Kiedy wszystko się zmienia 5
Dodane przez Aquarius dnia Czerwca 29 2011 18:39:45
- Jesteś dla mnie wyjątkowo miły dzisiaj, Cam... - szepnął Lucas, wysiadając z samochodu.
- Tylko się nie przyzwyczajaj. Nie zmieniłem o Tobie zdania. - Cameron spojrzał na niego lodowato i odszedł, zostawiając go na podjeździe.
- Cam! Poczekaj na mnie - zawołał i przyspieszył nieco kroku, ale ból nie pozwolił mu iść szybko.
- Czego ode mnie chcesz? - mężczyzna zatrzymał się, gwałtownie odwrócił, złapał chłopaka za ramiona i mocno nim potrząsnął. - Czego do cholery ode mnie chcesz?!
- Dlaczego? Dlaczego... mi po... pomogłeś skoro tak... ta... tak... strasznie mnie... mnie... nienawidzisz? - wyjąkał Lucas, starając się wyswobodzić z jego rąk.
- Nazwij to chwilową słabością, na szczęście mi przeszło i już się nie powtórzy - puścił chłopaka, odwrócił się na pięcie i wszedł do domu.
- Dziękuję ci za chwilowe słabości - wyszeptał chłopak w przestrzeń. Wszedł do domu, gdzie natychmiast został otoczony przez kolegów i ledwo udało mu się od nich uwolnić i uciec na górę. Zatrzymał się przy drzwiach, wyciągnął rękę i położył dłoń na klamce. Bał się otworzyć drzwi. A jeśli On tam czeka? Jeśli tylko czeka na jego powrót i znowu mu to zrobi? Przełknął głośno ślinę, nacisnął klamkę i wszedł do środka. Pokój wyglądał prawie na nienaruszony, tylko brak poszarpanego ubrania i pościeli na łóżku świadczył, że coś jednak się tu wydarzyło. Zeke? Policja? Oglądał w telewizji programy kryminalne, gdzie kryminalni zbierali dowody, by potem dzięki nim złapać przestępcę. Miał nadzieje, że tak będzie i teraz, że złapią go i zamkną za kratki. Wziął ręcznik z szafki, dostrzegając brak dwóch i poszedł do łazienki. Napełnił wannę gorącą wodą i wszedł do niej. Zanurzył się w wodzie razem z głową i leżał tak przez kilka uderzeń serca, potem wynurzył się, wziął gąbkę i zaczął dokładnie szorować całe ciałko, tak mocno, że z niektórych miejsc zaczęła płynąć krew, zabarwiając wodę na różowo i czerwono. Jak zahipnotyzowany patrzył na wirujące szkarłatne plamy pojawiające się na wodzie, a w końcu wybuchnął głośnym płaczem. Ukrył twarz w kolanach i zawodził tak długo i rozpaczliwie aż rozbolało go w piersi, a gardło wyschło mu na wiór.
- Lucas? Wszystko dobrze? - do drzwi zapukał Matt, a potem wsadził głowę do środka.
- Nie wchodź tutaj! Nie wchodź! - wrzasnął Lucas, zanurzając się po brodę w wodzie.
- Przepraszam. Przyniosłem nową pościel i zauważyłem, że nie ma Cię w pokoju. Moczysz się tu od dwóch godzin?
- Wyjdź! Wyjdź z łazienki, ale to już!
- Dobra. Zostawiam Ci świeży szlafrok - szepnął Matt i wyszedł z łazienki.
