Kocha nie kocha 8
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 01 2011 22:09:01
-Dobrze, więc pójdę z tobą- zadecydował Szymon, pospiesznie wkładając buty.
-Nie ma potrzeby...- Odwrócił z zaskoczeniem głowę, przyglądając się jego zmaganiom ze sznurowadłem- Zaraz będę z powrotem. Tylko odbiorę koszulę.
-Nie upieraj się!
-Przecież masz kaca, marudzisz od samego rana. Zrobiłem ci śniadanie do łóżka, bo nie chciałem żebyś wstawał, skoro tak cię boli.
-Muszę pooddychać świeżym powietrzem.- oznajmił tonem nie znoszącym sprzeciwu i Dominik zamilkł.

Nigdy nie było tak, by Dominikowi udało się mu sprzeciwić. Szymon umiał być naprawdę przykry w takich sytuacjach i nieraz dał mu to poczuć na skórze, gdy ten mu się w czymś opierał. Jednak okres dzieciństwa już dawno minął i blondyn wątpił, że brat, mógłby go zechcieć sprać, choć wolał mimo wszystko mu czasem ustąpić.
-Zmień wyraz twarzy, bo ludzie się na ciebie gapią- powiedział z zakłopotaniem, kiedy przemierzali ulicę.
-Boli mnie głowa, mam prawo się krzywić. Nic im do tego!
-Nawet kobiety okrążają cię łukiem...
-Nie przesadzaj- warknął, wyrzucając do kosza butelkę po mineralnej.
-Rozumiem, że już ci na żadnej nie zależy...- podjął niepewnie.- Po głowie chodzi ci tylko ta jedna jedyna, co? Dostałeś od niej numer telefonu?
-O, czym ty teraz gadasz?- mruknął podirytowany.
Dominik poczuł, że się czerwieni. Odwrócił głowę w stronę wystawy, udając, że coś go tam zajęło. Szymon przyspieszył kroku.
-Mówię o tej seksownej blondyneczce z wczoraj. Nie udawaj niewiniątka... Lubisz blondynki?
-Nienawidzę blondynek! Zwłaszcza niebieskookich. Zbrzydł mi ten typ od ciągłego patrzenia na ciebie!
-Nie wrzeszcz tak, skoro boli cię głowa.
-To mnie nie prowokuj! Moje dziewczyny, to moja prywatna, intymna sprawa i nic ci do tego!
-Zadaję ci tylko proste pytanie, a ty się wściekasz, w ogóle tego nie pojmuję. Poza tym, dlaczego tobie wolno wtrącać się do mojego życia, a mi nie wolno zadać jednego, niewinnego pytanka dotyczącego twojego?- Nie odpowiedział mu, więc ten wypalił:- Rozumiem, że dała ci kosza... Jeśli nie chcesz o tym rozmawiać...
-Zaraz wrzucę cię do tego kontenera na śmieci- wyszeptał mu do ucha.
-O! To on!
I nim Szymon zdążył zareagować, Dominik skręcił gwałtownie w stronę niewielkiej restauracyjki. Wychodził z niej jakiś młody mężczyzna i zdawać się mogło po jego uśmiechu, że widok Dominika bardzo go zakłopotał. Wyglądał prawie tak, jakby się w nim zadurzył, a może Szymon miał już obsesję?
-Skończyłeś pracę? Mam nadzieję, że myślałeś o tym, aby na mnie zaczekać?
-Tak, oczywiście...
-Nie spóźniłbym się, gdyby nie brat.- Wskazał na niego kciukiem, nie odwracając się do Szymona, co zapaliło w nim złość.- Wczoraj nieźle zabalował na imprezie i teraz nie może się zebrać do kupy.
-Nie ma sprawy- uśmiechnął się Igor, wręczając mu reklamówkę.
Dominik zajrzał do środka. Koszula została starannie zapakowana w niebieski papier i blondyn nie mógł jej teraz zobaczyć.
-Mam nadzieje, że jest w środku... Jak wygląda? A może lepiej nie sprawdzać?- roześmiał się, podnosząc do góry brew .
-Mają tam swoje sposoby na takie plamy. Jeszcze raz bardzo mi przykro...
