Nowa Atlantyda 39
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 03 2011 22:35:32
Dla mojej Kruczynki na głodzie^^



NOWA ATLANTYDA
PART 39




Przez kolejne dni Hoshi miał zdecydowanie lepszy humor niż zazwyczaj. A to za sprawą ulubieńca, którego sobie znalazł. Ile razy razem z Sardorem byli na wysepce, tyle razy czekali na nich Crimson i Shell. W przerwach starsi sobie rozmawiali albo wspominali stare dzieje, a Hoshi bawił się z "rybką" jak nazywał małą syrenkę, która była średnio zadowolona z tego faktu, ale łaskawie to tolerowała.
- Crimson...- zaczął podczas jednej z takich przerw Sardor.
- Tak...?-spytał właściciel czerwonego ogona wylegując się na cieplej skale.
- Mogę ci zadać niedyskretne pytanie?
Crimson zerknął na niego.
- Pytaj... Najwyżej nie odpowiem...
- Ty "urodziłeś" Shell'a, prawda?
- Tak...?
- A kto jest jego "ojcem"? Ktoś kogo znam?
Crimson zaczerwienił się jak dojrzała piwonia.
-Tak... Znasz go... I to bardzo dobrze...-powiedział cicho.
-O, serio? Proszę o szczegóły.
Crimson przygryzł dolną wargę bijąc się z myślami czy powinien powiedzieć. Ale z drugiej strony... Sardor był jego przyjacielem...
-...- powiedział to tak cicho, że Atlantyd nie usłyszał.
- Głośniej proszę.
- Ocean...
Sardor patrzył na niego szeroko otwartymi oczami.
- Żartujesz...
Crimson pokręcił głową.
- Nie... Ale Ocean nie wie... Nie powiedziałem mu...
- Dlaczego?
- Przecież wiesz...
- No tak... Ale nikt się nie domyślił?
- Nie, bo Shell jest zdecydowanie podobny do mnie... Nikt nie połączył tego z Ocean'em, a ja też nie powiedziałem w pałacu z kim...- umilkł nagle.
- Rozumiem. Nie martw się. Ja też nikomu nie powiem.
- Dzięki...- Crimson uśmiechnął się.
- TY ogoniasty stworze!!! Ja ci dam rzucać we mnie jeżowcami! - Sardor i Crimson podnieśli wzrok akurat żeby zobaczyć, jak Shell śmiejąc się pływa wokół wkurzonego chłopaka, który usiłuje go złapać za ogon.
- Wygląda na to, że dwaj książęta się zaprzyjaźnili...- powiedział ze śmiechem Crimson.- Tak jak my kiedyś...
- Coś sugerujesz? - Sardor puścił do niego oczko.
- JA CIĘ USMAŻĘ Z CEBULKĄ!!!!

********************************

Do pałacyku wrócili późnym wieczorem.
- Głodny jestem...- mruknął Hoshi.
- Ileo-Ni, Sardor-Ni... Witamy z powrotem.- Hoshi podniósł wzrok tylko po to żeby zobaczyć przed sobą Ram'a.
- Ładny koniec dnia...- mruknął.
Sardor skinął mu głową i przeszedł koło Lemura. Hoshi chciał zrobić to samo, ale Ram go zatrzymał.
- Ileo-Ni...
- Co? - burknął głodny chłopak.
- Yuma chciałby z tobą porozmawiać...
Hoshi nie dał po sobie poznać, jak wielkie zrobiła na nim wrażenie ta informacja.
- Jak ma do mnie sprawę to niech się sam pofatyguje... Znajdzie mnie w kuchni.- Dodał.
Prawda byłą taka, że Hoshi od dawna chciał porozmawiać z Yumą, ale Sardor nie był temu przychylny. Uważał, że im rzadziej Hoshi będzie przebywał w towarzystwie białowłosego, tym łatwiej będzie mu pogodzić się z faktem, że nie mogą i nigdy nie będą razem. Jednak chłopak nic nie mógł poradzić na to, że na sam dźwięk imienia białowłosego Atlantyda robiło mu się gorąco. Przed Sardorem udawał, że wszystko w porządki, ale tak naprawdę...
Ze sprzecznymi myślami wszedł do kuchni i poprosił o coś do jedzenia. Jedna z kucharek szybko przygotowała coś dla niego, a druga w tym czasie zaniosła kolację do pokoju Sardora.
Hoshi był w połowie posiłku kiedy do kuchni wszedł Yuma. Chłopak poznał go. Nawet nie musiał podnosić wzroku znad talerza.
- Zostawcie nas na chwilę samych proszę...- powiedział i reszta osób szybko opuściła kuchnię. Zostali w niej tylko oni dwaj.
Yuma usiadł naprzeciwko chłopaka.
- Nie chcesz nawet na mnie patrzeć? - spytał białowłosy.
- Wiesz przecież dlaczego...
Yuma westchnął.
- Tak... Wiem... I chciałbym cię za to przeprosić... Wiem, że nie powinienem był na ciebie tak krzyczeć, ale...
- Daruj sobie...- powiedział stanowczo Hoshi spoglądając w oczy Yumy. Nie było w nich dawnego zdezorientowana. Teraz przed Yumą siedział parwdziwy książę, który nie znosił sprzeciwu.
- Gwiazdeczko...- Hoshi uciszył go ręką.
- Nie życzę sobie żebyś tak więcej do mnie mówił. - syknął.- Ani ty... Ani ktokolwiek inny... Nigdy... Czy to jest jasne?
Yuma zaniemówił. Był w stanie tylko skinąć głową.
- A uprzedzając twoje pytanie... Nie zapomniałem o ceremonii... Mam zamiar iść później do świątyni żeby porozmawiać z kapłanami. Nie martw się. Nie spieprzę tego, czego tak bardzo wszyscy pragniecie.- powiedział wstając od stołu i wychodząc z kuchni.
Yuma siedział jeszcze przez chwilę.
- Gwiazdeczko...- szepnął.- Zmieniłeś się... I to bardzo, ale dlaczego mnie to wcale nie cieszy?




part 39
the end