Czemu właśnie ty... 14
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 03 2011 23:09:01
Rozdział XIV



Kamil już u mnie nie mieszka. Kamil wrócił do domu. Kamila nie ma. Nikt nie zamęcza mnie gadaniną do późnej nocy. A ja się tak do tego przyzwyczaiłem, że i tak nie mogę zasnąć. I mam aż za dużo czasu do myślenia.
To prawda, że tamtego wieczora byłem kompletnie zalany. Ale mimo to kilka spraw nie umknęło mojej świadomości.
Sprawa pierwsza to to, że upiłem się z powodu Kamila. Szkoda tylko, że nie pamiętam dlaczego. Ja mu tego nie powiedziałem.... I nie powiem.... Bo niby jak? "Kamil jak na ciebie tak patrzyłem i patrzyłem to już nie miałem innego wyjścia - musiałem pić. Na umór." Jeszcze tego mi brakuje, żeby mnie uznał za psychopatę. Wystarczy mi jedna kompromitacja na ten tydzień.
Sprawa druga. Paweł Lisowski, mnie osobiście znany w charakterze brata Moniki i jednego z ulubieńców mojego wuefisty, jako lidera bokserów, oraz Anna Gertner mnie osobiście znana jako dziewczyna Kamila i siostra Artura, dziedzica Gertner Corporation, do niedawna stoika obecnie patrz -> sprawa trzecia, niewiele się przejmując obecnością kolejno siostry, chłopaka, brata oraz kilkudziesięciu osób niezaangażowanych bezpośrednio dokonali aktu cudzołóstwa, mezaliansu oraz obrazy majestatu jaśnie oświeconego księcia Kamila Taszyckiego. Mam wrażenie, że Kamil o tym fakcie wie, a nawet jak nie wie, to się dowie, bo Teresa wie. Tu nie bez znaczenia jest fakt posiadania przez Teresę nazwiska Darłowska, które to nazwisko jest jednoznacznie określone jako niebezpieczne w podobnych sytuacjach przez samego króla mrozów Taszyckiego seniora. Nie mam pojęcia co w związku z powyższym w najbliższym czasie zajdzie, ponieważ podobnego aktu hucpy nie odnotowano w kronikach szkoły i nie ma przewidzianych z góry restrykcji. Jeśli ozwie się gniew boży ani Anka ani tym bardziej Paweł nie będą mieć teraz lekkiego życia. No cóż wiedzieli, co ryzykują. Według danych udostępnionych przez Teresę Darłowską Anna Gertner prowadzi tzw. podwójne życie od niemal miesiąca.
Co ja mam o tym myśleć? Żadna dziewczyna nie ma prawa ani możliwości odmówić komuś o nazwisku Taszycki. Z tego zdają sobie sprawę wszyscy. Zresztą ona Kamila według mnie lubi. Problem w tym... Problem w Pawle. I już. Mam nadzieję, że nie nastanie żadna krwawa środa. (dziś wtorek)
Sprawa trzecia. Monika Lisowska oraz Artur Gertner, eks-stoik najwyraźniej planują egzogamię. Są to dane udostępnione po części przez Teresę Darłowską, po części przez Kamila Taszyckiego, tu przy okazji ustaliłem, że okres czasu, który upłynął Kamilowi na szukaniu Ani (brak udostępnionych mi danych) i Moniki (odnaleziona w towarzystwie eks-stoika , że tak to określę in flagranti ) był znacznie dłuższy niż mi się to początkowo wirowało... wydawało.
Moim skromnym zdaniem to jest zdecydowanie za dużo skandali jak na jeden wieczór nawet, gdy chodzi o elity.