-Koniec z przeprosinami. Mam pełno takich koszul.
-I tak chciałbym ci to jakoś wynagrodzić...- powiedział dość sztywno i jego policzki pokryły się rumieńcami. Nim Dominik zdążył to przeanalizować, dołączył się do nich Szymon.
-Czy oddawanie koszuli zawsze musi trwać tyle czasu?- prychnął i natychmiast poczuł się jak idiota. Jednak naprawdę zapragnął to wreszcie przerwać.- Możemy już iść?
-Jesteś niegrzeczny....
-Całą drogę byłem niegrzeczny, jeśli nie zauważyłeś?
-Ma kaca- poczuł się w obowiązku wytłumaczyć Igorowi, który wytrzeszczył na Szymona oczy, jakby zobaczył ducha.
-Nie usprawiedliwiaj mnie, gówniarzu!
-T-ty...- Kelner wycofał się dwa kroki do tyłu, marszcząc w oszołomieniu czoło.- Ty jesteś Szymon?
-Co?- zapytał takim tonem, jakby ten go właśnie obraził. Dominik poczuł, że robi mu się słabo.- Skąd znasz moje imię? Znasz mnie?
Oczy Igora powędrowały w stronę Dominika i wyglądał tak, jakby Szymon przestał już dla niego istnieć. Złapawszy blondyna za nadgarstek, mocno ścisnął.
-Powiedz mi, dlaczego nie umiałem cię poznać! Dlaczego stało się to dopiero wtedy, kiedy zobaczyłem tamtego oczy!
-Ten ,,tamten" nadal tu stoi!- warknął.
-Eeee... Chcesz mi powiedzieć, że się znamy?- zapytał rozkojarzony Dominik, nie wiedząc jak się zachować. Naprawdę pragnął, aby okazało się to prawdą, może wtedy miałby pretekst, aby się z nim jeszcze spotkać.
Szymon rozłączył ich dłonie.
-Jeśli jesteś jednym z jego kochanków...
Dominik poczuł się tak, jakby ten uderzył go w twarz. Naprawdę nie chciał żeby Igor dowiedział się o jego orientacji, mogłoby to zniweczyć plan zbliżenia się do chłopaka.
-Dominik jesteś moją pierwszą miłością, wiesz?- powiedział brunet z miękkim uśmiechem i serce blondyna zadrżało.- Znamy się z podwórka, pamiętasz? Mieszkaliśmy blisko siebie. Ale potem musiałem się wyprowadzić, kiedy tata miał ten wypadek i...
-Igi!
-A więc pamiętasz!- uradował się.
-Obiecaliśmy sobie, że jak dorośniemy to weźmiemy ślub!
-Jasne... niczego nie zapomniałeś...- rozciągnął ramiona, jakby chciał go spontanicznie objąć, ale Szymon był szybszy. Stanął między nimi z zaciętymi ustami.
-A, już cię poznaję...- ułożył wargi w nieprzyjemnym uśmiechu.- Jesteś tym nieznośnym smarkaczem z sąsiedztwa. Raz cię przyłapałem jak usiłowałeś pocałować mojego brata, mały zboczeńcu!
-Szymon!- wrzasnął Dominik, uszczypnąwszy go w ramię.
-Sprałem ci tyłek, a ty dalej się przy nim kręciłeś.
-Jakże mógłbym zapomnieć...- westchnął brunet, marszcząc czoło.- Byłeś postrachem całej kamienicy, wydaje mi się, że od tamtego czasu w ogóle się nie zmieniłeś... Dobrze, że jesteśmy już dorośli i...
- I co?- przerwał mu.- Nie łudź się...
-Dosyć. Szymon jesteś dziś szczególnie nie do zniesienia!- Nabrał do płuc powietrza.- Ty mi nie mów o tym, kto jest zboczeńcem, bo ci przypomnę, co zrobiłeś mi po tym, jak przerwałeś nasz nieszczęsny całus!
Dominik nie sądził, żeby ten zachował to jakoś w pamięci, jednak Szymon drgnął.
-Nie wiem, o czym mówisz!- prawie wrzasnął. Starał się nie patrzyć bratu w oczy i gwałtownie zakłopotany Dominik postanowił porzucić ten temat.
