystując jedną z leżących w jaskini i nieużywanych skór zrobił tobołek, który zarzucił sobie na plecy.
- Jestem gotowy.
Wyruszyli. Weszli w las. Alkan szedł przodem i w razie konieczności usuwał stojące im na przeszkodzie rośliny. Robił to szybko i wprawnie nie zwracając uwagi na NAvę, który z powodu bólu i ciążącego mu tobołu szedł bardzo wolno. W pewnym momencie Alkan zniknął mu z oczu. Przeraził się lekko i próbował przyspieszyć krok, ale ból nasilił się tak bardzo że aż musiał przystanąć i odczekać chwilę. Nagle poczuł że tobół na plecach staje się dziwnie lekki. Zdziwiony podniósł wzrok i zobaczył Alkana, który jedną ręką zarzucił sobie tobół na plecy. Bez słowa ruszył dalej. Nava ze spuszczoną głową podążył za nim starając się nie tracić go z oczu. Po pół dnia marszu wyszli w końcu z lasu na sawannę. Przystanęli na chwilę i zjedli połowę zapasów. Szybko ruszyli dalej. Kiedy słońce chyliło się już ku zachodowi ich oczom ukazała się wioska. Im bliżej byli tym większy gwar ich dolatywał.
- Nie rozmawiaj z nikim więcej niż to jest konieczne - mruknął Alkan zanim weszli do wioski - Rozumiesz?
Nava skinął głową. Alkan bez słowa oddał mu tobół i ruszył przed siebie. kiedy weszli do wioski Alkan od razu skierował się do jednej z dwóch ogromnych chat stojących pośrodku wioski. Nava posłusznie poszedł za nim.
- A ty dokąd? - spytał Alkan zatrzymując się nagle, tak że chłopak wpadł na niego.
- Tam gdzie ty.
- Nic z tego. To jest chata dla wojowników. Chata dla kobiet jest tam - Alkan wskazał drugą ogromną chatę stojącą w pewnym oddaleniu od pierwszej. - Nie zapominaj że jesteś kobietą.
- Rozumiem - odparł Nava i posłusznie podreptał w stronę właściwej chaty. Kiedy wszedł uderzył w niego gwar tysiąca głosów. Przestraszony stał przez chwilę nie wiedząc co robić. Nagle podbiegła do niego jakaś młoda kobieta i pociągnęła go za rękę.
- Hej, nie stój tak. - Nava przestraszony wyrwał rękę. - Oj, pierwszy raz jesteś na takim targu?
Nava tylko skinął głową czując jak serce podchodzi mu pod gardło.
- Strasznie nieśmiała jesteś - dziewczyna zaśmiała się. - Ale to nic. Ja jestem Kumana z plemienia Kurumi. A ty?
Nava z przerażeniem popatrzył na dziewczynę. I co ma robić? Dziewczyna westchnęła.
- To przynajmniej powiedz jak mamy do ciebie mówić.
- Nava... - odparł cicho Nava. - Navati.
- Więc Navati, chodź. Tutaj możesz położyć swoje rzeczy. Nie musisz się o nie martwić, nikt ich nie ruszy. - Nava posłusznie położył tobół w kącie chaty. - A teraz chodź coś zjeść - i zanim Nava się obejrzał siedział między jakimiś obcymi kobietami.
- Słuchajcie, to jest Navati - powiedziała Kumana do siedzących w pobliżu kobiet. - Jest strasznie nieśmiała i jest tu po praz pierwszy. Zaopiekujcie się nią.
Słysząc to kobiety zaśmiały się wesoło i momentalnie otoczyły Navę opieką podsuwając mu najsmakowitsze kąski jedzenia i przytłaczając różnego rodzaju informacjami, które po pewnym czasie w głowie Navy zlewały się wszystkie w jedną całość. W pewnym momencie poczuł że już dłużej nie wytrzyma tego jazgotu i troskliwości kobiet. Wykorzystując fakt, że zajęte są rozmową miedzy sobą ostrożnie wycofał się do miejsca w którym złożył swój tobół. Sprawdził czy wszystko jest na swoim miejscu i z westchnieniem ulgi położył się. Na szczęście chata była wyłożona matami , więc nie musiał wyciągać skór z tobołka. Zasnął bardzo szybko. Kiedy się obudził harmider w chacie panował w najlepsze. Część kobiet szykowała się na targ, część przygotowywała posiłek. Nava szybko zjadł to co mu wciśnięto w ręce, zarzucił tobół na plecy i wyszedł z chaty. Poszedł powoli pod chatę przeznaczoną dla wojowników mając nadzieję że będzie mógł zobaczyć Alkana. Nie przeszedł nawet połowy drogi gdy wpadł na jakiegoś wojownika. Przestraszony podniósł głowę i zobaczył Alkana. Odetchnął z ulgą.
- Wszystko w porządku? Nie wyglądasz zbyt dobrze.
- W porządku. To tylko... ten harmider. Pierwszy raz coś takiego słyszę - odparł czerwieniąc się.
- Przyzwyczaisz się. Idź kup, co potrzebujesz, ja będę w chacie dla wojowników.
Nava skinął tylko głową i odszedł. Jednak stanął nie wiedząc co ma dalej robić. Stałby tak nie wiadomo jak długo gdyby nie Kumana, która widząc jego nieszczęśliwą minę szybko do niego podeszła.
- Navati, wszystko w porządku?
- Nie... nie wiem co mam robić - odparł Nava z zakłopotaniem wypisanym na twarzy.
- Nie martw się, pomogę ci. Co potrzebujesz?
- Wszystko. Ja dopiero... - Nava zaczerwienił się.
- Rozumiem. Niedługo masz przejść Rytuał Związku i chcesz kupić wszystko co potrzebne każdej kobiecie. - Nava w milczeniu skinął głową. - Nie martw się. Ja ci pomogę. Najpierw pokaż co masz na wymianę.
Nava pokazał zawartość tobołu.