***
Lucas ucichł... snuł się po domu i okolicy jak duch, z dala od innych. Godzinami przesiadywał samotnie w pokoju, albo na dworze pod drzewem. Nie nosił już koszulek z krótkimi rękawami i szortów, zamieniając je na bezkształtne spodnie i bluzy. Prawie się nie odzywał. Koledzy, choć na początku troskliwi aż do bólu, w końcu zostawili go samemu sobie. Był im za to wdzięczny. Miał dość ich współczujących spojrzeń i przyciszonych głosów za każdym razem, gdy pojawiał się przy nich. Zachowywali się tak jakby był, co najmniej śmiertelnie chory. Trzymali się na dystans, nie dotykali go, jakby był trędowaty. Z jednej strony wiedział, ze nie chcieli go stresować, bo od tamtego zdarzenia bał się dotyku, a z drugiej strony go to irytowało. Najbardziej wkurzało go, gdy mówili żeby zapomniał, żeby o tym nie myślał i wymazał z pamięci. Oni nic nie wiedzieli, żaden z nich nie przeżył tego, co on. Żaden z nich nie został napadnięty i zgwałcony. Nie wiedzieli, co czuł. Nie im śniły się każdej nocy koszmary wypełnione lepkimi dłońmi i podnieconym sapaniem i wszechogarniającym bólem. Koszmarów, z których budził się z krzykiem, tylko po to, by rano zostać opieprzonym przez Cama, że mu w nocy spać nie daje. Żaden z nich nie wiedział, że od powrotu do domu, ani jednej nocy nie przespał w łóżku, tylko na podłodze pod oknem, nie mógł nawet spojrzeć spokojnie na to łóżko. Ciągle przypominało mu się wszystko co się wtedy działo, każdy szczegół. Myślał o tym cały czas. Usiłował sobie przypomnieć coś co mogłoby pomóc znaleźć sprawcę, ale nie przypominał sobie niczego takiego i to go dodatkowo denerwowało. Na szczęście lub nieszczęście niezmiennym punktem w jego życiu był Cam, który zachowywał się jak dawniej. Odpychał i warczał, jakby jego chwilowa troska była przywidzeniem spowodowanym szokiem. Co prawda bardzo mu brakowało tej troski, ciepłych słów i pomocy, a z drugiej strony cieszył się, że przynajmniej on traktuje go normalnie, w swój zwykły, nienormalny sposób.
Wkurzało go, że w dalszym ciągu śledztwo nic nie wykazało. Dowiedział się, że próbki zostawione przez jego znajomych nie pasują do śladów, które na nim znaleziono. W ogóle porucznik Dobson powiedział, że nasienie, które na nim i w nim znaleziono jest jakieś dziwne, ale podejrzewają, ze doszło po prostu do zanieczyszczenia próbek, co jednak powoduje opóźnienia w śledztwie, bo muszą wyselekcjonować z tego, co mają, czystą próbkę. Jeśli się nie uda, będzie jedynym światkiem, więc lepiej by było gdyby przypomniał sobie, kim był napastnik i czy rzeczywiście to był gwałt czy przeholowanie w brutalnych zabawach, w przeciwnym razie trzeba będzie umorzyć śledztwo. Więc możliwe, że nigdy go nie złapią i nigdy nie wsadzą do więzienia, co oznaczało, że mógł się znowu pojawić i znowu zrobić mu krzywdę.
Podniósł kamień z ziemi i cisnął go z furią do jeziora. To nie miało tak być! Miał być szczęśliwy! Miał się dobrze bawić, a nie zamartwiać! Miał zacząć żyć normalnie, miało się wszystko zmienić na lepsze, a nie na gorsze. Odwrócił się błyskawicznie, słysząc jakiś szelest i zamarł. Nie dalej, jak kilka kroków od niego, stał wilk. Potężny, piękny wilk, o złocistej jak bursztyn lub miód sierści i niesamowitych złotych oczach. Cudowne stworzenie zrobiło jeden krok w jego stronę, odrzuciło głowę do tyłu i zawyło. Pieśń poruszyła serce Lucasa, była w niej tęsknota, smutek i... miłość. Chłopak miał ochotę zawyć razem z nim. Wilk popatrzył na niego, a potem odwrócił się i pognał do lasu. Patrzył za tym cudownym stworzeniem tak długa, aż nie znikło całkowicie między drzewami. Podniósł się z ziemi i pobiegł do domu.