-W każdym razie...- chrząknął- nie obrażaj moich przyjaciół.
-Czy możemy się jeszcze spotkać?- zapytał z nadzieją Igor.- Dam ci mój numer telefonu, dobra? Proszę, nie odmawiaj...- Zaczął nerwowo przeszukiwać kieszenie. W końcu wydobył jakąś kartkę i długopis.- Weź i koniecznie do mnie zadzwoń.
-Dziękuje, Igi, tak się cieszę...
-Dawno już nikt tak na mnie nie mówił...- Zapatrzył się na niego z lekko zamglonymi oczami, jakby przywoływał wspomnienia.- Mam ci tyle do opowiedzenia.
-Ja tobie też.
Szymon uczynił wymowny krok do tyłu, jakby dając im do zrozumienia by kończyli już tę rozmowę.
W połowie drogi do domu, złapał ich deszcz, więc musieli biec. Dominik cieszył się z tego zdarzenia, bo nie musiał wysłuchiwać narzekań brata. Był jednak w tak doskonałym nastroju, że nic nie mogło go w tej chwili zasmucić. Niech ten mówi sobie, co tylko chce! Dominik nie zamierza leczyć się ze swojej ,,choroby", żeby mu zrobić przyjemność. Czy on w ogóle by to docenił? Był tylko jego bratem i w końcu znów się rozstaną... może na jeszcze dłużej... Myśl o tym napełniła go nagle smutkiem. Kiedy dotarli przemoczeni do mieszkania, Szymon natychmiast zaczął z siebie zdejmować mokre ubranie i Dominik ukrył się szybko w łazience, żeby ten nie zauważył jego pogłębiających się rumieńców.
-Wczoraj tak dobrze ci szło! Nie mów mi, że nadal postanowiłeś być gejem...- jęknął, wyraźnie zestresowany. Dłubał w chlebie łyżeczką od herbaty, nie podnosząc na niego wzroku. Dopiero pod wieczór wrócili do tej sprawy, ale Dominikowi nie chciało się na ten temat rozmawiać.
-Całując wczoraj tę... Kasię, nadal byłem psychicznie gejem i nic tego nie zmieni. Proponuję ci porzucić zamiar uczynienia mnie... ,,normalnym", jeszcze się od tego pochorujesz.
-...Po prostu się o ciebie martwię i...- Zdawał się powiedzieć to wbrew swojej woli i Dominik ledwo się powstrzymał od parsknięcia.
-A, cóż to znów za taktyka?
-Dobra, już nic ci takiego nigdy nie powiem! Ale nie mniej do mnie pretensji, że jestem oschły!- warknął czerwony.
-Spoko, już się do tego przyzwyczaiłem.- Wstał z uśmiechem, co Szymona wyraźnie zdenerwowało. Dlaczego nie umiał się cieszyć razem z nim?
-Co robisz?
-Wyciągam komórkę, wystukuję numer i dzwonię...
-Co?!- Poderwał się gwałtownie na nogi, omal nie przewracając krzesła. Dominik zgromił go wzrokiem, odwracając się do brata plecami.- Nie mów mi, że do niego! To, to nienaturalne! Niedawno się widzieliście!
-Cześć Aga!... Przeszkadzam? Nie, nic się nie stało...
Szymon opadł z powrotem na krzesło, podparłszy na dłoni policzek. Ten smarkacz najwyraźniej się z niego natrząsał. I dlaczego tak tryskał radością! Nie powinien się zachowywać aż tak ... W końcu ten cały Igor był tylko jego dawnym kolegą z sąsiedztwa. Nie można tego nazwać przyjaźnią, byli w końcu bardzo mali. Dominik to głupiec!
-A, więc ty też pamiętasz Igora! Tak się cieszę! ...Wiem i mam nadzieję się z nim jeszcze umówić jeśli znajdzie czas.... Dobrze czekam, papa!
-Idiota- skwitował. - Będziesz płakał.
-Na razie się śmieję.
-Nie podoba mi się ten uśmiech. - wstał, wychodząc z kuchni.- Jeśli myślisz, że ci pozwolę...