- Łaa! Ururak! Kochana, ty wiesz ile rzeczy za to dostaniesz? W niektórych wioskach ururak jest warty więcej niż stado krów. Musisz uważać żeby nikt cię nie oszukał. Ale nie martw się, ja im nie pozwolę. Chodźmy.
Kobiety oferujące towar rozłożyły się praktycznie po całej wiosce. Kumana ciągnęła Navę od jednej do drugiej cierpliwie tłumacząc co gdzie najlepiej opłaca się wymienić. Nava starał się zapamiętać wszystko możliwie jak najdokładniej i zgodnie z sugestiami Kumany powoli zamieniał zawartość tobołu na potrzebne mu rzeczy. Kiedy już zdobył wszystko co chciał okazało się iż zostało mu jeszcze kilkanaście zębów ururaka. Dwa z nich dał Kumanie.
- To dla mnie? - zdziwiła się dziewczyna. - Ale ja nie mogę ci ofiarować ci w zamian.
- Ja nic nie chcę. To za to, że mi pomogłaś.
- Jesteś kochana! - Kumana rzuciła się Navie na szyję i uściskała go mocno. - Mam nadzieję, że spotkamy się na następnym takim targu. Niestety muszę już uciekać - i już jej nie było.
Nava ostrożnie podniósł tobół, który teraz był o wiele cięższy niż na początku i powoli ruszył w stronę chaty dla wojowników. Nie wiedział czy Alkan jest w środku, a niestety nie miał jak sprawdzić, gdyż kobietom zabronione było wchodzić do chaty wojowników, tak jak wojownikom zabronione było wchodzić do chaty kobiet. Postawił wiec tobół na ziemi i postanowił cierpliwie czekać Az Alkan w końcu wyjdzie z chaty.
Tymczasem Alkan siedział w chacie i jedząc rozmawiał z innymi wojownikami. Nagle stwierdził, że musi wyjść na zewnątrz. Nie wiedział dlaczego, ale czuł że jak nie wyjdzie to stanie się coś złego. Kiedy wyszedł zobaczył jak jakiś wojownik kręci się wokół Navy próbując najwyraźniej zmusić go by poszedł z nim. Nava odpędzał natręta, ale im bardziej go odpędzał, tym gwałtowniej tamten przyczepiał się do chłopaka. Alkan podszedł do intruza i złapał go za ramię. Poczuł zapach sumaku. Intruz popatrzył na niego zdziwiony.
- Spadaj - mruknął pijackim głosem.
- Zostaw moją kobietę - warknął Alkan i pchnął intruza tak, że ten stracił równowagę. Podniósł się na tyle na ile pozwalał mu wypity sumak i podszedł do Alkana.
- Nie widzę tatuażu, więc jeszcze nie jest twoją własnością. A skoro tak to może iść ze mną - odwrócił się i złapał Navę za ramię próbując pociągnąć ze sobą. Jednak Alkan uniemożliwił mu to. Najpierw uwolnił Navę z jego uścisku a potem walnął pięścią w twarz. Tamten podniósł się i wyciągnął zza opasującego go pasa długi nóż.
- Pożałujesz tego - warknął i ruszył chwiejnym krokiem w stronę Alkana. Jednak nie zdążył nic zrobić, gdyż nagle stanął miedzy nimi stary wojownik. Ozdoby jakie nosił świadczyły iż jest wodzem wioski.
- Co się tu dzieje?
- Napadł na mnie bez powodu - powiedział pijak wskazując na Alkana.
- Czy to prawda? - wódz zwrócił się w stronę Alkana.
- Napastował moją kobietę - odparł spokojnie Alkan.
- Która to? - Alkan bez słowa wskazał stojącego nieopodal Navę. - Nie widzę tatuażu.
- Będzie, kiedy tylko wrócimy.
- Ale na ta chwilę nie ma, więc wina leży po twojej stronie. Pokrzywdzony wojownik ma prawo wyzwać cie na walkę. Czy skorzystasz z tego prawa? - wódz odwrócił się w stronę pijaka.
- Ja, Nahari z plemiena Tunaka wyzywam cię na walkę o tą kobietę, jeżeli masz na tyle odwagi.
Alkan bez słowa podszedł do tamtego i patrząc mu zimno w oczy powiedział:
- Ja, Alkan z plemienia Taruri, przyjmuję wyzwanie - po czym splunął pod nogi tamtego okazując mu tym swoją pogardę.
Pijak chciał się rzucić na Alkana ale został powstrzymany przez stojących w pobliżu wojowników.
- A więc wszystko jasne - powiedział wódz - Walka odbędzie się jutro o wschodzie słońca i zdecyduje o tym który z wojowników zabierze ze sobą kobietę. Do tego czasu kobieta zostanie pod opieką kobiet z plemienia Kurumi bez możliwości spotkania z którymkolwiek z wojowników - odszedł.
Nava stał i płakał. Chciał podejść do Alkana i przytulić się do niego, poczuć jego silne i bezpieczne ramiona. Ale nie mógł. Kiedy tylko zrobił krok w jego stronę stanął mu na drodze groźnie wyglądający wojownik plemienia Kurumi. W pewnym momencie poczuł czyjś dotyk. To Kumana. Nie uśmiechała się tak głośno jak wcześniej. Miała poważną minę i smutek w oczach. Wzięła tobół Navy na plecy i pociągnęła go w stronę chaty dla kobiet. Kiedy tylko tam weszli otoczyło ich mnóstwo kobiet. Wszystkie tak jak Kumana były ciche i poważne. Nava usiadł na ziemi a z jego oczu popłynęły łzy.
- To z tym wojownikiem miałaś przejść rytuał związku? - spytała cicho Kumana. Nava tylko skinął głową.
- Beznadziejna sprawa - westchnęła jakaś kobieta - Nahari z plemiena Tunaka jest najlepszym wojownikiem w swoim plemieniu.
- Podobno nie tylko w swoim - dodała inna kobieta.
