Nowa Atlantyda 7
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 03 2011 21:49:29
by Ryoko Kotoyo
2005

No i mamy część siódma. Nic dodać nic ująć.^^



Hoshi zaniemówił.
Pierwszy raz widział takie dziwne stworzenia. Gabarytowo dorównywały ludziom, ale poza ty zupełnie się od nich różniły. Smukłe ciała miały delikatny zielonkawy poblask, dłonie i stopy zakończone ostrymi jak się domyślał pazurami, włosy w różnych kolorach błękitu i zieleni,a do tego krwistoczerwone oczy. Ubrane były jedynie w przepaski na biodrach albo krótkie postrzępione spodnie.
Wszystkie przysunęły się bliżej chłopca, na co ten zrobił kilka kroków w tył. Nie mógł jednak zrobić ich za dużo gdyż za plecami miał przepaść.
-Kim jesteście...?-spytał przestraszony.-Czego chcecie ode mnie...?
Istoty przez chwilę przyglądały mu się badawczo. Teraz dopiero zauważył, że były rodzaju męskiego. Po chwili jedna z istot powiedziała:
-Albo mi się wydaje albo ten mały nie wie, kim jesteśmy...
-Jakbym wiedział to bym nie pytał...-powiedział chłopiec.
-Ale jaja...-zaśmiał się jeden z zielonkawych stworów.-Szef nam nie mówił, co mamy zrobić w takim wypadku...
-A, kogo to obchodzi...? Zrobimy, co nam kazali i wynosimy się stąd! Nie mam zamiaru mieć Strażników na karku!
-Pal licho Strażników! Z nimi sobie poradzimy. Gorzej z tymi błękitnookimi cholerami. Jak to się nawet stało, że szukaliśmy ich tyle czasu...?
-Idę o zakład, że pozakładali bariery...
Hoshi miał dziwne wrażenie, że ta rozmowa jednocześnie go dotyczy i nie. Skorzystał jednak z tego, że te dziwne stwory zajęte są rozmową i starał się odejść od urwiska. Małymi kroczkami, ale przeliczył się. Stwory wyglądały na zajęte rozmową, ale jednocześnie go obserwowały. Kiedy na tyle oddalił się od urwiska, że mu zaryzykować ucieczkę zaczął biec. Po kilku sekundach poczuł, coś jakby uderzenie, a w następnej niesamowity ból. Próbował wstać, ale wtedy właśnie zrozumiał, że ten ból pochodzi z jego lewej nogi. Z przerażeniem zobaczył, że jest złamana.
Stwory tym samym były pewne, że im nie ucieknie.
Ale czego chciały?
-Dobra...-powiedział jeden.-Bierzmy się za niego. Nie mam zamiaru tu sterczeć nie wiadomo ile...
Pozostałe dwa przytaknęły.
Hoshi obserwował z narastającym przerażeniem, jak podchodzą do niego. Dwa mocno złapały go za ręce i unieruchomiły, mimo, że się bronił. Leżał na plecach, noga pulsowała nieznośnym bólem, a on nic nie mógł zrobić...
-No...-powiedział jeden.-Spokojnie mały to nie będzie tak bolało...
-Co nie będzie bolało...?-spytał z trudem chłopiec.-Chcecie mnie zabić?
-Zabić cię...?-spytał stwór.-Och... To w ostateczności. Osobiście nic do ciebie nie mamy. Wykonujemy tylko rozkazy...-powiedział i dotknął twarzy chłopca na co ten się wzdrygnął i próbował odsunąć.
-Jaki niewinny...-zaśmiały się stwory.-Ej... A może on już...?-zapytał jeden.
-Nie sądzę...-powiedział drugi.-Ale można go zapytać...
-Racja...-powiedział trzeci ten, który go trzymał za lewą rękę.-Ej mały... Gziłeś się już z kimś?
Hoshi poczuł, że się czerwieni. Po co tym dziwadłom taka wiedza?
-Co was to?-spytał i krzyknął kiedy poczuł jak ręka stwora zaciska się na jego obolałej nodze.
-Gadaj albo złamię ci drugą...-zagroził stwór.
Hoshi pokręcił głową.
-Dziewica...-powiedziały stwory jednocześnie.
-I, co z tego?-wrzasnął chłopiec.-Puszczajcie!
Udało mu się kopnąć jednego ze stworów zdrową nogą.
-Oż ty...-jęknął stwór.-Przesadziłeś!-warknął i zacisnął pazury na prawej nodze chłopca, który chwilę potem usłyszał trzask łamanej kości.
-AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!!-krzyknął.
Mocne uderzenie w twarz.
-Dość tego!-warknął stwór.-Bierzmy się za niego. Mam go dość!-powiedział i zaczął rozpinać chłopcu spodnie.
-Jakby nie był dziewicą to by wszystko było prostsze...-powiedział drugi stwór.
-Spoko... Zaraz nią być przestanie...
"Boże... Oni chcą... NIE!!! Yuma!!! Ratunku!!!!"