Do powyższych wniosków doszedłem w ciągu ostatnich pięciu nocy. Powinienem się już z nimi oswoić. Ale nie umiem. I nie daje mi spokoju myśl o tym, co Kamil z tym zrobi. To znaczy w związku z kwestią drugą. O pierwszej nie ma nawet pojęcia. Ostatnia wcale mu nie przeszkadza. Ale czy duma mojego księcia zniesie taki dyshonor, jaki odstawiła mu ta dwójka? Co będzie jak znowu zmieni się w chłodnego tyrana? I co będzie jeśli... jemu na niej jednak naprawdę zależy, gadanie gadaniem, ale...
W poniedziałek mój Kamil ma kolejną śmiercionośną klasówkę, a w takiej sytuacji nie ma najkorzystniejszych warunków do solidnych przygotowań. A one mu są potrzebne. BARDZO potrzebne. I on w takiej sytuacji mówi mi, żebym nie przychodził przed szóstą! Jeszcze czego. Kamil, na tym terenie JA rządzę, pogódź się z tym. Nie obchodzi mnie, jak bardzo jesteś zmęczony. Do jakiego stopnia nic ci się nie chce. Jak bardzo pokomplikowało się twoje życie.
Ja muszę cię mieć w tej szkole, muszę cię mieć obok cały czas. I nie pozwolę ci wylecieć nawet, jeśli ty sam odpuścisz sobie walkę.
Albo....
Albo zechcesz zamiast krwawej środy urządzić krwawy wtorek. Złowieszczy beret wisi w przedpokoju, więc wniosek z tego, że cudzołożnica jest u ciebie.
Poszedłem cicho na górę i zatrzymałem się w drzwiach. Siedzieli na podłodze przy balkonie tyłem do mnie i najwyraźniej nie szła im rozmowa. To znaczy szła im, ale jednostronnie. Ania nawijała jak nakręcona, Kamil nie mówił nic i tylko zrolowywał i rozprostowywał kraniec dywanu.
Cudnie. W sam raz na burzę. I co ja mam zrobić? Zwiać?
- To jest bez sensu... - powiedział cicho Kamil. Ania urwała.
- Co? - spojrzała na niego niepewnie.
- My.
Przepięknie.
- A... ale...
- Posłuchaj, ja... ja cię bardzo lubię, ale... Ale cię nie kocham. To oczywiście żaden problem, taka norma. Ty też mnie nie kochasz. I to też żaden problem, jasne. Tylko że ty kochasz Pawła Lisowskiego.
- Ka...
- Ty się już nagadałaś, cicho. Jak ty to sobie wyobrażasz? Zamierzasz chodzić ze mną, kochając kogoś innego, tylko dlatego, że on jest dla ciebie "nieodpowiedni"? Paweł na to nie zasługuje... Ty też nie. Ośmielę się nawet stwierdzić, że i ja nie. To idiotyczne.... To całe chodzenie ze sobą na siłę, tylko dlatego, że "tak wypada". Dobieranie się według z góry uznanych kryteriów, jak na fermie rozrodczej. Zresztą czego się boisz? Co powie Artur? Artur od sylwestra chodzi z Moniką.
- CO?!
- To. Wiem, że Gertner plus Lisowski to nieznośny zgrzyt dla niektórych uszu, ale szlaki masz już przetarte. No cóż, ja osobiście uważam się za rzuconego. Jakoś to przetrawię.
- Kamil...
- No co...
- A... - uśmiechnęła się złośliwie - Nie boisz się co powiedzą w szkole, kiedy dowiedzą się, że cię rzuciłam?
- A co mnie może obchodzić, że uznają cię za niepoczytalną?
- Koszmarny jesteś...
- Sama widzisz. - roześmiał się - Nic tylko ze mną zerwać.
- Pod jednym warunkiem...
- Przyjaciółmi zostajemy dalej. W porządku?
- Tak... - zarzuciła mu ręce na szyję. I oczywiście mnie zobaczyła. - Cześć, Marek... nikt ci nie mówił, że to nieładnie podsłuchiwać?
- On wie, że to nieładnie... - odwrócił się i złośliwie zmrużył oczy - Ale bardzo to lubi... Nie krępuj się, chodź i podsłuchuj otwarcie.