-Co takiego mówisz..?- poczłapał za nim, zatrzymując się na w pros Szymona. Mężczyzna usiadł sztywno na sofie, biorąc ze stolika gazetę, którą zaczął zaginać w rękach. - Myślę, że on coś do mnie czuje. Już to wcześniej zauważyłem, zanim się zorientowaliśmy, kim dla siebie jesteśmy.
-Kim dla siebie jesteście?- zapytał sceptycznie.- Nie uważasz, że się za bardzo rozpędzasz? Wyolbrzymiasz to wasze ,,niezwykłe" spotkanie.
-Być może...- powiedział trochę zawstydzony.
-Przestań tak patrzyć...
Drgnął. Podniósł na brata oczy, lecz w tym momencie dobiegł ich dzwonek.
-Musisz mi wszystko opowiedzieć!- zawołała rozchichotana ze szczęścia Agnieszka.
-Co tu wpadasz, jak torpeda?!
Popatrzyła na niego z jeszcze szerszym uśmiechem.
-Wnioskując z wyjątkowego niezadowolenia Szymona, to musi być coś poważnego!
Dominik poczuł, że wraca mu dobry nastrój. Przytulił ją, następnie pociągnął do kuchni. Szymon natychmiast poderwał się z siedzenia za nimi. Poczuł się urażony, że ten postanowił go wyłączyć z rozmowy.
-Nie musicie się przede mną zamykać. Jestem w to cholernie kurwa wtajemniczony!
-Niestety grasz ostatnie skrzypce- zachichotała kuzynka.
-Już ja ci jeszcze pokażę, które tu skrzypce grać będę!- warknął, nalewając do szklanki soku.
-W każdym razie...- odwróciła się do mężczyzny plecami, a twarzą do Dominika- pamiętam tego Igora jak przez mgłę. Ale wiem to, że chyba się w nim troszeczkę podkochiwałam.- westchnęła marzycielsko- Nie mogę uwierzyć, że znów będzie mi dane go spotkać!- zaśmiała się- To znaczy, oczywiście jest twój...
-Dobrze, że nie ma tu z nami Sary...- zauważył złośliwie i Agnieszka szturchnęła go z urażeniem w ramię. - Ale przecież już go widziałaś. To ten kelner i...
-Przez to całe zamieszanie, nie zdążyłam mu się przyjrzeć...
- I szczerze mówiąc nie było, co oglądać. - rzucił Szymon pełen irytacji..
-No ty się na tym akurat nie znasz...- wytknęła mu, zerknąwszy na niego złym okiem.
-Chciałbym wierzyć, że może coś z tego wyjść.
-A pewnie, że może!
-Nie sądzę...- skomentował szatyn, biorąc do ręki jakieś czasopismo, by przerzucać od niechcenia jego strony.
-I tu się mylisz mój drogi kuzynie!- Odwróciła się do niego, splótłszy na piersi ręce i przez moment wydawała się nad nim górować.- Nigdy się nie zapomina swojego pierwszego pocałunku!
Cała zawartość soku, jaką miał właśnie w ustach, wylądowała na stole. Dziewczyna odskoczyła w oszołomieniu, z ledwością unikając oplucia.
-Cholera! Szymon, często ci się to zdarza?!
Twarz Dominika poczerwieniała jak dojrzała wiśnia. Nie wiedząc gdzie schować oczy, szybko odwrócił się w kierunku zlewu, poczym zaczął wykręcać w dłoni szmatkę.
-Reaguję tak wyłącznie na głupie teksty tego stylu...- Wytarł rękawem wargi.
-A cóż cię w moich słowach aż tak zaszokowało? Dla wszystkich pierwszy pocałunek jest tym szczególnie wyjątkowym. Ty też na pewno trzymasz w swojej skarbnicy pamięci ten moment. I może wracasz do niego od czasu do czasu wspomnieniami...
-Idiotka.
Dominik udawał, iż pochłonęło go wycieranie stołu. Kiedy poczuł na sobie przelotne spojrzenie brata, momentalnie się zaczerwienił. Szymon na pewno to zauważył, jednak taktownie odwrócił wzrok i nie patrzył już na niego, w ogóle.
