Collonney Garden 7
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 04 2011 14:05:41
Następny dzień rozpoczął się, tak jak zwykle. Pobudka, poranna toaleta, śniadanie, wydawanie lekarstw i bazgranie w moim dzienniku. Byłem niewyspany, a co za tym idzie rozdrażniony. Postanowiłem schodzić każdemu z drogi, gdyż obawiałem się tego, ze kogoś zagryzę. Szczególnie chciałem omijać Iana. Sam nie wiedziałem dlaczego. Może dlatego, że sam nie wiedziałem, co o nim myśleć? A raczej nie o nim, tylko o jego zachowaniu. Gdy pojawił się w zasięgu mojego wzroku starałem się o to, by mnie nie zauważył, co wychodziło mi bardzo dobrze. Jednak, gdy pielęgniarka kazała mi iść do Petera na sesję, wpadłem na niego na schodach. Uśmiechnął się radośnie na mój widok, a ja odwróciłem wzrok. Nie wiedziałem, jak mam zareagować. Całą noc myślałem o jego wczorajszym zagraniu i prawie nie spałem. W mojej głowie rodziły się różne wyjaśnienia jego zachowania, jednak co jedno, to gorsze.
- Hej, młody.- podszedł do mnie i poczochrał mi włosy.- Jak się spało?
Spojrzałem na niego spod grzywki.
- Nie za dobrze.
- A to dziwne… -zdziwił się.- Przecież dałem Ci całusa na dobranoc… Może powinien być konkretniejszy…- udał zamyślenie.
Czułem, że się rumienię.
- Pier...- urwałem, przypominając sobie wczorajsze konsekwencje tych słów.- Odczep się.
- Co masz taki zryty humor?- spytał, przyglądając mi się uważnie, co krępowało mnie jeszcze bardziej.
- Wydaje Ci się.- mruknąłem.- Ja muszę iść… mam pogadankę z Kalarrim.
Ian położył rękę na moim ramieniu i przesunął ją na kark. Czułem jak napinają mi się wszystkie mięśnie. Mimowolnie spojrzałem mu w oczy. Ujrzałem w nich coś, czego nie potrafię opisać, ale wiem, ze było to przerażające. Przyciągnął mnie do siebie.
- Pamiętaj. -wyszeptał mi wprost do ucha, otaczając je swoim ciepłym oddechem. Poczułem, jak po całym moim ciele przebiegają dreszcze.- Nie waż się wspominać o tym, że wiesz, co jest w Twoich aktach. Peter od razu się zorientuje, że mieliśmy do nich wgląd. Kapujesz?
- Ta… Tak.. -wyjąkałem.
- Lepiej, żeby Peter, ani nikt inny się o tym nie dowiedział.- Wyczułem groźbę w jego głosie.
Po krótkiej chwili puścił mnie i odsunął się ode mnie. Nie chciałem mu patrzeć w oczy. Ledwo opanowałem drżenie, gdy chwycił moją brodę i zmusił mnie bym spojrzał mu w oczy. Były puste, jakby bez wyrazu, mimo iż teraz uśmiechał się do mnie.
- No idź już. Chyba się spieszyłeś.- powiedział, zabierając ode mnie rękę.
- Ta-taa… No to na razie.- mruknąłem i wyminąłem go szybkim krokiem.
Moje serce biło nienaturalnie szybko. Kiedy skręciłem za róg przystanąłem i oparłem się o ścianę. Nie wiedziałem dlaczego Ian, aż tak mnie przerażał. Ostatnimi czasy zdarzało mi się nawet myśleć, ze go polubiłem, mimo to dalej mnie przerażał. Wystarczyło jedno jego spojrzenie, żebym trząsł się ze strachu. Poczekałem chwilę, aż wrócę do normalności i poszedłem do gabinetu Peter'a.
Wszedłem do gabinetu, nawet nie męcząc się pukaniem. Peter uniósł głowę znad jakiś notatek i uśmiechnął się do mnie radośnie. Moją reakcją na ten gest było trzaśnięcie drzwiami, niemal położenie się na fotelu i zapalenie papierosa.
Peter uniósł w zdziwieniu brwi. Patrzył na mnie milcząc, jednak po chwili odchrząknął, chyba po to, by zwrócić na siebie moją uwagę. Spojrzałem na niego mrużąc oczy.
- Dzień dobry, Cris.- Ponownie się uśmiechnął.
- Powitania są zwykle, jak tylko się kogoś zobaczy.- warknąłem i zaciągnąłem się papierosem. Zamknąłem oczy, rozkoszując się ukłuciami drobnych szpilek w moich płucach.
- Zatem przywitałem się w odpowiednim momencie.
- Gówno prawda. Byłem tu już od 30 sekund.