***********************************

Yuma czuł się okropnie. Nie powinien był go uderzyć. Wyrzucał sobie, że tak późno zauważył, jakie uczucia chłopiec żywi do niego. Jeśli chłopiec sam ich nie zabije będzie musiał zrobić, coś, czego bardzo by nie chciał.
Postanowił porozmawiać z Hoshim jak ten tylko się uspokoi i wróci.
Zaczynał się niepokoić. Zmrok zapadał, a on nie wracał. Wtedy właśnie dotarły do niego myśli chłopca:
"Boże... Oni chcą... NIE!!! Yuma!!! Ratunku!!!!"
Przez ułamek sekundy zobaczył trzy zielonkawe stwory.
Natychmiast wybiegł z domu i nie bacząc na to czy ktoś go zobaczy czy nie wzbił się w powietrze. Zawisł na chwilę i starał się wyczuć energię chłopca. Udało się.
Poczuł energię przy skałach, niedaleko urwiska.
Zdołał jeszcze porozumieć się z Marco i poprosić żeby zjawił się tam jak najszybciej.
Leciał tak szybko jak tylko potrafił i po kilkunastu sekundach był już na miejscu. Widział, co stwory zamierzają zrobić. Natychmiast wysłał w ich stronę niewielką kulę energii. Bał się, że przy większej może zranić Hoshiego.
-Cholera...-syknęły stwory.
Wszystkie trzy natychmiast odskoczyły od ledwo przytomnego chłopca. Hoshi jak przez mgłę zobaczył Yumę, na którego dłoni teraz zmaterializował się piękny miecz, błyszczący niebieskawym światłem.
-Trzymajcie się od niego z daleka...-syknął Yuma.
-Przykro nam...-powiedział jeden ze stworów.-Ale dostaliśmy polecenie, które mamy zamiar wykonać. I ty nam w tym nie przeszkodzisz!
Chłopiec lekko zdołał odwrócić głowę i zobaczyć trzy uzbrojone teraz z miecze stwory.
Takiej walki nie widział jeszcze nigdy. Nie wszystko do niego docierało. Nie mógł się podnieść, mimo, że próbował. W chwili, kiedy próbował unieść się z trudem na rękach zobaczył jak mała czerwona kula energii uderza zaraz obok niego. Hoshi poczuł jak ogromna siła odrzuca go w tył, a następnie zobaczył nad sobą urwisko.
Potężna siła zrzuciła go ze skał.
Następne, co zapamiętał to ból i ciemność.

************************************

Yuma nie od razu zauważył, co się stało. Dopiero, kiedy usłyszał jednego ze stworów zdał sobie sprawę w przebiegu wypadków.
"Nie!!!"-pomyślał.
-Kurde...-syknął stwór.-A już miałem ochotę go przelecieć.
-Może będziesz miał okazję... Oni nie giną, od czegoś takiego...
-Fakt...
Wszystkie trzy stwory uśmiechnęły się paskudnie szczerząc delikatne kły. Ich czerwone oczy błyszczały niebezpiecznie.
Yuma widział, że jego sytuacja nie jest zbyt korzystna.
Wszystkie trzy stwory rzuciły się na niego jednocześnie.
-Yuma! PADNIJ!!!!-usłyszał nagle białowłosy. Zdążył się uchylić, a następnej chwili poczuł na twarzy ciepłą ciecz. Podniósł wzrok. Nad nim stał Marco, a przed nim jeden ze stworów przeszyty na wylot mieczem, który trzymał Marco.
W następnej chwili stwór zamienił się w popiół. Został po nim jedynie zielonkawy kryształek unoszący się w powietrzu. Dwa pozostałe stwory widząc to rzuciły się do ucieczki. Rozprostowały błoniaste skrzydła, ale nie zdążyły ulecieć daleko. Dwie kule energii trafiły bez pudła.
-Trzeba zabrać te kryształki do oczyszczenia...-mruknął Marco chowając je do kieszeni.
Yuma w tym czasie podbiegł do urwiska i spojrzał w dół, czego zaraz pożałował. Na tychmiast jednak przemieścił się na dół razem z Marco.
Obaj nie wiedzieli, co powiedzieć.
Hoshi leżał na skale przed nimi. Całe ciało chłopca było we krwi, która zabarwiła kamień pod nim na czerwono.
Obaj czuli, że chłopiec żyje. Taki upadek nie mógł go zabić, ale domyślali się ile teraz będzie musiał znieść bólu. Yuma najdelikatniej jak mógł wziął chłopca na ręce.
-To moja wina...-szepnął, a z oczu pociekły mu łzy.

part 7
the end
by Ryoko Kotoyo
2005