- Widziałem wilka! Widziałem wilka! - krzyczał, wbiegając do salonu.
- Na pewno się przewidziałeś i to był zwykły pies - uspokoił go Alan.
- To był wilk. Stał tak blisko mnie, jak ty, Alan - upierał się chłopak. Przecież wiedział, co widzi. Przecież kochał wilki od dzieciństwa i na pewno by nie pomylił tak fantastycznej istoty z jakimś psem. - Zresztą, co ty tam wiesz. Pewnie w życiu nie widziałeś wilka na oczy.
- Dawno nie było wilków w tej okolicy, ale skoro mówisz, ze to wilk, to ja ci wierzę - powiedział Zeke poważnym głosem i objął chłopaka ramieniem. - Powiedz, jak wyglądał ten wilk.
- Był cudowny! Miał złocistą sierść i piękne bursztynowe oczy i zawył dla mnie - mówił podniecony.
- Słyszeliśmy wycie, ale to na pewno był pies - upierał się Alan.
- A ja ci mówię, że to był wilk. Cudowny wilk, wielki, potężny i strasznie władczy. Na pewno jest basiorem w swoim stadzie.
- No dobrze, dobrze, skoro mówisz, że to był wilk, to na pewno był to wilk. - Alan uniósł ręce w obronnym geście i uśmiechnął się pobłażliwie do Lucasa. Nieważne, czy był to wilk czy nie. Jeśli miał mu poprawić humor i pozwolić zapomnieć o przykrych rzeczach, to mógł to być nawet smok.
Rudzielec mówił o wilku w czasie obiadu i kolacji, zastanawiając się, czy jeszcze wróci, czy będzie mógł go jeszcze zobaczyć, co chwilę wyglądał przez okno wypatrując go, ale wilk już się nie pokazał, mimo, że Lucas siedział nad wodą, dopóki nie zrobiło się zupełnie ciemno. Żałował trochę, że nie było koło niego Camerona... Zachód słońca był po prostu fantastyczny i nastrajał bardzo romantycznie. Lucas nie mógł się nadziwić spektaklowi natury i feerii barw nieba, które mieniło się złotem, pomarańczem, zielenią, purpurą, fioletem i granatem. Zachodzące słońce barwiło kłębiaste chmury różem i złotem tak, że wyglądały jak zrobione z waty cukrowej. Potem słońce ukryło się całkowicie za wzgórzami po lewej stronie jeziora. Z wolna zaczęły zapalać się gwiazdy i wkrótce przypominały lśniące diamenty na atramentowej sukni nocy.
- Wracaj do domu - powiedział Zeke, pojawiając się za nim tak niespodziewanie, że wrzasnął i wyskoczył do góry, jakby był na sprężynach.
- Już wracam do domku. Było pięknie. Szkoda, ze nie miałem aparatu.
- Zawsze możesz to narysować. - mężczyzna objął rudzielca ramieniem i zaprowadził do domu. - Mogliby się kochać w zachodzącym słońcu.
- To nie jest taki głupi pomysł - uśmiechnął się Luc, odwzajemniając gest przyjaciela. - Miłość na łonie natury może być przyjemna. Pomyślę nad tym.
Weszli do domu. Zeke zaciągnął chłopaka do kuchni, zrobił mu dobrej gorącej czekolady i pogonił na górę.
Lucas nie zamierzał się z nim spierać. Z jednej strony był zmęczony, z drugiej podniecony, a jednocześnie spokojny. Zdał sobie sprawę, że już dawno nie był tak spokojny i odprężony jak dzisiaj. Przebrał się w krótką koszulkę i spodenki, usiadł na swoim posłanku pod drzwiami na taras, wypił czekoladę i ułożył się do snu. Nim zasnął wydawało mu się, że słyszy tęskne wycie...