Nava rozpłakał się Jeszce bardziej.
- Ej, nie straszcie Navati!- wykrzyknęła gniewnie Kumana. - Już i tak jest wystarczająco przestraszona - objęła go mocno i przytuliła do piersi. - Nie martw się, na pewno wszystko będzie dobrze.
Nava jeszcze przez długi czas wypłakiwał się w pierś Kumany, w końcu zmęczony zasnął. Obudziło go potrząsanie.
- Hej, Navati, obudź się - to głos Kumany - zaraz zacznie się walka.
Nava poderwał się.
- Jak się czujesz?
-Paskudnie - mruknął Nava.
- Nie dziwię się. Tez bym tak się czuła gdybym ryczała tyle co ty. - Nava zaczerwienił się. - Szybko zjedz coś i doprowadź się do porządku. Chyba nie chcesz żeby twój wojownik zobaczył cie w takim stanie?
Nava posłusznie podszedł do naczynia z wodą i przemył twarz, tak że po chwili już nie było widać co ostatnio przeżył, jednak ściśnięte z niepokoju gardło nie pozwalało mu przełknąć ani kęsa. Wyszedł przed chatę i od razu trafił na tłum kobiet i wojowników. Próbował się przecisnąć, ale nie dał rady. Widząc to Kumana złapała go za rękę i krzyknęła na całe gardło:
- Przejście! - A gdy to nie poskutkowało zaczęła rozpychać się łokciami ciągnąc za sobą Navę. Wkrótce przecisnęli się i zobaczyli że wszyscy stoją tworząc w środku pusty okrąg. W środku tego Nava zobaczył Alkana i tego obcego wojownika który go wczoraj zaczepiał. Na dwóch przeciwległych krańcach okręgu powbijane były różnego rodzaju bronie, począwszy od zwykłego noża a skończywszy na dzidzie. Nava spojrzał na przeciwnika. Wyglądał zupełnie inaczej niż poprzedniego dnia, jakby to był zupełnie inny człowiek. Szeroka klatka piersiowa pokryta była licznymi bliznami świadczącymi o tym iż brał udział w niejednej bitwie. Potężne mięśnie zdawały się wyrywać spod skóry, jakby żyły własnym życiem. Grozy dopełniały malunki wykonane na całym ciele. Nava z przerażeniem pomyślał że ten wojownik zgniecie Alkana jak robaka. Przy nim Alkan wyglądał jak dziecko. Chociaż był wysoki to jednak nie miał tak dobrze rozwiniętych mięśni, a jedyne blizny jakie posiadał to te rytualne oznaczające iż już jest mężczyzną. Oczy Navy niebezpiecznie zaszkliły się. Widząc to Alkan chciał do niego podejść lecz drogę zastąpił mu wojownik plemienia Kurumi.
- Najpierw wygraj walkę.
Alkan odszedł. Do okręgu wszedł wódz plemienia Kurumi.
- Zanim rozpoczniecie walkę jestem zmuszony zapytać: czy ty , Nahari z plemienia Tunaka, dalej chcesz walczyć?
- Mam zamiar zabrać ze sobą tą kobietę - warknął tamten.
- Więc niech tak będzie. Zgodnie z rytuałem walczycie do pierwszej przelanej krwi.
- Nie - warknął Nahari - walczymy dopóki jeden z nas nie zdechnie.
- Ale to wbrew regułom.
- Mam gdzieś reguły! - wrzasnął Nahari. - Chcę żeby on za tą zniewagę zapłacił życiem!
- Co ty na to Alkanie z plemienia Taruri?
- Zgadzam się - odparł Alkan. - Walka będzie skończona dopiero wtedy gdy na placu zostanie tylko jeden żywy.
- W takim razie zgoda. Możecie walczyć jaką bronią chcecie. Jeden warunek: jeżeli zdecydujecie się zmienić broń, możecie ją brać tylko z jednego miejsca. Zrozumiano? - Obydwaj kiwnęli twierdząco głowami - w takim razie niech rozpocznie się walka. - wódz szybko wycofał się z pola walki.
Nahari rzucił się na Alkana i błyskawicznie obalił go na ziemię, po czym sięgnął go jego gardła i zacisnął ręce. Alkan w pierwszej chwili próbował oderwać te ręce od własnej szyi, ale widząc ze nic nie wskóra, skulił się i zarzucił nogę na szyję przeciwnika. Odpychając ją powoli zmuszał go do odsuwania się na większą odległość, aż w końcu odległość była na tyle duża, że Nahari nie mogąc oprzeć się naciskowi musiał zdjąć ręce z szyi Alkana. Kiedy tylko to zrobił Alkan zabrał nogę, podskoczył do pozycji kucnej i szybko ruszył w stronę wbitej w ziemię broni. Wziął nóż o szerokim ostrzu, taki jak zazwyczaj używał w trakcie polowania. Widząc to Nahari szybko podbiegł do swojej broni o wyciągną z ziemi dzidę. Rzucił się w stronę Alkana, który stał spokojnie, jakby mówił "no dalej, dźgnij mnie". Kiedy był już na wyciągnięcie dłoni od Alkana ten nagle okręcił się wokół własnej osi i odsunął, przez co przeciwnik wylądował twarzą na ziemi wywołując ogólną wesołość. Wściekły podniósł się, a wtedy wszyscy zobaczyli krwawiącą ranę na jego prawym boku. To wprawiło go w jeszcze większą wściekłość. Nie spuszczając wzroku z Alkana ostrożnie obszedł go dookoła i podszedł do swojej broni. Wbił dzidę w ziemię i wyciągnął maczetę. Zaczął wywijać nią jakby usuwał rosnące na jego drodze rośliny. Podbiegł do Alkana i zamachnął się. Na szczęście maczeta trafiła na nóż. Alkan czując że długo nie wytrzyma zręcznie się wywinął i odskoczył na bezpieczną odległość. Wtedy Nahari, który cały czas naciskał poleciał do przodu i wylądował twarzą na ziemi, co znowu wzbudziło ogólną wesołość. Jeszcze bardziej wściekły wziął w dłoń piasek i zacisnął ja w garść. Powoli podszedł do Alkana, który stał w pozycji gotowej do obrony. Kiedy był już wystarczająco blisko nagle wyciągnął zaciśniętą dłoń w stronę Alkana i sypnął mu piachem po oczach. Zaskoczony Alkan zaczął przecierać oczy. Nahari wykorzystał ten moment i ciął maczetą z całej siły.