-Naprawdę nie wiem, jak ty znajdujesz sobie dziewczyny. Wydajesz się w ogóle pozbawiony romantyzmu.
-Zmień już temat...
-Dominik, nie porzucaj swojej pierwszej miłości.- Pocałowała go w policzek- To przeznaczenie, wiesz? Tak mi się jakoś wydaje...
-Skoro tak myślisz, może coś w tym jest...- odparł matowo, nadal trochę zmieszany.


-Powinieneś ograniczyć jej wizyty w tym mieszkaniu- odezwał się po godzinie Szymon. Dominik poczuł ulgę, bo cisza, jaka miedzy nimi narosła po odejściu Agnieszki, wydawała się już naprawdę nie do zniesienia.
-Uwielbiam ją. To moja przyjaciółka i chcę żeby mnie odwiedzała, kiedy tylko najdzie ją ochota.- Zdjął z głowy ręcznik, wcierając w niego włosy. Szymon zwęził oczy, przełączając kanał telewizora.
-Ma na ciebie zły wpływ. Gada same bzdury, głupia dziewczyna. Za dużo się na oglądała telenowel.
-Jesteś dziś w złym humorze od samego rana, więc nie chcę ciągnąć tej dyskusji. Dobra?- Zmarszczył czoło, ruszając w stronę kuchni. Czuł na sobie spojrzenie.
-Nie sądzę, bym jutro czuł się lepiej, po tym, co dziś się wydarzyło. Chyba, że dasz sobie z tym Igorem spokój.
-Nie dam sobie z nim spokoju- uśmiechnął się, wracając do salonu. Stanął w lekkim rozkroku utkwiwszy w Szymonie zadowolone oczy.- Dobrze, że mi o nim wspomniałeś. Od razu zrobiło mi się przyjemniej na duszy.
Szatyn pokręcił ze śmiechem głową. Ledwie umiał się powstrzymać od wybuchu złości.
-Nie masz, co o nim wspominać. Wiem, że nie pocałowaliście się wtedy, bo wam przeszkodziłem! To ja cię pierwszy pocałowałem! Jeśli jest coś, do czego mógłbyś wracać, to do tego momentu!- zawołał z rozdrażnieniem.
Dominik rozciągnął w zaskoczeniu usta. Nie mógł wprost uwierzyć, że ten kiedykolwiek powie mu coś takiego. Szymon również wydał się po chwili dość zdruzgotany własnymi słowami.
-Trochę to dziwnie zabrzmiało...ale wiesz o co mi chodzi...
-Szczerze mówiąc... nie za bardzo...- Policzki ponownie zaczęły mu piec, ale Szymon na szczęście utkwił wzrok w telewizji.
-Wiesz, to wtedy była taka... zabawa. Na niby. Byliśmy dziećmi...
-W porządku, to wiem. Chodzi mi o to zdanie z przed chwili. - Nie miał pojęcia, czemu zapragnął to tak bardzo wyjaśnić.- Dlaczego miałbym do tego wracać?
-Idiota!- wybuchnął.- Będziesz się teraz czepiał moich słów?!- Wstał.- Przez ciebie mam mętlik w głowie i nie wiem, co mówię! Chciałem ci tylko powiedzieć, że nie masz z nim czego wspominać! Jesteś w tym wszystkim w tak romantycznym uniesieniu, że chce mi się rzygać!- Podszedł do niego i nim Dominik zdążył odskoczyć, ten złapał go za ramiona, przysuwając do siebie- Myślisz, że dzięki niemu zapomnisz o uczuciu do Patryka? Że go zagłuszysz?! Ale z ciebie naiwne, durne dziecko! Przestań się zakochiwać! Nie masz najmniejszego pojęcia, czym jest prawdziwa miłość!
-I kto mi to mówi! Nie dajesz najlepszego przykładu!- Nawet się nie ośmielił mu wyrwać. Poza tym, Szymon trzymał go dostatecznie mocno. - Sam zmieniałeś panienki jak rękawiczki.
-Nie mówię o takiej miłości! Ona nie ma nic wspólnego z seksualnym pociągiem!
- Mówisz o miłości niezwiązanej z seksualnym pociągiem? Chyba rzeczywiście masz dziś mętlik w głowie! Bo ja pragnę zbudować związek, wiesz?! Puść mnie!
