Nowa Atlantyda 43
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 03 2011 22:37:32
Zbliżamy się nieuchronnie do części 50...



NOWA ATLANTYDA
PART 43




Ryo chodził po pokoju i zastanawiał się co jeszcze powinien zabrać ze sobą. Spakował już najpotrzebniejsze rzeczy i teraz zerkał na wszystkie strony czy o czymś nie zapomniał.
Kilka dni wcześniej zadzwownił do niego Hoshi powiedział radośnie, że dostał zgodę, żeby jego przyjaciele ze szkoły odwiedzili go na kilka dni w czasie święta.
Ryo nie bardzo kojarzył jakie niby święto mieliby obchodzić i spytał o to zdezorientowany, ale Hoshi wyjaśnił mu szybko, że to jest jedno z ich świąt i nawet gdyby zaczął mu to teraz tłumaczyć to tylko by się zaplątał we własne słowa i lepiej będzie jak Ryo sam zobaczy o co chodzi.
Czarnowłosy chłopak westchnął po czym przerzucił spakowany plecak przez ramię, rzucił do rodziny słowa pożegnania i, że wraca za kilka dni i wyszedł na zbiórkę pod szkołą.
Nie był zaskoczony, kiedy zobaczył wśród zebranych osób rodziców Hoshiego. Oni tęsknili za nim najbardziej. Podszedł do nich żeby się przywitać.
-Dzień dobry. -powiedzial.
Oboje odwrócili się do niego.
-Dzień dobry Ryo. -odpowiedziała kobieta i po chwili dodała: -Cieszysz się, że go znowu zobaczysz?
Chłopak skinął głową.
-Oczywiście. -przyznał.-Przecież to mój najlepszy przyjaciel. Też za nim tęsknie.
Oboje uśmiechnęli się ze zrozumieniem, a Ryo roześmiał się.
-Przypuszczam, że robi tam nie mniejsze zamieszanie niż tu.-powiedział z uśmiechem.
-No to na pewno... Po tym jak usłyszałem, że raz uciekł to się już wszystkiego spodziewam...-burknął mężczyzna.-Natrę mu uszu jak go dorwę...
-Może nie jest teraz tak źle? -spytał Ryo.
-Parę dni temu rozmawiałam z jednym z jego krewnych...-zaczęła matka Hoshiego .-Chyba miał na imię Daniel... Takie dość nietypowe imię i mówił, że póki co jest spokojny, ale też jakby smutny...
-Hoshi smutny? -spytał Ryo. -Jakoś mi w to ciężko uwierzyć...
-Może nie tyle smutny, co ma smutne oczy...-sprostowała.-Jakby coś go trapiło...-zamyśliła się.
-Okaże się jak się z nim spotkamy.-powiedział ojciec Hoshiego.
Ryo uśmiechnął się i rozejrzał po grupie. Dostrzegł Rumiko, która stała z koleżankami. Westchnął. Dopiero niedawno dowiedział się, że dziewczyna kocha się w starszym koledze z ich drużyny siatkarskiej. Tamten chłopak stał teraz i rozmawiał z kapitanem drużyny. Ryo przeprosił rodziców Hoshiego i podszedł do nich.
-Cześć kapitanie.
Ouzuki popatrzył na niego.
-A cześć Akabori. Wiesz może gdzie my tak właściwie się wybieramy?v-spytał.
-No... Odwiedzić Hoshiego...-powiedział niepewnie.
-Ale tak dokładniej?
Ryo wzruszył ramionami.
-Pojęcia nie mam... Okaże się...