- Dochodzę do wniosku, że to wszystko twoja wina. - Ania przyjrzała mi się melancholijnie.
- Moja?
- Aha... tu kiedyś świat miał swój porządek. Ustaloną hierarchię. Jakieś zasady. Aż pojawiłeś się ty i nagle wszystko się zmieniło...
- Ale chyba na lepsze... prawda? - uśmiechnął się do mnie ciepło.
Kamil... gdybyś ty wiedział... gdybyś ty wiedział, jaką niesamowitą, bezsensowną, nieokreśloną ja czuję ulgę...



- Eeeeej... - coś zamruczało mi w okolicach ucha - Dlaczego masz taki zły humor?
Westchnąłem i naciągnąłem kołdrę na głowę. Ciepłe coś nie dało za wygraną i ułożyło się na mnie, dalej milutko mrucząc i co gorsza zaczynając całować mnie po szyi. Westchnąłem znowu i zacząłem się bawić miękkimi włosami łaskoczącymi mnie teraz w brodę.
Pachniało miło...
- Spać... - wyjaśniłem.
- Już spałeś... - coś było wyraźnie niezadowolone.
- Jeszcze raz? - poprosiłem niepewnie.
- Nie. - coś się oburzyło - Ze spaniem koniec. Już szósta.
- Przecież to środek nocy... - zaprotestowałem nieśmiało.
- Środek nocy to jest o północy, jak sama nazwa wskazuje. - coś z brutalną przemocą próbowało otworzyć mi oczy.
- Względne... - ziewnąłem boleśnie.
- Wieczorem naburmuszony, rano nie współpracuje... Jak mnie już nie chcesz, zawsze mogę pójść do kogoś innego... - coś zagroziło złowieszczym tonem.
Podjąłem przedwstępną próbę profilaktycznego podniesienia powiek, co zakończyło się absolutną klęską. Pomogłem sobie następnym orzeźwiającym ziewnięciem i już z większym powodzeniem ponowiłem próbę.
Duże, czarne oczy patrzyły na mnie z wyraźną irytacją. Roześmiałem się.
- Aleś się najeżył... Wyglądasz jak nastroszony kociak... Tego brakuje żebyś zaczął parskać.
- Nie drażnij mnie...
- Bo co?
- Bo będę gryzł...
- No i co? Ty ciągle gryziesz. Cieszę się, że się krew nie leje.
- To się poleje.
- Coś ty taki napalony?
- Palnąć cię?
- Za co?
- Jesteś bezczelny.
- Ja?
- I denerwujący.
- Ja?
- I zadajesz beznadziejnie durne pytania. Ale...
- Co?
- Masz rację. Jestem napalony. I to twoja wina, bo chodzisz jak struty, nie zwracasz na mnie uwagi i zupełnie się nie liczysz z faktem, że ja nie jestem przyzwyczajony do celibatu.
- Biedne, niekochane dzieciątko... - pokrzywiałem mu się raczej z wrodzonej przekory.
- Zaraz ty będziesz biedne, pobite dzieciątko.
- Już się boję...
- I słusznie....
Pocałował mnie lekko i nagle ugryzł aż do krwi.
- Ej, co to miało być?!
- Masz dwa wyjścia. W tej chwili wytłumaczyć się ze swoich humorów albo natychmiast się ze mną kochać. - oznajmił.
- A jaka była pierwsza opcja? - zaśmiałem się cicho, przyciągając go do siebie.