-Z nim go nie zbudujesz! Moje usta były pierwszymi i będą ostatnimi, jakie kiedykolwiek spróbujesz, dociera?!
I nim Dominik zdołał zrozumieć sens jego słów, ten zmiażdżył mu wargi pocałunkiem, przytrzymując bratu głowę, żeby nie mógł się wyrwać. Był to po prostu silny buziak, ale Dominikowi i tak zakręciło się w głowie. Odepchnął Szymona, upadając na podłogę.
-Posądzę cię o... nadużycie władzy rodzicielskiej! O...o kazirodztwo, słyszysz?!
Odpowiedział mu gniewnym śmiechem.
-Kazirodztwo... dobre. Jeszcze ci nic nie zrobiłem- zagroził, poczym odwrócił się napięcie, jak burza wychodząc z mieszkania.


Szymon wrócił bardzo późno w nocy, ale Dominik jeszcze nie spał. Kiedy mężczyzna wsunął się do łóżka, blondyn usiadł raptownie, zapalając małą lampkę. Szatyn zmrużył oczy i wyglądał na trochę zaskoczonego.
-Następnym razem zakluczę drzwi, wiesz?... Martwiłem się, gdzie się szwendałeś! Jadłeś kolację?
Spojrzała niego intensywnie, swoimi jasnobrązowymi oczami i wyglądał na nieco spłoszonego.
-Wszystko gra..?- zapytał niepewnie i Szymon zaczął pedantycznie układać poduszkę- No mów coś!
-Wybacz mi, Dominik... -Usiadł pochylając się odrobinę do przodu. Na podciągniętych kolanach opierał ręce i przyglądał się im melancholijnie.- Jeśli chcesz spróbować z Igorem, to nie mam nic przeciwko temu. To w końcu twoje życie i nie mam prawa, aby w tej kwestii czegoś ci zakazywać.
Serce chłopaka za podskoczyło gwałtownie.
-Mówisz... poważnie...?
-Staram się, by zabrzmiało to poważnie. Mam nieco inne zdanie na ten temat, ale już poznałeś moją opinię, więc nie będę się powtarzał...- Przełknął ślinę, zacisnąwszy pięści.- Kurde, Dominik... Chyba jestem zazdrosny.
Był to kolejny raz, kiedy twarz Dominika oblała się rumieńcem. Przyłożył dłonie do policzków, aby je ukryć, ale wtedy oczy Szymona powędrowały w jego stronę. Były rozgorączkowane.
-Nie umiem tego inaczej wytłumaczyć, to musi być zazdrość. Jesteś moim młodszym bratem i czuję złość na myśl, że ktoś mi cię chce odebrać.- Zacisnął zęby- Nie rób się taki znowuż czerwony, to mnie wkurza! No przecież nie powiedziałem nic tak dziwnego, prawda?!- Popchnął go i Dominik prawie zleciał z łóżka.
-To po prostu jest cudownie słodkie! Wspaniale, że tak myślisz.- roześmiał się, po czym niespodziewanie zarzucił mu się na szyję.
-Nie! No, co ty! Nie rób tego...- Usiłował się pozbyć ciężaru, ale nie był zbyt przekonujący i blondynowi udało się go cmoknąć w rozpalony policzek. Mężczyzna odsunął się, zakrywając dłońmi twarz.
-Szymon...?
-Nigdy tego więcej nie rób...- Odjął dłonie z twarzy, wyglądał jak demon.- Szczerze tego nie znoszę. Już cię nie raz prosiłem...- Najbardziej go jednak denerwowało to, że Dominik uczynił tak, bo przepełniła go radość związana z tym, iż dostał pozwolenie na umawianie się z Igorem. Tego przeboleć nie mógł.
Pokiwał głową, przesuwając w bok oczy.
-Wiem, ciągle zapominam... poza tym to siła wyższa. I...
-I?- rzucił.