- Nie!! - wykrzyknął Nava i chciał podbiec do Alkana. Ale Kumana i inne kobiety uniemożliwiły mu to.
Alkan padł an ziemię. Z głębokiej rany biegnącej przez lewy obojczyk wyciekała krew. Nahari widząc że Alkan się nie rusza podniósł ręce w tryumfalnym geście i z miną zwyciężcy zaczął rozglądać się w koło, jakby mówił: "jestem niepokonany". Nagle stało się coś, czego nikt nie był w stanie przewidzieć. Alkan, który wydawał się być martwy nagle podniósł się, wskoczył przeciwnikowi na plecy i jednym szybkim ruchem poderżnął mu gardło. Nahari ze zdumieniem w oczach odwrócił się i popatrzył na Alkana, który ciężko dysząc ledwo stał na nogach. Złapał się za gardło ale nie mógł już powstrzymać wypływającej z niego krwi, a wraz z nią uciekającego życia. Chwilę potem padł martwy. Podniosła się ogólna wrzawa. Alkan odrzucił nóż i chwiejnym krokiem podszedł do Navy. Chciał coś powiedzieć, ale w tym momencie nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Jeszcze tylko usłyszał rozdzierający i pełen bólu głos Navy wołający jego imię, a potem była już tylko ciemność.
Pierwsze co Alkan poczuł kiedy w końcu się ocknął to był ból, a potem ciepło ludzkiego ciała. Ostrożnie wyciągnął rękę. Serce zabiło mu mocniej. On zna to ciało. To Nava. Delikatnie przesunął rękę dalej gdy nagle rana dała znać o sobie. Syknął z bólu. I w tym, momencie poczuł jak Nava podrywa się.
- Alkan? - w jego głosie był ból, ale także i nadzieja.
- Tak, ja. - Nava szczęśliwy, że słyszy głos Alkana, rzucił mu się na szyję co spowodowało kolejne syknięcie. - Uważaj.
- Przepraszam, ale myślałem że nie przeżyjesz - Nava rozpłakał się. - Trzy dni byłeś nieprzytomny.
- Nie tak łatwo mnie zabić. Wracajmy do naszej jaskini - próbował się podnieść, ale Nava uniemożliwił mu to.
- Nie możesz, inaczej rana się znowu otworzy. Wódz powiedział, że możemy tu zostać tak długo jak potrzebujemy.
- Nic mi nie będzie.
- W takim razie chociaż poczekajmy aż słońce wzejdzie - poprosił błagalnie chłopak.
- Dobrze.
Nava położył się z powrotem i delikatnie przytulił do Alkana, chwilę potem obaj spali. Słońce było już wysoko na niebie kiedy Alkan w końcu się obudził. Pierwsze co zobaczył to zapłakana twarz Navy.
- Już myślałem, że duch znowu cię opuścił i już nie wróci - szepnął chłopak.
- Mówiłem, że nie tak łatwo mnie zabić - mruknął Alkan dziwnie poruszony łzami Navy.
Nava szybko otarł łzy.
- Przyniosę ci coś do jedzenia, chcesz?
- Chcę.
Nava wybiegł bez słowa i wrócił chwilę potem niosąc ostrożnie jakieś naczynie. Postawił je na ziemi obok Alkana. Podniósł go ostrożnie do pozycji półsiedzącej i sam usiadł tak żeby stanowić dla Alkana oparcie. Ostrożnie podniósł naczynie z ziemi, tak że Alkan mógł zobaczyć jego zawartość.
- Kobiety z tutejszego plemienia powiedziały, że ta zupa szybko postawi cie na nogi - powiedział Nava i zaczął karmić Alkana. Ten w pierwszej chwili chciał zaprotestować przeciwko takiemu traktowaniu go, ale gdy zobaczył zatroskany i jednocześnie szczęśliwy wyraz twarzy Navy zrezygnował i posłusznie dał się karmić. Kiedy naczynie było już puste Nava wstał.
- Dasz radę wstać? - spytał.
Alkan ostrożnie podniósł się, przez cały czas korzystając z pomocy Navy. Spróbował przejść kilka kroków, lecz nie miał jeszcze wystarczająco siły i gdyby Nava nie podpierał go z pewnością by upadł.
- Może jednak zostańmy jeszcze jeden dzień? - zaproponował nieśmiało Nava.
- Nie. Wracamy dzisiaj. Zaraz powinno być wszystko dobrze. - Alkan chwilę jeszcze stał podtrzymywany przez Navę, aż w końcu sam przeszedł kilka kroków. Poruszał się jeszcze niepewnie i rana bolała, ale nie chciał dłużej leżeć bezczynnie, więc wziął swoją broń i wyszedł z chaty.
Widząc to Nava szybko zarzucił tobół z rzeczami zakupionymi na targu na plecy i ruszył za Alkanem. Pożegnał się z miejscowymi kobietami, które dały mu zapas wody i mięsa na drogę i powoli ruszył.
- Może trochę odpoczniemy? - zapytał nieśmiało Nava, kiedy już wioska zniknęła im z oczu.
Alkan bez słowa usiadł na ziemi. Nava podał mu worek z wodą i garść owoców.
- Alkan... - zaczął Nava nieśmiało kiedy Alkan po tym niewielkim posiłku siedział z zamkniętymi oczami.
- Tak?
- Bo wiesz... zostało mi trochę zębów ururaka
- To dobrze, będzie na następny targ.