- Kamil chodź. - mruknąłem ze zniecierpliwieniem. Jak tylko się rozeszło, że Kamil jest do wzięcia, dziewczyny obskakują go jak wściekłe. To co one wymyślają przekracza ludzkie pojęcie. Nawet Adze przeszła wielka miłość do mnie i próbuje go uwieść po raz drugi. Miała fory, bo o całej gratce dowiedziała się już wczoraj od siostry. Stwierdzam autorytatywnie, że w całej szkole są tylko cztery dziewczyny, które nie dążą do objęcia byłej pozycji Anki. Ona sama, Monika, Teresa i Zosieńka. Ta ostatnia jednak, według mnie idzie rachunkiem prawdopodobieństwa: Nie ma szans, bo Kamil nie odbije dziewczyny Jarkowi, zwłaszcza po świeżym załamaniu miłosnym. Pomińmy milczeniem to, że Majat ma takich załamań miłosnych statystycznie cztery na miesiąc.
Niemniej jednak życie ludzi z otoczenia Kamila jest teraz trudne. Zwłaszcza moje. Niby mamy iść do niego i od razu brać się do nauki, ale od czasu jak wyszedł z klasy zdołaliśmy ujść tylko pięć metrów. A wyszedł piętnaście minut temu.
To chyba niepokojące kiedy uczeń z ulgą wita dzwonek na lekcje, ale ten z taką przywitałem. Większość nauczycieli jest tu punktualna, więc znacznie się rozluźniło. Tylko IIIa jeszcze piszczy. Cholerna, spóźnialska Odra. Na szczęście to niemal męska klasa, a dziewczynki to trusie. Została już tylko Agata. Nie wiem dlaczego, ale jej nie lubię. Zwłaszcza teraz.
Dla mnie ona jest zbyt prowokacyjna, zbyt bezczelna i zbyt ładna. Zbyt ładna? Czy ja się starzeję? Dlaczego nagle mi czyjaś uroda przeszkadza?
Ależ trajkota do niego, jakby jej się katarynka zacięła. Zwariowała, przecież ona za stara jest dla niego. No tak... Tylko że w tej szkole wszystkie dziewczyny są starsze od Kamila. Od bliźniaczek Gertner począwszy na Patrycji Anis skończywszy. Więc co mu tam rok z hakiem. Kamil uśmiechnął się niewyraźnie i pochylił głowę, zamyśliłem się i nie usłyszałem, co ona takiego mu powiedziała...
Agata przysunęła się do niego i pocałowała mocno. Nie mogła się od niego oderwać. Dopiero Odra, która właśnie nadeszła, ostro zawołała ją do klasy. Odsunęła się od niego wolno i uśmiechnęła prowokacyjnie. Odwróciła się, rzucając mu jeszcze powłóczyste spojrzenie i weszła do klasy. Odra strasznie ją zrugała. Dobrze ci tak, kretynko - pomyślałem ze złością.
- Idziesz czy nie? - syknąłem do Kamila.
- Idę, czemu się wściekasz? - spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- Nie wściekam się. Rusz się wreszcie. - Tak, z całą pewnością byłem wściekły jak jasna cholera, choć nie miałem pojęcia dlaczego.
Przez chwilę szliśmy obok siebie w milczeniu.
- Marek... - odezwał się w końcu - Ja wiem, że ty pewnie myślisz, że ja jestem nieodpowiedzialny i w ogóle... Ale tu jest taki styl życia, nikt się nie przejmuje jakimiś zasadami... Jej, ja wiem, że to idiotycznie brzmi...
- O czym ty mówisz, jeśli można wiedzieć?
- Jesteś zły o Agatę... że się całowaliśmy chociaż nawet ze sobą nie chodzimy.
- Co?! - przystanąłem i zacząłem się śmiać - Sam to wymyśliłeś? Jezus Maria, Kamil, nie rób ze mnie takiego świętego. Całowałem się w życiu z kilkoma dziewczynami i nie twierdzę, że każda była moją wielką miłością.
- No to o co ci chodzi? Ona... ona ci się podoba?
- Agata? Raczej nie jest w moim typie.
- To dobrze... To znaczy dobrze, bo ona od wczoraj chodzi z Krzyśkiem.
- Trafił swój na swego. - skrzywiłem się lekko.