-Nigdy ci tego nie mówiłem, ale... od zawsze chciałem cię po prostu objąć, mam na myśli okres dzieciństwa i teraz też... Umiem sobie wyobrazić jak głupio może to brzmieć- zaczął się z zakłopotaniem tłumaczyć- Nie znosisz jak gadam w ten sposób. Nie wiem jednak, jak mógłbym inaczej złożyć słowa, aby cię nie zniechęcić.
Na czole Szymona powstało mnóstwo zmarszczek.
-Nie... ja....- wyszeptał- Nie lubię sytuacji z których nie wiem jak wybrnąć.
-Spokojnie, tak tylko powiedziałem, żebyś wiedział. Nie oczekuję, że coś powiesz- Podrapał się po głowie.
-Nigdy mi tego wcześniej nie mówiłeś, jak byliśmy dziećmi. Myślałem, że mnie nie znosisz.
-O nie, to niemożliwe...- Choć prawdą było, że czasem się jego bał.
-Niekiedy robisz się taki słodki, że zaczynam się martwić, czy przypadkiem się nie za cukrzę od patrzenia na ciebie. - westchnął, ciężko się unosząc z łóżka.
Przygarnął go ręką, delikatnie przycisnąwszy do piersi. Serce Dominika załomotało. W takich chwilach młodszy brat był gotowy zrobić dla Patryka niemalże wszystko. Ledwie się powstrzymał, aby nie oświadczyć, że mógłby zrezygnować z tej znajomości z Igim. To byłoby głupie...
-Serce tak szybko ci bije...- Uniósł twarz natrafiając na jego spojrzenie. Gdyby tylko mógł odgadnąć jego myśli...
-Dobra, już wystarczy tego dobrego- Odsunął się, podciągając pod szyję kołdrę.- Idź spać mały idioto.
-Spać? Po tym wszystkim?- uśmiechnął się szeroko, następnie wymownie nad nim nachylił. Szymon wyglądał na dość zaniepokojonego. - A może jakiś mały seks?- Podrzucił brwiami i ten rozciągnął w oszołomieniu usta, jakby wziął jego słowa na poważnie. Blondyn musiał boleśnie zagryźć wargę, powstrzymując się od ryknięcia śmiechem. Uwielbiał go obserwować w tym stanie, wtedy, gdy Szymonowi brakowało już słów i nie wiedział jak się zachować.
-Słuchaj...- zaczął groźnie, lecz w pewnym momencie urwał i wypuściwszy spokojnie powietrze, uśmiechnął się dziwnie.- W porządku. Skoro tego chcesz, to zróbmy ,,to".
Dominik zastygł z dość głupim uśmiechem. Nie spodziewał się usłyszeć czegoś podobnego. Tysiące przyjemnych, gorących dreszczy przebiegło mu po ciele. Doskonale znał to uczucie i postanowił się wycofać. Jednak Szymon mocno chwycił go za przedramię, nie pozwalając się ruszyć.
-No, co z tobą?- zaczął się naigrywać i młodszy brat bardzo się wtedy zawstydził- Zmieniłeś zdanie?
-Spodziewałem się po tobie czegoś innego, myślałem, że zaczniesz mnie zwymyślać...- wybąkał. Szybko jednak chcąc odzyskać przewagę, powiedział- No, dobrze. W takim razie... pocałuj mnie.
-Myślałem, że najpierw się rozbierzesz...- Uniósł do góry brwi, wzdychając.- Poza tym...- Pociągnął go lekko za rękaw- Ta koszulka w Pika-chu psuje atmosferę.
Dominik roześmiał się cicho i uwolniwszy od dotyku brata, położył się na swojej stronie łóżka, wbijając wzrok w sufit.
-Więc nawet nie próbuj ze mną z tymi tekstami, braciszku... Zaczynam być na nie odporny.
-Właśnie zauważyłem. To trochę irytujące. Będę musiał wymyślić coś lepszego.
Przez chwilę trwała cisza. W końcu Dominik uczuł szelest kołdry. Starszy brat nachylił się nad nim, w połowie przylgnąwszy do niego piersią. Na jego ustach znalazł się tajemniczy, skrywany uśmieszek i Dominik bardzo się spiął.
-Co jest?- wybąkał.
-Pora gasić światło.- Wyciągnął rękę, dosięgając do nocnego stolika Dominika, pochłonęła ich ciemność.