Peter zaśmiał się. Widocznie moje odpowiedzi nadzwyczaj go bawiły.
- Wstałeś dzisiaj lewą noga, prawda?
- Nie, prawą dłonią.- odburknąłem.- Przestań się szczerzyć, jak głupi do sera.
Skrzyżował ręce na piersiach i oparł się wygodnie o fotel. Jednak miny nie zmienił.
- Dlaczego jesteś zły?- spytał.
- Taki mam kaprys.
- Brałeś leki?- przyglądał mi się uważnie.
- Jasne. Przecież, jeśli bym ich nie połknął, ktoś by mi je na siłę w gardło wepchnął.- prychnąłem, patrząc mu w oczy. Zastanowiłem się, gdzie wcisnąłem dzisiejsza porcję pigułek, które teoretycznie wziąłem.
- Coś może się stało?- spytał po krótkiej ciszy.
- Czemu miałoby się cos stać?
- Masz, że tak to ujmę, parszywy humor.
- Bo ja ogółem jestem parszywy.- warknąłem.- Coś nie pasi?
Peter nie powstrzymał się i tym razem zaczął się śmiać. Widocznie nasze humory się wymijały. Jego śmiech działał mi jeszcze gorzej na nerwy, niż jego uśmieszki.
- Czego rżysz?!
- Wybacz. Po prostu, kiedy próbujesz odgrywać rolę zbuntowanego nastolatka, jesteś wprost uroczy, a zarazem komiczny.
Teraz to ja patrzyłem na niego oniemiały w zdziwieniu. Kiedy się otrząsnąłem, zmrużyłem oczy i obdarzyłem do najbardziej wściekłym spojrzeniem na jakie mnie było stać.
- Zęby masz za całe?
- Dlaczego próbujesz udawać kogoś, kim nie jesteś?- spytał, patrząc na mnie wyczekująco.
- A skąd wiesz, że taki nie jestem?
- Wiem i już. W rzeczywistości jesteś niezwykle wrażliwym chłopcem.
Zacisnąłem zęby. Myślałem, że zaraz powybijam mu te jego bielutkie, równiutkie ząbki.
- Gówno wiesz!- wykrzyknąłem.
- To więcej, niż nie wiedzieć nic.- odparł.
- Peter wszechmogący, kurwa Twoja w dupę mać!- zerwałem się z fotela i zacisnąłem pięści.- Nic o mnie nie wiesz, a robisz z siebie wszystko wiedzącego! Wielki znawca Crisa Mosby'ego!- Wyrzuciłem z siebie. Chciałem wykrzyczeć mu dużo różnych rzeczy na raz, więc nie zwracałem uwagi na to, czy mówię składnie i poprawnie. Nazbierało się trochę pretensji do Peter'a odkąd tu trafiłem i teraz nie wiedziałem od czego zacząć. Co jest najważniejsze, co powinno zostać powiedziane pierwsze. Słowa, a raczej wrzaski same się ze mnie wydobywały.
Peter słuchał mnie w ciszy, przyglądając mi się ze stoickim spokojem. Gdy już zamilkłem, sapiąc ciężko z wściekłości, próbowałem zabić go wzrokiem, ale niestety odkryłem, że takiej mocy nie posiadam. Nikt nie był nigdy w stanie wyprowadzić mnie z równowagi, tak jak Peter. Wydawało się to być tym śmieszniejsze, gdyż on nic takiego nie robił. Po prostu jego osoba działała mi na nerwy. Jego uśmiech, jego usposobienie, jego podejście do mnie. Wszystko w nim doprowadzało mnie do szewskiej pasji.
- To pozwól mi się czegoś o Tobie dowiedzieć.- powiedział spokojnie patrząc mi w oczy.
Nie odpowiedziałem. Dostałem takiego szczękościsku, że nie byłem w stanie nic powiedzieć.
- Zacznij ze mną rozmawiać. Nic nie stracisz, a wyjdzie Ci to zdecydowanie na dobre.
- Zanim mnie do tego zmusisz…
- Nie będę Cię zmuszał- przerwał mi.- mogę jedynie zachęcić.
- …wywalą Cię stad, albo zmienią mi "lekarza".- wysyczałem przez zaciśnięte zęby i zmrużyłem oczy.- Dopilnuję tego.
- A ja dopilnuję tego, żebyś zmienił swoje nastawienie i zaakceptował prawdę o sobie.- uśmiechnął się i puścił mi oczko.
Myślałem, że tym razem nie powstrzymam się i rzucę się na niego z pięściami. Peter spojrzał na zegarek.
- No, proszę. To nasza najdłuższa rozmowa. Całą godzinę tu byłeś. Widzisz? Już robisz postępy.
Odwróciłem się na pięcie i szybkim krokiem wyszedłem z gabinetu, trzaskając drzwiami.