- Ja już nic nie rozumiem... To czemu się wściekasz?
- Czy ja wyglądam na wściekłego?
- Ale czemu przedtem...
- To trochę denerwujące stać jak piąta stołowa noga obok przyssanej do siebie pary.
- Czemu...
- Zdecydowanie nadużywasz tego czemu.
- Jej, tylko się pytam nie mogę?
- Kompletny z ciebie dzieciak.
- Mam szesnaście lat, moje prawo. - roześmiał się i nagle zarzucił mi ręce na szyję, całując w policzek. - Niesamowicie cię lubię, wiesz?


- Powiedz.
- Co...
- Poowiedz.
- Tomek, nie męcz mnie.
- Proooszę...
- Tomek...
- Bardzo cię proszę... - powtórzył słodkim głosikiem przy akompaniamencie jeszcze bardziej rozczulającej minki popartej megarozrzewniającym spojrzeniem.
- Nie nabierzesz mnie na to...
- Bo zacznę płakać.
- To jest typowy szantaż emocjonalny, zdajesz sobie z tego sprawę?
- Aha. - kiwnął rozczochraną głową, przyklejając się do mnie i łasząc podstępnie - Naprawdę będę płakać... - powtórzył cichutko.
- Masz rację. Obrzydliwie się rozmazgaiłeś.
Przestał się o mnie ocierać i odsunął się trochę, odwracając się do mnie plecami. Mruknąłem ze zniecierpliwieniem i podniosłem się z łóżka, odsłaniając okno. Spojrzałem w jego stronę i pokręciłem głową. Ciągle odstawiał takie komedie. Primadonna.
- Wiesz co, przestałbyś już. - klęknąłem na łóżku i odwróciłem go do siebie - To... Tomek... - przymknął oczy i usiadł ocierając policzki - Ty... ty naprawdę... płaczesz? - spytałem niezdarnie - Ale... Przecież ty...
- Ja się po prostu o ciebie boję... Zabronisz mi? - wielkie oczy spojrzały na mnie rozżalone.
- Tomek... Nie bądź niemądry... Wcale nie musisz się o mnie bać... - pocałowałem delikatnie, skierowane trochę w dół usta i otarłem ostatnią, zabłąkaną łzę.
- Kiedy ty teraz... Ty zachowujesz się tak, jakbyś... Jesteś taki dziwny... czasem masz w oczach coś takiego... Nie wiem do końca, dlaczego, ale są chwile, kiedy wydaje mi się, że... że...
- No co...
- Że zrobisz sobie... coś złego. - skończył cicho, znów zamykając oczy.
- Nie Tomek. - odezwałem się od razu - Akurat tego możesz być pewien. Nigdy.
Objął mnie lekko i zanurzył twarz w moje włosy.
- Łukasz... - szepnął mi do ucha.
- Co...
- Dlaczego powiedziałeś...
- No dobra, co tam chciałeś wiedzieć? - przerwałem mu. Spojrzał na mnie zaskoczony, a potem westchnął z rezygnacją.
- Zawsze nie to co ja, prawda? - uśmiechnął się smutno - W porządku... Moją wytrwałość ciężko złamać...
- Co do tego nie mam wątpliwości. - przewróciłem oczami - Więc... co chciałbyś wiedzieć?
- Oj ty, ty... - pokręcił głową, przymykając powieki. Po chwili otworzył oczy i odezwał się cicho - Jesteś coraz bardziej przygnębiony... Myślę, że mam prawo znać powody... ja nie ukrywałbym przed tobą czegoś, co ma dla mnie takie duże znaczenie... bez względu na to czy to coś złego, czy dobrego... Ja... chciałbym, żebyś traktował mnie poważnie... - pochylił lekko głowę - Nie jak dzieciaka, z którym można się miło zabawić, ale nie można z nim rozmawiać o tym co dla ciebie ważne... Przecież inaczej... inaczej to nie ma sensu... - wyszeptał przez ściśnięte gardło.