- Nie bardzo.
- Dlaczego? - Alkan otworzył oczy i groźnie popatrzył na Navę. Ten widząc jego wzrok wyjąkał:
- No bo...
- No?
Nava bez słowa wyciągnął w stronę Alkana rękę z rzemieniem na który nazute były zęby ururaka. Alkan wziął ten naszyjnik i uważnie na niego popatrzył.
- Pomyślałem, że zrobię dla ciebie ten naszyjnik. Jeden z wojowników Kurumi pokazał mi jak to zrobić - powiedział Nava niepewnie i przestraszony spojrzał na Alkana. Bał się jego reakcji na takie marnotrawstwo cennej waluty. Ale Alkan tylko uśmiechnął się.
- Załóż mi go - powiedział, a kiedy zdumiony Nava już to zrobił Alkan pocałował go w usta i powiedział - Dziękuję.
Potem powoli podniósł się i ruszył dalej w drogę. Nava stał jak skamieniały nie wiedząc co to właśnie się stało.
- Długo masz tam zamiar stać? W ten sposób nigdy nie dotrzemy do naszej jaskini - burknął Alkan.
Nava otrząsnął się ze zdumienia i szybko ruszył dalej. Jeszcze kilka razy musieli odpoczywać. Kiedy słońce zaszło doszli dopiero do lasu i postanowili zatrzymać się na noc. Nava wyciągnął skóry do spania, rozpalił ogień i przygotował posiłek. Niestety musiał go sam zjeść, gdyż Alkan zasnął jak tylko położył się na skórach. Wstali kiedy słońce dopiero zaczynało wschodzić. Tego dnia także musieli kilka razy przystawać i odpoczywać, ale w końcu dotarli do jaskini. Alkan zasnął tak samo szybko jak poprzedniego dnia. Nava jeszcze przez chwilę kręcił się wyciągając z toboła rzeczy zakupione na targu, w końcu także poszedł spać.
Minęło kilkanaście dni, w czasie których niezdolny do polowania Alkan przesiadywał przy ognisku czekając aż rana zagoi się. Na szczęście mięsa które dostał Nava starczyło na kilka dni, potem zmuszony był ruszyć zgromadzone wcześniej zapasy. Różnorodność przygotowywanych przez Navę posiłków sprawiła że Alkan szybko wracał do zdrowia i wkrótce znowu zaczął polować. I wszystko toczyło się jak dawniej. No, może nie całkiem wszystko. Alkan już nie brał Navy co noc, tylko raz na jakiś czas i był wtedy bardzo delikatny, jakby chciał Navie wynagrodzić cały ten ból jak wcześniej mu sprawił. Jednak nigdy o tym nie rozmawiali. Dlatego też Nava nie mógł powiedzieć Alkanowi jak bardzo niecierpliwie wyczekuje tych nocy. Nie mógł powiedzieć, że dotyk Alkana sprawia mu przyjemność. Bał się, że jak powie, to wszystko się skończy, więc milczał i z niecierpliwością oczekiwał każdej następnej nocy. Dni mijały spokojnie i szczęśliwie.
Któregoś razu Alkan wrócił z polowania dość wcześnie. Towarzyszył mu jakiś obcy wojownik.
- Nava, to jest Tuan. Od dzisiaj on będzie się tobą opiekował.
- Dlaczego? Już mnie nie chcesz? - głos chłopaka zaczął dziwnie drżeć.
- Muszę się udać w długą podróż.
- Więc pójdę z tobą.
- Nie.
- Ale dlaczego? Przecież miejsce kobiety jest przy boku jej wojownika.
- To bardzo niebezpieczna podróż. Tylko byś mi przeszkadzał. Dlatego zostaniesz. - Widząc łzy płynące z oczu Navy dodał dziwnie miękkim głosem: - nie płacz. Wrócę.
- Kiedy?
- Nie wiem. Przyszykuj mi kilka skór i jedzenie na drogę.
Nava połykając łzy zrobił posłusznie to co kazał Alkan. Alkan wziął tobołek i bez słowa ruszył w drogę. Nava długo jeszcze stał i płakał patrząc na malejącą w dali sylwetkę wojownika.
Mijały kolejne dni. Nava po zrobieniu tego co musiał siadał codziennie przy ognisku i wpatrywał się w horyzont, tam gdzie zniknął Alkan, w nadziei że któregoś dnia zobaczy go wracającego. Tak minął rok. Któregoś dnia obudził go hałas dobiegający sprzed wejścia do jaskini. Wstał i przecierając zmęczone oczy wyszedł.
- Co się stało Kuma?
Kiedy w końcu odpędził resztki snu zobaczył coś, co sprawiło że serce zaczęło mu mocniej bić. Tuż przed wejściem do jaskini prężył się do skoku ogromny manak, a naprzeciw niego stał z dzidą w ręce Alkan.
- Kuma, leżeć! - krzyknął przestraszony Nava. Manak posłusznie położył się na ziemi lecz uważnie obserwował Alkana, gotów w każdej chwili rzucić się na intruza.
W tym momencie z jaskini wyszedł wojownik odziany tylko w buki. Alkan na jego ramieniu zauważył tatuaż. Taki sam jak na ramieniu Navy.
- Hati, co to za wrzaski? Spać przez ciebie nie mogę - powiedział wojownik ziewając potężnie.
Nava nie zdążył odpowiedzieć gdy Alkan przyskoczył do wojownika i uderzył go pięścią w twarz. Tamten upadł i zdziwiony spojrzał na napastnika.
-Ty! Kiedy byliśmy mali wszystko mi zabierałeś! - Alkan był wściekły - Teraz nawet jego mi zabrałeś!
- Hej, to nie tak jak myślisz - zaczął wojownik, ale nie skończył bo nagle Alkan poderwał się, zebrał tobołek, który wcześniej upuścił na ziemię i pobiegł w stronę lasu, nie reagując na wołania Navy. Biegł tak długo aż w końcu nie mógł złapać oddechu. Przystanął. Krew szumiała mu w uszach a serce waliło jak oszalałe, tak że nawet nie usłyszał jak za jego plecami pojawił się manak z Navą siedzącym na jego grzbiecie.