*******************************

Po dwóch godzinach jazdy wyjechali z miasta i skierowali się w stronę morza. Jedyne co Ryo wiedział to to, że Hoshi mieszkał teraz w tamtej okolicy. Po półgodzinnej jeździe nagle musieli się zatrzymać. Drogę zatarasowały im cztery czarne motocykle. Na każdym siedziały po dwie osoby w czarnych strojach i kaskach. Ryo poczuł się dziwnie. Zauważył dziwny symbol na prawych ramionach postaci. Niby gwiazda, ale jednak... Bardziej przypominała blask. Jedna z postaci podeszła do autobusu, a kierowca niepewnie otworzył drzwi żeby ją wpuścić. Po wejściu do środka postać zdjęła kask i większość osób jęknęła z zachwytu.
Chłopak był młodziutki. Było to widać. Mógł mieć jakieś 14-15 lat. Miał niesamowicie niebieskie oczy i tak rude włosy, że właściwie można by powiedzieć, że są ogniste. Uśmiechnął się widząc jakie zrobił wrażenie.
-Witam.-przywitał się.-Jestem Sindre Atarante. -Przedstawił się chłopak.-Przepraszamy za to małe zamieszanie, ale mamy istotne powody do tego. Bardzo proszę żeby jechał pan za nami.-powiedział do kierowcy, który skinął głową lekko oniemiały.-Poprowadzimy was.-dodał i wyszedł z autobusu, po czym założył kask i usiadł na jednym z motocykli na miejscu pasażera. Po chwili ruszyli.
Jechali może z 10-15 minut, kiedy nagle znaleźli się przed okazałą bramą. Ryo przez okno zobaczył jak chłopak o imieniu Sindre zeskakuje z motocykla i podchodzi do bramy. Po chwili brama się otworzyła. Kiedy ją minęli większość osób otworzyło szeroko oczy z zaskoczenia. Jechali teraz szerokim podjazdem, a przed nimi wznosiła się imponująca budowla.
-Istny pałac...-dało się słyszeć pełne nie dowierzenia pomruki. Po chwili zatrzymali się niedaleko drzwi wejściowych i polowi zaczęli wychodzić z pojazdu. Zaskoczeni patrzyli, że aż tyle osób wyszło im na spotkanie. Jeden z mężczyzn podszedł do nich. Miał włosy równie ogniste jak Sindre.
-Witam serdecznie w naszym pałacyku.-powitał ich z uśmiechem.-Jestem Daniel Atarante i mam nadzieję, że mój syn nie przestraszył was za bardzo witając się z wami? -powiedział wskazując na Sindre, który stał koło swojego ojca i szczerzył się zadowolony z siebie.-Pewnie chcielibyście się odświeżyć po podróży i coś zjeść więc zaprowadzimy was do waszym pokoi. Mam tylko na wstępie prośbę żebyście nie chodzili samowolnie po drugim piętrze. Tam są pokoje prywatne i proszę o uszanowanie naszej prywatności jako gospodarzy.
Wszyscy skinęli głowami ze zrozumieniem. Matka Hoshiego zwróciła się do mężczyzny.
-Czyli to z panem rozmawiałam niedawno.-powiedziała uprzejmie.-Mógłby nam pan powiedzieć, gdzie jest teraz nasz syn? No mimo wszystko jestem jego matką.-powiedziała cicho.
Daniel posłał jej pełen zrozumienia uśmiech i powiedział:
-To zrozumiałe.-powiedział do niej cicho.-Biologiczne dziecko czy nie... dziecko to dla matki dziecko.-stwierdził, a potem dodał głośniej.-Ale gdzie on teraz jest to nie wiem. Pewnie znowu z Sardorem poza pałacykiem i obaj pokażą się wieczorem...-urwał nagle, bo wokół nich zaczął tańczyć wiatr. Przybyli goście zaczęli rozglądać się zdezorientowani i widząc to Daniel uspokoił ich:
-Nie macie się czego bać.-powiedział spokojnie.-Ale też nie sądziłem, że to opanuje...-przyznał cicho z podziwem.
-Co opanuje...?-spytał ojciec Hoshiego i zamilkł, kiedy nagle nie wiadomo skąd pojawił się obok nich jego syn... i uczepiony niego młody chłopak i karminowych włosach.
-Na litość boską Shell...-jęknął Hoshi. -Możesz mnie już puścić...-powiedział rudawy chłopak i rozejrzał się, a potem odczepił od siebie zdezorientowanego chłopca i rzucił się na rodziców.
-Już jesteście? -pytał obejmując ich i witając się z nimi.-Myślałem, że będziecie dopiero pod wieczór?
-Cześć stary.-powiedział ze śmiechem Ryo klepiąc go w ramię, a w następnej chwili Hoshi już na nim wisiał.
-Przepraszam, że przerywam to radosne powitanie...-powiedział nagle Daniel zwracając się do Hoshiego. -Ale kto to jest? -spytał pokazując na chłopca o karminowych włosach.
Hoshi uśmiechnął się.
-Można powiedzieć, że moja maskotka. -wyszczerzył się wrednie.
-Jak to masko...-zaczął Daniel, ale nie skończył, bo wiatr znów zawirował i chwilę później koło zaskoczonej grupy pojawił się chłopak identyczny jak Hoshi, ale o dłuższych włosach. Wszyscy patrzyli na niego szeroko otwartymi oczami.
-Zupełnie jak bliźniaki...-mruknął Ryo, ale nic więcej nie dodał, bo od drugiego chłopaka odczepił się nagle młody mężczyzna podobny do tego chłopca o czerwonych włosach i zaczął robić sobowtórowi Hoshiego dziką awanturę:
-Słowo daję Sardor!!!!- wrzesczał. -Nic się nie zmieniłeś!!! Nadal jesteś powalony!!!
-Przecież nic się nie stało...-mruknął Sardor.
-Ale mogło! Nie mogłeś zaproponować innej metody?
-Ta była najszybsza!
-O kurczę...-mruknął Daniel.-To teraz wszystko rozumiem...-powiedział zerkając na Shell'a, który wczepił się w rękach Hoshiego i spoglądał nieufnie na mężczyznę.-Czyli odnawiacie dawne kontakty... Chyba niezbyt skutecznie...-zaśmiał się widząc jak dwóch mężczyzn kłóci się w najlepsze wyzywając się w najlepsze...




part 43
the end