- Tomek... - powiedziałem poważnie - Przysięgam ci, że nigdy nie znałem nikogo, komu umiałbym powiedzieć... wszystkiego o sobie... Ale jeśli... jeśli bym to powiedział, to tylko tobie... i kiedyś to zrobię, obiecuję. Ale na razie nie potrafię. Nie wiem nawet jak, nie wspominając o tym, że to nie są rzeczy, które mówi się ot tak sobie. Dawno temu... wydarzyło się wiele rzeczy, z którymi chyba aż dotąd nie do końca sobie poradziłem. Kiedy... ostatnio rozmawiałem z ojcem, wiele z nich... wróciło. Obudziły się zwyczajnie, choć bardzo chciałem je uśpić. Zaczynam wciąż na nowo, od początku, obracać w kółko to wszystko...zastanawiać się, co by było gdyby... czy musi być tak jak jest... Wiesz przecież, że ja...
- Wiem. - skinął głową - Ale dlaczego za wszelką cenę ze wszystkim chcesz radzić sobie sam?


- No Korzecki, ja cię podziwiam. - Teresa patrzyła na mnie spod zmrużonych powiek. Kolejny piękny dzień. Kolejna bitwa z Teresą. Już nawet się przyzwyczaiłem. Już nawet czułbym się bez tego nieswojo.
- A co znów zrobiłem?
- Nie bądź taki skromny. To naprawdę było genialne. Z początku nie rozumiałam twojej strategii, ale teraz jestem pod wrażeniem. Najpierw pogrążasz Wireckiego - i przywracasz go do łask. Wszyscy uznają cię za ideał miłosierdzia. I kiedy przychodzi prawdziwy atak, nikt nie podejrzewa, że mógłbyś mieć z tym coś wspólnego. Ot, zwykła kłótnia na szczycie. Ale mnie ci się nie uda oszukać, słonko. Przecież Wirecki to nie był przeciwnik dla ciebie. TY mierzyłeś wyżej. Masz teraz szansę odegrać rolę Rasputina, gratulacje. Właściwie, to jestem ci wdzięczna. Mnie wszystko jedno, kto jest na szczycie. Nie znoszę was wszystkich. A doprowadziłeś do sytuacji, która zawsze mnie jako socjologa interesowała. Zastanawiałam się, co się stanie, kiedy w końcu się pokłócą. Bo było pewne, że kiedyś do tego dojdzie. Nie wierzę w szczerą przyjaźń na szczytach... Cóż, Majat miał niemal taką pozycję jak Taszycki. Ciekawiło mnie, czy kiedy dojdzie do konfliktu szkoła podzieli się na dwa obozy - bo teraz czcząc Kamila musi się nienawidzić Majata i odwrotnie - i wytworzy nam się system dwupartyjny, czy też jeden z nich przepadnie. No i cóż... okazało się, że u nas panuje kult silnej jednostki i dyktatury absolutnej. Nie ma miejsca na konkurencję. Wszyscy opowiedzieli się po stronie Taszyckiego. Swoją drogą to ciekawe, bo przecież z nich dwóch to zawsze Majat był bardziej ludzki...
- Ale co się stało do diabła?
- Och, daruj sobie.... Nie myślisz chyba, że nabiorę się na takie tanie przedstawienie? Zresztą nie... za mądry jesteś, żeby myśleć, że mnie oszukasz... Rozumiem... nie wiesz, jak dokładnie przebiegła realizacja twojego genialnego planu. Przykro mi, ale dokładnie sama nie wiem. Taszycki rozmawiał z Majatem i nagle doszło do spięcia. Nie wiadomo o co poszło, ale świadkowie twierdzą, że w pewnym momencie Kamil rzucił mu w twarz, że Majat przyjaźni się z nim tylko dla pieniędzy i pozycji. Jak dla mnie to prawda, ale Majat uznał za stosowne się obrazić. Osobiście uważam to za błąd taktyczny. Nikt do tej pory nie odważył się tak po prostu odwrócić i zostawić Kamila Taszyckiego. Toteż Majat usłyszał za sobą jedynie: Idź. Tylko nie próbuj wracać.