- Alkan... - próbował dotknąć Alkana, ale ten tylko wyszarpnął rękę.
- Czego chcesz? Przecież masz Moeka. Odejdź - w jego głosie słychać było ból.
- Dlaczego tak mówisz? Już mnie nie chcesz?
Alkan wskazał tatuaż na ramieniu Navy.
- Należysz do niego.
- Nie - odparł Nava - Przypatrz się uważnie temu tatuażowi.
Alkan popatrzył i oczy rozszerzyły mu się ze zdumienia, bowiem tatuaż mówił: " Alkan z plemienia Taruri"
- Ale jak... Dlaczego Moek też ma tatuaż?
- Kiedy odszedłeś dużo się wydarzyło. Stary wódz plemienia Taruri zmarł, nowym został Moek, który przyjął mnie do plemienia. Przeszedłem Rytuał Przejścia - dopiero teraz Alkan zwrócił uwagę na fakt, że piersi Navy zdobią blizny świadczące o tym, iż nie jest już dzieckiem tylko wojownikiem - Dostałem nawet nowe imię, Hati, czyli "pogromca bestii", ale nie chciałem żeby zabierali mi to które nadał mi Alkan, wiec Moek zgodził się żebym nosił dwa: Nava Hati.
- Co to ma wspólnego z tatuażem? I gdzie jest Tuan?
- Moek go zabił.
- Dlaczego?
- Żeby mnie chronić. Na początku Tuan przynosił mi jedzenie i chronił przed drapieżnikami. Ale im dłużej cię nie było tym częściej Tuan zachowywał się bardzo dziwnie. Coraz częściej mówił, że już nigdy nie wrócisz i żebym został jego kobietą. Ale ja wiedziałem, że wrócisz, bo przecież obiecałeś. Dlatego za każdym razem odtrącałem go. Mimo to on przez cały czas powtarzał to samo, aż któregoś razu postanowił wziąć mnie siłą. Gdyby nie Moek nie wiem co by się stało. Stanął w mojej obronie i zabił Tuana. Po jego śmierci jego kobiety stały się kobietami Moeka. Od tamtego czasu Moek opiekował się mną. Czasami nocował w naszej jaskini, ale zawsze spał z dala ode mnie. W tym czasie znalazłem Kumę - Nava poklepał manaka po karku, na co ten mruknął i polizał chłopca po twarzy. - Któregoś razu zbierałem owoce w lesie gdy wpadłem do ogromnego dołu na drapieżniki wykopanego przez wojowników Taruri. Okazało się, że była już w nim samica manaka i młode. Chociaż była wycieńczona i osłabiona z powodu utraty krwi, to jednak rzuciła się na mnie broniąc młodego. Gdyby nie wojownicy Taruri, którzy akurat przyszli sprawdzić czy coś się złapało, zostałbym rozszarpany. Rzucili mi dzidę żebym mógł się bronić. Nie pamiętam nawet jak to się stało, ale udało mi się zabić samicę. A ponieważ młode było jeszcze zbyt małe żeby zagrażać mi, więc nie zabiłem go, tylko wziąłem ze sobą. Wojownicy po powrocie do wioski opowiedzieli wszystko Moekowi. Ten stwierdził iż walka z manakiem jest wystarczającym dowodem odwagi i jako wódz plemienia zgodził się żebym stał się jego członkiem i przeszedł Rytuał Przejścia. Od tamtego czasu często przebywałem w wiosce. Moek zauważył,że niektórzy wojownicy kręcą się obok mnie częściej niż inni, więc chcąc mieć pewność że nie powtórzy się to co z Tuanem powiedział żebym zrobił ten tatuaż. Wprawdzie to niezgodne z Rytuałem Związku, ale jako wódz plemienia wyraził na to zgodę. Powiedział że dopełnimy rytuału jak wrócisz. Ale jeżeli nie chcesz to znowu zostanę bez imienia i bez plemienia, bo dla mnie jedyne imię to to które ty mi nadałeś, a jedyne plemię to to w którym ty jesteś - ostatnie zdanie powiedział cicho i ze łzami płynącymi po policzkach.
- Znasz legendę o sercu Hawatti? - spytał Alkan po krótkiej chwili ciszy.
- Nie.
- Kiedy bóg Imnog stworzył świat ludzie i zwierzęta żyli szczęśliwie wspólnie z bogami. Nie było chorób, głody ani nawet śmierci. To był prawdziwy raj. Jednak wszystko się skończyło gdy syn boga Imnoga, bóg Hawatti zakochał się ludzkiej kobiecie. I chociaż spełniał każdą jej zachciankę, ona cały czas odrzucała go. W końcu powiedziała iż będzie jego gdy przyniesie jej kwiat piękniejszy niż wszystko inne na świecie. Bóg Hawatti szukał bez wytchnienia, lecz za każdym razem gdy znalazł jakiś kwiat zawsze było coś piękniejszego od niego. Zdesperowany nawet udał się na inne światy. Szukał tak długo aż w końcu znalazł w odległym świecie. Jednak kiedy wrócił zobaczył swoją ukochaną w ramionach innego, a jego serce pękło na milion kawałków. Widząc to bóg Imnog zezłościł się i zesłał na świat wielką wodę. Jednak kochał ten świat tak bardzo, że postanowił uratować część zwierząt. Wraz z wodą przyszła śmierć, głód, choroby i inne nieszczęścia, a bogowie odeszli. Kiedy bóg Imnog już się uspokoił zebrał wszystkie kawałki na które rozpadło się serce Hawatti i każdy z nich wsadził do kwiatu, który przyniósł Hawatti, a potem umieścił go w miejscu niedostępnym dla ludzi. Od tamtego czasu tylko najodważniejsi i najwytrwalsi mogą znaleźć ten kwiat. - Alkan umilkł. - Odkąd pamiętam powtarzano mi że jako syn wodza muszę być twardy i nie okazywać żadnych uczuć. I taki też zawsze byłem. Przez to właśnie zawsze tylko cię raniłem. Bez względu na to co czuło moje serce, ja zawsze byłem w stanie tylko sprawić ci ból. Dlatego też postanowiłem wyruszyć i znaleźć ten kwiat, żeby powiedzieć ci jak bardzo mi na tobie zależy.
- To tylko legenda - szepnął Nava.
Alkan bez słowa podszedł do tobołka który miał ze sobą i ostrożnie go rozwinął. Oczom Navo ukazał się bryła ziemi z wystającym z niej kwiatem o delikatnych długich liściach i zamkniętych delikatnych płatkach których kolor zmieniał się w zależności od miejsca z którego się na niego patrzyło, z błękitnego poprzez różne odcienie niebieskiego aż do ciemno granatowego.
- Tak jak bóg Hawatti chciał wręczyć ten kwiat ludzkiej kobiecie jako dowód swych uczuć, tak ja chciałem go wręczyć tobie, żebyś wiedział jak ważny dla mnie jesteś.
- Jaki piękny - Nava przyklęknął i delikatnie dotknął płatków. Gdy to zrobił kwiat nagle otworzył się ukazując migocące czerwone wnętrze.
Alkan ze zdumienia otworzył szeroko oczy.
- Wiesz jaki jest koniec tej legendy? - spytał cicho.
- Tylko najodważniejsi i najwytrwalsi mogą znaleźć ten kwiat - odparł Nava z zachwytem wpatrując się w kwiat.
- Nie.
- Nie? - chłopak zdziwiony popatrzył na Alkana.
- Tylko najodważniejsi i najwytrwalsi mogą znaleźć ten kwiat i tylko czyste serce przepełnione miłością jest w stanie go otworzyć i wydobyć serce Hawatti.
- To znaczy...
- Wybacz, że w ciebie zwątpiłem - szepnął Alkan klękając obok Navy. Objął go mocno i przytulił do piersi. - Kiedy poszukiwałem tego kwiatu nieraz byłem bliski śmierci. Jedynie świadomość, że czekasz na mnie, dodawała mi sił.
- Więc wierzysz mi? - w oczach chłopaka pojawiły się łzy.
- Oczywiście - Alkan pocałował Navę. - I chcę przejść z tobą Rytuał Związku. I nie chcę już żebyś był moją kobietą. Chcę żebyś był przy mnie jako wojownik. Nauczę cie polować. Nauczę cię wszystkiego co musi umieć wojownik.

Minął rok.
Guna z plemienia Hurutu obserwował już od jakiegoś czasu pasące się na sawannie stado antylop. Na szczęście wiatr wiał w jego stronę więc zwierzęta pasły się spokojnie nie przeczuwając niebezpieczeństwa. Ostrożnie podczołgał się tak blisko jak to tylko było możliwe. Napiął się i już chciał wypuścić dzidę, gdy nagle z lasu wyskoczył ogromny manak płosząc antylopy. Guna już podnosił dzidę, żeby bronić się przed drapieżnikiem, gdy ze zdziwieniem zobaczył na jego grzbiecie siedzącego człowieka. Siedział pochylony, tak że prawie nie było go widać, a manak biegł jakby nie zdawał sobie sprawy z ciężaru jaki ma na grzbiecie. Nagle człowiek zeskoczy, a manak pomknął dalej za antylopami. Guna przyjrzał mu się uważnie i zdumiał się.
- Nino? - szepnął cicho, jednak obcy wojownik usłyszał go i odwrócił się w jego stronę. Zobaczywszy jego twarz Guna nie miał wątpliwości, to był jego brat Nino. Jednak wyglądał inaczej niż wtedy gdy go ostatnio widział. Wyższy i mężniejszy, jego klatkę pokrywały rytualne blizny, a na ramieniu widniał tatuaż związku. A więc ma jakąś kobietę, pomyślał Guna. - Nino, nawet nie wiesz jak się cieszę że cię widzę. Myślałem, że nie żyjesz - podszedł do tamtego i chciał go objąć, ale tamten tylko odsunął się i powiedział twardym głosem:
- Jestem Nava Hati z plemienia Taruri. Nino z plemienia Hurutu nie żyje. Zginął bez imienia, wypędzony z plemienia.
- Wybacz, to był błąd. Wróć proszę, wódz na pewno ci przebaczy.
W tym momencie z lasu wypadł drugi wojownik z dzidą w ręce. Widząc co się dzieje groźnie zmarszczył brwi.
- Wszystko w porządku Nava? Kto to?
- Wszystko w porządku Alkan. Nie znam tego wojownika. Chodź, Kuma właśnie coś upolował. Jak się nie pośpieszymy to wszystko zje sam - Nava bez słowa odwrócił się w stronę manaka, który właśnie pożerał upolowaną antylopę. Niedaleko leżała inna nosząca ślady jego zębów.
Alkan i Nava nie zwracali już więcej uwagi na Guna, który stał patrząc jak śmiejąc się odchodzą z upolowaną zwierzyną w stronę lasu, a za nimi posłusznie idzie manak.



KONIEC



SŁOWNIK

Hakija - rodzaj krótkiej spódniczki noszonej przez mężczyzn. Długości do połowy uda.
Buki - swego rodzaju bielizna, czyli kawałek materiału zawiązywanego na biodrach i zasłaniającego męskie przyrodzenie oraz pośladki. Zazwyczaj noszone pod hakiją.
Nerkowiec - drzewo o dużych elastycznych liściach. Ich wielkość sprawia że są użyteczne jako naczynia, np. do zbierania owoców, a po przejściu odpowiedniego procesu można z nich wyplatać maty lub szyć odzież.