Machnąłem na nią ręką i poszedłem do klasy. Ale... Ic już skończyła lekcje.... cholera, akurat dziś musiała nam się rozchorować połowa nauczycieli? Gdybym tylko był tu wcześniej... Co u diabła mogło się stać? Oni dwaj? Jakim cudem oni się pokłócili i to TAK pokłócili? Przecież zawsze... O co mogło im pójść? Czy Kamil zwariował, nie ma aż tak wielu przyjaciół, żeby ich tak spokojnie wyrzucać. Myślałem, że nie usiedzę do końca lekcji.
No i nie usiedziałem. Zerwałem się z dwóch ostatnich. Już widzę, co moja mama powie po najbliższej wywiadówce. Od ostatniej mam co najmniej z piętnaście nieusprawiedliwionych godzin. Wszystkie z powodu Kamila.
Mój powód do wszelkiego złego leżał z zamkniętymi oczami na łóżku i rzucał piłką tenisową w ścianę, chwytając ją przy pomocy nieznacznego, precyzyjnego ruchu dłonią.
- Możesz mi powiedzieć, co to wszystko TYM RAZEM ma znaczyć? - spytałem sucho.
- A o co konkretnie ci chodzi? - zapytał spokojnie, nawet sobie nie przerywając.
- Nie udawaj większego durnia niż jesteś.
Chwycił piłkę i rzucił nią w moją stronę, ale odesłałem ją w jego kolano. Syknął i wstał, patrząc na mnie z poirytowaniem.
- Czy ty zawsze musisz się wtrącać do nie swoich spraw?
- Jakoś nie umiem patrzeć na to z boku, kiedy ty zachowujesz się jak...
- Lepiej nie powiedz za dużo. - przerwał mi i wstał, podchodząc do mnie.
- Bo co? Też mnie strącisz w przepaść? Myślisz, że się tego boję?
- A nie? - uniósł twarz i spojrzał na mnie pogardliwie.
Nie wytrzymałem i z całej siły walnąłem go pięścią w szczękę. Zarzuciło nim aż upadł twarzą na łóżko. Nie odwrócił się już do mnie, zacisnął tylko pięść na narzucie.
- Jesteś idiotą, rozumiesz? Kompletnym kretynem! - krzyknąłem. Z trudem chwytałem powietrze i nie mogłem opanować wściekłości, więc odwróciłem się i wyszedłem, trzaskając za sobą drzwiami.
Kiedy tylko dotarłem do domu, zadzwonił telefon.
- Marek... - usłyszałem w słuchawce.
- Tak? - szepnąłem.
- Przepraszam... Wiem, że masz rację. Nie bądź na mnie zły... Ja często gadam głupoty i potem tego żałuję. Jarek o tym wie, na pewno się pogodzimy. Ja po prostu taki jestem... Nie znoszę, kiedy ktoś mi mówi, co mam robić i wtedy często atakuję, nie myśląc nawet o tym, co mówię. Wcale tak nie myślałem ani wtedy, ani kiedy ty mówiłeś do mnie. Nie chciałem mówić tego wszystkiego. Nie chcę, żebyś myślał, że ja... Marek, no powiedz coś...
Byłem pewien, że płacze i poczułem nieprzyjemne ściskanie w gardle.
- Bardzo chętnie, tylko daj mi szansę.
Teraz pewnie leciutko się uśmiechnął i tak zabawnie przewrócił oczami. Mój kochany dzieciak...
- Oj Marek....
- No już... Mnie też poniosło, przepraszam. Obaj jesteśmy okropnie porywczy, nieprzyzwoicie uparci i mamy straszne charaktery. Trzeba się z tym pogodzić.