Kowon - roślina o mięsistych liściach. Sok z tych liści jest stosowany jako środek czyszczący do ciała.
Paela - cienka blacha używana przez kobiety do pieczenia placków. Kładziona bezpośrednio na ogień.
Hunari - suknia noszona przez kobiety. Długa do samej ziemi i wystarczająco szeroka żeby nie ograniczać ich ruchów. Od góry kończyła się tuż nad biustem, przytrzymywana przed opadnięciem przez szeroki pas materiału biegnący przez jedno ramię.
Mururi - nisko rosnąca roślina o niewielkich, podobnych do ludzkiej dłoni liściach, które używane są do wędzenia żywności.
Ururak - zwierzę żyjące w wodzie. Długości od metra do trzech, posiada cztery krótkie kończyny, długą paszczę pełną ostrych zębów, długi ogon. Pokryty łuską niczym ryba. Jego mięso jest wyjątkowo delikatne. A ponieważ bardzo trudno go złapać stanowi niezły rarytas i czasami pełni rolę waluty w handlu wymiennym, zarówno mięso jak i skóra czy zęby.
Kurys - roślina o długich ostro zakończonych liściach. Jej korzeń używany jest do różnego rodzaju mieszanek, np. do wyprawiania skóry ururaka
Dwuna - Ciężkie czane liście, wydzielające trujący sok. Zastosowanie podobne do kurysu
Karao i ahana - pnącza o delikatnych listkach, które po zmiażdżeniu wydzielają miły zapach.
Kolon - roślina osiągająca wysokość jednego metra. Jej żółte kwiaty stanowią dodatek do różnego rodzaju przypraw i mikstur
Warena - niewielkie, około półtora metra, drzewo wydające podłużne jadalne owoce. Ich sok ma nie tylko walory smakowe ale również bakteriobójcze, dzięki czemu powstrzymuje proces gnilny skór ururaka.
Sumak - napój alkoholowy będący mieszanką sfermentowanych różnego rodzaju ziół i korzeni. W zależności od zawartości danego składnika sumak może mieć różny smak, a w zależności od długości fermentacji może być mocny lub słaby.
Manak - drapieżnik z rodziny kotowatych. Wysokość od 1m do 1,5. Długość ogona - 1m, długość bez ogona - 1,5 - 2 m, waga 800 - 1000 kg, umaszczenie koloru piasku, ogromna grzywa na głowie i karku.




Komentarze
Aquarius dnia padziernika 09 2011 22:03:37
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

An-Nah (Brak e-maila) 21:13 07-01-2011
Ok, wypada zacząć od tego, że swego czasu się przymierzałam do "Tajemnicy" i za każdym razem, kiedy dochodziłam do sceny, kiedy wszyscy radośnie i bezmyślnie godzą się na orgię, nie dawałam rady dalej. Tak gwoli mojej uczciwości, bo choć jestem ciekawa, jak ci kolejne po "Czy będziesz na mnie czekał?" teksty wyszły, tak przez "Tajemnicę" po prostu nie przebrnęłam. Nie chodzi o to, że mam jakieś moralne opory przed czytaniem o orgiach - raczej mam opory przed psychologicznym nieprawdopodobieństwem sytuacji, a na czym ono polegało, Ome wyłuszczyła, więc się nie będę powtarzać.

Z całej masy twoich dzieł kolejnych wybrałam to, które jest fantasy, przede wszystkim dlatego, że fantastyka (różna) należy do moich preferencji. To zacznę od pozytywów smiley

Podoba mi się setting, naprawdę mi się podoba. Jestem spaczona antropologicznie, uwielbiam kultury plemienne i ich tradycje, a tutaj widzę ciekawy zarys. Podział na plemiona, podział obowiązków płci, rytuały przejścia, tatuaże, mity i coś, co mnie absolutnie urzekło - mężczyzna pełniący rolę kobiecą, ze wszelkimi tego rytualnymi i społecznymi konsekwencjami. Potencjał jak nie wiem smiley Moje spaczenie antropologiczne żałuje trochę, że tak mało miejsca im poświęciłaś, ale cóż, nie to cię interesowało... W sumie szkoda, bo mimo fajnego settingu opowiadanie pozostaje typowym "jaojcem" - mamy seme i uke, którzy muszą się do siebie przyzwyczaić. Włącznie z faktem, że uke seks nie sprawia przyjemności (opory psychiczne czy autorka nie wie, co to jest prostata?). W sumie ta typowość to najgorsze co mam do zarzucenia - gdyby była okraszona głębszą analizą psychiki albo świata - wybroniłaby się.

Z kwestii technicznych: sceny walki na przyszłość radzę dzielić na krótkie akapity, to nada im dynamizm. Prócz tego nawaliła narracja w momencie, gdy Alkan odchodzi. Jest mowa, że Nava na niego czeka i tak mija mu rok - NA CZEKANIU MIJA - i nagle, ni z tego, ni z owego, w tym czekaniu dorabia się "psa", nowego znajomego, nowego imienia, oznak klanowych. Jasne, potem to wyjaśniasz, ale tak nagłe przejście z jednego stanu do drugiego budzi dezorientację. Pstryk i już. Zaraz, zaraz, co jest grane? Jeśli piszesz, że cały rok czekał w jaskini, to czemu potem zaprzeczasz temu? Samo pominięcie zdania "Tak minął rok" poprawiłoby sytuację.
W tym samym momencie przeskakujesz między punktami widzenia obu bohaterów, co tylko pogłębia dezorientację.
Swoją drogą cały ten rok i zmiany, jakie w życiu Navy zaszły zasługiwałyby na pełną opowieść, nie na krótkie streszczenie.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

wietne! wietne! 50% [1 Gos]
Bardzo dobre Bardzo dobre 0% [adnych gosw]
Dobre Dobre 0% [adnych gosw]
Przecitne Przecitne 50% [1 Gos]
Sabe Sabe 0% [adnych gosw]
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum